Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2017, 11:34   #81
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis zacisnął dłonie na jej pośladkach i uniósł dziewczynę lekko w górę, by następnie ruszyć z kochanką w kierunku najbliższej beczki, na której to zamierzał posadzić swoją zwinną zdobycz.
- Jesteś przede wszystkim urocza - wydyszał cichutko.
- Próbujesz mnie przekupić? - wymruczała, oplatając go nogami w pasie, a rękoma za szyją. - Dobrze ci idzie… ale jeszcze trochę musisz się postarać…
- Wiesz dobrze, że nie jestem tak wygadany jak ty… - Teraz gdy siedziała wygodnie na beczce Jarvis wodził ustami, po jej szyi… a dłońmi jej uda, ocierając się gotową do boju włócznią miłości o jej łono… wyraźnie igrając z jej i własnym apetytem.
- Spróbuj… tylko troszeczkę… a dostaniesz buziaczka… o tu w szyję i brodę… i usta… i ramię… - Bardka starała przekupić swojego czarusia do odrobiny wysiłku intelektualnego, w tym jakże natężonym od erotyzmu momencie.
- Łobuzica z ciebie. A przecież to ja cię pochwyciłem… i już nie puszczę. - Sam pocałował zachłannie jej usta. - Kocham cię moja słodka Kamalo i zawsze będę blisko ciebie, zawsze tulił… i czasem spełniał twoje wszystkie kaprysy.
Odpowiedział mu ciepły i szczery śmiech kochanki, gdy rozbawiona do łez jego marnymi próbami, bujała się na beczce kiwając na boki.
- Ja ciebie też kocham… i niczego to nie zmienia… jeszcze raz. - Ucałowała go w szyję na zachętę, łaskocząc koniuszkiem języka po jabłku adama.
- Jesteś bardzo pewna siebie. Mógłbym stać się bardziej władczy i… wymagający. Wziąć to czego pragnę tak jak w kotłowni statku i… sprawić nam rozkosz. - Te groźby też nie mogły zrobić na niej wrażenia, gdy wiedziała, że Jarvis obchodzi się z nią delikatnie niczym z kruchą porcelanową figurką.
- Władczy… - przedrzeźniała go, zaczesując jego włosy do tyłu i zlizując z barku pot. - Dość masz już nade mną władzy… nie sądzisz? - odbiła piłeczkę, oblizując się kocio. - Zważ, że mało od ciebie wymagam… i nie jest to tak trudne i męczące, jak twoje rozkoszne zachcianeczki… na beczce, pod mostem, w łóżku, nago, w ubraniu, w wodzie i nad wanną… No już. Przestań udawać kogucika i przyłóż się.
- Hej… chyba nie daję ci się nudzić… i staram się też zadowolić twoje pragnienia. - Ucałował czule usta ukochanej i mruczał cicho. - Jesteś jak szmaragdoskrzydłek. Prześliczna, zwinna, wesolutka i dźwięczna… i trudna do uchwycenia i równie wyjątkowa.
- Niezła próba… - prychnęła, nadal niezadowolona Chaaya. Nie miała jednak zamiaru dalej gnębić swojego kochanka. Sam dobrze wiedział, że zaliczył test ledwo co i następnym razem będzie jeszcze ciężej. - To gdzie miałam cię całować… a tak szyja… ona już była, więc następnie broda… pominiemy ją… to teraz usa… - Podniosła się na ramionach przytulając mocniej mężczyzny, by ich wargi mogły połączyć się w delikatnym pocałunku.
Jej biodra dryfowały nad męskością czarownika, ocierając się delikatnie wrażliwymi rejonami o jego czubek.
- Stanowczo za bardzo lubisz wodzić mnie za nos. I wykorzystywać moją słabość do ciebie - wyszeptał rozbawionym tonem głosu czarownik oddając pocałunek z nawiązką.
Dziewczęce usta wędrowały z miejsca do miejsca, “nagradzając” Jarvisa za przebyte trudy intelektualne oraz zapraszając do dołączenia do zabawy. Mag więc przesunął dłońmi po plecach towarzyszki i wyszeptał jej cicho.

- Pochyl się troszkę do tyłu Kamalo. Pochwycę cię.
- Pochyl się… rozbierz się… rozłóż się… - fukała ni to wesoła, ni to zła, odrywając się od swoich pieszczot i potrząsając głową oparła się rękoma o beczkę. Znajdowała się teraz od niego daleko, obserwując go spod przymkniętych oczu.
- A co ty byś chciała? - zapytał Jarvis wodząc językiem i ustami po jej dumnie wypiętych w górę piersiach. I znacząc na nich własne szlaki, od czasu do czasu kąsając delikatnie jej skórę.
- Nie powiem… męcz się, albo i nie. - Uśmiechnęła się ukontentowana, poprawiając uchwyt w nogach na jego biodrach.
- A jeśli ci rozkażę powiedzieć… jeśli władczo… stanę przed tobą i… - W zasadzie to już stał... co prawda głównie w gotowości. I z pewnością czerpał wiele przyjemności z pieszczot jakie sprawiał jej krągłym piersiom, przyjemnie drażniąc zmysły tawaif.
- Mmm możesz próbować… - Nadstawiła się pod jego wargi, zwalniając nieco uścisk ud i sadowiąc się wygodniej na beczce, zupełnie jakby szykowała się do oglądania jakiegoś długiego występu.
- Nie jesteś taka łagodna i posłuszna na jaką lubisz się kreować Chaayu. Ale i tak cię kocham… Kamalo - mruczał czarownik rozkoszując się miękkością jej dekoltu pod swymi ustami i dłońmi, którymi pochwycił jej krągłości. Nerwowe ruchy bioder świadczyły o tym, że wkrótce postanowi się z nią połączyć w miłosnym tańcu ciał.
- Zdecyduj się najpierw z którą z nas chcesz się kochać, a dopiero później otwieraj usta do rozmowy… - Ich połączenie lekko zmatowiało, a tancerka oparła stopę na piersi maga, gotowa go odepchnąć, jeśli ją rozzłości.
- Z którą..? - Czarownik nie zrozumiał z początku o kim ona mówi. Nie zdawał wszak sobie sprawy jak odrębne są jej maski. Uśmiechnął się ciepło po chwili milczenia i przyglądając się rozdrażnionej bardce próbował załagodzić sytuację. - Z tobą… Kamalo.
- Chaaya to nie jest mój przydomek… to imię Jarvisie, a imiona nadaje się odrębnym jednostkom. - Kobieta wydawała się nieco speszona, ale nie już tak zła… uciekła zmieszanym wzrokiem w bok.
- A którą… - zaczął coś mówić, po czym uśmiechnął się łobuzersko. - Nie mów mi, że jesteś o mnie aż tak zazdrosna. Że jesteś zazdrosna sama o siebie?
Cmoknął delikatnie czubek jej piersi dodając czule. - Nie musisz być zazdrosna. Jestem cały twój.

Tawaif zamknęła oczy, przygryzając usta, by nie prychnąć z pogardą. Słowa jej partnera dotknęły ją do żywego.
- To niegrzeczne… wspominać imię jednej gdy jest się z drugą i zazdrość nie ma tu nic do czynienia… to po prostu boli. - Odgięła się łagodnie, unikając kolejnych pieszczot.
- Dobrze Kamalo… - Dłonie mężczyzny spoczęły na brzuchu dziewczyny wodząc po jej skórze z pietyzmem i nutką pożądania. - Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza.
- Dość już… nie chce tego słuchać - poprosiła go cicho i przepraszająco, opuszczając stopę z jego torsu. Nie chciała się przecież kłócić, nie po to tu była, a i na trzeźwo prawdopodobnie gra nie warta byłaby świeczki. - Po prostu pamiętaj… to dla mnie ważne. Dla nas obu.
- Będę pamiętał. - Jarvis osunął się niżej i władczo chwycił dłońmi za jej uda, stanowczo je rozchylając szeroko na boki, po czym klęknął i ustami przylgnął do jej intymnego zakątka, by użyć języka w sposób, który zdecydowanie rzadziej wywoływał spory.
Bardka leżała chwilę w napięciu, dając się pieścić w swoim najczulszym miejscu. Powoli rozluźniała się, by w końcu z westchnieniem odchylić głowę i dać się ponieść fali przyjemności, która wypychała z podświadomości wszelkie troski i niesnaski.
- Zaniedbałam cie… przepraszam - wychrypiała cicho, zdając sobie sprawę, że ponownie dała się otumanić melancholii spowodowanej karminowym winem. Nie powinna go pić… - Musimy sprzedać te beczki jak najszybciej…
~ Masz ochotę się tym zająć? Nie wiem czy jestem dobrym materiałem na handlarza. Nie mam tak zwinnego języczka. ~ Usłyszała telepatycznie w odpowiedzi, bo akurat Jarvis udowadniał, że jego słowa nie do końca są prawdziwe. Obejmował ramionami nogi dziewczyny wystawiając ją na łatwy cel dla swych ust i nie dając jej okazji do zmiany pozycji.
- Nie znam się za bardzo na cenach alkoholi w tym mieście… nie wiem też gdzie i z kim handlować… zresztą później… później… - Zbyła rączką samą siebie, pogrążając się w odczuciach. - To… później… nie jest teraz… ważne - mruczała cicho, naprężając mięśnie pod dotykiem dłoni czarownika.
A jej kochanek wijąc raz energicznie raz powoli językiem, muskał struny jej pożądania, utrudniając spokojnie leżenie na drewnianej beczce. Jarvis wyraźnie nie zamierzał pozwolić kobiecie na rozmyślania, pieszczotami budując w jej ciele wzbierającą niczym tsunami falę rozkoszy zalewającą jej zmysły.
Ich więź ponownie zasnuła przyjemna mgiełka pożądania, kiedy to bardka bujała się na krawędzi beczki jak zahipnotyzowany okaz rzadkiego zwierzęcia. Dziewczyna wznosiła się i opadała, szukając wzrokiem nie tylko wzroku partnera, ale i ratunku lub miejsca, gdzie mogłaby oddać się w pełni swoim żądzom oraz potrzebie ponownego wkupienia się w łaski maga.
Była gotowa mu się poddać, lub zatańczyć tak jak jej zagra, choć przychodziło jej to z trudem, gdy język w jej środku bezlitośnie szarpał za jej nerwy.

~ Chodź do mnie… jestem gotów. ~ Usłyszała telepatycznie, czarownik przerwał na moment pieszczoty i spoglądał łobuzersko, acz wyczekująco na bardkę. Ustami muskał jej uda, które już nie trzymał tak stanowczo, czekając na to co tawaif uczyni i czy dalej będzie się poddawać jego pieszczotom, czy też sama przejdzie do inicjatywy.
Tancerka oplotła kochanka nogami. Nie zapowiadało się jednak na to, żeby chciała go poddusić. W tym objęciu było coś delikatnego i czułego, zupełnie jakby to nie uda go obejmowały, a ramiona. Po chwili Jarvis poczuł jak kobieta zsuwa się powoli z beczki, napierając na niego i zmuszając do położenia się na ziemi i pod nią. Gdy jego plecy dotknęły kamiennych kafli, ona przed nim klęczała, spoglądając na niego znad swych piersi. Jeszcze krótki czas, mógł smakować jej ciepłą skórę oraz tętniącą pożądaniem kobiecość, póki tancerka nie zaczęła schodzić niżej, na na tors, brzuch i biodra czarownika. Pochylając się w przód, oparła dłonie na ziemi po obu stronach głowy maga i ucałowała rozchylone wargi, pieszcząc je skubnięciami.
Rozczochrane włosy okryły ich twarze jak baldachim zamykający ich w zupełnie innym miejscu niźli byli.
Chaaya nie śpieszyła się, ale też nie pozwoliła, by jej opieszałość stała się nie do zniesienia. W końcu oba ciała zespoliły się ze sobą w miłosnym uścisku, a tawaif zaczęła tańczyć jak płomień świecy na lampce oliwnej. Rytm jej ruchów, wyznaczały dłonie i spojrzenie czarownika od którego nie odrywała wzroku.
Jarvis również się nie spieszył, jego palce pieszczotliwie wędrowały po skórze bioder partnerki, muskając czule pośladki. Mimo twardego żaru, który czuła w sobie, czarownik pozwalał jej na wybór tempa, delektując się kochanką.

Znów w swych myślach słyszała odbicie znanych jej słów “moja, moja, moja…” ale takie czułe i delikatne.
Odpowiadał mu jedynie uśmiech na jej ustach, oraz coraz żarliwsze podskoki na jego męskości. Wiadomym było, że nie potrafiła się przy nim długo hamować, toteż i po niemałym czasie oboje pognali ku spełnieniu, dysząc w swoich ramionach, gdy już po wszystkim, dziewczyna się w nie wtuliła.
- Moja… - wyszeptał jej cicho do ucha Jarvis i ucałował je delikatnie. - Nie mam cię ochoty wypuszczać z ramion.
- Za to ja mam… - mruknęła czupurnie bardka, przekręcając głowę na drugi bok. - Moje skarby nie zostały jeszcze w pełni odkryte… musimy iść zwiedzić teraz drugą stronę kanałów.
- Skoro masz taki kaprys… to go spełnimy. Zresztą pewnie skusiłabyś mnie nawet do zwiedzania piekieł - rzekł żartobliwym tonem czarownik, głaszcząc ją po policzku.
- Nie kuś, nie kuś… - Zaśmiała się pod nosem, układając się wygodniej na jego piersi. Zanim wyruszą w dalszą przygodę, powinni trochę odpocząć, a przynajmniej… poleniuchować.
- Możesz się zdrzemnąć. Nie jestem może najlepszym z łóżek, ale nie będzie mi to przeszkadzało - zaproponował przywoływacz czule głaszcząc ją po włosach.
- M-m, po prostu sobie poleżmy… daj mi z dziesięć minut. W ciszy - burknęła tym razem, a przez więź mężczyzna wyczuł, jakby jego partnerka zjeżyła się jak kotka.
~ Dobrze ~ otrzymała telepatyczną odpowiedź.


Przyświecając sobie wachlarzem Chaaya szła przodem idąc wzdłuż kanału. Za sobą… miała Jarvisa i czuła jego wzrok wędrujący po swych krągłościach pośladków. Była to przyjemna świadomość, i jego obecności, i jego zainteresowania nią samą. Póki co, jednak nic ciekawego w tej wędrówce nie zauważali. Może tylko zwiększoną ilość zielonego szlamu i światła… świadczącą o tym, że zbliżali się do wyjścia na powierzchnię. Zapachy też robiły się intensywniejsze i jakby... bardziej bagienne. Dochodził też odgłos rechotania.
- Och… no nie… chyba znalazłam wyjście. - Kobieta była tym wyraźnie rozczarowana, zupełnie jakby oczekiwała magicznego labiryntu, gdzie na każdym zakręcie znajdowałaby skrzynię z niespodzianką.
Smutek był na tyle silny, że nawet świadomość bycia kochaną i kochającą jakby rzedł i blakł.
- I zostały nam w ten sposób tylko fafluny do obejrzenia… - dodała przyspieszając kroku.
Popląsała zgięta ku wyjściu. Bo wracać do piwniczki w której znaleźli wejście do kanału nie miała zamiaru. Wybierała trasę “przygoda” albo żadną.
Jarvis zaś tylko w ciszy podążył za nią, gdy zmierzała do wyjścia, zamkniętego żelaznymi prętami kraty. Co prawda mocno przerdzewiałymi prętami, ale jednak… Za nimi zaś znajdowała się olbrzymia, tropikalna sadzawka, a tuż przy kratach siedziało dwu i półmetrowe stworzenie.


[media]http://www.amphibianark.org/wp-content/uploads/2011/05/BLO_5085_1-300x199.jpg[/media]

Żaba zapewne, bo rechotało… i przyglądało się bacznie dwóm dwunogom po drugiej stronie krat.
Bardka zamrugała w oniemieniu, przyglądając się stworzeniu z niekrytym podziwem, ale i rezerwą. Jasnym było, że jej plany ku odkrywaniu nowych szlaków wymagają ponownego przemyślenia, bo i przejścia nie było… i nie wiadomo, czy “strażnik” jest pozytywnie nastawiony do poszukiwaczy skarbów.
- Robimy odwyrtkę… - odparła po chwili kontemplacji, odwracając się do towarzysza.
- Pręty wyglądają na przerdzewiałe - ocenił czarownik, po czym spojrzał na obserwującą ich bacznie żabę. - Jesteśmy za duzi na jej obiad i jeśli będziemy się trzymać z dala od jej części sadzawki nie będziemy zagrożeniem dla jej kijanek, o ile to ten rodzaj żab, który się nimi opiekuje.
- Kijanek? - powtórzyła zaskoczona dziewczyna. - Mowy nie ma… wracamy. - Chaaya nie chciała stresować zwierzęcia, zważywszy, że wychowywana była w życiu w symbiozie, a to ona była intruzem w tej sytuacji. Gdyby doszło do walki i płaz by ucierpiał, nie wybaczyłaby tego sobie, wiedząc, że mogła konfliktu uniknąć.
- Z tamtego wyjścia i tak mamy bliżej do tamtych… więc może to i lepiej? - Starała się przekonać samą siebie, machając dłonią na maga, by się odwrócił i ruszył w górę wody.
- To jednak trochę tłumaczy, czemu wina nikt nie znalazł. Nie jest to obszar łatwo dostępny. - Zadumał się Jarvis ruszając przodem. - Ciężko je będzie wydobyć na powierzchnię.
- Zrobimy zaporę przy piwnicy, puścimy beczki z prądem i tam przechwycimy, a później jakoś się pomyśli jak je wyniesiemy na powierzchnię… nie spieszy się - odpowiedziała ciepło tancerka. - Smoki mogą nam pomóc… oboje są silni nawet w ludzkiej postaci, więc taki ciężar to pewnie dla nich pikuś.
- Trzeba będzie zrobić to jeszcze dyskretnie - stwierdził czarownik z uśmiechem, najwyraźniej nie przejmując się szczegółami za bardzo, jak i samym sukcesem tej inicjatywy bardki.
- A po co? Dzieciaki będą chciały walczyć o wino? - obruszyła się kobieta. Nie miała zamiaru już niczego im oddawać, a już zwłaszcza czegoś, co może zasilić jej sakiewkę. Miała plany i potrzebowała do nich pieniędzy… swoich, a nie od Jarvisa. Jeśli będzie musiała, pogoni bachory smokiem… tym “prawdziwym”, czerwonym, a nie swoją chudą jaszczurką.
Westchnęła w cichej frustracji.
- Jeśli się zlecą gapie na widok czterech ludzi… pójdziesz i ich zagadasz, a ja przypilnuje, by Godiva i Nvery wytoczyli beczki.
- Dzieciaki w okolicy żyją ze znajdowania skarbów, a potem… do znajdywania kupców nawet - wyjaśnił mężczyzna z uśmiechem.
Bardka prychnęła z pogardą, zaperzając się i krzyżując ręce na piersi. Słowem się już nie odezwała, wyraźnie nadąsana i planująca dalsze swoje ruchy, ale najwyraźniej nie zamierzała się nimi dzielić z kompanem, bo delikatne połączenie, jakim ciągle byli powiązani, zgasło nagle jakby ktoś zamknął okno wraz z okiennicami i do tego jeszcze zasunął i firanki i kotary.

Czarownik uśmiechnął się, a bardka czuła jakby… delikatne mentalne drapanie i muśnięcia. Jakby Jarvis próbował ugłaskać ją i jej gniew. Powoli zbliżali się do wyjścia z tego kanału i możliwości wydostania się z niego.
Kobieta wizgnęła rozeźlona i tupiąc głośno, zamachnęła się uderzając maga w tyłek. Oczywiście miało wyjść groźnie, ale w ciasnocie podziemnego przejścia wyszło… jak wyszło.
Gdy znaleźli się już w piwnicy w której suficie znajdowało się wyjście na powierzchnię, obrażona dama przemówiła. Nie pytając i nie prosząc. - Masz czym zasypać wejście, trzeba je zawalić, by nikt się tutaj nie rozpanoszył pod moją nieobecność.
- Obawiam się, że jedyne co mogę zrobić, to przyzwać kilka olbrzymich mrówek by… zasypały wejście. - Zamyślił się Jarvis, przyglądając to dziurze, to samej bardce.
- To je przywołaj… - Dziewczyna chwyciła się krawędzi sufitu i podciągnąwszy się na rękach, wyszła powoli na powierzchnię. Za sobą usłyszała odgłosy przywoławczej magii, oraz dźwięki żuwaczek. Przed sobą nie widziała z początku nic… oślepiona światłem dziennym, a potem… zaczęła widzieć otoczenie i zauważać fakt, że jest umorusana, podobnie jak ubranie, które nosiła. Trzeba będzie się wykąpać po powrocie.

W oczekiwaniu na czarownika tancerka poprawiała swoje odzienie, wygładzając zagięcia oraz wytrzepując stary pył, zapewne z podłogi winniczki. Na obtarcia z porostów i zacieków aktualnie nie mogła nic poradzić, ale spodziewała się takiego rezultatu jej podziemnych przygód.
Gasząc ogień w wachlarzu, schowała go za podwiązkę, po czym przyjrzała się ponownie znalezionemu sztyletowi. Ładny był… i dobrze trzymało się go w dłoni, Nveryiothowi powinien się spodobać.
- W którą stronę idziemy? - spytała już milszym tonem głosu, przeczesując włosy palcami.
- W poszukiwaniu flumfów? Tam. - Wskazał kierunek Jarvis, wydostając się z jaskini, również brudny i w stroju w nieładzie. Z dzikim spojrzeniem i równie zadziornym uśmiechem.
- Chodźmy… mam nadzieję, że się nie rozeszły - mruknęła pod nosem Chaaya, ruszając we wskazanym kierunku. Uśmiechała się wesoło, spoglądając od czasu do czasu w kierunku kochanka.
- To znajdziemy inne ciekawe miejsce… może jakieś małe jeziorko? - odparł z uśmiechem czarownik, a tancerka nie musiała mieć telepatycznej więzi z kochankiem, by domyślać się jego planów w związku z ową sadzawką.

Zanim jednak doszło do takiej potrzeby zmiany planów, kobieta odruchowo schowała się w cieniu pobliskiego muru. Bowiem nagle dostrzegła coś unoszącego się nad ruinami… jakby latającą żółtą meduzę z mackami i oczami na szypułkach.
Dholianka wpatrywała się w okaz, niemalże głośno kalkulując. Co to było? Czy jej zagroziło? Co robiło? Czy jej się podobało, czy bardziej napawało niechęcią?
Same macki wydawały się wyraźnie groźne, ale pysk stworzenia i oczka, budziły bardziej rozbawienie niż trwogę. Czyżby to były te flumfy jak nazywał je Jarvis?
Tawaif przekręciła nieznacznie głowę, rozluźniając się, ale jednak będąc dalej w pogotowiu, gdyby okazało się, że istota ta była groźna.
- Witaj dziewuszko… nie przyszłaś tu chyba robić komuś krzywdy, co? - “wypierdział” flumf zauważając przytuloną do muru tawaif, a potem Jarvisa, który spokojnie stał kilka metrów za nią.
Wypierdział, bo tak brzmiał jego głos. Jak uprzejme puszczanie wiatrów.
Tancerkę na moment spetryfikowało i tylko mruganie powiekami zdradzało, że jeszcze tutaj z nimi była. Jej orzechowe tęczówki migały zupełnie jak światło latarni morskiej, nadając sygnał ratunkowy.
W końcu potrząsnęła nieznacznie głową, jakby nie zgadzała się z czymś, co ktoś jej powiedział albo co sama sobie wymyśliła.
Chrząknęła i przyjęła luźną postawę swego ciała.

- Dzień dobry… - wydukała nieco speszona i skonsternowana, jakby ciągle do niej nie dochodził sens zaistniałej sytuacji. - Przyszłam zwiedzać… i bronić się w razie potrzeby, można mnie więc wziąć za pokojowo nastawioną… - Kamala ściągnęła brwi nie dowierzając własnym słowom. O czym ona bredziła?! Na bogów!!!
- Czy ty jesteś fumflem? Nie zaraz… to nie tak to szło… przepraszam… czy jesteś… jesteś… Jarvisie czy on jest..? FLUMFEM! Tak! Jeszcze raz przepraszam… - Na trzeźwo może by i jeszcze przetrzymała dziwaczność spotkania, niestety bardka pozwoliła sobie na rozwiązłość i to nie tylko seksualną, przez co… miała spore problemy z ogarnięciem samej siebie jak i otoczenia.
- Tak… tutejsi tak nas nazywają - odparł uprzejmie flumf przyjaźnie machając jedną z macek, zanim Jarvis zdołał się odezwać. - Niech nie przeraża cię mój wygląd. Jesteśmy sojusznikami dobra i bronimy tego skrawka ziemi przed złymi istotami z innych światów. Nie mamy złych zamiarów.
- Och… nie przerażasz mnie, bardziej intrygujesz… nigdy nie widziałam podobnych tobie. - Kobieta w końcu się rozswobodziła, wychodząc nieco z cienia zapadniętej ściany, by przyjrzeć się dokładnie mackom. - Nie jestem stąd… więc muszę opierać się na opinii innych, nie chciałam być niegrzeczna nazywając cię imieniem, którego nawet nie rozumiem… - To było zadziwiające jak ta wielka parasolka unosiła się w powietrzu, zupełnie jakby znajdowała się w wodzie.
Przez to stwór w pewien sposób faktycznie wyglądał jak wielka meduza, których prześliczne szkice oglądała w encyklopediach.

Flumf przed nią jednak zdecydowanie nie zaliczał się do delikatnych, galaretowatych stworzonek, jakie można widywać na plaży po sztormie.
Był ogromny i silnie zbudowany. Kobieta z ciekawości chciała dotknąć stwora, by sprawdzić jaką miał fakturę. Nie odważyła się jednak, pozostając w bezpiecznym odstępie.
- Flumf bo wydajemy takie odgłosy. Nasze imiona i nasz język jest… niewymawialny dla was - wyjaśnił uprzejmie stworek, przyglądając się bardce swoimi oczkami na szypułkach.
- Takie to znaczy jakie? - spytała ciekawsko, zadzierając głowę. - Powiesz mi coś w swoim języku? W zamian ja mogę odpowiedzieć coś w swoim.
Flumf machnął mackami, nadął się lekko i wypuścił z siebie kakofonię pierdnięć, gwizdów, pisków oraz świstów.
- Aap ek bahut hee ajeeb praanee hain - odparła wesoło bardka, uśmiechając się ciepło do rozmówcy. Latający cudak miał rację… nie zrozumiała ni słowa, mało tego… miała nawet problem z rozróżnieniem poszczególnych dźwięków, a o niektórych nie miała nawet pojęcia, że istnieją.
- Jak dajecie sobie rade z tutejszymi wrogami? Umiecie czarować, czy jesteście trujący?
- Niektórzy z nas potrafią, ale poza tym nasze końcówki macek zawierają kwasowe żądła - wyjaśnił potówr, a Jarvis dodał telepatycznie. ~ Poza tym potrafią jak skunksy uderzyć smrodliwą cieczą, ale do tego się nie przyznają.
- Och… - Orzechowe tęczówki roziskrzyły się pożądliwymi iskierkami. Kamala miała już dwie bronie. Jedną ognistą i jedną lodową, do kompletu brakowało jej właśnie kwasowej i od biedy… rażącej ładunkami elektrycznymi.
Dlaczego chciała zbierać wszelakie magiczne precjoza, skoro nawet nie lubiła walki? Nie była do końca pewna. Gdy dostała od Janusa wachlarz, zażartowała na temat kolekcjonowania “elementów” i tak już jej to zostało…
- Mieszkacie tu pewnie od dawien dawna… znasz może historię tego miejsca lub nawet miasta? - zaciekawiła się, ignorując na razie swojego towarzysza, na którego miała być “obrażona”.
- Nie aż tak od dawna… przybyliśmy za późno. Podczas upadku tej twierdzy… próbowaliśmy go powstrzymać, ale ludzie jakoś nie bardzo nam wtedy ufali. Niektórzy do dziś nie ufają - wyjaśnił smutnie flumf.
- Kogo chcieliście powstrzymać? Właściciela zamku? - Tawaif nie do końca orientowała się z historią tego miejsca. Jarvis dobrze się krył ze swoim pochodzeniem i miejscem zamieszkania, że nawet nie mogła poprosić Nverego, by wyczytał coś niecoś w antykwariacie lub podpytał swojego nowego i wiecznie naburmuszonego przyjaciela, a właściciela owego przybytku w którym pracował.
- Też… ówczesny ród panujący próbował osiągnąć życie wieczne poprzez pakty mrocznymi potęgami. Zakończyło się to klątwą wampiryzmu, która stała się kolejną plagą trawiącą to miasto… tak jak nasi prorocy przepowiedzieli - tłumaczył ze smutkiem flumf.
Bardka pokiwała głową. Najchętniej powiedziałaby istocie, że ludzie to idioci… i tak już po prostu mają, ale sama była człowiekiem i jej stwierdzenie mogłoby zabrzmieć dziwnie i fałszywie.
- A… czy wasi prorocy słyszeli o nadciągającym końcu świata? - spytała, ale już z mniejszym entuzjazmem.
- Tak… bramy się otworzą i otchłań spróbuje pochłonąć ten świat, by dołączyć go jako kolejną warstwę - wyjaśnił meduz, po czym próbował pocieszyć kobietę mówiąc - ale to nie jest takie proste i my dopilnujemy żeby się nie powiodło.

Chaaya uśmiechnęła się smutno, ale z wdzięcznością, po czym skinęła w kierunku latającego spodka z mackami. - Będę się modlić, by wam się udało… aaa em, lubicie się ze smokami? Zielonymi na przykład? Mam przyjaciela, który z chęcią by was poznał i z wami porozmawiał…
- Nie lubimy się z chromatycznymi smokami. Natomiast metaliczne… złote i srebrne… bardziej - wyjaśnił.
- Och… szkoda, no trudno w takim razie nie będzie was nachodzić. Dziękuję ci za rozmowę… - Nie wiedząc co więcej dodać, obejrzała się na czarownika. Oczywiście z chęcią poszłaby pozwiedzać leża flumfli, oraz poobserwować ich kulturę, może nawet porozmawiać z szamanami plemion, czy stad, czy co tam sobie tworzyli w swojej cywilizacji, ale dość już była wścibska i nie powinna nadwyrężać uprzejmości tutejszego mieszkańca.
~ Wiesz… one nie muszą wiedzieć, że Nvery jest smokiem. Zresztą niekoniecznie jest… zielonym smokiem. Prawdziwe smoki, takie jak Starzec to potwierdzą. Więc mógłby z tymi flumfami porozmawiać pamiętając o tym, że są one fanatycznie dobre. ~ Próbował telepatycznie pocieszyć ją Jarvis, otulając bardkę ramieniem. - To co teraz… kąpiel?
- Która to już pora? Zdążymy przed końcem pracy Nerona? - Dziewczyna wzięła w dwa palce dłoń mężczyzny i zrzuciła ją ze swojego biodra, uśmiechając się przy tym podle.
Pomachała lewitującej bestii na dowidzenia, po czym ruszyła w drogę “powrotną”, choć nie miała zielonego pojęcia czy wybrany kierunek był tym właściwym.
~ Ten głupek szybko by się odmienił… ludzka forma bardzo mu dokucza. Uszanuję jednak ich zdanie i nie pozwolę mu tu przyjść, choć na pewno jak się dowie o istnieniu takich cudaków, zechce ich natychmiast poznać… ~ Wzruszyła ramionami, współczując trochę skrzydlatemu jego przymusowej samotności. Gad bardzo chciał się odnaleźć i zostać zaakceptowany przez otoczenie, które podziwiał.
~ Jeśli nie będzie wychylał się ze swym zdaniem, to może nawet to być udane spotkanie. Dla nich nie musi być zielonym smokiem. Prawdzim zielonym smokiem ~ wyjaśnił czarownik, po czym już spytał. - Wycieczka ci się podobała?
Ta nie wyglądała na przekonaną, a może była po prostu nadwrażliwa na punkcie swojego jaszczura.
- Nie za bardzo… zdradziłeś mnie i moje cukierki… - wytknęła mu z dziecinną błazenadą. - Skąd pomysł, by pokazać mi fumfle?
- Bo musisz przyznać, że robią wrażenie. I skąd pomysł, że zdradziłem ciebie? - zapytał czarownik przyglądając się twarzy bardki.
- Bo… oddałeś im moje cukierki - odparła dobitnie, obracając się w marszu, po czym ruszyła bardziej rytmicznym krokiem przez gruzowisko. - Tak… te stwory są bardzo ciekawe. Ciesze się, że mi je pokazałeś.
- Kupię ci nowe - obiecał mag, nagle chwytając ją w pasie i przyciągając do siebie. - Kupię ci tyle ile będziesz chciała. Tak słodkie jak sobie wybierzesz. Pójdziemy do cukierni i zamówimy.
Bardka uśmiechnęła się łobuzersko, ale z czułością. Nic nie odpowiadając pocałowała Jarvisa po czym prychnęła jak kotka. - Co się stało to się nie odstanie… jeszcze długo będę wypominać ci tę zdradę - mruknęła z przekąsem, zrzucając obcesowo męskie dłonie ze swego ciała. - Wracamy?
-Wracamy. - Zgodził się z nią czarownik.

Chaaya musiała się spieszyć. Obiecała Nveryiothowi zająć się sprawą jego niewygodnej kochanki. Zaszlamiona czaszka capiła jak sto piekieł i stwarzała więcej kłopotów niż pożytku, ale była trofeum Zielonego smoka.
Trofeum i pamiątką.
Bardka rozumiała potrzebę posiadania czegoś własnego, co kumulowało przyjemne wspomnienia na sam widok. Sama oczywiście nie wybrałaby zgniłego trupa do kolekcji, ale o gustach innych się nie rozmawiało.
Przez cały dzień nie miała wiele czasu na obmyślanie planu działania. Postanowiła więc trochę poimprowizować i wypożyczyć ze stołówki ich hoteliku wielki, żeliwny kocioł. Z magicznej karafki Jarvisa napełni go świeżą wodą, a dzięki ogniowi swego wachlarza, zagotuje wodę z mydłem i wygotuje w niej czaszkę.
Nie, wróć.
To Nvery wszystko zrobi, ona będzie tylko stać i rozporządzać. Gad musi nauczyć się trochę samodzielności i odpowiedzialności.

Dochodziła jeszcze sprawa śledzenia Dartuna. Niby Jarvis obiecał się tym zająć, ale bardka nie chciała go zostawiać samego. Miała nadzieję, że po przemusztrowaniu swojego skrzydlatego, zostawi go sam na sam z gnijącą panną młodą, a sama uda się do miasta.
Zielony gad był jednak nieprzewidywalny i nie wiadomo czy się nie postawi, odstawiając jakąś dantejską scenę z zazdrością w tle.

Cóż, Kamala zdecydowanie nie mogła narzekać na nudę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline