|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-08-2017, 07:52 | #61 |
Reputacja: 1 |
|
17-08-2017, 08:40 | #62 |
Reputacja: 1 | Po skromnym śniadaniu, popijanym zsiadłym mlekiem, Oskar wyszedł na miasto. Towarzyszom na odchodnym powiedział, że musi załatwić pewne sprawy w mieście i wróci wieczorem. Szlachcic postanowił śledzić dwójkę łowców nagród, poszukujących "Oskara von Hohenberga". Przechadzał się głównym traktem miasta, myśląc. Nie miał żadnego tropu, nie wiedział gdzie poszli po wczorajszym wieczorze. Mógłby wypytać o nich na mieście, ale wyglądałoby to podejrzanie i ktoś mógłby im o tym donieść... Nagle los do niego się uśmiechnął. Zobaczył swoich dwóch znajomych, wychodzących z jakiegoś ładnie urządzonego budynku. Szli widocznie zadowoleni, przechodząc do jednej z bocznych uliczek miasteczka. Szlachcic ruszył za nimi w pewnym oddaleniu. Czasami przystawał na dłużej przy stoiskach i kramach, żeby nie zorientowali się, że są śledzeni. Ucieszeni kupcy prześcigali się w próbach zachęcenia możnego do kupna jednego z ich towarów. Oskar nie zamierzał nic nabywać. Nie były mu potrzebne podpłomyki, kitajskie środki na potencję ani amulety szczęścia. Przyglądając się kolejnym towarom na straganie, miał cały czas widok na to, gdzie idą poszukiwani. W końcu weszli do starego budynku, który okazał się tawerną o wdzięcznej nazwie "Salamandra". Nie zastanawiając się długo, wszedł do środka. We wnętrzu panował półmrok, źródłem światła było jedynie kilka lamp, leniwie palących się pod niskim sufitem. Mimo to, szybko zlokalizował swoich poszukiwanych, siedzących przy środkowym stole i pijących w kuflach piwo. Oskar usiadł na drewnianym krześle przy barze, zwracając się do jednookiego karczmarza. -Daj coś mocnego. Otrzymał kislevską wódkę. Pił ją bardzo powoli nasłuchując. Siedział dostatecznie blisko łowców, by w miarę słyszeć ich rozmowy. |
17-08-2017, 19:45 | #63 |
Administrator Reputacja: 1 | Chodzenie środkiem ulicy było ryzykowne, ze względu na wozy i konnych, chodzenie pod ścianami również, bo niektórzy nie zważali na to, co i komu wyrzucają lub wylewają na głowy. Dlatego też Lennart nie do końca lubił miasta. Z drugiej strony miasta, a raczej ich mieszkańcy, byli źródłem wielu informacji, a chociaż wiele z nich było w stylu 'jedna baba drugiej babie' i śmiało można było jednym uchem je wpuścić, a drugim wypuścić, to nad paroma warto było się zastanowić, a nawet sprawdzić u źródeł. I nie chodziło bynajmniej o cnotę akolitki czy bliźniaki Emmy Schiff. Nie było rzeczą ważną, czy sprawcą nawiedzającej wiele osób biegunki jest staruszek, którego wyrzucono z miasteczka, kultysta, czekający na wyrok w podziemiach świątyni, czy może cała banda kultystów, kryjące swe oblicza pod czarnymi kapturami. Ważne było to, że biegunka była oporna i nie uległa popularnym środkom. Stąd krok do słowa 'zaraza', a to by się wiązało z wieloma różnymi problemami i ograniczeniami, w tym i ograniczeniem możliwości poruszania się. Wszak każdy wiedział, że najlepszą metodą na zarazę jest odizolowanie chorych (i potencjalnie chorych) od otoczenia, a potem spalenie wraz z całym dobytkiem. Co prawda przedkładający miecz i kolczugę nad kobiece wdzięki dowódca straży nie był w stanie stworzyć kordonu wokół całego miasta, ale inne ciekawe pomysły mogły przyjść mu do głowy. No i pozostawała jeszcze sprawa łowcy nagród, co to polował na jakiegoś szlachcica. Dlatego też Lennart skończył wysłuchiwać plotki i ruszył do 'Salamandry' by dowiedzieć się, jak się zwie i jak wygląda ów poszukiwany szlachcic. Potem chciał wybrać się do aptekarza i wywiedzieć się jak najwięcej na temat środków, jakie tamten stosuje, tudzież co myśli o przyczynach tego, że część mieszkańców spędza czas nie na zabawach, a w ubikacjach. |
19-08-2017, 23:07 | #64 |
Reputacja: 1 |
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 19-08-2017 o 23:24. |
21-08-2017, 12:17 | #65 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 21-08-2017 o 15:45. |
21-08-2017, 21:43 | #66 |
Reputacja: 1 | Wyprawa do "Salamandry" miała mimo wszystko sens. Szlachcic nie spodziewał się Lennarta w tym miejscu, ale również nie spodziewa się z jego strony zdrady. Towarzysz, mimo że nie szlachetnego pochodzenia, to prawego charakteru i wielkich przymiotów, nie mógłby go zdradzić. Przynajmniej Oskar sobie tego nie wyobraża. W jego głowie kiełkować zaczął plan, lecz to nie był dobry moment ani czas do tego typu przemyśleń. Plan, według niego bardzo dobry, zakładałby wyprowadzenie łowców na jakieś odludne miejsce i tam, razem z towarzyszami, ich zabicie. Postanowił wrócić do karczmy i tam przedyskutować swój plan z towarzyszami. Udając, że na kogoś czeka, lecz się nie doczekał, położył na blacie zapłatę i ruszył ku drzwiom. Nie oglądał się za siebie i wyszedł. Jak najszybciej skręcił w sąsiednią ulicę. Dopiero tam zwolnił. Żołądek nadal dawał mu znać. Nie pomagały mu w tym zapachy z okolicznych straganów. Mimo to dotarł na miejsce. Od razu poprosił karczmarza o kaszę lub inne, łagodne jedzenie, z donosem do pokoju. Po zjedzeniu posiłku zasnął. Po obudzeniu, poczuł się lepiej. Był już wieczór, więc to był ten moment, moment działania. Przeszedł się po pokojach i poprosił towarzyszy, by przyszli do niego. Miał im do powiedzenia coś bardzo ważnego... |
22-08-2017, 14:42 | #67 |
Reputacja: 1 | Akolita wlepił gały w Otta zaskoczony jego obecnością tuz pod jego nosem. - Szczęście wielkie - odpowiedział z tajemniczą ulgą, gdyż to, że Mag nie płonął jeszcze na stosie oznaczało, że z dużą pewnością nie majstrował przy denacie. Przynajmniej w momencie pojawienia się straży. - Na co zasługuje jego dusza oceni już sam jej opiekun. - Żachnął się w odpowiedzi na surową ocenę Kapłana Urlyka. Roel nie był przychylny osobom, które tak szybko oceniały innych. W pewnych okolicznościach sam siebie skazałby na wieczne potępienie, a teraz niesie żarliwą posługę swemu łaskawemu Panu. - Ja mogę tylko pomóc jego duszy uniknąć wzroku mrocznych sił, które chciałyby się o nią upomnieć. My śmiertelni nie mamy więcej władzy. Roel spotkał harde spojrzenie Kapłana, lecz szybko spuścił wzrok zdając sobie sprawę z nietaktu i nie chcąc prowokować kapłana Herberta. Roel pociągną tylko mocniej nosem, kiedy poczuł woń zwłok. Przywykł do widoku martwych ciał jeszcze zanim włożył czarne szaty, ale zapach rozkładu zawsze drażnił jego nozdrza. - Przyjrzę się zwłokom oczywiście, ale nie jestem medykiem - odparł białemu magowi pochylając się nad denatem i przygotowując się do pochówku. Przygotował drewniane naczynie z wodą i lnianą czystą szmatkę by obmyć zmarłego. Następnie ułożył go równo na ziemi by odprawić pierwsze modlitwy. Klęcząc przed ciałem półgłosem prosił swego Pana o protekcję nad jego duszą. Cały czas starał się jednak znaleźć coś, co mogło zasugerować przyczynę zgonu. - Chyba możemy się tu przenieść - Odpowiedział Widdenstainowi nie będąc do końca pewnym, czy aby przypadkiem nie pogwałci to jakiś dogmatów. - Ale wiesz jakie mam podejście do sztuki magicznej, wolałbym żebyś nie szprycował ciała Norina tą całą magią. Z resztą, czy krasnoludy nie są czasem niewrażliwe na magię? chcę mu pomóc, ale nie on sam pewnie nie chciałby, żeby mu macki wyrosły - Roel zerknął na maga z pod byka - Weź to pod rozwagę. - Powinienem go jeszcze namaścić. - powiedział ni to do siebie ni to do maga. - I jakoś przetransportować na cmentarz dodał chwytając się za brodę. - Może Svein? Rzucił i ruszył do drzwi wyjściowych. Zaczepił strażnika, który widocznie znał osobiście szczurołapa. - Przepraszam. Poślij prędko po Sveina, będę potrzebował pomocy jego i kapłanki Shayli, którą zna |
22-08-2017, 20:51 | #68 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Żeby Svein nie pojawił się o zmierzchu na cmentarzu musiało się stać coś naprawdę złego. Jedyny raz, gdy szczurołap nie dotarł na symboliczną mogiłę córki wpadł do wykopanej w lesie pułapki na dziki gdy wracał z popijawy w sąsiedniej wsi. Po tym zajściu miał moralnego kaca przez tydzień i żeby ukarać siebie samego cały ten czas chodził bez butów. Dzisiejszego wieczoru wszelkie złe wspomnienia zostały daleko za nim a na cmentarz wszedł jak do siebie wywijając w powietrzu łopatą i podrzucając nią jak dzikus włócznią. Gdy upadła mu na ziemię Krok szczeknął a mężczyzna wkuliwszy głowę w ramiona rozejrzał się dookoła spod uchylonych powiek za ewentualnymi świadkami tego rabanu. Nikogo nie było widać. Nie zwlekając więc dłużej podszedł do małego grobu Elany, który otoczył białymi kamieniami. - Będziesz mieć towarzystwo, malutka - powiedział Svein w kierunku ziemi i kilka kroków dalej zaczął szykować ostatni dołek Josefa. Odcinając najpierw i odkładając darń na bok a potem kopiąc w suchym podłożu opowiadał dalej. - Stary pryk, ale w porządku był jak go poznałem. Roślinki lubiał, dziwnie się ubierał. Wszyscy mówio, że czarodziej z niego ale ja tam nie widziałem. Mądry to na pewno był, bardziej od tych kapelanów za wszą mać i to jeszcze mądrzejszy! Wykopany grób był nieco głębszy niż zwykle. Svein postarał się z grzeczności wszak na pomocy Josefowi dorobił się co nieco. Kontynuację monologu przerwał mu Chudy Pieter, który sapiąc i rzężąc wdrapywał się szybko na cmentarne wzgórze. - A ty tu skąd? - Wyrwało się zaskoczonemu szczurołapowi. - Podejdź no. Kapłan i mag kazali... Wołają cię do domu Josefa. Panienkę Ernę masz przyprowadzić - dokończył i spróbował uderzyć pięścią będącego już całkiem blisko Sveina. Ten wycofał się, oddał strażnikowi równie niecelnie i puścił się biegiem w dół. - Jeszcze... Dorwę... Pierdolę... - Dyszał Pieter za oddalającym się mężczyzną i jego psem. Było już zdecydowanie ciemno gdy Svein zapukał do lecznicy. Tonem w żadnym wypadku niesugerującym, że właśnie przebiegł ciągiem kilka kilometrów, oznajmił Ernie, że nie żyje Josef Kawohlus i zaraz odbędzie się pogrzeb. Poprosił najpokorniej jak potrafił, aby poszła z nim do jego domostwa, gdzie oczekują ją czuwający nad zwłokami dwaj przyjezdni. Od tej pory starał się nie odzywać a jedynie wykonywać kierowane w jego stronę polecenia, gdyż w pamięci ciążyły mu poprzednio wypowiedziane przez kapłankę słowa. |
23-08-2017, 12:53 | #69 |
Administrator Reputacja: 1 | Lennart był zmartwiony, niezadowolony i zły równocześnie. A wszystko to dzięki jednemu drobiazgowi - przypadłości, która dopadła go tak jak i wielu mieszkańców miasteczka. I z pewnością nie było to mięso szczura, ani też kiepskie wino i piwo, czy jego nadmiar. Na dodatek coraz więcej rzeczy wskazywało na to, że nad głową jego oświeconości Oskara gromadzą się ciemne chmury. Imię co prawda było tylko podobne, a nazwisko lekko zmienione, ale co to znaczyło dla łowcy nagród? Trup to trup... Zresztą... Łowca miał w sobie mnóstwo trunków, pod wpływem których mógł mu się plątać język. A to, że krasnolud nie do był martwy, w niewielkim stopniu wpływało na całą sprawę. Gospodę łatwo można było znaleźć. No ale to przede wszystkim był problem Oskara. Warto go było raz jeszcze uprzedzić, by się nie pchał łowcom przed oczy i tyle. Skoro nie chciał wyjechać... Po rozstaniu z łowcami Lennart pospieszył do aptekarza. W dwóch sprawach zresztą, o czym niezwłocznie tamtego poinformował. Do listy wymienionej przez aptekarza dorzucił kilka swoich pozycji - suszone jagody, pierwiosnek lekarski, rumianek, korzeń lukrecji, piołun, ziele przywrotnika i poprosił o sprzedanie odpowiednich porcji, nadających się do tworzenia naparów... ponoć skutecznych w przypadłościach takich jak ta, która dopadła i Lennarta. - Siemię lniane też macie? - spytał. - I jeszcze jedną mam sprawę - powiedział, chowając zakupione produkty. - Nasz kompan, krasnolud, jest chory, przytomności nie odzyskuje. Była u niego kapłanka Shallyi, ale niewiele pomogła. Inna rasa, inna religia, tak powiedziała. Może wy, mistrzu, byście mogli rzucić na niego okiem? Nie za darmo oczywiście... Po skończonej rozmowie miał zamiar wybrać się do świątyni. Norinowi kapłanka nie pomogła, ale może na biegunkę coś poradzi. |
23-08-2017, 21:06 | #70 |
Reputacja: 1 | Erich gestem starał się uspokoić poddenerwowanego urzędnika, w końcu nie miał zamiaru robić sobie tutaj wrogów. Niestety przedłużające oczekiwanie na spis ludności nie przyniosło żadnych rezultatów. Sporządzony przed sześcioma laty wykazywał nieporównywalnie mniejszą liczbę ludności, niż można było dostrzec w osadzie. W ten sposób nie zdoła niczego osiągnąć. Cały czas zastanawiał się, czy kobieta, która przyniosła wiadomość mogła być jego siostrą? Poprzedni list przyniósł jakiś chłystek, teraz kobieta w szatach pielgrzyma... [i]~ Zaraz... szaty pielgrzyma... pielgrzymi! ~ przypomniał sobie o widzianych w Fortenhaf osobnikach skrywających się pod kapturami pokutnych szat. - Tak. Dziękuję. Był pan bardzo pomocny. - Nieco machinalnie odpowiedział urzędnikowi ratusza sugerującemu wizytę w dniu jutrzejszym z uwagi na późną porę. Czas był wrócić do gospody i dopytać o postępy w leczeniu krasnoluda. A jutro... Jutro postara się dowiedzieć czegoś więcej o pielgrzymach wśród których mogła znajdować się jego siostra. Czy groziło jej niebezpieczeństwo? Dlaczego pisała o tym, żeby jak najszybciej opuścił miasto? Kim byli ci pielgrzymi?
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |