Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-08-2017, 20:03   #31
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Tymczasem w obozowisku

Zenobia odprowadzała wzrokiem wyruszających śmiałków. Oni byli gotowi oddać życie w walce ze smokiem, czy z czymś, co tam jeszcze się ukrywało.
To był piękny widok. O czymś takim bardowie pisali pieśni... Prawie wzruszona pokręciła głową w niemym podziwie.
- Ale tyłek... - wymamrotała do siebie. Odprowadziła wzrokiem dwa napinające się na przemian mięśnie, wyraźnie odznaczające się pod spodniami. Ten drugi też miał niezły, ale już nie taki zjawiskowy.
Kiedy całkowicie zniknęli jej z oczu odwróciła się do pozostawionych jej w opiekę koni.
- I co się tak gapicie? Na pewno jest lepiej wyposażony niż wy, wałachy. - W tym momencie pomyślała, że właściwie warto by było sprawdzić, ale ostatecznie postanowiła tego nie robić.
Miała dużo roboty. Zwierzęta trzeba było uwiązać żeby się pasły, zadbać o ognisko, albo lepiej kilka, skoro pałętały się tu chodzące drzewa. Swoją drogą ciekawe, czy posiadacz drewnianego łba, całą resztę miał równie twardą? Nie, nie pora na takie rozważania. Już miała cisnąć drewniany łeb do ogniska, kiedy przyszło jej do głowy, że właściwie wartoby zbadać co to za plugawa magia. Postanowiła łeb odłożyć i później się nim zająć. Tymczasem wyciągnęła skrzyneczkę z laboratorium alchemicznym, komponenty do czarowania i zagłębiła się oparach gotowanych i palonych magicznych półproduktów. W kociołku powoli powstawał zabójczy jad, trucizna, której kropla zdolna będzie powalić stado koni. Bardzo ostrożnie drewnianą łyżką zamieszała, raz w lewo i dwa razy w prawo. Delikatnie postukała o rant naczynia, żeby nie została na niej choćby kropla. Z lubością wciągnęła w nozdrza unoszący się zapach. W drugim kociołku radośnie bulgotała zupa.
W końcu wrócą głodni i najpierw coś zjedzą a nie złapią trutkę i pobiegną do smoka…
Zenobia wyprostowała się. Długo siedziała w kucki przy ognisku i nogi całkowicie jej zdrętwiały. Rozejrzała się wokół. Wzrok jej padł na łeb - pieniek.
Z ulgą usadowiła pupę na improwizowanym stołeczku. Jeśli tkwiła w nim jeszcze jakaś magia - nie wyczuwała jej...
 
Paszczakor jest offline  
Stary 20-08-2017, 22:58   #32
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Ostatni obrońcy Thundertree padli w końcu naszpikowani pociskami, a myśliwy nie przestawał zachodzić w głowę jakie zło musiało się tu lata temu wydarzyć, że zwykłych ludzi przeobrażono w takie monstra. Nie tego się tu spodziewał. Z opowieści Mirny Dendrar zrozumiał, że zombie przyszły do miasta przepędzając jego mieszkańców. Tymczasem rozpłatane przez Przeborkę szczątki na oko należały do lokalnego zbrojnego. Spopielałe jakby ogień jeszcze do niedawna je palił.
Dobrze się stało, że tu przyszli nawet jeśli smoka nie było. Żaden człek nie zasługiwał na taką wieczność. A ten druid jakoś coraz mniej uśmiechał się myśliwemu.
Rozejrzał się dookoła jakby odpowiedź na te wątpliwości mogła sobie powiewać gdzieś w pobliżu, po czym wskazał na zwłoki.
- Po wszystkim trzeba będzie ich pochować gdzieś. Teraz sprawdźmy, czy strażnica czego jeszcze nie ukrywa.

- Może czegoś, co zieje ogniem? - barbarzynka wytarła miecz w trawę, usiłując pozbyć się z niego popielnych resztek - Tych tu nieźle przypaliło. A ze środka wyszli... - zauważyła, wskazując głową garnizon. Sam budynek nie wyglądał na spalony, cokolwiek tak załatwiło nieumarłych, raczej nie było naturalnym pożarem.
- Ten smok ponoć kwasem pluje… - wtrącił Trzewiczek zagryzając jabłko, co później całkowicie go pochłonęło.

Myśliwy pokręcił głową.
- To nie smok, czy nawet drak ich tak urządził. Znaczy chyba. Mirna Dendrar mówiła, że to było dawno, ze trzy dekady temu. Pewnego dnia Góra Hotenow plunęła płomieniami, dymem, kamieniami. Wioska, pola, kawał lasu, wszystko z czego tu żyli spłonęło. Tych niewielu co zostało dałoby radę odbudować, tyle że z popiołem przyszły potwory… nieumarli, ale tacy… jak spaleni ludzie właśnie, z popiołu; nikt z nimi sobie nie mógł poradzić, nawet tutejszy mag. Rośliny się wyrodziły, zaczęły atakować ludzi i w końcu wszyscy uciekli.
Przerwał na chwilę nadal przyglądają się trupom.
- Ci tu… pasują do jej słów. Ale wyglądają mi raczej na przemienionych mieszkańców Thundertree, a nie na potwory zrodzone w jakimś wulkanie. - wzruszył bezradnie ramionami - Nie rozumiem tego.

- Jeśli wulkan jest niedaleko… to pył i kamienie wydobywające się podczas erupcji, mogą opaść na okolice, pogrzebując wszystko żywcem. U mnie w kraju było kilka takich historii o miastach zasypanych pyłem - wtrąciła się półelfka, rozglądając nieznacznie po okolicy. - Ale tutaj niczego takiego nie widzę. Więc albo spadło tego za mało, albo… owy wybuch był nienaturalny i styczność z nim była śmiertelna. - Wzruszyła nieznacznie ramionami. - Co do roślinności, pył wulkaniczny jest bardzo żyzny… o dziwo. Na takich ziemiach wszystko lepiej rośnie.
- [i]A co w tym dziwnego? Pył wypala roślinność i zwierzaki, nawóz jest elegancki i mniej capiący jak gnojówka, którą ludzie tak ochoczo po polach rozlewają. A że gleba po tym jest jest porowata, ładnie chłonie wodę, to dla roślin jak zaproszenie na bankiet. Żebyście widzieli jakie moja ciotka pelargonie hodowała na wulkanicznym popiele... ale mniejsza o to. Te dziwa to pewnie od tego, że pod ziemią jest dużo magicznych kruszców i rud[i] - Turmalina powiedziała głosem znawczyni - Może erupcja wywaliła magiczne skały to wypacza okolicę? A może to od tutejszej wieży, w końcu mieszkał w niej mag czy alchemik. Jak od gorąca szkło popękało, mikstury się rozlały to kto wie co w powietrze poszło.

Marv, który właśnie opędził się od stanowczo zbyt wścibskiego Trzewiczka, wyrwał włócznię z przebitego nią nieumarłego i spróbował oczyścić ją o trawę. Nie wdawał się w dyskusje o wulkanie, bo nie znał się na tym zupełnie. Dopiero tu w ogóle usłyszał o czymś takim jak "wulkan".
- Gadanie nic nie zmieni. Nie widzę w jaki sposób moglibyśmy się przygotować, skoro niewiele wiemy. Ta wieża nie wygląda wcale na strasznie wielką, sprawdźmy ją. Jak będzie miała piwnice czy jakieś przejście to się zastanowimy co dalej. - rudowłosy wzruszył ramionami, wkładając zapasową włócznię w specjalne pętle przewieszone przez plecy. Zbliżył się też do właśnie oczyszczonego domostwa, ciekawie zaglądając do środka. Może tam jeszcze coś ciekawego zostało?

Joris, który tylko uśmiechnął się, choć zupełnie życzliwie, w odpowiedzi na rzucone w międzyczasie pytanie Trzewiczka o magiczny ekwipunek, ruszył za rudzielcem. Gdy jednak zaglądanie nie było w stanie ujawnić wiele więcej ze względu na panujący w środku mrok, dał znak by weszli do środka. Pomieszczenie śmierdziało głównie stęchlizną. Co już samo w sobie sprawiało, że kontakty ze spopielałymi zombimi były mniej paskudne niż z ich tradycyjnymi krewniakami. Było też całkiem nieźle zachowane i gdy oczy przyzwyczaiły się do półmroku można było dostrzec umeblowanie strażnicy. Stół, kilka krzeseł, nadgniłe stojaki i drabina prowadząca na zupełnie dobrze zachowany na oko dach. Północno zachodnie pomieszczenie mogło pełnić funkcję spiżarni bo wiele beczek i starych worków się tu znajdowało, zaś pozostałe dwa do których prowadziły rozsypujące się drzwi, były sypialniami. Thundertree jak widać było w stanie utrzymywać załogę na oko dziesięciu zbrojnych ludzi, którzy tu stacjonowali. Nic jednak znaczącego nie przyciągnęło uwagi myśliwego na parterze.
Strych wyglądał jak mała wieżyczka obronna, z której można było prowadzić wygodny ostrzał. Widać stąd było zupełnie dobrze wszystkich członków drużyny, którzy nie weszli do środka, a także samotną wieżę maga na niewielkim wzgórzu.
Wyszli. Zostało zatem już tylko jedno miejsce…

- Zaczekajmy z tym Rika - poprosił kapłankę gdy ta powiedziała, że chce upewnić się, że w domach nie ma już żadnych zwłok - Nie chcę, żebyś się odłączała i… nie ufam temu miejscu. Nie upewniwszy się co do smoka nie spędzajmy tu więcej czasu niż naprawdę trzeba.
Po czym zwrócił się do pozostałych.
- Pójdę na zwiad - powiedział - Shavri? Dołączysz? Pójdziemy między tymi krzakami prosto do wieży. Jeśli dobrze widzę, to tam jakaś wyrwa jest od naszej strony… Z kolei Ty Trzewiczku… strasznie Cię magia interesuje. Możesz może w jakiś sposób… no nie wiem. Sprawdzić, czy jakaś magia tu teraz działa? Tak ogólnie znaczy się. Turmi… Co by się nie stało, jakbyś mogła nie zawalać od razu tej wieży to bym był wdzięczny.
- Jak chcesz, ale nie opuszczę tego miejsca, póki nie pochowam zmarłych - Melune łagodnie zastrzegła sobie małe prawo do oporu, po czym uśmiechnęła się lekko i zabrała się za poszukiwania miejsca na którym mogłaby przysiąść w oczekiwaniu na zwiadowców.

- Mówisz i masz - odparła Turmalina - ale myślałam że jak nią trochę potrząsnę, to bydle samo do nas zleci.
- Oczywiście, że dołączę - powiedział Shavri, który podszedł do nich, gdy Joris z Marvem wyszli już z budynku. Tropiciel przetarł mokrym płótnem oba swoje miecze i teraz majdał nimi wzdłuż boków, co by szybciej wyschły, oczywiście bacząc, by nikogo nimi nie sieknąć. Sama szmatka leżała już na dnie kołczanu.
- Co zaś się tyczy zwłok, to chętnie wam pomogę. Ech, w ogóle to mam w obozie porządną łopatę. Mógłbym po nią później wrócić. Wątpię, żeby w tych ruinach był jakiś szpadel wciąż zdatny do użytku.

- Zawsze mam pod ręką solidny oskard, jak to pomoże - zadeklarowała się Turmalina, w sumie niepotrzebnie, bo narzędzie było przytroczone do plecaka w widocznym miejscu.
- Znaleźliście tam coś ciekawego? - zapytał Shavri, wskazując mieczem budynek.
- Chyba by powiedzieli, jakby coś tam było prócz szczurów? - Przeborka pokręciła głową, nieco rozbawiona niecierpliwością chłopaka na co Joris tylko kiwnął głową.
- To stara strażnica. Nic nam się w oczy nie rzuciło, ale i można to potwierdzić...

- Długo tu jesteśmy, robimy hałasu, a draka ni widu, ani słychu. Jak tam ma gniazdo - wskazała na basztę - To dawno powinien wyleźć, zobaczyć co na jego terenie się dzieje. Albo go całkiem ta cała magia zatruła... - wymówiła słowo “magia” z wyraźnym niesmakiem - ...albo cwany jest i chce nas przeczekać. Iść tam we dwóch to wejść w pułapke, lepiej gada jakoś wykurzyć. Po co pchać się do jamy, gdzie ma przewagę, a jeszcze te magie całe tam w środku. Jaki pożytek się narażać?
- To może walnę w tę wieżę! - ucieszyła się geomantka i zacisnęła pięści, tak, że aż chrupnęły małe kostki.

- Ktoś musi iść i sprawdzić - przyznał spokojnie Shavri. - Będziemy ostrożni. A jeśli to zasadzka… Cóż. Lepiej, żeby przekonały się o tym tylko dwie osoby niż wszyscy nasi towarzysze....
- A jak coś was tam zeżre, przodkowie chrońcie? - brwi kobiety uniosły się w górę kiedy mu przerywała - Kolejnych dwóch poślemy, żeby to sprawdzili i też ich potracimy? - wojowniczka westchnęła - Nie widzi mi się tam w ogóle włazić, ale już lepiej już całą bandą iść, większa szansa, że damy radę poczwarze... jak tam w ogóle jakaś jest.

- Nie - próbował przerwać jej Shavri - Jak coś nas zeżre, to raczej stąd spieprzajcie - jego głos był stanowczy, oczy nieruchome. Zaglądał już śmierci w oczy, więc brał tę hece na poważnie. - Poza tym zeżarty zleceniodawca raczej kończy zlecenie - mrugnął do niej, ale wiedział, co ma na myśli, dlatego zwrócił się do myśliwego: - Jorisie, decyzja jest Twoja. Jeśli chcesz, pójdę za tobą na zwiad.
- Własna brawura zabija więcej takich szczawiów niż kły i pazury bestii. - Przeborka wzruszyła ramionami - Ale chcesz durnie ginąć, to giń, co ja zabraniać będę; matką ci nie jestem. Jeno powiedzcie, ile nam czekać nim wrócicie. I co robić, jak was zły los tam spotka. O co się będę modlić, aby nie. - ominęła spojrzeniem Sharviego, jakby straciła nadzieję, że przemówi mu do rozsądku i zwróciła się już bezpośrednio do Jorisa, który zdał się jej bardziej ostrożny od napalonego młodzieńca.

- Nic nas nie zeżre - odpowiedział myśliwy bardzo twardo i pewnie by pewność ta w żaden sposób nie umknęła kapłance. - Zajrzymy do wnęki i wrócimy. Ty Przeborko natomiast rzeczywiście wejdź do strażnicy i na piętro. Stamtąd będziesz nas widzieć cały czas. To niecałe półsta kroków stąd. Ruszajmy Shavri.
- To Twój pogrzeb Pirytku
- wzruszyła ramionami Turmalina na co Joris tylko machnął ręką jakby nie pierwszy raz już to słyszał. Oceniła odległość i powiedziała do pozostałych - Podejdźmy bliżej, bo jak trzeba będzie ich ratować to nie zamierzam zakasywać kiecki do biegu.

Torikha tylko wpatrywała się w milczeniu w pobliski krzaczek, zagryzając usta w ciasną linijkę. Nie podobał jej się plan ukochanego, a raczej wybór towarzystwa do jego wypełnienia. Dlaczego to nie ona z nim szła? Umiała walczyć i co najważniejsze LECZYĆ.
Ale jak nie to nie… nie będzie się narzucać, tylko jak myśliwy przyjdzie do niej ranny… to stanie takiego kopa, że będzie musiała odprawić nad nim dodatkową zdrowaśkę.
“Nie na bogów… tak nie wolno. Bądź ostoją. Bądź chłodnym strumieniem…”
Zganiła się w myślach kobieta, wzdychając ciężko i niemo. Nie mogła stracić nad sobą kontroli. Samodyscyplina była ważny elementem jej istnienia, który pozwalał jej przeżyć. Wprawdzie teraz była wolną istotą, ale nie zamierzała zrywać z dawnymi przyzwyczajeniami, skoro były nie tylko znane, sprawdzone, ale i skuteczne.

Shavri zaś, który ruszył z Jorisem, spojrzał na niego i lekko tylko speszony, chrząknął:
- “Pirytku”? - Śmiały mu się przyjaźnie i oczy i usta.
- Zanim wrócimy - odparł cicho Joris - dorobisz się pewnie swojego kamyczka.
- Chętnie za to wypije - odparł Shavri.
Myśliwy odwrócił jakby zaskoczony tymi słowami, jakby coś u one przypomniały, po czym uśmiechnął się.
- Głośniejszy stawia pierwszą kolejkę.
Wieża rosła w oczach...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-08-2017, 10:08   #33
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Thundertree
Eleint, Śródlecie. Późny poranek

Zwiadowcy ostrożnie ruszyli w stronę byłego domostwa maga, przedzierając się przez zachwaszczoną ścieżkę. W tym czasie Trzewiczek cały czas lustrował otoczenie zarówno magicznie, jak i niemagicznie, lecz nie mógł wypatrzeć nic ciekawego. A tak bardzo się starał! Opowieść o Thundertree rozbudziła jego wyobraźnię, a wyglądało na to, że prócz zombie i żywych krzaków nie ma tu nic ciekawego. Jedne domy były kompletnie zrujnowane, a inne prawie nietknięte, co nie miało żadnego sensu. Magiczne emanacje już dawno wywietrzały. Potworów było niewiele, a domostwa puste. Niby nie powinno to dziwić - osada była opuszczona od ponad trzech dekad. Nie byli tu ani pierwszymi, ani drugimi, ani nawet dziesiątymi poszukiwaczami przygód, a kompani Jorisa, Tori i Turmaliny niedawno oczyścili ruiny zarówno z potworów jak i (zapewne) z pozostałych w nich skarbów. Niemniej jednak było to rozczarowujące. Nie było nawet starego druida Reidotha. Choć może i był? Obserwował ich z ukrycia w formie dzika albo wiewiórki? Kto wie…

Przeborka została na czatach w starym garnizonie. Zakurzone pięterko nie było wymarzonym punktem obserwacyjnym, gdyż “smocza baszta” i tak znajdowała się na niewielkim wzgórzu, ale i tak było lepiej niż pozostanie na poziomie gruntu. Wojowniczka uważnie przyjrzała się wszystkim zrujnowanym domostwom i linii lasu, lecz nie zauważyła niczego podejrzanego. Natura pochłonęła większość ludzkich tworów i kobieta przypuszczała, że nawet bez magicznych perturbacji ruiny osady wyglądały by podobnie - drzewa wyrastające z dawnych pieców, jeżyny płożace się po zarośniętych ścieżkach, samosiejki na resztkach dachów… Niejednokrotnie podczas wypraw swojego klanu natykała się na taki widok. Faerun nie był bezpiecznym miejscem i wiele ludzkich oraz nieludzkich osad spotykał smutny i gwałtowny koniec.



Torikha niepewnie rozglądała się po pustych oknach chat. Los jaki spotkał mieszkańców Thundertree przygnębił ją. Mimo że po opowieści Yarli wieziała czego się tu spodziewać, a Trzewiczek rozwiązał tajemnicę teleportujących się zombie, to widok nieumarłych zmienionych przez magię aż do tego stopnia nią wstrząsnął. Wiedziała, że nie zostawi ich ciał bez pochówku. Może udałoby się znaleźć nawet te pokonane przez grupę Marduka? Po drodze minęli też kilka szkieletów, a Marduk wspominał coś o elfich szczątkach… Choć te ostatnie wolała zostawić w gestii kapłana; nie znała aż tak dobrze elfich zwyczajów pogrzebowych. Na kolejną myśl o pogrzebie wzdrygnęła się i spojrzała w kierunku gdzie zniknął Joris z Shavrim. Oby Księżycowa Panienka miała go w opiece i Shavriego też! Zerknęła na Marva, który spokojnie stał obok. Turmi wdała się w zażartą dyskusję z niziołkiem. Wydawało się, że tylko ona się martwi.

Tymczasem Joris i Shavri zaszli do dawnego domostwa maga od wschodu. Nie było sensu utrzymywać ciszy; walką i tak narobili sporo hałasu. Mimo to stąpali ostrożnie; kto wie co kryło się w pozornie nieruchomych krzakach? Znaleźli jedynie rozwleczone szczątki kilku wielkich pająków - parę nóg i fragmenty pancerza. Nie sposób było określić jak zginęły.
Dom maga był w całkiem niezłym stanie. Zwiadowcy najpierw zajrzeli przez okna do ciemnego wnętrza, a potem wślizgnęli się przez otwarte drzwi. W środku dom wyglądał dość zwyczajnie, wyjąwszy kłęby olbrzymich starych pajęczyn zwisających smętnie ze ścian i sufitu, kładących się na zakurzonych meblach. Po prawej znajdowały się drzwi prowadzące do wieży. Shavri ostrożnie zajrzał do środka. Przez wąskie okna strzelnicze do wieży dochodziło na tyle światła by dostrzec spiralne schody niknące jakieś dziesięć czy piętnaście metrów w górze, oraz kupę śmieci, które wyglądały jakby ktoś zrzucił je z górnego pietra prosto na parter. Resztki mebli, zamokniętych papierzysk i szkła walały się po podłodze. Odór, który niziołek wyczuł wcześniej był tu mocniejszy; wyglądało na to, że chemikalia, które wylały się z butelek na dobre wżarły się w kamień.

Obaj mężczyźni nasłuchiwali przez dłuższy czas, lecz na piętrze baszty panowała cisza. Mogli zaryzykować wspinaczkę lub wrócić do reszty.




Kilka kilometrów dalej Zenobia warzyła swoje eliksiry. Wiedziała, że takie gotowanie zajmuje dużo czasu; z truciznami było zupełnie jak z rosołem! Albo bigosem. Albo dobrą pieczenią... Kurtyzana odpędziła od siebie myśli o smacznym jedzeniu i wróciła do okazjonalnego machania łyżką w rytm przeżuwanej przez konie trawy. Nagle jej pies podniósł łeb i zastrzygł czujnie uszami. Wkrótce i ona dosłyszała głosy. Nieodległym traktem do Neverwinter jechali jacyś ludzie. Póki co nie wyglądało na to, by wyprawa w taką głuszę miała przynieść jej jakąś większą korzyść. Może przynajmniej z nimi dałoby się ubić jakiś interes?



 
Sayane jest offline  
Stary 21-08-2017, 21:36   #34
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Stimy chciał wykonać polecenie Jorisa najlepiej, jak potrafił, ale nie był przecież czarownikiem takim jak oni myślą, że on myśli, że jest. Był rzemieślnikiem magicznym. Przedmioty to była jego broszka, a nie sprawdzanie czy są gdzieś aktywne czary, choć miał i na to swoje sposoby. Niziołek raz jeszcze rozejrzał się po osadzie, by ocenić co właściwie przyczyniło się do zniszczeń, które wszyscy mogli podziwiać, ale wszystko wydawało się zwyczajnie nadgryzione przez ząb czasu i raczej nic w tej materii zbytnio nie odstawało od ogółu. Wokół samej wieży, niziołek nie zauważył żadnych magicznych symboli czy innych przesłanek pozwalających stwierdzić, że wieża jest czymś zapieczętowana lub chroniona magicznymi pułapkami. Najbardziej rzucającym się w oczy elementem był w połowie zapadnięty dach wieży, do której mieli zamiar wejść… co poniektórzy. Stimy stanął w miejscu najbardziej ku temu dogodnym i wyglądając do góry stwierdził znudzonym głosem:
- Jeśli był tu smok, to wiemy którędy wchodził do wieży. Jeśli belki nie są nadgnite to to raczej mechaniczne uszkodzenie. Raczej nie od wiatru. - Stimy skrzywił się - Czujecie ten zapach? Zdaje się…- nozdrza Trzewiczka rozszerzyły się - ...że od strony wieży właśnie.

Być może inni już dawno wyczuli unoszącą się w powietrzu ostrą woń, ale rzeczywiście od strony wieży cuchnęło czymś, co wprawny nos określiłby kwasem. Stimy trochę na ważeniu mikstur się znał, mimo że nie było to jego domeną, ale zapach nie był mu szczególnie obcy.

- Śmierdzi gorzej jak latryna w phandalińskiej oberży, a to już coś oznacza. Ale damy radę - Turmi wyciągnęła z torby flakon perfum i obficie się nimi wypsikała.

Oczy Trzewiczka patrzyły w lekkim niedowierzaniu, zaraz jednak spodobał mu się ten pomysł.
- Lepiej! - kiwnął z uznaniem, a po chwili zasugerował inny zamysł - Słuchajcie, a byłby ktoś z was w stanie wrzucić przez ten dach oliwy, albo czegoś i strzelić płonącą strzałą?

- Czekaj czekaj, jakże to! Taranem mi przywalić nie pozwalacie, a ogniem to wolno? Foch, moi państwo! - Turmi obróciła się plecami to Trzewiczka i teatralnie zadarła nosa.

- T-Turmi on sobie tylko żartuje… prawda? - Kapłanka zwróciła się dość błagalnie w kierunku niziołka. - Oczywiście, że nikt z nas nie zamieniłby twojej wspaniałej magii na jakieś zwykłe podpalenie… - Kobieta nie chciała wprawić sojuszniczki w zły nastrój, bo nie tylko smok, by pamiętał ten sądny dzień.

Lecz ratunek od drugiej strony nie przyszedł. Zmarszczony nosek, zdegustowana twarz, jak nic zwiastowała, że zaraz wybuchnie uradowany rozwiązaniem pani krasnolud. Mimo wszystkich przeciw, Trzewiczkowi spodobał się pomysł Turmaliny. Na pewno bardziej niż wchodzenie do wieży cuchnącej kwasem, kiedy wokół, mówi się, że mieszka smok, czy gad co kwasem pluje. Inna sprawa, że jego głos specjalnie się nie liczył...
-Obie macie całkowitą rację - przyznał - Nie czas na półśrodki. Twoje sławne w tym towarzystwie umiejętności magiczne będą najlepszym rozwiązaniem!

Z tym musieli jednak poczekać do powrotu zwiadowców. Chyba… ale tak czy inaczej kwestia powrotu rozwiązała się szybko - z pięterka zeszła barbarzynka z wieściami, że zwiadowcy “zapraszają” do wieży, a śladów draka (na razie) brak. Oczywiście Przeborka nie byłaby sobą, gdyby nie dodała, że i tak trzeba być ostrożnym, ale wyglądał na razie na to, że wioska na jakiś czas została oczyszczona ze wszelkiego plugastwa. A przynajmniej taką należało mieć nadzieję.

- Kapłanko... - wojowniczka zagadnęła po drodze Torikhę, odzywając się z wyraźnym szacunkiem - Zła magia skaziła to miejsce... a potwory pewnie wrócą, jak tylko sobie pójdziemy. Czy... czy potrafiłbyś usunąć stąd tą skazę na trwale? Oczyściliśmy ranę, ale teraz trzeba ją chyba jeszcze opatrzyć, żeby wszystko wróciło do swojego naturalnego, przypisanego mu porządku.

- Znam ja magię, która potrafi zagoić ranę na twym ciele… ale nigdy nie słyszałam o takiej, która mogłaby uzdrowić świat w którym żyjemy. Jedynie co mogę zrobić, to poświęcić te ziemię i naznaczyć ją świętymi symbolami Selune, ale żadne niezasiane pole nie przyniesie plonów. By Thundertree mogło ponownie ożyć, potrzeba nie magii, a pracy zwykłych ludzi. Pamiętaj, że nawet w oczyszczoną ranę, może wedrzeć się zakażenie, jeśli się jej nie dopatruje podczas gojenia. - Melune wzruszyła ramionami, dźwięcząc zbroją przy każdym kroku.

Wysoka wojniczka spojrzała na kapłankę dziwnie, westchnęła, przewróciła oczami i spowolniła krok, dając się wyprzedzić tak, żeby iśc na końcu grupki. Chyba nawet coś tam zamruczała pod nosem, ale Melune nie miała już okazji usłyszeć, co.

- Nie ma gadziny! - ucieszyła się Turmalina - Znak to że się nas zlękła. Albo śpi kamiennym snem u góry. Tak czy inaczej może być ciekawie.

Selunitka uśmiechnęła się do krasnoludzicy, zazdroszcząc jej pewności siebie.
- Skoro bezpiecznie, to może wejdziemy i rzucimy okiem? - zaproponował Stimy.

 
Rewik jest offline  
Stary 22-08-2017, 09:29   #35
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Joris nie zastanawiał się długo. Żeby sam tu był, to pewnie by i zagrał z losem i ruszył w górę. Ale z naturą jak z pszczołami jest. Rozdrażnisz rój to kąsać będzie każdego w okolicy. Pokazał więc Shavriemu by ten wyszedł z wieży i dał znać Przeborce ręką, że droga wolna, a sam rozejrzał się pomiędzy walającym się tu i ówdzie śmieciem. Niestety nie znalazł niczego co by jakoś bardzo tu nie pasowało. Ani jakichś głazów, czy wielkich gałęzi z których wielkie bydle mogłoby gniazdo sobie robić, ani odchodów, czy jakichś łusek. Choć przyznać otwarcie trzeba, o smokach wielkiego pojęcia nie miał i nawet nie wiedział czego szukać. Faktem jednak pozostawało, że gdyby smok tu był, to raczej by się zainteresował kto mu drzwiami kuchennymi do domu włazi… Raczej.
Po chwili rad, nie rad, Joris poszukiwania zarzucił. Smród jakichś drażniących miszkulancji był tu tak intensywny, że robiło się od niego niedobrze. Tymczasem Shavri wrócił z Przeborką.
- Nic? - wojowniczka z nieufnością rozejrzała się po wnętrzu przedsionka - Chociaż z góry widać jakieś wydeptane ścieżki, rozwłóczone kości czy insze ślady bytności gada?
Myśliwy pokręcił głową. Również wyglądał na nieprzekonanego co do efektów ich wizyty w Thundertree.
- Parter wygląda jakby od lat nikt tam nie zaglądał… jest jednak jeszcze wieża. Schody wiodą na górę. Tam nie zaglądaliśmy. I w ogóle ciężko tam wytrzymać przez ten alchemiczny smród. Także radzę wdech wziąć i idziemy na górę.
- To gadanie o smoku z niczego się nie wzięło - odezwał się milczący od jakiegoś czasu Marv. - Jak schody są całe to chodźmy sprawdzić.
Wyglądał się z jakiegoś powodu lekko zniecierpliwiony, zerkając co jakiś czas na niziołka i krasnoludzką kobietę.
Joris skinął ścierając krople deszczu z czoła.
- Tyś tu najbardziej pancerny Marv. Prowadź. A na kroki bacz, bo schodom tym wiele do nowości brakuje.
Shavri w milczeniu zmówił modlitwę do Sune. Autorytet Jorisa wystarczył, by chłopak posłusznie dał się ustawić w ogonku bez swoich zwyczajowych, dzikich pomysłów. W końcu nie wiadomo, czego mogą się spodziewać, więc dobrze będzie mieć “oczy z tyłu głowy”.
Potarł palcami gryf swojego łuku i zdał sobie sprawę, że obie dłonie ma zimne i wilgotne od potu.

Marv ruszył przodem po schodach, a za nim reszta. Stopnie skrzypiały niemiłosiernie; dźwięk zbudziłby umarłego, a co dopiero smoka. Mimo to ciągła cisza na górze dawała nadzieję graniczącą z pewnością, że gada tam nie ma.
I faktycznie, obszerne piętro baszty było puste. Resztki zawalonego dachu odsunięto na bok lub zrzucono w dól, a widoczne w blasku dnia szerokie ślady pazurów wyryte w podłodze jasno pokazywały kto sprzątał. Starsze i nowsze plamy zaschniętej krwi pokrywały dużą część podłogi, a w kącie stało coś, co sugerowało, że zielony smok na pewno tutaj wróci.

Smoczy skarb.

Jak na młodego smoka był imponujący… chyba. Z rozbitej skrzyni wysypywały się złote i srebrne monety, srebrne naczynia wysadzane drogimi kamieniami i trochę pergaminów. Spod monet wystawało też jakieś stylisko.
- Jorisie… - wyszeptał Shavri sucho, patrząc na skarb. Ale potem odchrząknął i już nieco dźwięcznej, choć wciąż cicho dokończył: - [i]Jaką masz sprawę do tego smoka?[i]
Nie poruszył się, odkąd ich oczom ukazało się smocze bogactwo.

Przeborkę zamurowało. Dosłownie. Stanęła w przejściu, blokując innym drogę, wpatrzona bezmyślnie w bogactwo jakie zgromadził gad w swoim legowisku i które dotychczas oglądała - czasem nawet i nie w takiej ilości - dopiero po wielkich, długich i krwawych wyprawach. A tu jakiś bezmyślny zwierz zgromadził tyle łupów, ile ona nigdy nie zdołała wywalczyć własną krwią i potem przez tyle lat niełatwego życia!
Wzięła głęboki oddech, postąpiła kilka kroków naprzód i wyciągnęła rękę... po wystające ze skrzynki stylisko “czegoś”. Zapewne to była broń - a skoro się tu znalazła, musiała być warta zabrania. A nad każdą ilość złota i srebra wojowniczka ceniła sobie kunsztownie wykutą stal. Krasnoludzki topór bojowy był nieco zardzewialy, lecz runy na jego ostrzu sugerowały solidne wykonanie; a może coś jeszcze?
I dopiero wtedy dotarło do niej, co tak naprawdę oznacza ten widok.
- On wróci. I to lada chwila. - powiedziała ponurym głosem, a podniecenie związane z odkryciem bogactwa wyparowało z niej w mgnieniu oka.
- Lepiej szykujmy się do walki, byle nie tutaj, bo nas usmaży jak skwarki w garnku. - spojrzałą w górę, jakby przez dziurę miał zaraz zajrzeć gadzi pysk - Będę cieszyć się złotem i liczyć swój udział dopiero jak odrąbię głowę z zimnego truchła draka, żeby mieć pewność, że nie powstanie z martwych... i radzę wszystkim to samo. Żaden pożytek ze złota, jak nie zdołamy go stąd wynieść, bo nas potwór zaskoczy...
Spojrzała tęsknie na wydobyty ze skarbu topór, i z ciężkim westchnieniem rzuciła go z powrotem na stertę.

Marv skrzywił się za swoim hełmem, grot włóczni przykładając do śladów pazurów. Nie znał się na tym, ale i tak spróbował sobie wyobrazić wielkość całej bestii.
- Skoro mamy smoka i skarb, to jak teraz wygląda nasze zadanie? - spytał głównie Jorisa, powstrzymując chęć bliższego przyjrzenia się skrzyni. - Może i jest rozbita, ale to wciąż skrzynia. Jak on tymi pazurzastymi łapskami ją niby załadował monetami? - rudowłosemu całość jakoś nie do końca pasowała. Rozmyślania przerwał mu tupot na schodach.
- Przepuście mnie, przepuśc... na łaskę Moradina! Ależ... Skarb! To chyba rozwiązuje kwestie czy to smok czy nie smok. Tylko sroki i smoki gromadzą nałogowo błyskotki. Wy tu nie kombinujcie, tylko łapmy co najcenniejsze i zakładajmy pułapkę na gadzinę. Co tu magiczne? - Turmalina wtoczyła się po schodach, a teraz zacierała ręce na solidny łup. W końcu krasnoludzka krew nie woda i złota gorączka trawiła ją jak każdego przedstawiciela brodatego ludu.

 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 23-08-2017 o 12:11.
Sekal jest offline  
Stary 22-08-2017, 17:43   #36
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Thundertree
Wieża - parter i okolice

Kiedy Turmalina słysząc o skarbach zdecydowała się ruszyć na górę, Trzewiczek pozostał sam na parterze wieży. Wcale nie uśmiechało mu się, że tu był. Śmierdziało kwasem, co tylko przypominało mu o zagrożeniu w najprawdopodobnej postaci zielonego smoka.

Miał za zadanie rozejrzeć się na dole. Tak chciał Joris. Nie był w prawdzie zobowiązany do niczego, tak się umawiał, że tylko im towarzyszy, ale wieża ta niegdyś należała do druida, a przynajmniej tak mu się o uszy obiło. Był więc sam ciekaw co tu znajdzie. Stimy oglądał co ciekawsze przedmioty, biorąc je do ręki i dokładnie wyceniając. Nie było wcale tutaj wiele cennych rzeczy, ale odnalazł dwie buteleczki czegoś ciekawszego.
~ Nie to co u góry ~ pomyślał, ale przecież i tak nie miał udziału w łupach, a opinia uczciwości w jego fachu była ważna, ważniejsza od chęci szybkiego wzbogacenia się.

Te buteleczki? On je znalazł kiedy reszta u góry głośno kłóciła się o jakieś wielkie skarby. Buteleczki były jego.

Znudzony Stimy podśpiewywał sobie. Nie śpiewał wcale ładnie.



Nadleci smok
Zimny zły
Niosąc złota garść
Poczujesz ból odejdzie sam
Zostanie ci smak
Kwasu smak

Ptaki cichną widząc cień
Z wolna rośnie jego wrzask
I tylko ty nie śpisz duszko ma
Boisz się smoków, groźnych i złych

Kiedy jaszczur
Potężny tak
Strzeżąc złota garść
Dopadnie cię rozedrze cię
Nie zostawi nic
Zupełnie nic...

Niziołek co jakiś czas wyglądał ostrożnie na zewnątrz. Nie wiedział nic o planach zastawiania pułapek, czy nadwątlenia konstrukcji. W zasadzie jak na ironię, Stimy znał się na tych sprawach chyba najlepiej z nich wszystkich. Znudzony już do reszty i zmęczony kwasową wonią wyszedł z wieży na świeże powietrze. Kręciło mu się już w głowie od tego zapachu. Niebo było spokojne.

~ Spokojne i ładne. ~ pomyślał Stimy i ponownie zdjąwszy kapelusz z głowy raz jeszcze założył swoje Vigogle by zerknąć na swoją zdobycz i określić czym tak właściwie jest.

Gdy skończył raz jeszcze spojrzał w niebo, a następnie w stronę domku druida. Coś go ciągnęło, by wejść tam raz jeszcze. Wiedział, że to nierozsądne. Ale tu też nie chciał pozostawać. Bał się. A ze strachu czasem robi się głupstwa.

W miejscu gdzie przed chwilą majtały dwa trzewiczki, na piasku widoczny był ślad wskazujący kierunek, w którym się udał. Niziołek podreptał do druidowego domku, a im szybciej szedł tym większa panika go ogarniała. Potem, gdy obejrzy ten domek raz jeszcze i spróbuje wywnioskować czym zajmował się druid w ostatnich dniach, gdy tu przesiadywał, miał zamiar wracać do wozów. Jak najszybciej!

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 22-08-2017 o 17:48.
Rewik jest offline  
Stary 23-08-2017, 11:38   #37
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem nowo złożona drużyna, ciągle nie mogła wyjść z podziwu nad zebranym smoczym skarbem, który znalazła na szczycie zniszczonej wieży. Co wkrótce szybko przerodziło się w pierwszy konflikt.
- O ja… - przełknął ślinę na widok wypełnionej bogactwem skrzyni po czym wzruszony złapał kapłankę za ramię - Rika… wykupimy całe drewno z Neverwinter!
Oniemiała kapłanka dała się szarpać, słuchając w ciszy o czym inni prawili. Jako jedyna nie wyglądała na szczęsliwą z powodu widoku takiego bogactwa.
Tak. Na to przygotowany w żadnym razie nie był. Thundertree odkąd tu przybyli zdawało się im powtarzać, że niczego tu nie znajdą. Ani druida, ani smoka. I Joris jak to Joris uwierzył duchowi wymarłej mieściny, bo czemu i miałby nie wierzyć? Ale skarb… Skarb był prawdziwy i wyglądał jak z opowiadanych przez dziadka bajek kufer spoczywający w miejscu gdzie zaczyna się tęcza. A skoro skarb był prawdziwy to smok również. Drak srak. Smok!
- Zaraz… - powiedział gdy w końcu dotarł do niego sens wypowiadanych przez Shavriego i Marva słów - Zaraz… Przeborka! Zostawcie to i nie ruszajcie! Gdy tu wróci ma się nie zorientować od razu, że tu byliśmy! O cholera… smok… smok… Zaraz… W życiu na smoka nie polowałem…
Zaśmiał się nerwowo i zaczął bacznie rozglądać po pomieszczeniu.
- Musimy go zabić - powiedział po chwili zupełnie poważnie i stanowczo. - Turmi… Turmi chodź tu! Byłabyś w stanie nadwerężyć konstrukcję podłogi? Tak by bydlę runęło w dół gdy tu wyląduje całym ciężarem?
- I tak poczuje nasz zapach… - wymamrotał Shavri, patrząc na rękojeść, której dotknęła Przeborka. Zaraz potem zmierzył wzrokiem długość śladów pozostawionych przez smocze pazury. - Jorisie - zapytał drugi raz - dlaczego musimy go zabić?

Myśliwy obejrzał się na tropiciela po czym wskazał mu skrzynię ze złotem.
- Nie zdobył tego na pająkach i patyczakach. Ani na pracy. To łup z ofiar. A teraz zagraża Phandalin. I będzie rósł większy. I dowie się w końcu o kopalni. - westchnął i wzruszył ramionami - Trzeba to zrobić póki nie jest… duży jak dom?
- Na razie myślę, że jak wóz… karoca raczej. Taka fikuśna zawalidroga… - mruknął Shavri. Spojrzał na myśliwego i kiwnął mu głową. - Masz rację. Musimy go zabić.
Zgadzał się z jego rozumowaniem. Choć okradając złodzieja, też mogli się za takich uważać, to jakaś nagroda za usieczenie bestii zagrażającej okolicy im się należała. O ile rzecz jasna będą w stanie ją usiec. Tropiciel spojrzał wyczekująco na Turmalinę, do której zwracał się Joris ze swoim pytaniem.
- No, nareszcie coś do rozwalenia! - ucieszyła się krasnoludka. Obejrzała podłogę i wybrała kilka kamieni które wyglądały na najbardziej kruche. Pod jej delikatnym dotknięciem pokryły się pajęczynką pęknięć - Nie stójcie jak woły, łapcie co cenniejsze i won z wieży!

Joris nie zdążył zareagować nadal rozgorączkowany wyzwaniem jakie przed nimi stało i z niejakim opóźnieniem skoczył w kierunku krasnoludzicy dziarsko przymierzającej do rozwalenia całej wieży już teraz.
- Stóóóój! - Dopadł do niej szarpiąc za bufiasty rękaw, a pod wpływem susu kamienne płyty pod nimi nieprzyjemnie zazgrzytały… wytrzymały jednak i myśliwy odetchnął głęboko - Jeszcze nie teraz! Masz tylko nadwerężyć konstrukcję. Tak żeby podłoga runęła dopiero gdy smok na niej wyląduje.
- Możemy się przyczaić, na pewno jakaś piwnica pod ruinami się ostała. A wogóle to nie chciałam tego rozwalić, od jednego puknięcia raczej się nie rozleci. I szarpnij mnie jeszcze raz, to taranem walnę nie w sufit, a w twoje przyrodzenie!

Myśliwy obejrzał się na resztę najemników.
- Posłuchajcie. Nie możemy tak po prostu zabrać teraz tego skarbu - powiedział spokojnie - Nie znam się na smokach, ale jeśli choć trochę tego co o nich się prawi to prawda, to się bestia wkurwi niemożebnie i raczej nie zdążymy wrócić do domu. Trzeba gada tu w tej wieży unieruchomić. Wszędzie indziej wykończy nas z powietrza. Tu nie rozwinie skrzydeł i nie odleci. A nawet jak coś wyczuje to i tak pierwsze co zrobi to sprawdzi co ze skarbem. Czyli wyląduje. Wtedy podłoga runie i będziemy mieć naszą szansę. A teraz… - nabrał powietrza - Nie mówcie dlaczego to się nie uda, tylko powiedzcie co zrobić, żeby się udało.
- Sprawdzić, czy nie znajdziemy tam czegoś, co pomoże ubić gada.
- Przeborka wskazała skarby. Powiedziałaby coś innego, ale na ostatnią sugestię Jorisa ugryzła się w język - Broń, zbroję... I mądrze się ukryć. Bo jaka pewność, że smok nie zauważy nas szybciej i rzuci się na nas wpierw, nim wróci do wieży? Obóz na pewno widać z daleka, a nie wiemy, skąd nadleci. Możemy nie mieć już do czego wracać.
- Ukryjemy się w domu maga
- odpowiedział po chwili namysłu - A broń… zbroję… - pokręcił nieprzekonany głową - Tam rzeczywiście jakiś topór chyba jest. Ale jakoś nie sądzę by smok trzymał tu broń o jakichś szczególnie smokobójczych właściwościach.
Obejrzał się za najniższym członkiem wyprawy.
- Trzewiczku, dasz radę to sprawdzić bez wyciągania tej broni? - zapytał, lecz Trzewiczka wciąż nie było na górze. Bowiem dzielnie wykonywał rozkaz Jorisa.
- A nie możemy po prostu… zostawić to jego złoto i kazać mu się z nim wynosić? - Tori odezwała się w końcu, nieco skonfundowana zachowaniem towarzyszy. Z jednej strony pogardzali jaszczurem, a z drugiej na widok złota trzęśli się tak samo jak on.
- Nie wiadomo jak i na kim zdobył takie bogactwo… zresztą nie mnie oceniać czy bardziej jest złodziejem… czy poszukiwaczem skarbów tak jak my. Nasze zadanie nie polegało na ubijaniu, a na wywiedzeniu się jak owego gada wyeliminować z naszego terenu… Jorisie, pamiętasz co się wydarzyło w kopalni? Nie wszystkie bestie były złe do szpiku kości, że zasługiwały na zagładę. Marduk nie pozwalał nam na pokojowe załatwienie sprawy, ale jego teraz tutaj nie ma.
- A co mu zaproponujesz w zamian?
- wojowniczka spojrzała na kapłankę jak na egzotyczne zwierzątko. Z ludźmi z Południa jednak wyraźnie było coś nie tak; cywilizacja musiała zmiękczyć ich serca, tak że potrafili litować się nad każdą bestią i nie znali bezwzględności prawdziwego wojownika. - To pewnie jest dla niego warte całe życie i będzie walczył o to do ostatniej kropli krwi. Możemy go oszczędzić...- przypomniała sobie pewną balladę w której sprytny bohater paktował ze smokiem i dobrze na tym wyszedł - Ale tylko wtedy, kiedy zrozumie, że nie wygra tej bitwy. Więc zacząć należy od obezwładnienia go, a potem myśleć o pokoju. Nie odwrotnie.
- To ze smokami da się dogadać? Kiedyś słyszałem, że to podstępne bestie. Jak wszystkie inne bestie, jak twierdził mój brat walczący na wojnie w królestwie
- Marv wsadził palce pod osłonę policzka i podrapał się po nim. - I ja dotąd nie spotkałem zbyt wielu takich, które warto byłoby oszczędzić. Jak mamy to zawalać, to lepiej zabrać większość skarbu. W im większy szał wpadnie, tym większa szansa, że zburzy wieżę.
Chłopak mrużąc oczy patrzył teraz głównie w niebo, swoim marnym wzrokiem szukając punktu odróżniającego się na tle szarych chmur.
- Oczywiście. Możemy go stąd... przegonić - Shavri spojrzał koso na kapłankę. - Pomijając już to, że na pewno nie będzie to łatwiejsze zadanie, to faktycznie - niech poluje i zabija gdzieś indziej. Grunt, żebyśmy my mieli czyste ręce.
- Mieć co..?
- barbarzynkę trochę zamurowało. To, co teraz słyszała, sprawiało, że przestawała wierzyć własnym uszom. Czy grupa ludzi, którzy podobnież mieli doświadczenie w walce i zabijaniu, właśnie dyskutowała o tym, jak najłagodniej obejść się z potworem?
- To jest bezlitosne monstrum. Szkodnik. Zagrożenie. Odleci teraz, urośnie, wróci kiedy nas nie stanie i spopieli miasteczko. Jak wilki pod osadę podchodzą i szarpią ludzi, też z nimi gadacie i przekonujecie, żeby sałatę żarły? - westchnęła ciężko, bo ją już brało zdenerwowanie. - Będziemy mieli gada na swojej łasce, to będziemy rozprawiać w te i wewte, co z nim począć. Teraz trzeba gotować się na walkę i zastawić pułapkę. Bo nas tu nie tylko smok, ale i śmierć ze starości zastanie.

Shavri zerknął na wojowniczkę rozdarty między zniechęceniem a rozbawieniem jej wybuchem. Zaczynało go nudzić jej nadymanie się.
- Nie słyszałaś nigdy o czymś takim jak drwina, prawda? - zapytał spokojnie.
- Verdui… [/i]- mruknął cicho myśliwy coś sobie przypominając po czym spojrzał na ukochaną z wdzięcznością. Zapomniał się. A miała rację. To wszystko to jedno domysły były i słowo druida, który zaglądał do Thundertree, a jednak nie uwolnił mieszkańców od popielnej klątwy - Nikogo na razie z tego co wiemy nie zabił. To prawda. Na trakcie go nawet nie widziano… Ale nie możemy ryzykować rozmowy z gadem. Koniecznie trzeba go najpierw unieruchomić. Potrafisz Rika zajrzeć… no wiesz… w jego serce? Poznać intencje? Jeśli nie, to mam eliksir ochronny siostry Garaele. Działa jednak tylko na złe istoty, zatem okaże się z jakiej gliny jest ulepiony… Potrafię też dwie osoby do pewnego stopnia ochronić przed jego zianiem.
- Mam tylko łaskę ochrony przed złem
- przyznała ze wstydem selunitka. Starała się pozostać opanowana w tej chwili chaosu, jaka zapanowała pod wpływem istnienia góry kosztowności.
- Działajmy z rozwagą, tylko o to was proszę. Nie pozwólmy się ponieść chwili. Jeśli smok okaże się zły i w żaden sposób nie będziemy mogli go nakłonić do odejścia, wyciągniemy przeciw niemu broń. Złoto bym zostawiła… to zwykła kradzież, zabierać teraz łupy ze sobą… każdy, nawet najświętszy by się wściekł i zaatakował… a pamiętajmy, że nikt z nas latać nie umie, ani zionąć ogniem, czy kwasem, czy czymkolwiek prócz śliny… - Półelfka uśmiechnęła się niemrawo do zebranych.
- W ogłoszeniu stało, że zapłatą jest łup z wyprawy. - zauważyła Przeborka, poddając się w kwestii przekonywania kapłanki do swojego punktu widzenia - Wy mnie najęliście mnie, to wy decydujcie co dalej, niech i tak będzie. Ale łup widzę, jaki jest. Opłaćcie mi z niego część zgodnie z umową - czy tym złotem, czy swoim, bez różnicy. A wtedy mogę nawet i temu smoki kołysanki śpiewać, jak taka wola.
- Muszę się z nią zgodzić
- przytaknął Marv, odrobinę tylko niechętnie. Jakby to wszystko zaczynało mu się coraz mniej podobać. - Nie uśmiecha mi się ryzykować życiem bez powodu.
- Doprawdy?
- spytała tym razem rozbawiona kapłanka. - Tak się składa, że pisałam to ogłoszenie i nic o skarbie nie było tam wspomniane. - Kobieta poprawiła broń u pasa, czując jak niewygodnie jej się stoi w całym tym rynsztunku na ciele. - Zachowujecie się na widok złota, jak stado ciem, które lecą do pochodni… myląc jej blask ze światłem gwiazd. Uważajcie, bo spalicie się. To co tu widzicie, nie należy do was. Tylko do smoka. Jeśli go zabijemy… skarb będzie do podziału, jeśli się okaże, że gad będzie chciał współpracować to TO… zostanie tylko przyjemnym wspomnieniem na stare lata.
- Nie mam zbyt dobrych wspomnień o kapłanach, nie pogłębiaj ich, proszę
- Marv na pozór spokojnie uśmiechnął się do kobiety. - Umawialiśmy się. Nasza pomoc w zamian za łup. Jak inaczej twoim zdaniem działają najemnicy, hm? Kiedy należałem do gildii to widziałem co to znaczy. Każda taka wyprawa to głównie koszty i narażanie życia… - nagle zamilkł i przełknął ostatnie słowa. Za dużo gadał. - Zresztą, ja schodzę na dół, tu jesteśmy widoczni już z bardzo daleka.

- Skończyliście?
- zapytała gromadę Turmi, patrząc na zmierzającego w stronę schodów Marva. - Bo widzicie, jak smok przyleci będzie miał w nosie czy jesteśmy przekąską mającą dobre zamiary czy też pikantną, taką co włócznia w gardle staje. Proponuję tak: Wracamy do obozu, a do smoka idą zwolennicy pertraktacji. Jak im nie pójdzie, zdroworozsądkowa reszta pomyśli jak go zabić.
- Nie zamierzam słuchać kogoś, kto łże jak pies!
- warknęła tymczasem Przeborka do kapłanki, zaciskając pięści. - Dla mnie słowa nie wiatr, powiedziane było wyraźnie, jaki dostaniemy udział. A skoro ty nie masz honoru, żeby umów dotrzymać, będę gadać z Jorisem tylko. - skrzywiła się i pokręciła głową - Południowcy i ich krętactwo, po trzykroć przeklęte. Mąć tak dalej, moja cwana panno, a sama będziesz przed smokiem zwiewać, bo ja do tego ręki nie przyłożę. - żachnęła się - I każdemu, kto nie chce być wystrychnięty na dudka, radzę tak samo sprawę przemyśleć! - rzuciła do Sharviego i Turmaliny, a potem odwróciła się na pięcie, by ruszyć za Marvem.
- Wikt dla każdego jest ustalony, niezaleznie od tego, czy położysz swoje lepkie palce na tym skarbie, czy nie. Twój upór świadczy tylko o twojej pazerności i złych zamiarach względem całej drużyny. - Melune, wyrecytowała swoją odpowiedź monotonnym głosem, jak do kogoś, komu trzeba pięć razy powtórzyć to samo, a on i tak tego nie zapamięta. Cóż, trzeba było uzbroić się nie tylko w stal… ale i cierpliwość, a tej kapłanka miała wiele.
Shavri poczekał, aż wybrzmią do końca jej słowa. Potem w ciszy, jaka zapadła, zwrócił się do myśliwego i Turmaliny.
- Jeśli mamy dyskutować, musimy stąd zejść. Z każdą chwilą zostawiamy tu mocniejszy zapach. Zwłaszcza Przeborka, która chyciła się jego skarbu. Jeśli mamy działać, zróbmy to szybko. Pomysł, żeby nadwątlić konstrukcję i poczekać w tamtej izbie wydaje mi się dobry. Oczywiście istnieje ryzyko, że wieża zawali się, a smok zdąży wzbić się w powietrze. Jeśli tak, będzie latał po okolicy mocno wkurwiony. Możemy też przyjąć go tu, gdzie będzie musiał nas sobie najpierw wyłuskać z kątów. Nie będzie tu mógł używać ani skrzydeł ani ogona. Jeśli istotnie pluje kwasem, mam w tobołku kilogram mydła. Jeśli macie butelki możemy rozbełtać mydło z wodą i dla każdego zrobić środek, którym się kwas zmywa. Smok ma łuskę, to prawda, ale nie na oczach. Nigdy żadnego nie widziałem, ale podejrzewam, że łuska nad barkami, skąd wyrastają im skrzydła również jest cieńsza albo jest jej mniej. To są jego wrażliwe punkty. Te i być może pachy. Wszystkie stworzenia, jakie widziałem w życiu mają miękkie pachy.

- Hola, hola, hola!
- zawołał w stronę odchodzących Joris. Wyglądał na równie zaskoczonego co zdenerwowanego zupełnie nieoczekiwanym sporem, który wyniknął między Riką, a Marvem i Przeborką. I do pleców tej dwójki właśnie mówił - Nie wiem do jakich prac się najmowaliście, ale umawialiśmy się na robotę i nadal jest ona niewykonana. Nie pamiętacie co ustaliliśmy? Że znajdziemy bestię i druida i wtedy postanowimy co dalej. Żeby było jasne, zgadzam się z Torikhą, że nie wiemy czy gad nie jest tu czasem bogom ducha winny. Jeśli ktoś o smokach wie coś więcej niż mu dziadek w klechdach gadał, to posłucham. I przypominam Wam, żeście sami nawoływali do rozsądku i ostrożności pókiście skarbu nie obaczyli. Więc jeśli ktoś się wybiera z powrotem do obozu to umowa jest zerwana, bo za samo bimbanie przy ognisku wypłaty nie ma.
Teraz z kolei spojrzał na kapłankę.
- Rika. Czymkolwiek ta bestia się kieruje, jest wielkim diabelnie niebezpiecznym drapieżnikiem. I nie mogę narażać nikogo na wybadanie tego czy samą jeno zwierzyną się żywi. Pomyłka… pomyłka skończy się po prostu śmiercią, Rika. Jeśli nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić magicznie, to musimy bestię potraktować jak każde inne dzikie zagrożenie, dla miasta. Jak niedźwiedź, czy rosomak. Pamiętaj, że w lesie bawią się też Pip, Carp i inne dzieciaki.
Co rzekłszy skierował się wreszcie ku geomantce.
- Do nich żalu nie mam, że nie chcą darmo ryzykować, bo żadni z nas znajomkowie. Rzec muszę jednak Turmalino Hammerstone, że choć raz mnie już samego i ledwo żywego zostawiłaś, żeby skórę swoją ratować, to liczyłem, że po tym co przeszliśmy w kopalni więcej w Tobie honoru.
Jeśli myśliwy nawet wonczas gdy im gobliny bobu zadały, krzywo patrzył na krasnoludzicę, to teraz pierwszy raz mogła dostrzec w jego wzroku najszczerszą wzgardę.
- Zejdźmy wszyscy na dół.
Melune kiwnęła głową bez słowa na znak, że rozumie. W całym tym zamieszaniu, o dziwo, zatęskniła za pyskatym i wszędobylskim Mardukiem, któremu zarzucić można było wiele, ale nie brak ogłady w dyskusji.
Schodząc ostrożnie po schodach, wydobyła z czarnej stali sejmitar, a u stóp wejścia także i tarczę.

W pracowni obejrzał się na po trochu na wszystkich zebranych a po trochu na nikogo z osobna. Mówił szybko i trochę jakby przez zaciśnięte zęby.
- Musimy go zaskoczyć. I to teraz. Drugiej na to szansy nie będzie. Plan jest prosty. Geomantka osłabia strop, tak by ten runął gdy bestia wyląduje. Nie da rady się wzbić. W każdym razie nie sądzę. Nie będzie miał się z czego wybić, ani jak rozprostować skrzydeł. Za ciężki na to. Gdy wpadnie na parter obskakujemy go. Dwie osoby mogę częściowo ochronić przed tym kwasem jak mówiłem. Niech one do łeb zajmą. Reszta w skrzydła. A mydło… mydło się przyda do zabicia zapachu. Mam trochę suszonych ziół to po wymieszaniu będzie pachnieć jakby trawa mocniej się zazieleniła po deszczu.
- A po wszystkim łup dostaniemy, czy cały oddamy głodnym i potrzebującym, tudzież w studnię wrzucimy, bo tak niegodnie nie swoje złoto brać?
- Przeborka oparła się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Koso spoglądała na kapłankę, ale zwracała się tylko do Jorisa - Czy może znów powiesz nam, że inaczej stało w umowie? - wysunęła zaczepnie brodę naprzód, a jej szczęka drgnęła, jakby kobieta powstrzymywała tlący się w środku gniew.
Myśliwy wzruszył ramionami.
- Nie obchodzi mnie co zrobisz ze swoją częścią - odparł.
Wojowniczka splunęła na ziemię.
- Wiesz, o co mi chodzi. O to, że cokolwiek się stanie ze smokiem, dostaniemy swój udział, a nie zadecyduje o tym niedorosła panna, co głowę sobie nabiła jakimiś słodkimi opowieściami dla dzieci o wielkim dobru. - pokręciła głową - Ale wolisz kręcić i kpić. Jesteście tacy sami, południowcy. Ni honoru, ni szczerości. Wasze słowa - plewy i wiatr. A jużem się dała nabrać, że tyś inny jest. - prychnęła ze wzgardą - Ja swoje słowo szanuję. Pójdę na smoka, jak było ustalone. A ciebie niech przodkowie osądzą wedle tego, co wybrałeś. I twoją kłamliwą kobietę. - wyszarpnęła miecz zza pleców i położyla dłonie na rękojeści, opierając broń przed sobą - Smoczy łeb jest mój. Komuś jeszcze starcza odwagi, żeby ze mną iść? - rzuciła do reszty z wyzwaniem w głosie.
Joris zaczynał rozumieć dlaczego Sildar westchnął ciężko gdy myśliwy powiedział mu, że zamierze przewodzić wyprawie.
- Torikha nie jest ani moją ani niczyją kobietą. A tym bardziej nie jest kłamliwa, bo niczego Ci ani nie obiecywała ani nie zabiera. Umowę ze mną zawarłaś. A Torikha wyraziła swoje zdanie, bo wszystkich o to poprosiłem. Zdanie, którego nie pojmujesz i raczej nie pojmiesz. Ale Twój pomyślunek to nie moja rzecz Przeborko. Nie musi Ci się podobać dla kogo pracujesz. Ale jeśli jeszcze raz nazwiesz Torikhę kłamliwą, lub w inszy sposób ją zelżysz, to bez honoru wrażę Ci strzałę w lewe kolano.
Wojowniczka milczała. Popatrzyła Jorisowi prosto w oczy, a potem po prostu pokręciła głową, wzruszyła ramionami i wygodniej oparła się o ścianę, bez słowa czy jednego westchnienia. Marv natomiast po wyrażeniu ostatniego swojego zdania nie brał już dalszego udziału w dyskusji o łupach. Przeborka wydała mu się odrobinę w tym zbyt gorliwa, a przecież wydawało się oczywiste, że przecież cała ta kapłanka nie powstrzyma ich potem przed zabraniem swojej części. Zamiast tego ciągle obserwował niebo.
- Kiedy będziemy gotowi sugeruję rozpalić ogień na szczycie wieży. Szybciej zwabimy tę bestię. Wydaje się oczywiste, że powinienem być jednym z tych bezpośrednio atakujących, za ochronę przed kwasem się więc nie obrażę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 23-08-2017 o 12:44.
sunellica jest offline  
Stary 23-08-2017, 19:51   #38
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Thundertree
Obozowisko

Zenobia zaraz jednak zastanowiła się. Skąd ci ludzie się tu wzięli? No i czy to ludzie? Raczej nie była to kolejna ekipa pogromców smoków.
Miejscowi???
Kim by nie byli, nie wróżyło to nic dobrego. Myśli o handlu wywietrzały Zenobii z głowy szybciej, niż się tam pojawiły.
Wołać pozostałych? Chyba za daleko, no i ci nadchodzący usłyszą...
Psa z informacją wysłać? Tak, tylko wytłumacz mu, co ma zrobić.
Dobra, spotkamy się. Na to, że przejdą obok raczej nie ma co liczyć. Dym z ognisk, gotowana strawa, no i trucizna. Nie, nie nie ominą obozu.Pozostaje się tylko przygotować.
- Wynocha i waruj -rzuciła do Wampira a ten posłusznie zaszył się w krzakach.
- Poszedł w p....zdu - retorycznie zagadała do muła i odwiązała postronek. Ten, ze zrozumieniem w oczach odwrócił się i podreptał tuż obok do najbliższej kępy trawy.
- Głupie bydle...
Czasu było nie wiele. Zenobia szybko rozebrała się do naga, jeśli nie liczyć karwaszy i gorsetu. Jednocześnie zaczęła trzeć oczy. Złapała jeszcze bicz i wyciągnęła odrobinę dziwnej substancji z węzełka. Potrzebna jej była rzęsa do czaru niewidzialności a bez ubrań potrafiła utrzymać tę niewidzialność trochę dłużej. Zmieszała gumę arabską z długą, czarną rzęsą i tak przygotowana oczekiwała na przybycie coraz bliższych gości. W ostatniej chwili, kiedy już prawie widać było przybyłych, już miała wetrzeć maź w policzki i gors, gdy stało się jasne, że grupa jak gdyby nigdy nic mija obozowisko i idzie dalej. To było jeszcze dziwniejsze. Gotowaną strawę, czuć było pewnie na milę a truciznę pewnie niewiele bliżej. Coraz mniej jej się to podobało. Nie zastanawiając się dłużej, pobiegła w stronę odgłosów. Popatrzy chwilę z ukrycia i oceni co robić dalej. Gotowego czaru niewidzialności zawsze zdąży użyć. Biegnąc tak na golasa, no i bez obuwia poślizgnęła się na kępie mchu i wyłożyła jak długa. Utytłana niemożebnie, dalszą drogę przebyła ostrożniej i już bez niespodzianek. Dopadła kępy krzaczorów, delikatnie rozchyliła je i ciekawie wyjrzała na trakt.

Trakt zaś przemierzała wesoła i barwna grupa licząca może ze dwie dziesiątki luda, otaczająca trzy kryte wozy wymalowane w kolorowe kwiaty, ptaki i pląsające panny. Artyści ani chybi - bardy, cyrkowcy, wróżki. Innymi słowy - konkurencja! I jechali od strony Neverwinter, więc ani chybi zmierzali do południowych osad, bo gdzieżby indziej. Czyżby do Phandalin?
Widok zakoczył Zenobię. W pierwszej chwili chciała wyjść i przywitać przybyszów, zaraz jednak opamiętała się. Jej strój nie był kompletny. Mimo, że najwyraźniej miała do czynienia z artystami, nawet oni mogliby być zaskoczeni jej nagością. Ostatecznie zaczęło jej być zimno, a wiadomo jak w jej wieku przechodzi się nawet niezbyt poważne choroby. Zwłaszcza łatwo mogła przeziębić pęcherz. Szybko potruchtała do obozu, gdzie ubrała się i usiadła przy ognisku.
W samą porę. Zupa prawie się przypaliła. Zenobia energicznie zamieszała od dna w kociołku i postukała o rant naczynia, żeby na łyżce nie pozostała nawet kropla.

Czy Stimy znalazł coś ciekawego w chatce druida, czy nie to się być może dowiemy później. Najważniejsze było, że bezpiecznie dotarł do miejsca, gdzie Zenobia sporządzała swoje specyfiki.
- Ładnie pachnie – przywitał dojrzałą kobietę niziołczy głos. - Kto to? - zapytał skinąwszy w stronę odległych wędrowców.

- Po zupę, czy po truciznę? No i czy już ze smokiem kończycie? - Zapytała Zenobia czując czyjeś spojrzenie, tuż powyżej pieńka.
- A! To ty, słodziutki… Ładnie mówisz? Jaki ty jesteś miły.. Proszę, częstuj się - Podała właścicielowi głosu miskę. - A kim byli ci wędrowcy? Nie wiem, jakoś nie chciałam się im pokazywać.

Trzewiczek uśmiechnął się przymilnie i ufnie przyjął naczynie z zupą lub trucizną. Niewiele myśląc napił się bez pytania o łyżkę.
- Nie było smoka, nie wiem co planują, ale moja noga tam więcej nie postanie! Wolę... zjeść zupę. - Stimy przytaknął, jakby utwierdzając się samemu w tym co powiedział i wysiorbał jeszcze trochę nalewki.
- Znalazłem taką buteleczkę - Trzewiczek po chwili wyciągnął znalezioną w wieży druida miksturę - Nie potrafię określić co to. Może pani potrafi?

- Nie jestem czarownicą, jakbyś miał zwój jakiś, to może, ale buteleczka? Nalewka jaka może?

- Poproszę! - energicznie przytaknął, wycierając usta rękawem, myśląc że Zen proponuje dokładkę. - Może zawołamy ich? Może coś widzieli, słyszeli, może ciekawe opowieści niosą? - miał na myśli oczywiście podróżników z Neverwinter.

Zenobia odebrała pustą miskę, napełniła i podała niziołkowi. Taki mały a tyle potrafi zjeść, ciekawe czy pod innymi względami też zaskakuje…
- Właściwie to masz rację - gdzie nasze maniery? Może nie zapraszajmy ich od razu do obozu, ale przywitać się i wymienić informacjami to co innego.

- Hola! - Stimy odstawił co miał w dłoniach i wyszedłszy zza zarośli pomachał blisko dwudziestoosobowej gromadzce. - Dokąd was szlak prowadzi, jeśli można spytać?! - krzyknął

Jakby na potwierdzenie jego słów, od strony wioski rozległo się głuche...
ŁUBUDU!!!
 
Paszczakor jest offline  
Stary 26-08-2017, 21:05   #39
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Thundertree
Wieża




Wydawało się, że drużyna doszła do jakiego-takiego konsensusu. Pozostawało przekonać Turmalinę by dokończyła czarowanie. A po wszystkim odgrzebać z ruin skarb… Krasnoludzica zakasała rękawy i przystąpiła do dzieła zniszczenia, wyprosiwszy wcześniej ekipę na zewnątrz. Coś zamruczało, zastukało… i nagle jak nie huknie! Stojąca w drzwiach Turmalina wyskoczyła na zewnątrz, ale nie dość szybko - spadające kamienie solidnie zbombardowały jej plecy i niewymowne.

- Upsik… - stwierdziła geomanka, z trudem podnosząc się z ziemi z całą potłuczoną godnością, na jaką ją było stać.

- Co się gapicie? Czasem się zdarza; nawet ja nie wiem czasem jak mocno walnie. Ale problem sam się rozwiązał, smok wróci, zobaczy że podłoże się zawaliło i będzie musiał sam wleźć by skarb przenieść w inne miejsce. Wtedy go dopadniemy. W końcu jak nas nie będzie będzie to wyglądać na zwykłe zawalenie się starej konstrukcji.
- Tak to się kończy właśnie używanie magii.
- stwierdziła wojownicza sentencjonalnie, kiedy już dotarło do niej, co właściwie się wydarzyło - Coś jeszcze zostało... - wskazała mieczem na resztki wieży - Więc może warto dokończyć dzieła? Zawsze to więcej wysiłku dla gada, jakby chciał odzyskać skarb…
- Walnęłam ociupinkę za mocno - nadąsała się Turmalina, zła chyba na siebie dla odmiany.
- Mam maść rozgrzewającą… czasem pomaga na siniaki - Tori odwróciła się plecami do geomantki, prezentując jej swój plecak. Problemem była jednak różnica w ich wzroście, więc zarumieniona po same koniuszki szpiczastych uszu półelfka, spróbowała gibnąć się i kucnąć, co by jej piersiasta przyjaciółka, mogła sobie wydobyć co potrzeba.

- Tori, na Miłość Moradina, mam tu ku uciesze wszystkich kieckę rozdziewać? Później. I nie burzymy wieży. Smok wróci, zobaczy że się strop zawalił, wkurzy się ale nie zdziwi - w końcu to stara budowla. Głupi nie jest, wykalkuluje sobie że wlezienie do środka po skarb będzie łatwiejsze niż zburzenie wieży i wygrzebywanie monet z pomiędzy gruzu. Wtedy zwalę mu wieżę na łeb, i wykończymy co się ostanie. Nie czekać na zaproszenie, chować się! - krasnoludka najwyraźniej przypomniała sobie jak dowodzi się drużyną i pogoniła wszystkich z widoku wyciągając swą wierną szpicrutę.

Shavriego nie trzeba było naganiać. Już wcześniej upatrzył sobie krzaczyska dodatkowo osłonięte od góry koroną sędziwej lipy. Będzie miał stamtąd doskonały widok na bryłę wieży. A póki co trochę świętego spokoju, żeby się wyciszyć. Czatowania był nawykły za sprawą niezliczonych polowań w lesie wokół Futenbergu. Nuda nie była mu straszna. Czas planował umilić sobie monotonnym żuciem suszonej wołowiny. Zastanawiał się jedynie, na ile wobec smoka skuteczne będą jego strzały. Ale doszedł do wniosku, że jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
Po jednym i drugim machnięciu kijkiem na drużynników Turmi nagle stanęła jak wryta i zrobiła zdziwiony wyraz twarzy.
- Co się...nie czuję.... - i nikt się nie dowiedział czego Turmalina nie czuje, bo padła jak długa na zieloną trawę.

Tori niczym zwierz nadnaturalny, zaraz szybko wyczuła fałszywą nutę w głosie krasnoludki, rozpoznając u niej objawy wstrząsu. Rzuciła się więc jej na ratunek, ale do pumy miała daleko, toteż nie uchroniła biedaczki przed upadkiem w… kurz i trawę. Cóż za hańba dla tak świetnie skrojonego ubrania.

- Turmi! - Półelfka krzyknęła ostrzegawczo samej nie do końca wiedząc po co, w pędzie chowając sejmitar do pochwy, co by się przypadkiem na niego nie nadziać lub co gorsza… zrobić kebab z nieprzytomnej. Z tarczą miała większy problem, więc odrzuciwszy ją na bok, uklękła przy zaklinaczce, badając jej stan.

Nie było źle. Pyskata towarzyszka o bajecznie wielkim biuście będzie żyć. Musi tylko poleżeć w spokoju.

Melune spojrzała nagle w niebo, wyraźnie coś kalkulując, przy okazji ganiąc samą siebie za głupotę. Nie było czasu na leżenie. Smok w każdej chwili mógł nadlecieć, a oni byli jak na widelcu… i choć sama kapłanka powątpiewała w złe intencje gada, to jednak nie chciała narażać towarzyszy, by przekonać się o słuszności jej zdania.

Wypowiadając modlitwę do Selune, złożyła dłonie, prosząc w swym ojczystym języku, co brzmiał jak chrzęst piasku na zębach o łaskę uzdrowienia. Po chwili dotknęła zdjęła rękawice z dłoni i dotknęła świetlistymi opuszkami policzka krasnoludki.

Joris z niedowierzaniem patrzył na Turmalinę. Wpierw jak w klasyczny sposób zrujnowała zarówno wieżę jak i jedyny plan jaki mieli. Później jak ucieka na tych swoich serdelach obijana po plecach przez spadające głazy. Potem jak wywija na nich kijem jak gdyby nigdy nic. I w końcu jak pada na ziemię.

- Nie wierzę - pokręcił głową wyrażając w końcu swoją metafizyczną głębię tego momentu - No po prostu nie wierzę!
Podszedł do kapłanki nachylając się i zerkając na stan geomantki. Owszem. Zmierziła go niemożebnie, nawet bardziej niż Przeborka. Ale to nie znaczyło, że się nie zaniepokoił o jej życie.
- Jeśli nic sobie w głowę nie zrobiła, to trzeba ją dobudzić Rika. A jak nie to dobić w cholerę! - warknął na nieprzytomny zezwłok - Rękę bym sobie uciąć dał, że umyślnie to zrobiła zołza jedna…
- Dajże pokój…
- kapłanka popatrzyła bez wyrazu na myśliwego. Gdyby wiedziała, że jej chęć zachowania się słusznie wobec obu stron konfliktu, tak wpłynie na stosunki w drużynie… siedziałaby cicho.
Kopnął ze złością jeden z mniejszych kamieni, który poleciał w krzaki.
- Dobra. Musimy iść do przodu z tym co mamy. Marv, Przeborka, Rika do domu maga. Przygotujcie się. Huk był tak donośny, że smok mógł go wyłapać. Shavri…
Zwrócił się do tropiciela, po czym obejrzawszy na Turmalinę uśmiechnął się złośliwie.
- Pomóż mi zaciągnąć ją do środka.

Młodszy tropiciel spojrzał tylko na upatrzoną przez się kryjówkę, a potem ruszył w kierunku Turmaliny.

- Może wierzgnąć - westchnął, łapiąc nieprzytomną pod prawe ramię.

Szlak błota powinien zostawić niezapomniane wspomnienie na falbaniastej sukni… Łapiąc krasnoludkę pod lewe ramię, Joris obejrzał się jeszcze dookoła. Coś było nie tak. Coś się zmieniło. Instynkt w tych sprawach nigdy nie zwodził. Po chwili go olśniło.
- Ktoś widział niziołka?
Selunitka podniosła tarcze i bez słowa udała się we wskazane miejsce. Małego człowieka nie widziała już od dłuższego czasu, nie wiedziała jednak, czy była to zasługa jego niskiego wzrostu, czy Trzewiczka gdzieś… wcięło. “Bogowie… oby nie został przysypany żywcem…”
- I tak się nie przydawał - mruknął Marv. Jeszcze niedawno myślał, że jego poprzednia grupa była dziwna, ale ta wcale jej nie ustępowała. Dwójka zupełnie nieprzydatnych, ale tak samo jak on opłacanych towarzyszy to naprawdę sporo. Przełknął cisnące się na usta słowa i skierował tam gdzie wysłał go Joris. Mogli przez chwilę poczekać, a jak nic z tego nie wyjdzie, to rozpali ogień na środku wsi, skoro na szczycie wieży się już nie dało. Mieli za to coraz większą wiedzą o tym, dlaczego krasnoludy zwykle trzymają swoje baby pod ziemią.

Przeborka spojrzała z nieodgadnioną miną na to, co reszta ludzi wyprawiała przy nieprzytomnej kransoludce, a potem spiesznie podążyła za rudowłosym chłopakiem. Sprawa złota i złej krwi, którą powodowało, rozwiązała się poniekąd sama... szkoda tylko, że stracili w ten sposób przewagę nad smokiem. Niemniej łup teraz wojowniczki nie martwił (ani zaginiony towarzysz) - a bardziej kwestia tego, ile przyjdzie im czekać na pojawienie się gada. Jej plecak został w obozie, a wraz z nim większość zapasów... a smok mógł pojawić się za chwilę, jak i za kilka dni. A na głodnego walczyło się zdecydowanie gorzej.

Zaciągnąwszy geomantkę do domu maga, towarzysze ułożyli ją wygodnie w przegniłym stelażu, który kiedyś musiał być łóżkiem, a teraz w środku zawierał poczerniały kłąb czegoś co przy dużej dozie dobrej woli, mogło być siennikiem. Dopiero wtedy Joris odetchnął i wyszedł na zewnątrz, rozejrzeć się, czy małego człowieczka nie widać nigdzie w pobliżu. Niestety nie było. A próby wytropienia go na błotnistym podłożu nie miały większego sensu gdy smok mógł wrócić w każdej chwili. Nie pozostało nic innego jak czekać… Może niziołek wróci. A może zrobi to smok. Tak czy inaczej perspektywami najbliższych chwil było słuchanie utyskiwań i złorzeczeń Turmaliny, która w rękach Riki, powinna zaraz dojść do siebie. Smok musiał w końcu wrócić. Chyba, że… spotkał gdzieś swój koniec. Może z rąk druida?

Myśliwy obserwując swoją drużynę, nie mógł się jakoś uspokoić. Podano im skarb na tacy. A jednak sytuacja była w jego oczach jako myśliwego trudna. Z jednej strony mogli czekać długo, bo i nie śpieszyło im się przeca nigdzie. Z drugiej… Walka po zmroku traciła sens, bo całun chmur gęsty tak, że nocą oko wykol i tylko Rika, rozsądna panna zburzmy wieżę i smok będą cokolwiek widzieć…

- Wspominałeś ogień Marv - powiedział w końcu do pancernego wojownika - Ale przekonany nie jestem. Bo i nie tylko smok może się zwabić na widok łuny, czy zapach dymu… W okolicy gnieździły się gobliny, a nieco dalej na południu orczy klan był. Przetrzebiliśmy znaczy się co się dało, ale… no właśnie. Ryzyko takie, że zwabimy tu więcej wrogów niżbyśmy chcieli. Z drugiej strony do nocy czekać też marny pomysł bo nas gadzina wtedy łacniej wyoczy niż my ją… Na razie czekamy do południa. Ale co później nie wiem jeszcze.

Turmalina wkrótce odzyskała przytomność, co obwieściła całemu światu klnąc głośno na stan swojej sukni, i fakt, że suknia czyściła się magicznie nie miał tu nic do rzeczy.

Myśliwy uśmiechnął się na to półgębkiem i spojrzał na Rikę, Shavriego i Przeborkę.

- Co radzicie?
- Zjeść, napić się. Pomodlić. W tej kolejności.
- Przeborka wybrała sobie w miarę suchy i wygodny kąt i siadła sobie w im wygodnie, rozciągając kości - Ja bym jeszcze rozdzieliła się na dwie chaty. Z jednej jak wszyscy wybiegniemy, to łatwo nas wszystkich smok ogniem opluje, a z garnizonu także i widok lepszy dla przepatrywacza. -ziewnęła i rozprostowała ramiona - A tak to odpocząć przed walką, skoro tylko czekanie nas czeka. I bogowie wiedzą tylko, jak długie. Może więcej niż dzień nawet, kto wie…
- Wybiliśmy trochę nieumarłych, a ożywione rośliny nawet jak są głupie, to w ogień nie wlezą
- Marv wrócił do wcześniejszych słów Jorisa. - Wieża tylko huknęła, a my potrzebujemy w razie czegoś coś, co będzie widać nad drzewami. Słup dymu wydaje mi się najlepszy do ściągnięcia tego czegoś. Możemy zacząć od przyjrzenia się stworzeniu. Cholera wie jak często to coś bywa zazwyczaj w tym miejscu. I zgadzam się, rozdzielenie się na dwie chaty brzmi dobrze.

- Tak zatem zróbmy
- ozwał się Joris po chwili namysłu.


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 28-08-2017, 10:51   #40
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Thundertree
Obozowisko

Podróżni drgnęli zaskoczeni gdy niziołek wynurzył się niespodziewanie zza krzaków, wyskakując na trakt za karawaną. Idący na końcu chwycili za broń i krzyknęli na tych z przodu by się zatrzymali. Nie zdążyli odpowiedzieć na pytanie Trzewiczka, gdy od strony lasu huknęło.
- Burza idzie, czy ki demon? - zdumiała się korpulentna kobieta w czerwieni. Niebo było co prawda zaciągnięte deszczowymi chmurami, lecz żadną miarą nie zapowiadaly one burzy.

Głośny łomot dobiegł ich właśnie od strony, gdzie powinna być reszta drużyny. Stimy przeraził się nie na żarty. Nie wiedział jak odebrać ów dźwięk. Walczył ze sobą czy nie dać dyla, byle z dala stąd, ale po tym jednym rozgardiaszu brak było ponownych huków, a na niebie nie widział latających smoków, czy wiwern. Zapomniał nawet, że karawana, do której grzecznie zagaił wyciągnęła w odpowiedzi broń. Naprawdę tak groźnie wyglądają? Niziołek przypatrywał się w dal z rozdziawioną gębą, trochę nie wiedząc co z sobą zrobić, wreszcie przypomniał sobie o karawanie z Neverwinter.
- Demon nie… smok. - Trzewiczek kiwnął głową z pewnością i złożył ręce do lotu - Smoook! Być może! Nie wiemy na pewno! Schowajcie się pod drzewa! Szybko! Szybko! Smoook!

Zenobia rozejrzała się czujnie. Co prawda nic nie widziała, ale nigdy nie wiadomo kiedy taki smok postanowi zaatakować ich od tyłu. Po plecach przebiegł jej dreszcz strachu ale i fascynacji. Wyglądało jednak, że bestia przebywa właśnie gdzie indziej. Kto wie, może to głośne łubudu, to odgłosy walki? Przecież mówiła, że trucizną trzeba... A właśnie, tą dokładkę niziołkowi, z którego lała kociołka? E, chyba z właściwego, tylko dlaczego zaczął nagle widzieć smoki?

Nie czekając na reakcję niespodziewanych gości, Trzewiczek odwrócił się do Zenobii.
- Co jeśli on tu przyleci? - zapytał ze strachem w oczach - W karczmie, w Phandalin mówiła Pani coś o truciźnie, ale jak otruć smoka? - lekko spanikowany, choć starający się opanować Trzewiczek wskoczył z powrotem do ich kryjówki i spoglądał na rzeczy jakie mieli. - Znam się trochę na pułapkach, ale na króliki, nie na smoki! - Stimy w zamyśleniu popukał się w podbródek i zaczął głośno myśleć - Wiemy że to smok ze zgagą, czego nie lubią smoki ze zgagą? Albo inaczej co lubią? Przynęta. Jedzenie? Skarb? - Stimy spojrzał na swoją kurę i posmutniał nagle.

Podróżni w lekkim oszołomieniu spojrzeli na Zenobię, a potem na krzaki, w których zniknął niziołek.
- Od dowcipów to my jesteśmy… - niepewnie rzekł jakiś niedorostek wyglądający raczej na pastucha niż komedianta.
- Ja to w sumie słyszałem o smoku, jakeśmy w mieście byli - od sąsiedniego wozu podszedł zarośnięty młodzian. - Ale on ponoć nad górami bardziej na północ latał…
- Kazdy smoki widzi jak popije siwuchy na wyrębie. Do tego driady, jendorożce i chochliki, co dziwnym trafem cały zarobek kradną - prychnęła kobieta w czerwieni, do której pierwotnie zagadał Trzewiczek. Spojrzała na Zenobię, oceniając ją fachowym okiem. - A wy co robicie w tej głuszy prócz straszenia uczciwych podróżnych, hę?

- Jakiego straszenia? Pozdrowić was chcieliśmy. O nowiny wypytać, no i przed smokiem ostrzec. - Odparła Zenobia, równie profesjonalnie oceniając kobietę. Wyglądała na taką, co ma coś do powiedzenia. Kto wie, czy nie najwięcej z nich.
-Z tym tu, nie dużym wzrostem, ale wielkim sercem i żołądkiem Simym stanowimy straż tylną grupy pogromców smoków. Namiotów ich pilnujemy i strawę ważymy. A was skąd droga prowadzi? Tylko, wiecie co, niziołek może mieć rację, nie stójcie tak na widoku, coś się tam dziać zaczęło…

- Ta, jasne....
- mruknął woźnica.

Z zarośli znów wychyliła się kędzierzawa głowa Trzewiczka.
- Gdy o smoki chodzi, lepiej chuchać na zimne. - powiedział niezbyt odkrywczo - Przeczekamy jakiś czas. Teraz lepiej nie pozostawać na otwartej przestrzeni, bo jeszcze pomyli nas z naszymi dzielnymi pogromcami!

- Nie będziemy w krzaki wjeżdzać, żebyście nas tam potem bezbronnych obskoczyli! - obruszył się ktoś. - Jak tu smok lata to im dalej odjedziemy, tym lepiej!
I zaciął konia, krzykiem poganiając przednią część ekipy. Na trakcie została tylko korpulentna matrona i młodzik, który wspomniał o smoczych plotkach.

- Co takiego w mieście o tym smoku mówili? A o druidzie słyszeli? Też ponoć niedaleko mieszkał, aleśmy go nie znaleźli. - zapytał Stimy zarośniętego młodziana, lustrując nieboskłon.

- Smoka bartnicy widzieli, ci co bliżej Urwistych Gór barcie mają, na północ od nas. Ale też i żywiołaki ognia widzieli, i demony jakoweś… Druidy zaś jak wędrowne ptaki, raz tu, raz tam, co najwyżej w swoich kręgach pomieszkują, a cały świat ich domem - filozoficznie skomentował brodacz chcąc chyba ukryć fakt, że o smoku nie ma wiele do powiedzenia.

- Stimy Yol, znawca magicznych przedmiotów - przedstawił się obu osobom niziołek, kłaniając się przy tym lekko w stronę matrony - dla przyjaciół “Trzewiczek”. - Można zapytać kto takie przerażające i fascynujące opowieści roznosi? Żywiołaki i Demony? … i to ledwie tydzień drogi stąd?

- Po karczmach gadają - wzruszył ramionami młodzian, który przedstawił się jako Euzebiusz i wymienił kilka nazw neverwinterskich gospód, z których niziołek kojarzył tylko jedną, nieopodal południowej bramy.

- Ech… - westchnął Stimy - Ciekawe to, ale lepiej by nie okazało się prawdą. Karawana wam ucieka - skinął w stronę oddalających się trubadurów - Uważajcie na siebie i patrzcie czy jakiś smok nie nadlatuje. - Można było potraktować to jako pożegnanie. Zdaniem niziołka ludzie ci niewiele byli w stanie pomóc im w odszukaniu druida, a tylko to odwiodłoby resztę drużyny od niepokojącego Trzewiczka pomysłu, by zaczekać na smoka. O ile ten już się nie zjawił!

Było jednak cicho. Po tym jednym grzmocie, czymkolwiek był nie słychać było kolejnych. Niziołek zachodził w głowie co też to mogło być i co to dla nich oznacza. Myśl ta nie dawała mu spokoju i choć nie zamierzał wracać w to niebezpieczne miejsce, stale bił się z myślami. Nie zwykł za bardzo przejmować się innymi, zdążył jednak, może nie jakoś bardzo, ale jednak polubić chociażby Shavriego. Ostatecznie postanowił zajrzeć co tam się stało, ale dla bezpieczeństwa, dopiero po odczekaniu kilku godzin.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 31-08-2017 o 20:52.
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172