Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2017, 23:30   #291
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~***~

Venora rozejrzała się dookoła. Weranda przed jej domem miała swój specyficzny klimat. To tutaj Carson obserwował gwiazdy letnimi wieczorami. To tutaj matka wołała swoje dzieci na obiad. To tutaj ojciec ostrzył swój nóż na stołku.
Panna Oakenfold cieszyła się na ten widok, choć tak naprawdę nie potrafiła odpowiedzieć co tu w ogóle robi. Do drzwi, w swoim rodzinnym domu dzieliło ją kilkanaście kroków. Słońce chyliło się ku zachodowi. Venora otworzyła drzwi i dostrzegła krew. Dużo krwi. Doskonale pamiętała jak Gerwin oprawiał upolowane zwierzęta, wtedy zawsze podłoga w kuchni aż się lepiła z krwi. Venora ruszyła energicznie za śladem na podłodze. Rycerka przemaszerowała przez salon i znalazła się w jadalni.
Zamarła, gdy ujrzała Dornera z rozszarpanym gardłem na ziemi, pod stołem. Jej wzrok skierował się w kąt, gdzie ujrzała pociechy swego najmłodszego brata. Dzieci tuliły się przerażone w rogu, trzęsąc się ze strachu. Venora podeszła nieco bliżej przykucnęła przy chłopcach. Ich blade twarze były ochlapane krwią, podobnie zresztą jak i ubranie, a nawet buty.

Venora próbowała coś do nich powiedzieć, lecz oni równocześnie spojrzeli w kierunku salonu. Rycerka odwróciła się i dostrzegła szmoczydło w błękitnej szacie. Bestia miała bladobłękitne łuski a w pazurzastej łapie trzymała kostur. Szkaradny, smoczy pysk był cały oblepiony z krwi. Venora sięgnęła ręką po Pożogę, lecz zrozumiała że nie ma przy sobie ani miecza, ani pancerza.
Jaszczuroludź ruszył powoli w jej kierunku kręcąc głową na boki, łypiąc na Venorę wielkimi ślepiami. Jej młodzi bratankowie zaczęli krzyczeć i piszczeć z całych sił, a ona czuła, że koniec jest bliski. Ściana po jej prawej stronie nagle eksplodawała, a fragmenty skruszonych kamieni i desek rozpadła się po całym domu. Gdy pył opadł Venora dostrzegła zmiażdżone siłą uderzenia smoczydło, gdzieś pod gruzem i drewnem. Tuż obok stał piękny i majestatyczny byk o długich, zakrzywionych rogach, o potężnych udach i mięsistym grzbiecie. Byk spoglądał na Venorę spokojnie raz po raz postukując kopytem w podłogę. Rycerka kątem oka dostrzegła, dwa ogony, którymi zwierzę uderzało się w zad.

15 Dzień Słonecznego zenitu. Posterunek obrońców mostu.

Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy do izby wszedł Balthazaar. Venora spojrzała za okno i po wysokości Selune na niebie zrozumiała, że najwyższa pora wstawać. Smoczydło upewniło się, że rycerka już nie śpi i bez słowa wyszło z izby.
Pladynka otarła z czoła pot. Oddychała ciężko, jakby dopiero co sprintem obiegła w koło dziedziniec ćwiczebny w zakonie Helma. Ten sen był dla niej przerażający i dziwny zarazem. Zupełnie nie rozumiała czy była to jakaś wizja czegoś co się ma wydarzyć... A może były to tylko wyobrażenia jej obaw jakie nosiła w sercu odkąd jej bratankowie zostali porwani. Od tamtego wydarzenia już nie potrafiła przestać zamartwiać się o bezpieczeństwo bliskich.
~ Czy sir Morimond miał takie same sny? ~ zaczęła się zastanawiać. Bo jeśli tak, nie dziwiło ją, że jak to powiedział Balthazaar, miał na jej punkcie obsesję. ~ Może coś robię źle i dlatego znów mi się śnią... ~ zmartwiła się poważnie. Tak jak zawsze radził jej w takich sytuacjach mentor, zaczęła modlić się do Helma o ukojenie nerwów.

Mocno ociągając się, Venora wstała z łóżka i zaczęła szykować do wyjścia. Również nakładanie na siebie zbroi szło jej nie najlepiej. Wszystko przez to, że czuła się przybita po koszmarze i jak na razie próby wyparcia go ze wspomnień na nic się zdawały.
W końcu wszystkie płyty zbroi znalazły się na paladynce i Venora po przypięciu do pasa miecza i buzdyganu, mogła opuścić pokój. Z torbą na ramieniu i tarczą w lewej ręce rycerka wyszła przed budynek by zaczerpnąć zimnego porannego powietrza, licząc że to pozwoli jej zapomnieć o nocnych marach.
-Co ci?- usłyszała głos siedzącego pod ścianą Balthazaara, który jej się przyglądał.
Venora spojrzała na niego. Nie spodziewała się, że jakkolwiek może się zainteresować jej stanem. W końcu dnia poprzedniego o nic nie pytał, z drugiej jednak strony, dzisiejszy koszmar był dużo gorszy od poprzedniego.
- Źle spałam... - odparła mu markotnym tonem, zupełnie do niej nie pasującym. - A ty gdzie nocowałeś? - zapytała by zmienić temat, bo zakładała, że jaszczur na pewno nie pyta by ją jakkolwiek pocieszyć.
-Wolę spać pod gołym niebem. Tak już mam…- odpowiedział odwracając w końcu wzrok -Ruszamy?- spytał.

- Nie zauważyłam, żeby spanie w karczmach ci przeszkadzało - mruknęła, westchnęła i zaczęła się rozglądać. - Czekamy jeszcze na Dzika - oznajmiła.
Balthazaar wartko podniósł się z ziemi robiąc w jej kierunku dwa błyskawiczne kroki. Gad przyjrzał się twarzy Venory jakby chciał sprawdzić, czy jest z nim szczera, czy może z niego kpi.
- Jakbyś był na spotkaniu to byś wiedział - odparła mu i wzruszyła ramionami. - Podobno w lesie jest od groma orków, więc lepiej będzie iść wzdłuż rzeki Immerflow. Chociaż… - zastanowiła się. - Teraz to chyba nie aktualne, skoro idzie nas większa grupa - z premedytacją zakończyła wypowiedź tak by nie wiele powiedzieć, a jeszcze więcej niepewności wprowadzić. Balthazaar nie skomentował słów towarzyszki. Stwór buchnął parą z nozdrzy i warknął pod nosem, po czym odwrócił się i usiadł na swoim miejscu.
-Dzień doberek!- okrzyk krasnoluda poniósł się echem po budzącym się do życia posterunku. Dzik ruszał się żwawo i gibko, najwyraźniej jego zbroja nie krępowała zbytnio ruchów. Był spakowany, miał kompletny ekwipunek, oraz plecak z dowiązanym od spodu, zwiniętym śpiworem.

-Moi ludzie czekają przy stajni- oznajmił.
- Dobrze, my jesteśmy już gotowi - to mówiąc Venora spojrzała pytająco na Balthazaara, oczekując jego potwierdzenia, że może wyruszać. Smoczydło znów się podniosło i wzruszyło ramionami dając chyba do zrozumienia, że może ruszać.
Panna Oakenfold przewróciła oczami i już chciała mu wytknąć, że nie potrafi czytać w jego myślach, ale odpuściła sobie.
- Chodźmy więc - powiedziała i ruszyła przodem. - Którędy więc będziemy podróżować? Tak jak proponowałam to wczoraj? - zapytała gdy wszyscy szli już do stajni, bo chciała upewnić się jaki jest plan.
-Idąc na północ bylibyśmy bardziej bezpieczni od orków. Jednak po okrążeniu lasu musielibyśmy u podnóża gór nadrobić dwa dni marszu. Droga od południa jest bardziej niebezpieczna, ale można się nią udać prosto na wyżyny, gdzie znajduje się szlak przez góry. Ta droga biegnie bliżej terenu opanowanego przez zdechlaków- wyjaśnił dając Venorze możliwość wyboru.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline