Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2017, 21:53   #133
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant
- krótko ścięty brunet


Wulkan; główna baza



Zrobiła ten sam numer co i my. - mruknął krótko ostrzyżony brunet patrząc na oglądane wiadomości. Z tych zaś wynikało, że sucza bura postanowiła się ujawnić podszywając się pod nie swoje już piórka. Kaarel czy jak tu był znany jako Eryk Smith, siedział na skrzynce amunicji i strugał kolejną porcję patyków. Te proste zajęcie jakoś go uspakajało. Słuchał tego co mówili inni i zastanawiał się co sam mógłby zrobić by przyczynić się do pokonania wroga i zwycięstwa nad bluźnierczymi heretykami. Wyszło mu, że może spróbować z Cantano i tą blondzią pracującą dla niego. - Słuchajcie chłopaki, ja to widzę tak: zagrajmy już raz zagraną kartą póki jeszcze możemy. - zaproponował Cadiańczyk po czym rozwinął nieco bardziej ten pomysł. Uważał, że jedną z niewykorzystanych dotąd możliwości jest wykorzystanie walizki jaką udało mu się zdobyć w stolicznym klubie “Trzy Koła” jakiś czas temu. Oni sami właściwie wykorzystali już tą informację tyle, że sama w sobie niezbyt przesuwała im sprawę do przodu jeśli nie mieli kompletu danych z innych walizek. Mieli obecnie gdzieś tak chyba z połowę. Brakowało im ze 2 czy 3. Jak zauważli całkiem rozsądnie koledzy Kaarela trzeba było się liczyć z tym, że część z nich mogła już zdobyć sucza bura.

Ale właśnie częśćiowo na tym założeniu opierał się pomysł Cadiańczyka. Ostrząc patyk na kolejny boody traps doszedł do wniosku, że Rathybone musiała jakoś podać ścieżkę kontaktu tak dla Dvorcova jak i Cantano na wypadek gdyby zdobyli walizkę. A ta ścieżka choć pewnie pod lupą jakoś powinna chociaż samą teczkę zaprowadzić w końcu do heretyckiego gniazda. Poza tym właściwie nic nie tracili. No monopol na dane którego druga strona dotąd mogła nie mieć. Choć na czuja to i tak mieli w najlepszym razie stan wiedzy podobny do nich czyli jednen komplet danych z walizki sam z siebie nie przeważał szali. Rathybone nie miała tych walizek co zdobyli agenci OSS i stan tych 2-3 zaginionych też nie był taki przesądzony. Za to oni mieli szanse złapać jakichś namiar na heretyckie gniazdo. Ponieważ reszta grupy była już poprzydzielana do innych zadań Kaarel więc właściwie musiał załatwić sprawę z Cantano i jego blondzią własnym sumptem.


---



Holorozmowa



Czego chcesz? - pan Cantano jakoś nie wydawał się ucieszony widząc po drugiej stronie ekranu pewnie rozpoznawalną już sobie twarz krótko ostrzyżonego bruneta.

Zrobić interes! - brunet uśmiechnął się promiennie jakby właśnie obgadywał z nim sprzedaż rodzonej siostry do burdelu.

Nie chcę robić z tobą żadnych interesów! - huknął starszy z rozmówców o zdecydowanie bardziej latynoskim typie urody.

Naapraawdęę? To gdzie ja teraz pójde z tym? - brunet zmartwił się wręcz teatralnie poważnie kładąc sobie znaną już i pokancerowaną walizkę na kolanach przez co znalazła się w kadrze.

Masz mnie za durnia?! Chcesz mi opchnąć samo pudło albo coś co już nie wiadomo komu sprzedałeś?! - syknął rozgniewany biznesmen siadając prawie do pionu na jakimś leżaku przy basenie. Przynajmniej tak to widział Kasrkin na swoim ekranie.

Ej no spokojnie, po co te nerwy? Wuluzuj chłopie. Ot myślałem, że tam jest coś fajnego. Wiesz, jakiś ekstra koks czy nawet fajna spluwa, no majcher jakiś chociaż. A tu chuj. - Cotant czyli Erik Smith w tym świecie przybrał rozczarowany ton i równie rozczarowanie pacnął dłonią w postrzelaną przez ludzi Dvorcova walizkę. Frustracja rozmówcy działała na niego krzepiąco. Frustrował się czyli wedle filozofii Cadiańczyka znaczyło, że nadal mu zależy. Chyba. Wolałby mieć tu kogoś z chłopaków co byli bardziej obcykani w takich sprawach no ale byli zajęci czym innym a i on troszkę "poczuwał się" do dokończenia historii z tą walizką i osobami jakie obok niej się przewinęły.

Co za dureń! - fuknął sfrustrowany Latynos w swojej eleganckiej i pewnie drogiej koszuli. Eryk Smith uznał, że względem niego chyba ta przykrywka nadal działa skoro pozwala sobie na takie zachowanie do agenta OSS na służbie a nawet misji bojowej. Łagodnie więc uśmiechał się dalej z miną półidioty o niezbyt wysokich lotach. - Bierz tą walizkę i zapieprzaj tutaj do mnie gringo ale w podskokach! - Latynos wskazywał Kaarela swoim paluchem celując do niego na ekranie i mówiąc tonem jak do kogoś z o wiele niższą rangą wypadało. W przeciwieństwie jednak do niego, jego rozmówca miał dużo realniejsze spojrzenie na hierarchię i rangi jakie ich dzieliły.

Posłuchaj synu pięciocentowej kurwy która próbowała utopić swój niedorobiony płód w ścieku co jej wyszło tak samo jak założenie jednej gumy na tuzin bolcujących ją spoconych knurów w najtańszym zaułku tej zarzyganej dziury jaką nazywacie tutaj stolicą. - Eryk Smith z gładkim uśmiechem przeszedł na język który najwyraźniej tubylcom był bardziej znany i posługiwali się nim swobodnie. Wykorzystał moment gdy Latynos z niedowierzania wytrzeszczył oczy, i poruszał ustami jak wyjęta z wody ryba szukając czegokolwiek w odpowiedzi. Zupełnie jakby nie brał pod uwagę, że rozmówca też zna taki język. Kaarel żałował, że nie ma z nim Diachenki. Ten to był mistrzem takich pyskówek. Zwłaszcza jak pięść czy nóż Kaarela miał za sobą jako wsparcie. - Rozjebaliście mi aukcję i jeśli będziesz dla mnie nie miły to ciebie obarczę o to winą. Zanim zaczniesz chlapać ozorem przemyśl sprawę. Czy mam się rozłączyć i powiedzieć mojemu szefowi, że z panem Cantano nie da się dogadać? - zapytał patrząc wilczo w ekran na faceta po drugiej stronie, tam w wilii i przy basenie. Tametmu szok już wyraźnie zszedł i zaczynał już główkować w porządanym przez Kasrkina kierunku.

Twój szef? Masz szefa? - Cantano zmrużył oczy jakby doszukiwał się w nich fałszu. Dotąd jego rozmówca nic nie mówił o żadnym szefie. Ale w końcu kto nie miał jakiegoś szefa?

Mhm. Mój szef. Mój szef mnie bardzo lubi i daje mi często i gęsto wolną ręke. Tak jak teraz mi dał z tą gównianą walizką jak sie okazało, że szajs w niej jest a nie koks. No ale jak się nie dogadamy no to cóż... - rozmówca rozłożył bezradnie ręcę na boki i zrobił zbolałą minę pt. "no co ja mogę?".

To co wtedy? Nie zapominaj się z kim rozmawiasz! Ty i twój szef! - latynoski biznesmen odzyskał rezon w rozmwie i wcale nie wydawał się zachwycony kierunkiem do jakiego ona zmierzała.

Nie zapominam, prosze mi wierzyć, że nie zapominam. Nazwisko Dvorcov mówi panu coś? - były gwardzista uśmiechnął się wyrozumiale kiwając zgodnie swoją krótkoostrzyżoną głową.

Dvorcov? - Cantano zmrużył podejrzliwie oczy słysząc nazwisko swojego wroga i konkurenta. Od jakiegoś czasu na szczęście maertwego.

Aha. Dvorcov. Nie dogdał się z moim szefem. No i musiałem go odwiedzić. Z paroma kolegami. A ochrniający ostatnio Machenko Obersoldaten i ich świetnie zapowiadajacego się oficera Teofila Varrna? No też musiałem go odwiedzić niedawno. To jak panie Cantano? Dogadamy się? Ja chcę tylko kasę o jakiej mówiłem na początku. Czy kończymy rozmowę i mam powiedzieć szefowi, że się nie dogadaliśmy? - Erik Smith przybrał dobroduszny i uprzejmy wyraz twarzy patrząc na wyświetlaną na ekranie twarz latynsokiego biznesmena. Ten dla odmiany jakby zbladł i by jakoś to przykryć upił łyk ze szklanki nim odpowiedział.

No po co te nerwy? Na pewno się dogadamy. Jakie miejsce spotkania proponujesz? - Latynos przybrał dużo bardziej ugodowy ton i rozmowa od razu zrobiła się przyjeniejsza. Choć jeszcze jeden zgrzyt pojawił się gdy okazało się, że obecny właściciel walizki ma wymagania nie tyko względem ceny i czasoprzestrzeni spotkania ale także i osoby pośrednika. A dokładniej zażyczył sobie, że to ma być ta sama co blondi co już przelotnie miał okazję ją spotkać w "Trzech Kołach".


---



Przydrożny motel




To wszystko? - smukła blondynka otworzyła postrzelaną walizkę po swojej stronie hotelowego łóżka. Popatrzyła na zawartość a przy pytaniu podniosła wzrok na mężczyznę po drugiej stronie łóżka.

No prawie. - przedstawiciel drugiej strony podobnie oglądał zawartość drugiej walizki w którym była kasa i koks w takich proporcjach jak sobie wcześniej zażyczył. Koks zażyczył sobie trochę w ciemno licząc, że ich grupce w działaniach mogą się przydać czasem bardziej niż czysta czy brudna kasa.

Jeszcze coś? - zapytała kobieta zamykając pokancerowaną walizkę i unosząc brwi w zniecierpliwieniu.

Tak. Chcę jeszcze coś sprawdzić. - kiwnął głową mężczyzna też zamykając już swoją walizkę i prawie nadludzką szybkością bez ostrzeżenia kopnął ją przed siebie. Kanciasty pojemnik momentalnie przejechał przez szerokość łóżka i uderzył w stojącą po drugiej stronie kobietę. Jak zauważył Cotant miała całkiem przyzwoity refleks ale nie aż tak jak on. Uderzenie wiec zachwiało ją ale nic więcej. Tyle, że on zaatakował prawie w tej samej chwili. Przeskoczył przez szerokość łóżka i choć blondyna zdołała zasłonić się trochę ramieniem i tak oberwała a nią rzuciło do tyłu na ścianę. Zaczęła sięgać po broń jaką miała pod żakietem pod pachą ale nie miała szans zdążyć. Cadiańczyk złapał jej dłoń i wykręcił ją zmuszając ją do wypuszczenia broni. A, że napór jego ramion nie lżał zmusiło to blondynę do odwróćenia się plecami do niego. Jęknęła ale próbowała się wywinąć i trzasnąć go w twarz. Kopnęłęła go w stopę ale w jego mocnych butach tylko się skrzywił i zwiększył nacisk na jej ramię aż zajęczała naprawdę boleśnie.

Co robisz?! Przecież dostałeś kasę! Mówiłeś, że się zgadza! O co ci chodzi?! - warknęła w końcu gdzieś na pograniczu strachu i wściekłości nie mogąc pojąc jego zachowania.

O ciebie. - powiedział kontrachent prawie wesołym tonem choć uścick dalej zakleszczał kobietę przy ścianie. - Ciii. Słyszysz? - szepnął jej do ucha wskazujac głową w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Blondynka spojrzała w ich stronę i uciszyła się próbując coś usłyszeć to o czym chyba mówił trzymający ją brunet.

Nic nie słyszę! Puść mnie! - syknęła w końcu próbując się bezskutecznie wyrwać z jego chwytu. Okazało się równie skuteczne jak i te próby sprzed paru chwil.

No właśnie. Ja też nic nie słyszę. Nikt nie biegnie ci na pomoc. A przecież jakbym był jakimś złym draniem... - smutny uśmiech pojawił się razem z ostrzem wysuniętego noża które przejechało po nagle zamarłej w bezruchu szyi kobiety. - Twój szef cię chyba poświęcił. - powiedział gdy ona przestała się szarpać a on ją wtedy wreszcie puścił.

Czego chcesz? - zapytała ponownie rozcierajac dopiero co puszczony nadgarstek. Patrzyła na niego uważnie a on prowokująco wręcz niedbale chował swój nóż do pochwy.

Oh nic wielkiego. - Eryk Smith machnął lekceważąco pustą już obecnie dłonią i uśmiechając się rozbrajająco. - Po prostu zadzwoń do mnie na wypadek gdyby twój zapominający o tobie szef też zapomniał i o mnie. My, ci o których się zapomina, powinniśmy trzymać się razem no nie? - rozłożył ramiona w pojednawczym geście a ona pokręciła głową.

Mam być twoim kapusiem? Myślisz, że jesteś taki cwany? Wiesz co Cantano robi z kapusiami? - blondyna pokręciła zdegustowana swoją blond głową i położyła dłonie na swoich biodrach by dać znać jak bardzo nie podoba jej się ten pomysł. Zagłuszacz od Durrana jeszcze był wciąż włączony więc Kaarel czuł się na tyle komfortowo w takiej sytuacji na ile mógł.

Tak wiele wymagam? Jeden ewentualny telefon. Poza tym rób swoje to co i do tej pory dla niego robiłaś. Ale chyba ten mały pokaz otworzył ci twoje śliczne oczka jakie miejsce zajmujesz w jego hierarchii? - mężczyzna wrócił za swoją stronę łóżka po drodze zgarniając walizkę z koksem i pieniędzmi. Machnął dłonią w stronę ściany na jakiej przed chwilą rozłożył blondynę. Ta przgryzła swoje umalowane, pełne wargi i spojrzała znowu w strone zamkniętych drzwi. Przez jakie nadal nikt nie wbiegał ani się nie dobijał. Co prawda nie potrzebowała teraz pomocy no ale przed chwilą ten facet z "Trzech Kół" zamiast wzdłuż mógł przejechać nożem w poprzek szyi i zamiast po naskórku mógł przejechać znacznie głębiej. A czy tak czy siak nadal byli tylko we dwoje w pokoju.

A jak nie zadzwonię? - zapytała wracając spojrzeniem do faceta po drugiej stronie łóżka. Sama schyliła się by podnieść broń jaką wcześniej wytrącił jej z dłoni. Bawiła się nią chwilę szacując swoje szanse na zabojstwo tego obcego faceta. Szybki był. Ale nie był szybszy od kuli. Nie była jednak pewna czy trafi go za pierwszym razem aż tak bardzo by go powalić. Jeśli nie...

No cóż... - Erik Smith rozłożył ramiona i westchnął smutno. Pokiwał jednak dłonią. - Sama to przemyśl. Bo mnie wychodzi, że wówczas ani twój szef ani ty nie jesteście jakoś specjalnie przydatni. Jak pan Dvorcov i jego świta. Wiesz jak skończyli prawda? - brunet popatrzył smutnym wzrokiem na długonogą blondynkę. Ta z wyrazem zastanowienia znów przygryzła wargę. Ptaszki nie tak dawno na skraju dżungli aż nadto głośno i wesoło ćwierkały jak skończył Dvorcov i jego miśki. Nie była do końca pewna czy ten tutaj miał coś wspólnego czy tylko się podszywał umnie ale jednak trochę ciężko było ryzykować własną skórę by to sprawdzić na własnym gardle.

A jak zadzwonię? - zapytała bo jak wypadało doświadczonej bizneswoman chciała znać alternatywę. Popatrzyła uważnie na twarz bruneta a ta nagle się wypogodziła.

Wtedy moja droga zostaniemy kumplami. I jak te straszne tryby mielą po planecie dojdą do twojego szefa myślę, że nikt nie będzie przy takim jazgocie zawracał sobie głowy jakąś blond kruszynką co odbryzgnie gdzieś na bok. Wtedy jak mój szef spyta mnie kto nam pomógł w sprawie tej walizki będę mógł śmiało powiedzieć, że taka jedna obrotna blondyneczka. - wskazał ją palcem dając jej znać że nadszedł czas zmian. I scenografii i głównych aktorów. Ci którzy byli dotąd statystami mieli szanse wyrwać się na role drugo a nawet pierwszoplanowe. Dvorcova który był dla miejscowych taką figurą już nie było a Cantano miał podobną pozycję na szachownicy choć w innych barwach. Przy takim trząsaniu stołem do gry jakie mieli teraz wysokie figury miały tendencje do przewracania się.

Panu Cantano coś grozi? Kto miałby go zmielić? - zapytała podejrzliwie blondynka przekrzywiając nieco głowę w geście niepewności.

A jest na tej planecie ktoś komu w tych ciekawych czasach coś nic nie grozi? No. To daj buziaka na pożegnanie i chyba czas na pożegnalny prezent. - brunet uśmiechnął się biorąc już swoją walizkę pełną hajsu i koksu. Idąc do drzwi przystanął i nadstawił policzek do pocałowania zupełnie jakby zrywali się na małżeństwo i żona miała żegnać męża przed podróżą służbową. W wyciągniętej dłoni trzymał telefon jaki dostał od Durrana. Blondyna jednak tylko prychnęła, chwyciła postrzelaną walizkę, telefon i ruszyła w stronę wyjścia.


---



Kaarel wracał do bazy zastanawiając się jakie owoce przyniesie ten siew. Blondi wydawała się obiecującym ziarnem. Wyglądała mu na jakiegoś freelancera który akuratnie pracowała dla Cantano. Deal wydawał się korzystny dla obu stron. Udało mu się sfinalizować transakcję i skontaktować się z blondi. Kim jest ta blondi do tej pory właściwie nie wiedział. Ale niewiele ryzykowali. Cantano powinien teraz uruchomić swoje kontakty prowadzące go jakoś do Rathbone. A agenci OSS dzięki swoim możliwościom powinni móc to wyśledzić. Jeszcze była w rezerwie blondi. Gdyby się skontaktowała z nim byłoby albo dodatkowe potwierdzenie albo dowód, że Cantano wydaje się, że jest cwany. Do tego swojego telefonu do jakiegoś lubiącego przygody, koks i kasę najmity blondyna właściwie robiłaby to co zwykle więc z jednej strony raczej nie powinna wpaść ale z drugiej Jaguar 3 nie byłby pewny czy poszła po rozum do głowy czy nie. Musiał jeszcze tylko po drodze przepakować i kasę i koks do własnego przygotowanego przez Durrana pojemnika by uniknąć takich przygód jakie zamierzali zaserwować drugiej stronie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline