Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2017, 11:56   #41
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Erwin & Lexa

Szumiało i buczało. Ciągle iskrzyło mu przed oczyma. Czuł ból w dłoniach i na twarzy aż w końcu poczuł wilgoć na dłoniach i powiekach. Zaczynał łapać świadomość i gdy błyski zaczynały znikać wreszcie mógł skupić się na tym co widzi.
Zobaczył zielone oczy osadzone w twarzy pięknej kobiety z malującym się na niej wyrazem skupienia.
Usłyszał po chwili pytanie i rozpoznał głos.
- Lexa?- Zamrugał oczyma i skupił wzrok marszcząc czoło i przymykając powieki.
- Nie wiedziałem, że masz takie eee… oczy?- cofnął się spoglądając na usta norsmenki w bardzo bliskiej odległości. Na taką rewelację aż parsknęła krótko ze śmiechu.
- Co się dzieje?- Zapytał zmieniając temat. Świadomość Erwinowi bardzo szybko wróciła i wiedział już o wybuchu broni i walce z wielkimi jaszczurami.
- Broń wygrała z twoim intelektem - odpowiedziała odsuwając głowę o pół centymetra
- Aurelius mówi, że coś mogło dostać ci się do oczu, a ślepy będziesz bezużyteczny, więc patrzę. Spokojnie, tylko bez nerwów, myłam ręce! - oznajmiła dumnie, i wyciągnęła dłonie w kierunku jego twarzy. Wciąż widziała na skórze i pod paznokciami resztki pozasychanej krwi, więc nie bardzo wiedziała, jak ma się zabrać do tego zaglądania w oczy. Położyła ostrożnie dwa palce lewej dłoni na brwi mężczyzny i dwa palce prawej na kości jarzmowej daleko pod okiem. Szybko jednak okazało się, że pozostawia na twarzy Erwina ślady posoki.
- No dobra, nie tak czyste jak mi się wydawało - westchnęła z rezygnacją zabierając ręce i kciukiem trąc jego policzek starała się zetrzeć odcisk krwi.
- Jeśli to takie ważne to może się położę?- Zaproponował inżynier.
- Nie jesteś na wypoczynku w swoich włościach. Siedź. - rozkazała ostro.
- Mam mydło jak chcesz doszorować dłonie.- Trochę nieswojo to mówił wiedząc jak może zareagować Lexa. Nie chciał jej krępować ani urazić.
- Dziękuję za troskę.- Dodał po chwili wyciągając w jej kierunku mydło i patrząc jej głęboko w oczy. Kobieta z brutalnością wyrwała mu kostkę z dłoni, po czym położyła na jego kolanach.
- Nie troszczę się o ciebie i nie potrzebuję mydła, za kogo ty mnie masz? Myślisz, że jestem chodzącym syfem? - burknęła, jednak nie zrobiła nic agresywnego ponad te słowa. No nie bije się ofiar, takie były zasady. - Mam prawo być upierdolona juchą, choć może umknęło to twojej uwadze, ale całe flaki z tego smoka wyjebały się prosto na mnie. Będę brudna i śmierdząca, zaakceptuj to albo mi powiedz, że mam sobie iść, bo cię brzydzę.
- Nie Lexa. Nie o to mi chodziło. Widzę, że nie wiesz co zrobić z tą krwią więc chciałem tylko pomóc.-
Erwin lekko się wycofał spłoszony z przygotowanymi rękoma do obrony. Zobaczył jednak, że dziewczyna nie ma zamiaru go prać dodał.
- Gdybyś mnie brzydziła dawno bym zrezygnował z Twojego towarzystwa. Lubię Ciebie i podoba mi się, że nie jesteś cnotliwą damulką z salonów jakich mnóstwo w Imperium.
Norsmanka uniosła brew ze zdziwienia, jednak przemilczała to, co powiedział. Było zbyt duże prawdopodobieństwo, że to tylko jego gra. Zbyt ciężko było jej w to uwierzyć.
- W lewym oku coś mnie kłuje.- Dodał odwracając uwagę od dziwnej sytuacji i pokazując palcem o które oko mu chodzi.
- Pewnie widok mojego ryja - warknęła jakby podirytowana po czym z całkowitym brakiem wyczucia chwyciła mocno jego podbródek swoją szorstką dłonią i odchyliła głowę Erwina lekko do tyłu, aby móc się nad nim nachylić i manewrować łbem według własnych potrzeb.
- Hmm - mruknęła jakby rozwiązywała jakąś tajemnice nowego świata, gdy tak majtała na różne strony jego głową, patrząc się w oko, które jej wskazał. Po dłuższych oględzinach znała już jego rysy na pamięć, a w barwie tęczówki dostrzegła mieniące się co najmniej trzy różne odcienie - W sumie, może faktycznie coś jeszcze zostało - stwierdziła z powagą puszczając gwałtownie silny uścisk.
- No to jak Aureolus znajdzie chwilę to mu pokażę by usunął.- Dodał spokojnie i ze smutkiem w głosie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkodzi mi to w walce czy rzucaniu bombami. Nie wspominając o konstruowaniu jakiś nowych wynalazków wybuchowych.- Dodał licząc, że dziewczyna zainteresuje się tematem.
- Jakieś małe gównienko w oku? Bez przesady. Gorzej z łapami - stwierdziła rozglądając się za medykiem, choć gdy jej wzrok go znalazł, ten był zajęty Orrgarem. Założyła więc ręce krzyżem pod piersiami i przeniosła z powrotem spojrzenie na Erwina.
- Jakich wynalazków? Takich co następnym razem rozwalą ci łapska na strzępy? Nie wiem czy to taki dobry pomysł - westchnęła ciężko i klapnęła sobie na ziemi. Szybkim ruchem skradła mydło, które wcześniej odłożyła na jego kolanach, po czym wzięła wodę z bukłaka aby wyszorować brudne paznokcie i palce. Czuła się jak dureń, ale udawała, że to codzienność, brać od kogoś rzeczy do czyszczenia. Naprawdę musiała wyjść na śmierdziela.
- Zostaw bukłak. Woda do picia się przyda. Chodź do tego strumienia. Pomogę jeśli chcesz pozbyć się tego.- Uśmiechnął się Inżynier i wstał z lekkim wysiłkiem rozglądając się za źródłem bieżącej wody. Blondynka podniosła wzrok na niego, patrząc ze swojego siedzącego miejsca.
- Zmoczysz bandaże. Daj sobie spokój, nie mam pięciu lat - odparła i naburmuszyła lekko policzki - Poza tym, naprawdę aż tak ci to przeszkadza? Już nie będę grzebać ci w oczach - wzruszyła ramionami, choć wcale nie było jej obojętne. Jakoś w pewien dziwny sposób było jej przykro, że uważa ją za chodzący syfilis.
- Bandaże i tak są mokre.- Z uśmiechem odpowiedział.
- Nie. Nie przeszkadza, ale myślałem że chcesz się odświeżyć. Jeśli o mnie chodzi to jeśli byłby problem dla mnie to już wiesz. Bym teraz siedział w Nuln zwyperfumowanymi damulkami. A jednak wolę Twoje towarzystwo.-
Lexa parsknęła prześmiewczo.
- Łżesz, bo nie chcesz dostać w ryj - stwierdziła prosto z mostu, wyszczerzając swoje zęby i patrząc na niego z dołu - Ale nie musisz, nie zdzielę cię. Ofiar nie biję - dokończyła dalej się uśmiechając nieco złośliwie - Umyję się gdy dojdziemy w jakieś sensowne miejsce, tak myślę. Póki nie muszę cię dotykać, to mogę mieć ujebane łapy aż po łokcie. Chciałam umyć, by Aurelio na mnie ryja nie darł, że mu pacjentów macam upierdolonymi rękami. Bo chyba już wszystko z tobą w porządku, tak?
Mężczyzna stanął po pierwszych słowach dziewczyny nieruchomo. Coś w nim pękło i zaczynało wrzeć.
- Nie mów do mnie, że łże. Nie jestem jebanym politykiem czy dyletantem. Rozmawiam z Tobą jak z przyjaciółką i kłamstwa w takich sytuacjach nie są na miejscu.- Odwrócił wzrok do Lexy mówiąc bardzo, ale to bardzo spokojnie. Ta zaś zwinęła usta w dziubek jakby chciała gwizdnąć. “Jaki ostry, huehuehue”.
- Jeśli chcesz coś na dowód, że prawdę mówię to dostaniesz.- W tym momencie kucnął do dziewczyny i spojrzał jej z bardzo bliska prosto w oczy.
- Lubię Ciebie i nie brzydzisz mnie. Jeśli twierdzisz inaczej to znaczy, że Tobie to przeszkadza i nie mieszaj innych do tego.- W ostatnich słowach złość już zeszła z niego i wyprostował się.

Lexa jak dziecko rzuciła mydłem w jego tors. Kostka odbiła się lekko i upadła na ziemię, a prowokujace spojrzenie norsmanki wwiercalo się w jego oczy.
- No śmiało, ogierze. - rzuciła mu wyzwanie uśmiechając się półgębkiem jak stara złośnica, podkreślając wyraźnie ostatnie słowo.
- Daj mi dowód. To że patrzysz na moją mordę nim nie jest. A jedyne co nas ze sobą łączy to on - wskazała ślepo w kierunku gdzie ostatnio stał medyk. Nie wiedziała czy dalej tam jest, nie oderwała wzroku od Erwina czekając wciąż na reakcję. Była ciekawa na ile jest mądry.
- Aureolusa lepiej nie mieszajmy. On niczemu i nikomu nie winny.- Odpowiedział Lexie.
- Wiesz dobrze, że nie sprowokujesz mnie tak łatwo. A na dowody musisz poczekać aż to czerwone z oczu ci zejdzie i zaczniesz na spokojnie myśleć.- Patrzył na dziewczynę spokojnym ciepłym wzrokiem.
- Nie ma co. Teraz mamy robotę i lepiej się skupić na niej więc zbierajmy się.- Dodał licząc, że zaraz oberwie lub norsmenka znowu rzuci jakiś tekst podbudowujący jej ego.
- Po prostu nie umiesz - zaćwierkała ze złośliwością i padła do tyłu kładąc się na plecach. Odchyliła głowę eksponując bardziej czerwoną od krwi szyję i spojrzała za siebie, oglądając odwrócony do góry nogami obraz, gdzie widziała jak Aureolus i ktoś jeszcze grzebią coś przy smokach. No pięknie, to jej każe zajmować się Erwinem, a sam się zabawia.
- Odpocznę sobie, póki się wszyscy nie zbiorą. I poczekam na ten dowód. Może się doczekam nim mnie szlag trafi czy inna cholera. A ty uważaj, na oko. Bo ci coś innego tam jeszcze wpadnie - uśmiechnęła się ze swojej pozycji, podkładając ręce pod głowę i patrząc się w górę, na stojącego nad nią mężczyznę. Ten natomiast chwilę popatrzył na blondynkę i położył się obok niej. Zerknęła na niego zdziwionymi, zielonymi oczami i zaśmiała się szyderczo. Nie wygoniła go jednak, ani nie zaczęła wyzywać, wciąż obserwując poczynania medyka z oddali.
- Większość życia spędziłem nad książkami, w laboratoriach i w chwilach wolnych na salonach i na hulaszczym życiu. Wiele kobiet się starało lub ktoś za nie próbował je zeswatać ze mną. Więc dalej brnąłem w naukę.- Spokojnie zaczął mówić z początku nie zwracając na Lexę uwagi.
- W końcu postanowiłem ruszyć cztery litery i wybrałem się do Talabheim z dostawą armat dla naszego Barona. Człowiek obudził we mnie jeszcze nie znane dotąd zainteresowanie podróżami. Jak się w przyszłości okazało zaciągnąłem się do jednej z nich. Tej właśnie gdzie poznałem Ciebie.- Erwin obrócił głowę do norsmenki.
- Dziewczynę wolną od kłamstw miasta czy salonów. Nie jakąś wieśniaczkę zastraszoną i schowaną jak mysz od miotła, ale kobietę pewną siebie, silną czerpiącą z życia to co chce w tej chwili i nie przejmującą się konsekwencjami. Poczułem coś. Nie wiem co, ale od tamtej pory zaczełaś być mi miłą.- Erwin zawahał się czy chce brnąć w to dalej. Nie koniecznie dobrą wybrał chwilę a i metoda mogła nie trafić w dziki umysł kobiety.
Początkowo ciężko było stwierdzić Erwinowi, czy Lexa go słuchała. Nie poruszyła się, wciąż mając odchyloną mocno głowę i obserwując odwróconego Aureolusa. Tak naprawdę zaczynała chyba łapać, co on wyknuł i miała ochotę mu o tym powiedzieć, jednakże im dłużej o tym myślała, tym chęci mijały. Nigdy nie pokazywała się jako osoba skażona inteligencją, rozumna i wyciągająca wnioski, więc może i teraz lepiej było to zostawić? Gdy ocknęła się z zamyślenia, inżynier mówił o wyprawie u Barona, a potem czymś, co dla Norsmanki chyba było lekkim przegięciem. Erwin przekonał się o tym nie musząc długo czekać, kiedy to Lexa zwinnie uniosła ciało i odwinęła się siadając na mężczyźnie okrakiem. Ten jęknął z utraty powietrza. Nie był przygotowany na takie zachowanie. Chwyciła go za przeguby rąk i przycisnęła z całej siły do ziemi, pochylając się nad jego twarzą. Zlepione krwią włosy zaczęły już wydzielać nieprzyjemny odór, a ich końcówki smagały go po policzkach.
- Nie wiesz o czym pieprzysz! - warknęła zaciskając dłonie jeszcze mocniej na jego nadgarstkach i uderzając nimi o ziemię, aby mocniej go do niej przygwoździć. Mężczyzna tylko jęknął parę razy z bólu. Nie dość, że dziewczyna była silniejsza to do tego jego rany na dłoniach z braku dopływu krwi i walenia o ziemię nieznośnie bolały. Lexa nachyliła się jeszcze bardziej.
- Czujesz ból? - wyszeptała do ucha, przy którym znalazły się jej usta i nie czekając na odpowiedź przesunęła koniuszkiem języka po jego szyi, zostawiając na skórze mokry ślad. Po tym puściła go i wstała gwałtownie, jakby gotowa do dalszej walki, ale to tylko na wszelki wypadek, jakby chciał ją zaatakować. Inżynier tylko skulił się chowając ręce przy brzuchu nie patrząc na wstającą.
- Zastanów się następnym razem. Nie tylko nad tym co mówisz. Mogę nie być taka, za jaką mnie masz - uśmiechnęła się dając kilka kroków w tył, z zamiarem jak najszybszej ewakuacji.
- Może nie, a może tak. Nie próbując nie dowiem się. Tak samo jak Ty nie chcąc przed nikim się otworzyć nie wiesz co może się stać.- Spojrzał na górującą nad nim kobietę.
- Nie będę więcej Ciebie zanudzał. Lepiej zajmijmy się robotą.- Opuścił głowę i z problemami wstał. Dłonie bolały, a raczej piekły. Bandaże utytłane błockiem nie nadawały się już do noszenia więc Erwin zaczął je rozwijać i rozejrzał się za swoimi rzeczami. Blondynka uśmiechnęła się szerzej. Najwyraźniej dobrze się bawiła, a to już był plus, o ile Erwinowi faktycznie zależało. Lexa odwróciła się na pięcie i odeszła nic więcej nie mówiąc.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 17-08-2017 o 12:05.
Hakon jest offline  
Stary 17-08-2017, 16:57   #42
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

W ruinach z pijawkami
Aureolus & Lexa

Harpia z Norski miała bliskie spotkanie z jakimś czymś, co przykleiło się do niej podczas kąpieli. Zmycie z siebie posoki, która zaczynała walić na kilometr, było obowiązkowe, więc chcąc nie chcąc zmuszona była narazić swoje ciało na ewentualne konsekwencje - w tym przypadku okazały się nimi pijawki, które ochoczo przyssały się do nagiej skóry blondynki.
Ciężkim, aczkolwiek zgrabnym, krokiem Lexa pojawiła się w miejscu obozowania, stając półnaga tuż przed Aureolusem. Rzuciła swoją zbroję, która z hukiem walnęła o ziemię przed nogami mężczyzny. Kobieta ubrana była w swoje przepaski, które zasłaniały tylko dwa najważniejsze obszary. W takim stroju przypominała dawną gladiatorkę.
- W tym przeklętym miejscu nawet umycie ryja to jakiś kiepski, boży żart - zaczęła z wyrzutem patrząc na medyka, jakby chcąc go obwinić o wszystko co złe i najgorsze.
- Patrz! - przysunęła umięśniony i ozdobiony liczną ilością blizn i tatuaży brzuch prosto przed jego twarz, wskazując palcem na przyssaną tuż nad jej pępkiem pijawkę - Jakiś glut się do mnie przyczepił! Co to za gówno? - podirytowana Norsmanka patrzyła wyczekująco i w dupie miała to ile osób to słyszy lub kto teraz się na nią gapi. Najważniejszy był lekarz, bo tylko jemu wierzyła.

- Pijawka. Sam noszę podobne w słoikach, tylko mniejsze. Raczej nieszkodliwe, a bywa że pomocne, zwłaszcza przy babrzących się ranach, opuchliznach, do upuszczania krwi… Tylko ściskać ich nie wolno, bo wtedy mogą wypluć krew z powrotem i zarazić jakimś gównem. Nie ruszaj się przez chwilę - wyjął nóż i ostrożnie “zgolił” pijawkę z brzucha Lexy.
- I po problemie.
Z torby wyjął pusty słoik, napełnił go wodą i wrzucił do niego pijawkę.
- To ciekawe zwierzęta. Najedzone mogą przetrwać rok, a nawet dłużej.

Zamiast zasypać go pochwałami i ukłonić się z uznania, kobieta przewróciła oczami. Szybko wyjaśnił się powód takiego zachowania, kiedy położyła stopę niebezpiecznie blisko jego krocza, na kamieniu, na którym siedział.
- Tu też mam - oznajmiła, nie musząc już wskazywać miejsca, gdyż dobrze widział kolejną pijawkę na nodze. Było bardzo prawdopodobne, że ma ich jeszcze więcej.
- Widzisz, znowu mnie zaniedbujesz. Innych byś lepiej obejrzał - dodała jakby z lekkim wyrzutem, nachylając się i patrząc na mężczyznę.

~A jakby Jej tak ze dwie pijawki przyczepić w okolicach ust albo strun głosowych - przemknęło mu przez głowę. Uśmiechnął się do swoich myśli i z westchnieniem zabrał się do roboty. Obejrzał dokładnie Lexę i tam gdzie pijawki były przyczepione na płasko posłużył się nożem, a tam gdzie było ryzyko skaleczenie Lexy użył odrobiny soli - potraktowana nią pijawka kurczyła się i odpadała. Podejrzewał, że inni także mogli się natknąć na pijawki, ale z jakichś przyczyn nie przyszli pokazywać mu swoich ciał.
- Łatwiej będzie Ci myć włosy jeśli użyjesz tego - zmieniając temat podał Jej ładnie pachnące mydło, jedno ze swojego zapasu.

Lexa wciąż trzymała stopę w tym samym miejscu, a nawet ręce oparła o zgięte i kolano, na podpartej o kamień nodze. Patrzyła na niego badawczo i nawet się lekko uśmiechała, co nie było naturalne.
- Czemu mi to dajesz? - spytała zaciekawiona, jednak szybko sięgnęła po prezent, bo coś czuła, że się zaraz rozmyśli. Zaczęła przewracać mydło w dłoniach oglądając je z każdej strony. W sumie, może dał bo miał nadmiar i mu ciążyło, chciał żeby ponosiła… Ale nie, to było głupie. Przez chwilę milczała, trawiąc powstałą gulę w gardle, która zabraniała jej przepuścić przez krtań słowa. - Dzięki - mruknęła prawie bezgłośnie.

- Proszę - odpowiedział. Zdziwiony pozwolił sobie na przyłożenie wierzchu dłoni do czoła Lexy. Ta jedynie uniosła brew, nie odtrącając jego dotyku. Nie miała gorączki. ~Popsułem Lexę! - pomyślał przerażony.
- … - zamilkł. Po dłuższej ciszy jaka między nimi nastała, gapiąca się na niego kobieta w końcu przerwała milczenie.

- Słuchaj, nie musisz się mnie bać - westchnela Lexa, która najwyraźniej tak odebrała milczenie z jego strony.
- To nie jest tak, że cię wykorzystuje gdy coś mnie upierdoli, a jeśli tylko mi odmówisz leczenia to spiore cię na kwaśne jabłko. Lubię cie i nawet skora byłabym się z tobą pieprzyc, gdyby taka była potrzeba. Jednak nie ma co mydlic oczu - zamachala leniwie podarowanym mydłem - Ani tobie nie staje na mój widok, ani mnie w kroku nie grzeje. Nie mniej jednak jeśli potrzeba przyszpili, ulżyć sobie można. Tak tylko mówię - powiedziała poważnie po czym zabrała nogę z kamienia na którym siedział. Odruchowo wzruszyła ramionami. Nie wiedziała jak na to zareaguje.

- Są zasady dotyczące uprawiania seksu z pacjentkami - powiedział. ~Właśnie je wymyśliłem.
- Nie wolno. To kwestia etyki. - uściślił.
- Ale gdybym miał kiedyś złamać zasady to byłabyś pierwszą, o której bym pomyślał - dodał zgodnie z prawdą. A poza tym była najbliżej statusu przyjaciółki z wszystkich znanych mu ludzi, wolał tego nie komplikować dodatkowo.
Miał też coraz większe wrażenie, że w tej niby prostej norsmence są głębie, których się nie spodziewał.

- Nie myśl, że będę nalegać. Gdybym chciała się pierdolić, to pobiłabym Sylvaina - odparła szczerze i podrzuciła podarowanym mydłem, łapiąc je gdy było już niżej. Znowu mu nim pogroziła, choć zupełnie nieświadomie.
- I nie próbuj sztuczek. Mów co myślisz, mów co byś pragnął, ale nie łgaj mi - uśmiechnęła się nawet ładnie, odrzucając w tył mokre włosy.
- A te pijące gile sobie zostaw na pamiątkę, możesz je nazwać tak, jakbyś mówił o mnie. - zaryła gardłowym śmiechem i zbierając swoje manele i odeszła do innych. Akurat Berthold wrócił ze zwiadu i przyniósł ważne informacje.

Medyk uśmiechnął się lekko i wyjął z torby kartkę. Oddarł kawałek i napisał na nim: Hirudo Lexae, po czym przykleił go do słoika z pijawką.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 17-08-2017 o 19:30.
Nami jest offline  
Stary 17-08-2017, 20:30   #43
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Obozowisko.




Spacer przez upadłe miasto był dla najemników niczym podróż w czasie. Oczami wyobraźni widzieli tętniące życiem ulice, uginające się pod towarami stragany i paradujących w egzotycznych zbrojach świątynnych wojowników. Było to o tyle łatwe w wyobrażeniu, że miasto nie zostało splądrowane i wiele rzeczy codziennego użytku wciąż leżało w miejscach, w których się znalazły w chwili ataku. Nawet kosztowności nie padły łupem najeźdźców, tak jakby nie interesowało ich nic poza masakrą bezbronnych mieszkańców. Było to dziwne, zważywszy na ludzką naturę i dosyć niepokojące. Nieliczne odciski butów, ślady po szablach i kulach wskazywały niewątpliwie na działalność człowieka, ale trzeba było kogoś na miarę świętego, aby nie pokusić się po sięgnięcie po łupy, a przez miasto przewaliła się cała armia. W końcu zwycięzca bierze wszystko i było to podstawowe prawo wojny, znane wszystkim cywilizowanym i niecywilizowanym rasom, a mimo to trudno było najemnikom stwierdzić czy cokolwiek mogło zostać stąd zabrane. Trupów po stronie najeźdźców też nie sposób było znaleźć, zatem niemożliwym było określenie do jakiego królestwa Starego Świata należeli. Zostały po nich tylko kule i ślady cięć na ciałach jaszczuroludzi, których kości zdobiły ulice niczym liście.

Po pewnym czasie najemnicy dotarli do centrum miasta, gdzie wznosiła się otoczona przez brukowany plac wysoka budowla. Nie łatwo było określić czy to budynek administracyjny, czy świątynia, gdyż była niemalże całkowicie porośnięta inwazyjną roślinnością. Odsłaniając pnącza na jednej ze ścian, najemnicy odkryli coś co wyglądało jak kalendarz, ale nie byli w stanie go odczytać. Natomiast przed wejściem do budowli stał wielki zegar słoneczny, który musiał wskazywać godzinę dwudziestą według rachuby Imperium. Z tego miejsca dało się dostrzec górujący nad dżunglą wulkan, który znajdował się w zasięgu kilku godzin marszu. W dużej większości porośnięty był drzewami, lecz jego szczyt był całkowicie jałowy, co musiało świadczyć o szkodliwości unoszących się z krateru oparów.

Patrząc w jego stronę, najemnicy po raz pierwszy uświadomili sobie jak niełatwa będzie to przeprawa...


Wolfgang stał dłuższą chwilę wpatrzony w doprowadzającą się do ładu Lexę. Może wybitnie piękna to ona nie była, ale całkiem przyjemnie było zawiesić na niej oko, biorąc pod uwagę miesiące dotychczasowej podróży, głównie w towarzystwie innych facetów. Po dłuższej chwili mag ocknął się potrząsając głową i poprowadził swojego kuca do reszty zwierząt w obozie.
Z juków wyciągnął butle, zabrał znaleźny miecz, albo raczej tasak i podszedł do Brokka Vardy. Krasnoludzkiego rzemieślnika i kowala. Na powitanie wręczył mu, napoczętą przed chwilą butlę miodu. - Nie mieliśmy wcześniej wielu okazji - zaczął i pokazał znalezisko. - Nie jestem ekspertem, ale pomimo prymitywnego wyglądu, mam wrażenie że sama jakość wykonania jest co najmniej dobra. Wiesz co za kamień w tym oprawili? Wygląda trochę jak szkło. Widziałeś kiedyś coś podobnego?

Khazad skuszony trunkiem stawał się bardziej wylewny i przyjazny. Przyjrzał się więc uważnie podstawionej broni.
- Solidna robota, dorównująca rzemieślnikom z Imperium. I wiem człowieku co to jest. - Błysk w oczach krasnoluda przygasł.
- Obsydian, skała zrodzona z ognia wulkanów. Mój lud dawniej ją obrabiał. Wyżyn na dalekiej północy dalej niż Góry Krańca Świata. Gdzie ziemia i kamienie wydawały się skażone i brudne. Zorn Uzkul, przeklęte miejsce.

- Hmm. - Wolfgang pokiwał głową. - Na jeden z wulkanów mamy się jutro wspiąć, a podejrzewam że jest ich tutaj całkiem sporo, więc i obsydianu tutaj pewnie od groma. - Mag przejechał palcem po krawędzi jednego z kamiennych kawałków, oprawionych w tasak. - Ciągle ostry, łatwy do wymiany i zdobycia. Dobry materiał na broń.
Wolfgang usadowił się niedaleko aby móc dalej dzielić butelkę z krasnoludem, wyciągnął zza pazuchy lunetę i zaczął ją dokładnie oglądać, starając się odgadnąć naturę zaklęcia na nią nałożonego.
- Ha! - Niemal krzyknął po chwili. - A to ci gratka. - Ucieszył się, co chwilę zerkając w różne ciemne kąty pomieszczenia i zacienione miejsca na zewnątrz.

- Hmm? Zaspokój naszą ciekawość - odezwał się elf Weddien, który wrócił właśnie ze zbierania chrustu na opał. - Coś tam takiego odkrył?

- Ktoś wplótł całkiem przydatne zaklę… - Zaczął Wolfgang, ale przerwał słysząc głos Lexy dochodzący z zewnątrz. - Słyszeliście? Coś się tu ponoć szwęda. - Wstał nieco zaalarmowany. - Nasza wojowniczka raczej nie należy do takich, co to na widok byle cienia głos podnosi. - Podszedł do wyjścia z budowli i wyjrzał na zewnatrz.


***


Zamieniony w kruka Berthold jako pierwszy dostrzegł uciekającego ulicami miasta jaszczuroczłeka. Biegł on na wschód, nieświadom obecności maga, lecz mimo to sprytnie unikając pościgu - przebiegając przez zakryte dachem ruiny i tylko na krótką chwilę wynurzając się na otwartą przestrzeń. Mimo starań intruza Berthold był jednak w stanie śledzić szpiega do samego końca. Humanoidalny jaszczur dotarł do obozowiska podobnych sobie istot, które znajdowało się na wschodnim krańcu miasta. Na ich siedzibę składało się kilka zrujnowanych, acz przywróconych do porządku domostw, które otoczone były prowizoryczną palisadą. Wewnątrz natknął się na co najmniej trzy gatunki jaszczuroludzi - podobnych wzrostem do szpiega istot o wątłej budowie ciała, opancerzonych w grube łuski wojowników oraz górującego nad wszystkimi jaszczura, który był rozmiarów górskiego trolla.

Berthold wkrótce wrócił do obozu, przybierając ludzką postać.
-Jacyś jaszczuroludzie rozbili obóz na wschodnich obrzeżach miasta, mniej więcej dwudziestu, większość drobnych jak ten co nas szpiegował, kilku dużych i opancerzonych, a jeden wielki jak troll. -Zrelacjonował spokojnie, jednak w jego głosie czaiła się przyczajona gwałtowność i gotowość do działania.
-Nie powinni się nam oprzeć, idziemy wziąć ich z zaskoczenia? - zaproponował z drapieżnym grymasem. Gdzieś w połowie tej relacji Lexa zaczęła ubierać pancerz.
- Jak nie my ich to oni nas - stwierdziła Norsmanka z całą pewnością. - Nie wiem jak wy, ale ja nie lubię być brana od tylca. Sama wolę najechac na ich dupy. Przecież nie zaśniemy z myślą, że czeka nas koniec taki jak tamtych - przywiodła na myśl znalezione szkielety tubylców, a brak tych po ludziach z ich krain. Pewnie zostali zeżarci
- Skora jestem jeszcze na ewentualną zasadzkę tutaj, ale bogwie wiedza ile przyjdzie nam czekać aż przywloką te gadzie pizdy - zakończyła zakładać zbroję i odrzuciła w tył mokre jeszcze włosy.

- Weźmy ich w klin i spróbujmy wziąć jeńców - dorzuciła Thora - Jeśli ich jeno mała garstka, mogą być jeno zwiadem. Dobrze by było też wywiedzieć się czegoś więcej na temat okolicy i mieszkańców. Lokalny przewodnik to całkiem cenny nabytek. - stanęła gotowa. - podzielmy się na dwie grupy, każda zajdzie ich z innej strony. A Lexa może być naszym komitetem powitalnym - uśmiechnęła się do siostry, stając obok maga. Położyła mu dłoń na ramieniu i pochwaliła:
- Dobrze się spisałeś Bertholdzie

- Skoro i tak o nas już wiedzą, to może się z nimi porozumieć najpierw. - Zaproponował Borriddim szykując broń. - Na razie nic nam nie próbowali zrobić, a zawsze można ich pozabijać później. - Dodał, spoglądając to na Orrgara, to na Lexę, która jedynie wzruszyła ramionami.

- Jedno nie przeszkadza drugiemu. A lepiej mieć przewagę, niż jej nie mieć. - Thora wzruszyła ramionami.

- Pewnie. Można zostawić jednego przy życiu i po wszystkim powiedzieć, że my o drogę chcieliśmy zapytać. - Odpowiedział patrząc spod krzaczastych brwi na Thorę. - Nie zdołamy wymordować wszystkiego, co żyje w tej cholernej dżungli… choć pewnie niektórzy i tak zamierzają spróbować...
- Jeśli mamy zdobyć przewagę to upewnijmy się, że niezależnie od ich zamiarów żaden nie zdoła uciec i powiadomić pobratymców o naszej obecności.


- Szczerze powiedziawszy, to po prostu wątpię w porozumienie. Rozglądałeś się gdy tutaj szliśmy? - dopytała wciąż przywodząc na myśl resztki zbrojowni ludzi ze Starego Świata - Jeśli tak wolisz, to śmiało, gadaj. Poczekamy w zaroślach aż dostaniesz z kija w gardło i dopiero wybiegniemy - mruknęła z niezadowoleniem, dopinając ostatni pas zbroi.

- Rozdzielone grupy poczekają otaczając ich, a ty gadaj z jaszczurami do woli i pokaż jak się robi - dodała Thora zawracając - coś więcej niż kpiny. - parsknęła ironicznie. - Bo gadasz dokładnie co ja rzekłam. - ruszyła po swój osprzęt nie czekając na kolejne mądrości krasnoluda.

- Gadam to, co pozwoli ci przeżyć nieco dłużej, niż kilka dni tutaj. - Odparł spokojnie, zupełnie nie reagując na zaczepki obu kobiet. - Nie mam nic przeciwko walce - pierwszy czerep grobiego rozbiłem na długo zanim pojawiłaś się na świecie… a właściwie pojawili się twoi… przodkowie… - krasnolud zrobił krótką pauzę, by po chwili kontynuować - ale walka nie zawsze jest drogą do celu… A już na pewno nie celem samym w sobie.
- Uczynisz, jak zechcesz. Prawda, wojowniczko? -
zakończył bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem.

Thora odwróciła się stając w rozkroku:
- Och nie. Ustępuję wszak miejsca wiekowi i doświadczeniu. Przecież rzekłam, byś pokazał wyżyny swej dyplomacji. Może i jaszczury okażą się dość cywilizowane by uszanować twój siwy włos i wiekową mądrość. Ale poczekam też z boku na wypadek gdybyś jednak potrzebował pomocy w obronie przed nimi i byś mógł przeżyć kolejny dzień.

- Borriddim ma sporo racji. - Wtrącił się Wolfgang. - Jeśli chcą walki to do niej dojdzie tak czy inaczej, ale są rozumni i może istnieje szansa na porozumienie. Nie mam zamiaru kryć się po krzakach. Wyjdę im naprzeciw z Borriddimem. - Dla podkreślenia swych słów lekko stuknął w ziemię końcem stylizowanego na smoczy łeb kostura.

Thora wzruszyła ramionami: - Wolnyś, rób co chcesz.

- Tak czy inaczej potrzebujemy wojowników w odwodzie jeśli dojdzie do walki, kiedy my skupimy na sobie większość uwagi. Ktoś jeszcze chce ruszyć z nami? - Zapytał Wolfgang.

Erwin przyglądał się i przysłuchiwał. Jak oni chcą gadać z tymi jaszczurkami? Na migi? No ale może magia, którą władają pomoże im w tym.
- Postarajcie się zebrać ich w jedną gromadę. Mam kilka niespodzianek jeśli zajdzie taka potrzeba.- Inżynier stał z ręką na rapierze a drugą poklepał po torbie gdzie znajdowały się granaty i bomby zapalające.

- Nie wyglądam na wojownika. Pójdę z Wami, może nie uznają mnie za zagrożenie. - odezwał się Aureolus ku własnemu zaskoczeniu podchodząc do maga i krasnoluda.
- Tylko po jakiemu się dogadamy? - zapytał.

- Nie mam pojęcia. - Odpowiedział Wolfgang. - Najbliżej mają chyba do wysokich elfów z Ulthuanu, więc może Eltharin podziała? Jak nie to możemy być w dupie, ale nikt chyba nie planuje żyć wiecznie? - Zakończył z grymasem, który można było uznać za uśmiech.

- Na świecie nie ma tyle piwa, żeby żyć wiecznie. A czymże jest życie bez kwarty dobrego krasnoludzkiego ale? - Dorgundsson roześmiał się, po czym założył hełm. - Jeśli nie zrozumieją po waszemu, to ja im wytłumaczę po naszemu. Tak, jak tłumaczymy zielonoskórym, że nie ma dla nich miejsca w naszych górach. - Dwuręczny młot przewiesił na rzemieniach przez plecy, dla odmiany biorąc do ręki okrągłą tarczę i jeden z dwóch toporów. - Gotowy.

Berthold skinął głową krasnoludowi i norsmenkom z porozumiewawczym uśmiechem.
- Najpewniej porozumiemy się z nimi w uniwersalnym języku siły. - Uderzył kosturem o ziemię.
-Te gady to raczej jakieś istoty chaosu niż zwierzęta, magią mogę się z nimi nie porozumieć. Niech może ci będą próbować gadać pójdą od frontu a większość zakradnie się w międzyczasie z tyłu albo z flanki.

Sylvain niechętnie dołączył do grona chętnych.
- O nie, ja sam tutaj nie zostanę - Powiedział tylko poprawiając swoje rapiery - Jestem tylko ciekaw jak twarde są ich łuski i czy skutecznie chronią przed cięciami… - W myślach układał różne scenariusze pojedynków, próbując znaleźć coś co mogło dać mu przewagę.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 17-08-2017, 20:55   #44
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Scena 6 - Obóz Jaszczuroludzi

Po uzgodnieniu planu, najemnicy ruszyli za przewodnictwem Bertholda, który zaprowadził ich w stronę wschodnich obrzeży miasta. Podróżując przez ruiny, wyraźnie było widać jak szybko zmienia się otoczenie. Centrum osady, który opuścili, składało się głównie z wysokich budowli, pasujących do świątynnych gmachów. Jednakże im dalej się oddalali od centrum, tym coraz niższe i mniej okazałe były mijane obiekty. Posągi tajemniczych bogów stawały się coraz rzadszym widokiem, a w wielu miejscach ziały otwarte przestrzenie, co musiało oznaczać, że niegdyś stawiane były tu budowle z materiałów, które szybko uległy zniszczeniu (np. drewno).
Zrujnowana osada znacząco różniła się od świątynnych miast, o których tyle słyszeli w trakcie podróży - nie było tu ogromnych piramid, ani bagien, w których “hodowano” rozmaite kasty jaszczuroludzi. Zabudową pasowała do miast stawianych przez ludzi, gdyż można było łatwo wskazać budynki administracyjne, koszary czy obiekty służące rekreacji. Być może to miejsce początkowo wcale nie należało do gadzich tubylców, a zostało siłą odebrane przedstawicielom innej rasy i przekształcone na potrzeby zdobywców, by w końcu paść ofiarą żądnych bogactw ludzi. Tego jednak najemnicy mogli się już nigdy nie dowiedzieć. Przed sobą mieli bowiem o wiele ważniejszy cel i nie mogli ryzykować rozbijania obozu w pobliżu ostałej przy życiu grupki jaszczuroludzi.

Po niespełna kwadransie znaleźli się w odległości kilkudziesięciu metrów od obozu jaszczuroludzi. Najemnicy stali wewnątrz małego, kamiennego budynku, który stał naprzeciw siedziby potencjalnego nieprzyjaciela. Dzieliła ich tylko cała długość wąskiej, brukowanej uliczki, więc mieli stąd doskonały widok na otoczony palisadą obóz. Aby niezauważenie podejść jaszczuroludzi musieliby przejść przez sąsiadujące z uliczką zrujnowane budynki, ale wtedy najprawdopodobniej zostaliby od razu zaatakowani przez zaskoczonych tubylców. Lepszym wyjściem w przypadku próby negocjacji byłoby wyjście na otwartą przestrzeń, ale także i w tym wypadku nie mieli żadnej gwarancji, że nie zostaną z miejsca zaatakowani. Trzeba było podjąć właściwą decyzję, a to nie wydawało się być łatwym zadaniem…

Aureolus uśmiechnął się by ukryć lęk i wyciągnął gwizdek zza koszuli.
- Jak nie będą zaskoczeni to może nie zaczną strzelać od razu - powiedział. ~A reszcie tym łatwiej będzie się zakraść od boków jak skupią się na nas - pomyślał.
Zagwizdał, miał nadzieję, jakiś optymistyczny i pokojowy sygnał i pokazał się u wylotu uliczki, na razie nie podchodząc bliżej, tylko obserwując. W ręku miał też kilka paciorków na prezenty.

W tym czasie Wolfgang splótł magię i ukończył cichą inkantację, pokrywając się pancerzem eteru. Spotkanie z tubylcami mogło skończyć się nieciekawie.
- Nie podkradajcie się jeszcze, bo was wypatrzą ich zwiadowcy. Zacznie się walka to z pewnością usłyszycie. - Powiedział do reszty i po tych słowach wyszedł za niespodziewanie wyrywnym Aureolusem, jednak wystąpił kilka kroków przed niego, wypinając pierś i patrząc na palisadę.

- Człowieki… - Borriddim westchnął i wyszedł na zewnatrz za dwójką mężczyzn. - Tu trzeba dyplomatycznie. - Powiedział zatrzymując się obok nich.
- Czołem zasrańce! Przyszliśmy po wasze złoto! - Zaryczał w staroświatowym i wyszczerzył się wyraźnie z siebie zadowolony.

- Myślisz że zrozumieją? - Wolfgang zapytał krasnoluda.

- Pewnie nie, ale nie będą narzekać, że ich chcieliśmy oszukać. - Zarechotał khazad.

- Może inaczej. - Odpowiedział Wolfgang, odchrząknął i powiedział coś głośno w całkiem melodyjnym i obco brzmiącym narzeczu. Znaczyło to mniej więcej tyle co “nie szukamy zwady”. Jakoś na szybko nie wymyślił nic mądrzejszego. - Może elfi podziała. - Powiedział już cicho do Borriddima.

- Jeśli to ma coś z elfami wspólnego, to już mamy przechlapane… - ten skwitował krótko. - Nic dobrego od elfów nigdy nie wyszło.
- Proszę cię… -
odezwał się Weddien, który tym razem nie potrafił puścić słów krasnoluda mimo uszu. - Gdyby nie wasza pieprzona duma, krasnoludy, to do Wojny o Brodę nigdy by nie doszło i obie rasy do dziś kwitłyby.
Ten tylko wyszczerzył się w odpowiedzi, ale jego szeroki uśmiech szybko zelżał, kiedy obok spadła strzała, a chwilę później druga i trzecia. Stojący na blankach jaszczuroczłek krzyknął coś w ich stronę, grożąc włócznią, a mimo to prowizoryczna brama prowadząca do obozu nie otworzyła się i nikt nie wybiegł im na spotkanie.

- Mówią po naszemu, skurczybyki. - Krasnolud zawołał, kryjąc się za tarczą. - Teraz mówią, żebyśmy sobie stąd poszli.

- Nie widzę powodu by nie pójść za tą sugestią. Nie strzelali by zabić. Skoro nie stanowią zagrożenia po co ryzykować większą wrogość? Złota i kosztowności nie mają więcej niż leży na ulicach
- stwierdził medyk, cofając się.

- Z tego co sam się orientuję, to złoto dla nich jest niewiele więcej warte niż kurze talizmany dla ludzi w Imperium - odparł elf, powoli wycofując się.
- Chyba mają dość przelewu krwi i w sumie im się nie dziwię - zgodził się z Aureolusem.

- Nie to nie. - Wolfgang cofnął się z powrotem do budynku. - Więc co teraz? Wracamy do obozu, barykadujemy się i czekamy do rana? Trzeba będzie wystawić podwójne warty. - Zaproponował mag.

- Mogę pilnować pierwszej warty. Mam przyzwyczajony do ciemności wzrok, więc nie powinniśmy się obudzić z poderżniętym gardłem - powiedział Weddien, siląc się na lekki uśmiech.

- I ja popilnuję. - Wtrącił się Dorgundsson, który jako ostatni wycofał się z ulicy. - Z takimi sąsiadami lepiej podwoić warty.

- Jeśli ktoś poczuje się znużony to mam Sokole Oko. Mikstura nie pozwala zasnąć przez kilka godzin i poprawia zmysł obserwacji.
- dodał medyk.

Sytuacja rozwinęła się za szybko. Część z nich wyszła by rozmawiać z jaszczurkami a reszta nawet nie zdążyła przygotować się do ataku.
- Następnym razem uprzedźcie zanim ruszycie.- Rzucił z lekka zdenerwowany inżynier.
- No, ale skoro nie chcą gadać to trzeba przygotować obóz i warty. Oświetlenie trzeba przygotować. Ja mam latarnie. Ktoś jeszcze?- Rozejrzał się po zebranych.
- Którą i z kim wartę mam wziąć?- Dodał po chwili.

- Myślicie by rozstawić trochę lamp? - spytała ogólnie Lexa, wyciągając i swoją. Nie wiedziała czy to dobry pomysł więc wolała spytać - Ja wezmę trzecią, nocną wartę. Nie wiem kto takie lubi i mi obojętne. Ustawimy się w pary lub nawet trójki, jest nas wystarczająco wielu - zakończyła twardym tonem głosu.

- Jeśli nie problem dla Ciebie to bym z Tobą wziął tą trzecią wartę.- Zaproponował Inżynier.

- Jak sobie chcesz - Lexa wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Ważna była skuteczność.

- Pozbieramy drewno to rozpale też parę dodatkowych ognisko dookoła. Troche więcej ognia jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - Zaproponował Wolfgang

-Te jaszczury chyba nie czują się od nas silniejsze bo by nas zaatakowały. Ale musimy być czujni, moje psy będą też na straży.- Dodał Berthold układając się wygodnie na skórze. Dźwięki miejscowych form życia intrygowały go i rozpraszały, wszystko wokół było nieznane i intrygujące.
-Zresztą jak coś się pojawi to pewnie Lexa i Ogrrim to zaszlachtują zanim wszyscy się obudzą…

- Te, złodzieju mięsa do siekania, słyszałeś? Tak popularnyś że imię twe przekrecajo! -
Lexa szyderczo krzyknęła do Orrgara z nadzieją ze go sprowokuje - Ogrzy urok, hehehehe - roześmiała się gardlowo.


Medyk obejrzał rany i zmienił opatrunki rannym, krytycznie patrząc na zabłocone bandaże u Erwina. Wykorzystał znalezione rośliny by wytworzyć napar poprawiający widzenie w nocy.

Warty zostały wystawione. Na straży stanęli ludzie, krasnoludy, elf, a nawet psy. Rozłożono latarnie i ustawiono pochodnie. Rozpalono ogniska.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 18-08-2017 o 15:39.
hen_cerbin jest offline  
Stary 17-08-2017, 21:25   #45
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Już pierwszy dzień w tej krainie przekonał Khazada o konieczności podjęcia dodatkowych środków ochronnych. Gdy reszta towarzyszy ustalała warty, Brokk rzucił krótko że będzie stał w drugiej turze. Teraz miał zamiar zabrać się do roboty. Wybrał zadaszone miejsce, tak aby niespodziewana ulewa nie przerwała i nie zaprzepaściła jego pracy. Najpierw wyjął latarnię sztormową. Dobre oświetlenie stanowi ważny element przygotowań. Runa musi być dokładna, a każdy jej detal ma być dopracowany. Następnie przetarł miejsce, w którym się znajdował. Rozłożył swoje cechowe narzędzia i dokładnie obejrzał swą tarczę. Doskonały wytwór krasnoludzkich rzemieślników z Karak Hirn. Mistrz Run miał zamiar ją jeszcze wzmocnić. Polowe warunki i ograniczenia czasowe nie pozwolą na trwałe związanie mocy z przedmiotem. Jednak nawet tymczasowa Runa mogła być przydatna. Brokk odciął się od rozważań grupy, doskonale wiedział, że wykucie nawet tymczasowej runy wymaga pełnego skupienia. Najpierw nakreślił szkic Runy Osłony w dolnej części tarczy. Nie istotnym było, że po jednokrotnym wykorzystaniu runa zniknie. Tymczasowość grawerunku nie zwalniała ze staranności. Brokk był zadowolony z efektu mógł więc przejść do kolejnego etapu, rozpoczął starożytną inkantację, wielokrotnie powtarzał wyuczone gesty i formuły. Znak nasycał się energią, która będzie mogła zostać wyzwolona w momencie zagrożenia. Trwało to dłuższy czas, blisko dwie godziny. Khazad nie okazywał jednak zmęczenia, ani znużenia. Był Krasnoludem i Mistrzem Run potrafił pracować w skupieniu przez całe dnie i noce. Końcowym etapem jest zamknięcie zebranej mocy w wykonanym znaku. Gdy to zrobił mógł być dumny ze swej pracy. Wiedział, że nie może spocząć na laurach. Do jego warty pozostało jeszcze sporo czasu, latarnia sztormowa dawała wystarczające światło. Kontynuował więc swą pracę, tym razem wybrał róg sygnałowy. W górnym rzędzie rogu artysta wyrzeźbił sceny przedstawiające wykuwanie mieczy, drążenia tuneli i walki z goblinami. Na każdym z dwóch niższych pasów można było zobaczyć symbole krasnoludzkich bogów: Grungniego – ojca krasnoludów, Grimnirego - patrona wojowników, Smendira - patrona kowali i hutników oraz Thungniego - patron kowali run.
Runa ochrony była jedną z pierwszych jaką poznał i nauczył się wykonywać. Była prosta i wymaga krótszego czasu. Brokk nie zmienił jednak podejścia, do jej wykonania. Nim nastał czas zmiany warty Khazad zakończył swoje prace. Krasnolud podziękował jeszcze patronowi kowali runów za natchnienie. Był już gotowy do objęcia warty członkiem Kolegium Ognia

 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 17-08-2017, 23:10   #46
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
post z MG



Weddien siedział nieruchomo na skraju obozu, w miejscu gdzie blask ogniska ledwo docierał, na granicy światła i ciemności. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w mrok przed sobą jak w płótno obrazu sławnego artysty, lecz w końcu podniósł się z kolan, odwrócił się na pięcie i zbliżył się do siedzącej w pobliżu ogniska Thory, która w tamtym momencie zajęta była dokładaniem drewna do paleniska.
- Zastanawiam się… - zaczął stosunkowo niewyraźnym głosem, by po chwili chrząknąć i powiedzieć głośniej - Zastanawiam się jak to wszystko się potoczy. Co nas czeka dalej i dokąd jeszcze zaprowadzą nas nogi - w jego słowach kryła się pewna nieśmiałość, tak jakby długo zastanawiał się jak nawiązać rozmowę z kobietą z mroźnej Norski.
- Ufam Baronowi, ale nie kapitanowi Szkaradnej Nierządnicy. Nie było ciebie na naszym pokładzie, więc pewnie nie wiesz jak okrutnie Casini obchodzi się ze swoimi ludźmi. To istny tyran, dla którego cudze życie nie ma najmniejszego znaczenia i nie darzy nas szczególną sympatią, bośmy świtą Albrechta - powiedział melodyjnym głosem, po czym zamilkł w oczekiwaniu na odpowiedź kobiety.

- Hmm - wychrypiała norsmenka z pewnym zastanowieniem - Pewnie dlatego baron najął mnie i mój statek. - Thora spojrzała uważniej na elfa - Wiesz, po to by mieć asa w rękawie. Na wypadek buntu.
Po chwili dorzuciła jeszcze już z odcieniem niepokoju w głosie:
- Myślisz, że w obozie coś się podzieje pod naszą nieobecność? Zostali tam co prawda moi ludzie ale jeśli to miała być pułapka... - dziewczyna zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

- Chcesz powiedzieć, że wysłali nas, aby pozbyć się obstawy barona? - Elf zastanowił się nad słowami kobiety. - Czy wszyscy na Skidbladnirze są tobie posłuszni? - Zapytał.

- Nie wszyscy. Część opłacona i zaokrętowana na zlecenie barona. Ci co na nich liczyć mogę - Thora kopnęła jakiś pomniejszy kamień, co poleciał w ciemność. Od razu też pokręciła na swoją bezmyślność głową. - to dziesięciu chłopa. Garstka jeśli porównasz ilość ludzi Casiniego.

- Tylko po cholerę miałby się go teraz pozbywać? - Zapytał bardziej sam siebie niż norsmenkę. - Rozumiem, że tych dwóch nie darzy siebie sympatią, ale koniec końców jesteśmy daleko od bezpiecznych przystani Imperium. Wbijając nam nóż w plecy, wbije go również sobie.
Thora podwinęła nogi pod siebie i umościła nieco wygodniej między paleniskiem a rzuconymi na ziemię skórami.

- Gdybym ja chciała się pozbyć barona, to poczekałabym, żeby mi się ta wyprawa zwróciła. Chociaż odziobinkę. Potem pozbyłabym się go po cichu - blondynka wydęła w zastanowieniu usta - Teraz, jeśli się pozbędzie barona gdy ledwo co wylądowaliśmy tutaj, Casini nie zyskuje zbyt wiele. - potrząsnęła blond grzywą - Teraz to nie ma sensu. Ale coś jest w tym co mówisz. Powinniśmy zachować ostrożność.

- My nie mamy zbyt wiele do stracenia poza wizją śmierci w parnej dżungli, ale ty, moja droga, masz wspaniały okręt i mówię to jako żeglarz, który na otwartym morzu spędził kilka ludzkich pokoleń - odparł Weddien, po czym zachichotał cicho rozbawiony jakąś myślą.

- Mnie tyle lat zajęło, aby dostąpić zaszczytu bycia bosmanem, a ty w tak młodym wieku masz swój własny statek. Robi wrażenie - uśmiechnął się do niej.

- Miałam dobrych nauczycieli. - odpowiedziała również uśmiechem - W tym jednego jak Ty. - mruknęła i na wspomnienie lekko się zaczerwieniła. Zmarszczyła natychmiast brwi - A jeśli bogowie postanowią, że czas by odebrać łajbę - udała obojętność - to taka ich wola.
Mina jej jednak mówiła coś zupełnie innego. Mniej więcej, że odgryzie komu trzeba ręce przy szyi albo inne członki u nasady jeśli spróbowałby odebrać jej statek.

- Nie przejmuj się - powiedział elf, widząc ogarniający ją niepokój. - Jeśli ktokolwiek spróbuje położyć łapy na twoim okręcie, to osobiście przeciągnę go pod kilem.
- Pływałaś z elfami? - Szybko zmienił temat, aby Thora nie zadręczała siebie ponurymi myślami. - Opowiedz mi coś o sobie. Co skłoniło ciebie do takiego życia? Nie często widuje się kobiety norsmenów poza ich osadami, a Lustria to szczególnie nietypowe dla nich miejsce...

Na samą myśl o elfickim kapitanie, Thora poczuła się pewniej.
- Słyszałeś może o Harrondzie? - spytała z jakąś dumą w głosie - To był dopiero skurczysy...e… twardy elf. - w ostatniej chwili ugryzła się w język nie chcąc jakoś urazić Weddiena, na co ten zaśmiał się cicho.

- Jesteś o wiele bardziej elokwentna od swojej siostry, Thoro. Aż trudno uwierzyć, że jesteście tej samej krwi - odpowiedział z rozbawieniem. - Nie słyszałem o Harrondzie. Opowiedz mi o nim.

- Kapitanem moim był jeszcze całkiem niedawno. Gdy opuszczałam dom, zdawało mi się, że nikt nie przebije mego ojca w wiedzy o oceanach. Harrondowi się udało - głos przepełniła jej duma zarówno z powodu ojca jak i następcy jego autorytetu.

- Norsmeni to świetni żeglarze, nie ma o czym mówić, ale myśmy wam równi, a przynajmniej nie było jeszcze dostatecznie dobrej okazji, aby porównać umiejętności - odparł Weddien, po czym szybko dodał - i miejmy nadzieję, że nigdy takiej nie będzie. Zdarzały się w przeszłości łupieżcze najazdy na Ulthuan, choć nieczęsto i nigdy nie były dostatecznie skuteczne. Większość norsmenów woli polować na statki lub plądrować przybrzeżne osady ludzi, wiedząc, że nie spotka ich gniew wysokich elfów. Brałaś w tym udział? - Zapytał bezceremonialnie, gdyż najzwyczajniej w świecie pożerała go ciekawość.

- Dla nas to często żyć albo nie żyć - Thora wzruszyła lekko ramionami jakoś nie czując się specjalnie winna choć wyprawy tego typu pamiętała przez lekką mgłę - Nie można winić głodnego, że po strawę sięga - wymądrzyła się. - A czemuś Ty zdecydował się na wyprawę? Bywałeś tu wcześniej?

- Raz mi się zdarzyło dopłynąć do wybrzeży Lustrii i zdecydowanie bardziej na północ od naszego miejsca docelowego - odparł Weddien, lecz tym razem jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. - Zdecydowałem się na wyprawę z chęci poznania świata, ale nie tylko. Mam nadzieję, że natrafię tu na jakiś artefakt Przedwiecznych, coś co mogłoby pomóc wysokim elfom w zrozumieniu z dawna zapomnianych sekretów. Uważam, że jest to kluczem do przetrwania naszego świata nim zaleje go wieczna ciemność, a to sprowadza mnie do kolejnego trudnego pytania… Wyznajesz mrocznych bogów? Twój lud z tego słynie - powiedział, patrząc jej prosto w oczy jakby chciał się upewnić czy powie mu prawdę.

- Nie. Nasza wioska, klan odwrócił się od ciemności pokolenia przede mną. - przyznała szczerze nie odwracając spojrzenia - Ojciec ojca powtarzał, że nasi bogowie może dalsi i nie oferują szybkich nagród w tym świecie, ale więcej chwały i honoru zapewniają po śmierci. Przekonuje mnie to. - zafilozowała młódka. - Co to za artefakt? Jak go poznać?

Weddien odetchnął z ulgą na wieść o wierze kobiety, po czym odparł na jej następne pytanie:
- Ciężko powiedzieć. Nigdy takiego nie spotkałem, ale wiem, że kiedy już się na niego natkniemy, to będziemy o tym wiedzieć. To są przedmioty… - zamyślił się w poszukiwaniu właściwego słowa - nie z tego świata.
- Jeśli nie z tego świata, myślisz, że warto zabierać je z powrotem? - spytała ostrożnie, bo na samą myśl o transporcie czegoś tak… innego… przeszły ją ciarki.

- Nie wiem czy istnieje umysł zdolny ogarnąć coś takiego, ale myślę, że warto spróbować. Żyjemy w świecie, który balansuje na ostrzu noża i kto wie kiedy przyjdzie jego kres… - odparł elf, podnosząc się z kolan. - Czas naszej warty dobiegł końca. Pójdę obudzić następnych…
 
corax jest offline  
Stary 18-08-2017, 22:42   #47
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Lexa & Erwin na warcie

Lexa była co najmniej zdziwiona decyzją Erwina, choć może po ostatnim kontakcie właśnie na to liczyła. Trochę ją bawiła jego determinacja, ale musiała przyznać, że zaczęła go choć trochę szanować. Przez pierwsze pół godziny siedziała milcząca, zujac kawałek suszonego mięsa. Było strasznie słone i spluchnilo tym jej wargi. Kiedy była pewna, że inni już śpią, odezwała się
- Jak ręce? - spytała Erwina patrząc w odległe krzaki, w kierunku obozu jaszczuroludzi. Wiedziała, że dała mu popalić mimo iż znała stan jego dłoni.

Inżynier też najwyraźniej był zaskoczony przyjęciem oferty przez Lexę i w sumie się ucieszył. Usiadł przy swoim namiocie i z początku przeglądał jedną z książek szukając podpowiedzi jakie składniki może wykorzystać do stworzenia bomb. Dwie już wykorzystał i raczej szybko reszta pójdzie w ruch.
Erwin wzdrygnął gdy usłyszał pytanie wojowniczki.
- Dobrze. Chyba się goją bo trochę piecze.- Powiedział dość cicho by nie obudzić nikogo i zarazem dość głośno by Lexa usłyszała.
- Mam nadzieję, że szybko wrócą do zdrowia bo coś czuję, że mogą być niebawem potrzebne.- Dodał po chwili. Zamknął książkę i wstał odkładając ją do torby w namiocie.
Nie wiedział co mógł powiedzieć jeszcze. Norsmenka była wściekła po ostatnich wyznaniach Erwina, tak przynajmniej mu się wydawało, i nie chciał jej drażnić. Zależało mu na dobrych relacjach z nią.

Kobieta wstała ze swojego miejsca i podeszła bliżej, siadając tak by samym szeptem móc się z nim porozumieć.
- Dalej będziesz korzystał z tych maszyn? - ponowne pytanie padło z jej ust, kiedy w końcu spojrzała na niego oraz książkę, którą właśnie odłożył. Nie umiała czytać, więc nawet się nie zająknęła na temat rękopisu.

Mężczyzna uśmiechnął się tylko słysząc pytanie.
- Oczywiście. Mieczem czy tarczą nie każdy władać może. Z resztą na zamek z mieczem ciężko się porwać bez tłuszczy stronników, a taka broń zmniejsza wymaganą ilość ludzi potrzebnych. Taka rusznica, którą miałem w dobrych rękach strzela szybciej od łucznika a i spustoszenie czyni większe szczególnie w opancerzonych przeciwnikach. Same granaty jak widziałaś masakrę robią a ich właściciel nawet nie musi się spocić. W norsce jest rosły lud. Silny i wojowniczy. W Imperium większość to chuchra.- Tu uśmiechnął się do dziewczyny. - A walczyć ktoś musi z zakutymi w żelazo chaosytami i tu taka broń ma przyszłość.- Mówił jakby to było coś oczywistego.
- Wiem, że ryzykowna jest praca z taką bronią, ale kiedyś człowiek dojdzie do perfekcji i broń będzie niezawodna.- na jego wyjaśnienia Norsmanka pokiwała głową, choć nie wszystko zrozumiała. Wolała jednak nie wdawać się w szczegóły czując, że nie będzie w stanie tak łatwo ich pojąć. Postanowiła więc zmienić tematykę, bo mimo iż wtedy gdy leżeli na trawie zdawała się mieć go w dupie, to słyszała wszystko co mówił.

- A te pachnące kobiety, które znasz, to takie mądrzejsze są? Też robią maszyny czy łukiem i szablą bronią domu? - Lexa zasypywała go nowymi pytaniami, zainteresowana jak wygląda takie życie. Tych kobiet, zwanych damulkami, co to ponoć Erwinowi do gustów nie podchodziły. Nie rozumiała dlaczego. Wołał brudne dzikuski?
Inżynier aż się zakrztusił śliną na pytanie Lexy. Zdziwiło go pytanie i zmiana tematu. Chwilę myślał i patrząc gdzieś przed siebie starał się przedstawić jak widzi kobiety Imperium.
- Czy mądrzejsze? Różnie. Są i takie jak ja liczące, że broń palna ze słabych dziewek zrobi wojowniczki. Niektóre myślą, że to ułatwi obronę przed napastliwymi facetami.- Przedstawiał znane sobie ze studiów kobiety. Lexa od razu pomyślała, że takiemu poderżnęłaby gardło albo flaki przed odbyt wypruła.

- Są też kobiety w wojsku czy na innych studiach. Czy to magicznych czy filozoficznych. Niestety jednak większość to wystraszone, przytłoczone przez mężczyzn dziewki. Liczące, że facet wszystko za nie zrobi i uzależniają się od facetów. A co do tych pachnących. To chyba najgorsze. Na widok przemocy mdleją a w chwilach zagrożenia sztylet wypada im z dłoni. Oczywiście i wśród nich znajdą się wyjątki. Najczęściej spotykane to takie co chcą władzy i morderstwami czy to intrygami niszczą wrogów lub manipulują mężczyznami dla własnych korzyści.- Lexa widziała grymas zniesmaczenia na twarzy rozmówcy.
- Kobiet takich jak Ty jest mało. A jak są to to i tak daleko im do Ciebie bo brak im pasji. No chyba, że bogactwa.- Tu Erwin spojrzał na blondynkę. -Ty, wydaje mi się masz pasję w tym co robisz i do tego jesteś wolna i sama decydujesz o sobie.- Dodał, ale przerwał czując, że znowu zaczyna i zdenerwuje dziewczynę, która wybuchem złości obudzi cały obóz.

- Mylisz się. Takich jak ja jest trochę, po prostu nie w słabym Imperium. Jeśli interesujesz się podobnymi… - nie zdążyła dokończyć, kiedy to Erwin prychnął.
- Od razu interesuje. Nie wiedziałem jakie mnie kobiety interesują. Wiem jakie mnie odpychają. A że Ciebie spotkałem to już chyba los i bogowie tak chcieli.- Dodał spokojnie i z wolna rozejrzał się po obozie i jego okolicach. Co jakiś czas trzeba było sprawdzić czy wszyscy i wszystko jest na miejscu.
- Chyba cię nie rozumiem - powiedziała szczerze Lexa, która nie patrzyła na niego, a na okolicę. Jednakże słuchała i to jej wystarczyło. - Niepotrzebnie słowa siostry do siebie wzięłam, najwidoczniej. - dodała jeszcze ciszej niż poprzednie słowa.
- Jakie słowa?- Inżynier spojrzał swoimi brązowymi oczami w stronę blondynki.
- Babskie, ckliwe pierdolenie. Od nadmiaru jednego kutasa we łbach im się jebie i myślą, że każdy samiec tylko się gapi w jedno i pchają się na małżeństwo lub inne gówno. Dlatego wolę już gadać z chłopem, może i imperialny matkojeb, ale przynajmniej nie pieprzy o bzdurach - odparła podirytowana i powstała ze swojego miejsca, aby przejść się wokół obozu.

- Aaa. O babskich ckliwych pierdoleniach.- Uśmiechnął się sam do siebie.
- Wiesz co?- Powiedział wstając za dziewczyną.
- Zawsze do usług jestem. Będziesz chciała pogadać to wal… znaczy zapraszam do rozmowy. A jak nie chcesz towarzystwa. Przynajmniej ja tak czasem mam mogę pożyczyć książkę jeśli miałabyś ochotę.- Zaproponował szczerze z dobroci i zarazem z ciekawości czy Lexa czytać potrafi.
Kobieta zaśmiała się bezgłośnie zatrzymując na chwilę, aby na niego spojrzeć.
- I do czego mi ta twoja mądra książka, mam sobie z niej ognisko rozpalić? - spytała z rozbawieniem - To już wolę ci walnąć, zgodnie z propozycją. Lepsza rozrywka
- Czekaj. A może chcesz napić się czegoś? No może nic mocnego nie mam, ale czy wino wystarczy by zwilżyć usta i poruszyć odczucia smakowe Twojego podniebienia?- Zaproponował i wlazł do namiotu i po chwili wychodząc z butelką pełną żółtego płynu.
- Piłaś kiedyś białe wino?- Z uśmiechem na twarzy pokazał dziewczynie szklany pojemnik.

Ta z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem, co było widać po szeroko rozbawionych, jasnych ustach. Dała krok w jego stronę i wyrwała mu butelkę z rąk. Następnie nachyliła się i wturlała ją z powrotem do namiotu po czym wyprostowała zwinne ciało, przybliżając twarz jak najbardziej prowokująco.
- Nie podczas warty. - syknęła stanowczo, patrząc w jego oczy jakby chciała uzyskać dominację.
- Jeśli chcesz ze mną pić, to gdy już wrócimy i to co ja chcę. - dodała szeptem, przez co jej głos stał się mniej gardłowy a bardziej kobieco pociągający. Nie mogła ukryć rozbawienia. Już nie chciała wspominać, że przypraw do mięs to ona nie pija - A teraz chodź. Rozejrzyjmy się wokół czy aby na pewno bezpiecznie - położyła rękę na rękojeści miecza i dopiero teraz odsunęła twarz. Wcześniej omal nie styknela się z nim czubkiem nosa, co oczywiście było celowe. Lexa odwróciła się tyłem do Erwina zerkając na niego jedynie przez ramię i cichym krokiem ruszyła po obrzeżach obozu, nie czekając już na to, co on znowu wymyśli.

Erwin skrzywił się z lekka na słowa o warcie.
- Przecież to jak woda smakowa? No, ale jak chcesz.- Nie chciał dalej dyskutować. Nie odwracał wzroku ani nie odsunął głowy od blondynki. Gdy tak była blisko i widział jej oczy wpatrzone w jego ledwo się powstrzymywał przed pocałowaniem jej. No ale nie zamierzał by ich znajomość na intymności tylko polegała. Z doświadczenia wiedział, że dobrze zbudować jakąś więź zanim pójdzie się do przysłowiowego łóżka. No w tych warunkach i tak by było ciężko o ten mebel, ale namiot był wystarczający.
Inżynier wstał i zamknął wejście do namiotu by wracając nie zastał niepożądanego gościa, których zapewne było w okolicy dużo.
- Już idę.- Wstał i ułożył pas z rapierem i lewakiem tak by było wygodnie sięgać po broń i ruszył za wojowniczką. Ta szła w ciszy skupiając się wyłącznie na nasłuchiwaniu i obserwowaniu otoczenia. Celowo odziała wyłącznie skórznię, aby móc stąpać ciszej i nie gruchotać metalowymi częściami pancerza. Sam spacer po okolicznych krzakach nie trwał więcej niż kilkanaście minut, a w tym czasie zbadane zostały drobne, zachwaszczone kąty. Trochę ją irytował fakt, że obóz jest tak mocno oświetlony, ponieważ miała wrażenie, że jedynie ściąga na siebie uwagę. Z drugiej jednak strony wiedziała, że są istoty które i bez tej pomocy światła, miałyby ją jak na tacy i tylko i wyłącznie ona byłaby w tej potyczce poszkodowana. Kiedy w końcu wrócili na swoje miejsce, pierdolnęła się na swoją matę jakby miała iść już spać. Oczy Lexy pozostały jednak szeroko otwarte, a leżąc na plecach po omacku sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego bukłak. Obejrzała go, gdyż miała ich kilka i każdy był oznakowany.
- To ta woda ze strumienia z pijawkami, jeśli chcesz - mruknęła leniwie, rzucając w okolicę jego nóg wspomniany bukłak, po czym wyciągnęła drugi i obróciła go w smukłych dłoniach przed swoją skupioną twarzą. Uśmiechnęła się w końcu jakby znalazła górę złota.
- Ha! A to już normalne - odkorkowała flakon i wciąż leżąc wlała sobie na dwa łyki zawartość. Podała w milczeniu swojemu kompanowi od warty, wyciągając rękę gdzieś daleko w jego kierunku, najbardziej jak mogła. Chyba już nie chciało jej się ruszać. Całe szczęście, że nie wiedziała, co inżynierowi po łbie chodziło wcześniej. Zabawne było tylko to, że winiacza odmówiła, a teraz bezwstydnie waliła gorzałę, wmawiając mu jeszcze, że to tylko “normalna” woda.

Mężczyzna szedł za kobietą w całym swoim rynsztunku. Wolał być przygotowany na ewentualny atak. Nie miał jednak zbyt wiele metalowych rzeczy poza kirysem i hełmem no i bronią u pasa. Trzymał jednak ręce na narzędziach wojownika by rękojeści nie obijały się o zbroję.
Inżynier tylko ubezpieczał Lexe i gdy ta zaglądała w jakieś zarośla ten był w pogotowiu czujnie rozglądając się.
Patrol zakończyli i dziewczyna położyła się na posłaniu. Rzuciła Erwinowi bukłak. Ten popatrzył na niego i już miał odkorkować gdy Lexa wspomniała o pijawkach.
- Miło, że pomyślałaś o mnie, ale nie będę ryzykował picia tej wody. W tych warunkach to tylko alkohol jest bezpieczny. Po nim raczej marne szanse na ekscesy żołądkowe nie wspominając o choróbskach.- Podszedł i położył bukłak obok plecaka norsmenki. Ta wyciągnęła drugi, już upity w kierunku inżyniera. Ten kucnął i wziął go w zabandażowane ręce. Powąchał i skrzywił się.
- Na warcie nie pijesz?- Skomentował i wziął za przykładem dwa łyki napoju. Z lekka się zakrztusił i zasłonił wierzchem dłoni usta.
- Co nie piję, przecież to prawie jak woda! - obroniła się cichym syknięciem.
- Powinnaś to trzymać na odkażanie ran i jako odtrutkę.- Powiedział po chwili nie spodziewając się aż takiej mocy trunku. Nie był wymoczkiem stroniącym od alkoholu, ale wino czy piwo w małych ilościach mogły tylko pomóc a nie zaszkodzić.
Lexa zerwała się do siadu i wyrwała mu bukłak.
- Raczej nie chciałbyś bym polała ci tym ręce - jej kąciki ust powędrowały ku górze w złośliwym uśmieszku, zupełnie jakby właśnie to planowała zrobić, gdy tylko nie będzie się tego spodziewać. Wypiła jeszcze parę łyków i odetchnęła, rozglądając się wokół. Wszyscy spali a w krzakach było cicho. Odwróciła się z powrotem do inżyniera i utkwione w jego twarzy spojrzenie przeniosła na zabandażowane ręce. Jakoś teraz kojarzyły jej się z minioną sytuacją, gdy ten podstępny medyk kazał gapić jej się w oczy poszkodowanego. Nosz kpina.
- Lubisz ból? - spytała z lekkim drżeniem w głosie - Podnieciłeś się jak cię dosiadłam i przygwoździłam do gleby? - mruknęła odrywając zielone oczy od jego poranionych rąk i z zaciętą, prowokującą miną spojrzała z powrotem na jego wyraz twarzy. Wyglądała jak diabeł w kobiecej skórze, a jej uśmiech nie należał do tych słodkich i kokieteryjnych.

Erwin tylko patrzył przez chwilę. Słowa blondynki lekko go zaskoczyły, ale nie dał po sobie poznać.
- Ból jest zawsze obecny przy nas.- Zaczął trochę niepewnie.
- Nie jestem miłośnikiem bólu. Bólem się nie podnieciłem jeśli o to chodzi, prędzej sytuacją ale nie to było drewnem na ogień. Widzieć Ciebie pełną stanowczości i siły…- Chciał dalej kontynuować, ale się zawiesił. Mruknęła krótko wypuszczając powietrze nosem.
- Nie ważne.- Podsumował i rozejrzał się w poszukiwaniu zagrożenia czyhającego w krzakach czy na drzewach. Zawiedziona odpowiedzią blondynka powaliła się z powrotem na plecy patrząc w niebo i nasłuchując otoczenia. Nie odpowiedziała już nic, oddychając głęboko i spokojnie. Minęła już lekko ponad połowa warty, a ona leżała i tuliła swój bukłak, popijając od czasu do czasu, nie mając problemu z dzieleniem się, gdyby tylko jej towarzysz tego chciał.
Von Geissbach siedział na jednym z większych kamieni patrząc na obóz i otaczające je zarośla. Co jakiś czas zerkał na dziewczynę i coś chciał powiedzieć, ale po chwili zawieszenia wypuszczał powietrze.
- Nie jestem zbyt doświadczony w relacjach związanych z bólem. Więc też do końca nie mogę określić czy jakiś konkretny nie sprawi przyjemności.- Dodał po dłuższej chwili.
- A Ty lubisz zadawać ból czy raczej czerpać z niego … Podniecenie?- Zapytał bez ogródek.
Lexa przez chwilę zastanawiała się leżąc cicho. Oczywiście nie myślała nad odpowiedzią, ale nad tym jak zawstydzić bądź zakłopotać szlachcica, aby mu się odechciało marzeń o dzikich i silnych kobietach. Nie przeszło jej przez głowę, że mogłaby go tym bardziej zachęcić. Wszak zabawa w rozmówki była przednia.
- Ostatni, który miał ze mną bliższy kontakt, byłby wymarzonym pacjentem dla Aurelusa - zaczęła ze spokojem, lekko ochrypłym głosem - Na szczęście to twój bliski przyjaciel, więc poskładałby cię z przyjemnością, a i pewnie pogratulował - zarżała cicho.
- Mogę cię pognębić przez cały czas podróży, wtedy się przekonasz czy ból jest do polubienia. Zastanów się, to może być dla ciebie ciekawe przeżycie, dostać wpierdol od kobiety… takiej jak ja, rzecz jasna - dodała z powagą w głosie i zapiła swoje myśli gorzałą.

- Chyba obejdzie się bez tego. Jak tak dalej pójdzie to Aureolus i tak będzie miał co składać. Lepiej nie robić mu więcej roboty.- Odpowiedział na propozycję Lexy. - A co do gnębienia.- Tu Erwin się uśmiechnął.- To chyba coś naprawdę wyjątkowego musi być skoro większość ekspedycji chyba uważa, że gnębisz mężczyzn. Mnie tam to nie przeszkadza a wręcz ciekawi co daje Tobie gnębienie.- Odważył się Erwin na dość osobiste pytanie.
Lexa uśmiechnęła się szeroko pod nosem. Dopiła jeszcze kilka łyków alkoholu, po czym niedbale odrzuciła bukłak na wierzch swojego plecaka.
- Skarżyli się że ich gnębie? Oj naprawdę, biedne, imperialne ciągodruty - zaśmiała się z cicha i zerwała gwałtownie z miejsca, jakby usłyszała nadchodzącego wroga i gotowa była już stawać do walki. Albo co najmniej jakby chciała z zaskoczenia przywalić inżynierowi. W rzeczywistości jednak po prostu wstała na równe nogi i zaczęła się przechadzać, w końcu obchodząc Erwina od tyłu. Wychyliła głowę zza jego ramienia i zbliżyła usta do ucha, wydobywając z gardła przyjemny szept.
- A widziałeś podczas tych miesięcy, bym sprawiła ból komuś, tak jak tobie? - odpowiedziała pytaniem na zagadnienie, przywodząc na myśl wciąż tę samą sytuację. Istotnie, przez cały rejs nie zbliżyła się aż tak do nikogo, jedynie mogła dać w ryj, poszarpać się, nawyzywać i ośmieszyć, ale by siadała komuś na miednicy i językiem zwilżała skórę szyi, to nie. A przynajmniej nie publicznie. Pominęła drobne szczegóły w stylu okoliczności w jakich to zaszło, ale to tam, kogo to obchodziło.

Erwin zesztywniał myśląc, że Lexa zaczyna swoje przedstawienie. Jednak póki co do niczego nie doszło.
- Nie widziałem i nie słyszałem. Głównie w kajucie siedziałem a o śledzeniu współtowarzyszy nie myślałem.- Dodał spokojnie. będąc cały czas sztywny i oczekując reakcji Harpii.
- No ale nie odpowiedziałaś na pytanie. Podnieca Ciebie dawanie bólu czy czuć ból?- Postanowił, że jak ma dostać w ryj to niech chociaż ma powód a może coś powie co otworzy dziewczynę przed Imperialnym naukowcem.
Kobieta od tyłu wplotła palce dłoni w jego ciemne włosy i przesunęła bardzo mozolnie ręką po czaszce aż do grzywki. Pozostawiła na głowie mężczyzny niewielki nieład, a jedyne co słyszał i czuł, to jej ciepły oddech w pobliżu ucha.
- Dostarczasz mi mnóstwo zabawy, więc zdradzę ci to i coś jeszcze - wyszeptała, jakby chciała skryć przed czułymi uszami innych jakiś sekret. W takiej intonacji dźwięk jej głosu był pobudzający.
- Obydwie opcje - odpowiedziała na jedyne zadane pytanie, a potem kontynuowała.
- Jeśli nie możesz czegoś zmienić, spróbuj to polubić - słowa wypłynęły z lekkim pomrukiem, a w głosie Lexy dało się słyszeć fascynację. Wciąż stała za jego plecami, nie przyciskając jednak do nich torsu czy bioder.
Inżynier pozwolił kobiecie na dziwną pieszczotę lecz gdy usłyszał odpowiedź na jego pytanie kiwnął głową.
- Tak też myślałem.- Wyszeptał bezemocjonalnie.
Złapał spadający hełm z głowy i przyjrzał się jemu myśląc chwileczkę.
- Słyszałem o miłośnikach takiej ekstazy na studiach w Nuln. Czerpali rozkosz w zadawaniu bólu i samemu łaknąć tego uczucia na sobie.- Odwrócił się do kobiety szukając w jej zachowaniu zaprzeczenia lub potwierdzenia jego przypuszczeń. Przez ten ruch był bardzo blisko jej twarzy, gdyż kobieta nawet nie drgnęła. Nie dając zbyt wiele na odpowiedź ruszył z następnym pytaniem.
- A Ty z czego byś mogła zrezygnować i co polubić wbrew sobie?

- Ja nie rezygnuję -
odparła niemal bez zastanowienia, patrząc na niego z dzikim błyskiem zielonych tęczówek - Robię co chcę i lubię to, co robię. Nie muszę już nikogo udawać, bo przesiąkłam tym, co ojciec we mnie wpajał. Chciał mieć syna, to niemal go dostał. Tylko cycków sobie nie oderżnęłam i nie dorobiłam kutasa, ale z tym już musiał się pogodzić - uśmiechnęła się sztucznie, nie oddalając twarzy, co uczyniła z premedytacją.
- No ciekawe czy Aureolus by sprostał takiemu wyzwaniu?- Zastanowił się mówiąc z cicha i zbliżył twarz bliżej aż dotknął czołem czoła a nosem jej nosa. Patrzył jej głęboko w oczy i obracał się do niej przodem. Lexa nie ustępowała sądząc, że to taka gra, zwykła potyczka na to, kto dłużej wytrzyma. On jednak oparł się jakby mimochodem prawą ręką na jej kolanie, zmrużył powieki i podciągnął nogi pod siebie. Pchnął kolano kobiety lekko je podnosząc ku górze tak by się wyłożyła na plecy. Choć Norsmanka nie tego się spodziewała, mogła zapobiec, albo przynajmniej spowolnić plany Erwina, mimo to wcale nie próbowała. Przywaliła grzbietem o twardą glebę, a z jej ust wydobył się jedynie głuchy i stłumiony jęk. Leżała zupełnie prosto, kiedy mężczyzna postanowił usiąść na niej. Jej pusty śmiech nie niósł ze sobą dźwięku, a jedynie rozszerzyły i otworzyły się jej usta. Z niezwykłą dokładnością mógł stwierdzić, że brakuje jej górnego, czwartego zęba oraz kilku szóstek i piątek. Drogą dedukcji wywnioskował, że straciła je w głupich bójkach na pięści. W dodatku jej długa i wąska szyja nosiła na sobie ślady czerwonych tatuaży oraz bliznę po duszeniu ostrym prętem lub drutem. Podobnie jej policzki i czoło, które ozdobione były krótkimi bliznami i rzucającymi się w oczy tatuażami. Z takiej pozycji mógł dostrzec każdy szczegół jej twarzy, ślady po walkach i straty w urodzie. Mimo tych niedoskonałości widział też pełne, jasne usta i silnie zabarwione, zielone tęczówki. Oczy kobiety iskrzyły się od szaleństwa. Śmiała się milcząc, bo nie było warunków na więcej. Z tego samego powodu nie obroniła siebie, bo wiedziała, że zbyt dużo hałasu to wywoła, pozwoliła więc na to, co inżynier sobie ubzdurał, aby - w jej mniemaniu - się przypodobać. Ciało kobiety wygięło się w lekki łuk, unosząc ku górze dolną część kręgosłupa. Po chwili jednak z powrotem opadło, nie wykazując żadnych oznak oporu.
- Odważnyś lub głupi. Dobrze wiesz, że nie będę drzeć mordy, gdy cały obóz śpi, ani nie skopie ci ryja, imperialna gnido - zaklęła półszeptem wyraźnie podirytowana, samodzielnie układając ręce ponad własną głową, jakby po prostu szykując się na to, że będzie chciał właśnie za nie chwycić i przygwoździć ją do ziemi - vice versa sytuacji zza dnia.
- Nasza warta pomału dobiega końca, więc co chcesz zrobić? Zdążyłbyś się spuścić w portki kilka razy, ale wyciągnąć wykałaczkę to większy problem, więc co? Będziesz teraz mi wmawiał, że masz mnie za przyjaciółkę i dalej pieprzył, że nie interesują cię takie jak ja? Czy po prostu chcesz mi przypierdolić, bo masz już dosyć plugawego jęzora? Śmiało, zerżnij mnie. - Lexa mówiła dużo, co mogło świadczyć o zdenerwowaniu.
- Nie będę pajacować budząc innych. Więc zaskocz mnie, bystrzaku. - na jej usta znów wykwitł ten pełen pogardy i prowokujący uśmieszek, który z czasem stał się naprawdę pociągający. Jakby sam się prosił, aby coś udowodnić.

Erwin był zaskoczony, że tak łatwo się poddała. Leżała przed nim i prężyła się. Prowokowała słowem i czynem. Każdy facet by robił co członek rozkaże, ale nie szlachcic. Ten usiadł spokojnie na kobiecie jak ona za dnia i położył się na niej. Jego pancerz, zimny i twardy przyległ do ciała kobiety gniotąc i wbijając misterne rzeźbienia. Erwin zbliżył twarz do dziewczyny. Ta nadal nawijała jak najęta lecz mężczyzna jakby tego nie słyszał.
- Masz rację. Mógłbym Cię teraz chędożyć. Ku twej uciesze, ale tłumacz sobie jak chcesz. Czy ruszyło mnie twoje przemówienie i wstyd mi mojego przyrodzenia czy brzydzę się Tobą.- Patrzył jej w oczy. Skupiony i spokojny. Ta jedynie prychnęła, wiedziała, że gówno mógł. Była silniejsza i zwinniejsza od niego, może gdyby miał bombę to mógłby wsadzić jej w gardło i zaznać świętego spokoju, ale to tyle. Rozbawiona więc słuchała go dalej, leżąc tak jakby była na zasłużonym, wolnym od machania mieczem dniu, choć ciężar i sztywność jego zbroi zabierały jej dech w piersiach.
- Może wyda się to Tobie absurdalne, ale za mnie kutas nie myśli. Dla zwykłego zwierzęcego pociągu nie zamierzam tego robić. Mi chodzi o coś więcej.- Tu pocałował dziewczynę w jej usta, i gdy ich wargi się połączyły, ona z brutalnością ugryzła go. Trzeba było przyznać, że była niewychowaną bestią. Ucieszyła się jak głupia, gdy z jego dolnej wargi skapnęła kropla krwi. Mężczyzna wyprostował się i dotknął palcem rozcięcia. Popatrzył na kropelkę czerwonego płynu na palcu i wrócił wzrokiem na Lexe.
- Próbowałaś kiedyś czegoś innego?- Zapytał i wstał. Wyciągnął rękę by pomóc jej wstać. Wiedział, że się wkurzy, ale miał to gdzieś. Norsmanka z dziką satysfakcją założyła nogę na nogę, a ręce podłożyła pod głowę, robiąc z nich prowizoryczną poduszkę. Splunęła resztkami skradzionej z warg krwi w jego kierunku.
- Pierdol się. - rzuciła elokwentnie, szczerząc zęby - Obudź kolejną zmianę, póki cię lubię. - poradziła nie siląc się na szept i pozostała w pozycji leżącej, patrząc na niego z nieukrywaną złością, ale i pewnego rodzaju satysfakcją.
Mężczyzna tylko potaknął głową podniósł hełm, który upuścił międzyczasie i patrząc na Lexę zapiął go pod szyją.
- Jak sobie życzysz.- I odwrócił się by ruszyć do następnych wartowników. Dopiero wtedy, gdy odwrócił się do niej plecami, kobieta podniosła się z ziemi. To była najzabawniejsza warta, jaką przeżyła i nawet nie miała wyrzutów sumienia, że niewiele się na niej skupiła.
 
Hakon jest offline  
Stary 20-08-2017, 16:53   #48
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Aureolus & Erwin (przed wartami)

Postanowiono już o rozbiciu obozu. Każdy wybrał sobie miejsce i gdy Erwin zrzucał toboły z pleców tylko zasyczał gdyż rzemienie toreb podrażniły świeże rany na dłoniach.
Inżynier rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu Aureolusa. Ten właśnie zaczynał szykować swoje miejsce na rozbicie namiotu.
- Dzięki.- Zwrócił się mężczyzna z zabandażowanymi dłońmi do pochylającego się nad plecakiem medyka.
- Jakoś nie było wcześniej sposobności.- Skrzywił się czując winę, że tak długo kazał na podziękowania czekać przyjacielowi.
- Jak widzi się Tobie wyprawa? Dotrzemy wszyscy do końca?- Zapytał po chwili starając się zmienić temat.
- Nie ma sprawy - medyk nie miał pretensji.
- Wyprawa jest dobrze wyposażona. I sami twardzi ludzie. Kto wie, może nawet połowa wróci do domu. O ile o łupy nie pójdzie sprawa na noże na koniec.

Erwin chwilę się zamyślił i odwracając głowę do medyka zapytał patrząc prosto w oczy.
- Co łączy Ciebie z Lexą?- Wpatrywał się w reakcję przyjaciela.
Przez chwilę Aureolusa zatkało. Nawet medyk wiedział bowiem, że dżentelmeni zwykle o takich sprawach nie rozmawiali. A już na pewno nie tak bezceremonialnie.
Każdego innego zbyłby po czymś takim, ale Erwin był jego przyjacielem i pytał zapewne wiedziony szlachetnymi pobudkami.
- Relacja pacjent-lekarz… kiedyś. Teraz przyjaźń, jakkolwiek dziwnie to brzmi... Lub nic, jeśli pytasz z powodów, o których myślę. Bo chyba nie pytasz o to bez przyczyny? - zapytał szlachcica
- W sumie masz rację. Jest przyczyna. Coś w tej kobiecie jest, że mnie do niej ciągnie. Co? Nie wiem do końca. Może ta dzikość. Władza nad swoim życiem.- Popatrzył na przyjaciela. - W Imperium takich kobiet nie spotkałem. Silnych, pewnych siebie i do tego ładnych. Chociaż specyficznie.- Tu w kąciku ust pojawił się uśmiech.
- No, ale na pewno nic poza przyjaźnią? Nie chcę wchodzić w paradę. Chociaż coś czuję, że i tak się już z butami dobiłem.- Zastanowił się przez chwilę.
- Ty jej kazałeś oglądać moje oczy czy ona sama z siebie?- Zapytał. Erwin był tak pochłonięty rozmyślaniem nad Lexą i wylaniu z siebie przyjacielowi zagwozdek, że nie zauważył zmieszania medyka.
- A wydaje Ci się, że ktokolwiek może Jej cokolwiek nakazać?
Erwin tylko się uśmiechnął i popatrzył na przyjaciela.
- Żądze władają ludźmi. Czy chcą czy nie. Uczucie jest silniejsze, ale trzeba mu pomóc.- Strzelił Inżynier swoją mądrością. Nigdy nie był mistrzem romansów, ale takie rzeczy wywnioskował na własnym doświadczenia.
- Wydaje mi się, że szuka miłości. Ma na sobie ciężką zbroję broniącą ją przed innymi. To jak się odzywa to tylko pozory. Jak chce to pewnie potrafi i wtedy ukazuje siebie. - stwierdził Erwin.
- Nie ośmielę się wyrokować w tej kwestii. Z pewnością kryją się w Niej głębie, o które Jej wcześniej nie podejrzewałem. Zauważyłem, że wyraża autentyczną troskę o pewne osoby. A i ja byłbym niezadowolony, gdyby stała się Jej jakakolwiek krzywda. - odparł Aureolus.
- Nie martw się o to.- Szlachcic schylił głowę lekko rozbawiony myślą jak można ją zranić.
- Prędzej to ja będę do składania lub zakopywania. No ale myślę, że trzeba dać szansę temu co czuję.- Wyprostował się w kuckach.
- Potrzebujesz jakiejś pomocy? Coś może pomogę?- Zaoferował się zmieniając temat. Czekała dzisiaj go jeszcze warta sam na sam z norsmenką.
- Nie taką krzywdę miałem na myśli - uściślił medyk ~ale taką, jaką ja Jej zrobiłem - pomyślał ze wstydem.
- Pomocy nie potrzebuję, dzięki. Gdybyś z kolei Ty potrzebował jakiejś… Wiesz gdzie jestem. Uważaj na dłonie, postaraj się utrzymać opatrunki w czystości.
- Wiem przyjacielu. W twardym ciele może się ukrywać delikatny duch. Mam nadzieję, że dokopię się do niego.
- Wstał i już miał odejść gdy zapytał jeszcze.
- Winka?
- A dziękuję, nie pogardzę. Za Lexę?
- zaproponował toast Aureolus.
- Oczywiście. I za przyjaźń. Naszą i Waszą.- Uśmiechnął się i skoczył do swoich tobołów wyciągnąć jedną z butelek.
- Tileańskie z południowych stoków koło Lucini.- Wyciągnął butelkę ku medykowi i postawił na jednym z płaskich kamieni dwa kubki. - Daj, pomo… - zaczął Aureolus, ale Erwin poradził sobie samodzielnie, mimo nie do końca sprawnych dłoni. Odkorkował butelkę zębami, bo ręce jakoś jeszcze za wiele bólu sprawiały i polał jasno pomarańczowy płyn.
- To zdrowie Lexy.- Uniósł kubek w geście toastu.
- Robię co mogę - uśmiechnął się medyk na taki toast - za Jej zdrowie - uniósł kubek.
Inżynier podniósł kubek do ust i upił trochę. Posmakował w ustach chwilę i połknął.
- Szkoda, że tego tak mało mam.- Popatrzył na niebo a później na otaczającą ich roślinność.
- Powiedz mi. Masz jakieś puste słoiki czy coś? teraz muszkietu już nie mam a myślę nad zrobieniem paru granatów czy bomb. One tak szybko schodzą a są bardzo pomocne.
- Głównie fiolki, mogą być trochę za małe na Twoje potrzeby. Ale z pustych flaszek pewnie się da coś zrobić, a tych kilka mam. A propos - gdybyś potrzebował pełnych, to mam kilkanaście butelek. W tym kilka lepszych na specjalne okazje
- dodał.
- Do statku trzeba jeszcze wrócić w jednym kawałku, ale muszę pokombinować jak je jeszcze zrobić. Może z pomocą bagien?- Tu Erwin poniósł ponownie kubek.- Za Wasze zdrowie.
- I za Wasze! A z różnymi wynalazkami chętnie pomogę. Jeśli znajdziemy kilka składników, będę w stanie wyprodukować proch i inne ciekawe rzeczy. A na cztery ręce zawsze łatwiej.
- He. To Ty zajmiesz się prochem a ja pokombinuję nad jego zastosowaniem i efektywnym wykorzystywaniem. A tak przy okazji. Mam trochę kul i prochu. Teraz bez mojej broni na nic się mi przydadzą a nie widziałem żadnej broni palnej wolnej dla mnie.
- Ja tu jestem od ciała i chemii. Na metalurgii się nie znam. Mogę pożyczyć Ci garłacz do momentu, aż czegoś lepszego nie znajdziesz.
- Lepiej Ty go miej. Z tego co pamiętam to jedyna Twoja obrona. Dam Tobie prochu. Dobry więc raczej nie będzie psuł broni.
- Sięgnął po ładunki prochu i wręczył przyjacielowi dziesięć sztuk.
Medyk spojrzał odruchowo spojrzał w kierunku Lexy.
- Nie jedyna, przyjacielu. Jesteś Ty, Lexa, oddział. Ale jak wolisz. To Ty się tu znasz na strategii i taktyce. Tylko wiesz, noszę już czterdzieści porcji prochu…
Erwin się zaśmiał. - Ja także. No może do czegoś innego się przyda. - Sięgnął po butelkę i nalał jeszcze do kubków.
- Napijmy się za wartę dzisiejszą by coś przyniosła.
- Tu popatrzył wymownie na Aurelousa i przechylił kubek z winem.
- Ja tam mam nadzieję, że moja minie tak nudno jak tylko się da - roześmiał się medyk przechylając kubek do ust, udając, że nie zrozumiał o co chodziło.
- No ja swoje się trochę obawiam, ale kiedyś trzeba spróbować.- Powiedział Inżynier odstawiając kubek i wstając.
- Póki co miłej nocy. Po nas masz wartę?- Zapytał jeszcze Erwin.
- Po Was - potwierdził Aureolus.
 
hen_cerbin jest offline  
Stary 20-08-2017, 18:08   #49
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wspólny doc - Po wartach, przed wyruszeniem w stronę wulkanu

Nocna warta minęła spokojnie, Khazad w jej czasie zajęty był czyszczeniem i polerowaniem swojej zbroi. Nie wdawał się w dyskusje z Wolfgangiem, Brokk chciał pozostać skupiony na nasłuchiwaniu i wypatrywaniu ewentualnych zagrożeń. Obca i nieznana kraina mogła nie wybaczyć chwili odprężenia. Magister kolegium ognia zdawał się człowiekiem, który potrafi zapanować nad swym temperamentem. Z pewnością nauczono go żelaznej dyscypliny. Czasem jego duma mogła popadać w arogancję, jednak dzięki tym wszystkim cechom zyskał szacunek Mistrza Run. Brokk nie zapomniał również, że mężczyzna posiadał cenną umiejętność pędzenia alkoholu.

Nowy dzień nie przywitał ich gradem strzał, a ulewnym tropikalnym deszczem. Dla przybyszy ze Starego Świata było to nowe doświadczenie, bo choć ulewy nie były im obce, to aż takie oberwanie chmury nie było czymś spotykanym w ich rodzimych stronach. Wyglądało to tak jakby jakiś gigant w dłoniach przeniósł całe jezioro nad miasto i spuścił je wprost na ich głowy. Początkowy zachwyt tą nietypową dla mieszkańców Starego Świata demonstracją sił natury, zmienił się w istne przerażenie, kiedy zrozumieli, że cały otaczający ich teren znajdzie się niebawem pod wodą, zamieniając okolicę w grząskie bagna, pełne ruchomych piasków. Zastanawiające było to, że tak duże miasto znajdowało się na terenach zalewowych, ale być może niegdyś funkcjonował tu system kanałów i odpływów, który chronił miasto przed podobnymi ulewami, lecz teraz leżał w ruinie podobnie jak reszta osady. Możliwe też, że miasto było chronione przez potężną magię jaszczuroludzi, chociaż one nie stroniły od wody i poruszały się w niej równie zręcznie jak po lądzie. Zwłaszcza ta ostatnia myśl wzbudziła w najemnikach niepokój, albowiem w przeciwieństwie do tubylców ludzie niezbyt nadawali się do walki w wodnym środowisku.

- Dobra panienki. - Zaczął nieco poirytowany rozmakającym błotem Wolfgang. - Zwiadowca na szpice i wchodzimy na tą górę bo niedługo będziemy w tym błocku brodzić jak żaby.

- Dziwne to
- odezwał się Weddien. - Mam doskonały wzrok, nawet w ciemnościach i nie dostrzegłem zawczasu żadnych znaków o zbliżającej się ulewie - powiedział bardziej do siebie niż do reszty.

- A idąc tutaj nie zauważyłem żadnych śladów wcześniejszych zalań tych terenów
- dodał Aureolus - to podejrzane, że tuż po naszym przybyciu takie rzecz się dzieją.

- Magia?
- Zapytał Wolfgang. - Może parszywce chcą nas zalać, podobnie jak pomioty chaosu ściągnęły nam na łeb tamten sztorm? Zaraz to sprawdzę. - Mag skupił się na przepływie eteru w okolicy. Po chwili zmarszczył brwi i niemal warknął rozdrażniony. - Gówno! Przez ten pieprzony deszcz nie mogę się skupić. Bertholdzie! - Zwrócił się do drugiego maga.

Erwin wygramolił się z namiotu i tylko jęknął.
- Przeklęta pogoda.- Wyszedł zaciągając płaszcz na siebie i stawiając głęboki kaptur.
- Zwijamy obóz i spadajmy bo zaraz wszystko nam odpłynie.- Rzucił do zebranych i zabrał się do składania namiotu i swoich rzeczy.
- Wracajmy na szlak - Thora wyglądała na gotową tylko dlatego, że spała tak jak stała. - Nic tu po nas. Chociaż ciekawe: na morzu sztorm, tutaj ulewa. Jakby jeno woda za nami szła.

Mag Kolegium Zwierząt przeciągnął się niedbale, rozglądając dookoła, otoczony przez swoje zwierzęta. Uspokoił Rudego, który warczał gdzieś w stronę ruin, może wyczuwał jaszczuroludzi, a może nie podobała mu się perspektywa kąpieli.
- Trochę deszczyku i się niepokoisz? Nie jest chyba tak łatwo ugasić twój ogień, przyjacielu…. Ja już nie takie ulewy widziałem… - Odparł Wolfangowi z nieco kpiącym uśmiechem, przyrody się nie obawiał, choć faktycznie zalanie tego terenu mogło dać taktyczną przewagę jaszuroludziom. Następnie, zanim podążył za innymi, także wysilił swoje wyczulone na przepływ Wichrów Magii zmysły, poszukując śladów mistycznych aur.

- No już nie bądź taki, Berth! Pomachaj trochę zwinnymi paluszkami - zaśmiała się Lexa sugerując by poczarował skoro Wolfgang prosi. - Zresztą też ciekawa jestem tej ilości wody wszędzie, staje się to męczące.

Inżynier właśnie kończył pakowanie swoich rzeczy. Trochę się krzywił co jakiś czas czując najwyraźniej uciążliwy ból w dłoniach.
- Lepiej się streszczajmy i wracajmy do obozu. Jakieś kiepskie mam przeczucia co do pozostawienia Barona z Casinim.- Mówił stając przy Lexie gotowy już do drogi. Płachtę, którą zabezpieczał do tej pory muszkiet teraz używał do ochrony bomb i granatów umieszczonych w jednej z torem.

Thora spojrzała na Erwina zaskoczona.
Dziwne. Dopiero kilka godzin temu rozmawiała na ten temat z elfim bosmanem. Czyżby wszyscy mieli podobne podejrzenia? Martwiła się o statek i o swoich ludzi. Przestąpiła z nogi na nogę niecierpliwie.

- Jak coś się stanie to matkojebcowi jaja urwę i do gardła wsadzę - warknęła Lexa dumnie wypinając pierś, będąc już gotową do drogi - Nie to, żeby zleceniodawca bliskim mi był, ale jednak umowę z nim się ma, nie?

Medyk pomógł inżynierowi w pakowaniu, przyczepił pałatkę na swój plecak (niby wodoodporny ale po co ryzykować) i także zgłosił gotowość.
Erwin przyjął pomoc chociaż było mu trochę głupio. No ale póki łapy nie wyleczy będzie musiał korzystać z pomocy innych.

Berthold westchnął, nieco rozczarowany
-Chcecie już wracać do obozu? Nie wiem po co ten Cassini miałby jakieś numery wyczyniać, ale jakby spróbował to też się z nim policzę, nienawidzę zdrady - odparł hardo Lexie.
-A prawdziwa magia to nie są sztuczki cyrkowe, ma swoją cenę, zresztą czego ode mnie oczekujecie, mam znowu zwiad zrobić?

- Jak do obozu? Górę badamy, dosyć pierdolenia. Na gusłach się nie znam, zrób tak by było mi dobrze. I innym.
- Lexa znowu się podśmiała, poprawiając tobołek i oręża u swego boku. Dała pierwszy krok ku dalszej drodze, bo coś czuła że tak stać mogli bez końca. - Jakieś wnioski z wart?

Erwin spojrzał na maga zdziwiony.
- Nikt nie mówił o powrocie teraz, ale o szybszym załatwieniu misji i powrocie.- Inżynier ruszył za blondynką.

- Chodźmy już - mruknęła norsmenka z niecierpliwością - Już niedaleko. - ruszyła by dalej wytyczać drogę zwiadowcom jednak myślami była przy Ulfirze i Stepanie.

Berthold rozłożył ręce:
- Dobrze, to zrobię zwiad na skrzydłach żeby jaszczury ani nic innego nas nie zaskoczyło. Co byście beze mnie zrobili, co? Możecie się zająć się moimi psami, to może zrobią wam “dobrze”. - Odparł z grymasem Lexie, po czym ponownie splótł zaklęcie zmiany w ptaka. Miał zamiar wraz ze swoimi jastrzębiami lecieć jakieś kilkaset metrów przed i z boku grupy, wypatrując potencjalnych zagrożeń.

- Wszystko lepsze od imperialnego błazna - mruknęła Lexa sama do siebie nie zwalniając kroku i ciesząc się pod nosem

Cichy gwizd Thory przywołał psy bursztynowego maga, bo dziewczyna czerpała niejaką pociechę z ich obecności. Kroczyła zdecydowanie przez siebie z czworonogami u boku.

Erwin na słowa maga o zrobieniu “dobrze” skrzywił się. Gdy mag odleciał podszedł do Lexy i spytał.
- Myślisz, że on z nimi coś?- Chciał poprawić trochę humor norsmence i zarazem wyzbyć się złych skojarzeń.

Norsmanka najpierw spojrzała na inżyniera, a potem zerknęła na siostrę, jakby chcąc zbadać, jaką w tym momencie ma minę. Trochę jej w głowie mętlik zrobiła rozmową podczas kąpieli, więc kiedy Erwin do niej zagadał, to jakoś odruchowo jej spojrzenie powędrowało na Thorę.
W końcu jednak Lexa powróciła wzrokiem do mężczyzny
- W różne gówno się zamienia, to może i w psa, ale to… chyba przesada. - wzruszyła ramionami. Dobrze dogadywała się z Bertholdem, więc wyobrażenie go sobie w tej dziwnej sytuacji, było dla niej zbyt wielkim wysiłkiem. Wiele potrafiła cisnąć po innych, ale chyba nawet blondynka miała choć odrobinę dobrego smaku.

- To po co on tak pierdoli?- Zawiesił się i machnął ręką. - Idziecie wreszcie?

- Widać za głupiś by go zrozumieć! - zarżała rozbawiona Lexa i szturchnęła inżyniera łokciem w bok, nie szczędząc przy tym siły. Huknęło tylko gdy łokieć spotkał się ze zdobioną blachą napierśnika mężczyzny. Pominęła fakt, że sama nie załapała, no ale ona to akurat miała do tego prawo.

Patrząc na Lexę i Erwina medyk czuł zadowolenie z udanego planu, przeplatane nieznanym mu zbytnio wcześniej uczuciem. Zaczynał kiełkować wstyd. Manipulacja szlachcicem to jedno - Erwin nie z takimi “intrygami” się mierzył i szanse są równe. ~Ale Lexa mi ufa… - pomyślał.

W końcu jednak grupa ruszyła dalej, brodząc w powstałym błocie. Mimo iż wciąż było słychać ich rozmowy lub przekomarzania, skupieni byli na swoim celu, który był już coraz bliżej. Choć w myślach większości kiełkowała niepewność, nie poddali się, brnąc przed siebie, po wytyczonym przez Thorę szlaku.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 20-08-2017 o 18:22.
Nami jest offline  
Stary 21-08-2017, 18:08   #50
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wyspa Umarłych, Wybrzeże Lustrii
19 Vorgeheim, 2528 K.I.
Świt

Przywitani przez niespodziewaną ulewę, która zagrażała podtopieniem miasta, najemnicy szybko pozbierali swój rozrzucony po obozowisku ekwipunek i ewakuowali się z ruin, ruszając w stronę wulkanu. Ostatni etap podróży okazał się być najbardziej wymagającym, chociaż nie zaatakowali ich jaszczuroludzie, ani nawet nie gryzły ich owady, które tego poranka zmuszone były szukać schronienia przed szalejącą pogodą. Próba zdobycia szczytu, który nie należał do szczególnie wysokich, wydawała się być karkołomnym zadaniem, bowiem zbocze wulkanu zmieniło się w błotnistą breję i gdyby nie wyrastające tu i ówdzie młode drzewa, których można było się uchwycić podczas wspinaczki, wyzwanie to prędko przerosłoby ich możliwości. Upór szedł tu jednak w parze z ogromnym wysiłkiem, dlatego po blisko dwóch godzinach katorżniczej wspinaczki udało im się dostać na szczyt, choć nie obyło się bez drobnych ofiar - buty większości najemników nadawały się do wyrzucenia, natomiast Erwin rozciął sobie nogę na wystającej skale, co dodatkowo opóźniło ich wspinaczkę, bowiem rana wymagała natychmiastowej uwagi medyka, którą szlachcic otrzymał wraz z wielce mówiącym spojrzeniem.
- Ty chyba lubisz ból, co? Ręce, oczy, przygryziona warga, teraz to... - narzekanie nie spowolniło jednak dłoni medyka, sprawnie dezynfekujących ranę wysokoprocentowym alkoholem (posłużył on także jako środek przeciwbólowy dla Erwina), zakładających szwy i owijających zranioną nogę ciasno bandażem.
- Powinno wytrzymać.


Stojąc na krawędzi krateru, bohaterowie mieli przed sobą niezwykły widok. Wulkan był jedyną górą w okolicy, wokół której wyrastało prawdziwe morze drzew, które dalej na północ zmieniało się w jałową krainę, tak bardzo niepodobną do Lustrii, że zaczęli wątpić czy aby na pewno dopłynęli do celu. Gdzieś na tych ponurych pustkowiach, znajdowało się ogromne miasto świątynne Jaszczuroludzi, które oświetlone było tysiącem drobnych ognisk widocznych z oddali. Tuż za nim kryło się morze, a zatem ekspedycja musiała znajdować się na jakiejś wyspie, nieopodal kontynentalnej Lustrii. Mając te informacje, najemnicy byli gotów jak najszybciej wrócić na wybrzeże, kiedy nagle usłyszeli jakieś poruszenie, któremu towarzyszyło odległe zawodzenie.

Zamieniony w kruka Berthold szybko poleciał w tym kierunku i to, co ujrzał, zatkało mu dech w piersiach. Powłócząca nogami rzeka śmierci, przetaczająca się przez krajobraz, wypełniała każdy kawałek ziemi w kotlinie, prowadzącej ze szczytu wulkanu. Miał przed sobą morze gnijącej skóry i kości, groteskowych potworów, ciągnących za sobą martwe kończyny. Wpatrywał się w ten widok kompletnie przerażony, ledwie mogąc pojąć ukazujący się ogrom siły nieprzyjaciela. Krucjata nieumarłych, wlokących się zwłok, które poruszały się na oślep przed siebie, zataczając się i chwiejąc bezmyślnie, była zbyt przerażającym widokiem, żeby w niego uwierzyć.
Kolumna była tak szeroka, że nie mógł dostrzec jej przeciwległego końca. Kilku nieumarłych niosło rozpalone błękitnym płomieniem pochodnie, które w mroku ulewy rzucały upiorne światło na szeregi plugawej armii. Ujrzawszy strzępy poszarzałego mięsa zwisające ze szkieletowych wojowników, był w stanie tylko modlić się do Sigmara, ażeby nieumarli ominęli obozowisko ekspedycji, w stronę którego nieuchronnie się zbliżali.

Nagle stało się jasne dlaczego najeźdźca nie splądrował miasta, a jedynie obrócił je w perzynę. Umarłym skarby nie były potrzebne…


- No to mieliśmy wycieczkę. Bertholdzie. Proponuję byś udał się do obozu by zwijali manele. My postaramy się zdążyć na czas, a jak nie, to zostawcie nam szalupę - zaproponował Erwin słuchający nowin maga. Noga bolała, łapy także, ale jak życie miłe, musiał się ruszyć.
- Może powinniśmy ostrzec jaszczuroludzi?
- Mamy z nimi więcej wspólnego niż z umarłymi. Oddychamy. Uważam, że warto im pomóc - zgodził się medyk, po czym dodał:
- Zresztą, wrogów sobie z pewnością jeszcze zdążymy narobić, byłoby miło mieć też sojuszników. Ponieważ z porozumieniem słownym kiepsko, może byśmy spróbowali obrazkowo? Jakoś pokazać tę armię umarłych?
- Chcesz się z nimi bawić w kalambury? - Zaśmiał się Weddien, nie potrafiąc sobie tego wyobrazić. - Nafaszerują nas strzałami, kiedy ty będziesz udawać zombiaka. Mam amulet, dzięki któremu będę w stanie się z nimi dogadać. Nie pytajcie skąd go mam...

Tymczasem Berthold po raz pierwszy odkąd dołączył do wyprawy wydawał się naprawdę zaniepokojony.
- Taka liczna horda nieumarłych... Jakaż to plugawa siła może je wszystkie podtrzymywać i jak długo są na tej wyspie? - Zastanawiał się. - Tak, wycofajmy się jak najprędzej do obozu, a co do jaszczurów… nie chciały z nami rozmawiać, więc czasu bym zbyt wiele na nich nie tracił, pewnie wiedzą lepiej od nas co tu przebywa. Mogę polecieć z ostrzeżeniem dla Barona.

“Armia Hell…” - Thora zachłysnęła się lekko wodą z bukłaka - “Smoki… czyżby to miejsce było bramą do Helheim?” - Dziewczyna rozkaszlała się próbując złapać powietrze i poczerwieniała.
Pocieszeniem było jedynie to, że udało się jej pokryć wybuch paniki.
Wciąż lekko pokasłując rozejrzała się by wytyczyć nowy szlak omijający bezpiecznie armię trupów. Lexa podeszła do siostry, opierając dłoń o rękojeść przepasanego do boku miecza.
- Za czym tak wyglądasz? - Zapytała z powagą, błądząc spojrzeniem za młódką.
- Nowego szla.. khu - ostatnią sylabę Thora wykasłała. - By dostać się do obozu niezauważonym i przed tym… - nie dokończyła. Zamiast tego łypnęła podejrzliwie na elfa wciąż pamiętna ich nocnej rozmowy. Lexa, która wciąż śledziła spojrzenie siostry, również spojrzała na Weddiena. Po chwili namysłu uśmiechnęła się cwaniacko pod nosem, jednak gdy tylko otworzyła usta by coś powiedzieć, zatrzymała się. Nie czas był na to.
- Stary szlak sprawdzony i przetarty - stwierdziła jakby oczywistość - Też się rozejrzę - dodała jednak, odwracając wzrok od elfa, aby czynić wedle słów. To ona chyba już wolała patrzeć na imperialne gnioty. Ten kto strzela wykałaczkami nie może być dobrym chłopem.

Wolfgang z obrzydzeniem wpatrywał się w odległą armię, na którą z chęcią sprowadziłby huragan ognia. Jednak był sam i ostatecznie niewiele by zdziałał. Nie osiągnął nic znaczącego, nawet pomimo wibrującej energii aqshy, która gromadziła się na szczycie wulkanu.
- Bertholdzie, naprawdę nie wiesz co utrzymuje je przy nie-życiu? Zwróciłeś w ogóle uwagę na mapę którą widzieliśmy na statku? - Zrobił krótką pauzę. - Wybrzeże wampirów, Miasto Umarłych - zacytował z pamięci. - Wylądowaliśmy na tej przeklętej wyspie u wybrzeży Lustrii - powiedział jakby to była oczywistość.
- A czy ostrzegać jaszczury? Chyba dobrze by było o ile już nie wiedzą co nadchodzi. Ostatnio nie wydawały się bardzo wrogo nastawione. Ciekawe czy tym razem udałoby mi się z nimi dogadać? - Zamyślił się na chwilę. - Nic to! W drogę! - Ponaglił. - Byle by minąć ich główne siły, resztę puścimy z dymem.
- A ju ty już się tak nie mądrz, Wolfang, nie będziesz mnie jak uczniaka pouczać. Nazwy na mapie nie wyjaśniają źródła mocy z którą mamy tu do czynienia… pierwszy lepszy nekromanta czy inny miłośnik truposzy by takiej armii nie przywołał - odburknął Berthold do nie posiadającego jeszcze mistrzowskiego tytułu kolegi, po czym zaczął szykować się do kolejnej przemiany w kruka i lotu do obozu.

- Dobre by było, gdyby ta armia jak tam dojdzie, to ją z armat rozdupić na plaży. Bo chyba nie zdążymy tam dojść szybciej, tak myślę - Lexa westchnęła krótko, wtrącając swoje przemyślenia.
- Trzeba zatem czym prędzej poinformować załogę - zgodził się Weddien. - Statek w chwili obecnej powinien znajdować się na plaży, a to czyni z niego łatwym łupem dla nieumarłych. Kto wie czy nie wysłali jakieś mniej liczne grupy do związania ich w walce i uniemożliwienia ucieczki.

Kolejny dzień i kolejne wyzwania. Brokk szedł z tyłu ubezpieczając maszerującą kolumnę. Nie podobała mu się taka pogoda i wspinaczka w błocie. Rozkaz to rozkaz, należało go jednak wykonać, więc po prostu milczał. Zresztą krasnoludy są zbyt dumną rasą, aby narzekać na takie niedogodności jak pogoda. Widok szeregów armii nieumarłych mógł wzbudzać niepokój. Jednak nie należało okazywać lęku. Khazad na ich widok dołączył do dyskusji.
- Parę dział ogniowych i załoga twierdzy. Była by równie piękna bitwa jak na Przełęczy Pod Szczytem, gdzie armia pod wodzą Króla Ungrima pokonała Vardeka Kroma. Lojalność musimy jednak zachować wobec Barona Kratenborga. Jaszczuroludzie mogą okazać się sojusznikami, jednak nie możemy przekładać ich losu nad powodzeniem ekspedycji. Zgadzam się więc z Weddienem.
- Jedno nie wyklucza drugiego - Lexa skrzyżowała ręce pod piersiami, patrząc na krasnoluda - Informacja poleciała - spojrzała w dal, tam gdzie nie tak dawno odleciał przemieniony w kruka kompan - A my i tak nie zdążymy dotrzeć na czas. Tym bardziej, że wśród nas są istoty o przykrótkich girach - syknęła, zerkając po krasnoludach. Nie to, żeby ich nie lubiła, ale chciała do kogoś się przyczepić. Zresztą, faktu nie da się oszukać.
Brokk spojrzał na Lexę. Kobieta lubiła prowokować i trzeba było jej przyznać, że była w tym naprawdę dobra.
- Zapominasz, że nie ma bardziej wytrzymałych osób od Nas. Każdy Krasnolud może biec dzień i noc - odpowiedział krótko, żeby nie wdawać się w niepotrzebną awanturę.
- Akurat pamięć mam niezgorszą - chętnie rzuciła w odpowiedzi. - Po prostu mało mnie to obchodzi, póki nie widzę skutków - uśmiech Norsmenki był szeroki i szyderczy, kiedy to odwinęła się na pięcie i spytała już wszystkich zebranych - To co, z powrotem ruszamy czy będzie tak stać jak widły w gównie?
- Ciekawe porównanie - pokiwał głową Wolfgang. - Widać z gównem masz doświadczenie - zaśmiał się cicho. - To w drogę, bo nam trupy zgniją nim tam dotrzemy.
- Jak widać - Lexa rozłożyła ręce w geście bezradności, obejmując nimi wszystko wokół. Cóż więcej mogła rzec? Kpiący uśmiech nie schodził jej z twarzy. Poczekała tylko aż Thora znajdzie dobrą drogę i ruszyła za siostrą z pełnym zaufaniem.


Chcąc uniknąć spotkania z armią ożywieńców, najemnicy zeszli z wulkanu nieco inną drogą i po niespełna dwóch godzinach przedzierania się przez dżunglę, dotarli do zachodnich obrzeży zrujnowanego miasta. Ta część osady nie uległa całkowitemu podtopieniu dzięki znacznemu podwyższeniu terenu i masywnym budowlom, które stały na głębokich fundamentach. Stamtąd, po krótkiej naradzie, bohaterowie udali się na wschód, planując ostrzec niedobitki plemienia jaszczuroludzi, którzy mogli stać się dla nich cennymi sojusznikami w nadchodzącym starciu, lecz w połowie drogi zatrzymał ich widok transformującego się do swojej ludzkiej postaci Bertholda.

Jeszcze opadając na ziemię, Berthold zaczął zmieniać się w człowieka.
-Ten skurwysyn Cassini zdradził, Diederich też! - Warknął mag, a jego twarz była czerwona z wściekłości. - Zabrali oba statki, Baron został sam z dziesiątką ludzi! Mamy w wieży się spotkać.
Weddien spojrzał na Thorę z obawą. Spodziewał się, że ta wybuchnie zaraz wściekłością lub podobnie skrajnymi emocjami. Jej statek, jej wspaniały statek przepadł ze wszystkim, co było dla niej cenne. Kres błyskotliwej karierze pani kapitan położyła wyprawa do Lustrii, a przynajmniej tak się to wtedy wydawało.
- Miałaś rację - powiedział elf, zwracając się do Thory. Dziewczyna spojrzała na elfa tępo. Była całkiem pobladła i jakby skamieniała. Zdawać się, mogło, że słowa bosmana do niej nie docierają. - Wygląda na to, że cały ten pieprzony zwiad miał na celu odseparowanie Barona Kratenborga od jego stronników. Zyskali na tym, bo Albrecht w pewnym stopniu sfinansował ekspedycję, aby móc brać w niej udział. Teraz nie muszą się dzielić z nami łupami, no i przy okazji dostarczyliśmy im dodatkowy statek… Obiecuję ci, że zapłacą nam za to!
- Niech ktoś kurwa powie, że jest zdziwiony! Chyba wszyscy się domyśliliśmy, że ten spermosiorb coś knuje! - Wyszczekała Lexa i pizdnęła swoim tobołem o glebę, jakby był największym wrogiem i chciała go zmiażdżyć. - Raczej wszyscy mamy choć odrobinę rozumu, by nie być zdziwieni, a jedynie wkurwieni. Ale co się odwlecze to nie uciecze, mamy teraz dobrą potęgę i siłę, aby przeżyć! Przetrwamy to, odkryjemy nowe tereny, miejsca, skarby, a potem wrócimy i wykastrujemy psiegochuja bez znieczulenia.
Wskazała ostrzem wyciągniętego miecza na Aureolusa. - Spróbuj tylko dać mu do ryja coś innego niż truciznę, to zawiśniesz obok - schowała oręż i fuknęła jak wściekła kocica. Podniosła ze złością plecak, który zamaszyście zarzuciła na ramię.
- I tak dobrze, że wiemy to już teraz. Bez Bertholda wszyscy byśmy byli jebanymi niezgułami - Lexa w końcu skończyła. Nerwowo zaciskała pięści mając ochotę komuś przyjebać. Nie było trzeba długo czekać, kiedy uderzyła w końcu w pobliskie drzewo, raniąc sobie knykcie. Poczuła się odrobinę lepiej.
- No to chuj - podsumował Wolfgang. - Pewnie kutasiarze już dawno odpłynęli. No nic, pogadajmy z tym Baronem. Może ma jakiś plan. Gdzie te pieprzone jaszczury miały obóz? Można by je zaliczyć niejako po drodze.
- Są nieopodal - odparł prosto Weddien, który nie wyglądał na szczególnie chętnego, by iść im z pomocą.
- Gdybyśmy tylko miały jak skontaktować się z ojcem… - mruknęła Lexa pod nosem i spojrzała na siostrę. - On wie, że tyś tu płynęła?
Młodsza siostra pokręciła przecząco głową, zaciskając usta w geście jakże znajomym Lexie. Matka rzadko kiedy stawiała na upór i zaciekłe stawianie na swoim. Lecz gdy tak się stało, była nieprzejednana. Skrzywienie ust Thory był wierną kopią wyrazu twarzy matki w tych przypadkach.
- Nie wiem czy dożyjemy w ogóle do momentu, aż zdołał by tu w ogóle dotrzeć - wtrącił poważnie Sylvain. - Na razie mamy przejebane i musimy wymyślić jak w ogóle przeżyć. Najpierw skierujmy się do wieży, potem zaczniemy jazgotać.
Berthold był prawie tak wściekły jak Lexa, walnął swoim kosturem o pień drzewa.
- Jak go dorwiemy, to sam przytrzymam, żebyś mogła skuwiela wykastrować, a potem wepchniemy mu to do gardła - odparł Lexie. - Chciałem ścigać Szkaradną Ladacznicę, spróbować Cassiniego zabić i przejąć statek, Baron mi to wyperswadował… ale racja, na razie statków nie mamy, musimy połączyć się jak najszybciej z resztą - nieco uspokojony, skinął głową na rozsądne słowa Sylvaina. - Ruszajmy do wieży.
Młodsza z norsmanek bez słowa przysłuchiwała się wybuchom towarzyszy.
Sama też chciała wrzeszczeć, drapać, gryźć i szarpać, obiecywać krwawą zemstę, lecz coś ją powstrzymywało. Tym czymś był rosnący strach. Strach nie przed ludźmi, ani nie przed ich zdradami czy postępowaniem. To wszystko i tak nie było zależne od nich samych. Obawiała się zupełnie czegoś innego. Kto jej dobrze nie znał, uznał że błysk w jej czekoladowych oczach to oznaka szaleństwa, tłumionej furii ludzi Norski.
Ruszyła dalej szlakiem, chłodna i niepokojąco spokojna, niczym kawał lodu z krain dalekiej Północy.

Erwin, gdy tylko mag zaczął przybierać ludzką postać, usiadł na najbliższym kamieniu.
- Tak też czułem - powiedział do siebie i westchnął. Podniósł głowę i obserwował pozostałych przez chwilę podnosząc swoją ranną nogę i położył na przewróconym małym pniaku. Bolała jak cholera i to dopiero sprawiło mu ulgę.
- Wydaje mi się, że mamy spory problem. Ta chodząca trupia armia wyczuje nas dość szybko na tej wyspie. Nie ma gdzie się schronić. No chyba, żeby ostatnią walkę przeprowadzić? - Trochę mówił od rzeczy, a trochę w panice.
- Idźmy z Baronem się spotkać, a po drodze zahaczymy o jaszczurki.
Wstał i kuśtykając już wyraźnie, ruszył za norsmenką.
- Nieśmiertelność - rozmarzył się Aureolus - kamień filozoficzny każdego medyka. Gdyby jeszcze zachować przy tym zdrowe zmysły i intelekt… Gdyby ta armia żywych trupów była tak sprawna jak mówisz, nie znaleźlibyśmy jaszczuroludzi na tej wyspie. Skoro oni przeżyli tutaj, to znaczy, że da się jakoś uciec lub ukryć - zauważył.
- Lexa, nie bój się. Jeśli tylko znajdziesz sposób, by dodać Cassiniemu coś do jadła bądź napitku, dostanie coś odpowiedniego ode mnie. Jad pająka, który paraliżuje człeka, pozwalając mu jednak myśleć i czuć. Chociaż może ktoś inny sposób znajdzie - nie wyjawił kogo konkretnie miał na myśli, ale adresat z pewnością to zauważył - a jakby co, to i grotem strzały truciznę można dostarczyć.
- Jak już każdy coś od siebie dorzuca to i ja coś wymyślę. Mechanizm łamiący każdą kostkę? - Rzucił Erwin do reszty.
- Ludzie i ich umowy, skurwysyny bez krzty honoru. W Karak Hirn, jak i pozostałych twierdzach byłby skończony - Brokk choć zwykle mniej impulsywny od swych rodaków miał problem z zachowaniem spokoju.
- Magu mów co z Bardinem Mordinssonem?
- Krasnoludy chyba nie wiedziały o planowanej zdradzie, ale nie przeciwstawiły się Cassiniemu, z tego co mówił Baron - odparł ponuro Berthold. - Najwyraźniej nie chciały ryzykować życia, by pobratymcom pomóc.
- Dobra, panowie… Czas już na nas. Pogadamy o tym w wieży, teraz jesteśmy na obcym terenie i nie ma czasu na takie rozważania - wtrącił się Weddien i ku swojemu zdziwieniu, wszyscy posłuchali jego słów. Najemnicy ruszyli w milczeniu w stronę obozu jaszczuroludzi.


Wyspa Umarłych, Wybrzeże Lustrii
19 Vorgeheim, 2528 K.I.
Południe

Spotkanie z gadopodobnymi tubylcami do najprzyjemniejszych nie należało, ale siłą rzeczy udało się uniknąć przelewu krwi dzięki mocy magicznego amuletu elfa Weddiena, który umożliwił swojemu właścicielowi dogadanie się ze skinkami (jedna z trzech głównych kast społeczeństwa jaszczuroludzi). Najemnicy przekazali im informacje o zbliżającej się hordzie nieumarłych i choć tubylcy nie posiadali ludzkich emocji, a ich reakcja na otrzymane ponure wieści w oczach bohaterów wydawała się być niemalże obojętna, to jednak jaszczuroludzie okazali swoją wdzięczność i zdradzili najemnikom najłatwiejszą drogę ucieczki z wyspy.
Zdaniem ich przywódcy nie było to łatwe zadanie, lecz innego wyjścia praktycznie nie mieli. Kazał im ominąć wulkan, idąc strzeżoną drogą, którą prowadziła pomiędzy górą a Miastem Umarłych. W ten sposób dostaliby się na drugą stronę wyspy, na piaszczystą plażę, skąd dzieliłyby ich niespełna trzy mile morskiej drogi od Lustrii kontynentalnej. Przepływając wąską cieśninę trafiliby na Krwawe Moczary, a tam już mogliby dalej zdecydować, czy ruszą w stronę Holzberg, czy też poszukają pomocy w jakiejś innej kolonii.

Mając te informacje, najemnicy ruszyli w umówione miejsce. Podróż przez dżunglę do łatwych nie należała, zwłaszcza że paskudna pogoda przez cały ten czas nie pozwalała o sobie zapomnieć. Bohaterowie brodzili po kolana w błocie, przez wiele godzin zmagając się z trudnym terenem i jeszcze gorszą ulewą. Mimo wielu nieprzyjemności, powaga sytuacji w jakiej się znaleźli oraz ich wrodzony upór, który zawiódł ich tak daleko, nie pozwalały im zatrzymać się choćby na chwilę. Brnęli przed siebie niepomni na trudy podróży, przez cały ten czas wytężając mocno słuch. Spodziewali się w każdej chwili usłyszeć pojękiwania hordy nieumarłych, lecz poza odgłosami egzotycznych ptaków oraz małp, w dżungli panowała przejmująca cisza.


W tak ponurej atmosferze przedzierali się od świtu do południa, aż w końcu stanęli przed posępnymi ruinami latarni morskiej. Czekał tam na nich baron Albrecht Kratenborg, w towarzystwie dziesięciu ludzi. Już z daleka wyglądał na wściekłego, gotowego wybuchnąć niekontrolowanym gniewem w każdej chwili. Nie był rzecz jasna zły na najemników, lecz na własną krótkowzroczność i naiwność. Posłał swoich najlepszych ludzi w głąb dżungli, nie zastanawiając się dłużej nad sensem tego rozkazu.
Spędziwszy blisko dwa miesiące w swojej wygodnej kajucie, zdążył stracić czujność i zapomnieć o wyraźnej niechęci jaką darzył go Lorenzo Casini. Sama myśl o tym łajdaku sprawiała, że miał ochotę sięgnąć po szablę i posiekać pierwszego z brzegu człowieka, jednakże widok zbliżających się zwiadowców ostudził nieco te emocje.
- Zdradzili nas… Skurwysyny zdradzili nas! Bunt na pokładzie! - Grzmiał Albrecht, kiedy najemnicy się do niego zbliżali. Na jego czerwonej od gniewu twarzy pojawiły się głębokie zmarszczki.
- Byłem na plaży, oczekując dokowania Szkaradnej Nierządnicy, kiedy spostrzegłem pięć szalup płynących w moim kierunku. Na jednej z nich byli związani wierni Thorze marynarze. Kiedy ich zobaczyłem, od razu zrozumiałem, że szykuje się coś niedobrego, jednak nie uciekłem. Myślałem, że ten chuj sam do mnie łaskawie przypłynie i wtedy wyzwę go na pojedynek przy jego ludziach, ale zamiast tego pierdolonego tchórza pojawił Diederich z kpiącym uśmieszkiem na ryju - wąsy Barona nerwowo zadrżały, kiedy opowiadał o zdrajcy.
- Drań podziękował mi za hojną dotację na rzecz ekspedycji i powiedział, że na umowie nie było nic wspomniane o wspólnym powrocie, a swoją część - dostarczenie nas do Lustrii - już zrealizowali. Zostawił nam skrzynię z zapasami żywności na tydzień i przekazał pozdrowienia od tego zawszonego kutasiarza, Casiniego… Pierdolone skurwiele, jeszcze tego zdążycie pożałować - te ostatnie słowa kierował już w stronę plaży.
- Możemy bawić się w partyzantkę z Casinim, ale po dotarciu do kolonii ich szeregi na pewno się powiększą. Wydaje mi się, że w pojedynkę nie damy im rady, dlatego proponuję udać się do Skeggi. Wiem, że pewnie myślicie, że oszalałem, chcąc się dogadać z norsmenami, ale mamy po swojej stronie dwie kobiety, córy legendarnego żeglarza z norski, brata liczącego się w ich społeczeństwie jarla - zrobił wymowną pauzę, aby móc spojrzeć na młode norsmenki. - Na pewno coś wymyślą. Ja natomiast znam plany ekspedycji i wiem co kryje się w Quetza. Wiem też jak ich tam w miarę bezpiecznie doprowadzić, a z pomocą norsmenów powinno się nam udać rozgonić całą tę hałastrę Casiniego i powiesić chuja za jajca. W zamian dostaną więcej skarbów niż będą w stanie udźwignąć, my weźmiemy swoją część i należne nam okręty. Myślę, że jest to propozycja warta rozważenia… - powiedział w zadumie błądząc wzrokiem gdzieś po drzewach.
- Ale najpierw musimy się jakoś stąd wydostać - dodał po dłuższej chwili, tym razem trzeźwo już patrząc na zgromadzonych przed nim najemników. - Jakieś propozycje?
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172