Dzielny Yetar za nic miał śmiercionośne pułapki. Nawet Luna coś tam o nich pod nosem zamruczała, ale przecież fetchling nie takie rzeczy już podczas ich wspólnej wyprawy robił. W zasadzie ciężko im było przypomnieć sobie sytuację, w której chłopak w ogóle cokolwiek znalazł i rozbroił. To było dla słabych!
Cieżkie, kamienne wieko ustępowało powoli niezbyt imponującej sile pchającego je złodzieja. Ustępowało jednak i nawet pomoc jak zwykle gadającego zamiast robić Elvina nie była potrzebna. Centymetr po centymetrze ciemność w środku poddawała się oczom Yetara. Dzięki nim, a może to był instynkt, zdążył w porę zauważyć błyskawiczny ruch w środku. Znacznie szybszy, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Fetchling uskoczył w ostatniej chwili, a przez powstałą po przesunięciu szparę wyprysnęła owinięta starymi, rozpadającymi się bandażami ręka. Chwyciła powietrze, więc zabrała się za otwieranie swojego miejsca spoczynku, łapiąc kamienną płytę i przesuwając ją w bok. Szybciej, niż wcześniej Yetar robił to z wytężeniem wszystkich swoich sił.
Nad ziemię uniosła się delikatna, zielona mgiełka, w dużej mierze wypływając z sarkofagów i spływając na ziemię. Kilka symboli na stojącym na środku ołtarzu rozjaśniło się jadowitą zielenią.
- Mirko, jesteś tam?! - ci na górze wybrali sobie właśnie ten moment o przypomnieniu o swojej obecności.
- Jestem! - odkrzyknął zapytany. - Właśnie coś wychodzi z sarkofagów, to niesamowite! - dodał z wyraźnym podekscytowaniem.
I miał rację co do liczby mnogiej, bo płyta na jednym z pozostałych czterech sarkofagów również zaczęła przesuwać się na bok.