Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2017, 18:33   #71
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14





- Młody daj spokój. Przecież to tylko jakaś siksa z baru. Pełno wszędzie takich. - starszy z braci oparł się o nadkole pojazdu i próbował przemówić młodszemu do rozumu. Znowu byli w komplecie. Cała trójka. W pierwszej chwili zapanowała zwyczajowa radość gdy okazało się, że pomimo nocnej strzelaniny cała trójka jest cała i zdrowa. Brakowało tylko “tej siksy” jak ją Lest właśnie nazwał. No ale ona przecież nie należała do ich zgranej, rodzinnej paczki.

- Przecież przez nas ją zabrali. - młodszy z Thornów nie wydawał się przekonany standardową argumentacją starszego brata na takie okazje. Zazwyczaj bowiem podział świata na “my i oni” wystarczał do przekonania rodzinnej trójki do zgody czy jakimś kierunku działań. Teraz też bracia prawie zgodnie wybiegli z tej wody. Wtedy to Simon wydawał się być ten ostrożniejszy i rozsądniejszy gdy z ciemności do uszu Jess doszło jego alarmujące syknięcie. Ale Lest nie słuchał tylko biegł dalej. Dopiero przy samochodzie, obecnie pustym, się zatrzymał. Gdzieś wtedy też do nich wyszła Jessica i mniej więcej mogli opowiedzieć sobie co się działo podczas rozłąki. Opowieść braci była o wiele krótsza i mniej pasjonująca. Znaleźli ten wrak co go wstępnie wypatrzył Simon i znaleźli dobrze wyglądające koło. Nawet je zdążyli odkręcić gdy doszła ich strzelanina od strony wozu więc rzucili wszystko w diabły i ruszyli na pomoc. Jess zaś mogła streścić o wiele barwniejszą historykę z nocnej strzelaniny. Wtedy jak zwykle powstało pytanie: Co dalej?

Słowa Jess w sporej mierze potwierdzały zwyczajowe ślady walki jak puste łuski, jeszcze z wciąż mocnym zapachem świeżo spalonego prochu, latarka kierowcy jaka stoczyła się po masce gdy drugi samochód zawracał czy bardzo wymowne ciało postrzelonego w korpus “łomiarza”. Za niego zabrał się Lester. A właściwie za przeszukiwanie ciała. Simon ruszył zalaną drogą gdy okazało się, że Ana pobiegła ze strzelbami a wróciła bez nich. Młodszy z braci więc ruszył po zalanej drodze ale po jakimś czasie wrócił z obydwoma sztukami broni. Krótki kontakt z wodą broni nie powinien zaszkodzić choć amunicja i to do shotguna była dużo bardziej wrażliwsza więc bezpieczniej było wymienić ją na suchą a tą przemoczoną dać zostawić gdzieś oddzielnie do wysuszenia.

Oględziny ciała niewiele przyniosły odpowiedzi. Facet oberwał w brzuch raz od frontu pojedynczym pociskiem 5.56 więc miał bardzo brzydką ranę wylotową w okolicach krzyża a dobił go triplet pocisków Jess który wszedł mu przez łopatkę a wyszedł gdzieś pod pachą mieląc po drodze wszystko od płuc po ważne aorty więc ciało było uświnione krwią jakby pękł nad nim balonik z czerwoną farbą. Musiał odwalić kitę pewnie w kilka chwil po tak mocnym trafieniu. Drugie ciało znaleźli na poboczu drogi. Z kilkadziesiąt metrów dalej. To musiał być jeden z tych pościgowych strzałów Jess strzelanych już prawie dosłownie w ciemno. Ale o dziwo fartownie dla niej trafnych. Pośrednie pociski zaliczyły bezpośrednie trafienie w głowę, właściwie zdmuchując ją ze swojego miejsca. Głowa trafionego faceta kończyła się gdzieś na wysokości dolnej szczęki i różnokolorowymi resztkami wśród olbrzymiej kałuży czerwieni i zżółkłej od żaru trawy.

Obydwaj zastrzeleni to byli faceci. Ten z łomem mógł mieć ze trzy czy cztery krzyżyki na karku w chwili śmierci. Ten prawie bez głowy, z powodu braku właśnie głowy a więc i twarzy był trudniejszy do oszacowania ale chyba do starszych się nie zaliczał. Pod względem uzbrojenia nie prezentowali się zbyt okazale. Na dwóch mieli po nożu, łomie z jakiegoś pręta zbrojeniowego i pistolecie. Choć sam pistolet był całkiem ciekawy bo była to chińska kopia, radzieckiego klasyka w postaci TT. Amunicja też była taka jak w oryginale choć 7.62 x 25 Tokarev czy też jak ją również zwano 7.62 TT nie była zbyt popularna na amerykańskim rynku ani przed Dniem Zagłady ani po. A przynajmniej nie tak jak natoskie czy amerykańskie klasyki choć i broń i amunicja rosyjska nawet wśród rodowitych Amerykanów miały swoich wiernych fanów.

- Dawaj młody, wracamy po te cholerne koło. Bez niego dalej mamy rozkraczoną maszynę i nigdzie nie pojedziemy. - Lester odbił się od nadkola i klepnął młodszego brata w ramię na zachętę.

- A co potem? - zapytał Simon patrząc równie pytająco jak pytał.

- To sam kłopot dla nas. Brown jest ważny a nie ta siksa. - starszy Thorne potarł powieki w eście zmęczenia i pokręcił głową widząc upór młodszego brata.

- Ona jest miejscowa. Może nam pomóc dostać się na drugi brzeg albo w czymkolwiek. Sam widzisz, że dalej i tak nie pojedziemy. Masz jakieś plany na resztę nocy?- Simon starał się dobrać jakieś racjonalne argumenty by przekonać i siostrę i brata.

- Daj spokój Simon to nam może powiedzieć ktokolwiek miejscowy. - Lester machnął ręką i pokręcił głową zbywając ten argument. - Zresztą gdzie chcesz ich szukać? To nie jest mega metropolia no ale to pewnie jacyś miejscowi. Chcesz łazić od drzwi do drzwi i pytać czy nie zakosili czarniutkiej kelnereczki? - Lester coś widocznie miał opory by dać się przekonać i też odwołał się do racjonalnych argumentów. Dla Jess wyglądało to jak zarzewie braterskiej kłótni. Obaj jej nie chcieli ale wierzyli, że każdy z nich ma rację. Obydwaj więc w końcu zaczęli ciążyć spojrzeniem w jej stronę jakby mogła mieć głos decydujący. Lester co prawda potrafił być tak zdecydowany, że nawet we dwoje nie byli w stanie go przekonać do zmiany zdania a Simonowi zdarzało się po prostu chodzić własnymi, kocimi drogami niezależnie od pozostałej dwójki ale jednak nie dało się powiedzieć, że nie liczyli się ze zdaniem pozostałej dwójki.

Obydwu braci Jess znała na tyle dobrze, że całkiem nieźle orientowała się co im teraz w duszy gra. Lester traktował Anę jak przelotną kelnerkę, w przelotnym barze jakich miał już do czynienia setki razy i pewnie będzie miał do czynienia setki kolejnych. Gdy okazało się, że Jess wyszła cało ze strzelaniny momentalnie widocznie zaliczył tą potyczkę do setek podobnych jakie przetrwali wcześniej. Sama akcja ratunkowa kelnerki była widocznie gdzieś daleko w tyle na liście priorytetów. Co innego jakby chodziło o kogoś z pozostałej dwójki ale szarpanie się z jakimiś tubylcami o jakąś kelnerkę to w ogóle mu pewnie się nie uśmiechało i nijak nie było na drodze celów do osiągnięcia czyli odnalezienia i dorwania Browna. Żywcem. Ale też nie chciał kwasów wewnątrz ich rodzinnej grupki dlatego pewnie wciąż jeszcze rozmawiali z Simonem zamiast jak to miewał w zwyczaju zakomunikować im swoją wolę.

Simon zaś albo coś dziwnie polubił Anę albo nie potrafił być tak bezwzględny jak starszy brat i jakoś poczuwał się do winy czy odpowiedzialności za tarapaty w jakie wpadła przez nich kelnerka. Poza tym byli chyba między jedną rzeką a drugą więc możliwości podróży samochodem mieli dość ograniczone. Fala coś ich nie goniła bo już dawno powinna ich pochłonąć ale jednak nadal mieli po sąsiedzku zalane powodzią drogę. Zaś zarys zabudowań przez jakie niedawno przejeżdżali a przez jakie pewnie przejeżdżali przed chwilą ci co porwali czarnulkę był nawet w ciemnościach nocy dość przyzwoicie widoczny. Nawet z buta jakoś strasznie dalekie to nie wyglądało więc pewnie kusiło i prowokowało go swoim widokiem. I co jak zauważył miejsce średnio nadawało się do nocowania chyba, że chcieli spać we trójkę w jednym samochodzie. Najbliższe w miarę jako tako bezpiecznie wyglądające schronienia i tak były właśnie te widoczne budynki. Nie chciał pewnie stawiać się otwarcie okoniem Lesterowi ale też nie chciał odpuścić sprawy porwania Any. Dlatego nadal rozmawiali zamiast zgarnąć co trzeba i samemu ruszyć na poszukiwania.





- Hmm… - Sam udał, że się namyśla i to poważnie gdy dłonie Vex sunęły po jego torsie pod koszulką. - Myślę, że grzechem byłoby nie skorzystać z tych pięciu minut prywatności skoro zapraszasz z takim wdziękiem. - pokiwał swoją krótko ostrzyżoną blond głową i przesunął swoją dłoń na policzek Vex. Po chwili do dłoni i palców dołączyły usta i język które połączyły się z ustami i językiem Vex. Zaraz potem dłonie mężczyzny zawędrowały pod podkoszulkę kobiety. Kocia familia odsunęła się w kąt od coraz bardziej zajętych sobą ludzi. Ale gdy się miało rozłożone obok siebie trzy posłania to nawet na dwie bardzo sobą zajęte osoby miejsca i wygody było całkiem sporo. Sam działał pośpiesznie i niecierpliwie więc presja ulotności korzystnych na takie zabawy okoliczności była ciężka do przeoczenia.


- Trzeba sprawdzić co z Angie. - powiedział Sam leżąc tak wygodnie na nieco zmacherowanym śpiworze jak się tylko dało. Pomieszczenie rozświetlał blask ogniska. Niepilnowany nieco przygasł ale teraz gdy Pazur dorzucił nieco połamanych nóg z biurek i krzeseł znów wesoło rozświetlał mrok nieprzyjaznej nocy. Tylko ta noc wciąż była parna i duszna gdzie skóra momentalnie albo pokrywała się kroplami potu albo zostawiała po sobie jego suche plamy soli. Jednak w ciepłym blasku ognia gdy cienie i mroki miały ograniczone miejsce do działania atmosfera pomimo szaleńczego tempa ostatniego wieczoru wydawała się dziwnie kojąca i domowa.
- Zostawiła tu swoje rzeczy. - mruknął Pazur wskazując na trzecie posłanie i pozostawione w kącie plecaki i torby. Bez nich dłuższa bytność niż dłuższy spacer robiła się dość trudna a co najmniej niewygodna. Sam miał dość niewyraźną minę jakby zaczynała się w nim odzywać niepewność co do losu podopiecznej czy nawet wyrzuty sumienia. Zaczął zbierać swoje ubranie szukając jak się okazało krótkofalówki. Namacał ją wciąż wpiętą w swoją kamizelkę taktyczną. Blond dryblas gdy siedział nie wydawał się aż taki dryblasowy. Razem z trzymaną już krótkofalówką zaległ z powrotem przy leżącej na posłaniu kobiecie.

- Rano jak już załatwimy tą sprawę z wodą zamierzamy z Angie przedostać się na drugą stronę rzeki. Odnaleźć Puzzle’a i pojechać do Teksasu. Miałabyś ochotę na wycieczkę do Teksasu z nami? Rozmawiałem z Angie na ten temat i z naszej strony nie widzę przeszkód. - zapytał przesuwając palcem po linii jej szczęki.






Mrok ogarniał i świat, i domy, i wlewał się do zaniedbanego pomieszczenia i otulał nastolatkę o blond włosach. Słyszała odgłosy nocy. Zwierzęta. Te nocne. Jakie słyszała i poprzedniej nocy i jeszcze poprzedniej. Ale też i te dźwięki jakie były pokłosiem tej złej wody co przyszła, przeszła ale nie do końca poszła. Słyszała nie tak całkiem odległe muczenie krów które powinny już spać, dźwięki klaksonów, okrzyki ludzi. Tak, to nie była spokojna noc. Ale wszystko to docierało z większych odległości. Z sąsiednich ulic, domów, przecznic. Niewiele z tego było w bezpośredniej odległości od budynku jaki dość przypadkowo obrali sobie za schronienie na tę noc.

Z bliższych dźwięków słyszała przyciszone dźwięki rozmowy. Widocznie rodzeństwo ze sobą rozmawiało. Słyszała też skrzypiąco - trzeszczące odgłosy z pomieszczenia gdzie zostali wujek i Vex z futerkami. Przynajmniej noc była ciepła. O wiele cieplejsza niż na pustyni. Niemniej po cichości i ciemności było dość mało przytulnie. Słyszała też odgłosy od strony ulicy dobiegające z furgonetki. Tam dobiegał ją trzeszczący odgłos resorów, bębna, grzechotek i śpiewnego głosu Rogera który chyba dalej odprawiał jakiś rytuał.

W tej ciemnej nocy Angie zaczynał morzyć sen. Gdyby spała w swoim śpiworze i w przytulnym cieple ogniska pewnie już by zasnęła bo przecież wtedy wujek by czuwał by nic im się nie stało. A tak, na twardym drewnie nie było jakoś zbyt wygodnie to i sen się opóźniał. Wtedy gdzieś na pograniczu snu usłyszała cichy chlupot z zewnątrz. Głos przez otwarte czy rozbite okna niósł się całkiem nieźle. Chlupot było słychać non stop gdy martwe fale uderzały cicho i ściany i podobne przeszkody. Teraz jednak mieszkance Pustkowi dał się zauważyć pewien rytm w tym chlupocie co pasowało do jakiegoś ruchu obiektu. Pewnie wielkości człowieka lub podobnej. Pewność zyskała gdy usłyszała z dołu chrobot. Zupełnie jakby ktoś próbował odsunąć drzwi od strony podwórza które wcześniej pewnie zakleszczył wujek zanim udali się wszyscy na piętro. Po chwili mocowania się odgłosy ucichły. Albo ktoś dostał się do środka albo zrezygnował.

- Angie, tu wujek. Żyjesz? Wracaj do nas. - odezwała się nagle krótkofalówka głosem wujka. Wydawał się być jak zwykle spokojny a z pokoju jaki zajmował z Vex i kocią rodziną od jakiegoś czasu dobiegała raczej cisza jakby się tam pospali.






- Musimy ją urobić. Chyba nas lubi. Do rana zostało mało czasu. A rano ten pan superważniak w mundurze ma oddać ten gadżet. Tak powiedział. Ale boję się, że sobie to przywłaszczy dla siebie. I wtedy dopiero zrobi się problem. Bo wygląda na dość cwanego. A by go urobić trzeba urobić tą blondi. Najlepiej by było ją przekonać by jakoś zdobyła ten dysk i oddała go nam. Ona tamtej zdziry i tak nie lubi to lepiej dla nas. - młodsza siostra dzieliła się ze starszym bratem swoimi przemyśleniami odnośnie obecnej sytuacji i zdarzeń które miały nadejść w następnych kilku godzinach. Widocznie widziała mnóstwo powodów do zmartwień i które spędzały jej sen z powiek.

- Umiałbyś w ogóle ten granat zdjąć z tego dysku? - siostra zapytała kontrolnie bo numer z granatem jaki odstawił wujek blondynki też coś nie przypadł jej do gustu. No ale była nadzieja, jakby sprytne rączki starszego brata mogły poradzić sobie z takim zabezpieczeniem. Rononn zaś widział przez taką samą chwilę to zabezpieczenie wujka przy tym dysku i zbyt skomplikowane do rozbrojenia mu się nie wydawało. Zakładając, że miałby na to parę minut spokoju. Tyle, że w przeciwieństwie do naprawy czy psucia innych silników i mechanizmów porażka przy rozbrajaniu granatu mogła być jego ostatnią.

- W każdym razie Rononn nie możemy udawać, że nas nie ma bo nas wysiudają z siodła i się dogadają z tamtą zdzirą. Ta kasa sama się nie zarobi. A pewnie trochę się tu pokręcimy jak za ogonem bo to niezła fala poszła i rzekę na pewno nie będzie łatwo przekroczyć. Więc dobrze by było się z nimi dogadać, zwłaszcza z tym całym wujkiem czyli tą blondzią i tą z motorem. A w ogóle to wiesz, jako starszy brat to byś strzelił jakimś pomysłem a nie ja muszę wszystko wymyślać. - Mewa dzieliła dalej swoje troski i plany ze starszym bratem a na koniec trzepnęła go dłonią w ramię by pobudzić go do inwencji i myślenia jak tu nie dać się wyrolować i tamtej Melody i dopomóc wujkowi by powziął jutro rano właściwą decyzję. Z rzeką mogła mieć rację bo fala na pewno poczyniła spore spustoszenia, im bliższe koryta rzeki tym większe. A jak woda stała aż tutaj to i w rzece też poziom musiał być wysoki więc jako przeszkoda była obecnie dużo trudniejsza do sforsowania niż choćby kilka godzin temu gdy sami się przez nią przeprawiali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-08-2017 o 18:46.
Pipboy79 jest offline