Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2017, 18:33   #71
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14





- Młody daj spokój. Przecież to tylko jakaś siksa z baru. Pełno wszędzie takich. - starszy z braci oparł się o nadkole pojazdu i próbował przemówić młodszemu do rozumu. Znowu byli w komplecie. Cała trójka. W pierwszej chwili zapanowała zwyczajowa radość gdy okazało się, że pomimo nocnej strzelaniny cała trójka jest cała i zdrowa. Brakowało tylko “tej siksy” jak ją Lest właśnie nazwał. No ale ona przecież nie należała do ich zgranej, rodzinnej paczki.

- Przecież przez nas ją zabrali. - młodszy z Thornów nie wydawał się przekonany standardową argumentacją starszego brata na takie okazje. Zazwyczaj bowiem podział świata na “my i oni” wystarczał do przekonania rodzinnej trójki do zgody czy jakimś kierunku działań. Teraz też bracia prawie zgodnie wybiegli z tej wody. Wtedy to Simon wydawał się być ten ostrożniejszy i rozsądniejszy gdy z ciemności do uszu Jess doszło jego alarmujące syknięcie. Ale Lest nie słuchał tylko biegł dalej. Dopiero przy samochodzie, obecnie pustym, się zatrzymał. Gdzieś wtedy też do nich wyszła Jessica i mniej więcej mogli opowiedzieć sobie co się działo podczas rozłąki. Opowieść braci była o wiele krótsza i mniej pasjonująca. Znaleźli ten wrak co go wstępnie wypatrzył Simon i znaleźli dobrze wyglądające koło. Nawet je zdążyli odkręcić gdy doszła ich strzelanina od strony wozu więc rzucili wszystko w diabły i ruszyli na pomoc. Jess zaś mogła streścić o wiele barwniejszą historykę z nocnej strzelaniny. Wtedy jak zwykle powstało pytanie: Co dalej?

Słowa Jess w sporej mierze potwierdzały zwyczajowe ślady walki jak puste łuski, jeszcze z wciąż mocnym zapachem świeżo spalonego prochu, latarka kierowcy jaka stoczyła się po masce gdy drugi samochód zawracał czy bardzo wymowne ciało postrzelonego w korpus “łomiarza”. Za niego zabrał się Lester. A właściwie za przeszukiwanie ciała. Simon ruszył zalaną drogą gdy okazało się, że Ana pobiegła ze strzelbami a wróciła bez nich. Młodszy z braci więc ruszył po zalanej drodze ale po jakimś czasie wrócił z obydwoma sztukami broni. Krótki kontakt z wodą broni nie powinien zaszkodzić choć amunicja i to do shotguna była dużo bardziej wrażliwsza więc bezpieczniej było wymienić ją na suchą a tą przemoczoną dać zostawić gdzieś oddzielnie do wysuszenia.

Oględziny ciała niewiele przyniosły odpowiedzi. Facet oberwał w brzuch raz od frontu pojedynczym pociskiem 5.56 więc miał bardzo brzydką ranę wylotową w okolicach krzyża a dobił go triplet pocisków Jess który wszedł mu przez łopatkę a wyszedł gdzieś pod pachą mieląc po drodze wszystko od płuc po ważne aorty więc ciało było uświnione krwią jakby pękł nad nim balonik z czerwoną farbą. Musiał odwalić kitę pewnie w kilka chwil po tak mocnym trafieniu. Drugie ciało znaleźli na poboczu drogi. Z kilkadziesiąt metrów dalej. To musiał być jeden z tych pościgowych strzałów Jess strzelanych już prawie dosłownie w ciemno. Ale o dziwo fartownie dla niej trafnych. Pośrednie pociski zaliczyły bezpośrednie trafienie w głowę, właściwie zdmuchując ją ze swojego miejsca. Głowa trafionego faceta kończyła się gdzieś na wysokości dolnej szczęki i różnokolorowymi resztkami wśród olbrzymiej kałuży czerwieni i zżółkłej od żaru trawy.

Obydwaj zastrzeleni to byli faceci. Ten z łomem mógł mieć ze trzy czy cztery krzyżyki na karku w chwili śmierci. Ten prawie bez głowy, z powodu braku właśnie głowy a więc i twarzy był trudniejszy do oszacowania ale chyba do starszych się nie zaliczał. Pod względem uzbrojenia nie prezentowali się zbyt okazale. Na dwóch mieli po nożu, łomie z jakiegoś pręta zbrojeniowego i pistolecie. Choć sam pistolet był całkiem ciekawy bo była to chińska kopia, radzieckiego klasyka w postaci TT. Amunicja też była taka jak w oryginale choć 7.62 x 25 Tokarev czy też jak ją również zwano 7.62 TT nie była zbyt popularna na amerykańskim rynku ani przed Dniem Zagłady ani po. A przynajmniej nie tak jak natoskie czy amerykańskie klasyki choć i broń i amunicja rosyjska nawet wśród rodowitych Amerykanów miały swoich wiernych fanów.

- Dawaj młody, wracamy po te cholerne koło. Bez niego dalej mamy rozkraczoną maszynę i nigdzie nie pojedziemy. - Lester odbił się od nadkola i klepnął młodszego brata w ramię na zachętę.

- A co potem? - zapytał Simon patrząc równie pytająco jak pytał.

- To sam kłopot dla nas. Brown jest ważny a nie ta siksa. - starszy Thorne potarł powieki w eście zmęczenia i pokręcił głową widząc upór młodszego brata.

- Ona jest miejscowa. Może nam pomóc dostać się na drugi brzeg albo w czymkolwiek. Sam widzisz, że dalej i tak nie pojedziemy. Masz jakieś plany na resztę nocy?- Simon starał się dobrać jakieś racjonalne argumenty by przekonać i siostrę i brata.

- Daj spokój Simon to nam może powiedzieć ktokolwiek miejscowy. - Lester machnął ręką i pokręcił głową zbywając ten argument. - Zresztą gdzie chcesz ich szukać? To nie jest mega metropolia no ale to pewnie jacyś miejscowi. Chcesz łazić od drzwi do drzwi i pytać czy nie zakosili czarniutkiej kelnereczki? - Lester coś widocznie miał opory by dać się przekonać i też odwołał się do racjonalnych argumentów. Dla Jess wyglądało to jak zarzewie braterskiej kłótni. Obaj jej nie chcieli ale wierzyli, że każdy z nich ma rację. Obydwaj więc w końcu zaczęli ciążyć spojrzeniem w jej stronę jakby mogła mieć głos decydujący. Lester co prawda potrafił być tak zdecydowany, że nawet we dwoje nie byli w stanie go przekonać do zmiany zdania a Simonowi zdarzało się po prostu chodzić własnymi, kocimi drogami niezależnie od pozostałej dwójki ale jednak nie dało się powiedzieć, że nie liczyli się ze zdaniem pozostałej dwójki.

Obydwu braci Jess znała na tyle dobrze, że całkiem nieźle orientowała się co im teraz w duszy gra. Lester traktował Anę jak przelotną kelnerkę, w przelotnym barze jakich miał już do czynienia setki razy i pewnie będzie miał do czynienia setki kolejnych. Gdy okazało się, że Jess wyszła cało ze strzelaniny momentalnie widocznie zaliczył tą potyczkę do setek podobnych jakie przetrwali wcześniej. Sama akcja ratunkowa kelnerki była widocznie gdzieś daleko w tyle na liście priorytetów. Co innego jakby chodziło o kogoś z pozostałej dwójki ale szarpanie się z jakimiś tubylcami o jakąś kelnerkę to w ogóle mu pewnie się nie uśmiechało i nijak nie było na drodze celów do osiągnięcia czyli odnalezienia i dorwania Browna. Żywcem. Ale też nie chciał kwasów wewnątrz ich rodzinnej grupki dlatego pewnie wciąż jeszcze rozmawiali z Simonem zamiast jak to miewał w zwyczaju zakomunikować im swoją wolę.

Simon zaś albo coś dziwnie polubił Anę albo nie potrafił być tak bezwzględny jak starszy brat i jakoś poczuwał się do winy czy odpowiedzialności za tarapaty w jakie wpadła przez nich kelnerka. Poza tym byli chyba między jedną rzeką a drugą więc możliwości podróży samochodem mieli dość ograniczone. Fala coś ich nie goniła bo już dawno powinna ich pochłonąć ale jednak nadal mieli po sąsiedzku zalane powodzią drogę. Zaś zarys zabudowań przez jakie niedawno przejeżdżali a przez jakie pewnie przejeżdżali przed chwilą ci co porwali czarnulkę był nawet w ciemnościach nocy dość przyzwoicie widoczny. Nawet z buta jakoś strasznie dalekie to nie wyglądało więc pewnie kusiło i prowokowało go swoim widokiem. I co jak zauważył miejsce średnio nadawało się do nocowania chyba, że chcieli spać we trójkę w jednym samochodzie. Najbliższe w miarę jako tako bezpiecznie wyglądające schronienia i tak były właśnie te widoczne budynki. Nie chciał pewnie stawiać się otwarcie okoniem Lesterowi ale też nie chciał odpuścić sprawy porwania Any. Dlatego nadal rozmawiali zamiast zgarnąć co trzeba i samemu ruszyć na poszukiwania.





- Hmm… - Sam udał, że się namyśla i to poważnie gdy dłonie Vex sunęły po jego torsie pod koszulką. - Myślę, że grzechem byłoby nie skorzystać z tych pięciu minut prywatności skoro zapraszasz z takim wdziękiem. - pokiwał swoją krótko ostrzyżoną blond głową i przesunął swoją dłoń na policzek Vex. Po chwili do dłoni i palców dołączyły usta i język które połączyły się z ustami i językiem Vex. Zaraz potem dłonie mężczyzny zawędrowały pod podkoszulkę kobiety. Kocia familia odsunęła się w kąt od coraz bardziej zajętych sobą ludzi. Ale gdy się miało rozłożone obok siebie trzy posłania to nawet na dwie bardzo sobą zajęte osoby miejsca i wygody było całkiem sporo. Sam działał pośpiesznie i niecierpliwie więc presja ulotności korzystnych na takie zabawy okoliczności była ciężka do przeoczenia.


- Trzeba sprawdzić co z Angie. - powiedział Sam leżąc tak wygodnie na nieco zmacherowanym śpiworze jak się tylko dało. Pomieszczenie rozświetlał blask ogniska. Niepilnowany nieco przygasł ale teraz gdy Pazur dorzucił nieco połamanych nóg z biurek i krzeseł znów wesoło rozświetlał mrok nieprzyjaznej nocy. Tylko ta noc wciąż była parna i duszna gdzie skóra momentalnie albo pokrywała się kroplami potu albo zostawiała po sobie jego suche plamy soli. Jednak w ciepłym blasku ognia gdy cienie i mroki miały ograniczone miejsce do działania atmosfera pomimo szaleńczego tempa ostatniego wieczoru wydawała się dziwnie kojąca i domowa.
- Zostawiła tu swoje rzeczy. - mruknął Pazur wskazując na trzecie posłanie i pozostawione w kącie plecaki i torby. Bez nich dłuższa bytność niż dłuższy spacer robiła się dość trudna a co najmniej niewygodna. Sam miał dość niewyraźną minę jakby zaczynała się w nim odzywać niepewność co do losu podopiecznej czy nawet wyrzuty sumienia. Zaczął zbierać swoje ubranie szukając jak się okazało krótkofalówki. Namacał ją wciąż wpiętą w swoją kamizelkę taktyczną. Blond dryblas gdy siedział nie wydawał się aż taki dryblasowy. Razem z trzymaną już krótkofalówką zaległ z powrotem przy leżącej na posłaniu kobiecie.

- Rano jak już załatwimy tą sprawę z wodą zamierzamy z Angie przedostać się na drugą stronę rzeki. Odnaleźć Puzzle’a i pojechać do Teksasu. Miałabyś ochotę na wycieczkę do Teksasu z nami? Rozmawiałem z Angie na ten temat i z naszej strony nie widzę przeszkód. - zapytał przesuwając palcem po linii jej szczęki.






Mrok ogarniał i świat, i domy, i wlewał się do zaniedbanego pomieszczenia i otulał nastolatkę o blond włosach. Słyszała odgłosy nocy. Zwierzęta. Te nocne. Jakie słyszała i poprzedniej nocy i jeszcze poprzedniej. Ale też i te dźwięki jakie były pokłosiem tej złej wody co przyszła, przeszła ale nie do końca poszła. Słyszała nie tak całkiem odległe muczenie krów które powinny już spać, dźwięki klaksonów, okrzyki ludzi. Tak, to nie była spokojna noc. Ale wszystko to docierało z większych odległości. Z sąsiednich ulic, domów, przecznic. Niewiele z tego było w bezpośredniej odległości od budynku jaki dość przypadkowo obrali sobie za schronienie na tę noc.

Z bliższych dźwięków słyszała przyciszone dźwięki rozmowy. Widocznie rodzeństwo ze sobą rozmawiało. Słyszała też skrzypiąco - trzeszczące odgłosy z pomieszczenia gdzie zostali wujek i Vex z futerkami. Przynajmniej noc była ciepła. O wiele cieplejsza niż na pustyni. Niemniej po cichości i ciemności było dość mało przytulnie. Słyszała też odgłosy od strony ulicy dobiegające z furgonetki. Tam dobiegał ją trzeszczący odgłos resorów, bębna, grzechotek i śpiewnego głosu Rogera który chyba dalej odprawiał jakiś rytuał.

W tej ciemnej nocy Angie zaczynał morzyć sen. Gdyby spała w swoim śpiworze i w przytulnym cieple ogniska pewnie już by zasnęła bo przecież wtedy wujek by czuwał by nic im się nie stało. A tak, na twardym drewnie nie było jakoś zbyt wygodnie to i sen się opóźniał. Wtedy gdzieś na pograniczu snu usłyszała cichy chlupot z zewnątrz. Głos przez otwarte czy rozbite okna niósł się całkiem nieźle. Chlupot było słychać non stop gdy martwe fale uderzały cicho i ściany i podobne przeszkody. Teraz jednak mieszkance Pustkowi dał się zauważyć pewien rytm w tym chlupocie co pasowało do jakiegoś ruchu obiektu. Pewnie wielkości człowieka lub podobnej. Pewność zyskała gdy usłyszała z dołu chrobot. Zupełnie jakby ktoś próbował odsunąć drzwi od strony podwórza które wcześniej pewnie zakleszczył wujek zanim udali się wszyscy na piętro. Po chwili mocowania się odgłosy ucichły. Albo ktoś dostał się do środka albo zrezygnował.

- Angie, tu wujek. Żyjesz? Wracaj do nas. - odezwała się nagle krótkofalówka głosem wujka. Wydawał się być jak zwykle spokojny a z pokoju jaki zajmował z Vex i kocią rodziną od jakiegoś czasu dobiegała raczej cisza jakby się tam pospali.






- Musimy ją urobić. Chyba nas lubi. Do rana zostało mało czasu. A rano ten pan superważniak w mundurze ma oddać ten gadżet. Tak powiedział. Ale boję się, że sobie to przywłaszczy dla siebie. I wtedy dopiero zrobi się problem. Bo wygląda na dość cwanego. A by go urobić trzeba urobić tą blondi. Najlepiej by było ją przekonać by jakoś zdobyła ten dysk i oddała go nam. Ona tamtej zdziry i tak nie lubi to lepiej dla nas. - młodsza siostra dzieliła się ze starszym bratem swoimi przemyśleniami odnośnie obecnej sytuacji i zdarzeń które miały nadejść w następnych kilku godzinach. Widocznie widziała mnóstwo powodów do zmartwień i które spędzały jej sen z powiek.

- Umiałbyś w ogóle ten granat zdjąć z tego dysku? - siostra zapytała kontrolnie bo numer z granatem jaki odstawił wujek blondynki też coś nie przypadł jej do gustu. No ale była nadzieja, jakby sprytne rączki starszego brata mogły poradzić sobie z takim zabezpieczeniem. Rononn zaś widział przez taką samą chwilę to zabezpieczenie wujka przy tym dysku i zbyt skomplikowane do rozbrojenia mu się nie wydawało. Zakładając, że miałby na to parę minut spokoju. Tyle, że w przeciwieństwie do naprawy czy psucia innych silników i mechanizmów porażka przy rozbrajaniu granatu mogła być jego ostatnią.

- W każdym razie Rononn nie możemy udawać, że nas nie ma bo nas wysiudają z siodła i się dogadają z tamtą zdzirą. Ta kasa sama się nie zarobi. A pewnie trochę się tu pokręcimy jak za ogonem bo to niezła fala poszła i rzekę na pewno nie będzie łatwo przekroczyć. Więc dobrze by było się z nimi dogadać, zwłaszcza z tym całym wujkiem czyli tą blondzią i tą z motorem. A w ogóle to wiesz, jako starszy brat to byś strzelił jakimś pomysłem a nie ja muszę wszystko wymyślać. - Mewa dzieliła dalej swoje troski i plany ze starszym bratem a na koniec trzepnęła go dłonią w ramię by pobudzić go do inwencji i myślenia jak tu nie dać się wyrolować i tamtej Melody i dopomóc wujkowi by powziął jutro rano właściwą decyzję. Z rzeką mogła mieć rację bo fala na pewno poczyniła spore spustoszenia, im bliższe koryta rzeki tym większe. A jak woda stała aż tutaj to i w rzece też poziom musiał być wysoki więc jako przeszkoda była obecnie dużo trudniejsza do sforsowania niż choćby kilka godzin temu gdy sami się przez nią przeprawiali.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-08-2017 o 18:46.
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-08-2017, 06:42   #72
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wujek i Angie i zły pan żul co zasadzkował w czarnej czarności

Ta noc była brzydka i bardzo się Angie nie podobała. Nie dość, że zła woda wylała po okolicy, zmuszając do ucieczki ludziów, to jeszcze przestraszyła futerka, zepsuła tamę i sprawiła masę kłopotów. Tak jak knuja, knująca i po prostu będąca, co już doprowadzała blondynkę z Pustkowi do nerwa. No ale z drugiej strony była też miła Vex co miała batoniki, motur i prezentowała staniki i jeszcze lubiła wujka i się z nim dzieliła duszami i przytulała od środka, co też było bardzo miłe. Był też pan z obrazkami, co zrobił jej ćmę z czachą i cukierasami i też się poprzytulali… ale teraz siedział tam gdzie knuja i był zajęty, a wujek ją uczył, że jak ktoś jest w pracy to ma mu nie przeszkadzać, więc nie mogła z nim spać, a czuła się bardzo zmęczona… chciała się położyć, najlepiej przy wujku i futerkach. Ale futerka spały tam, gdzie ogień, a tam… tam Angie nie chciała na razie iść, żeby nie przeszkadzać. Leżała w swoim kącie na regali, tulając misia, bo nikt inny nie chciał jej przytulić - z tego powodu też zrobiło się jej smutno i źle. Nie lubiła spać sama, to było… takie smutne. Jak wtedy na pustyni, kiedy dziadek usnął, a wujek jeszcze nie przyjechał. Wtedy też spała sama i żyła sama poza momentem jak przyszli źli ludzie, ale oni już też zmienili się w kości, a kości nie przytulały… no i zostały daleko, tam gdzie piaski.

Leżała na boku, a czarna czarność otaczała ją z każdej strony, bo wyłączyła światełko żeby oszczędzać baterie. Słuchała jak skrzypią rzeczy koło ognia, słyszała rozmawiającą Mewę i Patyka. Słyszała jak pan z obrazkami gra na klekotach i śpiewa i chciała tam iść… ale tam była knuja, a jej się zbierało na krople w oczach i nie chciała aby akurat ona to widziała.
Było też coś jeszcze… coś niepokojącego. Kroki, szelesty i przesuwania. Ludzkie, jakby ktoś próbował dostać się do ich domu. Słysząc to poderwała czujnie głowę, strzygąc uszami jakby w okolicy szurnięto batonikiem. Takim dobrym, z karamelem.
Ktoś zasadzkował! Na nich, na wujka! I na futerka! Na pewno przyszedł po futerka! I był zły i niedobry jak knuja, a może i gorszy! Bo jakby był dobry to by wszedł normalnie a nie skradajował i zasadzkował. Angie musiała działać, coś zrobić! Ochronić futerka! I Wujka! I miłą Vex! I upewnić się, że Roger też jest bezpieczny!
Na dźwięk głosu wujka drgnęła. Mówił przez radyjko, ale pewnie był teraz śpiący, jak ona była śpiąca po tulaniu z Rogerem. Wtedy nic się jej nie chciało oprócz spania na zaobrazkowanej piersi… a przecież wujek miał tylko kłopotów, smutków i nerwów. Martwił się ciągle, też zasłużył żeby odpocząć i być szczęśliwy przez chwilę chociaż.
- Żyję - odpowiedziała przez radyjko naciskając najpierw odpowiedni guzik. Mówiła cicho żeby nie zaalarmować zasadzkującego ktosia - Potem przyjdę. Potulaj jeszcze Vex. Bez odbiora - powiedziała i wyłączyła dzyndzel na radyjku. Ten do wyciszania go. Jak się wcisnęło ten dzyndzel to przestawało mówić i robiło się ciche, a Angie musiała być teraz cicha. Zejść na dół. Cicho… za hałasami. Sprawdzić i obronić. Dobrze, że miała misia.

Nastolatka zeszła ze swojego regału i jej stopy cicho opadły na deski starej podłogi. Oczy były obecnie zdecydowanie mniej przydatne niż inne zmysły. Kanciasty otwór okna wydawał się całkiem jasny mimo, że jawił się jako granatowy prostokąt na tle czerni. Wnętrze budynku tonęły w ciemnościach i majaczące tu czy tam jaśniejsze plamy mogły być starymi kartkami wciąż trzymającymi się ścian, dziurami w tynku lub podłodze albo przedmiotami leżącymi na podłodze. Angie miała jednak ogromną wprawę w bezszelestnym poruszaniu się więc udało jej się na nieco już poznanym terenie przebyć te przeszkody bez szwanku i hałasu. Doświadczenie jednak podpowiadało jej, że próby na dłuższą metę przypominają grę w rosyjską ruletkę. Na dłuższą metę coś musiało się spieprzyć. Ale jeszcze nie tym razem.

Pod butami czuła kolejne fragmenty desek, wykładzin i betonu które lekko uginały się i trzeszczały pod jej krokami. Na tyle lekko i cicho, że odgłosy te powinny utonąć w odgłosach nocy. Usłyszała szmer rozmów zostawiany za sobą. Tam, gdzie na korytarz dobiegała przyjemna i kusząca łuna ogniska i gdzie byli wujek i Vex i kocia rodzina. I nieco bliższe ale cichsze rozmowy rodzeństwa. Zza okien z zewnątrz dochodził klekot i śpiew wydawany przez Rogera. Słyszała też zgrzyt resorów furgonetki. Wszystkie te odgłosy pomagały zagłuszyć cicho poruszającą się dziewczynę z Pustkowi. Na dole dotknęła podłogi i choć nie czuła przez buty, że jest mokra jednak czuła jak buty zagłębiają się w miękkim piachu, mule i błocku pozostawionym przez falę powodziową jaką się tędy przetoczyła przed paroma godzinami.

Na dole też słyszała odgłosy tego obcego znacznie wyraźniej. Musiało mu chyba zależeć na tym, żeby pozostać niewykrytym choć też raczej nie zależało mu na śmierć i życie albo po prostu nie dorównywał umiejętnościom przemierzającej parter blondynce z nożem. Musiał wciąż być na zewnątrz choć całkiem blisko budynku, pewnie tuż przy ścianie. Chyba zrezygnował ze sforsowania drzwi jakie wcześniej zablokował wujek i gdy Angie ostrożnie omijała ledwo zarysowane w ciemności stoliki by ich nie kopnąć czy nie uderzyć się o nie była już pewna, że tamten chyba próbuje wejść przez jedno z okien lub podobny otwór. Słyszała odgłos nieco głośniejszego chlupnięcia jakby odbił się z wody i zaraz potem doszedł jej odgłos sapania, stękania i trzeszczących desek i metalu gdy chyba przeciskał się przez otwór.

Angie dostrzegła obcego akurat gdy przecisnął się przez jakieś okno. Widziała głównie ogólną bryłę sylwetki widoczną głównie dzięki temu, że była w ruchu i na tle nieco jaśniejszego okna. No i po ciężkim oddechu. Wydawało jej się, że to facet choć pewności nie miała. Dłonie miał raczej wolne bo potrzebował ich by przeleźć przez dziurę. Ogólnie sprawiał wrażenie, że albo łapał oddech albo nasłuchiwał tego co dzieje się w domu ale tego, że w pobliżu jest ktoś z nożem to chyba się jeszcze nie zorientował.

Czarność nie pozwalała dojrzeć szczegółów, ale blondynka wiedziała przecież, że wujek i Vex są na górze, pan z obrazkami ciągle śpiewał i klekotał, a reszta… na dobrą sprawę reszta jej nie obchodziła. Zwłaszcza knuja, więc jeśli to ona ładowała się przez okno? No i z bliska ten ktoś był o wiele mniejszy niż wujek… i tak okropnie śmierdział! Jak stara piwnica z gnijącymi w niej rzeczami i starzy ludzie co leżeli pod barami. Tych drugich czasem mijali z wujkiem podczas podróży. Angie nigdy nie podobał się ich zapach, taki specyficzny i ciężki do pomylenia… “żul” - chyba tak o nich mówił jej opiekun, a że był Paznokciem i wujkiem i najmądrzejszy to na pewno się nie mylił. Ten cały żul teraz zasadzkował na domek który zajęli i wychodziło na to że to dziewczyna z pustyni ma wartę, bo reszta była zajęta… no i akurat ona usłyszała i mogła podejść. Coś w tym żulu bardzo się jej nie podobało, a może chodziło o wydarzenia poprzednich godzin?

Była zmęczona, śpiąca i zasmutniała, a ten niemiły pan właśnie próbował zasadzkować i pewnie przyszedł po futerka i po wujka i pewnie miał niemiły plan jak jeszcze bardziej im narobił kłopotów… no i na koniec odjechać moturem. Z batonikami. I futerkami… tak, to miało całkowity sens i dla Angie było bardzo prawdopodobne. Słyszała w głowie słowa wujka o tym, że powinna pytać i nie są już na pustyni, ale czarna czarność, zła woda i ten nieładnie pachniuchujacy pan obudził w niej coś innego. Znała ten zapach z przeszłości, był zły. Tak zły jak ludzie którzy kiedyś przyjechali do jej domu wśród piasków. Odsunęła więc wspomnienie postawnego blondyna, wracając do tego, co było przedtem.
Dziadek też wiedziałby co robić. Nie miała nic dystansowego, ale ciemność sprzyjała skradaniu, a podeszła już tak blisko! Jeszcze parę kroków, na spokojnie. Głowa blondynki się wyłączyła, działało ciało. Wyuczone odkąd pamiętała lekcje. Wiedziała co musi zrobić. Wyeliminować problem póki nie zrobił większych problemów. Nie dać się dostrzec, ani zranić. Być szybsza, zwinniejsza. A on tak okropnie sapał! Jak po biegu, albo jakby był chory… a jak zarazi wujka?!
“Prowadzisz ostrze od dołu, przez miękkie. Uważaj na kości, bo złamiesz ostrze. Jeden szybki ruch” - w uchu zaskrzeczał głos dziadka, na miękkim pod brodą poczuła widmowy dotyk jego sękatego palucha. Tak. Misiem przez miękkie pod brodą, do góry. Aż pod głownią poczuje opór skóry.

Atak blond nożowniczki z ciemności okazał się całkowitym zaskoczeniem dla obcego mężczyzny. Silne, pełne witalnych sił ręce złapały go za ubranie a druga dłoń wepchnęła mu kawałek stali od rękojeści wyrzeźbionej w głowę niedźwiedzia prosto pod szyję, przebiła cienkie w tym miejscu kości podniebienia i weszła wyżej by zabełtać w czaszce mózg. Mężczyzna bronił się próbując odepchnąć napastniczkę ale jednak przewaga wyszkolenia, zaskoczenia była po stronie napastniczki. Jedynie ciemność jednakowo utrudniała obojgu wymianę ciosów. Angie musiała atakować w sporej mierze na czuja bardziej w pośpiechu zgadując gdzie są wrażliwe na atak detale anatomii przeciwnika niż je widząc. Mimo to jednak przeciwnik prawie od razu zacharczał krztusząc się własną krwią a nastolatka poczuła jak po dłoni trzymającej nóż dziadunia spływa gorąca posoka. Facet charcząc oderwał się w końcu od blondynki ale jedynie po to by wykonać mało skoordynowany krok, upaść na kolana i zaraz upadł na podłogę drapiąc i kopiąc w agonalnych konwulsjach mokre klepki. Jasne było, że zadana przez blondynkę rana musiała się okazać dla niego śmiertelna choć jak zwykle ciału trochę zajmowało przejście od całkowitego życia do całkowitej śmierci.

“Upewnij się, że nie żyje. Sprawdź, czy był sam. Jeśli nie - wracaj w cień i wykończ kolejnego. Przemieszczaj się, nie stój jak jaszczurka na słońcu. Jeśli był sam zobacz, czy nie ma przy sobie czegoś, co ci się przyda. Przenieś i zamaskuj ciało. Jeśli się da upozoruj wypadek. Jeśli nie rób tak żeby nikt go nie znalazł. Chyba że chcesz, aby go znaleźli” - porady dziadka brzmiały jej w głowie, gdy kucnęła przy ciągle drgającym ciele i wytarła nóż o jego ubranie - “Ludzie to kłopot, a kłopoty się eliminuje. Nie płacz. Oni by po tobie nie płakali.”
Nie płakała, już nie. Była w końcu duża i musiała się opiekować wujkiem tak jak on opiekował się nią. Wyciągnęła światełko żeby w jego blasku przyjrzeć się szybko utrupionemu ktosiowi, ale zanim je zapaliła zamarła w bezruchu, wsłuchując się w dźwięki nocy. Czy ktoś jeszcze tam był? Czaił się tak jak ona zaczaiła się na już trupa. Musiała być czujna, Roger mówił, że mają wojnę. Wiedziała co to wojna, dziadek jej opowiadał.

Światełko pożyczone jej przez wujka okazało się niesamowicie przydatne. Zdradziło te wszystkie szczegóły jakie po nocnej ciemności wewnątrz nieoświetlonego budynku były nie do dojrzenia. Zanim nastolatka je zapaliła chwilę nasłuchiwała odgłosów nocy. I słyszała je. Słyszała jak tuż za ścianą woda leniwym rytmem uderza o ścianę. Jak Roger dalej śpiewa swoją pieśń. Rozmów i odgłosów z góry już nie słyszała. Słyszała jak ciało tuż obok szarpie się i nieruchomieje. Słyszała odgłosy silników, krzyków ludzi i ryków zwierząt ale to w oddali. Gdzieś od strony ogólnej bryły budynków osady. W pobliżu nie słyszała nic co by wskazywało na kolejnych napastników. Jeśli jacyś byli musieli być o wiele ostrożniejsi i rozsądniejsi skoro nie zdradzili się nijak. Mogli też czekać na jakiś sygnał czy znak od tego zabitego w nieco dalszej odległości. Ale wówczas też ich nie była w stanie wykryć w tej chwili.

W świetle latarki wujka widziała złachmanione ubranie mężczyzny ze zmierzwioną brodą i podartej, brudnej wełnianej czapce. Musiał być od niej starszy choć jak bardzo to brud i ta zmierzwiona broda przeszkadzały w ustaleniu detali. Na deskach podłogi widoczne były ślady i tego obcego, i Angie, i ich krótkiej ale śmiertelnie brutalnej walki bo naniesione błoto i kałuże nieźle utrwalały wszelakie ślady. Obecnie tam gdzie nastolatka czy ten obcy odcisnęli swój ślad obecności widać było zruszoną mokrą glebę i przebijające smugi gołej podłogi. Do tego sporo krwi, zarówno w smugach, kałużach, rozbryzgach jak i szybko powiększającej się czerwonej plamie wypływającej z gardła mężczyzny. Jego ubranie wydawało się podobnie złachmanione jak i reszta wyglądu. Do tego było obszerne i niezbyt dopasowane na temperatury jakie były całkiem wysokie nawet w nocy. Zupełnie jakby było mu zimno mimo tropikalnej pogody na zewnątrz. Nie widziała u niego żadnej broni, przynajmniej nie w dłoniach ani na zewnątrz wierzchniego ubrania.

Kto normalny chodził w czapce jak nawet w nocy było ciepło? O wiele cieplej niż na pustyni, tutaj oddech nie zmieniał się w parę, nie trzeba było nosić płaszczy i czapek, ale ten ktoś to miał. Brudne, takie trochę przypadkowe i zniszczone. Nie tak jak koszulki które Angie dostała od wujka.
- Oj… sprzątanie będzie… ciężkie - mruknęła pod nosem. Przetoczyła nóż w palcach i złapała za coś co było chyba kołnierzem. Nie miała zamiaru wsadzać mu rąk pod ubranie i macać. Wolała rozciąć materiał i warstwa po warstwie odsłonić co tam chował. Bo musiał coś chować jak przyszedł zasadzkować, prawda? Nasłuchiwała też, próbując wyłapać kolejne podejrzane dźwięki. Przydałby się jej pistolet, albo karabin dziadka. Teraz da radę działać tylko na krótki dystans...trudno. Poradzi sobie jak na dużą dziewczynkę przystało.

Nóż przy wsparciu wprawnych w oprawianiu zwierzyny dłoni dość sprawnie radził sobie ze “skórkowaniem” obcego z ubrania. A okazało się, że było co skórkować bo mężczyzna miał na sobie tych warstw zaskakująco wiele jak na tak gorącą pogodę jaka dominowała w okolicy. Spod pociętego płaszcza wyłoniła się jakaś bluza zasuwana na suwak, potem kolejna już bez suwaka za to obie z kapturami. Pod nimi były jakieś koszulki i wreszcie niezbyt zadbane i odpychające brudem i zapachem ciało. Rzeczy jednak miał przy sobie dość niewiele. W jednej kieszeni znalazła składany nóż, ale raczej z składany scyzoryk o dość ubogiej wersji za to nieźle zaostrzony. Coś co można było uznać za broń to była chyba łyżka do opon lub podobny pręt który odkryła zatknięty gdzieś w spodnie. Miał jeszcze trochę ręcznie robionych skrętów podobnie niedbałych jak i reszta jego ekwipunku i szklaną piersiówkę gdzieś do połowy pełną o jakimś czerwonawym, wodnistym i przezroczystym płynie.

Nóż powędrował do kieszeni spodni blondynki. Przyda się, na potem. Utrupiony pan tak śmierdział, że nawet jakby miał jakieś cukierki, to Angie za żadne skarby świata by ich nie zabrała… no chyba że dać knui to jeszcze tak, ale tak zjeść samemu? W życiu!
Dużo sztywnego, cuchnącego materiału, jeden nóż i jakieś skręty. Skręty też wzięła i piersiówkę. Może był w niej alkohol, potem sprawdzi. Już miała go zacząć przetaczać tam gdzie zła woda, gdy w świetle światełka błysnęło coś na jego szyi. Miał wisiorek, nawet ładne. Jego też zabrała. Ubrań nie miała zamiaru zabierać… pozostawała też sprawa co zrobić z trupem. Na dworze była czarna czarność, nie chciała tam wychodzić i robić hałasów skoro tam wciąż mogli być źli ludzie. W końcu podrapała się rękojeścią misia po czole, postanawiając schować niemiłego utrupionego pana w piwnicy, a rano… rano powie wujkowi. Tylko najpierw posprząta też podłogę na piętrze. Wyglądało na to, że czeka ją sporo pracy.

Pracy okazało się całkiem sporo. Dużo więcej potu i wysiłku niż w samo utrupienie tego obcego pana. Do ciągnięcia po mokrej podłodze wcale nie był taki lekki. Była prawie pewna, że zostawiają za sobą ona ślady butów a on dwie “szyny” po butach i sunącym po ziemi ubraniu oraz nadal ściekającą z krytycznej rany krwi. Same pokonanie schodów też nie było takie proste i trup stukał na każdym schodku. Przy okazji też nastolatka odkryła, że wody w piwnicy znacznie przybyło od czasu gdy sprawdzała ją z wujkiem i uratowali stamtąd kocią rodzinę. Wtedy woda sięgała jej gdzieś do połowy łydki. Obecnie zaś musiała sięgać powyżej pasa pewnie, może nawet gdzieś do połowy sylwetki. I sądząc z cichego ale nieustannego szmeru jaki dopływał od krańcowych ścian kolejne fale zimnej i czarnej wody nadal wypełniały najniższy poziom budynku.

W końcu jednak udało się jej wepchnąć ciało które zaczęło dryfować na powierzchni wody. Samo zacieranie śladów krwi i walki też zajęło jej zaskakująco dużo czasu i wysiłku. Gdy skończyła i spojrzała na swoje dzieło w świetle latarki to jakoś miała wrażenie, że jakby ktoś wysprzątał albo chociaż starał się to zrobić w tym pomieszczeniu i korytarzu prowadzącym do schodów piwnicy. Dla niej samej raczej było to dość czytelne. Dla innych nie była pewna. Nawet tu i tam nadal widziała ślady krwi. Ale zatarcie całkowite na tyle by usunąć takie ślady pewnie zajęłoby jej znacznie dłużej czasu, może nawet i do rana.

Z góry doszły ją kroki które szybko przeszły w odgłos stąpania po schodach. Ktoś poruszał się całkiem sprawnie i dyskretnie. Choć nie tak jak ona potrafiła. Jaskrawa plama światła zdradzała broń z oświetleniem taktycznym wujka jeszcze bardziej niż jego chód.
- Angie? - doszło jej zapytanie lekko nasycone niepokojem i czujnością. Widocznie wujek nie uznał sytuacji za aż tak niepewną czy niebezpieczną by zachować milczenie. Lub bardziej zależało mu na nawiązaniu kontaktu z podopieczną niż ostrożności.

Przyszedł? Ale po co? Przecież był zajęty i miał odpoczywać, a nie biegać ze swoim światełkiem i jeszcze patrzeć jak Angie sprząta po niemiłym, śmierdzącym panu. Nie mógł zostać tam gdzie Vex i futerka? Schodził po schodach tupiąc trochę, ale nie tak jak inni ludzie których znała. Chciała do niego wyjść, powiedzieć że nie ma się czym martwić bo jest już bezpiecznie, a ona pilnuje to on ma wolne na spanie i tulanie i nawet zjedzenie tego co zostało na dnie kociołka jakby miał ochotę. Zrobiła ruch jakby chciała podnieść się i wyjść, ale dotarło do niej, że go zawiodła. Powiedziała jeszcze na łódce jak jechali przez rzekę… że będzie pytać zanim kogoś utrupi, a teraz?
Teraz zgasiła światełko i zastygła w bezruchu w ciemnym kącie pod ścianą, chowając w kieszeni bluzy czerwone od krwi ręce. Nie zdążyła ich umyć, zajęta myciem podłogi i chowaniem trupa.
Wujek chyba jej nie dostrzegł. Jeszcze nie. Ale gdy tak chwilę nasłuchiwał przy wejściu na schody pewnie nie był zbyt uspokojony brakiem odpowiedzi i reakcji swojej podopiecznej. Jaskrawe światło na jego broni odzierało mrok nocy z jego maskujących walorów. Wujek jednak ruszył w stronę drzwi wejściowych i zatrzymał się w nich by je otworzyć. Potem wyszedł na zewnątrz idąc w stronę furgonetki. Po otwarciu drzwi głos Rogera i jego klekotów stał się wyraźniejszy. Do Angie doszło też odgłosy stukania jakby ktoś pukał w blachy pojazdu a po chwili głos wujka i knui.

Przeszła cicho w tamtym kierunku, do drzwi stając za framugą żeby móc słyszeć o czym rozmawiając. W międzyczasie pospiesznie próbowała doczyścić ręce, ale miała tylko to czerwonawe coś od pana żula. Było płynne, więc postanowiła tego użyć do przemycia rąk i misia.

- Jak dawno to było? - pytał wujek. Angie widziała dobrze jego plecy gdy stał do niej tyłem a frontem do szoferki furgonetki zaglądając do środka.

- No już jakiś czas temu. Myślałam, że poszła do was. - odpowiedział z wnętrza szoferki głos knui.

- On musi się tak drzeć? - zapytał znowu wujek pewnie patrząc przez okno gdzieś w stronę kufra pojazdu skąd dobiegały skrzypienia i głos Rogera.

- Tak. - odpowiedziała krótko Melody. Wujek pokręcił głową i po chwili odwrócił się znowu frontem do budynku.

- Dobra, dzięki. - powiedział na pożegnanie i znów zaczął chlupiąc wodą wracać w stronę głównego wejścia do budynku przy jakim stała nastolatka. Na razie trzymał karabin a więc i światełko po skosie więc celowały w wodę na zewnątrz ale gdy wejdzie do środka pewnie zabierze się za przeszukanie pomieszczenia. Wtedy pewnie natknie się na świeże pozostawione przez nastolatkę ślady jeśli nie na nią samą.

- Hej, stało się coś? - z vana doszedł pytający głos Melody.

- Tak. Ale jeszcze nie wiem co. - odpowiedział wracający do budynku wujek.

Ręce Angie nie mogły już wyglądać lepiej. Przeczyszczone śmierdzącym czerwonym płynem i wytarte o koszulkę, bo była czarna i plamy na niej się tak nie odznaczały, wyglądały pewnie nadal brudno i krwisto, zwłaszcza przy paznokciach, ale jeżeli schowa je do kieszeni powinno być okey. Może wujek nie zauważy… nie chciała żeby się martwił, a chyba zaczynał. Nie lubiła jak się martwił, bo wtedy smutkował i jej też robiło się smutno, że jemu jest smutno. Zapaliła światełko żeby przez próg wujek je widział zawczasu i powoli odkleiła się od ściany, idąc mu naprzeciw. Światełkowała na ściany z dala od krwawych rozbryzgów, teraz czarnych w czarnej czarności… do rana. Rano będą widoczne.
- Dlaczego już się nie tulasz z Vex? - spytała kiedy znalazła się w zasięgu jego słuchu i nie potrzebowała podnosić głosu. W kapturze nadal narzuconym na jasne włosy usilnie unikała patrzenia w jego stronę, wodząc głową tam gdzie jasna, miła plama jasności.

- A! Tu jesteś!. Bo już miałem zamiar cię naprawdę zacząć szukać. - wujek przebył ostatni kawałek drogi do budynku wchodząc po schodach na parter. W głosie dała się znać ulga. - Co się nie odzywasz jak cię wołam? I czemu masz wyłączone radio? - zapytał gdy zatrzymał się przed nią więc znów wydawał się przy gabarytach nastolatki ogromny. Pytał też już tak bardziej poważnie choć czekał na to co ona odpowie. - A nie mogę się z czystym sumieniem tulać z Vex czy z kimkolwiek wiedząc, że osoba mi bliska gdzieś się błąka po nocy. - odpowiedział na pytanie jakim przywitała go podopieczna blondynka w kapturze.

- No przecież powiedziałam że potem przyjdę, jestem już duża. Sam tak mówiłeś - gapiła się gdzieś pod nogi, kopiąc piętą w ubłoconej podłodze. - Byliście zajęci to nie chciałam wam przeszkadzać. Wracaj na górę, poradzę sobie. Nie potrzebujesz mnie tam. Jeszcze tu zostanę.

Wujek wziął głębszy oddech i jakby dla kontrastu do swojej podopiecznej spojrzał gdzieś w mrok sufitu. Potem spojrzał na blondynkę w kapturze i położył jej swoją dłoń na ramieniu.
- Wiem, że sobie świetnie poradzisz sama. - powiedział jakoś tak ciepło i sympatycznie wujek. - Ale nie jesteś tu sama. Chodź na górę. Nikomu nie przeszkadzasz. Chodź Angie. Ładnie ci poszło z Melody swoją drogą. Nie pozabijałyście się widzę. To dobrze, bardzo dobrze. Ale teraz chodź na górę. Prześpij się i odpocznij. Jutro nas będzie czekał ciężki dzień. Przydadzą nam się wszystkie siły. - wujek mówił łagodnie zapraszając, prosząc i tłumacząc. Plama głowy wykonała ruch w stronę schodów prowadzących na piętro.

Angie całą sobą chciała iść. Tam gdzie Vex, ogień i futerka. Zrobiła ruch do przodu, we wskazanym kierunku i zatrzymała się nagle. Nie wolno jej było, jeszcze miała pracę. W niedobrej, czarnej czarności i złej wodzie, co to coraz wyżej sięgała jej w piwnicy.
- Nie mogę wujku - westchnęła, spuszczając głowę jeszcze niżej. Zawiodła go i ciężko się tak przed nim teraz stało. A przecież chciała dobrze! Żeby zasadzkujący pan żul nie zabrał futerek! Cofnęła się jeszcze krok do tyłu, poza zasięg ręki wujka przez co spadła ona z jej ramienia.
- Muszę… no muszę posprzątać - westchnęła, zaczynając tłumaczyć - I sprawdzić czy… no czy ktoś tu jeszcz… czy jest bezpiecznie i można odpocząć, ale ty idź i odpocznij. I prześpij się, bo musisz być silny. I mądry… bo jest wojna. Roger tak mówił, słyszałeś… chciałabym z nim zostać tutaj, ale się nie zgodzisz bo musimy jechać do cioci. Tylko… - zawiesiła się szukając właściwych słów, ale jej słownik do rozbudowanych nie należał, Machnęła więc ręką i westchnęła jeszcze ciężej - Nie chcę iść na górę, mogę spać gdzieś tutaj? Bo jak będziecie się chcieli się potulać z Vex, a ja będę… no jak sie maca koszulkę przy kimś to jest dziewczyna puszczalska, a nie chcę żeby Vex była puszczalska. Lubię ją… to sobie tu pośpię - wzruszyła ramionami unikać myślenia o tym że znowu w podobnym rachunku zostanie sama.

- Co musisz posprzątać? - choć po ciemku nie widziała detali wujkowej twarzy to wydawało jej się, że przy pytaniu zmrużyła ona oczy w geście niejasności. - Dlaczego chcesz spać tutaj? Przecież wszystkie rzeczy masz tam na górze. Nie będziemy się już tulać z Vex. Teraz dobrze by było się zamienić i ja popilnuję obozu a ty się prześpij. Nad ranem Vex mnie zmieni. - wujek rozglądał się po mrokach parteru jakby to był dzień albo dało się przez nie przejrzeć i dostrzec jakąś przyczynę zachowania nastolatki jakie chyba miał trudność zrozumieć. Przy spędzaniu nocy i podziale na warty pewnie z rozliczenia na trzy osoby wyszedł mu bardziej korzystny grafik niż w rozliczeniu na dwie czy jedną. Zaś do odpoczynku ogrzane ogniskiem pomieszczenie gdzie rozbili się na noc wydawało się tak dobre jak to było możliwe w obecnej sytuacji.

Dziewczyna pokręciła energicznie głową nie zgadzając się z tym co wujek mówił. Mądrze mówił, miał rację, ale… no właśnie zawsze było jakieś “ale”.
- Muszę posprzątać bałagan - powiedziała bardzo powoli, uciekając wzrokiem na swoje buty. Pokiwała się na piętach i mówiła dalej - Żeby było czysto, a potem zrobić obchoda. Muszę… żebyś był bezpieczny… i futerka też.

- Jaki bałagan? Angie co jest grane? Bo normalnie jakbyś się chciała mnie pozbyć. -
wujek pokręcił głową a potem przestał i spojrzał w dół na drobniejszą postać w kapturze. Położył jej dłoń na ramieniu jakby chcąc dodać jej otuchy.

- Kocham cię wujku… i nie chcę żeby ktoś ci zrobił krzywdę - powiedziała cicho walcząc z drżącą szczęką. Nabrała powietrza i skoczyła do przodu, obejmując opiekuna w pasie i przytulając się mocno jakby to miało ją ochronić przed strachami i cieniami.
- Nie wyganiam, nie ciebie. Nie chcę żebyś szedł, nigdy. Tylko został ze mną. Na zawsze… i żeby nikt na ciebie nie zasadzkował. Jak… no bo… - zacięła się, więc nabrała powietrza i wypuściła je powoli żeby się uspokoić i zebrać myśli - Bo jak się łączyliście z Vex duszami to tu był taki pan żul. Krążył wokół domku i chciał wejść, ale był niedobry. Chciał nas zazasadzkować! Zabrać futerka! Tobie zrobić kuku… jak knuja! Bo po co by się tak skradajował i wchodził przez okna? I tak strasznie śmierdział, tak że w brzuchu bolało. Jak ci panowie co mi ich kiedyś pokazywałeś, co leżeli pod barem i miałam do nich nie podchodzić. Ci tacy brudni i w porwanych ubraniach… on też miał takie ubrania i śmierdział… jak ci niedobrzy ludzie którzy przyszli do mnie na pustynię jak ciebie nie było. Oni też zasadzkowali i zrobili mi rany i one bardzo bolały, ale teraz już dobrze, bo są blizny… on by tobie też zrobił rany, bolałoby cię - przełknęła ślinę i wtuliła twarz w mundur Paznokcia - I mógłby zabrać futerka i Vex i motur… było tak czarno, nie widziałam czy ma broń i jaką, a jakby zaczął strzelać? Karabin dziadka został na górze, przy ogniu. No ale miałam misia… ale to trzeba podejść i nie… no muszę posprzątać - skończyła chaotyczna opowieść i zamknęła szczęki.

- Okey, okey, już dobrze. Spokojnie Angie już dobrze. - wujek mówił uspokajającym tonem i pozwolił dziewczynie w kapturze wtulić się w siebie i przycisnął ją dodatkowo do siebie aż zdawała się tonąć w mundurze jego piersi, ramion jakby mógł ją obejmować ze wszystkich stron na raz. Wujek w tym czasie chyba usiłował odtworzyć co tu się działo przez ten czas gdy tak gładził i pocieszał wtuloną w niego nastolatkę.
- Więc ktoś tu był tak? Jakiś menel. I nas przed nim obroniłaś tak? Okey Angie pokaż mi go. Dobrze, że tobie nic się nie stało. Czy stało? - powiedział gdy odsunął nieco podopieczną od siebie by móc na nią spojrzeć.

Dziewczyna najpierw pokiwała głową przy części o panu menelu czy żulu…. Wujek stosował to zamiennie i kiedyś jej to już tłumaczył. Potem pokręciła przecząco gdy spytał czy jest ranna. No jak miała być? Przecież dziadek od zawsze jej pokazywał jak być cichą, odkąd tylko mogła chodzić, a pan żul był zajęty wchodzeniem przez okno. Milcząc zapaliła światełko i zaświeciła na podłogę pod oknem zasypaną piachem i ciemnymi teraz plamami, zygzakami i rozbryzgami na ścianach które próbowała zamaskować.
- Jest ciemno… ludzie kiepsko widzą jak tak ciemno i czarno - wyszeptała niemrawo. Czy zaraz zacznie się na nią gniewać? Jak zobaczy trupa w piwnicy z dziurą po misiu w gardle? - Próbowałam… no trochę posprzątać, żeby… do krwi idą muchy, robale i inne żyjątka. Drapieżniki… ale to na pustyni. Tu ludzie, oni też idą do krwi… i zadają pytania, a to kłopot. Wchodził o tam - pokazała palcem gdzie okno - To podeszłam i… już nie zasadzkował. Jesteś bezpieczny, a on… leży w piwnicy. Sprawdziłam, na pewno zwłokuje, nie udaje. Tam coraz więcej wody. Chciałam tu posprzątać i potem gdzieś… go wynieść. Żeby tu nie śmierdział… strasznie dyszał i miał dużo ubrań. Nawet czapkę, a jest tak ciepło… może był chory? Nie idź tam, nie chcę żebyś i ty zachorował… albo… ja najpierw pójdę - wyprostowała się i popatrzyła prosząco spod kaptura - Bo jak on będzie taki niemiły jak Tess? Widziałeś ile… jak go trzeba utrupić kilka razy?

Wujek popatrzył we wskazanym kierunku ale, że po ciemku nadal niezbyt to coś rozjaśniało więc uniósł karabin i zapalił latarkę. Teraz w ostrym świetle ślady zostawione przez ciągnięte ciało i próby sprzątania były całkiem wyraźnie widoczne. Wujek ruszył w tamtą stronę i przyświecał sobie głównie podłogę. Najpierw wrócił do pomieszczenia gdzie niedawno jego podopieczna stoczyła swoją ostatnią walkę a potem lustrował chwilę pomieszczenie w świetle latarki. Potem znów zaczął się cofać idąc po śladach na zamulonej dotąd podłodze i doszedł po tak wyraźnej ścieżce do schodów prowadzących do piwnicy. Zszedł po nich na zalany wodą poziom i tam w końcu mógł obejrzeć ciało zaszlachtowanego delikwenta. Nie odzywał się wciąż oglądając z bliska świeże ciało pływające po powierzchni wody. W końcu wrócił znowu na parter.

- Wygląda mi na całkiem nieżywego. - powiedział w końcu wujek wracając do rozmowy z Angie. - Dobrze, że tobie się nic nie stało. Z tym typem stało się. Jeśli ktoś by się pytał mów, że się broniłaś jak sie do nas próbował podejść. - odezwał się po chwili zastanowienia. - Ale lepiej o nim nie gadać bo nie wiadomo kogo on znał i kto jego znał. - powiedział po chwili drapania się po policzku. Wyglądał jakby zastanawiał się czy powiedzieć coś jeszcze albo jak coś powiedzieć. W końcu pokręcił głową i znów położył dłoń na ramieniu nastolatki. - Idź na górę Angie. Rozłożyłem ci posłanie. Zobacz co z Vex i kotami. I prześpij się. Odpocznij. Ja tu teraz popilnuje i wszystkim się zajmę. - powiedział i też razem z nastolatką ruszył ku schodom. Mówił już pewnie siebie jak zazwyczaj gdy przedstawiał plan co mają robić gdy rozdzielał na ich dwójkę zadania.

Blondynka szła grzecznie nie wspominając o panu z obrazkami, chociaż chciała do niego iść. Na jedną noc narobiła wystarczająco kłopotów.
- Pomogę posprzątać, ja nabrudziłam - mruknęła wchodząc na pierwszy stopień, ale zatrzymała się na drugim i okręciła w bok, łapiąc opiekuna za ręce - Jesteś bardzo zły? Przepraszam… nie chciałam żeby on… żeby tu… żeby było jak… - dukała przez ściśnięte gardło, strzelając oczami po okolicy i mrugając szybko - Jakbym poszła się spytać… to by mógł się przyczaić, albo… no zrobić coś innego niemiłego. No i byłeś zajęty, Roger też… a knuja jest leniwa i niedobra z nią nie chcę z nią rozmawiać. I też była daleko… jakby miał broń mógłby… jak w domu… i to… nie pozwolę żeby ktoś ci zrobił krzywdę. Nikt - koniec powiedziała twardo, z zacięciem. Ścisnęła jego ręce i nie miała zamiaru puścić.

- Nie jestem zły. Nie na ciebie. Zrobiłaś co uznałaś za stosowne w danej sytuacji. I świetnie ci to wyszło. - powiedział spokojnie wujek ocierając z twarzy Angie jakiś kłębek. Wujek zaczął wchodzić po schodach pociągając za sobą podopieczną. - Chodź na górę Angie. Odeśpij to wszystko i odpocznij. - powiedział namawiając ją do powrotu do oświetlonego i ogrzanego pokoju.

- Teraz to ty chcesz żebym sobie poszła - burknęła zabierając ręce i chowając je w kieszenie bluzy - Nie ty zrobiłeś kłopot, jesteś dobrym wujkiem. Najlepszym na świecie i najmądrzejszym. Najdobrzejszym, najpiękniejszym i… chciałabym być taka, ale nie jestem - wzruszyła ramionami i zgrzytnęła zębami - Jestem tylko Angie. I robie problemy… tak? Moze jakby mnie nie było mógłbyś się kolegować z Vex. Ona jest fajna i zna się na tym co wolno u ludziów i jak. Ja mogę wrócić na piaski, albo do lasu… chciałabym do lasu. Ładnie tam, dużo zielonego i woda.

- Angie. -
wujek zatrzymał się a przez to, że szedł pierwszy po schodach w tej chwili wydawał się jeszcze większy a przynajmniej wyższy niż zazwyczaj. Cofnął się jednak na podobny stopień co jego podopieczna i przez chwilę patrzył się chyba na jej twarz. - A ty jesteś najlepszą i najpiękniejszą córką jaką mógłbym sobie wymarzyć. - powiedział i pochylił się nieco by móc ją pocałować w czoło. Potem znów wrócił do pionu i chwilę znów jej się przypatrywał. - Słuchaj, to co się dzieje między mną a Vex czy z kimś innym to jest coś innego. Te cale dzielenie się duszą, kolegowanie czy nie. To jest coś innego. Niż to co łączy ciebie i mnie. Jesteś dla mnie ważna. Taka jaka jesteś. Nie słuchaj jakichś głupot, że tam ktoś ci coś powie, że jesteś niefajna albo ktoś tam niby jest od ciebie fajniejszy. To bzdura. Przynajmniej dla mnie. A teraz nie próbuję cię spławić czy co. Chciałbym to bym ci kazał zrobić jakiś obchód czy coś równie zbędnego bym na przykład mógł wrócić na górę i tulać się z Vex. Ale nie o to chodzi Angie. Już z połowa nocy minęła. Rano nas czeka ciężki i długi dzień. Musisz się przespać by się do czegoś nadawać jutro. A lepiej się przespać w śpiworze i przy ognisku. Mi też będzie łatwiej pilnować jak będziecie w jednym pomieszczeniu. A nad ranem obudzę Vex by ona objęła ostatnią wartę. Spytałem ją czy chce jechać z nami do Teksasu. Powiedziała, że chce. Czyli teraz jesteśmy we trójkę. Przynajmniej na tą drogę do Teksasu. We trójkę powinno być nam łatwiej. I dobrze. Bo się cholerny sajgon szykuje na następne parę dni. Rozumiesz teraz jak jest Angie? Możemy już iść na górę? - wujek tłumaczył po kolei co, jak, skąd i dlaczego. Na końcu wskazał dłonią w górę schodów gdzie już dało się zauważyć kawałek łuny odbijającej się na suficie korytarza na piętrze.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 24-08-2017 o 07:26.
Czarna jest offline  
Stary 24-08-2017, 06:42   #73
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Coś ciepłego położyło się blondynce na piersi, jakby usiadło na niej mruczące futerko. Powiedział że jest córką? Czyli ją tak lubił bardzo bardzo i może nawet kochał? Jak tata? Widziała podczas ich podróży paru tatów z dziećmi. Zawsze im zazdrościła, wyglądali na szczęśliwych i byli prawdziwą rodziną… to teraz ona też miała taką rodzinę? Mrugała szybko, ale mokre krople i tak spadły na ziemię. Lubił ją… nawet jak utrupiła pana żula. Pociągnęła nosem i nagle wybiła się z półprzysiadu wskakując na opiekuna. Złapała go za szyję, a nogami ścisnęła w pasie, przytulając policzek i skroń do jego policzka.
- Dobrze wujku, pójdę spać… będziesz też pilnował pana z obrazkami proszę? On… on też jest miły, wiem że go nie lubisz, ale… zrób to dla mnie, dobrze? A ja pójdę do Vex i futerek… to teraz jest moją ciocią? Nie będę nigdzie już chodzić - pocałowała go w czoło, potem w policzek i drugi policzek i nos, a na końcu w brodę. Usta ominęła bo rodzina się tam nie całowała.
- A ta woda - zaczęła opuszczając nogi i uwalniając Paznokcia od swojego ciężaru - Dużo jej, można przegotować to da się pić. Osad pójdzie na dno… dziadek tak robił. Albo jak śmierdziała tak okropnie zgniłymi jajkami i była mętna, to robił… te no… filtery. Takie z gazy i węgla i żwiru. Warstwami je układał i potem lał od góry wodę… a ona przepływała przez te warstwy i można było ją pić i brzuch nie bolał… widziałam jak je robił w domu. Tam cała woda była brudna i trzeba było ją albo filterować, albo gotować. Kończy się nam picie, ale… da się je zrobić. Żeby rano mieć co pić i się umyć… ale rano, tak? Teraz spać - uśmiechnęła się radośnie, ciągnąc opiekuna do Vex i futerek.

- Obozu łatwiej jest pilnować w obozie Angie. - wujek odezwał się trochę cierpkim głosem mając chyba na względzie to, że o wiele łatwiej było upilnować kogokolwiek na piętrze budynku gdzie mieli obóz niż kogoś na zewnątrz i to zamkniętego w vanie o nieprzeniknionych dla wzroku ścianach. - Ale nie bój się jak coś mnie zaalarmuje na zewnątrz nie zostawię tego samopas. - uspokoił ją łagodniejszy głosem kładąc jej dłoń na ramieniu i zachęcając do wznowienia marszu na piętro. - A z tym filtrem masz rację. Co prawda rano ta Melody ma nas zaprowadzić do wody ale na wszelki wypadek lepiej nie jechać na ostatnich oparach. - przyznał rację jej pomysłowi. - Ale to jeszcze trochę trzeba by się tu pokręcić i zebrać co trzeba. - pokiwał głową bo zapowiadało się, że jeszcze właśnie trzeba przetrzepać pomieszczenia pod kątem potrzebnych składników. Na jedną noc czy już raczej pół było to średnio efektywne więc gdy w okolicy była zdatna do picia woda niezbyt się to opłacało. Ale inaczej to wyglądało gdy jednak nie było z tym tak prosto. I te wszystkie butelki, beczki, słoiki czy miski z jakich by robić ten sprzęt do pozyskiwania wody było mało poręczne więc gdy ktoś był w drodze a zwłaszcza musiał dźwigać wszystko na własnym grzbiecie robił się z tego dodatkowy ekwipunek do dźwigania. Zaletą zaś było to, że same składniki dawały się z reguły znaleźć na większości noclegów czy miejsc dłuższego postoju.

- Można nie jeść, ale pić trzeba. Woda jest ważna, bez niej wszystko usycha. Ludzie też. Jak ciężko o wodę zostaje krew. Też dobra i taka jedzeniowa, ale mało smaczna - blondynka podzieliła się z wujkiem przemyśleniami tych kilkunastu lat życia które miała za sobą. - Zróbmy filtery, takie z butelek. Będziemy mieć co pić rano i jeszcze manierki napełnimy jakby się okazało że knuja jest bardziej bezużyteczna niż wygląda i nie zaprowadzi nas do wody. Jak wstanie słońce i zrobi się ciepło tak bardzo bardzo, można zrobić innego myka. Dziadek opowiadał, że jak był na takiej dużej pustyni, takiej ogromniastej - rozłożyła ramiona najszerzej jak potrafiła żeby pokazać wujkowi o jak dużej pustyni mówi - Co jest na takiej wielkiej wyspie otoczonej przez morza… te wielkie wody, ale słone i niesmaczne… no tam gdzie są takie koniki w paski! Biało czarne, jakby się kamuflarzowały! I jeszcze inne koniki, takie co mają długaśne szyje i nogi! Pokazywał mi je w książeczce ze zdjęciami.- nadawała z przejęciem, strzepując opiekunowi z ramienia jakieś pyłki i brudki - No i jak on był na tej pustyni ogromniastej to gotowali wodę na słońcu. Też w butelce. To trochę zajmuje, ale da się zrobić. Albo prysznica! Takiego ciepłego! Robił mi takiego jak miała urodziny, bo u nas ciężko było z wodą, ale czasem… no to było super, jak ciepły deszcz - westchnęła rozmarzona, ale nagle stężała i przysunęła się bliżej, przechodząc na szept - Nie lubisz Rogera - stwierdziła w nagłym olśnieniu i zmarszczyła czoło. Przecież Roger był miły. Dzielił się batonikami, robił obrazki, tulał od środka i wycinał ludziom serca. I śpiewać umiał!

- Tak. Miły. No pewnie tak. - wujek pokręcił głową i zapalił znowu światełko przy karabinie. Oświetlał nim pomieszczenia szukając pewnie tych materiałów na filtry i skraplacze. - Po prostu ja i Roger nadajemy na innych falach. Cenimy inne wartości. I mamy inne patrzenie na wiele spraw. Dlatego tacy ludzie jak on i tacy jak ja najczęściej mają do siebie bardzo ograniczone zaufanie, wydają się sobie dziwni, inni co wzbudza podejrzliwość więc ma tendencje prowadzenia do konfliktów. - powiedział wujek i przerwał gdy w jakimś małym pomieszczeniu znalazł plastikowe wiadra. Jedno żółte drugie czerwone. Żółte okazało się być pęknięte gdzieś do połowy więc choć wody można było nabrać na chwilę zostawiona samopas pewnie by wyciekła aż do połowy wysokości pojemnika. Czerwone zaś miało dziurę przy rancie. Choć mimo to na same zbiorniki wody przed oczyszczeniem obydwa jeszcze powinny się nadawać bo i tak trzeba byłoby im zrobić dziurę by ściekało na dół. Mieli więc już gdzieś z połowę głównych części na dwa zestawy skraplające lub większość jednego. - Niestety wszystkie te różnice jeśli mowa o osobach dwóch różnych płci potrafią wywołać ciekawość a nawet fascynację. Niestety. - powiedział wujek podając obydwa wiadra nastolatce i znów “wycelowując” broń w głąb pomieszczenia by sprawdzić czy jest tam coś jeszcze ciekawego do zabrania.

- Inne wartości… to nie lubisz obrazków? - Angie zdziwiła się wyraźnie, wyjmując światełko i przeszukując kąty po stronie przeciwnej do tych oświetlanych przez wujka - Przecież też masz parę takich ładnych. No i tego kurczaka w ogniu na plecach co jest taki śliczny. Myślałam, że lubisz obrazki - teraz już do reszty zbaraniała. To w końcu o jakie różne wartości chodziło? Patrzyła za folią i butelkami, bo piasku mieli pod dostatkiem, więc jego akurat do zrobienia filterów nie musieli szukać. I czemu niestety? Nie rozumiem… a nie możemy się tulać zamiast konfliktować? Tulanie jest lepsze… i cukierasy. Cukierasy też są dobre

- Tak. Cukierasy i tulanie są dobre.
- zgodził się wujek i znieruchomiał promień swojej latarki gdy pomógł podopiecznej wydobyć worek na śmieci. Całkiem mocny kawałek czarnej folii nadawał się idealnie na skraplacz. Znalazła też kilka butelek i puszek na tyle dobrym stanie, że choć zakurzone, zapajęczone i zapiaszczone to jednak dalej dawały nadzieję przerobić je na różne lejki, sitka i podobne pośrednie oczka między wodą do oczyszczenia a oczyszczoną. Zostawało jeszcze zebrać trochę piachu, najlepiej tak czystego i suchego jaki by się udało znaleźć. Na parterze nie było większych nadziei na to, że znajdzie się coś takiego więc pewnie trzeba by spróbować szczęścia na piętrze. Można było jeszcze poszukać różnych tkanin jak stare podkoszulki lub podobny materiał jaki również można było użyć do sitkowania wody. Poza tym jeszcze była sprawa czegoś w co można było zbierać już oczyszczoną wodę.
- A konfliktowanie albo nie często nie całkiem zależy od tego co chcemy czy planujemy lub nie. Spójrz na siebie i Melody. Nie lubisz jej i jej nie ufasz. Patrzysz na nią i na to co zrobiła albo nie przez swój pryzmat. I wychodzi ci, że nie warto jej ufać czy lubić. Najchętniej byś się jej pozbyła. Ja mam podobnie z Rogerem. Patrzę przez własny punkt widzenia. Na to co zrobił i kim jest. Nie ufam mu i nie lubię go. I też najchętniej bym się go pozbył. No i tak jest Angie mimo, że jak ci jeszcze mówiłem tam w domu chyba właściwie nie ma się za co wściekać bo i tak byśmy przez to przechodzili tu i teraz czy kiedyś gdzieś indziej. A jak nie ma sie na co wściekać to nie mam za co go nie lubić. A jednak go nie lubię. Więc jak widzisz to co byśmy chcieli czy planowali jest nie do końca zależne od tego jak oceniamy i traktujemy innych. Ja tak mam z Rogerem ty tak masz z Melody. Tak jest nie tylko z nami. Wszyscy pewnie tak mają. Dobra to chyba mamy wszystko chodźmy na górę, zobaczyć co tam znajdziemy. - wujek wziął wiadra złączone jedno w drugie i w które jak w koszyku zmieściły się wszystkie przydatne graty jakie mieli w planie przerobić na pozyskiwacz oczyszczonej wody.

- Nie lubie jej bo do ciebie mierzyła i chciała zrobić ranę pistoletem… znaczy nie ranę bo masz kamizelkę, no ale… bolałoby cię - blondynka dreptała za opiekunem, drapiąc się po głowie i zakładając warkoczyk za ucho - Roger nic takiego nie zrobił, nie był niemiły… no i mówisz, że i tak to by się kiedyś stało, no i… zróbmy te filtery, tak? - skończyła ze zrezygnowanym westchnieniem.

- Angie. - powiedział wujek i ruszył w stronę schodów na piętro. W jednym ręku trzymał wiadro z bibelotami w drugim karabin jakim oświetlał im obojgu drogę. Przeszedł tak te kilka kroków do schodów omijając stoliki i krzesła jakie dotąd czaiły się w ciemnościach czekając aż ktoś na nie po ciemku wpadnie. - Roger nie był dla ciebie czy dla mnie niemiły bo nie musiał. Nie zapędziliśmy go w kozi róg tak jak wtedy na drodze Melody musiała się poczuć. A w takich sytuacjach ludzie rzadko są mili. Zaś Roger był i jest dla ciebie miły bo dałaś mu coś co jemu bardzo było wygodne wziąć. Sprawiłaś mu przyjemność. A on tobie. Dlatego miło oboje to wspominacie. A Melody na drodze zareagowała gwałtownie. Więc jej zachowania nie wspominasz miło. A nawet na odwrót. - powiedział wujek wchodząc po schodach. Wyszli na piętrze i wujek postawił wiadro na podłodze przy pokoju z rodzeństwem i motocyklem. - Ale zastanów się gdzie by nas to zaprowadziło jeśli byśmy ulegali takim swoim chwilowym chęciom i niechęciom. Mówisz, że Melody była niemiła i powinniśmy ją kropnąć bo nie można jej ufać i jej nie lubisz tak? - zapytał zerkając na stojącą obok podopieczną. Uniósł karabin wyżej i oświetlił jakiś przypadkowy, pusty pokój. - No okey. Powiedzmy na chwilę, że tak byśmy zrobili. Załatwilibyśmy ją tam wtedy na drodze. No to jedźmy dalej w ten sposób. Mnie wkurza Roger i go nie lubię. Więc powinienem go kropnąć. - powiedział znów zerkając na niższą od siebie dziewczynę sprawdzając jak zareaguje albo czy go słucha. - A ta cała trójka z baru? Ten Puzzle, Melody i Mewa? Coś chyba nie przepadają za sobą i z zaufaniem też cienko. Więc też powinni się powyrzynać. No ale tak nie jest Angie. Nie możemy zabijać każdego kto jest dla nas niemiły albo nam grozi. Gdyby tak było już dawno nie byłoby żadnych ludzi. Nawet bez tej wojny jaka zostawiła to wszystko. A Roger nic nie zrobił mówisz. - pokiwał głową i pewnie przejechał językiem po wargach. Dał znać, że ten pokój nie jest zbyt ciekawy i przeszli do kolejnego. Wujek znów zatrzymał się w wejściu oświetlając pomieszczenie we wstępnym rozpoznaniu. Promień światła wyłowił coś zawieszonego na ścianie. Ręcznik? Ścierka? Ubranie? No coś takiego w każdym razie to wyglądało. - Roger jest dorosłym facetem. A przespał się z dziewczyną u progu dorosłości. To całkiem coś innego niż gdy idą do łóżka osoby o podobnym sobie wieku. Jak ja i Vex. Albo ty i Danny. Bardzo wielu ludzi krzywo patrzy na takie relacje. Ja też nie jestem ich fanem. Jakbyś miała parę lat więcej, jak to nie byłby twój pierwszy raz, jakby… - wujek pokręcił znowu swoją głową dając Angie znać by sprawdziła ten coś na ścianie. - Dlatego nie podoba mi się jego postawa i poglądy jeśli on nie widzi problemu sypiać z takimi młodymi dziewczynami jak ty teraz. I dlatego go nie lubię. Poza tym te jego nawiedzone gadki… - wujek Zordon pokręcił do tego dłonią jakby coś odkręcał. - Aż strach co mu odwali następnym razem. Przy nim ta Melody to oaza spokoju i racjonalnego myślenia. Dlatego do niej mam trochę mniej braku zaufania niż do niego. Ona nie bredzi o jakiś stosach na środku jeziora. - wujek ostatni raz machnął ręką czekając aż nastolatka wróci ze swoją zdobyczą.

Blondynka wyprostowała się i zesztywniała. Jak to kropnąć Rogera? Obróciła się do wujka próbując zobaczyć czy tak tylko mówi żeby jej pokazać przykład, czy rzeczywiście chce to zrobić… jak ona kropnąć knuję. Dziesiątki pytań kłębiły się jej w głowie jak bardzo zdezorientowane futerka, ale nie pytała. Słuchała i część z nich dostała odpowiedzi bez konieczności przerywania i wtrącania się. Ze wzrokiem wbitym w ziemię podreptała tam gdzie wiszący na jakimś haku materiał. Potrzebowali go żeby zrobić sączek… czy jak to się nazywało. Chyba sączek, dziadek tak na to mówił.
- A… ale mówiłeś, że jestem już duża - odważyła się przytoczyć jeden z wyglądających sensownie argumentów. Zmacała szmatkę i pokiwała głową, po czym zdjęła ją z haka. Nada się. Jeden problem rozwiązany, zostawał ten większy. - Tak, jest duży. Prawie tak duży jak ty… ale to dobrze. Chyba… tak myślę. Bo ten - wzruszyła ramionami - Umie się bronić i o siebie dbać. Jest silny, umiałby się zaopiekować gniazdem. Nie musiałabym bronić jeszcze jego i sie martwić że ktoś mu coś zrobi, bo jest mały i słaby. Dałby radę iść na polowanie i wrócił z jedzeniem… a że dziwnie mówi? Też dziwnie mówię, ale jemu to nie przeszkadza - znowu wzruszyła ramionami - No i ma ładne oczy. Chyba mamy wszystko, wracamy?

- Nie mówisz dziwnie. Mówisz po swojemu.
- wujek uśmiechnął się i poczochrał swoją dłonią blond czuprynę nastolatki w przyjaznym, pokrzepiającym geście. - Ale to, że ktoś umie coś robić nie oznacza, że jeszcze użyje tego na naszą korzyść albo jakbyśmy chcieli. Tak jak nie każdy kto ma broń nadaje się do polowania z tą bronią. Ale tak Angie, chodź wracajmy. Trzeba to wszystko poskładać do kupy i zobaczymy co wyjdzie. - wujek który był Paznokciem wskazał na drzwi z których biła zachęcająca, przyjemna łuna od pozostawionego tam ogniska.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 27-08-2017, 18:54   #74
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex nie mogła oderwać oczu od wujaszka. W sumie pierwszy raz mogła go sobie obejrzeć i musiała przyznać Angie rację - był ładny bez ubrania. Gdy ją dotykał cały czas myślała o tym co powiedziała blondynka. Że Sam uśmiecha się gdy o niej mówi, że potraktował ją wyjątkowo mówiąc swoje imię. Czuła się przez to dziwnie nakręcona. Przy tym ognisku, słuchając cicho miaukolących kotów i ich wspólnych oddechów, czuła się, jakby nagle znalazła się w rodzinie. Pokręconej, ale w rodzinie. Obejmowała Sama mocno gdy ją brał, czując jak jej własna głowa zaczyna świrować. Dopiero gdy doszedł w niej po raz trzeci tej nocy, coś do niej dotarło. Z tego może wyjść coś więcej. I bynajmniej nie chodziło tu o stały związek.

***

Vex z zaciekawieniem przyglądała się “obrazkom” Sama gdy ten szukał krótkofalówki. Rzeczywiście co nieco tego było. Już podczas seksu mogła się przyglądać obserwującej ją “uskrzydlonej” czaszce, a teraz miała wspaniały widok na wielkiego ognistego ptaka na jego plecach. I pomyśleć, że tyle jej umknęło gdy zabawiali się w kombiaku. Powstrzymała się by nie wyciągnąć dłoni i nie pogładzić misternego malunku.
- Już raz mówiłam, że się zgadzam Sam. - Powiedziała szeptem, całując dotykającą jej twarzy dłoń. Czuła jak w pobliżu jej rozgrzanej głowy układa się jedno z kociąt, najwyraźniej całkowicie nie zrażone tym co przed chwilą oglądało. - Jestem tylko ciekawa jednej rzeczy. Nie widzisz przeszkód, czy też chcesz bym pojechała?

- I jedno. I drugie. - odpowiedział Sam przesuwając palcem po jednym a potem po drugim policzku motocyklistki. Palec przejechał po wrażliwej skórze twarzy podrażniając ją przyjemnie. Opiekun blond nastolatki opadł z powrotem na posłanie bawiąc się chwilę przełącznikami krótkofalówki. W końcu westchnął. - Wyłączyła się. - powiedział i podrapał się antenką krótkofalówki po skroni. Wcześniej radio skrzeknie cicho gdy Angie dała znać, że żyje i jeszcze mają chwilę dla siebie. - Chyba obawia się przyjść. Nie chce się narzucać. Dam jej trochę czasu. Ale jak nie przyjdzie i się nie odezwie trzeba będzie po nią pójść. Tutaj ma rzeczy do spania. I bez sensu by spała gdzieś sama. - powiedział najemnik nie do końca pewnym siebie głosem i na koniec zerknął pytająco na kobietę. Gdzieś z zewnątrz dochodził ich odgłos jakichś grzechotek i śpiewu Rogera. Brzmiało jakby odprawiał jakiś rytuał.

Vex roześmiała się i usiadła na materacu. SIęgnęła po koc, zakrywając odrobinę nagie ciało.
- Jesteście niemożliwi. Jedno i drugie. - Uśmiechnęła się do Sama, ale szybko przeniosła wzrok na ognisko. - Jak się martwisz, to ubieraj się i idź jej poszukać.

Chwilę leżeli w ciszy. Vex cieszyła się nawet obecnością wujaszka. Była to taka pokrętnie miła odmiana. Bez pośpiechu pozwoliła swojej dłoni sunąć po jego ciele.

- Ehh. No i coś jej długo nie ma. Pójdę po nią. - powiedział wujek gdy ani Angie nie pojawiła się w pokoju na górze ani nie odezwała się przez radio. Sam wstał, uśmiechnął się do Vex i schylił się po karabinek wyszedł na korytarz.

Vex pomachała mu i wstała z posłania. Zerknęła na rozrzucone na ziemi rzeczy, ale nie miała ochoty ich zakładać. Owinęła się kocem, na wypadek, gdyby któryś z innych współlokatorów zajrzał do pokoju. Zgarnęła rzeczy z ziemi i rzuciła je na stół, po czym sama sięgnęła do plecaka i wydobyła z niego część, którą wiozła dla Puzzla. Przyjrzała się jej szukając numeru, o którym mówiła Melody.
- To było 0937. - Szepnęła cicho.

Po dłuższej chwili schowała część i poskładała swoje rzeczy, oddzielając je od czystych ubrań. Rozejrzała się po ich tymczasowym obozowisku. Znów został bajzel. Na serio jak za starych dobrych czasów w gangu. Pieprzyć się w czyimś aucie można, ale sprzątnąć już gumki nie łaska. Wcisnęła się w świeże majtki i wąską koszulkę, dając sobie na razie siana ze stanikiem. Na bosaka zabrała się za ogarnianie okolicy, nasłuchując czy nikt nie nadchodzi. Podskoczy do tego Teksasu, chwilę pocieszy się towarzystwem tej zwariowanej pary, a potem wróci do starego trybu. Kto wie, może złapie tam jakąś fajną fuchę i będzie mogła pojechać dalej? Byłoby super gdyby Puzzla nie zmyło i dostała co nieco za ten przejazd. No i uzupełniła bak. Westchnęła ciężko zbierając resztki z wszystkich naczyń i zaniosła je w swojej menażce kotce. Zasłała ich posłania i usiadła na nich owijając się kocem, obserwując futerka. Co by się nie działo i tak wychodziło na to, że była sama.

Urządzenie jakie wiozła dla Puzzle okazało się jakimś “ustrojstwem”. Z całej afery jaką miała okazję obserwować od ostatniego wieczora i tego co sama zdołała się domyślić był to pewnie jakiś czytnik danych. Zaś ta część jaką na noc obgranatował Sam była pewnie jakimś nośnikiem danych. W przeciwieństwie do tego nośnika czytnik nie miał żadnego podobnego numeru jaki widziała na nośniku. Ale na sam kształt i rozmiar zapewne by pasował tak jak standardowa kaseta pasowała do magnetofonu auta. Obydwa elementy wydawały się o wiele bardziej zaawansowane niż przedpotopowe kasety magnetofony i sprzęt na jakim chodziły.

Zawinięta w koc obserwowała jak czarna kotka najpierw sprawdza zapach jedzenia ale szybko przestawia się na polizanie a w końcu pełniprawną konsumpcję darmowej wyżerki. A, że na wpółleżąc było jej pewnie niewygodnie to szybko wstała i zaczęła jeść w pełnoprawnej pozycji choć oznaczało to strząchnięcie z siebie kociąt. W rewanżu jednak za to zaczęła mruczeć i mrużyć oczy podczas przełykania.

Vex nachyliła się by pogładzić kotkę. To wszystko tak cholernie nie było na jej nerwy. Od kilku godzin nie ruszyła dupy z miejsca, a nawet nie mogła pójść spać. Spike stał w pokoju obok, a czuła się zobligowana do tego by popilnować rzeczy Sama i Angie. Czemu znowu ładuje się w jakieś gówno. Szefa, jej pierwszego kropneli, Tyson z całej tej wdzięczności za kilka wspólnych nocy wysłał ją dalej. A teraz musiała sobie wybrać faceta z fiołem na punkcie swojej podopiecznej. Do tego… przesunęła dłonią po brzuchu. Czas taki, że na serio mogłoby coś z tego wyjść, ale przekona się za kilka dni jak się okaże, że stara dobra ciotka nie przyjdzie w gościnę. Skupiła się na głaskaniu kotki, starając się o tym nie myśleć, jednak głupoty wracały do głowy. W sumie taki bachor… niby stara dobra Delia urodziła malucha, po prostu parkując na chwilę na poboczu, a potem woziła go z tyłu. Pepper miał od tego benzynę we krwi. Puściła kotkę i padła w poprzek na trzy posłania. W sumie nie byłaby wtedy sama, przynajmniej przez jakiś czas. Uśmiechnęła się zerkając na leżące na stole rzeczy jej “towarzyszy”. A potem będzie śmiesznie jak trafi się jej taka Angie. Będzie latać jak kot z zapaleniem pęcherza, zupełnie jak Sam. Przymknęła oczy nasłuchując kroków. Co ma być to będzie. Ważne by Spike był obok.

Kotka odwdzięczyła się za pieszczoty włączając kocie mruczando. Przylgnęła też do uda Vex a do niej jej kocięta dudląc cyca jak małe maszynki. Cała kocia rodzina zdawała się wraz z mruczeniem promieniować także spokojem, sytością i szczęściem. Kotka początkowo zwinięta w opiekuńczy półokrąg z grzbietem przy udzie kobiety pod wpływem jej pieszczot i ciepła rozwinęła się w długą, czarną wstęgę prawie na pół długości dorosłej kobiety. Kocięta zaczęły gramolić się na nią i na siebie nawzajem cechując się tą typową dla młodych osobników niezdarnością i ciekawością którą nawet dzisiaj wielu ludzi uznawało za rozczulającą czy nawet słodką. Jeden z kociaków zaczął obwąchiwać ciekawie dłoń i palce dziewczyny z Det by w końcu pochłonięty ciekawością zacząc lizać ją szorstkim języczkiem. Kotka podniosła uszy a potem łepek i zaraz Vex też usłyszała wracającego Sama i Angie. Rozmawiali spokojnie o czymś. Chyba coś o wodzie. *

Głosy się oddaliły, a potem znowu wróciły, tym razem szepcząc konspiracyjnie i stukając czymś plastikowym w czym klekotały różne klekoty jakby przypadkowo zabrali panu z obrazkami jego instrumenty. W końcu przez próg wpierw wleciała blondynka z wiadrami, a po niej wujek Paznokieć z karabinem oparzonym światełkiem. Dziewczyna postawiła zdobyczne skarby koło ognia i przeciągnęła się, ziewając w zwiniętą pięść.
- A właśnie - pacnęła się w czoło i machnęła po spodniach żeby wyciągnąć z nich scyzoryk i piersiówkę z połową czerwonego płynu. Położyła to przy wiaderkach i dodała uroczyście - Może się przydać. To chyba alkohol. Tak myślę. Był tego… no wiesz - speszyła się, łypiąc na wujka spod jasnej strzechy włosów. Potem obróciła się do Vex i wytłumaczyła - Będziemy robić filtery, takie do wody. Żeby nie było niedobra, tylko do picia. Na rano, żeby było do śniadania i do manierek.

Vex podniosła się na posłaniu, starając się nie spłoszyć kotów.
- Macie niespożyte pokłady energii. - Uśmiechnęła się, przyglądając się co robią. - Coś ciekawego dzieje się na dole?

Blondynka pokręciła energicznie głową i znowu łypnęła na blond Paznokcia jakby trochę niepewnie.
- Nooo… Roger śpiewa i klekocze klekotami, a knuja się leniwi - zaczęła powoli, ale im więcej mówiła tym bardziej wracała do normalnego optymizmu - No i ciągle ciemno i czarność, ale nikt nie zasadzkuje. W piwnicy zbiera się zła woda. Dobrze, że futerka są tutaj - wychyliła się i pogłaskała czarną kulkę po grzbiecie. Była taka milutka i ciepła i miękka i jeszcze mruczała.
- Uzi - powiedziała nagle i uśmiechnęła się radośnie - Będzie się nazywać Uzi! Dziadek miał jedno takie. Strasznie żarło pestki, ale też tak mruczało jak strzelało.

- Heh słychać to klekotanie. - Vex wskazała na okno zza którego dochodziły dziwne dźwięki. - Dobrze, że jesteśmy bezpieczni. - Zerknęła na Angie a potem na Sama. Trochę długo ich nie było jak na takie “nic się nie dzieje" i ciężko było jej uwierzyć, że blondynka nie napsociła ale to nie była jej sprawa.
- Uzi to ładne imię. - Powiedziała po chwili. - Nie przeszkadza ci stanik? Zaraz chyba będziemy się kłaść to mogę pomóc ci go zdjąć.

Blondynka przerwała głaskanie futerka i wyraźnie się ożywiła. Tak, zdjęcie stanika miało sens, na pewno wygodniej spało się bez niego. Nie potrzebowała dalszej zachety żeby pozbyć się bluzy i koszulki żeby ułatwić zdejmowanie tego ostatniego górnego elementu ubrania, co tak pił i cisnął, ale musiała go nosić no i był prezentem.
- No teraz wujek będzie pilnował, a rano obudzi ciebie - podeszła do Vex i kucnęła przy niej - Żeby też mógł odpocząć i się przespać. Czeka nas długi dzień i ciężki. Mogę z tobą spać? Nie chrapię, futerka też nie chrapią. Będzie milej spać razem - wyjaśniła drugiej kobiecie swój punkt widzenia, podpatrując blondyna przy pracy.

- Pójdę po wodę. Spróbujcie się przespać. - wujek który dotąd majstrował siedząc przy ognisku z rozbitych wieczorem mebli i składał z butelek, folii i oczyszczacz wody widocznie w końcu zmajstrował co miał zamiar bo wstał i poszedł po tą wodę. Chwilę było słychać jego kroki najpierw na korytarzu a potem na schodach. W tym czasie kocia rodzina wydawała się bardzo zainteresowana nowym człowiekiem który przybył do kociego kąta. Śpiwory i posłania okazały się kusząco miękkie i przyjemnie nagrzane. Jakby tego było mało kocie, puchate kulki tak Uzi, jak i jego mama i rodzeństwo tak mocno grzało jak i mruczało. Kociakom włączył się chyba impuls nocnej aktywności bo choć wciąż trzęsły niepewnie zdawałoby się nienaturalnie dużą główką to jednak próbowały szeroko otwartymi zielononiebieskimi oczkami zbadać niezmierzone przestrzenie posłania ludzi. Matka patrzyła czujnie ze swojego miejsca ale chyba nie wyczuwała zagrożenia pozostając na swoim miejscu. Po całym upalnym i długim dniu oraz zdawałoby się jeszcze dłuższym wieczorze dawało się odczuć te otępiające, nocne rozleniwienie które tak bardzo sprzyjało przycięciu komara. Zwłaszcza, że właśnie była klasyczna pora psiej wachty gdy najtrudniej było zachować przytomność umysłu. Nawet śpiew Rogera zdawał się zmienić ton na bardziej smutny i żałobny, bardziej kojarzący się ze smutkiem i pożegnaniem.

Vex zerknęła na okno z obawą.
- Na pewno powinieneś iść sam? - Czuła, że zadała pytanie retoryczne. Z nich wszystkich chyba nie było bardziej odpowiedniej osoby by robiła cokolwiek samodzielnie. Sięgnęła za plech klęczącej przed nią Angie, opierając się lekko o jej ramię i po chwili rozpięła stanik, uwalniając piersi nastolatki.
- No i gotowe. - Uśmiechnęła się do blondynki. - Myślę, że możemy spać razem. Skoro mówisz, że nie chrapiesz. - Prawda była taka, że Vex mogłaby spać przy serii z karabinu, dlatego zawsze wolała spać w jakimś “ bezpiecznym” miejscu, a jak takiego nie było to nie kłaść się w ogóle.

Posłanie samo wołało żeby się na nim położyć i odpocząć. Kusiło miękkością śpiwora i mruczeniem futerek, badających nowy teren. Ledwo z nastolatki zszedł ucisk dookoła klatki piersiowej, podrapała się po skórze żeby przegnać wrażenie wpijania się materiału w skórę. Ściągnęła też mokre spodnie i położyła je przy ogniu żeby wyschły. Noszenie po piwnicy pana żula zostawiło na nich mokre aż do suwaka ślady, które pozostawione same sobie może i by wyschły, ale ubranie zaczęłoby niemiło pachnieć. W samych majtkach przeszła przez pokój wracając na posłanie. Bez zbędnych ceregieli zajęła połowę wygodnej przestrzeni, a ledwo położyła głowę na zrolowanej bluzie robiącej za poduszkę, poczuła jak zaczyna odpływać. Miniony, pełen wrażeń dzień dawał o sobie znać, wujek miał rację. Ten odpoczynek to nie była taka zła sprawa.
- Dobranoc Vex - mruknęła moszcząc się wygodniej, a gdy druga kobieta też się położyła, bez ceregieli otoczyła ją ramionami, przytulając się do jej boku. Była taka ciepła i miękka, o wiele lepsza do tulania niż misi - ten spoczął pod poduszką. Tak na wszelki wypadek.

Vex na chwilę ścięło. W sumie miała podejrzenie, co oznaczało “spanie razem”, ale jakoś tak dziwnie. Nie spała z żadną dziewczyna od czasów gangu. Ostrożnie objęła Angie kładąc się na boku, tak, że jej podbródek oparł się delikatnie o czubek głowy blondynki.
- Dobranoc Angie. - Szepnęła cicho i pozwoliła głowie odpłynąć.
 
Aiko jest offline  
Stary 28-08-2017, 22:40   #75
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15



Poranek okazał się być dość tropikalny. Wraz z końcem nocy temperatura ponownie zaczęła rosnąć. Gorące Południe zrobiło się jeszcze gorętsze. Temperatura przypominała tą jaką Angie znała z pustyni ale zawieszona w powietrzu wilgoć sprawiała poczucie duszącej lepkiej gęstości. Do tego gdy razem z wujkiem wstali o poranku okazało się, że świat jest skropiony drobną zasłoną mżawki. Zbyt drobną by uznać ją za pełnoprawny deszcz ale dokładając swoje do wody jaka zalegała od wczorajszego wieczora na tym świecie. Gorąco wraz z dokładaną z nieba wilgocią sprawiało, że parująca rzeczna woda przypominała coraz bardziej okolice z jakichś nie wysychających bagien i mokradeł.

Vex, którą wujek zgodnie w wieczorną umową obudził na ostatnią wartę miała okazję obserwować początek tego porannego opadu. Większość końcówki nocy przeszła spokojnie zakłócana jedynie śpiewnym rytuałem jaki niezmordowanie odprawiał Roger. Samowi musiało zejść podobnie bo nie miał nic alarmującego do powiedzenia gdy zdawał jej posterunek. - Fajnie, że się dogadujecie. - powiedział gdy ściągał z siebie oporządzenie i ubranie by zamienić się miejscami z dziewczyną z Det. Wyglądał na takiego, co ściąga całe te żelastwo z widoczną ulgą dając ciału wreszcie odpocząć od tych wszystkich pancerzy, ładownic, karabinów, kabur które dźwigał w dzień. - Dasz buziaka na dobranoc? - zapytał z fikuśnym uśmieszkiem gdy przyklęknął na posłaniu zbliżając swoją twarz do twarzy motocyklistki.

Vex trafiła ostatnia wachta. Gdy i Sam i Angie jeszcze lub już spali została chyba jako jedyna przytomna w całym budynku. Z pokoju rodzeństwa też dobiegały równomierne oddechy świadczące, że śpią po ciężkim dniu. Mogła obserwować jak noc przechodzi stopniowo w dzień. Jak niebo granatowieje, jak świat zdradza najpierw ogólną nierównomierną linię budynków oddzielających się coraz wyraźniejszą czernią od granatowiejącego nieba. Jak niebo staje się niebieskie a ziemia nabiera szarawych barw. Słońca jednak nie było widać. Gdy zrobiło się na tyle widno by widzieć już niebo okazało si zasnute chmurami które prawie tuż przed świtem spadła mżawka. Gdy budziła Sama i Angie i gdy ruch dało się słychać z pokoju rodzeństwa mżawka nadal padała. Przez tą mżawkę widoczność była nieco ograniczona ale dopiero na większych, kilku kilometrowych odległościach.

Angie obudziła się wciąż czując ciepło zarówno od wielkiego cielska wujka jak i małych puchatych, czarnych kulek które wtulały się w ludzi i siebie nawzajem szukając ciepła. Sam też jednak wydawały się stworzone do emanowania, żywym ciepłem. Ognisko zapłonęło drugim żywotem i zdawało się w magiczny sposób ściągać ludzi do siebie. Wujek nieśpiesznie zaczął się ubierać i patrzył przez perspektywę kubka na świat za oknem niezbyt spiesząc się z ponownym zakładaniem pancerza i reszty wojskowego szpeja. Kotka widząc ruch ludzi zostawiła kocie kulki na wytartej bluzie i posłaniu ludzi i zaczęła kręcić się między nimi by zwęszyć i zarobić coś do jedzenia. Do pokoju przyszło też rodzeństwo. Przynieśli swoją dolę na wspólnie śniadanie. Wujek w międzyczasie powiedział Angie, że w nocy założył i złożył te cedzaki do wody na dachu. Dość łatwo było wejść bo drabinka trzymała mocno. I im akurat mżawka wręcz powinna pomóc.

Nowy dzień jednak wraz z sytością w żołądkach przyniósł też nowe problemy. A właściwie wróciły stare, te odłożone na rano poprzedniego wieczora. Było rano. Mewa przypomniała o tym wymownie patrząc na Pazura. Dało się w spojrzeniu wyczuć nieme ponaglenie. Pewnie chciała skorzystać z okazji gdy jej głównej konkurentki nie było w pobliżu. - Najpierw musimy zdobyć wodę. To co mamy nie starczy dla nas wszystkich na długo. No może dla nas i dla Vex. - najemnik wskazał kubkiem na trójkę która nocowała na raty w tym pokoju.

- No chyba nie jesteś poważny. Mówiłeś, że oddasz ten dysk rano. Jest rano. - Mewa prychnęła jawnym niezadowoleniem kładąc w pretensjonalnej pozie dłonie na biodrach.

- Wolisz zdobywać wodę sama? Bo na razie to Roger i Melody wiedzą gdzie ma być studnia ze świeżą wodą. - Pazur machnął kubkie gdzieś na wejście na korytarz i dalej gdzie na ulicy pod domem stała furgonetka i pewnie dalej była para Khainwców.

- Wierzysz im?! Jedna to kłamliwa zdzira co obieca ci wszystko dla tego dysku a drugi jest szurnięty! Słyszałeś co wczoraj wygadywał?! - bruneta w ogóle nie wydawała się mieć dobrego zdania o ludziach którzy spędzili ostatnią noc z furgonetce.

- Jeśli ściemniają z tą studnią to wtedy oddam ten dysk tobie. Ale jeśli tam jest woda tak jak mówią to wtedy wracamy do punktu wyjścia. Pasuje? - najemnik odpowiedział po chwili wahania bo przynajmniej do rogerowego popisu z wczorajszego wieczora zdawał się mieć podobne zdanie i wrażenie jak i siostra Rononna. Kurierka przygryzła wargę gdy się namyślała zlustrowała sylwetkę najemnika zatrzymując się dłużej na jego twarzy i w końcu wzruszyła ramionami i pokiwała głową na zgodę.

Ledwo sytuacja jakoś się normowała w sprawie dysku na jednej osi na korytarzu dały się słyszeć niespieszne i zmęczone kroki. Zaraz potem do środka weszła Melody i wyglądała równie, świeżo i wypoczętą jak brzmiały jej kroki. - Znalazłam coś u Rogera. - powiedziała dokładając swoją pulę jakiegoś pakunku i chyba kiszonych ogórków do wspólnej śniadaniowej puli. Oczywiście podobnie jak Mewa również nie zapomniała na co i o co się umawiała z Pazurem na rano. Rozmowa między nią a wujkiem Zordonem przebiegała prawie bliźniaczo jak między nim a siostrą Rononna. - Nie wiem czy tam jest woda. Nie byłam tam. Wiem gdzie jest ta stacja. - powiedziała po chwili wahania co konkurentka skwitowała ironicznym prychnięciem jakby winowajczyni przyznała się do winy.

- Pojedziemy zobaczymy. A gdzie jest Roger? - zapytał wujek kończąc wątek wyprawy po wodę jaka się szykowała chyba większości obecnej ekipy.

- Zaraz przyjdzie. Spali tylko Tess na dole. - mruknęła zrezygnowanym głosem kurierka rozpakowując coś pokrojonego w plastry z pakunku i majstrując jakiś ruszt nad ogniskiem. Ponieważ jej odpowiedź wywołała żywiołową reakcję spojrzeń i ochów i achów tak z zaskoczenia jak i niedowierzania poczuła się chyba w obowiązku wyjaśnić co nieco. - Odwalcie się. Cały ranek mu tokowałam nad uchem. Bo początkowo uznał, że jedynie jarając ją razem z vanem będzie odpowiednio duży stos. A tak poszedł z nią gdzieś do celi na dole. - powiedziała Melody siadając z ulgą na jakimś mniej połamanym kawałku belki czy czegoś podobnego.

- Przecież tan van to jedyna bryka jaką mamy co pomieści nas wszystkich. - powiedział wujek który chyba miał znowu problemy ze zrozumieniem logiki szefa Khainowców. Melody wzruszyła ramionami i rozłożyła ramiona w geście bezradności. - Przyjdzie tu na śniadanie? - zapytał spóźnioną na śniadanie dziewczyny.

- Chyba tak. Mówił, że przyjdzie. Post już mu się skończył. Teraz będzie czekał na wroga bo jest na wyprawie wojennej. Przynajmniej tak się wymalował. - wyjaśniła kurierka wpatrzona w płomienie ogniska.

Śniadanie znów niejako pogodziło wszystkich śniadających a przynajmniej zamroziło wszelkie konfliktu. Zrobiło się na tyle spokojnie, że można było spróbować się ogarnąć na nadchodzące godziny. Problemem była woda. Właściwie wszyscy zdążyli osuszyć swoje manierki. Mieli tylko tą wodę jaką przez połowę nocy zdołały uzbierać skraplacze zmajstrowane przez Angie i jej wujka. Wody było jednak tak na cały dzień ale może na jedną osobę. W tym upalnym tropiku należało się liczyć, że zwyczajowe przydziały wody będą za małe. Jakby uzbieraną wodę podzielili na prawie pół tuzina osób pewnie każdemu starczyłoby na poranną porę dnia.

Wujek oświadczył, że zamierza udać się po tą wodę do stacji pożarowej. To właściwie z miejsca oznaczało, że większość z osób przy ognisku też tam się uda. Angie bo właściwie z wujkiem stanowili zespół naczyń połączonych. Vex bo prawie z każdą godziną dogadywała się z tą dwójką lepiej. Melody bo znała drogę do tej stacji. Roger bo podróż jego furgonetką by im wszystkim bardzo uprościła sprawę. Choćby dlatego, że dało się załadować na jego kufer Spike gdy już nie zajmowało go ciało Tess. A jak wiedziała Vex, no przejechać czy wskoczyć w tak głęboką wodę to była kompletnie inna sprawa niż jeżdżenie po niej na przełaj. Każda godzina w takiej wodzie był tym czym pewnie tydzień jazdy po pustkowiach lub cały dzień po bardzo trudnych wertepach. Może burza piaskowa była dla mechanizmów bardziej destruktywna albo jakieś żrące bajoro. No zaś Mewa naturalnie nie zostawiłaby dysku czyli wujka na łaskę konkurentki więc też chciała jechać. Zaś jak Mewa to i Rononn.

Zastanawiające w tym równaniu był stan osobówki jaką tu przyjechali z siedziby Khainitów bo jeszcze nikt nie miał czasu zejść na dół i spojrzeć na nią w świetle dnia. No i jak Roger zareaguje na pomysł jazdy do straży pożarnej i to z jego bryką w roli głównej. No i co zrobić z futerkami. W końcu przyszedł i sam Roger. Znowu na jego widok przeszedł szmer westchnień i niepewnych spojrzeń gdy okazało się, że jest wymazany tym “białym błotem” co wczoraj w nocy Angie widziała jak się smaruje. Ale na białą warstwę doszły mu jakieś niebieskie wzory, podobne stylem do tatuaży jakie miał na ramionach. Zaś na twarzy czerniły mu się plamy i kreski ukształtowanie w obrys ludzkiej czaszki. Przy pasie miał siekierę czy inny tomahawk a na plecach umocowaną okrągłą tarczę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-08-2017, 19:46   #76
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wesoła gromadka czyli trudne rozmowy przy futerkach

Vex ledwo rozkleiła oczy. Budzenie nad ranem to było stanowczo dla niej zbyt dużo. Spała stanowczo za mało i już marzyła o tym by położyć się z powrotem. Jednak zgodnie z umową podniosła się z posłania składając na ustach Sama gorący pocałunek. Najchętniej wydobyłaby z sakwy jeden z batoników, ale miała wrażenie, że Angie obudziłby sam szelest papierka. Do tego z uwagi na brak wody, nie mogła nawet przemyć twarzy.

Ubrała się szybko, tym razem zakładając stanik i luźniejszą koszulkę i zaczęła kręcić się po pokoju, by nie zasnąć. Po cichu ułożyła rzeczy w swoich sakwach. Będą musieli zdobyć dodatkowy prowiant. O ile normalnie wystarczyłoby jej na całkiem długo to dokarmianie tej bandy szybko kurczyło zasoby. Dorzuciła do ognia i chwilę pogłaskała futerka. I pomyśleć, że po prostu mogłaby pojechać dalej. Zerknęła na śpiących Sama i Angie. Blondynka tak zachwalała spanie z wujaszkiem, a wyszło na to, że nawet nie miała okazji. Za to główna chętna do pilnowania przespała grzecznie całą noc. Niech żyje młodość!

Wsłuchując się w śpiewy nawiedzonego Rogera oglądała wschód słońca. Normalnie jak na starych plakatach, które zdarzało się jej widywać w Det. Indiańskie dziwaki na tle wschodzącego/zachodzącego słońca. Mogłaby jechać tam. Po prostu na horyzont. Tylko ona i Spike, a mimo to siedziała tutaj pilnując tej zwariowanej dwójki.

***


Gdy już zrobiło się dobrze jasno Vex nie wytrzymała podeszła do swojej torby i najciszej jak była w stanie wydobyła z niej batonik.

Co prawda wydawać się mogło, że folia nie dała z siebie najmniejszego dźwięku, lecz ledwo wydobyła słodycz na światło dzienne, z posłania gdzie leżała blond dwójka dobiegło lekkie poruszenie. Wpierw głowa Angie przekręciła się, jakby dziewczyna nadstawiała ucho przez sen, potem pociągnęła nosem węsząc za czymś i marszcząc czoło. Mlasnęła ze dwa razy i nagle otworzyła całkiem przytomnie oczy. Dwa niebieskie punkty przeczesały najbliższą okolicę, skupiając się na pochylonej przy sakwach sylwetce. Z batonikiem w dłoni.
Bardzo ostrożnie nastolatka wyplątała się z wujkowych kończyn, podnosząc się z posłania tak, aby go nie obudzić. Pilnował, więc musiał odpocząć.
- Dzień dobry Vex - wyszeptała żeby nie budzić opiekuna, podchodząc do moturcyklistki i kucając obok. Prawie nie wgapiała się w batonik. Prawie.

Vex zasłoniła usta by nie roześmiać się na głos i nie obudzić wujka. Odłamała pół batonika i podała Angie, a sama zabrała się za jedzenie reszty.
- Dzień dobry. - Mrugnęła do niej. - Przepraszam, że cię obudziłam.

W odpowiedzi blondynka machnęła ręką zbywając problem, jakby nie był on najmniejszą niedogodnością. Żuła intensywnie szczękami z miną najszczęśliwszego stworzenia na Ziemi.
- Coś się dzieje? - spytała przełykając głośno, po czym oblizała palce z resztek czekolady.

Vex dokończyła swoją część i złożyła na pół papierek.
- Jest na tyle spokojnie, że musiałam zjeść coś słodkiego by nie zasnąć. - Uśmiechnęła się do nastolatki i spojrzała na okno. Była ciekawa z jak dużej odległości dałoby się przywołać blondynkę mając batonik. Powinni to przetestować z Samem. - Trochę mnie tylko niepokoi ta mżawka. Miałam nadzieję, że maszyny wyschną.

- No… niefajne jest powietrze - Angie przytaknęła powoli, zezując z niechęcią na okienny otwór - Jakby się przez mokrą szmatę oddychało. Jakby zła woda to było za mało - usiadła pod ścianą przy futerkowej bluzie wujka i pogłaskała czarną mamę po grzbiecie. Wyglądała jakby się zbierała do czegoś, co chwilę puszczała żurwania na oddychającego spokojnie Paznokcia, sprawdzając czy na pewno śpi.
- Mogę o coś zapytać? - zaczęło kiedy się upewniła, że śpiący ich nie podsłucha.


Vex wrzuciła papierek do torby i podeszła do nastolatki. Sama usadowiła się plecami do wujka by nie patrzeć cały czas na jego spokojną twarz. Wystarczyło, że już całą sobą czuła, że jej odwala. Wzięła głęboki oddech jakby się na coś przygotowując.
- Jestem gotowa, na pytanie. - Uśmiechnęła się, oczekując zalewu pytań i starając się przygotować psychicznie na zaskoczenie.

Jasnowłosa poprawiła się, siadając wygodniej i wzięła głęboki oddech, zbierając w głowie to co chciała powiedzieć i się dowiedzieć.
- Jak się tulałaś z wujkiem? - zaczęła litanię, zerkając na miłą Vex uważnie - Zrobiło ci się tak dziwnie w brzuchu, dawaliście sobie buziaki, a potem mu usiadłaś na kolanach i cię kujnął od środka? Bolało? Bo Roger mówił że boli tylko za pierwszym razem, a wujek jest bardzo zły. Powiedział że wolałby żebym się poprzytulała z Dannym, ale Danny jest taki mały i cherlawy. Na pewno nie umie się dobrze bić, ani strzelać. Jest miły, dobrze się z nim grało kołpakiem i lubię go, ale Roger ma takie ładne oczy… i miękkie usta. Pokazał jak się buziakować żeby było przyjemnie. Próbowałam potem zrobić tak wujkowi… ale znowu się zdenerwował i mówił że rodzina tak nie może… on też tak spuchł tam na dole, w spodniach?

Vex otworzyła szeroko oczy. Chwilę mieliła w głowie to co usłyszała. Tulała w sensie jak się pieprzyli… ma Angie opowiedzieć. Naprawdę kusiło ją by zerknąć na Sama. Toż chyba ją zabije jak powie małej w jakiej pozycji ją brał, no bo chyba o to chodzi. Danny to musiał być jakiś znajomy. Czy Samowi na serio odwala na punkcie małej na tyle, że będzie sugerowął jej partnerów? Niby to chyba normalne, jak jest rodzina.
- Ekhym… - Wpatrywała się w błękitne ślepia. Toż nie mogła jej nie odpowiedzieć. Angie poznawała tak świat i to już zauważyła poprzedniej nocy. - Nie spuchł w spodniach. Rozebrał się, zanim zaczęliśmy. - Żesz. Jak niby szczegółowo miała to opisać. Dobra, najwyżej mała dopyta. - Dużo się dotykaliśmy, a potem zaniósł mnie tutaj na posłanie. No i ja leżałam, a Sam był na górze. Uniósł moje nogi i wiesz… nie nie bolało. To na serio boli tylko za pierwszym razem. No chyba, że ktoś to robi źle.

- To nie siedziałaś mu na kolanach… tylko leżałaś, a on leżał na tobie - blondyna powtórzyła powoli, przyswajając wiedzę równie powoli - Też czasem leżę na wujku jak śpię i jest zimno, ale nigdy… to on na tobie podskakiwał? Nie narobił ci siniaków? Jest ciężki i duży - zamrugała niepewnie.

- Wiesz… bardziej nade mną klęczał i tylko poruszał swoimi biodrami. - Vex czuła jak z każdym słowem zasycha jej w gardle. Wpatrywała się w blondynkę. Ktoś jednak musiał jej powiedzieć. Ona jak była mała mogła podglądać starszych. Zanim przyszło co do czego znała już nawet kilka pozycji. Angie najwyraźniej nie miała takiej możliwości. Delikatnie pogłaskała leżące obok kocię. - Wiesz to nie wystarczy, że jedno po prostu leży na drugim. Trzeba jeszcze, żeby oboje mieli ochotę na taką bliskość. Przynajmniej byłoby dobrze, bo jak tylko pan ma ochotę to Panią zaboli i to bardziej niż przy pierwszym razie.

- Ochotę… czyli musi się zrobić tak dziwnie ciepło i swędzieć w brzuchu? - Angie zamrugała chcąc się upewnić że dobrze rozumie. Znała to uczucie, podobało jej się, ale przy wujku się… nie odpalało - Myślałam wczoraj że… no wiesz - zmieszała się i uciekła spojrzeniem na ścianę - Że mi się zrobił wypadek… z pęcherzem. Ale Roger powiedział że to w porządku i tak ma być. Po czym poznać że jest ochota? U pana… bo wtedy tak puchnie? Co to jest dusza? Bo wiem, że jest w spodniach… i można się nią dzielić jak się na kimś usiądzie bez ubrania i połączy - podrapała się po nosie, szukając odpowiednich słów - to było… takie miłe i przyjemne. Chciałam jeszcze raz, ale trzeba było zrobić obrazek, a potem obudziła się Tess - westchnęła - No i jak mówiłam wujkowi… no i rozmawialiśmy jeszcze przed snem. To takie dziwne że ja się z nim tulałam? Nie rozumiem dlaczego wujek jest taki zły… mówił że jestem już duża, a potem że za mała dla Rogera. To w końcu jak to jest?

Tak jak się spodziewała, nie było opcji, że skończy się na jednym pytaniu. Chwilę pogładziła kociaka i powróciła spojrzeniem do Angie.
- Jak pani ma ochotę, to zazwyczaj robi się jej mokro, ale inaczej niż gdy zrobi się siusiu. Z czasem zaczniesz odróżniać. Z panami jest o tyle łatwiej, że zazwyczaj im staje, albo jak to nazywasz “puchnie” siusiak. Często jednak można wyłapać wcześniej, że ktoś ma na ciebie ochotę. - Teraz nie powstrzymała się i na chwilę zerknęła na wujka, ale tylko na sekundę. - Sam uśmiecha się inaczej. Niektórzy faceci patrzą jakby zobaczyli jakąś zwierzynę. Ooo.. ty polujesz? Prawda? Mężczyźni często wyglądają tak jakby byli bardzo głodni i nagle zobaczyli coś co mogą upolować. Nawet czasem się ślinią. - Vex parsknęła przypominając sobie jedną ze swoich przygód w pubie. - A jeśli chodzi o bycie dorosłym i dzieckiem, to jest trochę dziwne. Bo twoje ciało jest już dorosłe. Masz piersi, masz ochotę na seks. Ale jednak cały czas się uczysz prawda? Więc to trochę jakbyś była dzieckiem.

Blond głowa kiwała szybko. Tak, kawałek o polowaniu załapała. Musiała więc uważać na panów którzy się ślinią i patrzą na nią jak na batonika.
- Roger też się uśmiechał jak zdjęłam koszulkę i mu usiadłam na kolanach. Najbardziej jak dotykał o tu - zwierzyła się drugiej kobiecie, kładąc rękę na piersi - Wujek mówił, że jestem już duża - powtórzyła naczelny argument, bo skoro wujek tak mówił to tak było - Ale że nie tak duża… że powinnam iść z kimś w swoim wieku, a Roger jest starszy… no i różnica jest spora w wiekach - wruszyła ramionami po raz kolejny.

Vex uważnie obserwowała Angie. Shit. Na serio miała wrażenie, że ta mała bardzo lubi tego świra.
- Nie chcę oceniać Rogera. Możliwe, że na serio mu się spodobałaś i chciał ci sprawić przyjemność. - Starała się mówić pogodnie. - Ale muszę ci przyznać, że siadając mężczyźnie na kolanach i zdejmując koszulkę, możesz go zachęcić, nawet jeśli do tego momentu nie myślał o tym by… - Jeżeli użyje słowa kochać, no nagmera jej w tym co powiedziała wczoraj. - Nawet jak nie miał na ciebie ochoty to po takim pokazie mógł nabrać. Tym bardziej, że to zazwyczaj oznacza, że kobieta ma ochotę. A już szczególnie jak dałaś mu się dotykać. Co nieco piersi już masz, a mężczyźni to lubią. Heh nawet niektóre kobiety można tak namówić. - Rzuciła by lekko złagodzić swoją wypowiedź. - Fajnie jest jak osoby są w podobnym wieku, bo wtedy jest mała szansa na to, że jedno wykorzystuje drugie. Gdy ktoś ma dużo większe doświadczenie, może po prostu chcieć cię uwieść.

- Musiałam zdjąć koszulkę, bo miał mi robić motylka co lata nocą, no a jakby mnie dotknął po koszulce to byłabym puszczalska. Wujek tam powiedział… no i że by nie chciał i by się zdenerwował gdybym była tą puszczalską - blondynka sprzedała kolejną rewelację nie przestając głaskać czarnej mamy - Ma taki zeszyt z rysunkami. Powiedział żebym sobie coś wybrała to mi zrobi. No to wybrałam motylka - zerknęła na przedramię, gdzie czarnym tuszem odznaczał się nocny motylek z cukierasami na skrzydełkach - No i oglądaliśmy te rysunki, a on pokazywał gdzie jaki robił i tłumaczył komu i w jakich okolicznościach. Jakbym miała koszulkę to by macał i bym była puszczalska, a tak nie byłam. No powiedział że jestem Ćmą… i że mnie lubi. Ja też go lubię, jest miły. I nie przeszkadza mi że dziwnie mówi - dodała szybko zanim pojawił się ten wątek - A jak się obciąga? Bierze do buzi… to już wujek powiedział. Bierze i co dalej? Żeby było dobrze i przyjemnie. I co to znaczy uwieść? - łypnęła niebieskim okiem na moturcyklistkę.

- Wujek pewnie miał na myśli by nie dotykać się po koszulce tak na zewnątrz przy ludziach. Bo jak jesteś z kimś na kogo masz ochotę i on ma na ciebie ochotę, do tego jesteście sami to bardzo miły początek. - Vex starała się odwlec opowiadanie o robieniu loda. - Jednak jak jesteś między ludźmi nie ważne czy dajesz się dotykać po piersiach, czy pupie w ubraniu czy bez i tak uznają cię za puszczalską.

Przyglądała się blondynce, zastanawiając się na ile powinna drążyć temat Rogera. Mała lubiła go. Według Vex typek wziął i skorzystał z okazji, szczególnie sądząc po tym jak zachowywał się później. Westchnęła ciężko.
- Z tym obciąganiem… Dla Pana jest to zazwyczaj to bardzo przyjemne, ale mało pań to lubi. Bo wiesz jednak wkładasz do buzi czyjegoś siusiaka, a jak mu będzie bardzo dobrze to wytryśnie i to zazwyczaj nie jest smaczne. - Vex przełknęła ślinę. - Mniej więcej robi się ustami to co pan robiłby z tobą gdyby wchodził tam na dole. Wsuwa się go do ust i wysuwa, uważając na zęby, bo by go to zabolało. Można go przy tym dotykać palcami i całować.

- A uwodzenie to takie coś, że jak ta druga osoba nie ma na ciebie ochoty, możesz sprawić by zaczęła mieć. Na przykład zrobić to co zrobiłaś z Rogerem, czyli usiąść komuś na kolanach i zdjąć koszulkę. Ale każdy pan czy pani lubi coś innego. Ja lubię gdy…. - Nagle zapowietrzyła się czując, że lekko się rozpędziła. - Lubię jak Sam mnie dotyka. Nawet jak nie myślałam o seksie to wystarczy, że chwyci moją dłoń, obejmie i nabieram na to ochoty. Można powiedzieć, że twój wujek mnie uwiódł.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-08-2017 o 09:13.
Aiko jest offline  
Stary 29-08-2017, 20:18   #77
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Trudne rozmowy przy futerkach ciąg dalszy

Blondynka zamrugała, unosząc głowę. Spojrzała na wciąż śpiącego wujka, potem na Vex i znowu na wujka. To tulali się więcej niż raz ostatnio przy ognisku?
- Jemu robiłaś tą laskę? Jak poszłam zanieść kolacje Rogerowi czy wcześniej?- spytała niby neutralnie, pokazując śpiącego blondyna brodą.

- Nie. Wujkowi nie robiłam laski. - Vex powstrzymała wybuch śmiechu. - Jestem już starsza, miałam też innych mężczyzn przed wujkiem.

- Szkoda… jak to takie fajne to pewnie by mu było miło. On jest bardzo ładny i mądry. I jest Paznokciem… no i cię lubi - nastolatka powiedziała poważnie, lampiąc się bez skrępowania na sylwetkę Vex - Masz fajne piersi, takie duże i miękkie. Jak dwie poduszki. Wygodne, dobrze się spało - podzieliła się opinią na temat tego fragmentu sylwetki drugiej kobiety - No i jesteś miła. Jak się będziesz chciała z nim potulać to powiedz, ulotnię się żeby nie przeszkadzać… tylko. Wujek się pewnie nie zgodzi, ale… no chciałabym - zmieszała się i strzeliła kostkami dłoni - No zobaczyć… jak to jest. No inaczej...a jak panu dobrze to strzela, tak? Takim białym czymś i lepkim. Roger też tak strzelił, uda mi się potem lepiły… ale to może od krwi - podrapała się po nosie z wybitnie niepewną miną - Musiałam się umyć. Jak byś robiła wujkowi laskę to mogę popatrzeć? Schowam się żeby nie widział.

Vex czuła się lekko dziwnie. NIby sama podglądała jak kobiety robiły facetom to i owo, ale w sumie nie pytała o pozwolenie.
- Jeśli wujek będzie miał chęć, to pewnie sprawię mu tą przyjemność. - Powiedziała dosyć cicho. - Wiesz, jak będziesz chciała popatrzeć to pewnie znajdziesz sposób na to by to zrobić i jakoś dziwnie ci tego bronić.

Chwilę się nad czymś zastanawiała.
- Roger wystrzelił w tobie?

- No tak
- potwierdziła spokojnie, podwijając kolana pod brodę - No na koniec, jak na nim skakałam to zaczął drżeć i mnie złapał za ramiona i docisnął, a potem nagle znieruchomiał i padł zmęczony. No i cały czas się uśmiechał - uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtego tulania. To było bardzo emocjonujące siedzenie na kolanach. - Potem się zrobił miękki i wstałam. Najpierw nic nie było, ale potem mi się pobrudziły uda, bo ciekło… dziwnie pachniało, ale nie próbowałam - zmarszczyła czoło. - To aż takie niedobre?

- Jakby ci to powiedzieć…
- Vex gładziła kotka, starając jakoś skupić myśli. - Miewasz już okres, prawda? Krwawisz co miesiąc?

- Nooo… tak, ale nie co miesiąc. Rzadziej… i muszę watę trzymać między nogami i to… kłopotliwe. Ciężko podejść zwierzynę, czuje krew. - wzruszyła ramionami i otrząsnęła się jakby ją obsiadły coś nieprzyjemnego.

- Wiesz jak pani krwawi to znaczy, że jest dojrzała. To znaczy, że już może mieć dzieci. - Vex poczuła jak lekko przyspieszyło jej serce. Jeszcze wczoraj myślała o tym, że może mieć dzieciaka z Samem, a teraz… - Jeśli facet dojdzie, wytryśnie w kobiecie, to z tego może być dziecko.

- Czyli wujek dobrze mówił, jestem już duża
- Angie klasnęła w dłonie i zaraz znieruchomiała, patrząc czy przypadkiem nie obudziła opiekuna. Ten wydałam się nadal spać i nic nie wskazywało, że ciche klaśnięcie mu w tym przeszkodziło - To… mogę mieć potomstwo? Z Rogerem? Znaczy… acha - odpowiedziała powoli, układając kolejne informacje - A jak to sprawdzić? Czy będzie to potomstwo? Dam radę, umiem polować nie będzie głodne. I nauczę go wszystkiego! Jak dziadek mnie uczył. Obronię go jak będzie trzeba… i nie zostanę sama jak wujek sobie pojedzie do bazy - przy końcu zmarkotniała, obejmując podwinięte nogi ramionami - Bo musi jechać, żeby nie został dezerterem… nie chcę, żeby jechał, ale musi. Rozumiem. Obiecał że wróci… to wróci. Będę czekać, ile trzeba. A ta krew… za pierwszym razem zaczęło się jak dziadek już spał. Myślałam… że jestem chora i też usnę i już się nie obudzę. I brzuch tak bardzo bolał - nadawała cicho, smutnym głosem i gapiła się pod nogi - Ale po trzech dniach przeszło i żyłam, ale nie miałam siły wyjść z jaskini. Na szczęście było tam dużo pająków. Parę udało się wyjąć z sieci… no i jakoś potem było lepiej. Ostatnio jakoś w zeszłym miesiącu… no ale wtedy nocowaliśmy u takiej miłej starszej pani. W kościele, za takim wielkim stołem z krzyżem. Był pokoik. No i ta pani nosiła taką śmieszną czarną sukienkę. Dała mi watę i też mówiła że to normalne i że nie ma się czego bać, ani martwić. Nie mówiłam wujkowi… bo myślałam że to jakaś choroba, a potem… no potem już wiedziałam.

- No niestety okres przychodzi co miesiąc i zawsze boli i męczy.
- Vex zamyśliła się. W sumie ona też podchodziła, do tego tak, że nie będzie już sama. Takie z nich radosne dziewczyny. - Jak okres się nie powtórzy to znaczy, że pewnie jesteś w ciąży, czyli będziesz miała dziecko. Tylko wiesz, ciąża trwa 9 miesięcy, a potem bardzo boli. Do tego dziecko trzeba nie tylko wykarmić ale i nauczyć jak żyć… przynajmniej uważam, że byłoby fajnie.

- Nauczę je polować i skradać się i walczyć. I jak strzelać i unikać zasadzek. Znaleźć wodę, oporządzić zwierzynę. Ugotować obiad i które zwierzęta są niebezpieczne
- Dziewczyna nie wydawała się przerażona tym pomysłem, chyba nawet się jej podobał. Aż do chwili gdy coś sobie uświadomiła - Ale nie nauczę jak żyć u ludziów, sama tego nie wiem. - skrzywiła się i oparła brodę o przedramię złożone na kolanie - Nawet nie wiem jak rozpoznać kto jest z Nowego Jorku, a kto nie. Bo niektórzy mają mundury jak wujek, ale inne. A inni w ogóle wyglądają normalnie. No i literek nie wiem jak się składa… jakbym miała takie małe, to mi pomożesz? - zapytała wwiercając się dwoma szafirkami w Vex z napięciem.

- Heh wychodzi na to, że nauczysz ewentualnie swoje, więcej niż ja swoje. - Vex roześmiała się cicho. - Pomogę ci z literkami i innymi rzeczami. To nie jest trudne w porównaniu z polowaniem czy skradaniem.

- No nie gadaj, przecież umiesz prowadzić motur i o niego dbać żeby jeździł -
Angie uniosła brwi, wspominając umiejętności będące dla niej czymś niesamowitym. Uśmiechnęła się - Jak chcesz nauczę cię polować i skradać. Będziesz mogła zasadzkować bardziej na kogoś, kto próbuje zasadzkować na ciebie...a czy będę miała kiedyś takie duże jak ty? - przy tym pytaniu dźgnęła biust brunetki palcem.

Vex już chciała odpowiedzieć na temat polowania, jednak wszystko stłumiło ukłucie. Motocyklistka jęknęła cicho. Jej piersi nadal były napięte po ostatnich zabawach.
- Nie wiem. Panie mają różne biusty. - Złapała się za pierś i pomasowała ją trochę. - Na pewno twój jeszcze urośnie, jesteś młoda.

- Młoda, ale duża
- dziewczyna wymamrotała tak dla świętego spokoju, żeby przypomnieć i zasygnałować, że nie jest już dzieckiem. Nie była dzieckiem, no i okresa już miała! - Mógłby nie rosnąć, bo jakby urósł jak u ciebie to by ciężko się czołgało, albo strzelało z łuku… kiedyś sie nauczę. Dobrze strzelać szczałami - rozpogodziła się, prostując plecy płasko na obdrapanej ścianie - To jak już mogę mieć to małe w brzuchu to nie… już nie muszę się martwić i wolno mi się tulać z Rogerem?

- Mogę ci się do czegoś przyznać?
- Vex spojrzała na nią niepewnie. - Nie ufam Rogerowi. Widzę, że go lubisz i tak dalej, na serio mam nadzieję, że on ciebie też. Ale nie ufam mu tak samo jak Melody i reszcie.

Angela przekrzywiła głowę, zamrugała i wygięła usta w smutną podkówkę. Zupełnie jakby słuchowała wujka.
- Ale dlaczego? - rzuciła prostym pytaniem.

- Jest dorosłym facetem, który jest lekko zbzikowany na punkcie tego w co wierzy, a wierzy według mnie w niebezpieczne rzeczy, inaczej… w rzeczy których się obawiam. - Vex puściła w końcu futerko i oparła się rękoma za plecami. - Zarządzał dużą grupą więc musi być cholernie sprytny i potrafi zabić nawet bliską osobę, więc jest niebezpieczny. Do tego zabrał ci twój pierwszy raz nie tłumacząc nawet jakie są konsekwencje, a powinien. Mi to wytłumaczono i uważam, że każda kobieta na to zasługuje. Jeśli facet widzi, że dziewczyna jest chętna i po prostu ją bierze, to według mnie traktuje ją trochę jak przedmiot. Nigdy nie lubiłam takich facetów. - Spojrzała na Angie. - Gdybym tu była sama z nim pewnie odjechałabym jak najszybciej. Ale wiesz… tu nie jest ważne jak ja oceniam Rogera.

- Ale… on do niczego mnie nie zmuszał… nie oszukał -
westchnęła, robiąc się nagle mniejsza - Mówił jak będzie, że trochę boli i krew. Pytał czy chcę… dwa razy. Powiedziałam że tak, nie chciałam żeby przestał… dotykać. - zaczęła skubać nitkę wystającą ze spodni - Mówił, że będzie miło… i było. Chciał żebym została, z nimi. No i mówił, że mogłabym być rodziną...no i nie krzyczał ani nie powiedział nic złego, jak mu powiedziałam co… zrobiłam z takim jednym chłopakiem. Rozumiał… a nawet wujkowi o tym nie mówiłam, bo by się zdenerwował i jeszcze bardziej martwił. Powiedziałam, a on i tak chciał… żebym została. No i ćmę zrobił. I dał pół batonika i papierosa i alkohola. I powiedział że jak chcę, to możemy się tak jeszcze tulać od środka jak będę chciała… a chciałabym. - wzdrygnęła się - a wczoraj się pożegnał. Mówił że potem może nie być czasu… bo jest wojna. Boję się Vex - przyznała pyłowi na podłodze.

- Nie powiedziałam, że cię zmuszał. Według mnie powinien powiedzieć, co z tego może wyjść. - Teraz Vex wzruszyła ramionami. - Nie bój się masz wujka. Sam jest silny. Ja też pomogę. - Uśmiechnęła się do dziewczyny i wyciągnęła zachęcająco dłoń by ta się przytuliła. - Ty też jesteś bardzo, silna, prawda?

Nastolatki nie trzeba było namawiać. Odbiła się do przysiadu, a potem dała krok, żeby wylądować obok drugiej kobiety i przysiąść, obejmując ją mocno i kładąc brodę na ramieniu.
- Wujek jest silniejszy i mądrzejszy… - mruknęła, kołysząc się delikatnie - Wytłumaczył mi wczoraj dlaczego nie mogę utrupić knui… a chciałam. Żeby przestała knuć i na wszelki wypadek. Dziadek mówił że ludzie to problemy i robią problemy. Jak ona. Mierzyła do wujka...i mam gdzieś czy się denerwowała czy nie czuła pewnie i miała nerwa - prychnęła jak złe futerko oblane znienacka wodą - Mówi, że już nie jesteśmy na pustyni, to nie mogę zwłokować każdego kto sie zbliży, bo się zaczną pytania i kłopoty… no ale wujek wie lepiej - westchnęła.

- Hm… Ale ty jesteś silniejsza ode mnie. Ja nie potrafię się skradać i polować. - Vex poczochrała blond czuprynę. - A z zabijaniem jest tak, że czasem możesz zabić kogoś kto ma kogoś bliskiego. Po pierwsze zrobisz tamtej osobie przykrość, a po drugie ona potem może chcieć cię zabić. Na przykład, jestem pewna, że gdyby ktoś inny zabił Tess, Roger zabiłby tego kogoś. Gdyby ktoś zrobił ci krzywdę, wujek zrobiłby krzywdę jemu. Kupa niepotrzebnego zachodu, którego można uniknąć, po prostu rozmawiając albo handlując.

Blondynką zatrzęsło. Mocniej wtuliła się w moturcyklistkę prawie wchodząc jej na kolana. Siorbnęła nosem i zacisnęła pięści. Tak, też to już słyszała, ale i tak w czarnej czarności wygrało coś innego niż rozsądkowość.
- Też robię przykrości i problemy, nie jestem inna niż Roger. Może gorsza - wyszeptała przez ściśnięte gardło.

- Tylko, że ty się cały czas uczysz i jak się nauczysz to nie popełnisz błędu, a Roger jak robi problemy to z pełną świadomością. - Vex przygarnęła ją mocniej do siebie. - Uważam, że jesteś dużo lepsza niż Roger i cała ta banda tutaj.

- Jak wczoraj tulaliście się przy ognisku, a ja zaniosłam kolację do bryka…
- przełknęła ślinę i nagle zeszło z niej całe powietrze, przez co praktycznie uwiesiła się na brunetce - Usłyszałam… jak jakiś ktoś chodzi koło domu. Skradajował, zamiast wejść normalnie. Szurał i próbował rozwalić barykadę przy drzwiach, a potem… skrzypiał przy oknie. Było bardzo ciemno i… bałam się, że przyszedł zrobić wam krzywdę. Zabrać motur i futerka i zrobić takie bolące dziury w ciele, co się długo robią… bo tak okropnie śmierdział. Jak źli ludzie… kiedyś tacy przyszli do mnie. Jak dziadek już usnął. Wujka nie było, czekałam aż wróci. Bo obiecał że wróci, tylko… to trwało tak długo. I ci ludzie przyszli do domu i… robili mi złe rzeczy. Chcieli zabrać i strzelali. I nożykowali… związali i - wzdrygnęła się - A ten pan żul też… ten sam zapach, aż w brzuchu bolało. Musiał być zły, jak tamci… wy się tulaliście, Roger śpiewał, Mewa i Patyk coś rozmawiali. No to go zazasadzkowałam bardziej jak wszedł przez to okno. Żeby… miałam ci nie mówić, ale… lubię cię. Jestem taka dobra i miła i nie wierzę w to co mówi knuja, że nas oszukujesz. Ty przywiozłaś coś, tak? Coś takiego jak ten cosiek co go wujek zabrał knui… nie strzelisz do nas - zakończyła dziwnie, jakby to było dla niej bardzo ważne.

Vex poczuła, że zaczyna tracić równowagę, ale nie chciała w takiej chwili puszczać nastolatki.
- Jesteś bardzo silna Angie. Po prostu się o nas martwiłaś, ale na przyszłość spróbuj go ogłuszyć dobrze? - Starała się mówić spokojnym głosem. Ta mała to była maszyna do zabijania, tylko, że tak cholernie kochana przy okazji. Sam musiał mieć z nią ciężko. - Tak, przywiozłam inną część. Ale ja nie mam zwyczaju strzelać. Robię to tylko gdy ktoś strzela do mnie lub chce mi zabrać Spika. Teraz pewnie strzelałabym też w waszej obronie.

- Jak ktoś będzie dla ciebie niemiły i niedobry… zrobię mu krzywdę, obronię. I ciebie i Spika. Wujek też. Będziesz moją ciocią?
- odkleiła się na tyle żeby móc spojrzeć Vex w twarz wielkimi, zaszklonymi niebieskimi ślepiami.

Vex uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Jeśli chcesz to mogę być ciocią. Choć na pewno nie nadaję się do takich rzeczy tak jak wujek.

Twarz blondynki pojaśniała jakby nagle całe zło świata przestało istnieć. Podniosła jedną rękę i pogłaskała Vex po policzku.
- Bardzo chcę - przyznała szczerze - Ty też tłumaczysz i się nie denerwujesz, ani nic… będziemy jak rodzina… i mamy Uziego - na koniec zaśmiała się serdecznie, wspominając śpiące na wujku futerko.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 29-08-2017 o 20:25.
Czarna jest offline  
Stary 09-09-2017, 09:48   #78
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wesoła gromadka

Pobudka


Motocyklistka poczuła jak i jej udziela się ta radość. Odchyliła się do tyłu szukając oparcia dla pleców i całkowicie zapominając o tym co się za nimi znajduje. Gdy sobie przypomniała było ciut za późno i całym swoim i Angie ciężarem wylądowała na śpiącym Samie.

Wujek na szczęście był duży, ciepły i miękki. Mógł robić śmiało zarówno za poduszkę, materac jak i podporę przy upadaniu. Blondynka wybuchnęła śmiechem nie mogąc dłużej zachować powagi. Wyglądały z Vex jak kolejne dwa futerka szukające miejsca do spania, a że zaobrazkowana, szeroka pierś blondyna nadawała się do tego idealnie, zaatakowały z zaskoczenia, ale tym razem miś leżał grzecznie pod poduszką. Dziewczyna wyswobodziła jedno ramię i objęła opiekuna, drugim ciągle ściskała Vex i jeszcze na niej leżała.

- Ojej. Dziewczyny. Co się stało? - zapytał w pierwszej chwili przebudzony wujek walcząc z zaskoczeniem i zaspaniem gdy jego wielkie ramiona jakoś same objęły dziewczynę i kobietę. Niejako przy okazji zrzucił z piersi Uziego za to ten zrewanżował mu się dumnym i obrażonym prychnięciem z dołączonym wymownym spojrzeniem. Wujek i Sam popatrzył na blondynkę i brunetkę próbując się zorientować co się właściwie stało i dlaczego go obudziły na raz w tak mało standardowy sposób. - Coś się stało? - zapytał jeszcze raz gdy pewnie po minach i śmiechach poznał już, że raczej nic groźnego ani strasznego się nie stało a jednak pewnie nadal nie mógł domyślić się co jest grane. Każda z nich jednak mogła poczuć jak obejmuje ją jego ramię w opiekuńczym geście.

- Dzień dobry, już rano wujku - blondynka powierciła się pod paznokciowym ramieniem, układając się wygodnie. Zlazła przy tym z Vex żeby jej nie ciążyć i móc się przykleić do swojej strony blondyna. Pogłaskała go po włosach, uśmiechając się szeroko - Odpocząłeś trochę? Chcesz żeby ci przynieść coś do picia albo jedzenia? Vex zgodziła się być moją ciocią! Jest taka kochana! I powiedziała, że jak chcesz to może ci zrobić laskę. To przyjemne i miłe, dobrze ci się zacznie dzień - dodała tym samym beztroskim tonem.

- E. Eee. Dzień dobry Angie. I Vex. - powiedział po chwili krytycznego milczenia wujek podczas której wyglądał jakby albo próbował przełknąć żabę albo sprawdzić wzrokiem skan DNA siedzących przy nim kobiet. A przynajmniej mówiącej blondynki. W końcu więc odezwał się ale trochę brzmiało to sztucznie i nienaturalnie. - Vex zostanie ciocią? - powiedział próbując przyswoić sobie to co mówiła podopieczna. Spojrzał przy tym na siedzą obok brunetkę jakby szukał tam potwierdzenia tych rewelacji - No to świetnie. Bardzo świetnie. We trójkę będzie nam raźniej. - pokiwał głową próbując jakoś wyjść na prostą z tą poranną pobudką.

Vex także ułożyła się wygodnie obok, gdy blondynka z niej zeszła. Podpierała się ręką, mogąc ich w ten sposób obserwować. Taka rodzina była mimo wszystko trochę inna od gangu. Też najchętniej pogładziłaby jego włosy ale na razie nie potrafiła wyczuć na ile może sobie pozwolić przy Angie i reszcie.

Poczuła jak jej serce zabiło mocniej gdy Angie ot tak rzuciła informację o robieniu laski. Mogła się w sumie tego spodziewać po poprzednim wieczorze, ale bezpośredniość blondynkl nadal ją zaskakiwała. Po chwili namysłu nachyliła się i ucałowała czoło wujaszka.
- Czyli zgadzasz się bym była ciocią? - Uśmiechnęła się odrobinę niepewnie. Wierzyła, że Sam pewnie kilka osób ochrzcił już podobnymi mianami więc nadal wyjaśniało to kim dla niego jest, ale chyba jakaś akceptacja by się przydała. Uważnie wpatrywała mu się prosto w oczy.

- Myślę, że nadajesz się do tej fuchy idealnie. - powiedział Sam zbliżając swoją twarz do twarzy nowej cioci i biorąc w palce jej brodę. Potem odległość między twarzami skracała się aż usta mężczyzny zetknęły się z ustami kobiety. Po pocałunku uśmiechnął się przyciągając bez większego trudu motocyklistkę do siebie tak, że teraz siedziała obok niego a on obejmował ją ramieniem. Drugim ramieniem objął blondynkę i popatrzył tak na chwilę to na jedną to na drugą kobietę. - Myślę, że wszyscy pasujemy do siebie idealnie. - powiedział uśmiechając się do nich obydwu.

Vex poczuła dziwną ulgę. Oddała pocałunek i z przyjemnością dała się objąć. Wyglądali naprawdę jak taka pokraczna rodzinka. Uśmiechnęła się do tej myśli i zbliżyła swoje usta do ucha Sama. Po chwili odezwała się, przesuwając wargami po jego małżowinie.
- A jeśli chodzi o to drugie. - Szepnęła cicho ale i tak była niemal pewna, że Angie to usłyszy. - To jeśli tylko zechcesz by ci było przyjemnie i miło, to mów. - Pocałowała jego ucho, a chwilę później policzek.

Domyślając co się kroi, znaczy kojarząc o czym rozmawiała z ciocią zanim obudziły wujka, blondynka uściskała go i powoli zaczęła proces podnoszenia się do pionu.
- Noo… to - zacięła się szukając na szybko wymówki. Ta się o dziwo znalazła, co dziewczyna skwitowała szerokim uśmiechem - Zobaczę czy mnie nie ma na dole! - poderwała się na równe nogi i po zbuziakowaniu wujka w czoło, wyleciała z pokoju. Tym razem profilaktycznie zgarnęła karabin dziadunia ze sobą.

Oparty o ścianę mężczyzna w podkoszulku uśmiechnął się przyjemnie na reakcję motocyklistki. Na słowa i uniósł w górę brwi z ironiczno - rozbawionym spojrzeniem i może by coś odpowiedział ale wtedy nastolatka wstała by się zmyć. Pazur podniósł głowę w górę by spojrzeć na nią gdy stała a oni we dwójkę wciąż siedzieli oparci o ścianę i siebie nawzajem. Na twarzy przeleciała mu konsternacja. - Zajrzyj do Rononna i Mewy. Zobacz czy jest okey i już wstali. - powiedział po tym momencie wahania. Brzmiało jak dopełnienie pretekstu jaki na poczekaniu wymyśliła jego podopieczna ale też jakby dawał zielone światło na wyjście blondynki.

- Zaraz też musimy się zbierać. - powiedział Pazur przesuwając palcem po policzku dziewczyny z Det. Patrzył gdzieś na znikający ślad jaki na skórze zostawiał jego palec. Przesunął nim w dół policzka do linii szczęki i dalej w dół ku brodzie kobiety. - I mówisz, że sprawiasz przyjemność na zamówienie? Dobrze zrozumiałem? - spojrzał na nią gdy rozbawione spojrzenie wróciło mu na twarz. Chociaż w tej porannej chwili byli tu obok siebie i przy sobie i mieli tę chwilę dla siebie.

Vex roześmiała się cicho. Przysunęła się tak, że jej usta prawie stykały się z ustami mężczyzny.
- Na twoje zamówienie mogę ją sprawić, wujaszku. - Poczuła jak jej własne serce zabiło mocniej. Było jej dziwnie dobrze. Na tyle dobrze, że mogłaby to zostać na dłużej… dużo dłużej. Wpatrywała się w jego oczy i nagle coś ją tknęło. Opuściła wzrok i skupiła go na dłoni, która gładziła pierś Sama. Była szansa… cień szansy, że będzie miała jego dzieciaka. Jeśli z nimi pojedzie możliwe, że Sam się dowie i co wtedy? Zostaną ze sobą na dłużej? To tak nie działa, on ma jakąś misję, a ona powinna zarobić na benzynę. Po chwili spróbowała kontynuować dyskusję. - Ale mamy mało czasu, prawda?

- Zabrzmiało bardzo kusząco. - odszepnął Sam też przysuwając się tak blisko, że zetknęli się ustami. Wargi otarły się o wargi drażniąc i pobudzając jednocześnie. Pytanie o czas i jego skąpość sprawiło, że mężczyzna przesunął się policzkiem po policzku kobiety. Siłą rzeczy więc wtulili się w siebie nawzajem i przez chwilę milczeli sycąc się chwilą bliskości, dotyku i ciepła ciał. - No. Zrobi się Sajgon. Bez wody ludzie dostaną szajby. Szybko. Dziś lub jutro, zależy ile im zostało. Im dłużej tu zostaniemy tym będzie ciężej. Musimy się wydostać. Dopiero wtedy będziemy mieć czas i spokój. Ale nie chcę tu zostawać. I nie podoba mi się ten typ na dole, te dwie z tym szpejem i w ogóle prawie nic mi się tu nie podoba. - Pazur okazał się zaskakująco wylewny. Chociaż to co mówił brzmiało poważnie i najwyraźniej tym się właśnie martwił. Uspokajająco jednak powolnymi ruchami dłoni głaskał Vex po włosach. W końcu po kilku takich ruchach w milczeniu odsunął się nieco od niej tak by znów znaleźli się ze sobą twarzą w twarz. - Z tego co mnie spotkało tutaj to tylko ty mi się tu podobasz. I choćby po to było warto tu przyjechać. - powiedział z ciepłym i łagodnym uśmiechem gładząc ją palcem po policzku by na koniec zbliżyć swoje wargi do pocałunku.

Vex szybko skróciła dystans i pocałowała go gorąco. Czuła jak z radości kręci się jej w głowie. Mocno objęła wujaszka ramionami, niemal go dusząc.
- Przewracasz mój świat do góry nogami, Sam. - Odsunęła się lekko by móc na niego popatrzeć. - Też się cieszę, że was spotkałam i ciebie i Angie. Jesteście niesamowita parą świrów, których nie powstydziliby się nawet w Det. - Uśmiechnęła się ciepło, odpowiadając na uśmiech wujaszka. Po chwili jednak lekko spoważniała i przeszła do szeptu - Martwię się. Angie jest zauroczona Rogerem i mam wrażenie, że gdy o nim mowa jej myślenie się wyłącza. Nie ufam mu. Mewa i Melody biją pianę bo wymyka im się forsa z kieszeni, ale on… - Pokręciła głową. Chwilę zastanawiała się czy powinna powiedzieć to co chce powiedzieć, ale w końcu nie wytrzymała. - To typ, który umie owinąć sobie ludzi wokół palca. A Angie nawet ucieszyła się, że mogłaby mieć z nim dziecko.

- Co?! - Sam który w chwili pocałunku zareagował jak każdy chętny facet na chętnie całującą go chętną mu kobietę. Do której czuje się jeszcze sympatię przynajmniej a nie tylko pociąg do atrakcyjności formy. Który potem lekko kiwał głową gdy chyba uważał podobnie jak motocyklistka mówiła w swoich uwagach. Nagle szarpnął nim dreszcz gdy oświeciła go w reakcji jego podopiecznej na zaciążenie przez Rogera. - Nie no kurwa… - zacisnął w zdenerwowaniu szczęki a oczy wykonywały mu szybkie, urwane i trochę chaotyczne ruchy świadczące i o zdenerwowaniu i o gorączce myśli pod czaszką. - Rany co mnie wczoraj podkusiło przeganiać tego małolata co się do niej kleił… - westchnął w końcu kładąc sobie dłoń na czole i opierając ją o ścianę. Popatrzył chwilę w sufit bijąc się z myślami a w końcu opuścił ją na ziemię. Wtedy dało się słyszeć ciumkanie gdy Uzi zaciekawiony nagim kawałkiem skóry palców zaczął dobierać się do niego. - Nie no. Trzeba z nim pogadać. Ale boję się, że od razu go trzasnę. I te jego nawiedzone gadki… - Sam pokręcił głową dając wyraz dezaprobacie. Obserwował znowu sufit ale skrzywił się i syknął cicho gdy Uzi zaczął używać swoich małych ale już trochę drażniących nagą skórę ząbków. - A ona. Nie wiem. Nie wiem już jak mam jej tłumaczyć. - westchnął kręcąc głową i obserwując wyczyny kociaka. - Tym bardziej musimy stąd spadać. - stwierdził w końcu po chwili niepewności.

- Wiesz… niestety o niektórych rzeczach trzeba się przekonać testując je na własnej skórze. - Vex odsunęła się lekko i pogładziła policzek Sama, była ciekawa na ile wujaszek był świadom, że on owinął ją sobie wokół palca i też cieszyła się chcąc nie chcąc na myśl o dzieciaku z nim. Tyle, że… to nie był ten sam typ co Roger. Przyglądała się jego zmartwionej twarzy, jednak nie żałowała, że mu to powiedziała. Jako opiekun małej powinien wiedzieć, tym bardziej, że może zostanie dziadkiem… wujko-dziadkiem? Przeniosła wzrok na Uziego i chwilę obserwowała kociaka, zajmującego się palcem Sama, tak jak ona miałaby ochotę zająć się czymś innym. Westchnęła ciężko i delikatnie obróciła dłonią twarz wujaszka. - Też… - Przełknęła ślinę czując nagłą suchość w gardle. - … też się cieszę na myśl, że mogę mieć twojego dzieciaka.

- Tak? - brwi Sama powędrowały w górę a mina wyrażała całkowite zaskoczenie gdy kobieta powiedziała mu o możliwych konsekwencjach wczorajszego wieczoru. - Znaczy… - po chwili zaskoczenia Pazur chyba zorientował się jak niespecjalnie zgrabnie wyszła mu ta reakcja. - Znaczy ten. Nie sądziłem… - powiedział i swoim zwyczajem spojrzał gdzieś w górę szukając słów na suficie. - Znaczy wiesz. Angie jest dla mnie jak córka. Nie sądziłem, że no wiesz… - powiedział trochę wahając się a trochę zwlekając by wypowiedzieć swoje skłębione pod czaszką myśli. - Wiesz no niezbyt mam pracę by liczyć, że coś by takiego wyszło. Zawsze nas gdzieś przerzucają albo wysyłają. To niezbyt sprzyja… - twarz wróciła mu do poziomu gruntu i popatrzył znowu na twarz leżącej i na nim i obok niego kobiety. - Nie sądziłem, że to możliwe. Że bym miał coś swojego z kimś. - powiedział i w końcu uśmiechnął się ciepło i sympatycznie. - Ale byłoby świetnie. - dodał znów całując ją w usta. Tym razem delikatnym i czułym pocałunkiem.

Vex przyglądała się twarzy wujaszka. Sposób w jaki był skołowany był tak… uroczy. Powstrzymała rozbawienie. Sama wieczorem też zastanawiała się jak to będzie. Całując Sama, ostrożnie wsunęła dłonie w jego włosy i je przeczesała, tak jak miała ochotę na początku pobudki.
- Wiesz, ja jestem kurierem. Też raczej nie miewamy rodzin. - Uśmiechnęła się szeroko. - Jakoś to będzie, tylko… - Przysunęła się, tak że jej ciało oparło się mocno o jego. - Musimy się tylko upewnić, że coś z tego będzie.

- O? Naprawdę? Tak tutaj? Teraz? To jest te sprawianie przyjemności na zamówienie? - wujek Angie starał się nie uśmiechać ale gdy tak patrzył i wodził po ciele Vex palcami jakoś i tak wiadomo było, że odbiera ją i jej zachowanie bardzo pozytywnie. A nawet go to kręci.

Vex przesunęła policzkiem po zaroście na twarzy Sama. Była ciekawa jak wujaszek wyglądał z brodą. Pocałowała jego szyję.
- Jeśli składasz teraz, tutaj zamówienie… - Jej dłoń zsunęła się z klatki piersiowej mężczyzny i powędrowała w dół, w stronę jego spodni.

- To chyba chciałbym poprosić o jakąś próbkę. - Sam uśmiechnął się z zadowolym rozleniwieniem czując jak rozpiera go pęczniejąca przyjemność. A dłoń motocyklistki czuła to samo gdy dotarła do rejonów jego spodni tuż pod zapięciem pasa. Kotka patrzyła się chwilę na nich ale zaczęła znowu czyścić swoje maluchy. Ognisko dogorywało bardziej dymiąc niż świecąc. Na chwilę byli tutaj sami. Angie wyszła, rodzeństwo było gdzieś w pokoju obok reszta nie wiadomo właściwie gdzie. Ale tu i teraz mieli tę chwilę tylko dla siebie.

Vex jednym ruchem rozpięła pas, a tuż po nim rozporek mężczyzny. Mimo wszystko miała nadzieję, że Angie poszła do Rogera a nie ich ogląda.
- Chcesz bym się zajęła tobą ustami, czy chcesz popracować nad swoim potomkiem? - Mówiąc powoli przesuwała ustami po jego skórze, wydobywając jego “spuchniętą" część na światło dogasającego ogniska.

- A może najpierw jedno a potem drugie? - zaproponował Pazur patrząc ciekawie na dziewczynę z Det. Uśmiechał się przy tym i wyglądał na bardzo zadowolonego z takiego obrotu sprawy.

Vex wstała od wujaszka i stanęła na chwilę nad nim przyglądając się mu i jego wyprężonemu penisowi. Po chwili zrzuciła niedopięte buty i zdjęła spodnie. Chętnie sprawi mu co nieco frajdy ustami, ale była pewna, że ma go ochotę poczuć dziś w sobie.

Przykucnęła między jego nogami i chwilę bawiła się dłońmi jego męskością.
- Potem, chcę usłyszeć recenzję. - Nim zdążył odpowiedzieć wzięła go do ust.

Był długi. Nie czuła tego tak bardzo gdy ją brał, jednak teraz gdy miała go w swoich drobnych ustach... Uśmiechnęła się i zaczęła go ssać. Chciała sprawić mu przyjemność. Sama siebie do końca nie rozumiała, tej cholernej chęci by zaspokoić tego faceta. Jej palce zaczęły ostrożnie pieścić znajdujący się u podstawy woreczek, podczas gdy usta powoli zaczęły poruszać się góra-dół. Czuła jak jej głowa odpływa. Potrafiła myśleć tylko o tym co ma w ustach, o tym jak drży, jak pulsuje pod dotykiem jej języka.

Jedyną rzeczą, która w tym momencie domagała się uwagi była jej rozpalona, zapomniana cipka. Która coraz bardziej świerzbiła, domagając się uwagi. Wypuściła Sama z ust i przysunęła się do jego twarzy, oblizując się. Ustawiła się tak, by móc się na niego swobodnie nabić.

- Będzie musiało ci to wystarczyć jako próbka. - Uśmiechnęła się do rozpalonego mężczyzny. Nabiła się na niego nawet nie powstrzymując jęknięcia. Była głodna i miała ochotę na jego nabrzmiałe ciało. Pozwoliła ciału poruszać się na nim, najpierw powoli delektując się każdym zdobywanym centymetrem, a potem coraz szybciej, zaczynając szybką, ostrą jazdę.


Śniadaniowa rozmowa



Vex przysłuchiwała się rozmowie Sama z Mewą. Według niej powinien wrzucić to ustrojstwo do piwnicy i powiedzieć im by się pozabijały szukając. Rozumiała jednak przydatność Melody. Potrzebowali wody. Nie tylko do picia czy tam nawet niewielkiego przemycia. Ironio, chłodnice aut wymagały zalania czysta wodą, nim ten muł po powodzi do końca zajeździ mechanikę. Była pewna, że przy pomocy Patyczaka uda się jej uruchomić te dwa graty, ale zależało im by przejechały więcej niż te kilkanaście kilometrów.

Na razie skupiła się na pakowaniu posłań, a potem na zabawie z kociakami. Nie chciała zostawiać tu tej futerkowej gromady. Może… skoro i tak jechali do Pendleton, mogliby je tam podrzucić. Wśród ludzi miałyby sporo żarcia, a i przydałyby się bo odganiały podobno węże. Przynajmniej tak twierdziła Smokes.

Widząc pomalowanego Rogera żałowała, że koty nie odganiają też nawiedzonych psycholi. Byłoby cudownie wystawić taką kicię, a on po prostu by zwiał. Ugryzła się jednak w język z uwagi na Angie. Zamiast tego skończyła jeść.

- To może zejdę z Patyczakiem i zobaczymy czy uda się odpalić gruchota, którym przyjechaliśmy? - Wstała ze swojego posłania narzucając, mimo rozkręcającego się upału, kurtkę.

- Mogę iść po wodę i napełnić manierki - blondynka przy ognisku zaoferowała się ze swoją pomocą, dzieląc uwagę między michę, a otoczenie aż do momentu gdy pojawił się pan z obrazkami. Wszedł cicho, chociaż ona słyszała jak tupie po schodach… i wyglądał tak prześlicznie! Jak kostuszek, albo jakiś diabeł z komiksów jakie wynalazł jej kiedyś wujek. Co prawda literek w nich nie rozumiała, ale miały masę obrazków, a każdy kolorowy i na papierze. Były tam różne ludzie w dziwnych strojach strzelające promieniami z oczu, jakiś pan w żółtawym kostiumie co miał takie superaśne metalowe szpony w rękach i łysol na wózku, a to nie wszystko! Inne były o rogatych potworach, pewnie z Nowego Jorku i innych cudakach przy których Angie wydawała się kompletnie normalna.

Teraz zastygła w bezruchu, z kawałkiem konserwy nadzianej na misia tuż przy ustach, gapiąc się lśniącymi oczami na pokolorowanego mężczyznę. Wyglądał groźnie z tym toporem i tarczą i malunkami, aż chciało się go dotknąć żeby się przekonać czy jest na pewno prawdziwy. Różnił się przy wojskowym wujku, podróżnej Vex i nastolatce prezentującej miszmasz ubiorowy z przerobionego wujkowego szpeju do kompletu z różową podkoszulką. Tą z nietoperkiem dziewczyna schowała “bo była brudna”, nowa zaś prócz żarówiastego koloru miała wyszyte wielkimi czarnymi literami dwa słowa na piersi - NIE DOKARMIAĆ. Ale pan z obrazkami i tak wyglądał ładniej. Tak ładnie, że w brzuchu dziewczyny, tam na dole, obudziły się poznane zeszłej nocy dziwne robaczki i wierciły tam dziury.
- Zostawiłam ci kolację w bryku, jak medytowałeś i miałeś posta - odezwała się nie odrywając wzroku od obrazków na obrazkach, widocznych po drugiej stronie ognia - Pomyślałam że możesz być głodny jak skończysz pracę… i bardzo bojowo wyglądasz, jak kostuszek - wypaliła z uśmiechem, przekręcając głowę żeby móc się gapić pod nowym kątem. Tak, pod tym też wyglądał super. Grzebnęła po kieszeniach spodni, wyciągając z nich pomiętą tekturową paczkę z fajkami, zdobytą na panu żulu. Popatrzyła na nią, a uśmiech trochę się jej zważył, gdy zauważyła ciemnoczerwone zacieki na szarym kartoniku. To też zasadzkujący śmierdziuch pobrudził jak poczęstowała go misiem i zaczął zwłokować.
- I ten… no… bo sobie leżały, to wzięłam. - powiedziała w przestrzeń, przecierając pudełeczko o spodnie, ale niewiele to zmieniło. W końcu zrezygnowała, wzruszyła ramionami i rzuciła je Rogerowi. - Proszę, bo wiem że lubisz. Jak się czujesz? Chcesz pogłaskać futerko? - pokazała misiem na siedzącą przy ogniu czarną kulkę. Wróciła kawałkiem konserwy do ust i obróciła się do postawnego blondyna. - Wujku, a ty chcesz jeszcze jeść? I ten… - nie wiedziała jak przy świadkach dopytać się o posprzątanie po panu zulu, więc podeszła do tematu z innej strony - Jak ci minęła warta… czysto? A tobie Vex? Nikt już nie zasadzkował?

- Nie licząc śpiewów i jakiegoś przygrywania był spokój. - Motocyklistka uśmiechnęła się do Angie. - Starałam się porozglądać, ale prawda jest taka, że przy tym hałasie ktoś spokojnie mógłby się zakraść. - Vex niepewnie zerknęła na “kostuszka”. Najbardziej z wszystkich możliwych zasadzek obawiała się, że jemu odwali bardziej.

- A tam hałasie, nie było głośno jeszcze - blondynka machnęła ręką, biorąc Uziego na kolana - Jak ktoś zasadzkuje to w tej wodzie słychać chlupot. Ostrożny, cichy… ale to łatwo rozpoznać. To takie… hmmm - zamyśliła się, drapiąc czarne futerko za uchem - Jak kroki, tylko mokre. W ludziowym rytmie… a potem sapanie i szmery. Szelesty, skrzypienie. Kroki… no strasznie głośno chodzicie, nawet jak próbujecie być cicho… to normalne? Każdy tak tupie? Bo jak tak to jak kogoś podchodzicie, żeby mu zrobić zasadzkę? - blond brwi spotkały się na środku czoła dziewczyny, gdy wodziła spojrzeniem od Vex do wujka, przy okazji zahaczając o knuję, rodzeństwo i oczywiście pana z obrazkami. - No i dużo tej wody… mogła zrobić bałagan na brzegu. Co jeśli będziemy musieli trochę tu poczekać parę dni? To dobry domek - powiodła dłonią po okolicy - z wypalanego błota… cegiełów. Trudno spalić. Ma piętro i schody… wąskie przejście i do góry. Łatwo obronić, albo spuścić coś ciężkiego na tych co na dole, a jak źle to drabinką na dach. Zanim wrogi wejdą to się ich utrupi po kolei… no tak sobie na wszelki wypadek mówię. To dobry domek - powtórzyła opuszczając wzrok na drapane futerko.

Vex skupiła się całkowicie na Angie.
- Wiesz, większość osób nie zasadzkuje, a więc też nie porusza się cicho. - Uśmiechnęła się do blondynki, opierając się o stół. W sumie z zaciekawieniem chłonęła sprzedawaną w specyficzny sposób przez Angie, wiedzę. W gangu to nie ona była od tego by pilnować. Była dupą szefa, póki żył i ogarniała maszyny. To wystarczyło. Jak jeszcze czasem pojechała na jakąś akcję ze spluwą, wszyscy byli wniebowzięci. - W Det był zawsze taki łomot, że mogłaś komuś wjechać motorem do chaty i nawet się nie obudził. A co do tego miejsca… Nie jest złe, ale mamy mało jedzenia.

- Dobry pomysł z tym samochodem Vex. Rononn mógłbyś rzucić okiem i pomógł dziewczynie? - Sam odezwał się po chwili milczenia i przysłuchiwaniu się toczonej dyskusji. Dwumetrowy patyczak w gazmasce spojrzał przez wizjery swojej maski na siostrę a potem znów na Pazura i wolno skinął głową.

- Wezmę narzędzia. - powiedział wychodząc z pomieszczenia z ogniskiem i wracając do tego gdzie stał Spike i rodzeństwo spędziło noc.

- O. Zajebiście Ćmo. - kiwnął wymalowaną w czaszkę głową Roger chwytając paczkę papierosów i bez zastanowienia siadając przy ognisku. Zaciągnął się wyjętym szlugiem od ognia z ogniska i popatrzył na nią siedząc przy nim. - Zostawiłaś coś w bryku? - spojrzał jakby nie do końca łapał o czym nastolatka mówi.

- Jedzenie. Przyniosła ci jedzenie w nocy. Mówiłam ci. Tak słuchasz. - Melody prychnęła z niezadowolenia składając dłonie na piersiach w geście irytacji.

- Musiałem zrobić stos dla Tess. Później zjem. Albo teraz, to skocz i przynieś tutaj. - odpowiedział niedbale siedzący khainowiec machając równie niedbale ręką gdzieś w stronę korytarza i pewnie frontowej strony budynku gdzie stała furgonetka.

- Sam sobie przynieś. - parsknęła znowu Melody obdarzając siedzącego, wymalowanego mężczyznę niechętnym spojrzeniem.

- Było w porządku Angie. Nie działo się nic niepokojącego. - wujek wrócił do wcześniejszego pytania nastolatki o przebieg jego warty. Nie obdarzał jednak siedzącego Rogera ciepłym spojrzeniem. - Na razie szykujmy się do drogi. Dlatego musimy jechać po wodę i mieć czym jechać. Mam nadzieję, że się stąd wydostaniemy. - wujek popatrzył na Angie i Vex spokojnie ale jakoś nie dało się nie zauważyć, że najchętniej już właśnie ruszyłaby po tą wodę a potem dalej.Czyli trzeba było uzupełnić wodę w manierkach z tego co skraplacze zdołały przez resztkę nocy nałapać i sprawdzić czy bryka jest na chodzie. Jak nie to zostawał van Rogera czyli pewnie i Roger a to chyba nie przypadało wujkowi do gustu.

- Roger tam w tej straży pożarnej to jest woda? - wujek zwrócił się do pomalowanego mężczyzny który odłożył odpalonego szluga i bez ceregieli zabrał się za śniadanie. Jadł szybko a nawet żarłocznie. Spojrzał na Pazura i pokiwał głową nie przerywając żucia. - A dużo osób wie o tej wodzie tutaj? - wujek zapytał znowu zadowalając sie tym kiwnięciem głowy. Roger przeżuwał kilka kęsów jakby zastanawiał się co odpowiedzieć. W końcu rozłożył ramiona w geście niewiedzy. - A ty skąd wiesz o tej studni? - wujek nie poddawał się tak łatwo i dalej drążył temat. Roger wciąż szybko przeżuwając zaczął przecząco machać dłonią i głową.

- Nie, nie studnia. Pompa. Ręczna. Taki koleś mi kiedyś powiedział. - powiedział Roger wgryzając się zaraz w kolejny kęs śniadania. Wydawał się głodny jak wilk. Wujek popatrzył chwilę na śniadającego w mało apetyczny sposób Rogera i chyba w końcu uznał, że da sobie spokój z tym śledztwem.

- Ta. Powiedział. Ja ci znalazłam tego kolesia. Taki żul. Kiedyś tam pracował. Bryka nam się sypła i potrzebowaliśmy wody do chłodnicy. A stamtąd było bliżej niż od nas albo gdzieś tu szukać kogoś. - Melody znów prychnęła doprecyzowując nieco obraz z przeszłości o jakim mówił szef bandy. Ten bez słowa pokiwał twierdząco głową.

- Mówiłaś, że tam nie byłaś. - wujek spojrzał na dziewczynę która w końcu usiadła na parapecie okna.

- Nie byłam. Znalazłam tylko tego kolesia i zaprowadziłam go do niego. Potem zostałam w samochodzie o oni poszli tam. - wzruszyła ramionami a Roger znów pokiwał głową na znak zgody. W błyskawicznym tempie pożarł swoje śniadanie i wytarł sobie usta ramieniem zostawiając na nim kolorowy ślad.

Chyba przez te nocne medytacje i potem śpiewanie i granie na klekotach ktoś tu był bardzo głodny. Angie próbowała nie gapić się na wcinającego na bardzo szybko Rogera, no nie tak cały czas. Obserwowała też wujka jak mówił, a nawet knuję, ale oczy i tak jej jakoś uciekały na drugą stronę ogniska.
- Pokażesz gdzie ta pompa od… pana żula? - zaczęła do pana z obrazkami, jednak końcówkę powiedziała patrząc na opiekuna. Albo w okolicy roiło sie od śmierdziuchów, albo poprzedniej nocy utrupiła tego ktosia, o którym mówiła knuja. Byłoby… bardzo niefajnie. Westchnęła i wzruszyła ramionami - Moglibyśmy pojechać twoim brykiem. W nim sie pomieścimy i będzie bezpieczniej… no i jak jesteś jeszcze głodny to mogę ci pokazać gdzie zostawiłam kolację - znowu obróciła się do kostuszka, rozsiewając po okolicy optymizm i pogodę ducha - Ty będziesz jadł, ja posprzątam żeby miejsce w środku zrobić. To była dobra kolacja, sama robiłam, a wujek mówi że dobrze gotuję - sprzedała drobną autoreklamę, skubiąc nitkę przy nogawce spodni.

Roger pokiwał głową kończąc wycieranie twarzy. Przez chwilę spoglądał krytycznie na zabrudzoną rękę i w końcu na ile się dało zaczął ją wycierać o spodnie. Trochę więc niezbyt było wiadomo na co właściwie pokiwał głową. - No. Woda to dobre miejsce na arenę. - pokiwał głową khainita i zaczął wstawać chwytając po drodze odłożonego wcześniej szluga.

- To ja idę zobaczyć tą brykę! - doszło ich z korytarza wołanie Rononna który pewnie poszedł na dół by obejrzeć stan samochodu.

- Angie. - wujek zwrócił się do nastolatki i wskazał palcem sufit i pewnie dalej dach gdzie czekały filtry wody.

Blondynka westchnęła ciężko, a ramiona opadły jej prawie na podłogę. No tak, miała iść po wodę, sama to powiedziała. Że zalatwi filtery i napełni manierki. Zagryzła wargę, tłumiąc chęć aby zacząć migać się od obowiązku.
- Noo.. dooobrze - mruknęła. Zamiast szukać okazji, porwała z ziemi manierkę swoją i wujka, wzięła też menażkę i pustą butelkę po czerwonym płynie pana menela. Mogła to załatwić szybko i móc iść na dół.

Blondynka znalazła drabinę prowadzącą do otworu w dachu. Sam kwadrat był zasłonięty ale dał się bez większego trudu podnieść. Angie wyszła na dach i w pierwszej chwili zobaczyła pochmurne niebo a na twarzy poczuła drobną mżawkę. Na zewnątrz duszący zaduch zdawał się bardziej duszący niż w pomieszczeniu. Choć sama mżawka zdawała się działać odświeżająco. Wujek zostawił aparaturę do uzdatniania wody dość blisko otworu a dach był płaski. Więc sama zestaw filtrów, wiader i butelek był łatwo dostępny. Jeśli już było się na dachu. Jak zwykle odlanie wody z wiadra było całkiem proste. Przegląd butelek i wiader jednak wykazał, że co prawda filtr nadal działał ale nie była to żywotna konstrukcja i łatwo się zapychała odcedzonym materiałem. Dobrze było więc ją wymienić jeśli nie teraz to pewnie przed nocą na pewno jeśli nadal miała pełnić swoją funkcję. Jednak dzięki temu udało się uzbierać na tyle dużo wody, żeby napełnić przyniesione przez nastolatkę pojemniki.

Przy okazji mogła się wsłuchać w odgłosy osady. Dochodziły ją głosy ludzi, zwierząt i silników. Osada budziła się do życia i ruchu. Z dachu było to lepiej słyszalne niż z budynku. Widać też było drogę jaką w nocy przyjechali. Część pojazdów nadal tam stała tak jak i w nocy choć chyba było ich mniej ale tego akurat taka pewna nie była. W każdym razie dociążona trochę tym całym nieporęcznym szpejem zawierającym drogocenną wodę mogła już wracać na dół.

Vex poczuła dziwny niepokój widząc wychodzącą Angie. Jakoś wolała nie zostawiać Sama, samgo z panem kostuszkiem i dwoma laskami, którym aż nazbyt zależało na części, którą im zabrał.
- Zaraz dołączę! - Motocyklistka podeszła do stołu po czym otworzyła plecak i jeden z juków. Bez pośpiechu zaczęła wydobywać zapasowe części, przekładając je do plecaka. Miała nadzieję, że Angie wróci nim wyjmie wszystko co mogłoby się nadać.

Wujek popatrzył albo wsłuchał się w pustą obecnie framugę drzwi prowadzących na korytarz. Przygryzł wargę i przekierował spojrzenie na grzebiącą w bagażu Vex. Potem odwrócił się w stronę khainity który schylił się do podłogi i podniósł jaką grubszą drzazgę. - Słuchaj Roger taka sprawa jest. - zaczął mówić Sam i jakoś zapowiadało się z tego wstępu na klasyka pt. “Mamy do pogadania”. Skojarzenia z jakimś niezbyt chętnemu rodzicowi amanta do dorastającej córki wracało właściwie samo. Roger przyjął ten początek raczej obojętnie pakując sobie drzazgę między zęby i używając jej jako wykałaczki. Pazur który nie doczekał się innej reakcji poruszył nozdrzami w grymasie tłumionej irytacji.

- Mógłbyś przy Angie oszczędzić sobie tych gadek o arenach, krwi i innych takich? - zapytał nie tracąc ierpliwości i brzmiało to całkiem neutralnie i spokojnie. Roger uniósł w zdziwieniu brwi dziwiąc się chyba tej prośbie. Spojrzał na Pazura pytająco jakby czekał czy jest coś jeszcze do wysłuchania.

- Mówię to co chcę powiedzieć. Nie ustawiam cię po kątach więc wiesz… - odpowiedział w końcu pomalowany mężczyzna tonem jakby kazał się najemnikowi odczepić.

- Słuchaj ona jest… - nozdrza najemnika znów poruszyły się nerwowo ale na chwilę umilkł gdy szukał potrzebnego słowa wodząc po bocznej ścianie wzrokiem. W końcu znalazł bo wrócił spojrzeniem do khainity. - Mało doświadczona. I… - powiedział próbując wytłumaczyć temu drugiemu o co chodzi. Ten jednak prychnął rozbawiony.

- Niedoświaczona? - przerwał Pazurowi i roześmiał się krótko. - Zostaw ją mnie. Zaraz nabierze odpowiedniego doświadczenia. - powiedział kpiąco i równie kpiąco patrząc na wyższego od siebie blondyna. Tym razem temu w ruch poszły też szczęki pomagając mu opanować irytację i złość.

- Tego się właśnie obawiam. Bez urazy Roger ale wolę by nabywała doświadczeń gdzie indziej. - Pazur opanował złość na tyle by dalej mówić w miarę spokojnym głosem. Chodź mówił już trochę szybciej i mniej ostrożnie niż na początku.

- Ta. Od ciebie? Nie masz nic do gadania stary. - wymalowana maska czaszki wyszczerzyła się w uśmiechu. Pazur podrapał się po policzku i zrobił krok w stronę tego drugiego.

- O. Nie mam? Serio? - zapytał uśmiechając się jakoś bez uśmiechu i znowu skacając dystans o kolejny krok. Dłoń której palce drapały po policzku jakoś teraz przywodziła myśl, że dość łatwo było nią trzasnąć kogoś. Na przykład rozmówcę.

- Nie. Nikt nie ma. Ona jest ćmą. Nikt jej nie utrzyma. Będzie podążać z swoim księżycem i czasem wyląduje gdzieś na chwilę na dłużej na tej czy innej szybie. Ale ludzie za szybą mogą ją zaciekawić na chwilę ale w końcu poleci dalej. - Roger jak na dotychczasową rozmowę wypowiedział się całkiem obficie. Pazur pokiwał głową gdy słuchał co on mówi.

- To o tych ćmach też sobie daruj co? Nie mieszaj jej w głowie. I tak nie jest nam łatwo. - odpowiedział nieco spokojniej rozkładając nieco swoje wielkie dłonie.

- Sam jej nie mieszaj w głowie. Chcesz ją zamknąć w klatce. Bo tak jest wygodniej dla ciebie. A ona nie chce ci odmówić więc się zgadza. Ale mówię ci człowieku, że to na ćmy nie działa. Nie utrzymasz jej. Nikt jej nie zatrzyma. Nawet jak tam gdzieś pojedzie gdzie tam macie jechać to albo zwieje jak pojedziesz albo jak przyjedziesz. I co wtedy? Będziesz ją ścigał czy gdzieś zamkniesz? Po cholerę. Daj się ponieść fali człowieku, korzystaj z okazji i życia. Jej też daj iść własną drogą. - Roger rzucił w ognisko wykałaczkę i uśmiechnął się do Pazura. Uśmiech może normalnie był i przyjemny ale z tymi wymalowanymi szczekami, zębami i czaszką wyglądał dość opychająco. Pazur wydawał się zaskoczony taką odpowiedział i zawahał się z odpowiedzią. Przemielił ją chwilę w głowie w końcu zaczął kiwać głową i podniósł głowę patrząc znowu na wymalowaną twarz khainity.

- Korzystać z życia? Dać się nieść fali? Jak ty? - zapytał a w odpowiedzi pomalowany roześmiał się znowu krótki i pokiwał głową rozkładając swoje wytatuowane ramiona. - Mam inne podejście Roger. A ty się nie wcinaj. - wskazał palcem na pomalowaną pierś. Jej właściciel prychnął ironicznie. - Teraz jedziemy po wodę. Potem postaramy się stąd wydostać. I może nigdy więcej się nie spotkamy. Nie utrudniajmy sobie nawzajem życia i nie róbmy problemów dobra? - zaproponował najemnik patrząc pytająco na Rogera. Ten uniósł dłonie w obronnym geście jakby się poddawał i w ogóle nie zamierzał mieć nic wspólnego z problemami Sama czy Angie.

- Nikt nie opuści areny jeśli Khain sobie tego nie życzy. Ale próbujcie. Może pisane wam coś innego niż mnie. - powiedział Roger całkiem pogodnym i zgodnym tonem.

- A co ci jest pisane? - zapytał Pazur ze sceptycyzmem unosząc brew o góry.

- Poddać się próbie krwi. I pozabijać wszystkich. - odparł wesoło uśmiechnięty khainita.

- Trzymaj się z daleka od Angie. - odpowiedział po chwili milczenia Sam gdy brwi mu skoczyły do góry na taką odpowiedź khainity. Wycelował w niego palec i w głosie zabrzmiała zawziętość.

- Oj chyba nie zauważyłeś kto tu chce się z kim trzymać. - roześmiał się znowu Roger. - Dobra słuchaj ja nic do ciebie nie mam ale teraz muszę uderzyć w kimono. Wiesz te wypruwanie serc z Tess to trochę męczące było. - powiedział pomalowany i ruszył w stronę wyjścia na korytarz.

Vex od dłuższej chwili zaciskała pięść na jednej z części, czując że jeśli mężczyźni nie skończą rzuci nią prosto w twarz kostuszka. Gdy zbliżył się do niej, jej nerwy nie wytrzymały.
- Jak myślisz Roger wytrzymasz dłużej czy krócej niż Tess? - Niechętnie podniosła wzrok na wymalowanego mężczyznę.

- O nie, nie przesadzaj, Tess była wyjątkowa. A Ćma to nie Tess. Nie wiem ile wytrzyma. - odpowiedział khainita kręcąc przecząco głową i zatrzymując się w progu by spojrzeć na ciemnowłosą kobietę.

- Ćma sobie poradzi, bo ma wsparcie kostuszku. Czy jej się to podoba czy nie. - Vex uśmiechnęła się do mężczyzny, ale jakoś bez przekonania. - Pytałam ile ty wytrzymasz w tej całej wojnie.

- To już wola Khaina. - Roger wzruszył ramionami znów wyglądało, że zaczynał wracać do tego znużonego i obojętnego tonu jak często się u niego ostatnio pojawiał.

- Jeśli łaska przekimaj się gdzieś w budynku, chcę pogrzebać w tym złomie, którym przyjechałeś. - Vex powróciła do pakowania części, już całkowicie ignorując Rogera.

- Grzebać? A co chcesz mi tam grzebać? - Roger który wyglądał jakby miał zamiar już wyjść prawie cofnął się do wejścia gdy usłyszał co mówi kobieta. Spojrzał na nią wyczekująco całkiem trzeźwo wyglądającym spojrzeniem.

- Padało, jest głęboka woda i pewnie zalało silnik. Trzeba go osuszyć i zobaczyć czy odpali. - Vex nie podniosła wzroku na mężczyznę. - Możesz mieć problemy by toczyć tą swoją wojenkę jak wszyscy odjedziemy, a tak będziesz mógł grzecznie pojechać z nami i dalej nam zatruwać życie. Co ty na to kostuszku?

- Silnik jest dobry. Samochód jest sprawny. A ja pojadę z wami do tej pompy ale potem zostaję tutaj. A wy chcecie to jedźcie tą bryką Gordona co wam Mel sprezentowała. Ale mówię wam, że jak będzie to sprzeczne z wolą Khaina to nigdzie nie wyjedziecie. Więc nie grzeb mi przy maszynie bo się wkurzę. - pomalowany khainita wydawał się być całkowicie pewny sprawności swojego samochodu. Chyba uznawał temat za skończony bo odwrócił się by wyjść na korytarz.

- Nie to nie, nie robie przysług na siłę. - Vex wzruszyła ramionami. Najchętniej pomajstrowałaby przy silniku tak, by wybuchł mu w twarz ale obawiała się, że Angie może chcieć z nim jechać.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-09-2017, 09:49   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po śniadaniu


Blond zamieszanie pojawiło się po paru długich minutach, taszcząc butelki i dobrą wodę do ognia. Tam kucnęła, potem rozejrzała się czujnie i wstała. Na jej obliczenia wychodziło, że jeśli zostawiliby wodę tylko dla siebie, to jej i wujkowi starczyłoby na calutki dzień. Nikogo by nie suszyło, ani nie pękałyby usta. I głowa!
- Jak mało dobrej wody przez długo, to boli głowa i kości. I mięśnie… i obraz się dwoi i cudaki się widuje. Te no… fantomorgi, czy jakoś tak - nadawała ogólnie, uzupełniając wpierw manierkę wujka, potem zakręciła się przy manierce Vex i swojej. Na koniec ostatnia porcję zostawiła dla pana z obrazkami. Wystarczająco bardzo mówił dziwnie wedle reszty, jakby go słońce przypiekło i zaczął widzieć zwidasy od pragnienia… jeszcze wujek wpadnie na pomysł, żeby do niego strzelić, a to by było takie niemiłe. - Zaniosę do bryka i tam zrobię miejsce - rzucała prawie że w locie, chociaż bardzo sie starała robić wrażenie że jej sie nigdzie nie spieszy.

Vex uważnie przyglądała się małej. Ten cholerny dupek jej rozkazywał, a ona planowała się do tego zastosować. Motocyklistka potarmosiła blond czuprynę. Nachyliła się do ucha nastolatki i odezwała szeptem.
- Proszę, zostań z wujkiem. Wracając przyniosę to jedzenie, ok?

Po powrocie Angie dostrzegła zasadniczą zmianę w składzie osobowym pokoju: nie było w nim pana z obrazkami. - Vex dobrze mówi Angie. Zaniesie mu wodę. I tak Rononnowi przyda się pomoc. A ty chodź tutaj, musimy się spakować. I czeka cię ważne zadanie. - wujek wtrącił się do rozmowy patrząc na kobietę i dziewczynę do których mówił. Postawił sobie małe lusterko na półce regału i naszykował przybory do golenia. Z braku wody zaczął się golić maszynką na sucho. Wiedziała, że cieszył się ostatnio z nowej maszynki do golenia jaką sam rozpakował i była dokładnie tak ostra i wygodna jak na pudełku reklamowym. Na koniec wskazał brodą na bluzę jaka przez noc robiła za kocie posłanie. - Trzeba zdecydować co z nimi robimy. Jak myślisz? - popatrzył na nią sięgając po wodę jaką przyniosła nastolatka.

- Jadą z nami - dla Angeli problem był prosty, a jego rozwiązanie oczywiste. Patrzyła na wujkowe plecy i to co robią jego ręce - Weź mydło samo i trochę wody… bo ci się skóra zrobi czerwona i boląca, albo się zatniesz i będziesz chodził taki zacięty - podeszła do futerkowego legowiska. Uklękła obok, głaszcząc czarną mamę po grzbiecie - A jak jadą z nami to i jak muszę je zanieść do bryka, żeby się nie zgubiły. Do spakowania są tylko posłania - wzruszyła ramionami. Chciała iść do pana z obrazkami, a wujek chyba to wiedział. Vex też… dlatego jej nie pozwalali, co nie było za miłe. Ona im nie przeszkadzała ani wieczorem przy tulaniu, ani rano przy obciąganiu. Możliwe, że mieli teraz ostatnie chwile spokoju, bo potem pojadą na wojnę, gdzie krew i śmierć. Wtedy nie ma miejsca na tulanie i buziaki - Zabiorę futerka i zrobię im miejsce w bryku żeby nikt ich nie pogniótł… tam dużo skrzynek i paczek i słoików. No i klekoty. I farbki - kiwała głową - Jak się mamy zmieść wszyscy… nawet knuja… to wypada uprzątnąć. Ciocia pomoże Patykowi, ty się odrapiesz, a ja zajmę sprzątaniem. Będzie szybciej.

Vex zatrzymała się w drzwiach.
- Roger mówił by nie dotykać jego auta… możemy zerknąć czy w tym drugim będzie trochę miejsca, ewentualnie załadować kocią rodzinę do jednego z moich juków. - Motocyklistka miała spore obawy czy da radę pojechać Spikiem w wodzie, ale to mogła ocenić tylko wychodząc na zewnątrz. - To idziemy razem?

Angela pokręciła głową. Zaczynała mieć brzydkie wrażenie, że chyba wie o co się rozchodzi.
- Ale ciociu… miałaś pomóc Patykowi, bo jemu się pomoc przyda. Inaczej zostaniemy tu do wieczora i bez wody. Ja sobie poradzę… no i mnie Roger nie mówił, że mam bryka nie ruszać - powoli i ostrożnie podniosła czarną mamę, a potem zabrała się za łapanie mniejszych futerek - Jestem duża, nie trzeba mnie pilnować - doburczała do obojga, obojgu posyłając spojrzenie spod grzywki.

Motocyklistka roześmiała się cicho.
- No co jak co ale ja ciebie nie upilnuję. - Wzruszyła ramionami, zerkając na wujka. - Po prostu też idę na dół. - W końcu machnęła ręką. - Dobra jestem z Rononem na dole, miejmy nadzieję, że Roger nie zacznie tej wojny teraz.
Pomachała pozostałej dwójce i ruszyłą z częsciami na dół i tak długo się obijała.

Wujek wydawał się rozbawiony z tego, że jak się zatnie to będzie chodził zacięty. Wciął mydło i wodę z uśmiechem i podziękowaniem. Twarzy gdy się odwrócił do małego lusterka by się ogolić niezbyt było mu widać ale nie wdawał się w dyskusje brunetki i blondynki. Gdy ta pierwsza spojrzała na niego pytając niemo o zdanie czy poradę rozłożył ręcę w geście bezradności ale nadal się nie odezwał i wrócił do golenia.

Obydwie kobiety właściwie zeszły razem. Motocyklistka niosła swoje narzędzia a dziewczyna Pustyni swoje kociaki. Rozstały się już na zewnątrz, przed budynkiem gdzie Vex ruszyła w strone osobówki przy jakiej grzebał Rononn i chyba kibicowała mu przy tym Mewa a Angie w stronę czarnego vana.


Przed aresztem


Dziewczyna z Det brnąc przez wodę i mżawkę doszła do wniosku, że ona i Spike powinni sobie poradzić z takim poziomem wody. Ale zapewne oboje będą musieli za to zapłacić korozją i przemoczeniem. Tutaj przed domem, wody było na tyle, że motocykl miałby wody gdzieś do osi a więc buty motocyklistki non stop by były w wodzie. Najlepiej by było jakoś przetransportować motocykl powyżej poziomu wody. Siebie zresztą też.

Gdy podeszła do otwartej maski osobówki spojrzała na nią z wysoka maska Rononna. Patyczak wyglądał nieco dziwie łażąc wciąż w gazmasce. - Nie jest źle. Ale nie jest dobrze. - powiedział jakby na przywitanie z Vex. Wskazał na przód pojazdu. Wczoraj fala przesunęła go, tak, że stał teraz po skosie i to właśnie dziobem w rowie. Silnikowi umieszczonemu z przodu na pewno to nie sprzyjało choć samo w sobie nie musiało oznaczać awarii pojazdu. - Trzeba by go wypchnąć na drogę. - powiedział wskazując nieco w tył na zalaną drogę. Tam też była woda ale raz, że płytsza niż w rowie obok a dwa, że była równiejsza niż stojący po skosie samochód. Byli we trójkę. Ciężko było zgadnąć, czy dadzą radę.

Vex obejrzała auto, zastanawiając się czy dałoby radę coś podłożyć by ułatwić wyjęcie auta. Cały czas zerkała na zaparkowanego obok vana. Co jeśli Angie będzie chciała zostać z tym dupkiem? Co zrobi Sam.
- No to spróbujmy. - westchnęła ciężko.

No to spróbowali. We trójkę zaparli się o krawędź przydrożnego rowu co dało im dodatkowy punkt odepchnięcia. Chociaż przez to w tym głębszym miejscu woda sięgała po brzuch osobie odpychającej skrajny brzeg od strony kierowcy i gdzieś do połowy ud tej skrajnej od strony pasażera. Zaparli się i zaczęli pchać. Auto drgnęło więc nie było zakleszczone na amen. Ale na rozmiękłym i śliskim podłożu, zmagając się z krótką ale dość stromą górką stoku zaraz auto wspomagane przez śliski rów wygrało te zmagania opadając z powrotem. Druga próba była podobna. Do tego Mewa krzyknęła gdy zsuwajace z powrotem auto uderzyłą ją, ona upadła i wstała rozcierając obolałe miejsce. Jednak wreszcie za trzecim razem udało się wypchnąć samochód na równię drogi. Raptem wydawało się jakieś równiejsze czy wyższe gdy woda sięgała na jednym poziomie gdzieś na 2/3 kół. Przy okazji więc zalana była podłoga pojazdu wewnątrz kabiny. Lepiej tutaj prezentował się czarny van który był wyżej zawieszony więc woda przynajmniej na równym terenie nie wlewała się do środka. - Znasz się na tym? Może wsiądziesz? - zapytał patykowaty mężczyzna w gazmasce. Ale, że obydwie kobiety stały obok siebie, a on wyraził się dość nieprecyzyjnie a przez tą jego gazmaskę niezbyt było wiadomo na którą właściwie patrzy i mówi to Mewa popatrzyła niepewnie i pytająco i na niego i na Vex.

Vex tylko prychnęła pod nosem. Wyciąganie auta zmęczyło ją i cala radość z poranka zeszła na plan dalszy. Do tego ciągła obserwacja fury Rogera, w której wyobraźnia podpowiadała jej znajomy ruch, dodatkowo ją irytowała. Nie nadawała się do tego rodzinnego interesu. Było jej cholernie żal Sama. Starał się, próbował jakoś poukładać, a mała zasmakowała seksu i pewnie znów to robiła. Jak cholerny królik. Do tego jeszcze martwiła się o tą głupiutką blond główkę.

Otworzyła ponownie maskę, w której, w końcu choćby część elementów, wystawała ponad wodę i sięgnęła do akumulatora. Wydobyła z plecaka suchą szmatę i zaczęła wycierać mokre styki. Jak pójdzie zwarcie i tak będzie gówno, a nie odpali. W sumie ciekawe czy stary dobry Roger zerżnie też kochaną nastolatkę od tyłu. Wkurwiona prawie nie rzuciła płaskoszczypami w wodę. Wzięła kilka głębszych oddechów i już spokojniej wróciła do pracy.
- To nie dla ciebie Vex... - Szeptała cicho, wycierając do sucha spięcia akumulatora i zajrzała do świec. Skrupulatnie jedna, po drugiej, osuszała je, mając świadomość że jeśli woda dostała się do silnika i tak wyjdzie z tego cale nic. Zostawiła otwartą maskę i usiadła na miejscu kierowcy.

Niechętnie spojrzała na stojącego vana. On pewnie odpali, ale ona nie zamierza do niego wsiadać. Angie może nie rozumieć, ale jej było cholernie źle. Oparła głowę o kierownicę i cicho zaczęła szeptać modlitwę mechaników z Det.
- No złomku, odpal błagam. To tylko jedna noc w wodzie. Obiecuję, że jak tylko wyjedziemy z tego gówna, porządnie cię nasmaruję i wymienię olej. Potrzebujemy cię malutki. - Powoli oparła dłoń na kluczyku. - To tylko krótka trasa, do pompy i do Pendelton, a tam jest zajebisty lekarz, ok?

Z sercem na ramieniu przekręciła kluczyk w stacyjce.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-09-2017, 10:39   #80
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i Pan z Obrazkami i futerka i brudny bryk przed domkiem

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2mn8vLYDAew[/MEDIA]

Nastolatka rozdzieliła się z Vex zaraz przy drzwiach frontowych domu z kratami w oknach. Od razu zaczęła mieć kłopoty bo kocia mama na taką paskudną mżawkę i cały wodny świat zareagowała tak jak to koty często reagowały na nadmiar wody. Czyli próbowała się wyrwać i czmychnąć ale mimo to udało się blondynce dojść do czarnego pojazdu. Głównie dlatego, że stał zaledwie o kilka kroków dalej bo na dłuższe zmagania z kotką to zaowocowałoby by pewnie eskalacją konfliktu na kły i pazury.

Udało jej się jedną dłonią otworzyć boczne drzwi vana, te same co wczoraj w nocy. Dziś też były otwarte. Zaraz na podłogę wskoczyła kocia mama po trochu wyrywając się wreszcie człowiekowi a po trochu puszczona przez niego. Zaraz jednak zaczęła rozglądać się niepewnie i uważnie po wnętrzu furgonetki węsząc intensywnie i strzygąc uszami. W końcu obadała sprawę na tyle by wydać z gardła ostrzegawczy warkot niezadowolenia. Cofnęła się z powrotem do wyjścia ale tam zastopował ją widok bezbrzeżnej, złej wody. A z ramion Angie ciekawe ruchy puchatych główek nieświadomych zdenerwowania i zaniepokojenia matki. Mieszkanka Pustkowi jednak mogła dość łatwo zgadnąć co zaniepokoiło kocią mamę.
Krew i śmierć. Na pewno nie uspokoiła ona kociej duszy. Prawie cała rowkowana podłoga vana była uwalana krwią. Częściowo już zaschniętą a częściowo sądząc po odblasku jeszcze nie. Wyglądało jakby ktoś tu oprawiał jakieś zwierzę. Ale to pewnie zostało po Tess bo jej ciała nie było. Za to były muchy. Latały i bzyczały wyczuwając okazję do żerowania. Był też Roger.

Roger leżał na bocznej ławce pojazdu. Była na tyle długa, że można było ją potraktować jak wąskie na szerokość ale na długość prawie pełnowymiarowe łóżko. Roger leżał nakryty jakimś kocem i albo spał albo zasypiał. Poruszył głową sprawdzając kto przyszedł ale zaraz ją opuścił z powrotem.
- Wejdź. - mruknął sennym głosem. - Znaczy jak się nie boisz. - dodał już leżąc znowu wciśnięty na płaskiej ławie. Kotka zaburczała znowu z niezadowolenia rozdarta między chęcią ucieczki, troską o młode, strachem przed miejscem kaźni a wstrętem do zimnej wody.

Bryk wyglądał gorzej niż podłoga po nocnym zasadzkowaniu na pana żula. Tutaj wszędzie było czerwono i zapach miedzi kręcił w nosie. Angie nie dziwiła się czarnej mamie, że nie chce tu siedzieć. Miała o wiele lepszy nos niż ludzie, bardziej czuły.
- Nie martw się, posprzątam i będzie dobrze - szepnęła do niej, głaszcząc uspokajająco nastroszone włoski. Weszła do środka i bluzę z kociakami położyła na fotelu kierowcy, gdzie nie dotarła czerwień. Kocią mamę też tam przeniosła.
- Bać? Czego? - spytała pana z obrazkami, wracając do wyjścia i zamykając drzwi - Przecież to tylko krew. Krew nikogo nie krzywdzi. Jest jak woda, tylko taka co płynie w ciele - wzruszyła ramionami, przyglądając się brudnej podłodze - Bo ten… mogę tu posprzątać. Żeby się nie brudzić… no i jak mamy jechać… no żeby dało się jechać. Możesz spać, ja się tym zajmę. Już w noc… posprzątam - powtórzyła.

Kotka dalej była zdenerwowana. Nie chciała dać się złapać człowiekowi. Dopiero gdy nastolatka już opuszczała ją na bluzę z młodymi do której już chyba kocia familia zdążyła się przyzwyczaić przestała się wyrywać mając potomstwo w zasięgu wzroku. Gdy Angie ją puściła ona zaczęła od razu owijać się wokół nich opiekuńczym kręgiem i zaraz zaczęła je troskliwie lizać jakby chciała z nich zmyć ten smród krwi i śmierci jaki tu się rozgościł. Młode też coś musiały wyczuć bo unosiły łebki i węszyły intensywnie chłonąc nowe dla siebie zapachy. Ale jeszcze były na tyle młode, że nie okazywały obaw tak jak ich dorosła i bardziej doświadczona matka.

- Krew jest święta. Krew dla Khaina. - burknął półprzytomnie pomalowany mężczyzna. Powieki miał zamknięte i wyglądało na to, że już balans przechyla się na stronę snu niż realnego świata. Ale przez to nastolatka miała okazję przyjrzeć się wnętrzu pojazdu w dzień. Wszystko nawet w pochmurny i mżysty poranek było wyraźniejsze niż w nocy przy świetle świec i lamp. Nie było przez to tej niepowtarzalnej, na wpół mistycznej atmosfery pełnej ciepłych płomyków i ceni ale przez to właśnie było widać wyraźniej. Sprzątnięcie samej krwi zapowiadało się trudno. Krew zdążyła już częściowo zaschnąć więc samo chlustani wodą by nie pomogło. Trzeba było to wyszorować piachem albo szczotką jakąś. Piach to chyba cały teraz był pod tą zimną, mokrą wodą więc trzeba było znaleźć coś innego. A zmyć trzeba było bo muchy i inne trupojady będą tu się złazić i złazić. Potem jak się zalęgnął nie było je już tak łatwo się pozbyć.

Przy okazji w dzień mogła lepiej i spokojniej przyjrzeć się wnętrzu półek, haków i pudeł gdzie Roger trzymał swoje rożne precjoza. Nie było knui a Roger już prawie spał i zdawał się nie zwracać uwagi na Angie jak każdy śpiący.
Wnętrze zaś pełne było suszonych ziół, torebek foliowych pełnych nie wiadomo czego, słoików, pudeł, kartonów, fletów, takich dziwnych sklejonych fletów, bębnów i całych mnóstwa dziwnych gratów jakie zdawały się być zabrane bez ładu i składu z przypadkowe ulicy czy innej rupieciarni. Gdzieś na ścianie wisiała okrągła tarcza. Ta co już widziała u mężczyzny wcześniej ale widocznie musiał ją znowu odłożyć.

Pan z obrazkami nie mógł być tak zły jak wujek myślał. Źli ludzie nie robili muzyki, a wnętrze bryka zdobiło parę instrumentów. Poza nimi było tu… tyle fajnych rzeczy! I suche roślinki i dziwne proszki i całe, całe mnóstwo czegoś, czego blondynka nie umiałaby nawet nazwać. Żałowała, że nie może spędzić tu całego dnia, oglądać i sprawdzać. Brać do rąk pękatych słojów i potrząsać żeby zobaczyć czy chlupią. Niedługo wyruszali, wujek nie będzie golił się wiecznie i nie wiadomo czy ktoś nie postanowi wejść do środka… no i jeszcze wymalowany w obrazki na obrazkach mężczyzna wyraźnie miał zamiar iść spać, a jak uśnie Angie nie mogła go budzić. Po to się spało żeby być wypoczętym, a on całą noc klekotał, a potem wycinał i palił serce i przeniósł gdzieś zwłoki. Musiał być bardzo zmęczony.
- Do krwi przyjdą robaki. Dużo i ruchomych. I wszędzie wejdą, będą cię gryźć i pogryzą twoje skarby - powiedziała cicho, przechodząc tam gdzie ławka i śpioch. Idąc w jego kierunku ściągnęła bluzę, a potem podkoszulkę, odkładając je na oparcie fotela żeby się nie pobrudziły… szkoda. No i wujek by zauważył że coś nie tak, a nie chciała go dodatkowo martwić. Problem pojawił się przy staniku, ciężko było go zdjąć jak nie widziało się zapięcia, ale po zaciętej walce zameczek puścił - Khain już dostał ofiarę. Jak jest od krwi to pewnie lubi świeżą. Ja tam bym wolała świeżą, a nie taką starą i zgniłą i jeszcze z robakami. Jakby mnie taką ktoś poczęstował to bym mu chyba zrobiła wypadek - mruknęła, siadając w nogach i zdejmując buty. Je też postawiła ostrożnie żeby się nie pobrudziły od środka. Po zdjęciu obuwia pozbycie się spodni zajęła parę sekund. Zapach jatki kręcił w nosie aż chciało się kichać.
- Jeszcze będzie dużo świeżej krwi skoro jest wojna. Nie zabraknie… a lepsza taka co dopiero wypłynęła. Tej już nie potrzeba… chyba. Spełniła swoją rolę - wspięła się na ławkę i przycupnęła na niej, dłonie opierając obok stóp i zmieniając się w żabę. Taką co rechotała w stawach co mają wodę i zieloną rzęsę. Gapiła się przy tym na Rogera, przekrzywiając głowę w bok.

Roger nie zareagował ani na słowa ani na ruchy blondynki. Leżał spokojnie na ławie, nakryty kocem z zamkniętymi oczami. Oddech robił mu się coraz głębszy i wolniejszy gdy pogrążał się we śnie. Oczu nie było prawie w ogóle widać w tym półmroku panującym wewnątrz pojazdu i poczernionych “oczodołach” czaszki jaką wymalował sobie na twarzy pan z obrazkami. Bzyczenie much wydawało się głośniejsze od jego oddechu. Jakaś wylądowała na kocu okrywającym Rogera. Zaczęła czyścić skrzydełka nic sobie nie robiąc z obecności ludzi. Z zewnątrz dobiegały Angie stłumione odgłosy pozostałych. Chyba zmagali się z wyciągnięciem samochodu na drogę ale widocznie im się udało. Z przedniego siedzenia słyszała jak kocia mama dalej czyści siebie albo swoje maluchy.

Naprawę wyglądał bardzo ładnie i jak kostuszek. Gdy zamknął oczy już w ogóle jego głowa przypominała czaszkę, z tą czarnością tam gdzie powieki. Angie zawahała się wpierw chcąc go dźgnąć palcem w zaobrazkowana pierś. Żeby się upewnić, czy aby przypadkiem już nie śpi, bo jakby nie spał… ucieszyłaby się. Znowu w dole brzucha miała te dziwne robaczki co tak wierciły i robiła się jej gorączka. Wyciągnęła rękę i już prawie bodnęła unoszący się rytmowo tors, gdy do blond głowy wpadł kompletnie inny pomysł. Przypomniała sobie podglądany poranek wujka z ciocią i przełknęła ślinę, a wzrok jej zjechał niżej. Wujek robił takie zabawny miny jak Vex mu pracowała głową między nogami. Może nie było takie złe, no a na pewno miłe… no i nie mogło być gorsze od zepsutego mięsa. Do tego Roger spał, więc nie zacznie krzyczeć. Uspokoiła myśli i wreszcie podjęła decyzję, wsuwając rękę pod kocyk żeby rozpiąć leżącemu spodnie.

Pod kocykiem dłoń nastolatki wyczuła przyjemne ciepło, tak typowe dla ciepła nagrzane od ludzkiego ciała. Potem wyczuła wierzchnią warstwę spodni opiętej na udach śpiącego mężczyzny. Wreszcie dotarła do bioder i tam do tych różnych elementów znacznie bardziej odkształcających się na sam dotyk niż sam materiał spodni. Palce zaczęły gmerać przy suwaku, ten w dość niewygodnej dla nastolatki pozycji rozsuwał się dość opornie ale gdy wreszcie po kilku szarpnięciach udało jej się rozsunąć Roger podniósł głowę. Otworzył oczy i białka jego oczu wydawały się bardzo kontrastować w porównaniu do otaczającej go czerni wokół oczodołów. Przez te malowanie jego rysy twarzy było trudniej czytelne więc nastolatka miała w tej pierwszej chwili kłopoty z rozpoznawaniem emocji khainity. Ale szybko musiał obrzucić ją spojrzeniem.
- Co robisz Ćmo? - zapytał patrząc na klęczącą przy nim dziewczynę. Gdy on leżał na ławie a ona klęczała na podłodze dzielił ich z jeden krok, może pół ale głowy mieli właściwie na tym samym poziomie.

- Nic - odpowiedziała odruchowo jak zawsze kiedy robiła coś nowego i nie była do końca pewna czy to wypali. No ale już nie musiała uważać że go obudzi, bo sam się obudził. Na chwilę zamarła, ciekawa czy tak jak wujek każe jej sobie iść i tego nie robić, czy zrzuci z ławki na brudną podłogę? No raczej nie, w końcu był miły.
- Znaczy… bo chciałam żeby ci było miło, no ale nie wiedziałam jak… ale już wiem, bo widziałam i wiem że nie wolno zębami, tylko ostrożnie. Chcę się z tobą poprzytulać od środka i połączyć duszami… póki jeszcze spokój, wrogi daleko, a wojna za płotem, ale nie na podwórku. - dalej gmerała w rozporu, wyciągając na wierzch siusiaka. Już nie puchł jak wczoraj… znaczy że już mu sie nie podobała i jej nie lubił? Dla uciszenia myśli nachyliła się do przodu, wąchając nieufnie trzymany delikatnie w dłoni kawałek ciała. Nie było źle, pachniuchował jak Roger, tylko tak mocniej. Nie było much ani padliny, a dodatkowo zapach otaczającej ich jatki paraliżował po części powonienie. Wystawiła język, smakując ostrożnie obce ciało. Smakować też nie smakowało źle. Solą i potem i znowu Rogerem. Tak jakby zapach dało się zmienić w tym jednym miejscu w smak.

- Chcesz się ruchać? - zapytał Roger obserwując i słuchając działającą blondynkę. Zmarszczył brwi jakby się zastanawiał albo namyślał ale gdy Angie zaczęła gmerać przy rozporku opadł z powrotem na ławę. Ale przekręcił się trochę tak, że leżał teraz na plecach. Koc skotłował mu się gdzieś w na kolanach zsuwając się częściowo na podłogę pojazdu. - No to zajebiście. Jedziesz mała. - sapnął z zadowoleniem najwyraźniej dając przyzwolenie nastolatce na jej poranną aktywność. Ta czuła zaś jak trzymana w ustach część ciała zaczyna drgać, rosnąć i sztywnieć. Zupełnie jak wczoraj wieczorem gdy ją Roger kujnął od środka. Tylko tam na dole a nie w ustach.

- Nie jestem mała - mruknęła, przerywając zapoznawanie językowe i łypnęła na pana z obrazkami z wysokości jego bioder - Jestem już duża - przypomniała tak dla świętego spokoju o fakcie który chyba umykał otoczeniu, a zwłaszcza wujkowi. Ale to nie był czas na mówienie, dziadek jej kiedyś tłumaczył, że nie wolno mówić z pełnymi ustami bo to nieładnie. Pomagając sobie ręką powtarza podpatrzone przy ognisku ruchy lizania, ssania i całowania, a blond głowa poruszała się rytmicznie w dół i w górę.

- Zajebiście… - mruczał z zadowolenia pan z obrazkami oddając się przyjemności. Sam zaczął oddychać coraz szybciej i jedną dłoń wsunął pod swoją głowę a drugą zaczął gładzić włosy, twarz i bark dziewczyny trzęsącą się blond czupryną. Życie musiało wracać do niego podobnie jak wczoraj wieczorem. Wyglądał na całkiem rozbudzonego i pobudzonego. Wreszcie podniósł się siadając na ławie. Poniósł nastolatkę do pionu tak, że musiała prawie wstać.
- Chodź tu. - powiedział podnieconym głosem i sam usiadł na ławie pojazdu. A Angie nakierował tak, że musiała stanąć okrakiem nad jego udami. Potem zaczął nasuwać ją na siebie podobnie jak wczoraj u niego w pokoju.

Tym razem wiedziała już co robić, chętnie dała się podnieść i wpakowała się mężczyźnie na kolana, z werwą siadając na nich aż pod pośladkami poczuła jego uda. Sapnęła i zamruczała jak futerko kiedy się połączyli. Tym razem nie było żadnego oporu ani bólu, chociaż coś na początku zakuło jakby zdrapała strupa, ale im bardziej się łączyli, tym mnie przestawała zwracać na to uwagę. Było podobnie, ale kompletnie inaczej. Teraz nawet w półmroku dnia widziała dokładnie przytulanego Rogera. Pan z obrazkami zmienił się w kostuszka co bardzo, ale to bardzo się dziewczynie podobało. Co prawda znowu użył słowa którego nie zrozumiała, ale chyba domyślała się o co może chodzić.
Zrobiło się ciepło, tak ciepło jak w środek upalnego dnia. Tak w ciele, gdzie krew i kości. Żar rozchodził się od brzucha do całego ciała, a Angie zarzuciła ramiona na wymalowaną farbkami szyję, podejmując galop zaczęty jeszcze zeszłej nocy.
- A… można… inaczej? - wystękała mu do ucha, trącając je nosem w rytm podskoków? - Jak można… pokaż.

- Pewnie. - wysapał Roger i bez ceregieli złapał Angie po pachami nie dając jej opaść po którymś podskoku tylko pomógł jej wstać i sam też wstał. Popchnął lekko nastolatkę tak, że zrobiła krok. Gdy spojrzała na niego odwrócił ją do siebie tyłem i popchnął ją na oparcie krzesła kierowcy. Złapała się dłońmi a kotka spojrzała w górę na nagle pojawiającą się w zasięgu jej wzroku twarz człowieka i zaczęła węszyć i patrzyć bystro i czujnie łowiąc uszami dźwięki. Spływające jasne loki dziewczyny przyciągnęły uwagę Uziego. Ten popatrzył tak samo zaciekawiony jak matka ale zaraz zaczął próbować sięgnąć łapką dyndające końcówki. Za szybą Angie miała całkiem przyzwoity widok na grupkę zgromadzoną przy osobówce. W tym czasie khainita który na czas przemieszczania oderwał się na chwilę od nastolatki poszedł blisko, tak, że poczuła go na swoich udach i pośladkach. A potem zaczął pakować ten spuchnięty i sterczący kawałek ciała do środka. Też tak samo jak wcześniej na ławie ale jednak w innej pozycji więc było trochę inaczej. Ale przyjemność pozostawała ta sama i zaraz Angie i poczuła i usłyszała głośne klaśnięcia obydwu ciał gdy jego biodra trzaskały o jej pośladki. Samochód też zdawał się podzielać ten rytm gdy lekko kiwał, trzeszczał i zgrzytał w rytmie nadawanym przez dwójkę ludzi.

Dziewczyna musiała złapać się mocniej fotela i zacisnąć na nim dłonie. O tak… to na stojąco też można było i to całkiem nieźle! Super wręcz i chociaż kościsto-obrazkową twarz widziała teraz tylko jako odbicie w szybie i tak… to było jeszcze lepsze niż skakanie! Z każdym kolejnym uderzeniem ciał oddech rwał się jej i tracił rytm w przeciwieństwie do stałego, a nawet przyspieszającego rytmu łączenia, seksu, ruchaciowania czy jak to zwać. Chodziło o to samo.
- T...to… w-wolę ta… tak - wysapała między jednym zduszonym jękiem a drugim. Robiło się tak nieznośnie gorąco i pulsowanie wewnątrz brzucha przeszło w tryb ognia ciągłego karabinu maszynowego.

Roger nie odpowiedział. A przynajmniej nic zrozumiałego. Pojazd trząsł się tak samo coraz gwałtowniej jak para ludzi wewnątrz nadawała mu coraz szybszy rytm. Roger sapał i stękał szybciej i mocniej niż na początku. W końcu złapał w pewnym momencie Angie za kark przyciskając ją do oparcia fotela kierowcy. Jej włosy trzęsły się jeszcze mocniej i były niżej niż wcześniej więc Uziemu udało się złapać za jeden z kosmyków i zaczął go gryźć i ćlamać. Nastolatka odczuwała to jako nieco mocniejsze szarpnięcia gdy kociak targał tym kawałkiem jej blond czupryny. Roger zaś nie wiadomo czy w ogóle był świadomy obecności kotów na siedzeniu, jeśli tak to chyba nic go to nie obchodziło. Dalej utrzymywał ten gwałtowny rytm i oboje spływali już potem w tym tropikalnym powietrzu od tych zabaw. W końcu wreszcie Angie rozpoznała ten kulminacyjny moment po wczorajszych doświadczeniach. Khainita zastękał mocniej, dostał tych kilku mocniejszych, spazmowatych ruchów a ona poczuła ten finał w sobie i na sobie. Roger tak jak wczoraj wieczorem w końcu dla odmiany po gwałtownej galopadzie znieruchomiał i opadł na nagie plecy wciąż wygiętej nastolatki.

Zmęczenie, pot ściekający po skórze, stopy klejące się poczerwienionej podłogi, czarne futerko bawiące się włosami. Woń krwi, śmierci, ziół i dymów, wymieszanych z kocią sierścią. Do tego ulga i radość z wybuchu kuli w brzuchu. No i pan z obrazkami ciążący u góry jakby teraz ona robiła za ławkę, ale to też było miłe. Obojgu było miło. Wujek będzie zły, jeśli się dowie, a pewnie się dowie… ale ona mu nie mówiła z kim ma sie kolegować. Wiedział wszystko i był najmądrzejszy… ale może ten jeden raz się mylił? Nie chciała wierzyć, że Roger jest zły i niedobry i jeszcze musieć go unikać.
- Vex mówiła… że jak pan kończy o tam w środku… to z tego są młode - mruknęła, sięgając ramieniem za plecy i głaszcząc ciemne włosy za sobą - Ale to nie szkodzi. Jesteś bardzo ładny i sprytny i duży i silny i umiesz robić obrazki i malować farbkami i zabijać. Mogę mieć z tobą potomstwo. Przynajmniej nie zostanę sama - stwierdziła lekkim tonem, próbując delikatnie wolna ręka zabrać Uziemu swoje włosy.

- No. - Roger kiwnął głową i odkleił się od Angie. Podszedł do jakiejś półki i zaczął tam dość hałaśliwie czegoś szukać. Chyba nie znalazł bo usiadł na ławce, wysunął jakieś pudło i z niego wyjął jakąś butelkę. Uśmiechnął się i odkręcił ją a potem pociągnął długi łyk. Wychylił tak na raz chyba z pół butelki. Potem wysunął ją w stronę nastolatki.
- Łyka? - zapytał patrząc na nią pomalowaną twarzą.

Blondynka obróciła się powoli i na miękkich nogach, podpierając się ścian, wróciła na gościnne kolana, sadowiąc się wygodnie. Przejęła butelkę i upiła niewielki łyk. nie mogła być pijana ani śmierdzieć jak pan menel. Pani menel... no żul pokrótce. Wtedy trudniej było się skradać.
- A teraz idź spać. Musisz być silny - szepnęła, całując go mocno w usta. Alkohol, papierosy i posmak ziół z kolacjo-śniadania. Dłoń zaczęła jej jeździć po pokrytej farbą twarzy, którą mogła podziwiać z bliska rozszerzonymi, błyszczącymi oczami. Sen był dobry, pan z obrazkami go potrzebował... musiał iść spać, a ona posprzątać. Do tego starczy zła woda i piach, da radę. Musiała to zrobić. Była w końcu dobrą dziewczynką.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172