Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2017, 01:32   #180
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Post wspólny - Cohen, MG

Wykorzystując tempo członków lokalnego kółka emerytów i inwalidów we wspinaczce, Owain założył maskę przeciwgazową.
- Dobra, teraz naprawdę koniec żartów i nie chcę słyszeć żadnego pierdolenia od bandy nadętych, świętoszkowatych pizd o sposobach i metodach. Jesteśmy na ostatniej prostej, co zwykle oznacza, że największe szambo jest tuż przed nami. Ustawić się w rzędzie, złapać osobę przed wam za ramię albo ciucha. Idziecie, stajecie, tylko gdy wam powiemy, bez dyskusji. Ja idę na szpicy, łapiduch za mną, Blond lalka przedostatnia, Padre zamyka kolumnę. - oznajmił stadku, po czym odpalił kanał Falcona 1. - Falcon 1, tu Black 4. Widoczność na ziemi minimalna, czekajcie na rozpoznanie. Namiar na moją pozycję, oznaczę LZ. Potwierdźcie, over.

- Idziemy jak do tej pory. Ten idzie pierwszy a tamten ostatni. - “blond lalka” zareagowała pierwsza gdy po wytycznych jakie Black 4 udzielił zebranej w ruinach klatki schodowej grupce. Popatrzyli na niego, na siebie nawzajem i właśnie na nią z konsternacją. Mało kto był w stanie wykonać propozycję Parcha bo zwyczajnie brakło im wolnych rąk by mieć kogo jeszcze się złapać. Para starszych dorosłych albo niosła albo prowadziła po dwójce dzieci, para paramedyków zaś nadal niosła ciężko rannego Toma. Tak naprawdę tylko Hal miał w miarę swobodę manewru bo trzymał wciąż tylko swój toporek strażacki. Polecenie Herzog chyba więc grupce cywilów wydało się bardziej przystające do sytuacji w jakiej się znaleźli. W efekcie idący na szpicy pochodu Black 4 nie poczuł na ramieniu uchwytu dłoni od kogoś idącego za nim. Zresztą idąca za nim trójka Patricka i dwójki dzieci miała wystarczająco dużo problemów z przedzieraniem się przez dym, gruz i utrzymywaniem równowagi by jeszcze kogoś trzymać. Herzog jako szpicę i prowadzącego peleton wskazała na Black 4 a ostatniego na Black 0.

- Tu Falcon 1. Zrozumiałem Black 4. Czekamy na potwierdzenie oznaczenia LZ i rozpoznanie podejścia. - dla odmiany facet po drugiej stronie słuchawki, płynący gdzieś tam w powietrzu ponad warstwą dymów i pożarów pozostałą po półgodzinnej nawale artyleryjskiej okazał się tak spokojny jak na zawodowca przystało. Potwierdził komunikat obserwatora w ziemi i w praktyce oznaczało to, że dalej będą krążyć w lotniczym “pobliżu” póki sytuacja na ziemi się nie wyklaruje pod wpływem naziemnego rozpoznania sytuacji.

Krztusząc się i kaszląc, potykając się prawie co krok i przedzierając się przez dym tak dwójka Parchów jak i dorośli, dzieci i paramedycy ruszyli z ruin klatki schodowej. Widoczność była bardzo słaba i sięgała kilkunastu kroków o ile patrzyło się w głąb większego pomieszczenia czy dłuższego korytarza. Zaś spod jakichś dziur czy mijanych przejść mały xenos właściwie od razu miał szansę rzucić się na przechodzącego człowieka. Black 4 szedł chwiejnie przez równie chwiejny gruz zalegający z rozwalonych ścian i sufitów na ścianach i sufitach. W gazmasce szło się ciężko i ograniczała ona swobodę obserwacji ale przynajmniej nie było kłopotów z oddychaniem, łzawiącymi oczami i drapaniem w gardle. Chłopcy z artylerii musieli przyłożyć się do roboty bo krajobraz, nawet wewnątrz budynków jawił się jako iście księżycowy. Ciężko było znaleźć choć kilka kroków równego terenu więc akcje szybkiego, sprawnego czy dyskretnego poruszania były utrudnione nawet bez tego dymu maskującego wszelkie przeszkody i przeciwników. Owain właśnie przechodził nad jakimś załomem już całkiem blisko zewnętrznej ściany gdy dostrzegł ruch w swoim kierunku. Mały xenos poruszał się błyskawicznie a odległość była morderczo krótka. Parch jednak zareagował na czas i zdążył wycelować i strzelić w kierunku nadciągającego zagrożenia. Już pierwsze pociski rozpruły ciało szeregowego xenosa a nadmiar mocy obalającej ekspandującej amunicji rozbryzgał ciałko jak balonik z żółtą farbą. Parch trafił i zabił. Ale też i usłyszał inne skrzeki z niebezpiecznie bliskiej okolicy choć ściany i dym nie pokazywały innych celów to musiały być bardzo blisko.

- Wszyscy stop i gleba! - syknął stłumionym nieco przez maskę głosem, zatrzymując się i przyklękając. Nie puszczając karabinu, sięgnął lewą ręką po detektor i omiótł nim teren dookoła siebie. - Padre, mamy towarzystwo, pewnie szczurki. - rzucił do Dziesiątki, na wypadek gdyby nie usłyszał stworów.

Black 4 uniósł karabinek w jednej dłoni i wolną ręką sięgnął po detektor. Omiótł nim dookoła siebie i spojrzał na ekran małego wyświetlacza. Sytuacja wydawała się na ilość celów podobna jak niedawno sprawdzał dwa pomieszczenia dalej w zrujnowanej klatce schodowej. Czyli z dowolnej strony mimo, że sam widział tylko ściany i dym, elektroniczny czujnik dostrzegał wiele celów. W przeciwieństwie do poprzedniego skanu teraz jednak przynajmniej kilka najbliższych kierowało się w jego stronę. Zbliżały się z wnętrza budynku jak i z zewnątrz, były na poziomie parteru, piętrach jak i piwnicy. Ana zatrzymała się razem z Patrickiem zbijając się z dziećmi w ciasną, przestraszoną kupkę chroniąc dzieci w ochronnym kręgu własnych ciał. Herzog i drugi paramedyk zatrzymali się obok ale nie siadali. Wciąż trzymali między sobą ciężko rannego Toma. Na końcu tej gromadki ale zaledwie o kilka kroków dalej kucnął Black 0 rozglądając się po zrujnowanym pomieszczeniu. Przez ściany i dym widział pewnie to samo co i Owain i reszta cywili. - Melduj. - powiedział widząc, że zwiadowca używa swojego elektronicznego pomocnika.

- Wielu tango, kilku się zbliża. Poskładamy je, ale wtedy pewnie zleci się reszta. - Czwórka rzucił do Padre, wykorzystując odczyty detektora by wycelować karabin w najbliższego stwora i zapamiętując pozycje pozostałych. - Dobre, Padre, bo siedzieć tu nie ma sensu. Z tą bandą i jeszcze pokrakami na karku to chuj, zwiadu nie zrobimy, amunicja na wyczerpaniu, zabarykadować się jest niespecjalnie gdzie i bez sensu i w ogóle zostać tu to proszenie się o zgon. Dzida poza teren laba na pełnej kurwie, to chyba najlepsza opcja. Uda się, to wjeżdżamy prosto do taryfy, nie uda się, chuj, odchodzimy w blasku chwały. - powiedział, a oczy mu błysnęły. Odpalił kanał Falcona 1. - Falcon 1, tu Black 4, zmiana planów. Z uwagi na sytuację rozpoznanie wątpliwe. Robimy wypad z buta poza teren laba, kierunek północny. Posadźcie taryfę najbliżej jak możecie poza potencjalnym zasięgiem wieżyczek. Uwaga, będziemy wchodzić ostro i z możliwymi tango na plecach. Śledźcie namiary moje i Dziesiątki. Potwierdźcie, over.
No, wszyscy słyszeli, szykujcie buty do biegania bo czeka nas sprint życia na jakieś czterdzieści metrów.
- powiedział wesoło do reszty, chowając detektor i biorąc karabin w obie ręce. - Robimy tak: ja biegnę pierwszy, a reszta po kolei moim śladem. Dokładnie tak jak ja, rozumieją? Jeśli wieżyczki działają, robimy żabie skoki: od dziury do krateru do gruzowiska i tak dalej. Jeśli nie, zapierdalamy bez przerwy aż do płotu. Wszystko jasne? No, to jazda!
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline