Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 09:38   #133
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Kobieta po drugiej stronie łącza wysłuchała Danny'ego a następnie Kate i zapewniła, że pomoc pojawi się na miejscu w ciągu godziny, gdyż wysłane zostaną jednostki z Duluth, miasteczka znajdującego się najbliżej ośrodka. Pozostawało więc czekać.

A czekanie zdawało się dłużyć w nieskończoność. Nie udało im się znaleźć żadnej broni, ale też nie potrzebowali jej, gdyż nikt ich już nie atakował. I choć było spokojnie, cała czwórka pozostawała czujna.

Dopiero gdy od strony, z której przyjechali doszły ich policyjne syreny, a chwilę później ujrzeli masę zbliżających się radiowozów, odetchnęli z ulgą. Byli uratowani.



Dean zebrał się w sobie, zmobilizował wszystkie siły, by podpłynąć bliżej i uderzyć tasakiem w tylną część głowy mordercy. Łopatka paliła niesamowitym bólem, ale starał się nie zwracać na to uwagi, to nie było teraz ważne. Liczyła się Claire i wykonanie zadania, które sam sobie narzucił. Miał o tyle łatwiej, że Czerwona Koszula zupełnie się nim nie interesował, jakby za wszelką cenę chciał zamordować Claire. Dean nie mógł na to pozwolić. I nie pozwolił. Zamachnąwszy się, ostrze tasaka weszło z paskudnym trzaskiem w potylicę mężczyzny, a z rany wystrzeliła masa krwi, obryzgując Deana i wodę wokół.

Tamten zacharczał, zwalniając uścisk na szyi Lockhart. Dziewczyna pomimo obolałej krtani poczuła się teraz jak nowo narodzona - w końcu mogła oddychać, w końcu ciało otrzymywało tyle tlenu, ile potrzebowało. Wykorzystała ten moment na wprowadzenie w życie swego planu i dźgnęła zwyrodnialca prosto w oko. Ostrze noża weszło gładko w miękką tkankę, eksplodując krwią i wypływającą wodnistą cieczą zmieszaną z siatkówką. Przywódca dzikusów zabulgotał tylko, stężał w sobie i poszedł pod wodę, krwawiąc obficie z obu ran. Po chwili zupełnie zniknął obu nastolatkom z oczu.

Claire dopadła do Deana i przytuliła go, na tyle, ile mogła, nie wyrządzając mu większej krzywdy. Odwzajemnił uścisk, a potem zaczęli płynąć w stronę brzegu po drugiej stronie rzeki. Choć ranni i obolali, żyli. Poradzili sobie też z kimś, kto nie zasługiwał na miano człowieka. Największym zagrożeniem, jakie spotkali na swojej drodze w całym, krótkim życiu. Nikt za nimi nie płynął, nikt więcej nie chciał ich zabić.

Na brzegu musieli odsapnąć, a Claire przy okazji sprawdziła plecy Deana. Łopatka była spuchnięta, tworzył się też duży krwiak. Chłopak potrzebował specjalistycznej pomocy, gdyż wyglądało to groźnie. Nie mieli teraz jednak szans na takową. Po półgodzinnym wypoczynku ruszyli w dalszą drogę, co jakiś czas robiąc przerwy. W końcu (głównie dzięki świetnej orientacji w terenie Claire) dotarli do starego, opuszczonego domku w lesie, jednak... nie znaleźli tam żadnej radiostacji. Nie było nic, co pomogłoby im w kontakcie ze światem. Zmęczeni i głodni jak diabli, zostali na miejscu, by odpocząć i być może przenocować.

Nie wiedzieli, ile dokładnie czasu minęło, ale gdy usłyszeli zbliżający się w ich stronę huk silnika, wyskoczyli z domku, rozglądając się wokół. Zza drzew wyłonił się w końcu śmigłowiec, który zawisł nad niewielką polanką, a potem zaczął podchodzić do lądowania. Claire i Dean odetchnęli z ulgą - wiedzieli już, że Danny'emu i reszcie udało się wezwać pomoc. Że są uratowani.



Ruszył przez opustoszały, ponury ośrodek w stronę drogi wyjazdowej. Zdawał sobie sprawę, że pieszo zejdzie mu się z czterdzieści minut, zanim dotrze do budki, którą mijali na początku wycieczki. Nie miał jednak innego pomysłu, a pozostawanie na terenie, gdzie wciąż mogli kręcić się mordercy, nie było dobrym wyjściem.

Droga była spokojna, wyglądało na to, że żaden z dzikusów nie czaił się na niego w okolicznych krzakach. Zmęczony robił sobie co jakiś czas przerwy, a gdy w końcu wyszedł na prostą drogę prowadzącą do budki i zobaczył stojące przy niej policyjne wozy z migającymi światłami, poczuł jak wstępują w niego nowe siły. Udało się, wróci cały i zdrowy do domu!



Widział, jak Dean'owi i Claire udało się powstrzymać tego zwyrodnialca w Czerwonej Koszuli i jak oboje odpłynęli w stronę brzegu po drugiej stronie ośrodka. Nagle cała okolica pogrążyła się w nienaturalnej ciszy. Nie było już krzyków, odgłosów mordowania i pogoni za przerażonymi nastolatkami. Jerry jednak wolał pozostać w ukryciu, tak było bezpieczniej.

Chyba urwał mu się nawet film, bo ze snu wybudziły go odgłosy silników i jakieś krzyki. Zdjęty strachem, że mordercy jednak wciąż panoszą się po ośrodku, uniósł głowę, zerkając w stronę brzegu. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył policyjne wozy i umundurowanych mężczyzn krzątających się przy ciałach morderców na plaży. Nie ociągając się, postanowił ujawnić swą obecność.



Pomoc w końcu nadeszła, a okolica i serce ośrodka Beaver Creek zaroiło się od policjantów, techników kryminalistycznych i ratowników medycznych. Wszystkich żywych, których odnaleziono, przetransportowano do szpitala w Duluth, leżącego najbliżej miejsca zdarzenia. Dean'owi założono opatrunek Desaulta, by pozwolić goić się w spokoju pękniętej łopatce, głowa pani Marshall została zszyta, tak samo jak kilka większych cięć od szkła na ramionach i czole Danny'ego. Claire prześwietlono szyję, na której wykwitł obrzęk i gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, dziewczyna otrzymała środki przeciwbólowe, które miały zminimalizować ból. Jerry nie potrafił spojrzeć pozostałym w oczy o tym, jak zostawił Claire, Deana i Kim na plaży. Wszystkich wstępnie przesłuchano oraz pozostawiono na obserwacji na kolejną dobę, a następnie przetransportowano do szpitala w St. Cloud, skąd zostali potem zwolnieni do domu.

Wydarzeniami z Beaver Creek Resort żyła cale Stany Zjednoczone, zalewane dramatycznymi newsami w największych stacjach telewizyjnych i gazetach, stan Minnesota a najbardziej oczywiście St. Cloud, miasteczko, z którego pochodziły ofiary. Z terenu ośrodka do lokalnej kostnicy przetransportowano ciała dziewięciu uczniów i trójki nauczycieli. Zwłokami napastników zajęła się policja stanowa, która dość szybko ustaliła, że podobne morderstwa miały miejsce w lasach nieopodal miasteczka Thunder Bay w prowincji Ontario w Kanadzie. Współpraca z tamtejszymi stróżami prawa doprowadziła do oczywistej konkluzji - mordercy wyczuwając, że kanadyjska policja depcze im po piętach, przekroczyli nielegalnie granicę, kryjąc się na terenie Parku Narodowego Superior, gdzie już wcześniej miały miejsca zaginięcia turystów, przeważnie kobiet. Nikt jednak nie powiązał tych spraw ze sobą. Aż do teraz. Śledztwo pozwoliło ustalić, że mordercy najpierw zabijali swoje ofiary, a następnie się nimi żywili. Temat współczesnego kanibalizmu po raz kolejny znalazł więc w mediach swój prime time.

Nie dla ocalałych jednak, którzy niemal cały czas byli nachodzeni przez wścibskich dziennikarzy szukających sensacji i przypominających o tragedii. Ostatecznie siódemka uczniów i nauczycielka, którzy przeżyli masakrę w ośrodku, otrzymali policyjną ochronę. Burmistrz St. Cloud, Natasha Blackwell wsparła finansowo i psychologicznie rodziny ofiar, jak i poszkodowanych, którzy wyszli z tego zdarzenia cało. I o ile Claire, Dean, Danny, Samantha, Vesna i Marty byli postrzegani w miasteczku jak bohaterowie i na każdym kroku czuli wsparcie oraz szacunek, Jerry nie mógł liczyć na to samo. Jakimś sposobem wieść o tym, że stchórzył, gdy przyszło wspomóc przyjaciół, rozniosła się po St. Cloud i Gbadamosi nie miał już tam życia. "Tchórzliwy czarnuch" to było jedno z najlżejszych określeń, jakie pojawiło się wymalowane farbą na domu rodzinnym chłopaka. Nie widząc innych możliwości, Jerry wyjechał z St. Cloud zaraz po zakończeniu roku szkolnego i odebraniu dyplomu gdzieś na zachód, do dalszej rodziny.


Na wspólnym pogrzebie pomordowanych uczniów i nauczycieli pojawiło się niemal całe miasteczko. Uroczystość była wzruszająca i wyciskała łzy z oczu. Wiele osób wciąż nie dowierzało w to, co się stało, rodzice nastolatków pełni byli bólu i cierpienia. Wiele matek nie potrafiło zapanować nad emocjami, najbardziej pani Hart, która rzuciła się na trumnę córki z błagalnymi prośbami, by otworzyć wieko i raz jeszcze dać jej spojrzeć na ukochane dziecko. I trudno było się dziwić, gdyż biorąc pod uwagę zniknięcie brata Kimberly, Hartowie zostali zupełnie sami.

Proboszcz Henry Matheson, który odprawiał nabożeństwo żałobne, prosił wszystkich o modlitwę za dusze tych, którzy zginęli.
- Módlmy się także do Bożego Miłosierdzia za dar życia - mówił wielebny nad trumnami pomordowanych. - Bo życie jest najwyższą wartością.
Zaznaczył przy tym w kazaniu, że dla wszystkich ludzi wierzących, śmierć nie jest końcem, tylko początkiem nowego życia. Marne to było jednak pocieszenie dla cierpiących po stracie. Po złożeniu ciał do grobów, ludzie jeszcze długo nie opuszczali cmentarza, modląc się i zostawiając kwiaty przy świeżo uformowanych mogiłach. W końcu nekropolia opustoszała a życie w St. Cloud toczyło się dalej. Miasteczko jeszcze przez kolejny tydzień żyło morderstwami, a potem wszystko zaczęło wracać do normy. Bo ludzie już tak mieli. Zapominali, skupiając się na własnych troskach, zwłaszcza, gdy czyjeś nie dotykały ich bezpośrednio.

Samantha, Vesna, Danny, Claire, Dean, Marty i Jerry również zajęli się realizacją swoich planów i marzeń, bo cóż innego mogli zrobić? Po masakrze, którą udało im się przeżyć, wiedzieli, że muszą wycisnąć z życia tyle, ile się da. I tylko powracające co jakiś czas koszmary senne i wspomnienia z Beaver Creek dawały im do zrozumienia, że nigdy nie zapomną tego, co się tam wydarzyło. Że to już zostanie z nimi na zawsze.

 
Tabasa jest offline