Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2017, 08:58   #75
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Oleg wzdrygnął się i wypuścił broń z rąk, jakby właśnie został przyłapany na gorącym uczynku i mocno wytarł dłonie w tył spodni, chociaż nie były brudne.
Z niewinnym uśmieszkiem rozejrzał się po towarzyszach, przygryzł wargi i zaczął jakby nigdy nic krążyć po placu i dłubać butem w ziemi.
- AAAA! - wrzasnął nagle wskazując palcem leżące na ziemi spiczaste ucho. Włóczykij pobladł i zaczął zataczać się do tyłu. Pewnie padłby, jak długi, ale widok nadjeżdżającej konnicy otrzeźwił go i spłoszył.
Frietz nie brał udziału w rozmowie, ba.. nawet nie nawiązał kontaktu wzrokowego z żołnierzami, a tym bardziej z przedstawicielem klasy wyższej, którego zdawał się po prostu bać, czy m musiał sprawić mu nie lada przyjemność. Kiedy przesławny von Flicken krzyknął w kierunku lasu Oleg aż skulił się w ramionach, jakby to na niego się szlachcic wydzierał.
Dopiero, kiedy konnica ruszyła w ślad za elfim dezerterem i zniknęła mu z oczu, a pojawiły się wozy, które mieli eskortować, Oleg zerwał się i w radosnym biegu chwycił porzuconą halabardę. Trzymając ją za jeden koniec, a ostrzem szorując po ziemi podbiegł do wozów, gdyż dobrze znał ów niepisaną zasadę "jednej z dwudziestu flaszek na straty". Nie raz podróżował z takim transportem dzięki życzliwości wozowych, lub w zamian za towarzystwo obeznanego w terenie przewodnika.

Nie przejmując się tym, że wciąż był umorusany od błota i gubił kawałki kamuflażu z chęcią korzystał z uprzejmości woźniców i raczył się mocnym trunkiem z wielką lubością. Poza przyjemnym szmerkiem w głowie nie spowodowało to jednak większego upojenia, po części dlatego, że sporo procentów wypocił biegając w tą i z powrotem objuczony bojowym ekwipunkiem, a po części dlatego, że musiał się tą jedną dwudziestą dzielić z pozostałymi członkami karawany, więc łyczki brał na miarę.

Włóczęga był w swoim żywiole. Na rumianej twarzy wciąż gościł uśmiech. Hasał po lecie, popijał gorzałkę, no żyć, nie umierać.
Właśnie przedzierał się przez krzewy trzmieliny, by podejrzeć z bliska kolorową sójkę, jednego z jego ulubionych ptaków, gdy ta zerwała się spłoszona strząsając suche końcówki bukowych gałązek. Oleg przywarł do leśnego runa będąc pewnym, że to nie on spłoszył sójkę. Łypnął karcącym spojrzeniem na długaśną halabardę, jakby było to jej wina, że robi tyle hałasu i skwasił się zastanawiając po jaką cholerę targa ją ze sobą, a nie zostawił na wozie.

Już zamierzał wycofać się z lasu by zaalarmować pozostałych, kiedy czołgając się w tył usłyszał znajome głosy.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 23-08-2017 o 11:18.
Morel jest offline