Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2017, 22:40   #75
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15



Poranek okazał się być dość tropikalny. Wraz z końcem nocy temperatura ponownie zaczęła rosnąć. Gorące Południe zrobiło się jeszcze gorętsze. Temperatura przypominała tą jaką Angie znała z pustyni ale zawieszona w powietrzu wilgoć sprawiała poczucie duszącej lepkiej gęstości. Do tego gdy razem z wujkiem wstali o poranku okazało się, że świat jest skropiony drobną zasłoną mżawki. Zbyt drobną by uznać ją za pełnoprawny deszcz ale dokładając swoje do wody jaka zalegała od wczorajszego wieczora na tym świecie. Gorąco wraz z dokładaną z nieba wilgocią sprawiało, że parująca rzeczna woda przypominała coraz bardziej okolice z jakichś nie wysychających bagien i mokradeł.

Vex, którą wujek zgodnie w wieczorną umową obudził na ostatnią wartę miała okazję obserwować początek tego porannego opadu. Większość końcówki nocy przeszła spokojnie zakłócana jedynie śpiewnym rytuałem jaki niezmordowanie odprawiał Roger. Samowi musiało zejść podobnie bo nie miał nic alarmującego do powiedzenia gdy zdawał jej posterunek. - Fajnie, że się dogadujecie. - powiedział gdy ściągał z siebie oporządzenie i ubranie by zamienić się miejscami z dziewczyną z Det. Wyglądał na takiego, co ściąga całe te żelastwo z widoczną ulgą dając ciału wreszcie odpocząć od tych wszystkich pancerzy, ładownic, karabinów, kabur które dźwigał w dzień. - Dasz buziaka na dobranoc? - zapytał z fikuśnym uśmieszkiem gdy przyklęknął na posłaniu zbliżając swoją twarz do twarzy motocyklistki.

Vex trafiła ostatnia wachta. Gdy i Sam i Angie jeszcze lub już spali została chyba jako jedyna przytomna w całym budynku. Z pokoju rodzeństwa też dobiegały równomierne oddechy świadczące, że śpią po ciężkim dniu. Mogła obserwować jak noc przechodzi stopniowo w dzień. Jak niebo granatowieje, jak świat zdradza najpierw ogólną nierównomierną linię budynków oddzielających się coraz wyraźniejszą czernią od granatowiejącego nieba. Jak niebo staje się niebieskie a ziemia nabiera szarawych barw. Słońca jednak nie było widać. Gdy zrobiło się na tyle widno by widzieć już niebo okazało si zasnute chmurami które prawie tuż przed świtem spadła mżawka. Gdy budziła Sama i Angie i gdy ruch dało się słychać z pokoju rodzeństwa mżawka nadal padała. Przez tą mżawkę widoczność była nieco ograniczona ale dopiero na większych, kilku kilometrowych odległościach.

Angie obudziła się wciąż czując ciepło zarówno od wielkiego cielska wujka jak i małych puchatych, czarnych kulek które wtulały się w ludzi i siebie nawzajem szukając ciepła. Sam też jednak wydawały się stworzone do emanowania, żywym ciepłem. Ognisko zapłonęło drugim żywotem i zdawało się w magiczny sposób ściągać ludzi do siebie. Wujek nieśpiesznie zaczął się ubierać i patrzył przez perspektywę kubka na świat za oknem niezbyt spiesząc się z ponownym zakładaniem pancerza i reszty wojskowego szpeja. Kotka widząc ruch ludzi zostawiła kocie kulki na wytartej bluzie i posłaniu ludzi i zaczęła kręcić się między nimi by zwęszyć i zarobić coś do jedzenia. Do pokoju przyszło też rodzeństwo. Przynieśli swoją dolę na wspólnie śniadanie. Wujek w międzyczasie powiedział Angie, że w nocy założył i złożył te cedzaki do wody na dachu. Dość łatwo było wejść bo drabinka trzymała mocno. I im akurat mżawka wręcz powinna pomóc.

Nowy dzień jednak wraz z sytością w żołądkach przyniósł też nowe problemy. A właściwie wróciły stare, te odłożone na rano poprzedniego wieczora. Było rano. Mewa przypomniała o tym wymownie patrząc na Pazura. Dało się w spojrzeniu wyczuć nieme ponaglenie. Pewnie chciała skorzystać z okazji gdy jej głównej konkurentki nie było w pobliżu. - Najpierw musimy zdobyć wodę. To co mamy nie starczy dla nas wszystkich na długo. No może dla nas i dla Vex. - najemnik wskazał kubkiem na trójkę która nocowała na raty w tym pokoju.

- No chyba nie jesteś poważny. Mówiłeś, że oddasz ten dysk rano. Jest rano. - Mewa prychnęła jawnym niezadowoleniem kładąc w pretensjonalnej pozie dłonie na biodrach.

- Wolisz zdobywać wodę sama? Bo na razie to Roger i Melody wiedzą gdzie ma być studnia ze świeżą wodą. - Pazur machnął kubkie gdzieś na wejście na korytarz i dalej gdzie na ulicy pod domem stała furgonetka i pewnie dalej była para Khainwców.

- Wierzysz im?! Jedna to kłamliwa zdzira co obieca ci wszystko dla tego dysku a drugi jest szurnięty! Słyszałeś co wczoraj wygadywał?! - bruneta w ogóle nie wydawała się mieć dobrego zdania o ludziach którzy spędzili ostatnią noc z furgonetce.

- Jeśli ściemniają z tą studnią to wtedy oddam ten dysk tobie. Ale jeśli tam jest woda tak jak mówią to wtedy wracamy do punktu wyjścia. Pasuje? - najemnik odpowiedział po chwili wahania bo przynajmniej do rogerowego popisu z wczorajszego wieczora zdawał się mieć podobne zdanie i wrażenie jak i siostra Rononna. Kurierka przygryzła wargę gdy się namyślała zlustrowała sylwetkę najemnika zatrzymując się dłużej na jego twarzy i w końcu wzruszyła ramionami i pokiwała głową na zgodę.

Ledwo sytuacja jakoś się normowała w sprawie dysku na jednej osi na korytarzu dały się słyszeć niespieszne i zmęczone kroki. Zaraz potem do środka weszła Melody i wyglądała równie, świeżo i wypoczętą jak brzmiały jej kroki. - Znalazłam coś u Rogera. - powiedziała dokładając swoją pulę jakiegoś pakunku i chyba kiszonych ogórków do wspólnej śniadaniowej puli. Oczywiście podobnie jak Mewa również nie zapomniała na co i o co się umawiała z Pazurem na rano. Rozmowa między nią a wujkiem Zordonem przebiegała prawie bliźniaczo jak między nim a siostrą Rononna. - Nie wiem czy tam jest woda. Nie byłam tam. Wiem gdzie jest ta stacja. - powiedziała po chwili wahania co konkurentka skwitowała ironicznym prychnięciem jakby winowajczyni przyznała się do winy.

- Pojedziemy zobaczymy. A gdzie jest Roger? - zapytał wujek kończąc wątek wyprawy po wodę jaka się szykowała chyba większości obecnej ekipy.

- Zaraz przyjdzie. Spali tylko Tess na dole. - mruknęła zrezygnowanym głosem kurierka rozpakowując coś pokrojonego w plastry z pakunku i majstrując jakiś ruszt nad ogniskiem. Ponieważ jej odpowiedź wywołała żywiołową reakcję spojrzeń i ochów i achów tak z zaskoczenia jak i niedowierzania poczuła się chyba w obowiązku wyjaśnić co nieco. - Odwalcie się. Cały ranek mu tokowałam nad uchem. Bo początkowo uznał, że jedynie jarając ją razem z vanem będzie odpowiednio duży stos. A tak poszedł z nią gdzieś do celi na dole. - powiedziała Melody siadając z ulgą na jakimś mniej połamanym kawałku belki czy czegoś podobnego.

- Przecież tan van to jedyna bryka jaką mamy co pomieści nas wszystkich. - powiedział wujek który chyba miał znowu problemy ze zrozumieniem logiki szefa Khainowców. Melody wzruszyła ramionami i rozłożyła ramiona w geście bezradności. - Przyjdzie tu na śniadanie? - zapytał spóźnioną na śniadanie dziewczyny.

- Chyba tak. Mówił, że przyjdzie. Post już mu się skończył. Teraz będzie czekał na wroga bo jest na wyprawie wojennej. Przynajmniej tak się wymalował. - wyjaśniła kurierka wpatrzona w płomienie ogniska.

Śniadanie znów niejako pogodziło wszystkich śniadających a przynajmniej zamroziło wszelkie konfliktu. Zrobiło się na tyle spokojnie, że można było spróbować się ogarnąć na nadchodzące godziny. Problemem była woda. Właściwie wszyscy zdążyli osuszyć swoje manierki. Mieli tylko tą wodę jaką przez połowę nocy zdołały uzbierać skraplacze zmajstrowane przez Angie i jej wujka. Wody było jednak tak na cały dzień ale może na jedną osobę. W tym upalnym tropiku należało się liczyć, że zwyczajowe przydziały wody będą za małe. Jakby uzbieraną wodę podzielili na prawie pół tuzina osób pewnie każdemu starczyłoby na poranną porę dnia.

Wujek oświadczył, że zamierza udać się po tą wodę do stacji pożarowej. To właściwie z miejsca oznaczało, że większość z osób przy ognisku też tam się uda. Angie bo właściwie z wujkiem stanowili zespół naczyń połączonych. Vex bo prawie z każdą godziną dogadywała się z tą dwójką lepiej. Melody bo znała drogę do tej stacji. Roger bo podróż jego furgonetką by im wszystkim bardzo uprościła sprawę. Choćby dlatego, że dało się załadować na jego kufer Spike gdy już nie zajmowało go ciało Tess. A jak wiedziała Vex, no przejechać czy wskoczyć w tak głęboką wodę to była kompletnie inna sprawa niż jeżdżenie po niej na przełaj. Każda godzina w takiej wodzie był tym czym pewnie tydzień jazdy po pustkowiach lub cały dzień po bardzo trudnych wertepach. Może burza piaskowa była dla mechanizmów bardziej destruktywna albo jakieś żrące bajoro. No zaś Mewa naturalnie nie zostawiłaby dysku czyli wujka na łaskę konkurentki więc też chciała jechać. Zaś jak Mewa to i Rononn.

Zastanawiające w tym równaniu był stan osobówki jaką tu przyjechali z siedziby Khainitów bo jeszcze nikt nie miał czasu zejść na dół i spojrzeć na nią w świetle dnia. No i jak Roger zareaguje na pomysł jazdy do straży pożarnej i to z jego bryką w roli głównej. No i co zrobić z futerkami. W końcu przyszedł i sam Roger. Znowu na jego widok przeszedł szmer westchnień i niepewnych spojrzeń gdy okazało się, że jest wymazany tym “białym błotem” co wczoraj w nocy Angie widziała jak się smaruje. Ale na białą warstwę doszły mu jakieś niebieskie wzory, podobne stylem do tatuaży jakie miał na ramionach. Zaś na twarzy czerniły mu się plamy i kreski ukształtowanie w obrys ludzkiej czaszki. Przy pasie miał siekierę czy inny tomahawk a na plecach umocowaną okrągłą tarczę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline