Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2017, 16:51   #179
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Czarneł i Czitboy

- Lepiej poskładaj nas. Oberwaliśmy, tam na korytarzu. Jak się trzymasz Młoda? - od strony drzwi wejściowych rozległo się szczekanie syntezatora mowy. W progu stała Ósemka, blada i wyraźnie czymś podkurwiona. Mrużyła oczy i zgrzytała zębami, a lektor wylewał w eter kolejne syntetyczne dźwięki podobne ludzkiej mowie - Dwójkę i Siódemkę też by się przydało. Zanim ruszymy. Nic wymagającego trudu, wystarczy strzał w udo albo trzy - westchnęła ciężko, przechodząc przez pomieszczenie do stojących po drugiej stronie szafek. Stęknęła zrzucając z ramion pompki i bandolety z loftkami. Dopiero wtedy rozejrzała się po sali, usilnie unikając patrzenia tam, gdzie operowany Meks. Skupiła się za to na pozostałej gromadce.
- Wyglądasz jak gówno - rzuciła z klawiatury, podchodząc do gliniarza. Wysiliła się przy tym na zmęczony uśmiech, który szybko przeszedł w kwaśny odcień - Byłam w zbrojowni. Chujnia. Same lekkie gówno. Pmy, pompki, trochę ammo. Żadnych granatów, ani pestek do karabinu. Wzięłam co się nawinęło - machnęła brodą na kupkę sprzętu na sterylnie czystym blacie - A co u was? Musimy się zbierać. Szybko. Kurwa. W podskokach. Długo mu to zajmie? - przy ostatnim pytaniu wskazała kciukiem na Zielonego.

- Jest w porządku, zabieg się udał - Brown 0 uśmiechnęła się szeroko, wciąż chwiejnie łapiąc równowagę wczepiona w Mahlera - Rozmawialiśmy ze Svenem. Lecą tutaj, będą niedługo. Musimy się zbierać i iść na dach. Przygotować do transportu. Może system zaliczy mi CH gdy Johan wejdzie na pokład… potem punkt Black. Karl, Elenio i Jacob zostaną tutaj, my się zbieramy. Właśnie… mieliśmy iść, tylko znieczulenie zejdzie - wzdrygnęła się, zezując na plączące się nogi.

Przez twarz saper przeszedł skurcz, obróciła się do Hollyarda, przekrzywiając przy tym głowę w bok, a jej ręka sama powędrowała do holoklawiatury.
- Sven. Twój kumpel. To ten transport? - wystukała z ostrożną miną - Słyszałam cię. Nie mogłam odpisać. Zajęte ręce - wzruszyła lewym barkiem i kontynuowała - Co z Patino, bo widzę że Mahler całkiem żwawo popierdala. - wyszczerzyła się, lecz jego ironia nie sięgała oczu. Te pozostały czujne i skupione.

- Też jesteś urocza jak zazwyczaj. - uśmiechnął się Karl i nawet mimo, że wyglądał jakby miał gorączkę to uśmiech nadal dało się uznać za przyjemny i sympatyczny. Z radośniejszymi oczami pewnie mógłby należeć do szczęśliwego człowieka. A tak wyglądał na człowieka cieszącego się tą krótką chwilą. Doktor chyba nie do końca był pewny jak traktować słowa Black 8 bo spojrzał na nią niepewnie. Za to pewnie już dossałby się do wciąż stojącej na szafce butelki gdyby jakoś dziwnie akurat tam Raptor nie uznał za stosowne się oprzeć i jakoś dziwnie zasłonił sobą swobodny dostęp do szkła. - To dobry pomysł panie doktorze. - Hollyard nadal się uśmiechał chociaż w połączeniu z uniesionymi w górę brwiami wywoływało to jakoś wyraźnie wyczekujący wyraz twarzy.
- I ten transport to Falcon 1. Ale dowodzi nim Sven. Ten z którym wcześniej rozmawiałaś. - policjant pokiwał głową składając ramiona na piersi. W tym czasie stary i siwowłosy doktor o dopasowanej do włosów siwej szczecinie zarostu otworzył szafkę i wziął paczkę stimpaków. Nie śpiesząc się wrócił z powrotem w stronę i mundurowych i Parchów. - Zabieg Elenio powinien zaraz się skończyć. Jeszcze z kilka minut. Tak doktorze? - też na chwilę przypatrywał się operującemu w sali operacyjnej doktorowi w pancerzu i z Obrożą na szyi. Patini leżał na stole pod głęboką narkozą z maską na twarzy i stanie kompletnej nieświadomości. Stary doktor też na chwilę spojrzał na szybę i pokiwał twierdząco głową. Wziął pierwszy autozastrzyk z leczącymi stymulantami i wstrzyknął pierwszą porcję w nadstawiony nadgarstek policjanta.

- Nie bój się nic mu nie będzie. Tych tępaków w trepach nic nie bierze. - Johan pomógł podejść do Karla i doktora May ale odezwał się wesoło do Asbiel. Sam miał swój pancerz dość poplamiony, brudny i powgniatany a sporo ładownic świeciło mu brakami ale mimo to wydawał się wesół i gotów do działania. Pogodne też wrażenie zdawali się sprawiać para Latynosów w Obrożach. Pobyt w jacuzzi wydawał się ich satysfakcjonować w pełni. Wraz z Chelsey przyszła też i Amanda ale nie kwapiła się by zabrać głos i chyba starczało jej bycie w pobliżu Latynoski. Przy drzwiach izolatki nadal siedzieli ci dwaj gliniarz ale coś nie śpieszyli się do wszczynania rozmowy z gośćmi i gospodarzami.

Jak niewiele wystarczyło do szczęścia, przynajmniej w tej chwili i tym miejscu. Wąska, obła strzykawka wypełniona chemią pobudzającą ciało, niwelującą szarpiący ból naderwanych mięśni i poszarpanych tkanek. Zmiażdżonych szczękami bestii, obitych od upadku z dużej wysokości. Stłuczonych kawałkami pogiętej blachy oraz gruzu. Jedno ukłucie podobne do ugryzienia komara, a napięte nerwy wreszcie odpuściły. Z ust Nash wydarł się ochrypły, pełen ulgi jęk, gdy prochy rozpoczęły proces gojenia. Przymknęła oczy, opierając się o szafkę i dała magii działać. Po pierwszym zastrzyku nastąpił drugi, potem jeszcze jeden. Ona zaś trwała w bezruchu, zastygła niczym złapany w pułapkę żywicy robak - niemrawy, powoli żegnający się z tym, co znał do tej pory. Ból, niby stały element ostatnich godzin, wreszcie ustąpił. Niby nic wielkiego, dawało jednak oprócz fizycznej poprawy, także tę psychiczną, zupełnie jakby wraz z decymetrami przeźroczystej cieczy stary konował wstrzyknął Parchowi coś jeszcze - nadzieję.

Pozwoliła sobie na minutę zastoju, a gdy kitel poszedł w cholerę zająć się pozostałymi, podniosła rękę i odpaliła holoklawiaturę.
- Nie podoba mi się to - głosowi z Obroży towarzyszył niski pomruk niezadowolenia. Jedno zło oko uchyliło się, celując prosto w glinę - Rozdzielenie. Miałam wyciągnąć was wszystkich. Taki był plan. Teraz - skrzywiła się, robiąc przerwę na wyłamanie palców i przyznała - Nienawidzę przerywać roboty. Zostaniecie z Zielonym, nie wiemy jak pójdzie w Blackpoint. Jeżeli stracimy kontakt. Zostańcie tu. Do ewakuacji, a on - wzrok uciekł jej do Patino, rudy łeb pokręcił się na boki - Niech zachowa to pierdolone mydło. Przyda się.

- Będzie dobrze -
Vinogradova powtórzyła po raz kolejny chcąc przekonać nie tylko siebie, ale i otoczenie. Oparła się więcej na marine, by zaraz stanąć chwiejnie, jednak już bez pomocy o własnych siłach - Znajdziemy się, złapiemy jakoś. Przecież to niedaleko, po nawale powinien być spokój… przynajmniej przez trochę. Chłopakom nic nie będzie, mają Jacoba. Spotkamy się w drodze do kolejnego punktu. Chłopaki są dorośli, poradzą sobie - posłała Zoe pokrzepiający uśmiech.

Ósemka zgrzytnęła zębami i warknęła pod nosem coś, co nie brzmiało zbyt przyjemnie. Nie patrząc na to gdzie się znajduje splunęła na podłogę i kiwnięciem głowy pokazała izolatkę.
- Jak maja tu zostać trzeba spacyfikować tego oszołoma. - lektor wyraził beznamiętnie myśli saper - Też ma syfa, a jak ten syf urośnie to wyjdzie. Przez klatę i bebechy. Na nią nie będziemy tracić czasu, lepiej usunąć. Mniej zachodu.

- Ona ma syfa?
- Karl który przez chwilę wyglądał na zamyślonego jak tak gładził kaburę swojego ciężkiego rewolweru popatrzył na izolatkę. Przygryzł wargę. - Roy, możesz sprawdzić tamtą Olsen? Chłopcy ci pomogą. - Raptor zauważył od nowa naukowca z Seres który zdołał usiąść przy jakimś biurku jak zwykł czując się chyba niepewnie przy takiej ilości uzbrojonych osób i broni. Spojrzał za Hollyardem na swój przerobiony skaner, potem na parę stróżujących przy izolatce policjantów i tak samo jak oni pokiwał głową. Potem wstał i we trójkę zaczęli operację otwierania izolatki i przygotowywania aresztantki do badania. W tym czasie doktor zaczął wstrzykiwać lecznicze stymulanty kolejnym osobom.

- Na górze powinien być spokój. - Powiedział Johan który objął Mayę w pasie przyciągając ją do siebie. - Pół godziny nawały. To tam będzie mgła i może pożary dobre następne pół godziny. Coś większego powinno rozjebać. Znaczy mniejsze też ale no jak mniejsze to większe szanse, że przetrwało w jakiejś dziurze. No ale im szybciej i bardziej na świeżo się wyjdzie tym większe szanse że to co przetrwało jeszcze będzie oszołomione. - pokiwał swoją wygoloną głową mówiąc ze swobodą i pewnością jak na świetnie znany sobie temat.

- A ten tam. - policjant spojrzał na operującego przy Elenio lekarzu. Na twarzy wypełzł mu wyraz zastanowienia z domieszką niechęci albo podejrzliwości. Znikł jednak otarty rękawem munduru. - Nie wiem. Ale jakoś ciarki mnie przechodzą. Gliniarski instynkt. Nawet jakby tego nie miał. - powiedział w końcu wskazując palcem na swoja szyję gdzie Parchy nosiły swoje Obroże.

- I nie przejmuj się Asbiel. Wyciągnęłaś całą naszą trójkę. Nic nam nie wisisz. Jakby nie ty i Maya już by było po nas. - marine na moment zwolnił obręcz opiekuńczego uchwytu by po przyjacielski trzepnąć stojącą obok Black 8 w ramię. Gliniarz też pokiwał głową zgadzając się z kumplem.
- Ale sprawa nie jest taka prosta z tym przylotem Svena. Pogadałem z nim trochę. - powiedział ocierając znowu pot z czoła. Johan spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem. - Dla nas trzech lepiej dostać się do naszych pozycji na własną rękę. - powiedział po chwili namysłu a brwi marine powędrowały do góry jeszcze bardziej w zdziwieniu. - A na Svena i Sarę został wydany czerwony rozkaz aresztowania. Sara też tam leci. - powiedział gliniarz a marine spojrzał w zaskoczeniu na najbliżej stojące osoby jakby sprawdzał czy usłyszeli to samo.

- Sara i Sven mają czerwony nakaz? Skąd to wiesz? Sven się nabija? - marine spojrzał na policjanta jakby szukał w jego wyrazie twarzy jakichś oznak żartu. Gliniarz jednak sięgnął do kieszeni a z niej holo. Chwilę w nim grzebał i bez słowa podał holo kumplowi. Ten przeczytał a brwi nadal nie chciały powędrować mu na dół. Powiększył jednak tekst by inni też mogli go przeczytać.

“Czerwony nakaz na mnie i Sarę. Dogadałem się z chłopakami i spróbujemy wypaść. Ale jest bardzo nerwowo. Sara mówi, że cię kocha.”

Nash skrzywiła się, powstrzymując cisnący się na usta komentarz. Nadal sądziła, że nie powinni się rozdzielać, nieważne co trepy sobie tam pod tymi zwichrowanymi kopułami ubzdurały. Gryzło ją to, uwierało. Może im wydawało się w porządku, jej jednak nadal wyglądało na niedoprowadzenie sprawy do końca. Ucięcie w połowie i rezygnację. Skrzywiła się jeszcze mocniej, gdy pojawiła się reszta rewelacji. Pakując granaty w przywieszki, mamrotała skrzekliwie do siebie, sycząc co parę kanciastych zdań. Sara. Ta głupia, zaślepiona w Hollyarda laska z holo. Leciała tu, z uszkodzoną nogą… oby do kurwy nędzy przed wylotem zrobiła choć tę jedna pożyteczna rzecz i postawiła się do pionu, bo zamiast wsparcia zyskają kalekę do ochrony i transportu, jakby nie mieli wystarczająco wielu zmartwień.
- Dużo ryzykują - stuknęła w klawisze luźne spostrzeżenie, choć co innego siedziało jej na sercu. Po cholerę pchali się za linię frontu ryzykując zatrzymanie, rozstrzelanie i ogólnie pojęty Sajgon? Dla kogo? Dla kumpla i faceta? Co za bezsens…
Bezsens… albo normalność - element umykający Ósemce mimo usilnych prób zrozumienia całokształtu sytuacji. Co zrobiłaby na miejscu tej całej “Honey”? Chyba olała sprawę. Prawdopodobnie. Tak, z pewnością.
Zamerdała łapą po kieszeni i wyciągnęła pogiętą paczkę z ostatnim szlugiem, a odpalając go zerknęła na stół i operowanego wciąż kaktusa. Jego też olała kiedy gnida wciągnęła go do szybu windy. Popierdoliło się i to ostro.
- Pilnuj go - szczeknęła lektorem stając przed gliniarzem i gapiąc się na niego spode łba. Przy “go” pokazała oczami na Patino. Zaraz uciekła zmieszanym wzrokiem gdzieś w bok - Ja popilnuję Sary. Załatwcie to szybko. I widzimy się. Wkrótce. W komplecie - opuściła rękę, by po paru chwilach wahania, wyciągnąć ja w kierunku rozmówcy.

- Sara tu leci? Twoja Sara? - Brown 0 w tym czasie ładowała naboje do strzelby, a samą broń trzymała przerzuconą przez ramię. Może i nie była zdolna jej użyć, ale mogła nieść, przynajmniej do tego sie przyda. Zmusiła sie do uśmiechu, spoglądając na Karla przez stół - Wreszcie ja poznam, wydaje się bardzo miłą kobietą. Gdzie się spotkamy ponownie?

- To najcudowniejsza kobieta na świecie.
- uśmiechnął się łagodnie Karl przyjmując wyciągniętą w jego stronę dłoń Black 8 i zaproponowany deal. Chyba nie widział jak zza jego pleców marine ze złośliwym uśmieszkiem wykonał dłońmi obrys jak od butelki coli. - Na pewno też się ucieszy jak będzie mogła was poznać. - dodał policjant i kaszlnął krótko. A po chwili znowu. Potem chrząknął mrużąc nieco na dłużej oczy. Wreszcie wyprostował się wracając do pionu. W tym czasie starszy i młodszy funkcjonariusz Policji wynieśli z izolatki wciąż nieprzytomną aresztantkę. Roy ustawił się przy skanerze zaczynając swoją pracę. - Ja będę w najbliższym czasie tutaj. Niedługo powinienem się zamienić z Elenio. - wskazał na wciąż operowanego Latynosa w sali operacyjnej. - Będziemy utrzymywali łączność. Jakby co Johan się tu orientuje już całkiem nieźle. - wskazał na marine szykującego się do drogi. Miał nad czym myśleć bo amunicji do karabinu zostało mu nie tak zbyt dużo. Więc tym bardziej kusiły go strzelby i automaty na krótkie dystanse i lekkie cele równie skuteczne jak karabiny a o większej pojemności magazynków. Pokiwał jednak twierdząco głową na znak, że gliniarz dobrze mówi.

Maya w tym czasie przykuśtykała do niego i po drobnej utracie równowagi wpadła na cel, obejmując go na pożegnanie. W gardle urosła jej drapiąca kula, ale uśmiechała się, bo pokazywanie strachu i stresu nic przecież nie zmieni.
- Dbaj o nich i o sobie - szepnęła, klepiąc policjanta po ramieniu - I nawet nie myśl robić jakiego głupiego numeru. Widzimy się niedługo - puściła go i poprawiła ładownice - Zanim wyjdziemy poproszę którego z pracowników pana Morvinovicza o krótkofalówkę. Wypada się pożegnać i podziękować za gościnę której był nam tak miły udzielić.

Nash stała z boku, opierając plecy o ścianę i skrzypiała głucho, popalając fajka dla zabicia czasu. Była już gotowa, lecz wciąż tkwiła w miejscu, dzieląc uwagę między gotującą się do drogi gromadkę, a nieprzytomnego kaktusa, podpiętego pod respiratory i inne gówna. Kończył się im czas powinni się zbierać i to szybko. Ona powinna iść, sprawdzić czy na pewno zabrali to co mogło się przydać, skrzeczeć reszcie nad karkiem aby zagęszczali ruchy. Powinna zrobić wiele rzeczy, jednak przekroczenie progu zanim cholerny meks nie otworzy oczy było tak cholernie ciężkie. Korzystała więc z idealnej wymówki, zwalając winę na otoczenie. Tak... to była dobra wymówka.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline