Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2017, 22:26   #38
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
~ Takich zwierząt nie ma! - pomyślał Aureolus w pierwszej chwili, gotów zwątpić we własne zmysły. Ale sądząc po reakcji innych, oni też je widzieli, nie mogły więc być halucynacjami. Garłacz nagle wydał się śmieszną bronią przeciwko nim, bał się, że prędzej trafi któregoś z uwijających się u stóp olbrzymów wojowników. By nie siedzieć bezczynnie, wyjął lusterko i posyłał słoneczne zajączki w oczy monstrów, by odwrócić ich uwagę i utrudnić im celowanie. Nie wiedział czy odniosło to jakikolwiek skutek, niemniej już po chwili jeden z potworów leżał martwy. Tyle, że drugi smagnął ogonem Orrgara.
Przestawszy bawić się lusterkiem Aureolus przyszykował się do udzielenia pomocy walniętemu ogonem “smoka” krasnoludowi, ale gdy tylko usłyszał huk i krzyk z góry, rzucił się na pomoc Erwinowi. Bycie przyjacielem medyka ma swoje plusy. I nie chodzi tylko o łatwy dostęp do gorzały. Zniszczona broń i osmalenia na twarzy, rękach i zbroi powiedziały Aureolusowi wszystko co potrzebował wiedzieć. Mimo wszystko Erwin wykpił się tanim kosztem - medyk widział już kiedyś urwane ręce po wybuchu rusznicy, a teraz skończyło się zaledwie oparzeniami rąk, a zwłaszcza dłoni i osmaleniem twarzy. Wyglądało to strasznie, ale nie powinno mieć długotrwałych skutków. Polewał więc chłodną wodą poparzoną skórę aby zmniejszyć obrzęk, a gdy Lexa zaczęła kręcić się wokół przeszkadzając i wyzłośliwiając się, wcisnął jej bukłak z wodą w ręce i kazał kontynuować. W tym czasie powyciągał pęsetą powbijane w ciało odłamki metalu, a przede wszystkim, o czym wielu cyrulików zapominało i czego nie robiło, bo pacjenci się zwykle nie skarżyli - przemył oczy rannego. Pozostawione w nich ziarenka prochu mogłyby zaowocować utratą wzroku. Na koniec zabandażował dłonie Erwina wilgotnymi bandażami.
- Spokojnie druhu. Wieczorem jeszcze obejrzę, w razie czego użyję później maści by skóra nie pękała.
- E! Czemu dla niego jesteś milszy niż dla mnie?
- spytała oskarżycielsko Lexa, naburmuszając policzki w sposób bardziej uroczy, niż groźny. Bukłak wymykał jej się ze śliskich od krwi dłoni, a całe ciało miała oblane śmierdzącą juchą. Gdzieś przy bucie ciągnął się jeszcze kawałek jelita lub innej zgrubiałej części smoka. Norsmanka chlupnęła wodą w twarz Erwina, mimo iż ten i tak był już mokry i nie zrobiło mu to większej różnicy.
- Bo ładniejszy ode mnie czy kutasa ma? - spytała poważnie.
- Ostrożnie - zwrócił uwagę Aureolus. Drobne złośliwości Lexy tolerował, a nawet lubił - wiedział, że tylko tak mogła w sposób bezpieczny dla własnej psychiki wyrażać swoją sympatię, ale teraz stanowiło to zagrożenie dla pacjenta. I dla opinii Erwina o zdolnościach medycznych Aureolusa.
- A właściwie dlaczego jesteś zazdrosna?
Blondynka zdębiała, a ślizgający się w zakrwawionych łapach bukłak w końcu walnął o ziemię, wypadając jej z dłoni.
- Co?! No chyba cię grzeje w tej Lustrii! - oburzyła się do granic możliwości robiąc się czerwona na twarzy. Jej nozdrza się rozszerzyły, kiedy wydała z siebie niewyobrażalnie wyraziste fuknięcie.
- Pytam, bo to niesprawiedliwe! To że ma potężnego kutasa i gładszą, ładniejszą buźkę nie oznacza, że będzie lepszy i bardziej przydatny niż ja. - skrzyżowała ręce na piersiach, a jej blada twarz nie potrafiła ukryć rumieńców.
- Oczywiście Walkirio. Przecież to Ciebie poprosiłem o pomoc przy opiece nad nim, a nie odwrotnie. - wiedział, że szlachcic zrozumie, w końcu znał się na etykiecie sporo lepiej niż medyk.
Lexa jednak niekoniecznie zrozumiała. Nieufnie zmrużyła oczy. Potrafił ją podejść tak, że by coś odpowiedzieć, musiała uruchomić w drgania swoje mózgowe fale. Nie należało to do najłatwiejszego procesu, ale chwila rozruchu i wszystko zaczynało trybić.
- To pomóc w czymś jeszcze? - spytała obrażalsko.
Medyk taktownie nie zapytał skąd wie jakiego szlachcic ma kutasa i zamierzał po prostu podziękować za pomoc. ~Chociaż... - pomyślał - dobrze byłoby czymś ją zająć. Po podniesieniu bukłaka i odejściu od rannego cicho poprosił:
- Jak się obmyjesz z krwi sprawdź czy sama nie jesteś ranna i popatrz przez dłuższą chwilę w oczy Erwinowi, czy nie przegapiłem jakiejś drobinki prochu, a ja w tym czasie ogarnę innych.
Oczywiście szlachcic nie potrzebował żadnej pomocy, by dostać się do majtek dowolnej kobiety, ale przecież przyjaciołom się pomaga nawet gdy nie proszą. Zresztą, i Norsmenka wyraźnie miała na niego ochotę… A Jej przydałaby się pomoc.
- Pfff! Ja ranna - kobieta obśmiała się i machnęła niedbale ręką, odchodząc kawałek dalej. Obmycie się było raczej trudniejszą sprawą, ale zaraz zaczepiła siostrę i poprosiła ją o pomoc. Trochę to trwało, nim wymyła ręce i twarz, z pancerzem jednak niewiele mogła zrobić, gdyż przydałoby mu się szorowanie. W sumie do smrodu jednodniowej juchy się przyzwyczaiła, było to prawie jak elfi perfum. Zlecona przez medyka robota była głupia, bo ani Lexa się na tym nie znała, ani nie miała ochoty patrzeć na inżyniera. Zgodziła się na to, bo po prostu chciała udowodnić Aureolusowi, że jest najlepsza we wszystkim. Liczyła też na pochwały. Ciężko było stwierdzić, czemu jej na tym zależało.
W końcu powróciła w blasku i chwale, obmyta i prawie czysta. Kucnęła na wprost Erwina i mruknęła w zamyśle, wyzwalając z odmętów mózgu swoją inteligencję. Miała posępny i przerażająco poważny wyraz twarzy, a w jej zielonych, lśniących dzikością oczach iskrzyła zuchwałość i pewność siebie. Zbliżyła twarz blisko jego oblicza i przekrzywiła łeb w bok, jak pies, do którego uszu dotarł nowy, nieznany dźwięk. Zlepione krwią blond włosy kaskadą spłynęły po jej ramieniu. Nieustannie obserwowała jego oczy.
- Widzisz coś w ogóle? - spytała po jakiejś chwili, ochrypłym i twardym tonem głosu. Gdyby nie znał się na ludziach, byłby przekonany, że mimo pytania ma to w dupie, ale chyba tak nie było.


Będąc na górze wieży, medyk przy okazji obejrzał też oparzenia Wolfganga, te jednak były powierzchowne i interwencja nie była konieczna. Mag machnął tylko ręką na zainteresowanie medyka. - Bywało gorzej. Nic mi nie będzie. - Odpowiedział zdawkowo, bardziej skupiony był na złotym krążku trzymanym między palcami.
Z Orrgarem rzecz miała się inaczej. Nie spędzali wcześniej zbyt dużo czasu, medyk miał też wrażenie, że zabójca nie korzystał za często z pomocy medycznej choć ran najwyraźniej w życiu odniósł sporo. Do tego wtrącił się Brok Varda:
- Orrgar to Zabójca, opatrz go na tyle, aby mógł polec w walce, a nie od zakażenia.
Medyk był ciekaw czy Orrgar w ogóle pozwoli się zbadać, a co dopiero opatrzyć.
- Tak, wiem, nie boli, nic nie jest i mam spierdalać. Ale słyszałem, że lepiej polec w walce, a nie zdychać w gorączce z gnijących ran. I mam dobre leki - potrząsnął butelką z gorzałką - do użytku zewnętrznego i wewnętrznego.

Po zajęciu się Orrgarem poprosił jeszcze kogoś kto się na tym zna o pomoc w wyjęciu zęba bestii i wyłuszczeniu pazura.
Khazad miał okazję odwdzięczyć się medykowi za pomoc na pokładzie Szkaradnej Ladacznicy. Z racji, że reszta towarzystwa była zajęta swoimi sprawami, krasnolud znalazł czas, aby zająć się T-Rexem. Rozłożył starannie swoje narzędzia kowalskie. Kleszcze, przecinaki, przebijaki wydawały się małe, jednak przeznaczone były one do obróbki różnego rodzaju rudy metali, więc i z kośćmi powinny sobie poradzić. Brokk nie potrafiłby poprawnie gada oskórować, oddzielić mięso od tłuszczu. Nie znał się przecież na oprawianiu zwierzyny, ale nie o to w tym przecież chodziło. Zwykły rzemieślnik, bądź kowal wybił i wyłamał by zęby, a pazur odrąbał na ślepo. Khazad był jednak Mistrzem Run, cechowała go cierpliwość i dokładność. Używając przebijaka i przecinaka rozciął kości szczęki gada. Dzięki temu olbrzymi ząb, zapewne zdolny do miażdżenia i kruszenia kości poluzował się na tyle, że można było go rozkołysać i wyrwać kleszczami. W przypadku pazura postąpił podobnie, najpierw odrąbał cały paluch ścierwa, aby następnie powoli i dokładnie przecinakiem i dłutem oddzielić kość od pazura.

Berthold zainteresował się pracą krasnoluda.
-Wziąłbym ząb albo część pazura, takiego trofeum jeszcze nie miałem. - odsłonił swoją gęsto owłosioną pierś i szyję, z której zwisał naszyjnik zrobiony ze zwierzęcych kłów i pazurów.

- Te ścierwa mają tyle zębów, że starczy ich dla wszystkich. Wybierz który Ci się podoba, a go wyciągnę.

Brokk nie ufał magom, nie ważne z jakiego ludzkiego kolegium pochodzili. Wiatry magii już ich opętały i zmieniły. Ludzie są zbyt niecierpliwi, a umysł zawsze się podda wpływom Chaosu. Niemniej byli teraz członkami jednej ekspedycji. Musieli na sobie polegać i współpracować. Z tego powodu Khazad z przyjemnością spełnił prośbę brodatego Bertholda.


 
hen_cerbin jest offline