Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2017, 20:30   #43
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Obozowisko.




Spacer przez upadłe miasto był dla najemników niczym podróż w czasie. Oczami wyobraźni widzieli tętniące życiem ulice, uginające się pod towarami stragany i paradujących w egzotycznych zbrojach świątynnych wojowników. Było to o tyle łatwe w wyobrażeniu, że miasto nie zostało splądrowane i wiele rzeczy codziennego użytku wciąż leżało w miejscach, w których się znalazły w chwili ataku. Nawet kosztowności nie padły łupem najeźdźców, tak jakby nie interesowało ich nic poza masakrą bezbronnych mieszkańców. Było to dziwne, zważywszy na ludzką naturę i dosyć niepokojące. Nieliczne odciski butów, ślady po szablach i kulach wskazywały niewątpliwie na działalność człowieka, ale trzeba było kogoś na miarę świętego, aby nie pokusić się po sięgnięcie po łupy, a przez miasto przewaliła się cała armia. W końcu zwycięzca bierze wszystko i było to podstawowe prawo wojny, znane wszystkim cywilizowanym i niecywilizowanym rasom, a mimo to trudno było najemnikom stwierdzić czy cokolwiek mogło zostać stąd zabrane. Trupów po stronie najeźdźców też nie sposób było znaleźć, zatem niemożliwym było określenie do jakiego królestwa Starego Świata należeli. Zostały po nich tylko kule i ślady cięć na ciałach jaszczuroludzi, których kości zdobiły ulice niczym liście.

Po pewnym czasie najemnicy dotarli do centrum miasta, gdzie wznosiła się otoczona przez brukowany plac wysoka budowla. Nie łatwo było określić czy to budynek administracyjny, czy świątynia, gdyż była niemalże całkowicie porośnięta inwazyjną roślinnością. Odsłaniając pnącza na jednej ze ścian, najemnicy odkryli coś co wyglądało jak kalendarz, ale nie byli w stanie go odczytać. Natomiast przed wejściem do budowli stał wielki zegar słoneczny, który musiał wskazywać godzinę dwudziestą według rachuby Imperium. Z tego miejsca dało się dostrzec górujący nad dżunglą wulkan, który znajdował się w zasięgu kilku godzin marszu. W dużej większości porośnięty był drzewami, lecz jego szczyt był całkowicie jałowy, co musiało świadczyć o szkodliwości unoszących się z krateru oparów.

Patrząc w jego stronę, najemnicy po raz pierwszy uświadomili sobie jak niełatwa będzie to przeprawa...


Wolfgang stał dłuższą chwilę wpatrzony w doprowadzającą się do ładu Lexę. Może wybitnie piękna to ona nie była, ale całkiem przyjemnie było zawiesić na niej oko, biorąc pod uwagę miesiące dotychczasowej podróży, głównie w towarzystwie innych facetów. Po dłuższej chwili mag ocknął się potrząsając głową i poprowadził swojego kuca do reszty zwierząt w obozie.
Z juków wyciągnął butle, zabrał znaleźny miecz, albo raczej tasak i podszedł do Brokka Vardy. Krasnoludzkiego rzemieślnika i kowala. Na powitanie wręczył mu, napoczętą przed chwilą butlę miodu. - Nie mieliśmy wcześniej wielu okazji - zaczął i pokazał znalezisko. - Nie jestem ekspertem, ale pomimo prymitywnego wyglądu, mam wrażenie że sama jakość wykonania jest co najmniej dobra. Wiesz co za kamień w tym oprawili? Wygląda trochę jak szkło. Widziałeś kiedyś coś podobnego?

Khazad skuszony trunkiem stawał się bardziej wylewny i przyjazny. Przyjrzał się więc uważnie podstawionej broni.
- Solidna robota, dorównująca rzemieślnikom z Imperium. I wiem człowieku co to jest. - Błysk w oczach krasnoluda przygasł.
- Obsydian, skała zrodzona z ognia wulkanów. Mój lud dawniej ją obrabiał. Wyżyn na dalekiej północy dalej niż Góry Krańca Świata. Gdzie ziemia i kamienie wydawały się skażone i brudne. Zorn Uzkul, przeklęte miejsce.

- Hmm. - Wolfgang pokiwał głową. - Na jeden z wulkanów mamy się jutro wspiąć, a podejrzewam że jest ich tutaj całkiem sporo, więc i obsydianu tutaj pewnie od groma. - Mag przejechał palcem po krawędzi jednego z kamiennych kawałków, oprawionych w tasak. - Ciągle ostry, łatwy do wymiany i zdobycia. Dobry materiał na broń.
Wolfgang usadowił się niedaleko aby móc dalej dzielić butelkę z krasnoludem, wyciągnął zza pazuchy lunetę i zaczął ją dokładnie oglądać, starając się odgadnąć naturę zaklęcia na nią nałożonego.
- Ha! - Niemal krzyknął po chwili. - A to ci gratka. - Ucieszył się, co chwilę zerkając w różne ciemne kąty pomieszczenia i zacienione miejsca na zewnątrz.

- Hmm? Zaspokój naszą ciekawość - odezwał się elf Weddien, który wrócił właśnie ze zbierania chrustu na opał. - Coś tam takiego odkrył?

- Ktoś wplótł całkiem przydatne zaklę… - Zaczął Wolfgang, ale przerwał słysząc głos Lexy dochodzący z zewnątrz. - Słyszeliście? Coś się tu ponoć szwęda. - Wstał nieco zaalarmowany. - Nasza wojowniczka raczej nie należy do takich, co to na widok byle cienia głos podnosi. - Podszedł do wyjścia z budowli i wyjrzał na zewnatrz.


***


Zamieniony w kruka Berthold jako pierwszy dostrzegł uciekającego ulicami miasta jaszczuroczłeka. Biegł on na wschód, nieświadom obecności maga, lecz mimo to sprytnie unikając pościgu - przebiegając przez zakryte dachem ruiny i tylko na krótką chwilę wynurzając się na otwartą przestrzeń. Mimo starań intruza Berthold był jednak w stanie śledzić szpiega do samego końca. Humanoidalny jaszczur dotarł do obozowiska podobnych sobie istot, które znajdowało się na wschodnim krańcu miasta. Na ich siedzibę składało się kilka zrujnowanych, acz przywróconych do porządku domostw, które otoczone były prowizoryczną palisadą. Wewnątrz natknął się na co najmniej trzy gatunki jaszczuroludzi - podobnych wzrostem do szpiega istot o wątłej budowie ciała, opancerzonych w grube łuski wojowników oraz górującego nad wszystkimi jaszczura, który był rozmiarów górskiego trolla.

Berthold wkrótce wrócił do obozu, przybierając ludzką postać.
-Jacyś jaszczuroludzie rozbili obóz na wschodnich obrzeżach miasta, mniej więcej dwudziestu, większość drobnych jak ten co nas szpiegował, kilku dużych i opancerzonych, a jeden wielki jak troll. -Zrelacjonował spokojnie, jednak w jego głosie czaiła się przyczajona gwałtowność i gotowość do działania.
-Nie powinni się nam oprzeć, idziemy wziąć ich z zaskoczenia? - zaproponował z drapieżnym grymasem. Gdzieś w połowie tej relacji Lexa zaczęła ubierać pancerz.
- Jak nie my ich to oni nas - stwierdziła Norsmanka z całą pewnością. - Nie wiem jak wy, ale ja nie lubię być brana od tylca. Sama wolę najechac na ich dupy. Przecież nie zaśniemy z myślą, że czeka nas koniec taki jak tamtych - przywiodła na myśl znalezione szkielety tubylców, a brak tych po ludziach z ich krain. Pewnie zostali zeżarci
- Skora jestem jeszcze na ewentualną zasadzkę tutaj, ale bogwie wiedza ile przyjdzie nam czekać aż przywloką te gadzie pizdy - zakończyła zakładać zbroję i odrzuciła w tył mokre jeszcze włosy.

- Weźmy ich w klin i spróbujmy wziąć jeńców - dorzuciła Thora - Jeśli ich jeno mała garstka, mogą być jeno zwiadem. Dobrze by było też wywiedzieć się czegoś więcej na temat okolicy i mieszkańców. Lokalny przewodnik to całkiem cenny nabytek. - stanęła gotowa. - podzielmy się na dwie grupy, każda zajdzie ich z innej strony. A Lexa może być naszym komitetem powitalnym - uśmiechnęła się do siostry, stając obok maga. Położyła mu dłoń na ramieniu i pochwaliła:
- Dobrze się spisałeś Bertholdzie

- Skoro i tak o nas już wiedzą, to może się z nimi porozumieć najpierw. - Zaproponował Borriddim szykując broń. - Na razie nic nam nie próbowali zrobić, a zawsze można ich pozabijać później. - Dodał, spoglądając to na Orrgara, to na Lexę, która jedynie wzruszyła ramionami.

- Jedno nie przeszkadza drugiemu. A lepiej mieć przewagę, niż jej nie mieć. - Thora wzruszyła ramionami.

- Pewnie. Można zostawić jednego przy życiu i po wszystkim powiedzieć, że my o drogę chcieliśmy zapytać. - Odpowiedział patrząc spod krzaczastych brwi na Thorę. - Nie zdołamy wymordować wszystkiego, co żyje w tej cholernej dżungli… choć pewnie niektórzy i tak zamierzają spróbować...
- Jeśli mamy zdobyć przewagę to upewnijmy się, że niezależnie od ich zamiarów żaden nie zdoła uciec i powiadomić pobratymców o naszej obecności.


- Szczerze powiedziawszy, to po prostu wątpię w porozumienie. Rozglądałeś się gdy tutaj szliśmy? - dopytała wciąż przywodząc na myśl resztki zbrojowni ludzi ze Starego Świata - Jeśli tak wolisz, to śmiało, gadaj. Poczekamy w zaroślach aż dostaniesz z kija w gardło i dopiero wybiegniemy - mruknęła z niezadowoleniem, dopinając ostatni pas zbroi.

- Rozdzielone grupy poczekają otaczając ich, a ty gadaj z jaszczurami do woli i pokaż jak się robi - dodała Thora zawracając - coś więcej niż kpiny. - parsknęła ironicznie. - Bo gadasz dokładnie co ja rzekłam. - ruszyła po swój osprzęt nie czekając na kolejne mądrości krasnoluda.

- Gadam to, co pozwoli ci przeżyć nieco dłużej, niż kilka dni tutaj. - Odparł spokojnie, zupełnie nie reagując na zaczepki obu kobiet. - Nie mam nic przeciwko walce - pierwszy czerep grobiego rozbiłem na długo zanim pojawiłaś się na świecie… a właściwie pojawili się twoi… przodkowie… - krasnolud zrobił krótką pauzę, by po chwili kontynuować - ale walka nie zawsze jest drogą do celu… A już na pewno nie celem samym w sobie.
- Uczynisz, jak zechcesz. Prawda, wojowniczko? -
zakończył bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem.

Thora odwróciła się stając w rozkroku:
- Och nie. Ustępuję wszak miejsca wiekowi i doświadczeniu. Przecież rzekłam, byś pokazał wyżyny swej dyplomacji. Może i jaszczury okażą się dość cywilizowane by uszanować twój siwy włos i wiekową mądrość. Ale poczekam też z boku na wypadek gdybyś jednak potrzebował pomocy w obronie przed nimi i byś mógł przeżyć kolejny dzień.

- Borriddim ma sporo racji. - Wtrącił się Wolfgang. - Jeśli chcą walki to do niej dojdzie tak czy inaczej, ale są rozumni i może istnieje szansa na porozumienie. Nie mam zamiaru kryć się po krzakach. Wyjdę im naprzeciw z Borriddimem. - Dla podkreślenia swych słów lekko stuknął w ziemię końcem stylizowanego na smoczy łeb kostura.

Thora wzruszyła ramionami: - Wolnyś, rób co chcesz.

- Tak czy inaczej potrzebujemy wojowników w odwodzie jeśli dojdzie do walki, kiedy my skupimy na sobie większość uwagi. Ktoś jeszcze chce ruszyć z nami? - Zapytał Wolfgang.

Erwin przyglądał się i przysłuchiwał. Jak oni chcą gadać z tymi jaszczurkami? Na migi? No ale może magia, którą władają pomoże im w tym.
- Postarajcie się zebrać ich w jedną gromadę. Mam kilka niespodzianek jeśli zajdzie taka potrzeba.- Inżynier stał z ręką na rapierze a drugą poklepał po torbie gdzie znajdowały się granaty i bomby zapalające.

- Nie wyglądam na wojownika. Pójdę z Wami, może nie uznają mnie za zagrożenie. - odezwał się Aureolus ku własnemu zaskoczeniu podchodząc do maga i krasnoluda.
- Tylko po jakiemu się dogadamy? - zapytał.

- Nie mam pojęcia. - Odpowiedział Wolfgang. - Najbliżej mają chyba do wysokich elfów z Ulthuanu, więc może Eltharin podziała? Jak nie to możemy być w dupie, ale nikt chyba nie planuje żyć wiecznie? - Zakończył z grymasem, który można było uznać za uśmiech.

- Na świecie nie ma tyle piwa, żeby żyć wiecznie. A czymże jest życie bez kwarty dobrego krasnoludzkiego ale? - Dorgundsson roześmiał się, po czym założył hełm. - Jeśli nie zrozumieją po waszemu, to ja im wytłumaczę po naszemu. Tak, jak tłumaczymy zielonoskórym, że nie ma dla nich miejsca w naszych górach. - Dwuręczny młot przewiesił na rzemieniach przez plecy, dla odmiany biorąc do ręki okrągłą tarczę i jeden z dwóch toporów. - Gotowy.

Berthold skinął głową krasnoludowi i norsmenkom z porozumiewawczym uśmiechem.
- Najpewniej porozumiemy się z nimi w uniwersalnym języku siły. - Uderzył kosturem o ziemię.
-Te gady to raczej jakieś istoty chaosu niż zwierzęta, magią mogę się z nimi nie porozumieć. Niech może ci będą próbować gadać pójdą od frontu a większość zakradnie się w międzyczasie z tyłu albo z flanki.

Sylvain niechętnie dołączył do grona chętnych.
- O nie, ja sam tutaj nie zostanę - Powiedział tylko poprawiając swoje rapiery - Jestem tylko ciekaw jak twarde są ich łuski i czy skutecznie chronią przed cięciami… - W myślach układał różne scenariusze pojedynków, próbując znaleźć coś co mogło dać mu przewagę.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline