Fortenhaf – dzień pierwszy 1 – zmierzch
Wokół placu targowego mieszkają najbogatsi miejscowi kupcy. Zalicza się do nich również rzeźnik Buch, który jest ponoć najlepszy w swoim fachu w całym Fortenhaf. Mężczyzna słynie ze sprzedaży najprzedniejszego i świeżego mięsa. Wraz z żoną Gheldą, mieszka w średniej wielkości murowanym budynku. Ich największym marzeniem jest trójka dzieci. Niestety, jak dotąd nie mają ani jednego. Buch znał się z Sveinem, rzeźnik często go najmował do pozbycia się szczurzego kłopotu. Z tego też powodu szczurołap nie miał problemów z nabyciem półtuszy świni po normalnych codziennych cenach.
Svein w drodze na cmentarz widział, że spora część gości postanowiła przenocować jeszcze jedna noc w pobliżu miasta. Tego wieczoru muzyki, tańców i zabaw było mniej. Kupcy, którzy pozostali przy osadzie mieli jeszcze okazję co nieco zarobić.
Erich von Kurst swym impulsywnym zachowaniem zaskoczył i przestraszył urzędnika. Mężczyzna chciał zrobić krok w tył, jednak chwyt szlachcica mu na to nie pozwolił.
– Słu-u-u-cham? – wyjąkał.
- To, to Ko-ko-kobieta była Pa-pa-panie –przełknął głośno ślinę.
- Ubrana jak pielgrzym była, niższa od was Panie. Zmiłujcie się, nie wincie mnie za przekazane wieści Panie. - Zdołał się nawet z lekka opanować, jednak nadal bał się szlachcica.
- Z Burmistrzem się rozmówcie, on tu rodzony, albo po karczmach rozpytajcie. Jak to uchodźca, bez majątku to w przytułku mógł nocować. Ale tam nikt nikogo o nic nie pyta. Spis chcecie? W 2524 roku na wiosnę był robiony. Zaraz Wam przyniosę.
Szlachcic pozostawiony samemu niecierpliwił się, trwało to długo. Mężczyzna w końcu zjawił się z zapiskami. Już na pierwszy rzut oka widać było, że spis jest nieaktualny. Szacowana liczba mieszkańców Fortenhaf nie przekraczała wtedy 400 mieszkańców.
- Panie wybaczcie, ale wieczór idzie. Może zechcecie tu wrócić jutro z rana?
Oskar von Hohenberg zajęty był śledzeniem łowców nagród. Przez cały dzień czuł się paskudnie, w żołądku go kręciło. Skromne poranne śniadanie zapite zsiadłym mlekiem zamiast pomóc na kaca odbijało się w żołądku. Szlachcic nachylając się dla niepoznaki nad jednym ze straganów sprzedających groch z kapustą poczuł jak żołądek ucieka mu do gardła.
Zaułek dalej Oskar zgięty w pół zwrócił cały poranny posiłek. Na jego szczęście nie zgubił przy tym Thiesa oraz Felixa. Ci rozpuścili wieści o nagrodzie i zamelinowali się w tawernie Salamandra, typowej targowej spelunie. Można w niej było zawsze tanio napić się cienkusza, dostać w mordę i stracić sakiewkę. Szlachetnie urodzeni, a nawet co bogatsi mieszczanie omijali to miejsce. Dlatego pojawienie się w niej Oskara wzbudziło zdziwienie u karczmarza i pozostałych gości. Gospodarz podał podłą wykręcającą kislevską wódkę, wypalała ona paskudny smak w ustach i piekła w gardle. W żołądku zamiast przyjemnego ciepła wywołała bolesne skurcze. Łowcy nagród nie rozpoznali Oskara chyba tylko dla tego, że siedzieli tyłem i opowiadali o nim przepatrywaczowi, w którym zaskoczony Oskar rozpoznał Lenarta.
Byli raczej zadowoleni, z ich rozmowy wynikało, że liczyli na prosty i dobry zarobek który pozwoli im spokojnie przezimować w jakimś burdelu, gdzie grzaliby się winem i kobietami.
Przepatrywacz zastał łowców nagród w obskurnej tawernie. Ci potwierdzili plotki. Oferują złotą koronę za doprowadzenie do szlachcica, którego poszukują, awanturnika i swawolnika, na którego stryczek już od dawna czeka. Szlachcic to straszny łajdak, na innym święcie wina zabił stronnika Leitdorfów. Plugawy nikczemnik wcześniej pohańbił jego córkę po pijaku. Tchórz bał się pojedynku i zza węgła strzelił jej ojcu w plecy z kuszy zatrutym, podpiłowanym bełtem. To zbir, pijak, raptus i gwałciciel , niebezpieczne to zwierzę, bez zasad, czci ni honoru. Oskart von Hofenburg tak na niego wołają i jest on w Fortenhaf na pewno. W gospodzie Przy Bramie był widziany podobno, takie nazwisko tam padło. Pono wjechał w kompaniji z martwym krasnoludem. W połowie ich przydługich tłumaczeń dostrzegł inkryminowanego towarzysza. Dziwne, bolesne uczucie w podbrzuszy skłoniły byłego żołnierza do poszukiwania wychodka. Biegunka to częsta dolegliwość na żołnierskim szlaku, ta była jednak wyjątkowo obfita i wodnista.
Lennart Schatz przepchał się do aptekarza. Ten był wyraźnie podenerwowany. Zaklinał się na wszytki świętości, że jego środki i recepty są świeże, że zioła mu nie zwietrzały, że uczciwe ceny wołał. W momencie gdy w stronę sprzedawcy zaczęły lecieć obelgi i warzywa interweniowała straż rozganiając do domów wściekłe kobiety.
- To co zawsze działało. Driakiew i mieszanki ziół do przygotowania naparów: mięta, rzepik, liść jeżyny i maliny, kora dębu, kłącze pięciornika, dębianka, kłącze wężownika, kora oczaru. - Czego to wina pytanie? – Aptekarz był nadal wzburzony,
- ludzkiej głupoty i uchodźców z Kisleva. Ludzi potruli tym swoim bimbrem, co każdego zawsze częstują. Dzieciakom pewnie też sprzedawali, a durne baby do mnie mają pretensje. Chcecie wy czego bo zamykam?
Hannes Hebel nim opuścił siedzibę maga udając się za burmistrzem odpowiedział jeszcze na zadane pytania Ottona.
- Będę Wam służył pomocą, gdybyście chcieli kogo przesłuchać każę moim ludziom go do was doprowadzić Magistrze. - Dowódca straży na życzliwość odpowiedział życzliwością.
- Śledczych? W Fortenhaf znajdziecie wielu rzemieślników, ale nie uczonych. Moi ludzie to zwykli mieszczanie. Co niektórzy mieli większe bądź mniejsze doświadczenie w boju. Zdzielą w łeb kogo trzeba i równo maszerują. Tyle od nich oczekiwano i w tym ich szkolę. Wybaczcie.
Hannes wybiegł budynku zaraz za Burmistrzem.
Herbert Dröge wysłuchał Widdensteina w skupieniu.
-
Cieszy mnie wasza odpowiedź i zapewnienia. Skoro i Kolegia podejrzewały Josefa Kawohlusa tym lepiej, że nie żyje. Będę czekał na wieści od Was w domu Wiecznego Ognia.
Co do heretyków i kultystów nie zaprzątajcie sobie nimi głowy. Macie własne zadanie i rozkazy od przełożonych. – Kapłan był ci wyraźnie niechętny.
- Zobaczycie ich na procesie wraz z resztą mieszkańców, jeśli będziecie musieli tu tak długo pozostać. - Amm. E.. witam – Przybyły akolita Morra rozglądał się nerwowo, jego zachowanie spotkało się z surowym spojrzeniem kapłana Ulryka.
Ulrykanin na przywitanie odpowiedział swoim zwyczajowym pozdrawianiem wystawiając kciuk do góry, składając palec wskazując i środkowy, a wystawiają serdeczny i mały, co tworzy symboliczne ‘U’.
- Witajcie w Fortenhaf, nie uprzedzono mnie o Waszym przybyciu sługo Morra. Niemniej cieszy mnie Was widok. Macie moją zgodę, zajmijcie się pochówkiem skoro to Wasza domena. Wiedcie jednak, że za życia parał się magią, więc obcował z chaosem. Jego dusza z pewnością uległa skażeniu i nie zasługuje na udanie się do lasu wiecznej zimy, gdzie panuje Ulryk.
Kapłan pominął kwestię Ottona, gdyż ten sam odezwał się do akolity.