Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2017, 02:41   #39
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Wchodząc na spotkanie Inkwizycji Francisca nie wiedziała dokładnie czego się spodziewać. Miała świadomość istniejących zagrożeń, ale natura problemu wydawała się posiadać drugie lub trzecie dno. Z resztą, dla Oculi Dei, każde zdarzenie miało taki charakter. „Każda odpowiedź rodzi nowe pytania, a zły nigdy nie śpi.” mawiał jej nauczyciel i kobieta do tego przywykła, jeśli nie z przekonania, to z obowiązku.
Tymczasem sytuacja zdawała się toczyć w zupełnie innym kierunku. Nie dość, że nic się nie chciało wyjaśnić, to liczba pytań, wątpliwości i niewiadomych stawiała Franciscę w sytuacji w której nigdy nie nazwała by siebie okiem boga. Na razie była okiem ślepego starca. Z przytępionymi zmysłami. Związanego. W ciemnym pomieszczeniu... i przykrytego kocem. Tak się przynajmniej czuła.

Należało rozpocząć pracę od podstaw i bez zwłoki - tak wydawało jej się już przed spotkaniem, ale brat Walter mieszając w wysublimowany sposób pośpiech z rozczarowaniem zasiał w niej wątpliwości co do całej sprawy. Francisca nie znała jednak zagrożenia... cóż więc mogła uczynić w pośpiechu? Biegać za wilkołakami po lesie? Gdyby w tym leżał problem Święta Inkwizycja wysłała by tutaj tego zelotę Aiulfa, który wyrżnąłby cały okoliczny las tym swoim toporem, tylko po to aby znaleźć ułomek diabelskiego pazura. Nie. Dzieła dobra muszą wypływać z wiedzy i zadaniem Francisci było tą wiedzę zdobyć.

Napięcie, które pojawiło się pod koniec spotkania, skłoniło wenecjankę do przekonania, że dzisiejszy wieczór może być świadkiem nader ciekawego wydarzenia jakim będzie spotkanie brata Fyiodora z biskupem. Uznała, że pójście w ślady zakonnika, może być dobrym krokiem naprzód, zaryzykowała więc próbę zdobycia na szybko odpowiedniego przebrania. Brat Fyiodor z pewnością nie byłby zadowolony z podążającej za nim niedawno poznanej towarzyszki. Szlachetny Walter nie zrozumiał chyba jednak zbyt dobrze sformułowanej naprędce prośby o habit, lub inny damski ubiór. Jego wzrok przez chwilę sugerował, że Franciszka podejrzewa go o potajemne wycieczki w damskich strojach. Na szczęście uprzejmy uśmiech i zagubiony wzrok, przekonały go, że pytanie odnosiło się do całego świętego przybytku, a nie zawartości jego kufra. W uprzejmości swojej podzielił się informacją o odwiedzających opactwo codziennie siostrach. Sprawa przestała być jednak pilna. Brat Fyiodor zamiast do biskupa, ruszył z pomocą szlachetnej siostrze Annie.

Francisca udała się za sugestią mnicha do kaplicy, gdzie ku swojemu zadowoleniu spotkała wspomniane siostry. Zaczynały właśnie różaniec, który dla praktycznej i energicznej włoszki był modlitwą trudną do opanowania, czuła jednak, że ta chwila skupienia jest cenną łaską bożej opatrzności, której nie należało bezwiednie odtrącać. Przyłączyła się do modlitwy i szybko jej zmęczone ciało i umysł zostały pochłonięte przez monotonnie odmawiane słowa. Szeptając Francisca pochylała swoją głowę przed bożym miłosierdziem i prosiła o siłę i rozwagę w nadchodzących działaniach.
Podnosiła się z kolan, ku swemu zdumieniu, odświeżona i w znacznie lepszym nastroju. Podziękowała siostrom za wspólną modlitwę i subtelnie rozwijając wątek przestawiła się jako prosta służebnica Boża. Jednocześnie wypytała siostry, gdzie przebywają, jak się czują w mieście oraz czy nie zrobiłyby łaski Francisce zaproszeniem do siebie na krótką modlitwę i pokrzepiającą jej serce rozmowę z tak oddanymi osobami, które swoje życie w pełni poświęciły Panu. Ramberti nie kryła, że jest z Włoch, po długiej podróży, która była wyzwaniem zarówno dla ciała jak i ducha kobiety. Zanotowawszy odpowiedź i szczegóły, podziękowała, życzyła opieki bożej i ruszyła w dalszą drogę.

Deszcz nie przestawał padać, co nieco popsuło podniosły nastrój wenecjanki. W Italii lało, i owszem, ale tamtejszy deszcz potrafił być przyjemny, ten zaś mieszał letni zaduch ze smrodem miasta i błotem ulic tworząc aromat niesprzątanej wiejskiej stajni, w której rozpanoszyła się epidemia brucelozy. W pewnej chwili jednak jej myśli przeszyły ukryte gdzieś głęboko wspomnienia wiejskich pejzaży i kobieta ruszyła przed siebie szybciej, jakby gnana jakąś niewidzialną siłą.

* * *

Kupców było mało, prawdopodobnie ze względu na deszcz, ale po niedługim czasie udało jej się zlokalizować coś, co wyglądało jak warsztat krawiecki. Weszła do środka, ciesząc się, że przynajmniej przez chwilę nie będzie kapać jej na głowę. W izbie zaś powitał ją mężczyzna w sile wieku i już pierwsze wrażenie nie pozostawiało u inkwizytorki wątpliwości, że będzie to spotkanie pełne napięcia, ale niezwykle owocne. Tak przynajmniej zamierzała to rozegrać.

Przywitał ją Przemysław z Płocka, najlepszy w mieście krawiec... ba, najlepszy na całym Mazowszu, a i w innych dzielnicach nikt nie może się z nim równać. Ubiera się u niego sam książę Siemowit, z żoną swoją Perejesławą, a także wielu możnych panów i mieszczan. Tyle w każdym razie zdążył powiedzieć zanim zorientował się, że w języku polskim ze szlachetną damą zbyt łatwo się nie rozmówi. Ze swobodą rzymskiego senatora przeszedł na, jakże bliski jego sercu język świętego ojczulula, który pomaga w Rzymie dla wszystkich kaczolików. Uszczęśliwiona dama uniosła ręce w geście radości. Uszczęśliwiony Przemysław wlepił swe oczy w przyzwoitej jakości suknię, prosto ze stolicy światowego handlu. Nie zatrzymywał jednak tam wzroku na dłużej niż to było konieczne. Oczy jego podążyły dalej rozważając jakież to zamówienia i ich konsekwencje napotkają go w dzisiejsze popołudnie.

Przemysław mówił, mówił dużo i z polotem. O swoich wyprawach do południowych krajun, gdzie słońce świeci cały krokongły krok, a krzaki dostarają w jego płomieniach niczym lasy gęsnie (tyle udało się Francisce zrozumieć). Podkreślił też konieczność zdjęcia miary. Zanim nawet... zanim Francisca powie co dokładnie ją tutaj sprowadza. Zdjęcie było ważne. Zdjęcie najlepiej natychmiast i wszystkiego, a miara też miała swoje znaczenie. Francisca spąsowiała niczym nastoletnia panna na wydaniu i niemal rzuciła się do drzwi z niepewności i napięcia. Przemysław zadrżał w obawie przed utratą klientki i możliwością zdjęcia miary, a jego wypowiedzi nabrały charakteru dialogu oraz pewnej konkretyzacji.
Pani sztatetna niech nie wychodzi, niech powie dlaczego interesuje ją? Panią szlachetną interesowała przyzwoita, ale nie strojna suknia mieszczańska zgodna z tutejszą modą... o taka jak tutaj... która bynajmniej nie wymagała zdejmowania... miary. Tego, Francisca mogła przysiąc Przemysław zrozumieć nie był w stanie. To jednak nie był koniec zamówień i włoszka miała wrażenie krawiec zaczął pojmować, że na wizycie tej będzie w stanie również coś zarobić. Kobieta błysnęła uroczym uśmiechem obiecującym, że negocjacje dopiero zostały otwarte i wspomniała coś o swoim mężu, który został kiedyś oszukany przez jednego z kontrahentów i o wielkim pożarze, który w związku z tym miał miejsce. Miara więc oczywiście, ale najpierw cena, cena uczciwa, a potem jeszcze reszta zamówień. Otrzeźwiony, ale pełen nadziei Przemysław przedstawił swoją propozycję kosztów, które dla Francisci wydały się niezbyt wygórowane i zamienił się w słuch co do dalszych zamówień wymagających miary. Wspomniała więc o swojej służącej, którą mieć może, która również sukni potrzebuje, ale już prostej i niewyróżniającej się, a także o dalekim kuzynie swojego męża, który do Płocka przybyć może, a który żakiem jest i takiego też stroju potrzebuje. Miary na te stroje, zdjęte być mogą, a jakże, z samej Francisci, jako że włoscy mężczyźni nie są zbudowani niczym wspaniale wyglądający Przemysław, ale z postury przypominają raczej kobiety. Ważne jest jednak, aby krawiec zapisał zamówienie przed zdjęciem miary. Wysłuchawszy ceny, którą to uiścić miał szanowny małżonek przy odbiorze za dni trzy Francisca domówiła dwa płaszcze, z czego jeden chciała zabrać natychmiast ze sobą, jeśli krawiec pozwoli. Krawiec był gotów zgodzić się na wszystko przed zdjęciem miary, ale przyzwoitego płaszcza na stanie nie miał. Znalazł się natomiast płaszcz jakości pośledniej, który Francisca zabrać może bez dodatkowych opłat, jak tylko miara zdjęta będzie.
Dobiwszy interesu, kupiec pomógł omdlewającej niemal z nieśmiałości kobiecie zdjąć suknię, a następnie w sposób niezwykle profesjonalny i dokładny obmierzyć całą Franciscę od stóp do głów. Zrobić to musiał kilkukrotnie, bo kobieta mdlała z napięcia, kupiec się mylił, a jednocześnie, gdy już raz coś zmierzył wolał mieć pewność, że wymiar w międzyczasie się nie zmienił. Gdy już krawiec namierzył wszystko dokładnie, a Francisca upewniła się kątem oka, że wymiary nie są z przypadku suknia wróciła na swoją właścicielkę, krawiec wrócił do zmysłów, a inkwizytorka wróciła na ulicę. Wychodząc uśmiechnęła się jeszcze do szanownego krawca, dziękując za jego wysiłki i zachęcając go do wytężonej pracy. Jeśli będzie zadowolona, oczywiście zamówi coś jeszcze, a to... a to może wymagać ponownie zdjęcia miary. Wszak ludzie, a kobiety dojrzałe w szczególności rosną z miesiąca na miesiąc w sposób znaczący.

* * *

Chwilę później kobieta, zadowolona już drugi raz tego dnia, ruszyła w stronę biskupiej plebanii. Czas rozłożyć kolejne figury pomyślała owijając się płaszczem i stawiając kolejne kroki w błocie. Idąc odmówiła Pater noster za zdrowie krawca, co rusz tracąc koncentrację. Gdyby Przemysław wiedział... gdyby wiedział... niech go Bóg ma w swojej opiece.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 25-08-2017 o 02:55.
druidh jest offline