Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2017, 11:38   #37
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tymczasem nowo złożona drużyna, ciągle nie mogła wyjść z podziwu nad zebranym smoczym skarbem, który znalazła na szczycie zniszczonej wieży. Co wkrótce szybko przerodziło się w pierwszy konflikt.
- O ja… - przełknął ślinę na widok wypełnionej bogactwem skrzyni po czym wzruszony złapał kapłankę za ramię - Rika… wykupimy całe drewno z Neverwinter!
Oniemiała kapłanka dała się szarpać, słuchając w ciszy o czym inni prawili. Jako jedyna nie wyglądała na szczęsliwą z powodu widoku takiego bogactwa.
Tak. Na to przygotowany w żadnym razie nie był. Thundertree odkąd tu przybyli zdawało się im powtarzać, że niczego tu nie znajdą. Ani druida, ani smoka. I Joris jak to Joris uwierzył duchowi wymarłej mieściny, bo czemu i miałby nie wierzyć? Ale skarb… Skarb był prawdziwy i wyglądał jak z opowiadanych przez dziadka bajek kufer spoczywający w miejscu gdzie zaczyna się tęcza. A skoro skarb był prawdziwy to smok również. Drak srak. Smok!
- Zaraz… - powiedział gdy w końcu dotarł do niego sens wypowiadanych przez Shavriego i Marva słów - Zaraz… Przeborka! Zostawcie to i nie ruszajcie! Gdy tu wróci ma się nie zorientować od razu, że tu byliśmy! O cholera… smok… smok… Zaraz… W życiu na smoka nie polowałem…
Zaśmiał się nerwowo i zaczął bacznie rozglądać po pomieszczeniu.
- Musimy go zabić - powiedział po chwili zupełnie poważnie i stanowczo. - Turmi… Turmi chodź tu! Byłabyś w stanie nadwerężyć konstrukcję podłogi? Tak by bydlę runęło w dół gdy tu wyląduje całym ciężarem?
- I tak poczuje nasz zapach… - wymamrotał Shavri, patrząc na rękojeść, której dotknęła Przeborka. Zaraz potem zmierzył wzrokiem długość śladów pozostawionych przez smocze pazury. - Jorisie - zapytał drugi raz - dlaczego musimy go zabić?

Myśliwy obejrzał się na tropiciela po czym wskazał mu skrzynię ze złotem.
- Nie zdobył tego na pająkach i patyczakach. Ani na pracy. To łup z ofiar. A teraz zagraża Phandalin. I będzie rósł większy. I dowie się w końcu o kopalni. - westchnął i wzruszył ramionami - Trzeba to zrobić póki nie jest… duży jak dom?
- Na razie myślę, że jak wóz… karoca raczej. Taka fikuśna zawalidroga… - mruknął Shavri. Spojrzał na myśliwego i kiwnął mu głową. - Masz rację. Musimy go zabić.
Zgadzał się z jego rozumowaniem. Choć okradając złodzieja, też mogli się za takich uważać, to jakaś nagroda za usieczenie bestii zagrażającej okolicy im się należała. O ile rzecz jasna będą w stanie ją usiec. Tropiciel spojrzał wyczekująco na Turmalinę, do której zwracał się Joris ze swoim pytaniem.
- No, nareszcie coś do rozwalenia! - ucieszyła się krasnoludka. Obejrzała podłogę i wybrała kilka kamieni które wyglądały na najbardziej kruche. Pod jej delikatnym dotknięciem pokryły się pajęczynką pęknięć - Nie stójcie jak woły, łapcie co cenniejsze i won z wieży!

Joris nie zdążył zareagować nadal rozgorączkowany wyzwaniem jakie przed nimi stało i z niejakim opóźnieniem skoczył w kierunku krasnoludzicy dziarsko przymierzającej do rozwalenia całej wieży już teraz.
- Stóóóój! - Dopadł do niej szarpiąc za bufiasty rękaw, a pod wpływem susu kamienne płyty pod nimi nieprzyjemnie zazgrzytały… wytrzymały jednak i myśliwy odetchnął głęboko - Jeszcze nie teraz! Masz tylko nadwerężyć konstrukcję. Tak żeby podłoga runęła dopiero gdy smok na niej wyląduje.
- Możemy się przyczaić, na pewno jakaś piwnica pod ruinami się ostała. A wogóle to nie chciałam tego rozwalić, od jednego puknięcia raczej się nie rozleci. I szarpnij mnie jeszcze raz, to taranem walnę nie w sufit, a w twoje przyrodzenie!

Myśliwy obejrzał się na resztę najemników.
- Posłuchajcie. Nie możemy tak po prostu zabrać teraz tego skarbu - powiedział spokojnie - Nie znam się na smokach, ale jeśli choć trochę tego co o nich się prawi to prawda, to się bestia wkurwi niemożebnie i raczej nie zdążymy wrócić do domu. Trzeba gada tu w tej wieży unieruchomić. Wszędzie indziej wykończy nas z powietrza. Tu nie rozwinie skrzydeł i nie odleci. A nawet jak coś wyczuje to i tak pierwsze co zrobi to sprawdzi co ze skarbem. Czyli wyląduje. Wtedy podłoga runie i będziemy mieć naszą szansę. A teraz… - nabrał powietrza - Nie mówcie dlaczego to się nie uda, tylko powiedzcie co zrobić, żeby się udało.
- Sprawdzić, czy nie znajdziemy tam czegoś, co pomoże ubić gada.
- Przeborka wskazała skarby. Powiedziałaby coś innego, ale na ostatnią sugestię Jorisa ugryzła się w język - Broń, zbroję... I mądrze się ukryć. Bo jaka pewność, że smok nie zauważy nas szybciej i rzuci się na nas wpierw, nim wróci do wieży? Obóz na pewno widać z daleka, a nie wiemy, skąd nadleci. Możemy nie mieć już do czego wracać.
- Ukryjemy się w domu maga
- odpowiedział po chwili namysłu - A broń… zbroję… - pokręcił nieprzekonany głową - Tam rzeczywiście jakiś topór chyba jest. Ale jakoś nie sądzę by smok trzymał tu broń o jakichś szczególnie smokobójczych właściwościach.
Obejrzał się za najniższym członkiem wyprawy.
- Trzewiczku, dasz radę to sprawdzić bez wyciągania tej broni? - zapytał, lecz Trzewiczka wciąż nie było na górze. Bowiem dzielnie wykonywał rozkaz Jorisa.
- A nie możemy po prostu… zostawić to jego złoto i kazać mu się z nim wynosić? - Tori odezwała się w końcu, nieco skonfundowana zachowaniem towarzyszy. Z jednej strony pogardzali jaszczurem, a z drugiej na widok złota trzęśli się tak samo jak on.
- Nie wiadomo jak i na kim zdobył takie bogactwo… zresztą nie mnie oceniać czy bardziej jest złodziejem… czy poszukiwaczem skarbów tak jak my. Nasze zadanie nie polegało na ubijaniu, a na wywiedzeniu się jak owego gada wyeliminować z naszego terenu… Jorisie, pamiętasz co się wydarzyło w kopalni? Nie wszystkie bestie były złe do szpiku kości, że zasługiwały na zagładę. Marduk nie pozwalał nam na pokojowe załatwienie sprawy, ale jego teraz tutaj nie ma.
- A co mu zaproponujesz w zamian?
- wojowniczka spojrzała na kapłankę jak na egzotyczne zwierzątko. Z ludźmi z Południa jednak wyraźnie było coś nie tak; cywilizacja musiała zmiękczyć ich serca, tak że potrafili litować się nad każdą bestią i nie znali bezwzględności prawdziwego wojownika. - To pewnie jest dla niego warte całe życie i będzie walczył o to do ostatniej kropli krwi. Możemy go oszczędzić...- przypomniała sobie pewną balladę w której sprytny bohater paktował ze smokiem i dobrze na tym wyszedł - Ale tylko wtedy, kiedy zrozumie, że nie wygra tej bitwy. Więc zacząć należy od obezwładnienia go, a potem myśleć o pokoju. Nie odwrotnie.
- To ze smokami da się dogadać? Kiedyś słyszałem, że to podstępne bestie. Jak wszystkie inne bestie, jak twierdził mój brat walczący na wojnie w królestwie
- Marv wsadził palce pod osłonę policzka i podrapał się po nim. - I ja dotąd nie spotkałem zbyt wielu takich, które warto byłoby oszczędzić. Jak mamy to zawalać, to lepiej zabrać większość skarbu. W im większy szał wpadnie, tym większa szansa, że zburzy wieżę.
Chłopak mrużąc oczy patrzył teraz głównie w niebo, swoim marnym wzrokiem szukając punktu odróżniającego się na tle szarych chmur.
- Oczywiście. Możemy go stąd... przegonić - Shavri spojrzał koso na kapłankę. - Pomijając już to, że na pewno nie będzie to łatwiejsze zadanie, to faktycznie - niech poluje i zabija gdzieś indziej. Grunt, żebyśmy my mieli czyste ręce.
- Mieć co..?
- barbarzynkę trochę zamurowało. To, co teraz słyszała, sprawiało, że przestawała wierzyć własnym uszom. Czy grupa ludzi, którzy podobnież mieli doświadczenie w walce i zabijaniu, właśnie dyskutowała o tym, jak najłagodniej obejść się z potworem?
- To jest bezlitosne monstrum. Szkodnik. Zagrożenie. Odleci teraz, urośnie, wróci kiedy nas nie stanie i spopieli miasteczko. Jak wilki pod osadę podchodzą i szarpią ludzi, też z nimi gadacie i przekonujecie, żeby sałatę żarły? - westchnęła ciężko, bo ją już brało zdenerwowanie. - Będziemy mieli gada na swojej łasce, to będziemy rozprawiać w te i wewte, co z nim począć. Teraz trzeba gotować się na walkę i zastawić pułapkę. Bo nas tu nie tylko smok, ale i śmierć ze starości zastanie.

Shavri zerknął na wojowniczkę rozdarty między zniechęceniem a rozbawieniem jej wybuchem. Zaczynało go nudzić jej nadymanie się.
- Nie słyszałaś nigdy o czymś takim jak drwina, prawda? - zapytał spokojnie.
- Verdui… [/i]- mruknął cicho myśliwy coś sobie przypominając po czym spojrzał na ukochaną z wdzięcznością. Zapomniał się. A miała rację. To wszystko to jedno domysły były i słowo druida, który zaglądał do Thundertree, a jednak nie uwolnił mieszkańców od popielnej klątwy - Nikogo na razie z tego co wiemy nie zabił. To prawda. Na trakcie go nawet nie widziano… Ale nie możemy ryzykować rozmowy z gadem. Koniecznie trzeba go najpierw unieruchomić. Potrafisz Rika zajrzeć… no wiesz… w jego serce? Poznać intencje? Jeśli nie, to mam eliksir ochronny siostry Garaele. Działa jednak tylko na złe istoty, zatem okaże się z jakiej gliny jest ulepiony… Potrafię też dwie osoby do pewnego stopnia ochronić przed jego zianiem.
- Mam tylko łaskę ochrony przed złem
- przyznała ze wstydem selunitka. Starała się pozostać opanowana w tej chwili chaosu, jaka zapanowała pod wpływem istnienia góry kosztowności.
- Działajmy z rozwagą, tylko o to was proszę. Nie pozwólmy się ponieść chwili. Jeśli smok okaże się zły i w żaden sposób nie będziemy mogli go nakłonić do odejścia, wyciągniemy przeciw niemu broń. Złoto bym zostawiła… to zwykła kradzież, zabierać teraz łupy ze sobą… każdy, nawet najświętszy by się wściekł i zaatakował… a pamiętajmy, że nikt z nas latać nie umie, ani zionąć ogniem, czy kwasem, czy czymkolwiek prócz śliny… - Półelfka uśmiechnęła się niemrawo do zebranych.
- W ogłoszeniu stało, że zapłatą jest łup z wyprawy. - zauważyła Przeborka, poddając się w kwestii przekonywania kapłanki do swojego punktu widzenia - Wy mnie najęliście mnie, to wy decydujcie co dalej, niech i tak będzie. Ale łup widzę, jaki jest. Opłaćcie mi z niego część zgodnie z umową - czy tym złotem, czy swoim, bez różnicy. A wtedy mogę nawet i temu smoki kołysanki śpiewać, jak taka wola.
- Muszę się z nią zgodzić
- przytaknął Marv, odrobinę tylko niechętnie. Jakby to wszystko zaczynało mu się coraz mniej podobać. - Nie uśmiecha mi się ryzykować życiem bez powodu.
- Doprawdy?
- spytała tym razem rozbawiona kapłanka. - Tak się składa, że pisałam to ogłoszenie i nic o skarbie nie było tam wspomniane. - Kobieta poprawiła broń u pasa, czując jak niewygodnie jej się stoi w całym tym rynsztunku na ciele. - Zachowujecie się na widok złota, jak stado ciem, które lecą do pochodni… myląc jej blask ze światłem gwiazd. Uważajcie, bo spalicie się. To co tu widzicie, nie należy do was. Tylko do smoka. Jeśli go zabijemy… skarb będzie do podziału, jeśli się okaże, że gad będzie chciał współpracować to TO… zostanie tylko przyjemnym wspomnieniem na stare lata.
- Nie mam zbyt dobrych wspomnień o kapłanach, nie pogłębiaj ich, proszę
- Marv na pozór spokojnie uśmiechnął się do kobiety. - Umawialiśmy się. Nasza pomoc w zamian za łup. Jak inaczej twoim zdaniem działają najemnicy, hm? Kiedy należałem do gildii to widziałem co to znaczy. Każda taka wyprawa to głównie koszty i narażanie życia… - nagle zamilkł i przełknął ostatnie słowa. Za dużo gadał. - Zresztą, ja schodzę na dół, tu jesteśmy widoczni już z bardzo daleka.

- Skończyliście?
- zapytała gromadę Turmi, patrząc na zmierzającego w stronę schodów Marva. - Bo widzicie, jak smok przyleci będzie miał w nosie czy jesteśmy przekąską mającą dobre zamiary czy też pikantną, taką co włócznia w gardle staje. Proponuję tak: Wracamy do obozu, a do smoka idą zwolennicy pertraktacji. Jak im nie pójdzie, zdroworozsądkowa reszta pomyśli jak go zabić.
- Nie zamierzam słuchać kogoś, kto łże jak pies!
- warknęła tymczasem Przeborka do kapłanki, zaciskając pięści. - Dla mnie słowa nie wiatr, powiedziane było wyraźnie, jaki dostaniemy udział. A skoro ty nie masz honoru, żeby umów dotrzymać, będę gadać z Jorisem tylko. - skrzywiła się i pokręciła głową - Południowcy i ich krętactwo, po trzykroć przeklęte. Mąć tak dalej, moja cwana panno, a sama będziesz przed smokiem zwiewać, bo ja do tego ręki nie przyłożę. - żachnęła się - I każdemu, kto nie chce być wystrychnięty na dudka, radzę tak samo sprawę przemyśleć! - rzuciła do Sharviego i Turmaliny, a potem odwróciła się na pięcie, by ruszyć za Marvem.
- Wikt dla każdego jest ustalony, niezaleznie od tego, czy położysz swoje lepkie palce na tym skarbie, czy nie. Twój upór świadczy tylko o twojej pazerności i złych zamiarach względem całej drużyny. - Melune, wyrecytowała swoją odpowiedź monotonnym głosem, jak do kogoś, komu trzeba pięć razy powtórzyć to samo, a on i tak tego nie zapamięta. Cóż, trzeba było uzbroić się nie tylko w stal… ale i cierpliwość, a tej kapłanka miała wiele.
Shavri poczekał, aż wybrzmią do końca jej słowa. Potem w ciszy, jaka zapadła, zwrócił się do myśliwego i Turmaliny.
- Jeśli mamy dyskutować, musimy stąd zejść. Z każdą chwilą zostawiamy tu mocniejszy zapach. Zwłaszcza Przeborka, która chyciła się jego skarbu. Jeśli mamy działać, zróbmy to szybko. Pomysł, żeby nadwątlić konstrukcję i poczekać w tamtej izbie wydaje mi się dobry. Oczywiście istnieje ryzyko, że wieża zawali się, a smok zdąży wzbić się w powietrze. Jeśli tak, będzie latał po okolicy mocno wkurwiony. Możemy też przyjąć go tu, gdzie będzie musiał nas sobie najpierw wyłuskać z kątów. Nie będzie tu mógł używać ani skrzydeł ani ogona. Jeśli istotnie pluje kwasem, mam w tobołku kilogram mydła. Jeśli macie butelki możemy rozbełtać mydło z wodą i dla każdego zrobić środek, którym się kwas zmywa. Smok ma łuskę, to prawda, ale nie na oczach. Nigdy żadnego nie widziałem, ale podejrzewam, że łuska nad barkami, skąd wyrastają im skrzydła również jest cieńsza albo jest jej mniej. To są jego wrażliwe punkty. Te i być może pachy. Wszystkie stworzenia, jakie widziałem w życiu mają miękkie pachy.

- Hola, hola, hola!
- zawołał w stronę odchodzących Joris. Wyglądał na równie zaskoczonego co zdenerwowanego zupełnie nieoczekiwanym sporem, który wyniknął między Riką, a Marvem i Przeborką. I do pleców tej dwójki właśnie mówił - Nie wiem do jakich prac się najmowaliście, ale umawialiśmy się na robotę i nadal jest ona niewykonana. Nie pamiętacie co ustaliliśmy? Że znajdziemy bestię i druida i wtedy postanowimy co dalej. Żeby było jasne, zgadzam się z Torikhą, że nie wiemy czy gad nie jest tu czasem bogom ducha winny. Jeśli ktoś o smokach wie coś więcej niż mu dziadek w klechdach gadał, to posłucham. I przypominam Wam, żeście sami nawoływali do rozsądku i ostrożności pókiście skarbu nie obaczyli. Więc jeśli ktoś się wybiera z powrotem do obozu to umowa jest zerwana, bo za samo bimbanie przy ognisku wypłaty nie ma.
Teraz z kolei spojrzał na kapłankę.
- Rika. Czymkolwiek ta bestia się kieruje, jest wielkim diabelnie niebezpiecznym drapieżnikiem. I nie mogę narażać nikogo na wybadanie tego czy samą jeno zwierzyną się żywi. Pomyłka… pomyłka skończy się po prostu śmiercią, Rika. Jeśli nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić magicznie, to musimy bestię potraktować jak każde inne dzikie zagrożenie, dla miasta. Jak niedźwiedź, czy rosomak. Pamiętaj, że w lesie bawią się też Pip, Carp i inne dzieciaki.
Co rzekłszy skierował się wreszcie ku geomantce.
- Do nich żalu nie mam, że nie chcą darmo ryzykować, bo żadni z nas znajomkowie. Rzec muszę jednak Turmalino Hammerstone, że choć raz mnie już samego i ledwo żywego zostawiłaś, żeby skórę swoją ratować, to liczyłem, że po tym co przeszliśmy w kopalni więcej w Tobie honoru.
Jeśli myśliwy nawet wonczas gdy im gobliny bobu zadały, krzywo patrzył na krasnoludzicę, to teraz pierwszy raz mogła dostrzec w jego wzroku najszczerszą wzgardę.
- Zejdźmy wszyscy na dół.
Melune kiwnęła głową bez słowa na znak, że rozumie. W całym tym zamieszaniu, o dziwo, zatęskniła za pyskatym i wszędobylskim Mardukiem, któremu zarzucić można było wiele, ale nie brak ogłady w dyskusji.
Schodząc ostrożnie po schodach, wydobyła z czarnej stali sejmitar, a u stóp wejścia także i tarczę.

W pracowni obejrzał się na po trochu na wszystkich zebranych a po trochu na nikogo z osobna. Mówił szybko i trochę jakby przez zaciśnięte zęby.
- Musimy go zaskoczyć. I to teraz. Drugiej na to szansy nie będzie. Plan jest prosty. Geomantka osłabia strop, tak by ten runął gdy bestia wyląduje. Nie da rady się wzbić. W każdym razie nie sądzę. Nie będzie miał się z czego wybić, ani jak rozprostować skrzydeł. Za ciężki na to. Gdy wpadnie na parter obskakujemy go. Dwie osoby mogę częściowo ochronić przed tym kwasem jak mówiłem. Niech one do łeb zajmą. Reszta w skrzydła. A mydło… mydło się przyda do zabicia zapachu. Mam trochę suszonych ziół to po wymieszaniu będzie pachnieć jakby trawa mocniej się zazieleniła po deszczu.
- A po wszystkim łup dostaniemy, czy cały oddamy głodnym i potrzebującym, tudzież w studnię wrzucimy, bo tak niegodnie nie swoje złoto brać?
- Przeborka oparła się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Koso spoglądała na kapłankę, ale zwracała się tylko do Jorisa - Czy może znów powiesz nam, że inaczej stało w umowie? - wysunęła zaczepnie brodę naprzód, a jej szczęka drgnęła, jakby kobieta powstrzymywała tlący się w środku gniew.
Myśliwy wzruszył ramionami.
- Nie obchodzi mnie co zrobisz ze swoją częścią - odparł.
Wojowniczka splunęła na ziemię.
- Wiesz, o co mi chodzi. O to, że cokolwiek się stanie ze smokiem, dostaniemy swój udział, a nie zadecyduje o tym niedorosła panna, co głowę sobie nabiła jakimiś słodkimi opowieściami dla dzieci o wielkim dobru. - pokręciła głową - Ale wolisz kręcić i kpić. Jesteście tacy sami, południowcy. Ni honoru, ni szczerości. Wasze słowa - plewy i wiatr. A jużem się dała nabrać, że tyś inny jest. - prychnęła ze wzgardą - Ja swoje słowo szanuję. Pójdę na smoka, jak było ustalone. A ciebie niech przodkowie osądzą wedle tego, co wybrałeś. I twoją kłamliwą kobietę. - wyszarpnęła miecz zza pleców i położyla dłonie na rękojeści, opierając broń przed sobą - Smoczy łeb jest mój. Komuś jeszcze starcza odwagi, żeby ze mną iść? - rzuciła do reszty z wyzwaniem w głosie.
Joris zaczynał rozumieć dlaczego Sildar westchnął ciężko gdy myśliwy powiedział mu, że zamierze przewodzić wyprawie.
- Torikha nie jest ani moją ani niczyją kobietą. A tym bardziej nie jest kłamliwa, bo niczego Ci ani nie obiecywała ani nie zabiera. Umowę ze mną zawarłaś. A Torikha wyraziła swoje zdanie, bo wszystkich o to poprosiłem. Zdanie, którego nie pojmujesz i raczej nie pojmiesz. Ale Twój pomyślunek to nie moja rzecz Przeborko. Nie musi Ci się podobać dla kogo pracujesz. Ale jeśli jeszcze raz nazwiesz Torikhę kłamliwą, lub w inszy sposób ją zelżysz, to bez honoru wrażę Ci strzałę w lewe kolano.
Wojowniczka milczała. Popatrzyła Jorisowi prosto w oczy, a potem po prostu pokręciła głową, wzruszyła ramionami i wygodniej oparła się o ścianę, bez słowa czy jednego westchnienia. Marv natomiast po wyrażeniu ostatniego swojego zdania nie brał już dalszego udziału w dyskusji o łupach. Przeborka wydała mu się odrobinę w tym zbyt gorliwa, a przecież wydawało się oczywiste, że przecież cała ta kapłanka nie powstrzyma ich potem przed zabraniem swojej części. Zamiast tego ciągle obserwował niebo.
- Kiedy będziemy gotowi sugeruję rozpalić ogień na szczycie wieży. Szybciej zwabimy tę bestię. Wydaje się oczywiste, że powinienem być jednym z tych bezpośrednio atakujących, za ochronę przed kwasem się więc nie obrażę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 23-08-2017 o 12:44.
sunellica jest offline