Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2017, 22:21   #43
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zahiję zaskoczyło tak wprost postawione pytanie o jej historię. Wpierw wzruszyła kilka razy ramionami, jakby nie było o czym gadać, ale po kilku łykach kwaśnego kefiru zaczęła z oporem mówić, jakby ten cierpki smak przypomniał jej początki.
- Byłam córką emira, potężnego rusamańskiego wodza. Wódź ten, wyruszając na jedną z rozlicznych wypraw wojennych udał się do świątyni owianego mroczną sławą boga krwi, Khajuna, by tam prosić o powodzenie w bitwie. By się Khajunowi przypodobać, złożył mu podarek. Mnie. Miałam może pięć wiosen.
- Mało - przyznał i pokiwał głową jakby wyjaśnienie było dla niego w pełni zrozumiałym. Czy w Imperium czy w Sułtanacie, dziecko tak wolne jak i niewolne było walutą. - Za mało, by się sprzeciwić. Ale to było dawno temu. A wody upłynęło dużo. Wyrósłszy nie mogłaś, czy nie chciałaś rzucić precz czarnych szat?
- Lata minęły nim ukończyłam mój trening, przeszłam wszystkie próby. Zmieniały się księgi i adepci dookoła mnie. Jedni dawali radę podołać, inni nie. Pamiętam ciszę i krew, czasem ból, zawsze żelazną dyscyplinę. Gdy byłam już godna miana maga krwi i naznaczona znamieniem Khajuna, zostałam sprzedana bardzo bogatemu szejkowi, który miał wielu wrogów. Złożyłam przysięgę, że będę go strzec aż do śmierci. Był szalonym człowiekiem, zlepkiem własnych lęków i paranoi a ja dawałam mu swoiste poczucie bezpieczeństwa. Nigdy dalej niż dziesięć kroków od niego.
- Dziesięć kroków okazało się za dużo?
Po oczach rozpoznał, że się uśmiechnęła.
- Przeciwnik był bezlitosny a ja bezradna.
- Tez byś mogla być - zaśmiał się - kwestia wprawy. Zatem dzisiejszą wolność zawdzięczasz braku litości...
- To nie było tak. Nie walczyłam, bo zabił go wróg, z którym nie da się walczyć. Wróg, który nie nadszedł z zewnątrz, ale od środka.
Nagle humor ją opuściła. Odsunęła talerz.
- Mojego pana pogrążyło szaleństwo. Tygodnie przed śmiercią jego obsesja jeszcze się pogłębiła. Zewsząd upatrywał zdrady. Nie jadł, mimo iż tester próbował najpierw jego dań. Nie sypiał z nałożnicami, bo upatrywał w nich wytrenowanych zabójczyń. Potem zaczął ścinać swoich doradców, podwładnych, strażników, jednego za drugim. Aż pałac opustoszał i pokrył się strachem.
Tym razem legionista milczał już bez żartobliwego komentarza. Czekał na rozwiązanie opowieści, które choć rzucało już teraz cień na jej początek, nadal owiane było tajemnicą.
- W końcu jego ułudy się ziściły. Jego poddani postanowili ukrócić terror jaki na nich zesłał. Przyszły realne zamachy, przyszedł bunt. Odebrałam wiele niewinnych żyć by chronić szaleńca, w imię przysięgi jaką złożyłam Krwawemu Bogu. Stałam przy nim do końca, usłużnie, zawsze nie dalej niż dziesięć kroków za jego plecami. W komnacie na szczycie w której się skrył przed rozszalałym motłochem zostałam tylko ja i jego najwierniejsza przyboczna straż. Wszyscy patrzeliśmy jak się odgrażał, że żywcem go nie dostaną. Skoczył z okna i roztrzaskał się o bruk i tak złota klatka w której żyłam wreszcie się otwarła.
Legionista jeszcze przez chwilę się jej przyglądał z zagadkowym uśmiechem po czym wzniósł kubek z kefirem.
- Zatem za szaleńców czarownico - rzekł - Bo pewne klatki tylko szaleństwem można otworzyć...
Co rzekłszy dopił swój kubek.
- Pozwól, że toastu nie podniosę – zagapiła się w swój kubek nic nie upijając. - To teraz twoja kolei. Żeby było sprawiedliwie.

* * *

Zahija wysłuchała opowieści Ianusa, podrapała się w miejsce pomiędzy brwiami.
- To byłeś ty? Dowódca? Strateg? Mąż?
Ianus uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Nie - pokręcił głową - To ja wbiłem miecz w kark jego syna. Dlatego mnie nie uwięzili. A rodzinę moją oszczędzili.

* * *

Właściwie pochwalała pójście za wskazówką, którą uzyskała reszta drużyny. Tajemnicze miejsce, hasło, które miało otworzyć im drzwi do szejka i udanej transakcji. Tyle, że jak przyszło co do czego i zbili się w kupę by wyruszyć z gospody, okazało się, że legionista gdzieś się zapodział.
- Szlag... - syknęła wiedźma łypiąc na pozostawione przez niego przedmioty. Wyszedł, zapił, spacer sobie zrobił? A może go kto porwał?
- Trzeba go znaleźć - zawyrokowała. - Poza tym on chyba nóż miał przy sobie...
Potrząsnęła głową aż zatańczyły wszystkie paciorki wszyte w czarny kwef.
- Szlag...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-08-2017 o 22:26.
liliel jest offline