Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2017, 19:20   #83
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy Jarvis zamknął za sobą drzwi, zostawiając bardkę samą w pokoju. Kobieta postanowiła wziąć kąpiel i przebrać się w czyste ubrania. Niby przed sobą miała “ciężką” i wyjątkowo “brudną” pracę, ale nie zamierzała jej wykonywać własnymi rękoma.
Martwa “Ślicznotka” należała do Nveryiotha, jeśli pragnął jej zatrzymać, musiał sam uporać się z oczyszaniem kości ze ścierwa. Ona, jako szlachetnie urodzona kurwa z pustyni, zamierzała się temu przyglądać z bezpiecznej odległości i jak zarządca niewolników przyuczający dopiero co kupionego białoskórego barbarzyńcę, planowała instruować skrzydlatego jakie będą jego dalsze kroki w tej mało szlachetnej czynności.
Mocząc swoje strudzone i obolałe, od ciągłych igraszek, ciało, czekała na powrót Zielonego z pracy.
Senność opadała na powieki o długich i czarnych jak węgle rzęsach, choć umysł walczył o pozostanie aktywnym.
Kamala nie zdążyła nawet osunąć się w mroczne odmęty wspomnień, które ją przerażały, gdy “uśpiony” dotychczas Pradawny, wychylił nochal ze swej kryjówki w jej bezpiecznym zakątku za witrażami i zaczął pytlować, meandrując między tematami jak słoń w składzie porcelany.
Dziewczyna wygięła kąciki ust w delikatnym uśmiechu i skupiła się na głosie jaszczura, który odpychał lepkie macki mroków jej duszy.
Smok chciał mieć z nią tajemnicę, która złączyła by ich więzami pojednania między sobą. Sprawował władzę nad jej ciałem, ale chciał również umysłu. Zaniechał jednak siły i niczym tłusty pająk, począł owijać ofiarę swoją nicią.
Czyli ją. Kamalęsundari.
Tancerka o dziwno nie walczyła, otwierając się na wszystkie “prośby”, pozwalając by Czerwony gad stał się jej kolejną maską. Pancerzem, nad którym nie miała władzy. Skoro on wykorzystywał ją, ona nie zamierzała próżnować.
Weźmie go powolutku całego. Tak jak wszystkich brała.

~ Nie wiesz nic na temat historii La Rasquelle prawda? ~ Pytanie było retoryczne, bo nawet jeśli tawaif wyczuła jakiś fałsz w głosie swego rozmówcy, zignorowała go.
~ To będzie jeszcze trudniejsze niż znalezienie ci ciała… wielu historyków przebywa w świątyniach, lub blisko nich, a ja tam nie mogę wejść… przez ciebie.
~ Nie było mnie w tym wymiarze, gdy powstało to miasto. Siedziałem w Otchłani, a demon siedział we mnie ~ wyjaśnił Starzec dumnie. ~ Pamiętam je z czasów władzy elfów. I pamiętam siedziby smoków, tyle że miasto zmieniło się zbyt drastycznie. I jego okolica też.
~ Och… ~ Dziewczyna zdziwiła się niezmiernie dowiadując się od jak dawna smok był uwięziony. Z jakiegoś powodu uznała, iż stało się to dość… niedawno.
Skonsternowana, przemyła twarz dłońmi, masując sobie szyję opuszkami palców.
~ Cztery smoki to dużo jak na takie miasto… nie kłóciły się? ~ spytała niepewnie, prawdopodobnie odkrywając się ze swoją dziewczęcą naiwnością i głupotą, jaką cechowała, krótko żyjących ludzi.
~ I to bardzo.. stanowiły emanację sił… dobra, zła, chaosu i... bycia złośliwym dupkiem ~ mruknął gderliwie gad. ~ Nie przepadam za metalicznymi, ale sprzymierzyłbym się z każdym z nich przeciw czarnemu smokowi.
~ Dlaczego? ~ zadała pytanie znienawidzone przez wszystkich wychowawców na świecie.
~ Ta głupia, czarna pijawa ze skrzydłami zadrwiła sobie z młodego, ambitnego, czerwonego smoka i zrobiła z niego pośmiewisko! ~ mentalny ryk wściekłości wypełnił głowę bardki.
~ No… pewien znany mi smok był jego ofiarą ~ dodał już spokojniej. ~ W każdym razie, owe smoki były sojusznikami różnych, politycznych frakcji w mieście z czego najsilniejsza była frakcją złotego i zielonego smoka. No i dostawały skarby od elfów, w ramach tych przymierzy.

Kamala mało się nie utopiła, gdy gad postanowił wyryczeć swoją frustrację w samym centrum jej głowy.
Chwyciwszy się za brzeg wanny, wychyliła się nad podłogę, prychając i parskając jak spłoszony rumak, gdy mokre włosy zalepiły jej twarz duszącą kotarą.
Tancerka szybko pożałowała swojej ciekawości, co z rozbawieniem musiała przyjąć, wychodząc szybko z wody.
~ Zrozumiałam ~ przyznała pokornie, śmiejąc się cicho z rozmówcy i swojej własnej reakcji. ~ Ale skoro po elfach nic nie zostało, to i po smokach pewnie też… ~ spróbowała “pocieszyć” gada, wycierając się kolorowym szalem. ~ Zastanawiam się, gdzie szukać o nich informacji… może u koboldów?
~ Po elfach pozostały skarby, które ci ludzie wykradają od lat. Po smokach mogły pozostać zawartości ich leż ~ zasugerował uprzejmie Starzec. ~ Koboldy to dobry pomysł, zwłaszcza, że masz kim ich oczarować, tyle, że trzeba by jakoś… nie wtajemniczać Nveryiotha w szczegóły.
~ Hmmm, a… a… czy ten ktoś kto ci o tym opowiadał, podał ci może gdzie było leże któregoś z nich? Choćby przybliżony opis? ~ spróbowała podejść Czerwonego przez opłotki, samej zastanawiając się jak wrobić Zielonego w szpiegostwo u małym stworków o krokodylich pyszczkach. Może powinna mu powiedzieć o “śnie” gdzie widziała smoki nad jakimś znanym miejscem w La Rasquelle? Poprosić go o dyskrecję? Zachęcić do zwiedzania i poznawania nowych ludzi i istot?
~ Grota Czarnego była ukryta pod dużym stawem. Mroczna sadzawka ta była jednocześnie miejsce kultu elfiego bóstwa śmierci, rozkładu i jesieni ~ przypominał sobie powoli Pradawny. ~ Trudno mi ocenić jednak gdzie dokładnie ona była, bo centrum La Rasquelle w ogóle nie pokrywa się z centrum elfiego miasta, no i… wtedy tu jeszcze bagien nie było.

~ Czyli najlepiej by było znaleźć starą mapę. ~ Kobieta siedziała nago przed lustrem i się malowała. ~ To chyba nie powinno być takie trudne… mapa nie jest jak księga, nie zawiera w sobie zakazanych treści, więc nie musi być banowana i zamykana w skarbcu władzy… prawda? To chyba dobry punkt wyjścia?
~ Mapa to dobry punkt wyjścia ~ zgodził się z nią jaszczur i kusił dalej. ~ Pomożesz mi w mych planach, to wynagrodzę cię odpowiednio do twych trudów.
~ Spokojnie, zajmę się tym ~ odparła rozbawiona jego podchodami. Przyjrzała się swoim piersiom i… nagle ją olśniło.
~ Byłam w świątyni elfów… ale bogini miłości. Nie była ona powiązana z którymś ze smoków?
~ Nie. Prawdziwe smoki nie dbają tak bardzo o miłość. Zresztą świątynia w której byliście nie była świątynią miłości… tylko rozkoszy cielesnej. Elfy lubiły dzielić włos na czworo i miały boginię dotyczącą każdego aspektu miłości. ~ Zaśmiał się głośno wspominając ten fakt. ~ A i tak to nic w porównaniu do ich polityki. To dopiero był burdel.
~ O-och… ~ Tancerka skrzywiła się nieznacznie po czym wstała i podeszła do szafy, by przygotować sobie ubranie. Biały kombinezon. Bo nikt już jej nie zabroni nosić spodni.
~ W takim razie zajmę się szukaniem mapy, co do zrekrutowania do pomocy Nverego to… jeszcze się wstrzymam, zobaczę jak pójdzie nam gotowanie czaszki i w jakim kierunku potoczy się rozmowa.
Nie wychodzi nam od pewnego czasu…
~ Ludzie są zabawni… tak szybko wyciągają błędne wnioski. Nic dziwnego, że mylą im się świątynie. ~ Zadumał się smok i dodał spokojnie. ~ Oczywiście. Nie ma co przedwcześnie angażować twojego smoka.
~ W takim razie… jesteśmy umówieni. ~ Chaaya ułożyła włosy, zapakowała torbę, przygotowała broń i… ułożyła się na poduszkach.


Po niedługim czasie kobieta usłyszała za ścianą charakterystyczne kroki. Smok wrócił do siebie, ale nie omieszkał się z nią skontaktować telepatycznie.
To było dość zabawne ile dumy mogło pomieścić jego mało dumne ciałko.
A może… to nie duma kierowała Nveryiothem, a strach?
Jako jedyny wiedział do czego była zdolna bardka. Ile mroku kryła jej dusza, ile jadu płynęło w jej żyłach.
”Nie chcesz mieć wroga wśród Dholian.” Tak brzmiało staro pustynne przysłowie. Nikt nie pamiętał już skąd się ono wzięło, ani co dokładnie oznaczało. Zbyt wiele lat upłynęło, by ludzie pamiętali, jakim klanem byli kiedyś Wyrabiacze Bębnów.
Teraz jako pokojowo nastawione państwo, osiedlone w najgorętszym miejscu na świecie. W miejscu, gdzie wszystko, od pogody, po zwierzęta i roślinność chce cię zabić. Żyli jak wyidealizowani, utopijni bogacze.
W harmonii, spokoju, rozkwicie umysłu.

Prawda była taka, że ani Kamala, ani Chaaya, nie miały nic do stracenia, mogły być nieobliczalne w swym gniewie i zachowaniu. Żyły tak, jakby jutra miało nie być. Żyły w zgodzie z naturą, która kumulowała się w haczykowatych żądłach skorpionów, na dnie zakrzywionych zębów żmij i kobr, w oczach kamiennołuskich bazyliszków, w szponach lamii i na języku nagin.
TO była dla nich harmonia życia, którą nauczyły się spijać wraz z mlekiem matki.
Z jednej strony, zielonołuski dobrze robił, kryjąc przed partnerką wydarzenia z felernej nocy na targu, z drugiej… jego milczenie i zwodnicze gierki wraz z Jarvisem, były jak woda na młyn, która wzburzała gniew.
Tawaif umiała być powściągliwa. Samodycyplina była nieodłącznym elementem filozofii życiowej Dholianczyków.
Dziewczyna przyjmowała na siebie ciosy i ukąszenia… i przyjmować je będzie do czasu, aż w jej żyłach nie pozostanie już ani kropla krwi. Wtedy… otumaniona dzikim szałem, zacznie zabijać i niszczyć. Uderzając w bęben swojego serca, wzywając do wojny.

A ktokolwiek kto wątpiłby w brutalność tancerki, byłby głupcem.
Ucięte głowy podawane na złotych tacach, nie były czymś, czym gardziła i z czym się nie zgadzała. Ranveer mógł dawać jej klejnoty i kwiaty, mógł dawać jej samą miłość, a jednak… postanowił składać u jej stop zakrwawioną zazdrość oberwaną z życia.
Nveryioth wiedział jak dziwnym, pokręconym i nieprzewidywalnym może być człowiek. Nie był jednak tak doświadczony, by móc się obronić przed zwodniczymi zakusami. By nie wpadać w lepkie sieci, jakie na niego zastawiała bardka.
Czy więc dziewczyna była złym człowiekiem?
Czy człowiek może być złym, postępując tak jak go nauczono, że powinno się postępować?

~ Zachowujesz się tak jakby ci nie zależało na odzyskaniu Ślicznotki ~ odezwała się z rozbawieniem, wstając z posłania. Przestraszony gad, czknął tak głośno, że ta usłyszała go nawet za ścianą. Roześmiała się pogodnie.
~ Chodź, czeka nas dużo pracy.


Wiele śmiechu (przeważnie tancerki) i czasu upłynęło, zanim białowłosy wytargował od kucharza ze stołówki, odpowiednio wielki kocioł. Kamala nie zamierzała się wtrącać, chyba, że telepatycznie.
Smok więc sam musiał nawijać z brzuchatym kuchtem, który jakby przewidywał najgorsze i za żadne licho, nie chciał zejść z zaporowej ceny, jaką podał za wynajem jednego ze swoich garów.
Sfrustrowany gad, mało nie rozniósł stołówki podczas ubijania targu, ale w końcu mu się udało i zadowolony czy nie… musiał stanąć przed kolejnym wyzwaniem, jakim było znalezienie transportu do zrujnowanej katedry. Następnie trzeba było uzbierać chrust do palenia. Nastawienie wody. Wyłowienie czaszki. Gotowanie.

Tawaif stała na zawalonej kolumnie i dyrygowała chłopakiem, jakby był bezwolną marionetką. Zrób to, nie tak, idź tam, podaj to, teraz polej, dorzuć, zamieszaj, rozpuść, wyskrob, wylej, wlej nowej, dalej, co za smród, nie narzekaj, szybciej.
Po pierwszej sesji gotowania, skrzydlaty wiedział już co ma robić, ale bardka i tak musztrowała go, jakby się świetnie przy tym bawiła.
W pewnym momencie gad nie wytrzymał i odmienił się w swoją „dostojniejszą” formę. Najwyraźniej chcąc się postawić, lub, i nastraszyć towarzyszkę.

- Myśśślisz, że ci się będę tak dawał? - spytał złowrogo, łypiąc złotymi ślepkami na niewzruszoną kobietę. - Pacnę cie ogonem i będzie po tobie… - Przybliżył swój płaski pysk do ślicznej twarzy tancerki i połaskotał ją w szyję koniuszkiem rozwidlonego języka.
Czknął głośno i szarpnął łbem, gdy drobna dłoń, zacisnęła się na jego szarej wstążeczce smakowej i owinęła ją sobie, by się nie wyślizgnęła.
- Czekam na spełnienie twojej groźby - odparła wesoło Kamala, ciągnąc za język w dół, przez co smok musiał się pochylić. - Nie jestem twoim wrogiem… - wyszeptała, całując go między nozdrza i puszczając sfatygowany ozorek.
Jaszczur zamrugał i usiadł na zadzie, owijając się ogonem jak żmija.
- Za dużo spędzasz z nim czasu, za dużo rozmawiasz i masz jakieś tajemnice i w ogóle nie lubię gdy on cie dotyka, a ty jego dotykasz i… i jeszcze on ci kupuje słodycze, których mi nie kupił… ciągle znikacie nie wiadomo gdzie, wiele mnie omija… myślałem, że jako człowiek będę się lepiej bawił, a ty mi każesz pracować i nawet ze mną nie sypiasz… A ten Staruch? Zabrał mi moje Chaaye, nie mam z kim rozmawiać, ani plotkować, Laboni na mnie nie krzyczy, a Nimfetka nie broni… z kim mam knuć i plotkować? Z kim zwiedzać i poznawać świat… To wszystko jest o kant dupy potłuc. Godiva jest głupsza od buta. Jarvis wcale nie jest taki sprytny na jakiego się kreuje, a ten Czerwony rupieć to zgrzybiała baba… zupełnie nie rozumiem co w nich widzisz. Ja jestem lepszy pod każdym względem, a jak nie jestem, to będę. Zostaw ich wszystkich… ucieknijmy, razem…. tak jak kiedyś. Tylko ty i ja… - Nvery trajkotał jak najęty, dając upust swojej złości i niezadowoleniu.

Dziewczyna go słuchała, zeskakując z gruzu i siadając obok bestii, pozwoliła się okryć baldachimem skórzastych skrzydeł.
Znaleźli się w swoim namiociku prywatności, jak za starych, dawnych czasów.
- To nie ja mam przed tobą tajemnice, tylko ty przede mną - wypomniała mu spokojnie, opierając się o ciepłe, łuskowate cielsko.
- A wszystko zaczęło się od waszego wspólnego wyjścia do miasta. Twojego i Jarvisa. Nie przyszedłeś się nawet pochwalić słodyczami, wszystkie wsunąłeś, więc mi nie mów o tajemnicach. O, a o Starcu wypowiadaj się grzecznie, jak tego wymaga gościnność.
- Gościnność srościnność - zawyrokował smok, sprzeczając się jeszcze chwilę z partnerką i czerpiąc z tego nie lada przyjemność i satysfakcję.

Bardka była rada, że jej podopieczny w końcu puścił trochę pary, udowadniając, że między nimi wszystko jest w porządku. Trudny do sprecyzowania kamień, spadł w końcu z jej serca i ona sama podzieliła się nowiną, jaką był powrót Kamali do świata żywych.
Zielony nie wydawał się zadowolony. Podobnie jak Pradawny, przyzwyczaił się do rozkrzyczanych pannic w głowie swojej jeźdźczyni.
Tęsknił za nimi. Miał nadzieję, że w końcu do nich wróci, a tu kiła mogiła… żadna nie ostała się przy życiu.
- TO WSZYSTKO JEGO WINA! - zapiał jak wściekły kogucik i szybko został uciszony pacnięciem w brodę.
Jeszcze jakiś czas dogryzali sobie nawzajem, odbijając podkręcane piłeczki, odnajdując się w tej nowej sytuacji ciała i umysłu. Gdy ich potyczka chyliła się ku końcowi, tawaif oświadczyła, że chciałaby się wymknąć do… Jarvisa.
Gad od razu się zapieklił i ponownie zaczęli obrzucać się przezwiskami przez następne pół godziny, a kiedy w końcu osiągnęli remis oraz moment w którym to trzeci raz trzeba wymienić wodę w garze. Chaaya dostała zielone światło i opuściła towarzysza, spiesząc na spotkanie ukochanemu.


Na miejscu dziewczynę czekała miła i dość… kłopotliwa niespodzianka. A raczej dwie.
Po pierwsze, czarownik obdarował ją prezentem i to nie byle jakim, bo przeciwdeszczową parasolką z ukrytym w rączce ostrzem. Wspaniała robota i błyszczące cacuszko, cieszyło nie tylko jej sroczą naturę, ale i oczy.
Po drugie… musiała “założyć” na siebie przebranie.
Bardka grzecznie podziękowała, nie do końca wiedząc jak zareagować, zważywszy, że po pierwsze nie było niewolnika, który by za nią owy rozłożysty przedmiot nosił, a po drugie, przywoływacz jeszcze nigdy nic jej nie dał z własnej inicjatywy.
Zazwyczaj to ona musiała go prosić lub ewentualnie sam odgadywał jej pragnienia, przyglądając się jej reakcjom w sklepach.
Jak więc interpretować tą nagłą zmianę w zachowaniu?
Dodatkowo, obojga kochanków dzielił dość pokaźny szmat kultury. Na Pustyni, obdarowywanie kobiety prezentem, było jak zaręczyny, jak zawarta transakcja „kupna”. Kamala oczywiście podejrzewała, że tutaj nie było to tak odbierane. Zresztą sam Janus zasypywał ją podarkami, bez cienia żadnego podtekstu. Ale Janus to Janus, a Jarvis to… Jarvis.
Bardka zaczęła się dwoić i troić nad znaczeniem owego prezentu.
Znaczył coś, czy nie znaczył? Czy chciałaby by coś znaczył? Czy znaczenie miało dla niej znaczenie?

„Na litość wszystkich bogów i tej starej, Czerwonej purchawy! Przecież tak się nie da żyć!” Laboni zakrakała wściekle, wzbudzając wśród tabunu Chaaj śmiech.
„Przestań tyle myśleć i odmień się wreszcie, bo cały plan śledzenia pójdzie z dymem!” Alterego babki dość szybko spacyfikowało tawaif do ciemniejszego zaułka, w którym czym prędzej zamieniła się z „typowej” urody mieszczankę.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/80/21/57/8021578e275842b0e016a717c26292d8.jpg[/media]

Na co jej było tyle malowania się przed lustrem? Po co włosy układała? Po co się stroiła?
Wychodząc z cichym westchnieniem z cienia, spojrzała niemrawo na swojego kochanka, wygładziła fałdkę na sukience, odrzuciła rude pukle za ramię i zabrała się do rozbrajania parasolki. Chciała ją otworzyć, ale, że nigdy żadnej nie otwierała, to teraz stała na środku chodnika i siłowała się z otwarciem, pąsowiejąc nie tylko ze wstydu, ale i złości.
- Pozwól, że pokażę ci jak się to ustrojstwo obsługuje - zaoferował się Jarvis, przyglądając się jej działaniom. - Sam miałem problemy za pierwszym razem.
Kobieta prychnęła obruszona, podając nieszczęsny przedmiot darczyńcy i skrzyżowawszy ręce na piersi, udawała, że nie patrzy jak mag otwiera parasol. Kącikiem jasnozielonych oczu śledziła jednak uważnie każdy ruch, starając się zapamiętać, gdzie i co się na ciska.
Czarownik udawał zaś, że nie widzi, że ona zerka i stał tak, by mogła się przyjrzeć jak szybko otworzyć i złożyć ten mechanizm.
- Damy używają go do osłonięcia się przed deszczem i słońcem, ale też… - Ułożył rozłożony parasol na ramieniu. - ...do zasłonięcia twarzy przed wścibskimi obserwatorami i zerkania zza niego.
Co zademonstrował. - ...oraz do innych trików związanych z flirtem, które niestety będąc mężczyzną niespecjalnie potrafię właściwie pokazać.

Tawaif obserwowała jakby od niechcenia pouczającej demonstracji, po czym gdy złość w niej już opadła, odebrała swój prezent i przez chwilę warzyła go w rękach, a następnie zarzuciła go sobie na ramię i zaczęła nim kręcić.
Uśmiech zadowolenia od razu pojawił się na jej “obcej” twarzy, gdy docierało do niej, że trzymanie owego kijka z rozpostartym materiałem, wcale nie jest takie uwłaczające godności, a nawet jest zabawne.
Obróciwszy się w miejscu, mało nie skosiła czubkiem parasola swego kompana źle obliczając odległości.
Zlękniona, postanowiła obrócić się w drugą stronę, by przeprosić, ponownie go mało nie nadziewając.
- Ojej… - mruknęła zdziwiona, oglądając się w witrynie okna, do którego ponownie się uśmiechnęła, szybko zapominając o swoim kochanku.
- Tak, tak... wyglądasz uroczo. Przepięknie. - Uśmiechnął się Jarvis, również przyglądając się jej odbiciu. - Do takiej sukni i takiej parasolki pasuje zalotny uśmieszek.
- A nie rzucam się w oczy za bardzo przez niego? - spytała, ale bardziej od szczerej odpowiedzi oczekiwała większej ilości komplementów, dobrze wiedząc, że czarownik, miał dość ubogi zasób słownictwa w tej dziedzinie.
- Rzucasz się, ale we właściwy sposób sposób. Twoja uroda przyciąga jak kwitnący kwiat i odurza zapachem na tyle, że człowiek nie myśli o niczym innym… tylko się nią upaja - odparł z uśmiechem mag.

~ Jak się sprawy mają u koteczka? ~ dodała pytając, przez nawiązaną telepatyczną więź, co by przysłuchujący się, o ile takowi byli, nie mogli wiedzieć, co ich para knuła.
~ Jest zadowolony. Dartun to nie jest osobnik trudny do śledzenia, zwłaszcza w tym mieście ~ wyjaśnił telepatycznie jej kochanek.
~ A co jeśli go dostrzeże? ~ zmartwiła się nieco, biorąc kompana pod ramię, przytulając policzek do jego ramienia.
~ To weźmie za dużego kota… Gozreh owinął mackę wokół szyi, by przypominała obrożę. Umie się kryć wśród cieni. Poradzi sobie. A jak będzie miał kłopoty, przyjdzie do nas ~ pocieszył ją w odpowiedzi.

- To męczące… takie upajanie innych. Ja też chce mieć coś z tego - zawyrokowała na głos, ściskając mocniej ręke mężczyzy.
- Masz mnie… przede wszystkim. Będę dziś wielbił twe stopy, a potem przenosił się z wielbieniem coraz wyżej - odparł żarliwym tonem Jarvis i już cieplej, choć poważnym tonem, zapytał. - A czego sobie życzy źrenica mego oka? Jakiż to kaprys ma na myśli?
- Och Rodrygu… czy wyglądam ci na taką, która zaspokoi się pustym kielichem twego uśmiechu? - odparła wesoło, bawiąc się frędzelkami u rączki parasolki.
- Pragnę gwiazd, co przyćmiewają blaskiem równie mocnym co słońce na niebie. Obiecałeś mi się uśmiechać promiennie, a tym czasem widzę tylko jakiś lubieżny cień na twoich wargach. - Jak na zawołanie ściągnęła usta w dzióbek, po czym uszczypnęła w policzek czarownika.
- Myśli moje są czyste i pełne wzniosłych pragnień związanych z uczuciem. - Tyle, że wyraźnie ironiczny uśmiech na twarzy mężczyzny zaprzeczał tym słowom. Z pewnością myśli Rodryga byłyby bardzo kosmate.
Przywoływacz upadł na kolana i uderzył w patetyczny ton.
- Ach uwierz mi najpiękniejsza z pięknych, blask twej urody i cnoty twego charakteru rozlewają się ciepłem i radością w mojej duszy.

~ Te teksty były już zakupione od miejscowego poety. Ponoć nigdy ich nie używał ~ dodał telepatycznie.
~ Ależ nie psuj zabawy! Świetnie się bawię ~ roześmiała się w myślach, pochylając się nad lubym, jakby podziwiała ukwiecione rabatki. Wdzięczyła się przy tym jak do lustereczka, błądząc smukłymi palcami pianistki, lub pisarki, po swojej jasnej twarzy.
Od czasu do czasu zerkała na boki, chcąc zobaczyć twarze tych, którzy byli świadkami całego zdarzenia. Chwaląc się i popisując się swym kochankiem.

- Cieszę się, że nie marzniesz przy mnie jak w nieopalanym zimą domu. Pozwól jednak, że i ja ogrzeję się przy tobie, w tę piękną noc kiedy księżyc oddaje swe lico mrokowi.
~ Po prostu liczę, że docenisz mój wysiłek choć jednym buziakiem później ~ odparł żartobliwie czarownik, podczas gdy bardka czuła się jak aktorka, bo też ich mały dramacik przyciągał ciekawskie oblicza z przepływających gondol. Jak i przechodnie przystawali, by przyglądać się owym wyznaniom.

- Jak można marznąć gdy… - Tu Jarvis zamilkł, zapewne szukając odpowiedniego określenia z tych, które wyuczył się na pamięć. - ...jesteś słońcem rozpraszającym wszelkie mroki i przebijającym swym urokiem, wszelkie chmury.
- O najwyższy klejnocie na nieboskłonie mojego życia. Mówisz, że jestem dla ciebie słońcem. Czy ty nie wiesz, że słońce to gwiazda, która się spala w samotności, ogrzewając wszystko wokoło, ale samej nigdy nie dostając odwzajemnienia? - Teraz to tancerka uderzyła w dramatyczność, opierając o czoło wierzch dłoni. - Nie pozwól mi spłonąc samotnie. Złap mnie i przytul, bo dość mam czekania w tych ciemnościach. Chcę odczuć twe gorące usta odciskające się na mojej cerze.
Jakże Jarvis nie mógł ulec tej pokusie. Smoczy Jeździec wstał z kolan, zaborczo objął tawaif w pasie przyciągając ją do siebie i obsypał pocałunkami jej usta i szyję. A w głowie Chaai rozbrzmiała ta rozkoszna mantra.
~ Moja, moja, moja, moja…
Kobieta uśmiechała się wesoło, poddając się pieszczotom, jak wyziębiona jaszczurka zaznająca na kamieniu kąpieli słonecznych.
Intymność sytuacji, okrasił ją rumieńcem, zupełnie jakby usta Rodryga zwracały życie jej samotnemu ciału.
Korzystając z niedawno co nauczonego triku, ukryła ich twarze przed spojrzeniami z uliczki i przez krótką chwilę odwzajemniła czułość męskich warg, póki nie wyłapała spojrzeniem przepływającej gondoli i przewoźnika, wesoło uśmiechającego się do ich sylwetek.

~ Dość. Dość już… więcej nie wytrzymam ~ odparła zdyszana, kryjąc się w jego bezpiecznych ramionach.
~ Dobrze, że mamy zadanie do wykonania, bo już bym cię porwał do pierwszego lepszego zakątka, by rozkoszować się miękkością twych ust ~ odparł z uczuciem czarownik, delikatnie obejmując bardkę i choć przestał obsypywać ją pocałunkami, to nadal czule tulił do siebie.
~ Przejdźmy się… możemy? Gdzieś, nie wiem. Coś zjeść lub usiąść gdzieś? ~ zaproponowała nieśmiało, opierając głowę o bark maga.
~ Jeśli masz ochotę coś zjeść, to może słodkie placuszki? Mijaślimy gospodę z której je było czuć ~ zaproponował, obejmując w talii tancerkę i ruszając w tamtym kierunku. ~ Parasolka ci się podoba? Nie znam się za bardzo na nich. Ponoć to najnowszy krzyk mody, ale w tym mieście moda często krzyczy.
Kamala mruknęła ochoczo zgadzając się na smakowitą propozycję.
~ Oczywiście, że p-podoba… choć muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie tym prezentem. To będzie miła pamiątka z tego miejsca.
~ Cieszy mnie to, że ci się podoba. ~ Uśmiechnął się przywoływacz, a gdy zaszli do karczmy spytał.
- Więc jaką polewę chcesz na swoje placuszki?
- Nie znam ich za wiele - przyznała z zaskoczeniem. - U nas podawali… - umilkła, zdając sobie sprawę, że jej odpowiedź nie pasuje do wyglądu. - Owocową. Poproszę - strzeliła na ślepo, w nadziei, że akurat trafi z wyborem.
- Usiądź tu moja śliczna peonio, a ja zajmę się resztą - zaoferował, wskazując jeden ze stolików w dość małej, ale wypełnionej po brzegi salce. Co dobrze świadczyło o tutejszej kuchni. Jarvis zaś ruszył w kierunku kontuaru, by omówić szczegóły posiłku do zamówienia.

Chaaya usiadła przy małym, okrągłym stoliku i zabrała się za składanie parasolki. O dziwo było to łatwiejsze od otwierania jej. Zawiesiwszy zdobiony przedmiot na oparciu swojego krzesła, oparła się wygodnie i złożyła ręce na podołku.
Później, widząc, że inne kobiety, trzymały je na blacie, szybko się poprawiła i okraszając się w miły i grzeczny uśmiech, starała się nie zaglądać nikomu do talerza, gdy oglądała otoczenie w oczekiwaniu na swojego kompana.
Mężczyzna wrócił po dłuższej chwili z dwoma talerzykami. Na każdym z nich leżały placuszki pokryte słodko pachnącą polewą. Przy czym barwa tej u Jarvisa od tej u Chaai.
- Wybrałem nam sok ze świeżo wyciśniętych granatów. Chyba, że wolałabyś wino, moja droga? - zapytał czule i uprzejmie czarownik.
- Granat do wspaniały wybór, dziękuję. - Tancerka wolała ograniczyć zwodniczy alkohol, zwłaszcza ten winny, bo wyjątkowo źle na nią działał.
~ To nasuwa przyjemne wspomnienia… u mnie też takie były. To znaczy sok… pijaliśmy go na śniadanie ~ odparła grzecznie, czekając, aż jej partner zasiądzie i będą mogli zacząć jeść.
~ Wiedziałem, że będzie ci smakował. My też pijaliśmy owocowe soki… ale nie z granatów. Te nie rosną na bagnach i solnych moczarach ~ wyjaśnił grzecznie, gdy bardka próbowała mocno owocowego i łagodnie słodkiego placuszka. W polewie czuła granaty, truskawki i inne cytrusy… było też kilka nut jej nieznanych. Zapewnie lokalne owoce.

Kobieta zabrała się za jedzenie, delektując się soczystym i orzeźwiającym smakiem.
~ Zafascynowała mnie historia tego miasta… jak myślisz, gdzie mogłabym poczytać księgi o czasach minionych? ~ zapytała, zastanawiając się jak ugryźć sprawę “zlecenia” czerwonołuskiego.
~ Ksiąg raczej nie znajdziesz… ale jeśli fascynuje cię historia, tooo w mieście działa kilka… jakby to ująć? Trochę uczelni, trochę klubów… ot zbierają się różni magowie, uczeni i badacze w jednej sali i dyskutują na temat różnych teorii, odkryć i badań. ~ Spojrzał na Chaayę dodając z uśmiechem. ~ Przy czym o historii to można mówić jedynie w przypadku ery człowieka. Co było przed odkryciem miasta nie wiadomo. Zapiski z ery elfów są niekompletne i większość wydarzeń opiera się na domysłach, teoriach i wróżeniu… które w przypadku La Rasquelle daje dość różne efekty z powodu pęknięć planarnych.
Tawaif westchnęła, gdy doszło do niej, że sprawa nie była taka prosta jak jej się z początku wydawało. Koboldy były chyba jedynym ratunkiem w tej patowej sytuacji… One, albo inne stwory.
FUMFLE! Czy przypadkiem one nie “przyjaźniły” się z metalicznymi smokami? Coś, coś takiego chyba usłyszała od tego dziwnego stworka, więc jeśli nie powiedzie jej się u jaszczurkoludzi, pójdzie do latających talerzy z mackami.
~ Rozumiem. Może się kiedyś wybiorę na takie spotkanie. Zobaczymy. ~ Dziewczyna na razie skupiła się na delektowaniu tą prostą, a jednak wyszukaną, potrawą. Odezwała się nieco później, gdy powoli kończyła posiłek.

~ Godiva opowiadała ci czy wyprawa po medalion jej się podobała?
~ Tak… ale było za krótko i za mało akcji. Wolałaby więcej okazji do walki ~ wyjaśnił czarownik, przyglądając się bardce zaciekawiony. ~ A tobie? Podobała się ta misja?
~ Nie za bardzo. Zbyt mocno się denerwowałam, nie wiedząc jakimi umiejętnościami władają smoki, ale następne wyprawy pewnie będą lepsze. ~ Odkładając sztućce na talerzu, spojrzała ciekawsko na partnera. ~ To kiedy powtórka?
~ Jak tylko Dartun zdecyduje się nam powierzyć kolejną misję, po tej pierwszej zakończonej wpadką ~ odparł telepatycznie mag nadal jedząc. ~ Albo na własną rękę poszukamy skarbów, a nuż trafimy na jakąś magiczną sofę i wyprujemy jej właściwości?
~ Jedna z ksiąg, którą przyniosłeś, ma informacje na temat skarbów. Może w niej znajdziesz jakąś sofę ~ mruknęła rozbawiona dziewczyna. ~ Dartuna wolałabym już w nic nie mieszać i tak się dość wstydu za nas naje…
~ Wolę znaleźć ciebie na tej sofie ~ zażartował mentalnie czarownik, wpatrując się w oczy tancerki. Odwzajemniła mu się psotliwym uśmiechem na koralowych ustach, gdy tymczasem stópka, obuta w pantofelek, gładziła wierzchem jego goleń pod stolikiem.
~ Uważaj czego sobie życzysz… jeśli sofa okaże się za wygodna to cię na nią nie wpuszczę.
~ To będę wielbił twe stópki, gdy będziesz na niej leżała ~ zaoferował się Jarvis, kończąc powoli posiłek. ~ Na co więc masz teraz kaprys, źrenico mego oka?
~ Jak tam sprawy u koteczka? Idziemy dalej? ~ Chaaya nie miała sprecyzowanych planów co do przebiegu ich marszruty. Wszystko zależało od trasy jaką obrał sobie wróżbita, a zresztą… nie znała tego miasta i nie wiedziała jak w pełni wykorzystać jego wdzięki, by umilić im czas oczekiwań.

~ Wisisz mi cukierki ~ przypomniała grzecznie, wstając od stołu.
~ To może pójdziemy je kupić? ~ zaproponował jej usłużnie mężczyzna z uśmiechem, wstając. ~ Jakie tylko chcesz.
~ Wspaniale! ~ Ukontentowana tawaif zabrała za sobą parasolkę i z dumnie zadartym noskiem wyszła na zewnątrz, nie oglądając się za swoim amantem. Wyglądało, jakby tylko czekała na przyzwolenie i jeśli przywoływacz nie utemperuje jej zachłannego serca, to w najlepszym wypadku zostanie on bez gaci w środku miasta… w najgorszym - oboje.
Przywoływacz ruszył posłusznie za bardką, jakby był jej wielbicielem. Jednym z tych nieszczęśników co podążają za wybranką w nikłej nadziei na jej łaskawe spojrzenie i gotowi są wkupić się w jej w łaski.

Chaaya dziarsko przemierzała deptak, otwierając swój kolorowy dobytek, którego oparła o ramię, bawiąc się długimi frędzelkami. Parasolka wesoło obracała się w około, szeleszcząc koralikami jak i delikatnym materiałem.
W końcu Dholianka przystanęła, najwyraźniej o czymś sobie przypominając. Odwróciła się przez ramię i wyjrzała spod zasłony na czarownika, uśmiechając się wesoło.
- Tym razem weźmiemy wszystkie smaki. Każdego po garstce… chce całą torbę słodyczy, a nie jakąś tam sakiewkę, którą komuś podarujesz. Co to, to nie. Nie zamierzam się dzielić.
- Łakomczuszek z ciebie… ale zgoda. - Westchnął mężczyzna. - Należy mi się taka kara.

Wskazał dłonią nieduży sklepik, którego wystawa iskrzyła się od lukrowanych słodyczy.
- Może tam zapolujesz? - zaproponował.
- Łakom… ooo nie, nie mój drogi. - Rudowłosa roześmiała się, marszcząc charakterystycznie nosek, po czym wzięła się usprawiedliwiać. - Jestem po prostu kobietą spragnioną… i musze sobie jakoś poradzić, gdy nie ma twoich ust w pogotowiu - odgryzła się rezolutnie, przybliżając się do wystawcy drobnymi kroczkami.
- To i ja jestem łakomy… twoich ust - rzekł Smoczy Jeździec, otwierając przed damą drzwi, by mogła wstąpić do sklepiku i usłużnemu sprzedawcy przedstawić swe kaprysy.
Ta zbyła kochanka rączką, przeciskając się w zniecierpliwieniu przez wejście. Na chwile dech jej zaparło, gdy obejrzała się po regałach.
“Blask” od pyszności, odbijał się w jej zielonych tęczówkach, a rumieniec wstąpił na lico, w tym samym momencie gdy tawaif bez ceregieli zaordynowała pakować wszystko jak leci. Po garści z każdego rodzaju cukierka, landrynki, pianki, niteczki, karmelka, ciągutki, pralinki.
Chaaya, aż kipiała z radości, stojąc przy sprzedawcy i pilnując go, by niczego nie pominął.
~ To mój najwspanialszy dzień w tym mieście. Jest lepszy nawet od tego, kiedy poszedłeś kupować mi majtki ~ odparła wyraźnie szczęśliwa, po raz pierwszy, od przestąpienia progu sklepiku, oglądając się na towarzysza.
~ Cieszy mnie to ~ odparł z uśmiechem czarownik i zerknął na pupę bardki. ~ Szkoda jednak, że wspomniałaś o majtkach. Teraz kusi mnie strasznie by sprawdzić… jakie nosisz na sobie. Kusi po prawdzie do wielu innych rzeczy. Bo też i wyglądasz równie smakowicie jak twoje zakupy.
~ Hmmm..? ~ Dziewczyna ściągnęła usta w dzióbek i przyjrzała się magowi od stóp do głowy. Było w tym coś wyjątkowo erotycznego, ale i niepokojącego.
~ A więc… podobaaają ci się rude? ~ spytała, kradnąc sprzedawcy z koszyczka mlecznego łakocia, którego miał zamiar zważyć i zapakować do zakupów.
~ Tylko jedna… taka z parasolką i w różowej sukience ~ wyjaśnił jej szybko, podczas gdy kupiec zliczał towar i kalkulował ile to pieniędzy zarobi na towarzyszu zachłannej ślicznotki.
~ Potarguj się ładnie, jak uda ci się zejść przynajmniej do ⅔ ceny, dostaniesz nagrodę ~ zachęciła lubego niczym trzpiotka, stając przy gablocie, jakby się jeszcze namyślała, czy by czegoś nie wybrać.
I czarownik zaczął się targować, wpierw zarzucając, że te słodycze nie wyglądają na świeże, że są za drogie, ze tuczące i w ogóle nie warte proponowanej ceny. Niestety nie miał szans z doświadczonym kupcem. I nie wynegocjował obniżki.

Wybranka jego serca na początku zachowywała milczenie, później gdy jej gach zaczynał przegrywać zaczęła chichotać jak psotliwy chochlik, na koniec się już śmiała otwarcie, zakrywając dłonią usta.
- Nie rób takiej smutnej miny, płać i wychodzimy - odparła słodko, podchodząc do Jarvisa i biorąc go pod ramię.
~ Innym razem powiem ci co mam pod sukienką ~ mruknęła w myślach, puszczając do mężczyzny oczko.
~ Zawsze mogę sprawdzić. Pochwycić cię w ramiona i uciec z tobą w zaciszny kącik, by tam powoli odkrywać to co masz pod suknią ~ stwierdził z drapieżnym błyskiem w oku czarownik, głośno marudząc sprzedawcy, co by nie sądził, że jest on ukontentowany z tego zdzierstwa.
Gdy już odebrali wszystkie należne im paczki, Chaaya stanęła na paluszkach i cmoknęła przywoływacza w policzek.
~ Nie wierzę ci ~ odparła, prowadząc ich oboje ku wyjściu.
~ Zupełnie nie wiem czemu ~ odpowiedział jej na to mag. Nie zdążyli jednak rozwinąć tego tematu, bo tuż za drzwiami czekał na nich Gozreh mówiąc
- Dartun już dotarł do kogoś. Wszedł do jakiejś posiadłości ze strażnikami.
- I dopiero teraz to mówisz?! - Kamala jakby wpadła w panikę, że przegapiła najważniejszą część wieczoru. - Szybko, prowadź, gdzie to!
- Dopiero wszedł do środka. Chodźmy. - Gozreh będąc z natury flegmatycznym kocurem nie podzielał jej paniki. Ruszył jednak przodem.
- Chwileczkę… - Tancerka udała się w odosobnienie zanim wyruszyli, w celu nałożenia na siebie nowych iluzji, gdyż stare zaczynały się już rozwiewać. Po chwili była gotowa do dalszej podróży.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline