- Taajest! - Thorvaldsson odparł służbiście salutując szlachcicowi. Nie, żeby przejmował się pochodzeniem i statusem jakiegoś ludzia, ale skoro wszystko szło po myśli khazada, to dlaczemu się nie powygłupiać i nie pobłaznować trochę.
Mimo, że sam chętnie poszukałby drzewołaza, to łażenie po lesie niezbyt mu się uśmiechało. Że też wiewiórkogłowy nie mógł uciekać gdzieś w góry, albo wręcz Podziemnym Traktem.
Pozbierali klamoty kuriera i zabrali z wozami. Jako eskorta znaczy się. Choć wraz z mijającą drogą zapasy trunków malały, to wciąż zostawało dużo dla wojaków w obozie. Krasnolud nie pozwalał sobie i pozostałym podległym mu żołnierzom pić zbyt dużo, bo pijany żołnierz oznaczał kłopoty - w najlepszym razie opierdziel i karne kopanie latryn od porucznika Grubera. Na tęgie picie przyjdzie czas po powrocie do obozu.
* * *
Gdy tylko Oleg dał im znać o grupie ludzi na polanie nieopodal drogi, khazad wstał na równe nogi i przytrzymując się oparcia kozła lustrował okolicę ze szczególnym uwzględnieniem rzeczonej polanki.
- Uwaga, żołnierze! To mogą być zbóje, przed którymi mamy bronić tego transportu! Nie dostaną od nas niczego chyba, że halabardą po łbie! - Oznajmił pozostałym.
- Hej, wy tam! W imieniu armii Wissenlandu nakazuję wam rzec kto wy i co tutaj robicie!? - Krzyknął w kierunku postaci na polanie, które najwyraźniej zaczęły chować się przed przenikliwym wzrokiem dzielnego kaprala i jego równie dzielnych żołnierzy.
- Poniechajcie wszelkich wrogich zamiarów, bowiem zostaniecie ukarani w trybie natychmiastowym i z całą surowością przewidywaną w czasie stanu wyjątkowego i wojny! Za wrogie działania zostaną uznane zbliżanie się z dobytym orężem oraz mierzenie z broni do żołnierza Jego Elektorskiej Mości! - Zaryczał, wyraźnie z siebie zadowolony.
- Kopa w dupę dostaniecie... - mruknął pod nosem, a siedzący obok wozak zarżał jak koń.