To co działo się w okolicach skrzyżowania chwilę potem, można było określić jednym słowem. CHAOS. Otóż na skrzyżowaniu zapanował chaos i zamieszanie jak w płonącym burdelu. Krzyki i wrzaski wzywające pomocy, informujące o pożarze i innych klęskach mieszały się z odgłosami zbliżającej się straży, jak na razie nie wiadomo czy realnej czy też wyimaginowanej przez czar Elmera. Ludzie, pobudzeni krzykami Bodo i Ehrla wychylali się z okien i w większości przypadków również zaczynali krzyczeć i wzywać bogów na pomoc i tak za bardzo nie wiedząc o co chodzi. Ukryci gdzieś łucznicy nadal strzelali, choć już nie tak skutecznie jak przed chwilą. Tylko jedna ze strzał dosięgnęła jeszcze uciekającego Ehrla Durbeina, raniąc go w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Jednak zranienie nie było zbyt poważne, raczej uciążliwe. Pozostałe strzały, jakimi napastnicy zasypywali ukrywających się awanturników odłupywały tynk bądź wbijały się w drewniane ściany domów. Ale najwidoczniej łucznicy wstrzeliwali się i tylko kwestią czasu było, aż ktoś znów zostanie ranny. Czy to członek drużyny czy jakiś pechowiec w oknie.