Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2017, 19:20   #125
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Calistri nie przyjął pomocy Samanthy, stwierdzając, że takie rany to nic poważnego i że czuje się dobrze. Dziewczyna więc nie nalegała. Wymęczeni psychicznie i nieco mniej fizycznie, ruszyli poboczem w stronę budki z bramą, którą mijali na początku wycieczki. Rozglądali się przy okazji po okolicy, jakby brali pod uwagę, że za chwilę coś lub ktoś może na nich z lasu wyskoczyć.

Nic takiego jednak się nie zdarzyło. Nikt nie czyhał na ich życie, las szumiał przyjemnie i kojąco. Po około dziesięciu minutach marszu ujrzeli w końcu drewnianą budkę. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że nikogo nie zastali.


Gdy podeszli bliżej, ich przeczucia potwierdziły się. Drzwi były zamknięte, w środku panował półmrok. Mężczyzny, który sprawdzał dokumenty przy wjeździe do ośrodka, nie było. Zaglądając przez okna można było dostrzec niewielkie biurko z lampką pałąkową, lodówkę turystyczną i telefon stacjonarny stojący na niewielkiej szafce pod ścianą. Czyżby stary aparat do tradycyjnej telefonii okazał się ich ostatnią deską ratunku? Nawet jeśli tak uważali, najpierw musieli dostać się do środka.


Wszystko działo się szybko, bardzo szybko. Dean w kontrolowanym odruchu poszedł pod wodę, dobywając tasak, Claire rzuciła się w stronę dryfującego nieopodal wiosła. Czerwona Koszula machał wielkimi łapskami, jakby zupełnie nie stracił sił. Był niemal przy rudowłosej, gdy ta odwinęła się i zdzieliła dzikusa drewnianym wiosłem. Tamten warknął, ale nie zatrzymał się, szybko skracając dystans. Claire uderzyła drugi raz i trzeci, czując, jak zaczyna opadać z sił. Ku jej przerażeniu, napastnik nie zwolnił i dopadł do niej, zaciskając mocne dłonie na wątłej szyi Lockhart. Dziewczyna próbowała się wyrwać. Bezskutecznie.

Wtedy zaatakował Dean, przejeżdżając dzikusowi po brzuchu ostrzem tasaka. Opór wody nie pozwolił stwierdzić, jak bardzo go zranił, ale wszystko wokół zaczęło barwić się na czerwono, zatem ostrze musiało wejść dość głęboko. Poprawił drugi raz, a dzikusem szarpnęło. Krew uciekała z jego ciała, niczym z zarzynanej świni. Van der Veen zamachnął się jeszcze raz, trafiając w biodro i otwierając kolejną ranę. Na więcej nie mógł sobie pozwolić - mięśnie paliły, bark przeszywał paskudny ból. Wynurzył się, łapiąc oddech.

Claire w tym czasie walczyła, jak mogła i nawet udało jej się poluzować nieco uścisk napastnika, przez co mogła nabrać trochę więcej powietrza do płuc. Czuła, jak Czerwona Koszula co chwilę wierzga pod wodą i warczy, a potem widziała, jak woda barwi się krwią. Czyżby Dean'owi udało się go zranić? Nie miała teraz czasu, by o tym myśleć. W końcu jednak mogła przyjrzeć się jego paskudnej, zdeformowanej gębie. Oczy mężczyzny patrzyły na nią bez krzty litości, było w nich tylko zło. Najbardziej nieludzkie, jakie tylko można sobie było wyobrazić.


Dzikus znów zacisnął mocniej palce na szyi Claire, a ta sięgnęła po omacku po nóż. Gdy dłoń powędrowała na rękojeść, rudowłosa zamachnęła się i spod wody wyskoczyło ostrze, które trafiło napastnika prosto w szyję. Zacharczał i splunął krwią, mimo to wciąż zaciskał dłonie na szyi dziewczyny. Lockhart wydobyła nóż, a z rany trysnęła ciemna ciecz. Nagle poczuła, jakby broń ważyła kilkadziesiąt kilogramów. Przecież ten cios miał go zabić, tymczasem Red Shirt wciąż nie odpuszczał. Musiała dać sobie czas na złapanie kolejnego oddechu, zwłaszcza, że z każdą chwilą dzikus jakby obluzowywał uścisk, jednak Claire nadal nie mogła się wydostać z tych kleszczy. Dean, walcząc z bólem w barku widział tę sytuację jak na dłoni, a gdy spojrzenia nastolatków spotkały się, van der Veen wiedział już, co robić.



Nie przejmował się zbytnio tym, co działo się w wodzie, ruszając w las. Szybko zniknął między drzewami, rozglądając się czujnie po okolicy, wypatrując jakiegokolwiek z dzikusów, który mógł się przecież zasadzić w lesie i czekać na swoją szansę. Z ulgą przyjął fakt, że nikt go nie zaatakował, jednak kątem oka dostrzegł spory, ciemny kształt leżący pod jednym z drzew. Gdy odwrócił głowę, aż uniósł brwi. To była Kaya!


Podbiegł szybko w miejsce, gdzie leżała, a gdy znalazł się przy dziewczynie, mógł się jedynie skrzywić. Kaya musiała wejść w jedną z pułapek zastawionych przez tych zwyrodnialców, gdyż z boku zakrwawionej i zmiażdżonej czaszki wystawało ostrze sporej siekiery. Niewidzące spojrzenie wpatrywało się gdzieś poza granice rzeczywistości i jedyne, co mógł zrobić teraz Marty, to po prostu zamknąć jej oczy i podążać dalej w swoją stronę. Gdziekolwiek zmierzał.



Ze swojego bezpiecznego miejsca obserwował ukradkiem, co działo się nieopodal. Dean poszedł pod wodę, Czerwona Koszula w końcu dopadł do Claire i zaczął ją dusić, ale rudowłosa nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Najpierw wymierzyła mu kilka razów wiosłem, a potem uderzyła nożem. Prosto w szyję.

Gbadamosi do tej pory myślał, że taki cios jest od razu śmiertelny, jak widać mylił się, bo przyjemniaczek o zdeformowanej gębie wciąż dusił Lockhart, choć wyraźnie opadał z sił. Gdzieś obok pojawił się Dean. Czyżby to była ta szansa dla Jerry'ego, żeby odkupić swoją wcześniejszą dezercję? A może mimo wszystko miał już na to wywalone?

 
Tabasa jest offline