Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 19:11   #73
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację


Baron & przyjaciele

Południe, 21 Vorgeheim 2522
Las w okolicach Maselhof


Loftus powoli doszedł do siebie, a złe samopoczucie związane z bólem głowy osłodził mu wyraźnie widoczny u zbójców strach pomieszany z szacunkiem.

Leo bez umiejętności leczenia mógł służyć tylko jako pomocnik, na szczęście Baron posiadł tę cenną dla każdego żołnierza umiejętność. Skutecznie zajął się swoją raną, a wspomagany przez Leo także raną Berta. Martha z pomocą Sala sama już poradziła sobie z bandażowaniem.

Tymczasem zostaliście zaproszeni na śniadanie. Panowała przy nim cokolwiek niezręczna atmosfera, jednak wspólne jedzenie poprawiło nastroje i rozmowy zaczęły się kleić. Z wyjątkiem Marthy i Berta, nawzajem udających że to drugie nie istnieje. Smaczne jedzenie - w końcu dziczyzna zamiast wojskowych racji kupionych po najtańszej cenie - nawet Karlowi poprawiło humor.

Gustaw zastanawiał się jak to jest z tą amnestią i aż klepnął się w czoło, gdy przypomniał sobie, że w jego własnym oddziale jest Diuk, były więzień, zwolniony z ciemnicy za podjęcie służby w armii. Wszelkie pospolite przestępstwa można było zmazać służbą, a zdarzały się przypadki, gdy do "misji podwyższonego ryzyka" rekrutowano ludzi nawet spod samej szubienicy. Oczywiście, były wyjątki - zdrajców, szpiegów i tych podobnych od stryczka nic nie mogło uratować, ale zwykli zbóje rabujący na gościńcu mogli się zaciągnąć. Z rozmów wynikało, że ich głównym zajęciem było "pobieranie myta" od przejeżdżających przez "ich" teren kupców, kłusownictwo i tym podobne występki. Jak to Sal tłumaczył:
- Kupcowi nie można zabrać za wiele, bo zbankrutuje. Tym bardziej nie można go zabić - wtedy drugi raz na pewno nie przyjedzie. Ot, uszczknąć tyle, by mógł wkalkulować ryzyko w koszta. A i zdarzało się, że jak bez problemu współpracował, to i na kolację wyprawianą za jego pieniądze był zapraszany.


Popołudnie, 21 Vorgeheim 2522
Niewielka polana przy trakcie w okolicach Maselhof



Po posiłku Sal i jego ludzie poprowadzili Was do miejsca, gdzie miał miejsce napad na wozy. Podobnie jak Wy, choć z innych powodów, zamierzali dorwać odpowiedzialnych za o ludzi. A wcześniejsze słowa Gustawa spowodowały, że kilku z ich mogło nawet pomyśleć o dołączeniu do armii na poważnie.

Po kilku godzinach marszu poczuliście smród spalenizny i zaczynającego gnić mięsa, a chwilę później zobaczyliście resztki ciał martwych koni pociągowych, rozwłóczonych przez dzikie zwierzęta, spalone szkielety wozów, porozrzucane fragmenty broni, złamane strzały...


- Gdy przybyliśmy, było tu kilka ciał wozaków i eskorty. Pogrzebaliśmy ich. Nie było żadnego ciała napastnika. A i śladów walki podejrzanie mało. Na wieczornym popasie musieli ich dorwać, skoro nie na drodze tylko tu na polanie to się zdarzyło. Ale nawet to nie tłumaczy łatwości masakry. Pomyślałem, że pewnie przebrani za żołnierzy byli, stąd nasze nieporozumienie - spojrzał na Barona.

Rozmowę przerwały Wam sygnały od jednego ze zbójców, który dojrzał coś na drodze - najwyraźniej zbliżał się jakiś konwój...


Detlef & spółka

Późny poranek 21 Vorgeheim 2522
Trakt na południe od Nuln



Walter schował łuk i pozbierał pozostałości po elfie - oprócz ucha znalazł tarczę i pas z mieczem, rusznicę i uszkodzony plecak, a w nim pustą manierkę, worek, bukłak z piwem i kilkanaście buteleczek z jakimś płynem.

Abelard sprawdzał, czy ktoś nie potrzebuje jego pomocy. Ale nikt nie potrzebował - jakimś cudem łowy na elfa nie zaowocowały ranami. Przynajmniej nie u ludzi. Rannego wierzchowca mimo wyraźnego rozkazu kaprala nadal ignorował.
I to zapewne źle by się dla niego skończyło, gdyby nie słowa kaprala Detlefa, wskazujące, że za stan konia odpowiada pewien elfi dezerter i sugestia Diuka, by to Strażnicy Dróg zajęli się ściganiem zbiega.

- A to kanalia, łajdak i hultaj! Tak wierzchowca potraktować. Co za huncwot - szlachcic nie mógł dojść do siebie - I nawet go nie opatrzył. Zaiste, każdy nieludź... każdy elf znaczy to jeno utrapienie dla Imperium.
Choć kretyn, dowodzić potrafił, a łapać zbiegów chyba nawet lubił, ponieważ od razu zapalił się do pomysłu Karla.
- Jens, Hanni - pojedziecie wzdłuż brzegu, Owen, Hans - Wy skoczcie na drugi brzeg zobaczyć czy nie wypłynął z tamtej strony. Istvan, Ty się najlepiej znasz na koniach, zajmij się wierzchowcem kuriera. A Wy - wskazał na Was - możecie zameldować, że sprawa załatwiona. Bo załatwiona, jakem Anders von Flicken, z tych von Flickenów - zaakcentował, z czego należało sądzić, że z kilu gałęzi tego rodu ta uważa się za najlepszą, a przynajmniej najbardziej znaną - Ten pieprzony dezerter to pewnie i tak się utopił. Ale jeśli nie to pożałuje, że nie utonął. Jeszcze nikt nigdy mi nie uciekł. Poza tym cholernym Michaelem Salefkiem. Ale jeszcze go dorwę. Słyszysz Sal?! - krzyknął w kierunku lasu - Znajdę Cię, choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu!
A potem odezwał się do Was: - Skoro już tu jesteście, to przydajcie się na coś. Wozy z zaopatrzeniem dla armii wyjechały o świcie z Nuln, poproszono nas o eskortę, ale skoro już tu jesteście - powtórzył się - i będziecie wracać do armii to możecie się tym zająć.

Technicznie rzecz biorąc nie miał prawa wydawać Wam rozkazów - był strażnikiem dróg, a Wy żołnierzami - ale z drugiej strony słów szlachcica "z tych von Flickenów" lepiej nie ignorować.


Przybyli niedługo później wozacy okazali się kompanią wesołą i uprzejmą, co łatwo było poznać po łatwości, z jaką dali się przekonać krasnoludowi do podzielenia się zapasami napitku. Jak się okazało, z pięciu wozów trzy wiozły żywność, jeden broń, a ostatni - inne rzeczy przydatne w wojsku, w tym gorzałkę. Za eskortę robiło pięciu ludzi, każdy uzbrojony w kuszę i miecz. Małą, ale jak wam wyjaśniono - wojna jest, armia bierze każdego, dziw, że pozwolili gildii zatrzymać po jednym ochroniarzu na wóz.
- Bo my prywatna inicjatywa. Wojsko swoje wozy wysłało na północ, a reszta zapasów w koszarach w Nuln to im się spaliła - wytłumaczył główny wozak, uzbrojony w garłacz. Jego pomocnicy, czwórka młodszych członków gildii uzbrojona była znacznie słabiej, w długie sztylety, toporki i nadziaki.
Mimo tego, wszyscy mieli dobry humor. Szybko wyjaśniło się jego źródło:
- Niepisaną tradycją jest, że pięć procent towaru, znaczy jedna sztuka z każdych dwudziestu idzie na straty podczas transportu. A tradycja to w cechu rzecz święta. Jak się gąsiorki nie chcą rozbijać, to trzeba samemu pomóc - jeden z mocniej podchmielonych wozaków chętnie tłumaczył słuchaczom zawiłości fachu.
- A gorzałkę to zdrowo pić. Uważajcie: otóż, chodzi o bezpieczeństwo na drodze. Po takim piwie to człowiekowi chce się lać. A jak się leje z kozła, najłacniej można spaść i krzywdę sobie zrobić, albo przegapić przeszkodę. A z wódką bezpieczniej - rzadziej się leje i od razu mniej wypadków. - podsumował.


Popołudnie, 21 Vorgeheim 2522
Trakt w okolicach Maselhof


Droga mijała w spokoju, dopiero po południu, już niedaleko Maselhof, ciągle znikający w lesie to po jednej to po drugiej stronie kolumny Oleg dał znak, że za drzewami, na polanie coś się dzieje. Ewidentnie duża grupa ludzi się tam kręci...
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 20-08-2017 o 19:16.
hen_cerbin jest offline