Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2017, 10:47   #156
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie lubiła tego uczucia. Nienawidziła go wręcz. Bezradność była dla niej bardziej dotkliwa niż jakikolwiek gwałt czy poniżenie. Wiele potrafiła ścierpieć, gdy miała plan, gdy wiedziała, że “się odkuje”. Teraz jednak nie było w niej tego poczucia. Czuła się zmęczona, zagubiona a jej umysł był zbyt rozstrojony, by mogła mu w pełni zaufać. Dlatego tak bardzo pragnęła nie być sama.

Widok Ahaba chyba jeszcze nigdy tak bardzo jej nie ucieszył. No może poza tymi sytuacjami, które Rewolwerowiec omal przypłacił życiem.

- Jesteś... - szepnęła, nie tyle łapiąc wyciągnięta dłoń, co wtulając się w mężczyznę.
- Jak... poszło? - zapytała, nie odrywając się od niego.
- Wszystko w porządku - oparł podbródek o jej czoło. - Załatwiłem… tę rzecz.

Pierwsze na co zwróciła uwagę - woń. Ahab pachniał tak, jak mężczyzna powinien. Jego ciepło z kolei koiło i napełniało spokojem. A przynajmniej tak być powinno, bo choć zmysły Aryi reagowały właściwie, to coś w jej sercu podniosło na chwilę alarm. Był to ułamek sekundy, ledwie chwila, którą dało się pomylić z atakiem paniki.
Z drugiej jednak strony, kiedy karty “nie działały” takie zrywy mogły być dla tarocistki jedynym sygnałem, że coś jest nie tak.

Ahab przyciągnął ją do siebie i zaczął prowadzić korytarzem. Cały czas ściśle do niej przylegał, a ona coraz bardziej czuła przyjemną senność.

- Jeszcze tylko parę kroków i będziemy na zewnątrz - mówił spokojnie wprost do jej ucha.
- Po...poczekaj.

Tarocistka nigdy nie ignorowała przeczuć. I choć całą sobą chciała zdać się na opiekę partnera, wewnętrzne głosiki podpowiadały, że skoro działała tu magia i ona zagubiła się w “labiryncie” korytarzy, Ahab powinien mieć z tym podobne, jeśli nie większe, problemy.

Kobieta odsunęła się nieznacznie i zamknęła oczy. Teraz dopiero wysunęła dłoń, by dotknąć twarzy kochanka i spojrzeć na niego oczami duszy.
Skupiła się, na ile pozwalała jej przyćmiona jaźń. Arya chciała wejrzeć w mężczyznę tak, jak robiła to z ciałem starej nędzarki na pustyni. Talia była nieaktywna, lecz kiedy człowiek raz zespolił się z magią, to taka więź pozostawała na zawsze. Iskra musiała tylko (lub aż) sprawić, by moc przemówiła przez nią i ujawniła prawdziwą naturę osoby, co do której tożsamości miała zastrzeżenia.

- Co robisz? - usłyszała jak zza ściany, ale zignorowała te słowa.

Mroczki jawiące się pod powiekami zaczęły zbijać w grupy, podczas gdy Iskra przesunęła opuszkami po obliczu mężczyzny. Teraz wydało się jej bardzo wysuszone, zdeformowane. Skierowała rękę w kierunku płata czołowego. Istota nie posiadała włosów, w ich miejscu znajdowała się zrogowaciała skóra, pełna bąbli oraz grubych liszajów.

Arya nie musiała dalej zgadywać. Kształty te zbyt pasowały do kreatur, jakie widziała w składziku. Otworzyła oczy. Rewolwerowiec wciąż przed nią stał. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że jego uśmiech przypominał raczej wyciosany w kamieniu grymas, a nie oznakę prawdziwie ludzkiej emocji. Również w jego oczach nie tliło się nic, co mogłaby nazwać życiem.

- Idziemy - powiedział bardziej zdecydowanie, znów przysuwając się do niej.
- Nie jesteś moim przyjacielem. - odparła spokojnie, choć jej nerwy były napięte niby cięciwy - Odejdź, a pozwolę ci istnieć. Chcę tylko się wydostać z tego miejsca. - skłamała.

Coś udającego Coogana przechyliło głowę niczym zaciekawiony pies. Istota zrobiła krok do tyłu, chowając się stopniowo w mroku. Jeszcze jeden… i zniknęła całkowicie. Zupełnie jakby wyparowała w niewidzialnej implozji.
Wtedy Arya coś zrozumiała. Wyciągnęła kartę Kapłanki raz jeszcze, tym razem widząc wokół niej lekką łunę. A zatem zaklęcie jednak działało, choć meteoryt próbował jej wmówić, że było inaczej. Kreatury nie mogły więc zrobić jej krzywdy, lecz wciąż pozostawało im manipulowanie umysłem tarocistki. Bądź co bądź znajdowała się na obcym terenie, gdzie obowiązywały nieznane jej dotychczas reguły gry.

Światło bijące od karty było kojące i dawało pewną nadzieję. Z drugiej strony, choć Kapłanka chroniła, to nie mogła grać roli przewodnika. Nie była w stanie samoistnie wyprowadzić Iskry z labiryntu, bez względu na ile był on prawdziwy.

Arya westchnęła, skonsternowana. Spojrzała raz jeszcze na kartę. Tarot był jej życie, lecz ona... nie byłą Tarotem. Była też kobietą, żywą istotą, o czym przypomniał jej Ahab. Miała więc coś jeszcze niż tylko karty, miała intuicję - kobiecą, magiczną... jak zwał tak zwał. Jeśli jednak meteoryt oszukiwał jej zmysł wzroku, należało po prostu go wyłączyć. Dotyk, zapach... te było znacznie trudniej oszukać, toteż zamknęła oczy i po omacku zaczęła się przemieszczać. W jednej ręce trzymała kartę, drugą zaś dotykając ścian, starała się wyczuć na skórze twarzy choć lekki powiew wiatru, który powinien doprowadzić ją do wyjścia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline