Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 20:58   #32
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ
























































































Tymczasem w Paryżu

- A więc stało się! - wykrzyknął młodzik, o twarzy cherubina, blond włosach co w spirale skręcone blisko twarzy się tuliły. - Sukces! - klasnął w dłonie z uciechą. - Eryku, czekam gratulacji!
Ubrany w bogate czerwone szaty młody mężczyzna tytułowany Erykiem ukłonił się dwornie wywijając przy tym dłonią.

- Gratuluję więc choć ludzi północy ciężko jest zabić. Nawet gdy o głowę ich skrócisz... - urwał nie kończąc myśli. Jakby chcąc, żeby to jego rozmówca prosił o dokończenie.

Blondyn wydął lekko pełne usta o wykroju przywodzącym grzeszne myśli.
- Zawsze widzisz wszystko w ciemnych barwach. - niemal obrażony oklapł na tron co normalnie zajmowany bywał przez otyłego władcę Franków.

- Rzeczywistość czasem i w mroczniejszych barwach występuje - rzucił starszy mąż, którego imię niedawno strach wzbudzało w całej Europie. - Ujęcie Welanda to zaledwie pierwszy krok. Teraz musimy uzgodnić co dalej czynić zanim zemstę podejmą. - zwrócił spojrzenie na przystojnego bruneta:
- Co rzekniesz, Eryku?

- Z pewnością wiem czego nie możemy zrobić - młodzieniec zaplótł dłonie za plecami i powoli zaczął krążyć wokół zebranych niczym sęp nad padliną: - Nie możemy uczynić z niego męczennika. Wszak historia pokazała, że jeden już był i jak się to skończyło? - przerwał na moment jakby w porę zorientował się z kim rozmawia. - Lud północy hardy. Gdy wymordujemy jego następców będą się mścić i ich dzieci i ich wnuki. Miast robić z niego cierpiętnika trzeba go upodlić, by wyrwać z pamięci jego imię. Pozbawić honoru, bo honor na Północy ważny. Zabić jego sławę, by raczej pluto na jego wspomnienie.

Wprawny obserwator mógł zauważyć, że Eryk zacisnął nerwowo palce prawej dłoni.
- Ich bracia, dzieci a nawet wnuki muszą raz na zawsze wiedzieć, że nie warto po Welandzie wylać nawet kropli krwi.

W końcu zatrzymał się w tym samym miejscu z którego ruszył zaczynając swoją wypowiedź. Potoczył skupionym wzrokiem po zebranych.
- Czyli co? Obatożyć? Głowę zgolić? Obciąć przyrodzenie? - Alexander był sceptyczny - Ziemi nie posiada, odebrać nie ma co. Dobra odebrać możemy ale to honoru nie zabierze. Oddać ich kobiety naszym wojom możemy. Związać go też możem mocą krwi naszej…

- A może wywyższyć go i zaszczytami na dworze obsypać? By słowo poszło wśród ludzi, że dla nas teraz służbę odbywa? - rzucił starszy Ventrue. - Zdrajcę z niego uczynić.

Eryk kiwał głową z uznaniem. Zasiał wiatr, teraz musiał jedynie go podsycać.
- Zwiążmy jego wolę przysięgą krwi. Ogłośmy, że poznał prawdę, uwierzył w jedynego Boga i nawrócony dołączył do nas. Nie on sam lecz i wszyscy pod jego rozkazami. Tych co będą się buntować wyrżnąć można dla przykładu. Rozpuśćmy wieści, że Weland brał w tym udział i w zamian został ułaskawiony i obdarzony tytułami - młodzieniec wykonał gest dłonią obciążoną pierścieniami, żeby podkreślić, że “tytuły” nie mają żadnego znaczenia.

Blond cherubinek zamyślił się, z ukontentowaniem przysłuchując się słowom Eryka.
- Po wszystkim - ten kontynuował - niech publicznie wygłosi swoje świadectwo i zadeklaruje walkę przeciw wszelakim innowiercom. Zwłaszcza tym, którzy zostali tam, skąd pochodzi.

Ponownie zaplótł dłonie za plecami obserwując niemą akceptację jego planów. Aż w końcu ciszej dodał:
- Tak się składa, że wiem jak pozbawić woli każdego.

Słowa ledwo zdążyły przebrzmieć, gdy do sali zaordynowano Roberta, nuncjusza króla Frankii, który wkroczył szybkim, dumnym krokiem. Postawny mąż w sile wieku, ubrany bogato lecz widać, że wprost z drogi, bo szaty zakurzone były.

Skłonił się obecnym:
- Słowom otrzymał o zwycięstwie niemałym. Przybyłem czym prędzej - spojrzał uspokojająco na Eryka. Niedawne rozkazy jakie miał od młodziana najwidoczniej wykonał udanie. Ten skinął z zadowoleniem. Nie chciał najwidoczniej podnosić tematu na publicznym forum. Za to uniósł wymownie brew w niemy: “To jak będzie?” i wyzywająco patrzył na każdego z rozmówców.


****

Tydzień później



Ich spojrzenia się spotkały.

I choć minęła ponad dekada żaden nie miał wątpliwości kim jest ten drugi. Erik przymrużył oczy ze złością niczym złoty wąż wyszyty na jego czerwonych szatach.
To od niego się zaczęło.
To on zachęcił Erika do poparcia króla-ghula, co było jednym z pierwszych błędów przez które stracił ją.
To on pragnął przekazać Aros w ręce tego drottinserðr!

Erik spogladał na skutego łańcuchami potężnego mężczyznę o splątanych, długich włosach jak na ucieleśnienie tego wszystkiego czego nienawidził w Einherjar.
Pomimo poniżenia wobec otaczającego go sporego tłumu, spojrzenie jeńca nie uległo zmianie: spoglądał na Erika z pogardą i jakąś żałością. A mimo to, zdawał się być przygotowany na wszystko co może się zdarzyć.

Loch pełen był kobiet i mężczyzn a nawet i dzieci, stłoczonych w ciasnych pomieszczeniach. Powietrze przesiąknięte było smrodem ludzkich ciał i wydzielin, a łkanie ossesków odbijało się echem na przemian z pluskiem skapującej po ścianach wody.

Stojąca pomiędzy Erikiem a Alexandrem kobieta nie powstrzymała cichego okrzyku na widok kilku podwieszonych u sufitu klatek z co młodszymi i ładniejszymi kobietami, które kuliły się i próbowały okrywać się porozrywanymi szatami.

Zwróciła tym uwagę towarzyszącego im nuncjusza, który pobladł zgoła jak trup. Pochylił się ku Erikowi i począł gwałtownie coś mu szeptać do ucha. Kamienną twarz Slangenssona rozświetlił szeroki uśmiech. Uniósł lekko dłoń w uspokajającym geście, spojrzawszy w kierunku klatek.

- Ciekawe czy takiego obrotu sytuacji spodziewałeś się posyłając do Aros Lenartsona - miano skalda wypluł niczym najgorsze z przekleństw - i prosząc mnie o pomoc?

Alexander tulący do siebie delikatną kobietę nie ukrył ciekawości. Postąpił nieco bliżej ku kratom dzielącym go od jeńca, gestem jeno wskazując strażnikowi jedną z cel:
- Sprawiłeś nam nieco problemów - westchnął teatralnie - Ale puszczę je w niepamięć. Mam pewną propozycję… - złapał za kark podsuniętą mu ledwo kilkuletnią dziewuszkę, co przerażona zachłysnęła się własnymi smarkami. Jej matka wyła niczym ranne zwierzę wyciągając ramiona za dzieckiem. W jednej z klatek rumor się podniósł, gdy blond dziewka szarpać drzwi poczęła:
- Matkojebco! Pokurczu co dziećmi się zasła... - nie rzekła nic wiele bo kolejny strażnik włócznię w klatkę wraził. Loch wypełnił zapach krwi i jęk dziewczyny.

Brunetka co stała obok Alexandra szarpnęła się z wyrazem boleści na twarzy jakby chcąc ucieć. Nie pozwolił jej.

- Mam propozycję dla Twych ludzi. - głos uniósł by go słychać było pomimo hałasu - Głodu i chłodu nie zaznają dłużej pod warunkiem, że zgodzisz się współpracować. - zdawało się, że identycznymi gestami gładził i brunetkę przy boku i dziewczynkę po główce. - Jeśli wasz przywódca odmówi - czuła do tej pory dłoń uniosła dziecko jak szmacianą lalkę, co nagle dech straciła, oczy wybałuszyła, słabo szamocząc się w przemożnym uścisku - będzie winien morza krwi. - Alexander nie przypominał dłużej cherubina. - Co rzekniecie?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-08-2017 o 21:51.
corax jest offline