Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2017, 10:08   #33
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Thundertree
Eleint, Śródlecie. Późny poranek

Zwiadowcy ostrożnie ruszyli w stronę byłego domostwa maga, przedzierając się przez zachwaszczoną ścieżkę. W tym czasie Trzewiczek cały czas lustrował otoczenie zarówno magicznie, jak i niemagicznie, lecz nie mógł wypatrzeć nic ciekawego. A tak bardzo się starał! Opowieść o Thundertree rozbudziła jego wyobraźnię, a wyglądało na to, że prócz zombie i żywych krzaków nie ma tu nic ciekawego. Jedne domy były kompletnie zrujnowane, a inne prawie nietknięte, co nie miało żadnego sensu. Magiczne emanacje już dawno wywietrzały. Potworów było niewiele, a domostwa puste. Niby nie powinno to dziwić - osada była opuszczona od ponad trzech dekad. Nie byli tu ani pierwszymi, ani drugimi, ani nawet dziesiątymi poszukiwaczami przygód, a kompani Jorisa, Tori i Turmaliny niedawno oczyścili ruiny zarówno z potworów jak i (zapewne) z pozostałych w nich skarbów. Niemniej jednak było to rozczarowujące. Nie było nawet starego druida Reidotha. Choć może i był? Obserwował ich z ukrycia w formie dzika albo wiewiórki? Kto wie…

Przeborka została na czatach w starym garnizonie. Zakurzone pięterko nie było wymarzonym punktem obserwacyjnym, gdyż “smocza baszta” i tak znajdowała się na niewielkim wzgórzu, ale i tak było lepiej niż pozostanie na poziomie gruntu. Wojowniczka uważnie przyjrzała się wszystkim zrujnowanym domostwom i linii lasu, lecz nie zauważyła niczego podejrzanego. Natura pochłonęła większość ludzkich tworów i kobieta przypuszczała, że nawet bez magicznych perturbacji ruiny osady wyglądały by podobnie - drzewa wyrastające z dawnych pieców, jeżyny płożace się po zarośniętych ścieżkach, samosiejki na resztkach dachów… Niejednokrotnie podczas wypraw swojego klanu natykała się na taki widok. Faerun nie był bezpiecznym miejscem i wiele ludzkich oraz nieludzkich osad spotykał smutny i gwałtowny koniec.



Torikha niepewnie rozglądała się po pustych oknach chat. Los jaki spotkał mieszkańców Thundertree przygnębił ją. Mimo że po opowieści Yarli wieziała czego się tu spodziewać, a Trzewiczek rozwiązał tajemnicę teleportujących się zombie, to widok nieumarłych zmienionych przez magię aż do tego stopnia nią wstrząsnął. Wiedziała, że nie zostawi ich ciał bez pochówku. Może udałoby się znaleźć nawet te pokonane przez grupę Marduka? Po drodze minęli też kilka szkieletów, a Marduk wspominał coś o elfich szczątkach… Choć te ostatnie wolała zostawić w gestii kapłana; nie znała aż tak dobrze elfich zwyczajów pogrzebowych. Na kolejną myśl o pogrzebie wzdrygnęła się i spojrzała w kierunku gdzie zniknął Joris z Shavrim. Oby Księżycowa Panienka miała go w opiece i Shavriego też! Zerknęła na Marva, który spokojnie stał obok. Turmi wdała się w zażartą dyskusję z niziołkiem. Wydawało się, że tylko ona się martwi.

Tymczasem Joris i Shavri zaszli do dawnego domostwa maga od wschodu. Nie było sensu utrzymywać ciszy; walką i tak narobili sporo hałasu. Mimo to stąpali ostrożnie; kto wie co kryło się w pozornie nieruchomych krzakach? Znaleźli jedynie rozwleczone szczątki kilku wielkich pająków - parę nóg i fragmenty pancerza. Nie sposób było określić jak zginęły.
Dom maga był w całkiem niezłym stanie. Zwiadowcy najpierw zajrzeli przez okna do ciemnego wnętrza, a potem wślizgnęli się przez otwarte drzwi. W środku dom wyglądał dość zwyczajnie, wyjąwszy kłęby olbrzymich starych pajęczyn zwisających smętnie ze ścian i sufitu, kładących się na zakurzonych meblach. Po prawej znajdowały się drzwi prowadzące do wieży. Shavri ostrożnie zajrzał do środka. Przez wąskie okna strzelnicze do wieży dochodziło na tyle światła by dostrzec spiralne schody niknące jakieś dziesięć czy piętnaście metrów w górze, oraz kupę śmieci, które wyglądały jakby ktoś zrzucił je z górnego pietra prosto na parter. Resztki mebli, zamokniętych papierzysk i szkła walały się po podłodze. Odór, który niziołek wyczuł wcześniej był tu mocniejszy; wyglądało na to, że chemikalia, które wylały się z butelek na dobre wżarły się w kamień.

Obaj mężczyźni nasłuchiwali przez dłuższy czas, lecz na piętrze baszty panowała cisza. Mogli zaryzykować wspinaczkę lub wrócić do reszty.




Kilka kilometrów dalej Zenobia warzyła swoje eliksiry. Wiedziała, że takie gotowanie zajmuje dużo czasu; z truciznami było zupełnie jak z rosołem! Albo bigosem. Albo dobrą pieczenią... Kurtyzana odpędziła od siebie myśli o smacznym jedzeniu i wróciła do okazjonalnego machania łyżką w rytm przeżuwanej przez konie trawy. Nagle jej pies podniósł łeb i zastrzygł czujnie uszami. Wkrótce i ona dosłyszała głosy. Nieodległym traktem do Neverwinter jechali jacyś ludzie. Póki co nie wyglądało na to, by wyprawa w taką głuszę miała przynieść jej jakąś większą korzyść. Może przynajmniej z nimi dałoby się ubić jakiś interes?



 
Sayane jest offline