Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2017, 23:07   #64
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień pierwszy 1 – zmierzch

Wokół placu targowego mieszkają najbogatsi miejscowi kupcy. Zalicza się do nich również rzeźnik Buch, który jest ponoć najlepszy w swoim fachu w całym Fortenhaf. Mężczyzna słynie ze sprzedaży najprzedniejszego i świeżego mięsa. Wraz z żoną Gheldą, mieszka w średniej wielkości murowanym budynku. Ich największym marzeniem jest trójka dzieci. Niestety, jak dotąd nie mają ani jednego. Buch znał się z Sveinem, rzeźnik często go najmował do pozbycia się szczurzego kłopotu. Z tego też powodu szczurołap nie miał problemów z nabyciem półtuszy świni po normalnych codziennych cenach.
Svein w drodze na cmentarz widział, że spora część gości postanowiła przenocować jeszcze jedna noc w pobliżu miasta. Tego wieczoru muzyki, tańców i zabaw było mniej. Kupcy, którzy pozostali przy osadzie mieli jeszcze okazję co nieco zarobić.



Erich von Kurst swym impulsywnym zachowaniem zaskoczył i przestraszył urzędnika. Mężczyzna chciał zrobić krok w tył, jednak chwyt szlachcica mu na to nie pozwolił.
– Słu-u-u-cham? – wyjąkał.
- To, to Ko-ko-kobieta była Pa-pa-panie –przełknął głośno ślinę.
- Ubrana jak pielgrzym była, niższa od was Panie. Zmiłujcie się, nie wincie mnie za przekazane wieści Panie. - Zdołał się nawet z lekka opanować, jednak nadal bał się szlachcica.
- Z Burmistrzem się rozmówcie, on tu rodzony, albo po karczmach rozpytajcie. Jak to uchodźca, bez majątku to w przytułku mógł nocować. Ale tam nikt nikogo o nic nie pyta. Spis chcecie? W 2524 roku na wiosnę był robiony. Zaraz Wam przyniosę.
Szlachcic pozostawiony samemu niecierpliwił się, trwało to długo. Mężczyzna w końcu zjawił się z zapiskami. Już na pierwszy rzut oka widać było, że spis jest nieaktualny. Szacowana liczba mieszkańców Fortenhaf nie przekraczała wtedy 400 mieszkańców.
- Panie wybaczcie, ale wieczór idzie. Może zechcecie tu wrócić jutro z rana?


Oskar von Hohenberg zajęty był śledzeniem łowców nagród. Przez cały dzień czuł się paskudnie, w żołądku go kręciło. Skromne poranne śniadanie zapite zsiadłym mlekiem zamiast pomóc na kaca odbijało się w żołądku. Szlachcic nachylając się dla niepoznaki nad jednym ze straganów sprzedających groch z kapustą poczuł jak żołądek ucieka mu do gardła.
Zaułek dalej Oskar zgięty w pół zwrócił cały poranny posiłek. Na jego szczęście nie zgubił przy tym Thiesa oraz Felixa. Ci rozpuścili wieści o nagrodzie i zamelinowali się w tawernie Salamandra, typowej targowej spelunie. Można w niej było zawsze tanio napić się cienkusza, dostać w mordę i stracić sakiewkę. Szlachetnie urodzeni, a nawet co bogatsi mieszczanie omijali to miejsce. Dlatego pojawienie się w niej Oskara wzbudziło zdziwienie u karczmarza i pozostałych gości. Gospodarz podał podłą wykręcającą kislevską wódkę, wypalała ona paskudny smak w ustach i piekła w gardle. W żołądku zamiast przyjemnego ciepła wywołała bolesne skurcze. Łowcy nagród nie rozpoznali Oskara chyba tylko dla tego, że siedzieli tyłem i opowiadali o nim przepatrywaczowi, w którym zaskoczony Oskar rozpoznał Lenarta.
Byli raczej zadowoleni, z ich rozmowy wynikało, że liczyli na prosty i dobry zarobek który pozwoli im spokojnie przezimować w jakimś burdelu, gdzie grzaliby się winem i kobietami.


Przepatrywacz zastał łowców nagród w obskurnej tawernie. Ci potwierdzili plotki. Oferują złotą koronę za doprowadzenie do szlachcica, którego poszukują, awanturnika i swawolnika, na którego stryczek już od dawna czeka. Szlachcic to straszny łajdak, na innym święcie wina zabił stronnika Leitdorfów. Plugawy nikczemnik wcześniej pohańbił jego córkę po pijaku. Tchórz bał się pojedynku i zza węgła strzelił jej ojcu w plecy z kuszy zatrutym, podpiłowanym bełtem. To zbir, pijak, raptus i gwałciciel , niebezpieczne to zwierzę, bez zasad, czci ni honoru. Oskart von Hofenburg tak na niego wołają i jest on w Fortenhaf na pewno. W gospodzie Przy Bramie był widziany podobno, takie nazwisko tam padło. Pono wjechał w kompaniji z martwym krasnoludem. W połowie ich przydługich tłumaczeń dostrzegł inkryminowanego towarzysza. Dziwne, bolesne uczucie w podbrzuszy skłoniły byłego żołnierza do poszukiwania wychodka. Biegunka to częsta dolegliwość na żołnierskim szlaku, ta była jednak wyjątkowo obfita i wodnista.
Lennart Schatz przepchał się do aptekarza. Ten był wyraźnie podenerwowany. Zaklinał się na wszytki świętości, że jego środki i recepty są świeże, że zioła mu nie zwietrzały, że uczciwe ceny wołał. W momencie gdy w stronę sprzedawcy zaczęły lecieć obelgi i warzywa interweniowała straż rozganiając do domów wściekłe kobiety.
- To co zawsze działało. Driakiew i mieszanki ziół do przygotowania naparów: mięta, rzepik, liść jeżyny i maliny, kora dębu, kłącze pięciornika, dębianka, kłącze wężownika, kora oczaru.
- Czego to wina pytanie? – Aptekarz był nadal wzburzony,
- ludzkiej głupoty i uchodźców z Kisleva. Ludzi potruli tym swoim bimbrem, co każdego zawsze częstują. Dzieciakom pewnie też sprzedawali, a durne baby do mnie mają pretensje. Chcecie wy czego bo zamykam?



Hannes Hebel nim opuścił siedzibę maga udając się za burmistrzem odpowiedział jeszcze na zadane pytania Ottona.
- Będę Wam służył pomocą, gdybyście chcieli kogo przesłuchać każę moim ludziom go do was doprowadzić Magistrze. - Dowódca straży na życzliwość odpowiedział życzliwością.
- Śledczych? W Fortenhaf znajdziecie wielu rzemieślników, ale nie uczonych. Moi ludzie to zwykli mieszczanie. Co niektórzy mieli większe bądź mniejsze doświadczenie w boju. Zdzielą w łeb kogo trzeba i równo maszerują. Tyle od nich oczekiwano i w tym ich szkolę. Wybaczcie.
Hannes wybiegł budynku zaraz za Burmistrzem.
Herbert Dröge wysłuchał Widdensteina w skupieniu.
- Cieszy mnie wasza odpowiedź i zapewnienia. Skoro i Kolegia podejrzewały Josefa Kawohlusa tym lepiej, że nie żyje. Będę czekał na wieści od Was w domu Wiecznego Ognia.
Co do heretyków i kultystów nie zaprzątajcie sobie nimi głowy. Macie własne zadanie i rozkazy od przełożonych.
– Kapłan był ci wyraźnie niechętny.
- Zobaczycie ich na procesie wraz z resztą mieszkańców, jeśli będziecie musieli tu tak długo pozostać.
- Amm. E.. witam – Przybyły akolita Morra rozglądał się nerwowo, jego zachowanie spotkało się z surowym spojrzeniem kapłana Ulryka.
Ulrykanin na przywitanie odpowiedział swoim zwyczajowym pozdrawianiem wystawiając kciuk do góry, składając palec wskazując i środkowy, a wystawiają serdeczny i mały, co tworzy symboliczne ‘U’.
- Witajcie w Fortenhaf, nie uprzedzono mnie o Waszym przybyciu sługo Morra. Niemniej cieszy mnie Was widok. Macie moją zgodę, zajmijcie się pochówkiem skoro to Wasza domena. Wiedcie jednak, że za życia parał się magią, więc obcował z chaosem. Jego dusza z pewnością uległa skażeniu i nie zasługuje na udanie się do lasu wiecznej zimy, gdzie panuje Ulryk.
Kapłan pominął kwestię Ottona, gdyż ten sam odezwał się do akolity.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 19-08-2017 o 23:24.
pi0t jest offline