Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2017, 16:02   #178
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
post wspólny Czarnej i MG

Całe to leżenie na kozetce z rozłożonymi nogami i obcym mężczyzną tkwiącym między nimi nie byłoby niestosowne, gdyby nie fakt, że cały zabieg przeprowadzano w podziemiach domu publicznego udającego bar. W sali ambulatoryjnej pośrodku wojny, gdy obok Jacob przeprowadzał zabieg usunięcia pasożyta z wnętrzności innego człowieka. Brown 0 czuła się niezręcznie i gdyby nie obecność Johana chyba umarłaby na zawał, albo uciekła z fotela. Zwłaszcza, gdy lekarz przeprowadzający cały zabieg wprost zakomunikował o odbytym przez nią niedawno stosunku. Tak po prostu, bez ogródek, jakby nie chodziło o ten najintymniejszy, najbardziej prywatny aspekt życia… i współżycia między dwójką ludzi. Wywlekanie tego ot tak na widok publiczny było dla niej gorsze niżby znowu miała dostać pazurami xenosa po brzuchu. Na szczęście obecność marine dodawała otuchy, wziął też na siebie pierwszą wymianę zdań po kłopotliwym stwierdzeniu. Nie wyparł się, jeszcze potwierdził i chyba… nie wstydził się tego. Bliskich relacji z Parchem, chęci posiadania z nim dziecka. Patrząc na niego Maya czuła wdzięczność i ciepło grzejące ją od środka z okolic, gdzie ludzie zwykle mieli serce.
- Nie, proszę niczego nie płukać - przełamała się i odpowiedziała lekarzowi, mocniej ściskając trzymaną dłoń - Właśnie o to nam chodzi… żeby doszło do ehm… zapłodnienia. - przeniosła wzrok na Mahlera, uśmiechając się niepewnie. Naprawdę gdyby nie on uciekłaby z tego fotela.

Jednak nim zdążyła powiedzieć coś więcej słuchawka odezwała się głosem Centrali, ścinając jej krew w żyłach. Przypomnieli sobie o niej, sprawdzali… chcieli wiedzieć na czym stoi i jak mają się chłopaki… za długo siedzieli w miejscu, a jej czas… jej czas się skończył.
- Dzień dobry Falcon 1...eeem, cieszę się że cię słyszę. Dziękuję, że dzwonisz - zaczęła sztywno, przyciskając dłoń do ucha w którym tkwiła słuchawka. W jednej chwili zesztywniała i zaczęły się jej pocić ręce. I jeszcze mocniej ścisnęła Johana czerpiąc otuchę i siłę ze wsparcia jakie jej zapewniał - Musieliśmy się tu dłużej zatrzymać. Johan, Elenio i Karl po walce w kanałach potrzebowali pomocy medycznej, a tutaj… bardzo ciężko o lekarza i ambulatorium. Znaleźliśmy w końcu. Lekarz jest jeden, dlatego… ich jest trzech, a jeszcze musieliśmy… doprowadzić cywili do bezpiecznej strefy - przełknęła ślinę i westchnęła - Wszystko z nimi w porządku, będą żyć. Udało się… im pomóc, teraz już przynajmniej pod kątem… wewnętrznych obrażeń nic im nie grozi. Kazaliście mi ich wydostać i odprowadzić do Brownpoint… dożyliby do końca trasy, ale potem… stałaby się im krzywda, umarliby by - przełknęła ślinę - a to tacy dobrzy ludzie. Nikomu nic złego nie zrobili, są… - znowu się zacięła, skubiąc podłokietnik i unikając patrzenia na pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn - Nawet jeśli mnie się nie uda chciałam… żeby im się udało. Rozumiem… pula minut to pula minut, została ustalona odgórnie i każda grupa się tego trzyma… nie gniewajcie się proszę. Czy… mogłabym prosić, jeśli… mnie zabijecie… żeby mimo wszystko nie rezygnować z ich ewakuacji? Są czyści, nie stanowią zagrożenia. - zagryzła wargę, wbijając wzrok w ścianę.

- Maya Vinogradova? - w słuchawce ostatnia ocalała z grupy Brown usłyszała pytający męski głos. Pewnie podobnie jak Parchy używały swoich Obroży i HUDów on też miał jakiś panel sterowniczy by wiedzieć z kim dokładniej rozmawia. Głos jednak jakby ocieplił się ponad standardowy głos jakiegokolwiek kontrolera czy dyspozytora w jakiejkolwiek oficjalnym stanowisku. - Karl mi trochę o tobie opowiadał. - powiedział i była pewna, że prawie na pewno się przy tym przyjemnie uśmiechnął. I mówił jakby dobrze znał Raptora oczekującego na zabieg w drugim końcu ambulatorium. - Myślę, że nie tak całkiem prędka i łatwa sprawa z tym twoim umieraniem. Ale postaramy się mieć na uwadze twoje życzenia. - powiedział jakby mu zależało by wlać otuchę i nadzieję w serce obecnej pacjentki doktora Kozlova.
- Nie mamy jednak kontaktu wizualnego z Brownpoint. Jedynie namiar na mapie. Sytuacja naziemna jest dla nas trudna do oszacowania z powietrza. - poinformował ją poważnie już brzmiącym głosem znów wracając do roli koordynatora całej akcji ratowniczej. - Czy jednak dalibyście radę dotrzeć na dach klubu HH? Myślę, że to by nam wszystkim bardzo ułatwiło sprawę. - Vinogradova wiedziała, że jej i trójce mundurowych na pewno ułatwi przedostanie się na dach budynku pod jakim obecnie się znajdowali i zapowiadało się łatwiej niż przedostanie się na dach budynku odległego o kilka kilometrów. Nie była do końca pewna jak sprawę potraktowałaby Obroża. Ale dla tępej maszynki chyba nie powinno być różnicy gdzie chociaż jeden wyznaczony cel znajdzie się na pokładzie latadełka. Jednak było równie mało prawdopodobne, że odpuści jakiemukolwiek Parchowi odbębnienie Checkpointu więc jej samej to mogło niewiele zmienić w jej sytuacji. Samo przedostanie się na dach lub podobne miejsce w okolicy choć łatwiejsze niż do Brownpoint wcale nie musiało oznaczać, że będzie łatwe niczym niedzielny spacerek. Skoro nowoczesne wojskowe skany miały trudność z oszacowaniem sytuacji na powierzchni to na tej powierzchni musiał być niezły miszmasz po tej nawale artyleryjskiej.

- To skoro jest zgodność was obojga to chyba będę mógł wam co nieco zwiększyć szanse. - powiedział nadal obojętnym tonem Kozlov z wciąż zajętej pozycji między udami pacjentki i tymi dziwnymi goglami na twarzy. Pewnie coś tam robił ale przy znieczuleniu jakie jej podał Brown 0 właściwie tylko słyszała jak coś tam robi ale nadal kompletnie nic nie czuła.

Do Brown 0 doszła popełniona pomyłka. Nie rozmawiała z Centralą i chyba wiedziała do kogo należy przyjemny głos po drugiej stronie linii.
- Sven? Ma pan na imię Sven. Widziałam pana na holo, słyszałam jak rozmawiacie z Karlem. Niezmiernie się cieszę, że to pan... - powiedziała cicho i też się uśmiechnęła w próżnię. Znał Karla, do tego poruszał się statkiem, więc udało mu się dostać na pokład razem z transportem. Chłopaki mieli szansę - Wszystko w porządku, nie grozi panu nic… no ze strony… wie pan - uśmiech stał się nerwowy - Tak, oczywiście. Postaramy się przebić na dach i… mam nadzieję, że Obroża zaliczy to jako wykonanie zadania. Trochę… cieszę się, że ich nie zostawiłeś. Dziękuję. Zaraz napiszę Asbiel, powiem Karlowi i Johanowi. I Elenio jak się obudzi - gdzieś w środku czuła jak odżywa w niej nadzieja. - Za ile będziecie nad klubem? My… potrzebujemy jeszcze paru minut. Doktor Horst kończy operować Elenio, został jeszcze Karl. Zbieramy sprzęt i… jeśli byłaby taka możliwość wolałabym nie umierać - wyciszyła komunikator i spojrzała w górę na twarz marine.
- Lecą po was, chyba… nie trzeba będzie nigdzie jechać. Tylko wyjść na dach. Jak zwiększyć szansę doktorze? - ostatnie pytanie poleciało do doktora. - Proszę… niech pan zrobi co się da. Będziemy… bardzo wdzięczni, to dla nas ważne.

- Sven?! Gadasz ze Svenem?! Tym naszym?!
- Johan zareagował pierwszy niż ktokolwiek inny i wiadomość z kim rozmawia Maya wydawała się niesamowicie podnosić go na duchu. - Będzie tu? Zajebiście! Jak Sven wróci na pewno wszystko się wyprostuje! Sven nas nie zostawi! Na którym z nim gadasz? - Mahler wydawał się być przekonany, że skoro oficer jaki dowodził do dzisiejszego poranka ich najbardziej na zachód wysuniętym posterunkiem wróci to chyba wszystko już musiało pójść dobrze. Na końcu zapytał się o kanał pewnie by też mógł włączyć się do rozmowy. Dłoń marine zaciskała się na dłoni Vinogradovej jakby dotykiem też chciał wlać w nią swoją wiarę i nadzieję w ciało kobiety. Lekarz zaś westchnął na chwilę spoglądając chyba na marine. Pewnie miało być to ciężkie czy krytyczne spojrzenie ale przez te wielowymiarowe zdawałoby się gogle ciężko było przekazać jakikolwiek grymas. Marine zaś chyba i tak miałby dla nich minimalną ilość poważania w przypływie takiego entuzjazmu jakim właśnie zdawał się promieniować. - Hej Karl słyszałeś?! Sven po nas leci! - na wszelki wypadek Mahler przekazał radosną wiadomość Raptorowi rozmawiającego z Black 2 i 7 w drugim krańcu ambulatorium.

- Tak, jestem porucznik Sven Hassel. - uśmiech na chwilę znów zdawał się wracać do słuchawki gdy kodowa nazwa Falcon 1 przedstawił się swoim imieniem i stopniem. - Nad klubem możemy być w ciągu kilku minut. Obecnie krążymy wokół Blackpoint. Sytuacja jest jednak tak samo niejasna jak nad twoim Brownpoint. Będziemy ewakuować personel wedle dostępności. - odpowiedział znowu poważniejszym głosem oficer kierujący akcją znowu głosem oficera kierującego akcją. Wynikało z niego, że obydwa punkty ewakuacyjne Parchów przedstawiają podobnie mętny obraz sytuacyjny. Dla jednostek latających te kilka czy nawet kilkanaście kilometrów odległości jakie dzieliły obydwa Checkpointy i klub HH to była symboliczna odległość pod względem czasu reakcji. Przy niejasnej sytuacji zapewne o hierarchii ewakuacji decydowałaby ta grupa która pierwsza będzie miała klarowną sytuację na swoim LZ.

- Okey w takim razie potrzebuję wyznaczenia rezerwowego LZ w pobliżu klubu i raportu z podejścia do niej. No i musi tam być kogo zabrać. - powiedział Falcon 1 podsumowując swoje potrzeby jakie miał do wydania rozkazu o ewakuacji z którejkolwiek z grup i z którejkolwiek LZ.

- Johan. W tej chwili tylko ty jesteś gotowy do wyjścia z naszej trójki. Zbieraj się. - powiedział Karl któremu plan przedstawiony przez Brown 0 i Johana chyba przypadł do gustu.

- A Maya? - zapytał marine patrząc pytająco na strzelca wyborowego który miał już dość mało zdrowy wygląd.

- Zbieraj się. Ja z nią posiedzę. Do zaliczenia jej zadania wystarczy jeden z nas. Doktorze długo jeszcze pan potrzebuje czasu? - zapytał Raptor patrząc pytająco na Kozlova dalej skupionym na swoim zabiegu. Johan też posłał mu pytające spojrzenie.

- Zaraz skończę. Myślę, że znacznie udało mi się zwiększyć szanse. - odpowiedział obojętnie medyk choć z nutką satysfakcji jakby się udało coś niekoniecznie prostego.

- A co z wam? Co z… grupą Black? Z Zoe, Chelsey i Hektorem? Co z Jacobem? - Brown 0 sypała pytaniami ciągle ściskając rękę wygolonego żołnierza, ale patrzyła na policjanta. Ile jeszcze wytrzyma zanim bestia rozerwie go od środka? Chciała zapytać czy bardzo boli, ale takie pytanie było cholernie nie na miejscu. - Dziękujemy doktorze, gdyby nie pan nigdy by się nie udało - pokiwała głową Kozlovowi - Proszę od nas podziękować raz jeszcze Anatolijowi Morvinoviczowi.

- Pójdą z Johanem. Jeśli doktor już kończy to ty też. Zbierzemy kogo się da. Może uda się odfajkować twoje zadanie. A jak dobrze pójdzie może Sven da radę was zabrać na Checkpoint. Latadełkiem to moment.
- powiedział Hollyard przejmując od Mahlera opiekę nad wolną dłonią Vinogradovej. Johan popatrzył chwile na niego, na Mayę, na otaczający ich parawan i w końcu pokiwał głową.

- Dobra. To ja się zbieram. - powiedział i nagle nachylił się nad Mayą i pocałował ją mocno w usta. Potem jeszcze uśmiechnął się do niej spojrzał na Karla a ten choć wyglądał na zmęczonego i chorego zdobył się jednak na dowcip.

- Nawet nie myśl by się ze mną tak żegnać. - burknął z udawaną cierpkością. Johan roześmiał się i trzepnął go po przyjacielsku w ramię po czym zniknął za parawanami pewnie by naszykować siebie i swój sprzęt do drogi. - Asbiel słyszysz mnie? Tu Hollyard. Zmiana planów. Wracaj do ambulatorium tak prędko jak zdołasz. Może uda nam się zamówić transport do Checkpointów. - Karl odezwał się do Black 8 przez komunikator biorąc na siebie koordynację działań osób przebywających w różnym stanie i adresach bunkra.

- Ten mi kazał. - Kozlov burknął chyba przyjmując w swój niechętny i burkliwy sposób podziękowania od pacjentki i wskazał na stojącego obok niej Raptora. Policjant zaś nadal chyba budził jego niechęć lub idealnie ucieleśniał w sobie cały chaos tych niechcianej przez klubowego doktora sytuacji i gości. - Skończyłem. Jeszcze tylko posprzątam. I usunę znieczulenie. - poinformował swoją pacjentkę i wyglądało, że jakby naprawdę odkładał kolejne przybory i narzędzia szykując jakiś stimpakopodobny preparat.

- Doktorze… czy to znaczy że teraz… będę w ciąży? - spytała i zaraz poczuła ukłucie, a po nim zimno rozchodzące się żyłami od ramienia do reszty ciała. Niewładne nogi mrowiły jakby żyłami spacerowało stado mrówek. Po chwili mogła poruszyć nimi na tyle żeby zgiąć palce stóp.

- No cóż. 100% pewności nigdy nie ma w takich wypadkach. Ale szanse na to są bardzo duże. - powiedział doktor Kozlov zdejmując te swoje dziwne gogle i rękawiczki najwyraźniej definitywnie kończąc zabieg. - Możesz sama sprawdzać swój stan standardowym testem ciążowym. Jeśli w ciągu miesiąca nie wykaże zmian wówczas raczej nie jesteś w ciąży. Choć blokery masz już usunięte więc od tej pory sprawa powinna wrócić do normy. Twoje narządy rodne wyglądają zdrowo więc powinnaś być zdolna do tego typu praktyk jak każda, młoda, zdrowa kobieta w twoim wieku. Choć z powodu długotrwałego zastosowania blokerów antykoncepcyjnych rytm owulacyjny może przez następne kilka tygodni i miesięcy nieźle szaleć. Ale tendencja powinna dążyć do powrotu do oryginalnego twojego rytmu. No chyba, że masz jakieś schorzenia które po tak krótkim i pobieżnym badaniu nie da się wykryć. - lekarz składając swoje zabawki mówił monotonnym tonem jakby Brown 0 była nie wiadomo którą pacjentką której mówi coś podobnego. Popatrzył chwilę na jeszcze trochę rozchwianą sylwetkę pacjentki. - Po znieczuleniu możesz chwile odczuwać mrowienie, szczypanie czy drętwienie w dolnych partiach ciała. Ale powinno przejść najpóźniej w ciągu kilku minut. Wstań i spróbuj się poruszać wtedy gdy będziesz się czuć na siłach. - powiedział widząc jak kobieta na próbę porusza palcami stóp. - No ale teraz ja chciałbym wiedzieć co dalej. Czekacie na tamtego? Czy co? - zapytał Kozlov wymownie spoglądając na nie zdrowo wyglądającego Raptora a wskazując kciukiem w stronę parawanów w kierunku gdzie Green 4 operował Patino.

Maya powoli i ostrożnie usiadła na fotelu, potem spuściła nogi na ziemię i spróbowała wstać. Miękkie kolana ledwo ją trzymały, ale pion dała rade osiągnąć. Gorzej gdy próbowała zrobić krok do przodu. Wtedy zachwiała się i gdyby nie Mahler upadłaby na ziemię jak długa. Nogi bolały i mrowiły, odrętwiałe po znieczuleniu. Czuła jakby miała do kostek przytwierdzone nieswoje stopy.
- Muszę się rozchodzić, będzie dobrze - powiedziała do otaczających ją mężczyzn, ciągnąc marine za rękaw. - Dajcie mi proszę chwilę, zaraz się… zaraz będziemy mogli iść - spojrzała w górę i uśmiechnęła się do Johana trochę speszona, a trochę rozbawiona - Skoro teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, w wolnej chwili… możemy się upewnić, że zabieg będzie skuteczny… jeśli chcesz - ścisnęła go mocniej i odwróciła głowę do lekarza - Zbieramy się. Jeśli Elenio do tego czasu nie odzyska sprawności… zostanie z Karlem i Jacobem. Albo go zaniesiemy. Skoro mamy transport, możemy pozwolić sobie na poczekanie i… nie chcę nikogo zostawiać - tu spojrzała na Karla - Jeżeli wasze wejście na pokład zaliczy zadanie, zostaje grupa Black. Statkiem szybciej tam dolecimy… powinno się udać. Będzie dobrze - powtórzyła.

- No to fajnie. Ale ja się pytam czy ja mam go kroić teraz od ręki czy czekacie na tamtego aż skończy swoje. - westchnął starszy mężczyzna w białym uniformie wskazując jako osobę do krojenia na Karla a potem kciukiem znów na salę operacyjną. Chwilę wpatrywał się w obraz operacji przebiegających po drugiej stronie szyby sali operacyjnej. - Też niedługo skończą. Parę minut. - powiedział po chwili gdy pewnie oszacował to co widzi. Dla Vinogradovej podobnie pewnie jak i dla reszty nie obeznanych ze sztuką chirurgii wyglądało, że operacja jeszcze się nie skończyła i tyle.

Johan zaś wyszczerzył się tak rubasznie i łobuzersko na pomysł repety recepty, że aż Karl się uśmiechnął rozbawiony tak kosmatą i jakże przyjemną wizją kuracji.
- Spróbuj się przejść. Jeśli mamy transport to lepiej nie zwlekać póki go mamy. Ruszajmy kim się da. Ja i Elenio zostaniemy. Do wykonania twojego zadania wystarczy sam Johan jeśli znajdzie się na pokładzie Falcon 1. Falcon 1 czym właściwie dysponujemy? - Hollyard odezwał się do Vinogradovej ale na końcu spytał się kumpla krążącego gdzieś w powietrzu. Przez chwilę wszyscy przy łóżkofotelu Brown 0 wsłuchiwali się w rozmowę tych dwóch. Obraz co nieco się wyklarował. Gdzieś tam w powietrzu były dwa transportowce z drużynami szturmowców choć raczej nastawionymi na zabezpieczenie samych LZ to chyba ani Sven ani Karl nie wyłączali możliwości ich głębszego użycia choć nie było to ich priorytetem. Do tego przy transportowcach krążyły dwie maszyny szturmowe o sile ognia latających czołgów. Te dwie maszyny były w stanie samodzielnie przydusić i oczyścić ładną połać terenu choć i Hollyard i Hassel ostrożnie szafowali tą siłą ognia im mniej klarowna była sytuacja na ziemi a Parchy i mundurowi byliby bliżej strefy rażenia. Okazało się, że ci w powietrzu obawiają się automatycznych wieżyczek Guardiana wokół Blackpoint a od dwójki ocalałych Parchów przebywających na terenie Seres nie było potwierdzenia, że podejście do LZ jest czyste. Same LZ też nie było jeszcze wyznaczone. W efekcie Falcon 1 nie był pewny która z grup upora się prędzej ze swoim zadaniem a więc którą da się ewakuować prędzej. Przedostanie się przez nieznany obecnie teren podziemi i pięter klubu rozrywkowego “gospodina” wydawało się równie niejasne i niepewne jak oczyszczenie automatycznych wieżyczek i podejścia przy laboratoriach Seres.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline