Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2017, 12:50   #40
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.
1 List św. Piotra 5,8


Anna & Fyodor

Gdy dotarli do szpitala było już po zmroku. Budynek określany przez miejscowych jako szpital nie przypominał tego, co ze szpitalem kojarzyła sobie Anna. Był dużo niższy, bez piętra. Część była ułożona z kamieni i wymurowana, jednak większość była pozbijaną z desek konstrukcją. Wewnątrz były cztery ciasne izby. Ich ochrona została na zewnątrz, wyciągając wcześniej dłonie po stosowne monety. Na miejscu był felczer i cyrulik, oraz cztery dominikanki. Siostry pełniły posługę przy chorych. Anna biegała od izby do izby aż w ostatnim pomieszczeniu ujrzała Gergego. Właśnie ubierał swoją ćwiekowaną kurtę i zaciągnął kaptur.

Gdy tylko ujrzał siostrę Annę jego twarz rozpromieniła się. Nie przejmując się, że strój dziewczyny aż ociekał przycisnął ją do siebie.
- Jak dobrze widzieć cię w zdrowiu - powiedział po łacinie.

Tymczasem czekający przed izbą Fiodor usłyszał jak jakaś kobieta zanosi się płaczem i wylewa swe żale na cyrulika.
- To moje dziecko! Wiem jak wygląda kiedy jest zdrowe!
- Kobieto, milczże! Małemu nic nie jest. Może coś zjadł. A jak zjadł, to wysra. Wtedy mu przejdzie.
- Ale on jest taki nie swój… od rana nic nie mówi.


Targany ciekawością Czerwony Brat, a może chcąc pozostawić siostrę Annę z bliskim sercu przyjacielem, zerknął do izby.

Świeca oświetlała oblicze mężczyzny niewiele młodszego od samego inkwizytora. Choć gdy się nad tym zastanowił, to cyrulika czas nie oszczędzał. Zapadnięte policzki i skóra obciągnięta niczym worek na łysej głowie sprawiały wrażenie, że człek ten nie ma przed sobą już długiego życia. Na przeciw niego zaś siedziała kobieta. Piękna kobieta. W szkarłatnej zdobionej sukni. Nie był pewien, lecz mógł to być aksamit. Choć wszechobecne błoto i kapiąca woda skutecznie utrudniały mu rozpoznanie. Na kolanach trzymała chłopca. Na oko może trzyletniego. Blond włosy i rysy twarzy nie pozostawiały złudzeń. Był to syn owej kobiety. Dziecko siedziało i wpatrywało się w jeden punkt. Wiedziony instynktem inkwizytor spojrzał tam właśnie. Jednak nic tam nie było. Ot dwie deski na ścianie łączyły się ze sobą.

Franciska

Budynki parafii jak większość dóbr kościelnych uderzały przepychem. W samym domu były prawdziwe szyby. Gdy przemoknięta do suchej nitki Franciska zastukała ciężką kołatką do drzwi przez moment myślała, że nikogo nie zastała. W końcu jednak drzwi uchyliły się. Stał w nich niski mężczyzna trzymający w lewej ręce kandelabr z trzema zapalonymi świecami. W tym sztucznym świetle ocenił Franciskę, której eleganckie szaty wystawały spod zmokniętego płaszcza. Nie zastanawiając się długo zaprosił kobietę do środka. Chodź sień należała do najzimniejszych pomieszczeń w domu, to Franciska i tak poczuła ulgę i dziwne ciepło, które rozpłynęło się po jej ciele.
- Cóż panienkę sprowadza o tak późnej porze, w skromne progi sług Bożych? - rzekł powoli, po polsku. Inkwizytorka od razu wychwyciła dwie rzeczy. Głos tego człowieka był tak zgrzytliwie nieprzyjemy, że wzbudzał niechęć od pierwszego słowa. Poza tym, wykazał się niezwykłym taktem i manierami, jakich nie spotkała jeszcze na wschód od Odry. Widocznie przykładał się do etykiety chcąc w ten sposób uczynić sobie lżejszym krzyż jakim obdarzył go Pan. Krzyż Głosu przywodzącego na myśl tarcie metalem o metal.

Michal

Dlaczego to nigdy nie może być proste? Myślała usilnie. Było zimno. Zdawało się, że już nie pamięta jak to jest mieć na sobie cokolwiek suchego. Rozmowa nie poszła tak jak się spodziewała. Choć gdy teraz oceniła swoją sytuację, to doszła do wniosku, że to eufemizm. Udami mocno ściskała grzbiet konia. Dłonie miała wczepione w jego grzywę. On zaś trzymał lejce. Jego ramiona po obu stronach ograniczały jej ruchy. Jechali już prawie godzinę. Nie widziała dokąd. Przez worek po cebuli, którego w myślach nie potrafiła określić inaczej jak chędożony. Za to robiła to we wszystkich znanych językach. Nie wiedziała kompletnie nic. W uszach słyszała jedynie plaskanie kopyt o błoto na trakcie… a może już nie na trakcie? Jedyny zapach jaki czuła, to śmierdząca woń cebuli. Przytłaczająca coraz mniej z każdą chwilą, bo worek przemakał i przyklejał się do jej twarzy. I wtedy usłyszała to. Wycie, takie jakiego nie wydaje żadne zwierze. Zmroziło jej krew w żyłach. Koń się zachwiał, ale jeździec musiał mieć sporo doświadczenia, bo opanował strach zwierzęcia.
Michal wiedziała, że są gdzieś w lesie, w którym grasuje piekielny ogar Weismutha.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline