- Nie inaczej. Odpowiedział ponuro Oswald, kładąc na ziemi Xandrę i odrzucił na bok niesiony na drugim ramieniu worek.
Pomimo jasnej winy i pełnej premedytacji małej czarownicy, miecz dobył z ciężkim sercem. Może to przez zmęczenie? Tak. Zmęczenie musiało być powodem - oszukiwał się.
Nie patrząc na grabarza, nogą delikatnie odwrócił Xandrę na brzuch i stanął nad nią w ciszy. W myślach zaczął modlitwę i nim dobiegła końca szybko opuścił miecz, dotąd trzymany sztychem w dół. Ostrze bezgłośnie zagłębiło się między drobnymi łopatkami dziecka, przyszpilając je do ziemi. - Niech Morr zlituje się nad naszymi duszami. Powiedział na koniec cicho podnosząc wzrok. Chłodno spojrzał po pozostałych. - Otwinie? Wskazał głową na Ernesta. - Mam to zrobić? Zapytał spokojnie. Zabijanie w walce to jedno, ale egzekucja była czymś zupełnie innym i chciał tego oszczędzić młodszemu kompanowi.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |