Pierwsi żołnierze zdążyli dobiec na miejsce i dołączyć się do walki. Jeden z orków został poważnie raniony przez dwóch zbrojnych. Po drugiej stronie strumienia toczył się bój pomiędzy szamanem orków a Balthazaarem wspomaganym przez Dzika. Dwuręczniak smoczydła spadł jak grom na orka otwierając na piersi kolejną bruzdę. Kapłan Gruumsha był wyjątkowo zwinny, bowiem kolejnych cięć jaszczura uniknął z łatwością. Nawet płynne cięcia krasnoludzkich toporów nie wyrządził mu krzywdy. Venora chwilowo była skupiona na największym z barbarzyńców, który choć natarł na Balthazaara teraz skupił się w pełni na Venorze. Ork wyszczerzył zęby napiął wszystkie mięśnie i zaryczał jak dziki zwierz. Jego oczy w sekundę zaszły krwią a na twarzy pojawiła się istna furia.
Rycerka doskonale wiedziała czym jest berserkerski szał. Ork natarł na nią od góry, ale Venora zgrabnie sparowała topór mieczem i wyprowadziła kontrujący cios w odsłonięty bok. Siła z jaką uderzyła dosłownie otworzyła ciało orka. Z ogromnej dziury wylała się krew i pozwijane jelita. Pogrążony w szale ork nie zważał na ból, spojrzał groźnie Venorze w oczy i już zrobił krok w jej stronę by zadać być może swój ostatni cios, lecz ona go uprzedziła. Głowa barbarzyńcy wpadła z pluskiem do strumienia, a po chwili dołączyła do niej reszta ciała.
W czasie kiedy Venora z satysfakcją przyglądała się, jak paskudny łeb jej przeciwnika porywa nurt strumienia, Balthazaar zamachnął się po raz kolejny mieczem na zielonoskórego kapłana. Ciężkie ostrze jego miecza znów zatopiło się w ciele przeciwnika, a ten zawył z bólu. Zachwiał się i widać było, że to jego ostatnie chwile. Te natomiast skrócić postanowił krasnolud. Dzik doskoczył do herszta orków i wbił w niego swój mały topór, prosto w jego pierś. Zielonoskóry osunął się na ziemię bez życia.
Pozostali również nie próżnowali. Dwóch ostatnich orków, których oblegli z każdej strony żołnierze, próbowało panicznie bronić się przed nimi, ale nie byli w stanie. Widać było gołym okiem jak dobrze wyszkoleni w walce byli cormyrczycy. Nie długo po herszcie, ostatni z orków padł trupem, zabity mieczem przez człowieka.
Panna Oakenfold rozejrzała się po polu walki. Uśmiechnęła się z zadowoleniem widząc, że wszyscy przeciwnicy leżą martwi. Spojrzenie zatrzymała na Balthazaarze, który wydawał się najmocniej oberwać. Skierowała w jego stronę swoje kroki.
- Świetna robota panowie - pochwaliła wszystkich. Zatrzymała się przy smoczydle i bez słowa położyła dłoń na jego ramieniu, by uleczyć jego rany.
Balthazaar nawet się nie wzbraniał. Spojrzał na blado jaskrawą poświatę na dłoniach Venory, która w sekundę spłynęła na jego rany, zatrzymując krwotok i zasklepiając rozcięty mięsień i skórę.
-Może być ich tu więcej…- warknął jaszczur rozglądając się po krzakach, z których przed chwilą się wyłonili.
-Cała okolica cuchnie orkowym ścierwem…- dodał.
-To może przydaj się na coś i zabij któregoś z nich…- skomentował Dzik.
Smoczydło spojrzało na niego groźnie mrużąc oczy, ukazując przy tym szereg gadzich kłów.
Paladynka już miała przypomnieć smoczydłu, że wspominała mu przed wyruszeniem, że w lesie roi się od orków, ale zaniechała tej uwagi, widząc jak zezłościł go krasnolud. Venora położyła dłoń na ramieniu Balthazaara i zacisnęła ją. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie daj się prowokować, w końcu jego zdanie nic nie znaczy - szepnęła do niego i po tych słowach puściła jego rękę. Powoli podeszła do Dzika. - Przeszukajcie ich - rzuciła jeszcze do żołnierzy. - No to gdzie ten twój druid? - zapytała Jaareda.
-W domu- odparł krasnolud, po czym rozłożył ręce na boki i zakręcił się wokół własnej osi -Może być wszędzie…- zarechotał pod maską -Musimy pójść i szukać dalej- dodał na koniec, chowając w międzyczasie topory za pas.
Rycerka dobrze pamiętała jak z nikąd pojawił się przed nią druid z lasów gdzie napadł na nich licz, więc w sumie nie mogła mieć krasnoludowi za złe, że prowadzi ich po prostu przed siebie.
- To chwila odpoczynku i ruszamy dalej - zadecydowała Venora i wróciła do Balthazaara by razem pójść po zostawione w tyle konie. - Miejmy nadzieję, że nie zacznie to przypominać szukania relikwiarzu licza - zagaiła do smoczydła. Balthazaar spojrzał na nią żółtym ślepiem, po czym skinął głową. - Jest u siebie. Jeśli zechce byśmy go nie odnaleźli, nigdy nie trafimy na nawet najmniejszy ślad jego obecności…- odparł pewnym tonem, jakby doskonale jakiegoś druida znał.
Paladynka nie wątpiła, że smoczydło mogło mieć znajomości takiego pokroju.
- Też tak mi się wydaje - odparła mu i spojrzała w górę, rozglądając się po koronie drzew. - Trzeba by było jakoś zwrócić na siebie jego uwagę. Może ta walka to zrobiła, tak jak to było gdy pokonaliśmy wtedy licza? - zasugerowała. Podeszła w końcu do swojego wierzchowca i pochwyciła za uzdę. Rozejrzała przy tym uważnie po pobliskich zaroślach, mając nadzieję, że wypatrzy może choćby takiego wilka jak ostatnim razem.
Nagle gęste krzewy zaszeleściły i wzrok wszystkich spoczął na uciekającym jeleniu, który krył się nieopodal po ataku zbrojnych na zielonoskórych.
-Nie ma co czekać. Ruszajmy na wschód- zaproponował Dzik.
Paladynka powiodła wzrokiem za jeleniem i w końcu wróciła wzrok na Jarreda. Skinęła mu głową zgadzając się z nim. Wyciągnęła ze swojej torby bukłak i upiła z niego solidny łyk wody.
- No to nie ma co tu dłużej sterczeć - stwierdziła i podała Balthazaarowi bukłak by również się napił. - To prowadź - rzuciła do Dzika. Krasnolud energicznie przytaknął głową i klasnął do grupki piechurów
-Chwila odpoczynku, napełnijcie bukłaki, zdejmijcie buty i plecaki. Odpoczniemy chwilę ruszamy dalej na wschód- nakazał. Mężczyźni ochoczo wykonali rozkaz i rozsiedli się przy strumieniu. Balthazaar wspiął się na powalony konar, kilkanaście metrów dalej rozglądając się po lesie, jakby wypatrywał zagrożenia. Venora nigdy nie widziała swego kompana w tak majestatycznej postawie jak teraz. Gdy tak na niego zerkała widziała niezłomny, granitowy posąg królewskiego pretoriana. Symbol męstwa, odwagi i sztychu wojennego.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |