Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 22:58   #32
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ostatni obrońcy Thundertree padli w końcu naszpikowani pociskami, a myśliwy nie przestawał zachodzić w głowę jakie zło musiało się tu lata temu wydarzyć, że zwykłych ludzi przeobrażono w takie monstra. Nie tego się tu spodziewał. Z opowieści Mirny Dendrar zrozumiał, że zombie przyszły do miasta przepędzając jego mieszkańców. Tymczasem rozpłatane przez Przeborkę szczątki na oko należały do lokalnego zbrojnego. Spopielałe jakby ogień jeszcze do niedawna je palił.
Dobrze się stało, że tu przyszli nawet jeśli smoka nie było. Żaden człek nie zasługiwał na taką wieczność. A ten druid jakoś coraz mniej uśmiechał się myśliwemu.
Rozejrzał się dookoła jakby odpowiedź na te wątpliwości mogła sobie powiewać gdzieś w pobliżu, po czym wskazał na zwłoki.
- Po wszystkim trzeba będzie ich pochować gdzieś. Teraz sprawdźmy, czy strażnica czego jeszcze nie ukrywa.

- Może czegoś, co zieje ogniem? - barbarzynka wytarła miecz w trawę, usiłując pozbyć się z niego popielnych resztek - Tych tu nieźle przypaliło. A ze środka wyszli... - zauważyła, wskazując głową garnizon. Sam budynek nie wyglądał na spalony, cokolwiek tak załatwiło nieumarłych, raczej nie było naturalnym pożarem.
- Ten smok ponoć kwasem pluje… - wtrącił Trzewiczek zagryzając jabłko, co później całkowicie go pochłonęło.

Myśliwy pokręcił głową.
- To nie smok, czy nawet drak ich tak urządził. Znaczy chyba. Mirna Dendrar mówiła, że to było dawno, ze trzy dekady temu. Pewnego dnia Góra Hotenow plunęła płomieniami, dymem, kamieniami. Wioska, pola, kawał lasu, wszystko z czego tu żyli spłonęło. Tych niewielu co zostało dałoby radę odbudować, tyle że z popiołem przyszły potwory… nieumarli, ale tacy… jak spaleni ludzie właśnie, z popiołu; nikt z nimi sobie nie mógł poradzić, nawet tutejszy mag. Rośliny się wyrodziły, zaczęły atakować ludzi i w końcu wszyscy uciekli.
Przerwał na chwilę nadal przyglądają się trupom.
- Ci tu… pasują do jej słów. Ale wyglądają mi raczej na przemienionych mieszkańców Thundertree, a nie na potwory zrodzone w jakimś wulkanie. - wzruszył bezradnie ramionami - Nie rozumiem tego.

- Jeśli wulkan jest niedaleko… to pył i kamienie wydobywające się podczas erupcji, mogą opaść na okolice, pogrzebując wszystko żywcem. U mnie w kraju było kilka takich historii o miastach zasypanych pyłem - wtrąciła się półelfka, rozglądając nieznacznie po okolicy. - Ale tutaj niczego takiego nie widzę. Więc albo spadło tego za mało, albo… owy wybuch był nienaturalny i styczność z nim była śmiertelna. - Wzruszyła nieznacznie ramionami. - Co do roślinności, pył wulkaniczny jest bardzo żyzny… o dziwo. Na takich ziemiach wszystko lepiej rośnie.
- [i]A co w tym dziwnego? Pył wypala roślinność i zwierzaki, nawóz jest elegancki i mniej capiący jak gnojówka, którą ludzie tak ochoczo po polach rozlewają. A że gleba po tym jest jest porowata, ładnie chłonie wodę, to dla roślin jak zaproszenie na bankiet. Żebyście widzieli jakie moja ciotka pelargonie hodowała na wulkanicznym popiele... ale mniejsza o to. Te dziwa to pewnie od tego, że pod ziemią jest dużo magicznych kruszców i rud[i] - Turmalina powiedziała głosem znawczyni - Może erupcja wywaliła magiczne skały to wypacza okolicę? A może to od tutejszej wieży, w końcu mieszkał w niej mag czy alchemik. Jak od gorąca szkło popękało, mikstury się rozlały to kto wie co w powietrze poszło.

Marv, który właśnie opędził się od stanowczo zbyt wścibskiego Trzewiczka, wyrwał włócznię z przebitego nią nieumarłego i spróbował oczyścić ją o trawę. Nie wdawał się w dyskusje o wulkanie, bo nie znał się na tym zupełnie. Dopiero tu w ogóle usłyszał o czymś takim jak "wulkan".
- Gadanie nic nie zmieni. Nie widzę w jaki sposób moglibyśmy się przygotować, skoro niewiele wiemy. Ta wieża nie wygląda wcale na strasznie wielką, sprawdźmy ją. Jak będzie miała piwnice czy jakieś przejście to się zastanowimy co dalej. - rudowłosy wzruszył ramionami, wkładając zapasową włócznię w specjalne pętle przewieszone przez plecy. Zbliżył się też do właśnie oczyszczonego domostwa, ciekawie zaglądając do środka. Może tam jeszcze coś ciekawego zostało?

Joris, który tylko uśmiechnął się, choć zupełnie życzliwie, w odpowiedzi na rzucone w międzyczasie pytanie Trzewiczka o magiczny ekwipunek, ruszył za rudzielcem. Gdy jednak zaglądanie nie było w stanie ujawnić wiele więcej ze względu na panujący w środku mrok, dał znak by weszli do środka. Pomieszczenie śmierdziało głównie stęchlizną. Co już samo w sobie sprawiało, że kontakty ze spopielałymi zombimi były mniej paskudne niż z ich tradycyjnymi krewniakami. Było też całkiem nieźle zachowane i gdy oczy przyzwyczaiły się do półmroku można było dostrzec umeblowanie strażnicy. Stół, kilka krzeseł, nadgniłe stojaki i drabina prowadząca na zupełnie dobrze zachowany na oko dach. Północno zachodnie pomieszczenie mogło pełnić funkcję spiżarni bo wiele beczek i starych worków się tu znajdowało, zaś pozostałe dwa do których prowadziły rozsypujące się drzwi, były sypialniami. Thundertree jak widać było w stanie utrzymywać załogę na oko dziesięciu zbrojnych ludzi, którzy tu stacjonowali. Nic jednak znaczącego nie przyciągnęło uwagi myśliwego na parterze.
Strych wyglądał jak mała wieżyczka obronna, z której można było prowadzić wygodny ostrzał. Widać stąd było zupełnie dobrze wszystkich członków drużyny, którzy nie weszli do środka, a także samotną wieżę maga na niewielkim wzgórzu.
Wyszli. Zostało zatem już tylko jedno miejsce…

- Zaczekajmy z tym Rika - poprosił kapłankę gdy ta powiedziała, że chce upewnić się, że w domach nie ma już żadnych zwłok - Nie chcę, żebyś się odłączała i… nie ufam temu miejscu. Nie upewniwszy się co do smoka nie spędzajmy tu więcej czasu niż naprawdę trzeba.
Po czym zwrócił się do pozostałych.
- Pójdę na zwiad - powiedział - Shavri? Dołączysz? Pójdziemy między tymi krzakami prosto do wieży. Jeśli dobrze widzę, to tam jakaś wyrwa jest od naszej strony… Z kolei Ty Trzewiczku… strasznie Cię magia interesuje. Możesz może w jakiś sposób… no nie wiem. Sprawdzić, czy jakaś magia tu teraz działa? Tak ogólnie znaczy się. Turmi… Co by się nie stało, jakbyś mogła nie zawalać od razu tej wieży to bym był wdzięczny.
- Jak chcesz, ale nie opuszczę tego miejsca, póki nie pochowam zmarłych - Melune łagodnie zastrzegła sobie małe prawo do oporu, po czym uśmiechnęła się lekko i zabrała się za poszukiwania miejsca na którym mogłaby przysiąść w oczekiwaniu na zwiadowców.

- Mówisz i masz - odparła Turmalina - ale myślałam że jak nią trochę potrząsnę, to bydle samo do nas zleci.
- Oczywiście, że dołączę - powiedział Shavri, który podszedł do nich, gdy Joris z Marvem wyszli już z budynku. Tropiciel przetarł mokrym płótnem oba swoje miecze i teraz majdał nimi wzdłuż boków, co by szybciej wyschły, oczywiście bacząc, by nikogo nimi nie sieknąć. Sama szmatka leżała już na dnie kołczanu.
- Co zaś się tyczy zwłok, to chętnie wam pomogę. Ech, w ogóle to mam w obozie porządną łopatę. Mógłbym po nią później wrócić. Wątpię, żeby w tych ruinach był jakiś szpadel wciąż zdatny do użytku.

- Zawsze mam pod ręką solidny oskard, jak to pomoże - zadeklarowała się Turmalina, w sumie niepotrzebnie, bo narzędzie było przytroczone do plecaka w widocznym miejscu.
- Znaleźliście tam coś ciekawego? - zapytał Shavri, wskazując mieczem budynek.
- Chyba by powiedzieli, jakby coś tam było prócz szczurów? - Przeborka pokręciła głową, nieco rozbawiona niecierpliwością chłopaka na co Joris tylko kiwnął głową.
- To stara strażnica. Nic nam się w oczy nie rzuciło, ale i można to potwierdzić...

- Długo tu jesteśmy, robimy hałasu, a draka ni widu, ani słychu. Jak tam ma gniazdo - wskazała na basztę - To dawno powinien wyleźć, zobaczyć co na jego terenie się dzieje. Albo go całkiem ta cała magia zatruła... - wymówiła słowo “magia” z wyraźnym niesmakiem - ...albo cwany jest i chce nas przeczekać. Iść tam we dwóch to wejść w pułapke, lepiej gada jakoś wykurzyć. Po co pchać się do jamy, gdzie ma przewagę, a jeszcze te magie całe tam w środku. Jaki pożytek się narażać?
- To może walnę w tę wieżę! - ucieszyła się geomantka i zacisnęła pięści, tak, że aż chrupnęły małe kostki.

- Ktoś musi iść i sprawdzić - przyznał spokojnie Shavri. - Będziemy ostrożni. A jeśli to zasadzka… Cóż. Lepiej, żeby przekonały się o tym tylko dwie osoby niż wszyscy nasi towarzysze....
- A jak coś was tam zeżre, przodkowie chrońcie? - brwi kobiety uniosły się w górę kiedy mu przerywała - Kolejnych dwóch poślemy, żeby to sprawdzili i też ich potracimy? - wojowniczka westchnęła - Nie widzi mi się tam w ogóle włazić, ale już lepiej już całą bandą iść, większa szansa, że damy radę poczwarze... jak tam w ogóle jakaś jest.

- Nie - próbował przerwać jej Shavri - Jak coś nas zeżre, to raczej stąd spieprzajcie - jego głos był stanowczy, oczy nieruchome. Zaglądał już śmierci w oczy, więc brał tę hece na poważnie. - Poza tym zeżarty zleceniodawca raczej kończy zlecenie - mrugnął do niej, ale wiedział, co ma na myśli, dlatego zwrócił się do myśliwego: - Jorisie, decyzja jest Twoja. Jeśli chcesz, pójdę za tobą na zwiad.
- Własna brawura zabija więcej takich szczawiów niż kły i pazury bestii. - Przeborka wzruszyła ramionami - Ale chcesz durnie ginąć, to giń, co ja zabraniać będę; matką ci nie jestem. Jeno powiedzcie, ile nam czekać nim wrócicie. I co robić, jak was zły los tam spotka. O co się będę modlić, aby nie. - ominęła spojrzeniem Sharviego, jakby straciła nadzieję, że przemówi mu do rozsądku i zwróciła się już bezpośrednio do Jorisa, który zdał się jej bardziej ostrożny od napalonego młodzieńca.

- Nic nas nie zeżre - odpowiedział myśliwy bardzo twardo i pewnie by pewność ta w żaden sposób nie umknęła kapłance. - Zajrzymy do wnęki i wrócimy. Ty Przeborko natomiast rzeczywiście wejdź do strażnicy i na piętro. Stamtąd będziesz nas widzieć cały czas. To niecałe półsta kroków stąd. Ruszajmy Shavri.
- To Twój pogrzeb Pirytku
- wzruszyła ramionami Turmalina na co Joris tylko machnął ręką jakby nie pierwszy raz już to słyszał. Oceniła odległość i powiedziała do pozostałych - Podejdźmy bliżej, bo jak trzeba będzie ich ratować to nie zamierzam zakasywać kiecki do biegu.

Torikha tylko wpatrywała się w milczeniu w pobliski krzaczek, zagryzając usta w ciasną linijkę. Nie podobał jej się plan ukochanego, a raczej wybór towarzystwa do jego wypełnienia. Dlaczego to nie ona z nim szła? Umiała walczyć i co najważniejsze LECZYĆ.
Ale jak nie to nie… nie będzie się narzucać, tylko jak myśliwy przyjdzie do niej ranny… to stanie takiego kopa, że będzie musiała odprawić nad nim dodatkową zdrowaśkę.
“Nie na bogów… tak nie wolno. Bądź ostoją. Bądź chłodnym strumieniem…”
Zganiła się w myślach kobieta, wzdychając ciężko i niemo. Nie mogła stracić nad sobą kontroli. Samodyscyplina była ważny elementem jej istnienia, który pozwalał jej przeżyć. Wprawdzie teraz była wolną istotą, ale nie zamierzała zrywać z dawnymi przyzwyczajeniami, skoro były nie tylko znane, sprawdzone, ale i skuteczne.

Shavri zaś, który ruszył z Jorisem, spojrzał na niego i lekko tylko speszony, chrząknął:
- “Pirytku”? - Śmiały mu się przyjaźnie i oczy i usta.
- Zanim wrócimy - odparł cicho Joris - dorobisz się pewnie swojego kamyczka.
- Chętnie za to wypije - odparł Shavri.
Myśliwy odwrócił jakby zaskoczony tymi słowami, jakby coś u one przypomniały, po czym uśmiechnął się.
- Głośniejszy stawia pierwszą kolejkę.
Wieża rosła w oczach...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline