Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2017, 20:17   #158
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Iskra wciągnęła zachłannie powietrze w płuca. Nic to, że gorąc wciąż lał się z nieba, a wszystko wokół trąciło trupem. W porównaniu z powietrzem wewnątrz meteorytu, czy raczej jego atmosferą - Arya poczuła się wyzwolona. I to za sprawą jednego sierściucha.

Nienawykłe do okazywania pozytywnych emocji usta ułożyły się w coś na kształt niepewnego uśmiechu.
- Dziękuję. - powiedziała do kota łagodnie, kucając na ziemi. Nie narzucała się z głaskaniem, ale dawała zwierzęciu taką możliwość.

Kot odwrócił się od kobiety, lecz ta wyraźnie widziała jak na nią spogląda. Odczekała, dając mu czas na ostentacyjne “mam to gdzieś”. Dopiero wtedy zwierzę podeszło, aby wygiąć grzbiet w spłaszczony łuk. Pozwoliło sobie nawet na delikatne szturchnięcie Aryi łebkiem. W standardach własnego gatunku było to już znacznie więcej niż spoufalanie. Część poważnych dachowców uznałoby coś podobnego za haniebne lizusostwo i upadek kocich obyczajów. Być może dlatego ten ponownie odszedł parę kroków, jakby nic się nie stało.

Arya jednak, która sama miała duszę trochę kocią (tylko “trochę” by tych zwierząt nie obrazić), dobrze to rozumiała. Wstała więc i jeszcze raz uśmiechnęła się do czworonoga.
- Jeśli uda nam się... jeśli się stąd wydostaniemy i Coogan zrealizuje ten swój szalony plan, byśmy zamieszkali wspólnie, ty zajmiesz honorowe miejsce przed kominkiem tego domu.
Kot trzymał się na dystans. Przysiadł teraz i przez chwilę zdawało się, że doskonale rozumie co się do niego mówi.
- I każdy schowek, każde pudełko będą do twojej dyspozycji. - Powiedziała z lekkim rozbawieniem. Po chwili jednak spoważniała przypominając sobie, że to jeszcze nie koniec. Zaczęła więc rozkładać materiały wybuchowe wokół meteorytu.
Zajęło jej to tylko dłuższą chwilę. Tym razem nie było tu wiernych piesków Selmy, nie czuła też przeraźliwej migreny. Trudno było o lepszą okazję na efektowne zakończenie przeklętego kamulca.

Jak tylko skończyła swoje dzieło, a meteoryt był obładowany ładunkami bardziej niż stara kopalnia, Iskrę doszedł odległy dźwięk chóru. Zaczął wyraźnie wzmagać się, więc pochód miał wkrótce tu przybyć. I rzeczywiście, w perspektywie pewnego deja-vu, spomiędzy budynków wyszli biczujący się lub idący na klęczkach kultyści. I tym razem przewodził im mężczyzna z opaską na twarzy. Kroczył środkiem i mimo że nie mógł niczego widzieć, szedł bardzo pewnie, z podniesioną do góry głową.
Wszyscy utworzyli półkoło, w którego centrum znajdowała się Arya oraz kot. Jednocześnie ktoś szepnął do przywódcy parę słów, a ten jedynie skinął na tarocistkę.
- Wygląda na to, że nasze modlitwy zostały wreszcie wysłuchane - powiedział dźwięcznym głosem.

Spojrzała na nich, marszcząc brwi. Dłoń miała w kieszeni, palce wetknięte pomiędzy karty Tarota. Arya miała przy tym świadomość, że użycie potężnej karty może całkiem wyssać z niej siły, lecz jeśli ci tutaj i tak planowali ją pozbawić owej Iskry Losu... cóż, przynajmniej zabawi się przed śmiercią.
- Odstąpcie. - powiedziała bez gniewu i bez strachu.
Na obliczu guru wykwitł cień smutnego uśmiechu.
- Nie zrozumiałaś naszych intencji. Mało kto w tym mieście chciałby zniszczyć ten meteoryt tak jak ja.

Arya spojrzała po otaczających ją twarzach. Dopiero teraz mogła ujrzeć jak mocno były oszpecone. Ludzie ci przypominali trupy jakie czasem napotykało się na pustkowiach - którym dzikie zwierzęta wyjadły różne części facjaty jak nos, żuchwę, oczy. Najbardziej ponurą konkluzją była jednak ta, że prawdopodobnie ci tutaj zrobili to sobie samodzielnie.
- Jestem ci winny pewne wyjaśnienia - kontynuował mężczyzna. - Widzisz, jesteśmy grupą która dobrowolnie opuściła miasto. Pozostawanie w cieniu herezji pod postacią tego kamienia było zbyt wielkim ryzykiem dla naszych dusz. Kiedy dziś usłyszeliśmy odgłosy walki od strony miasta, zrozumieliśmy że nadszedł sądny dzień. Jest jednak rzecz, która bardzo mnie zasmuca.
Kultysta schylił się i ujął garść piasku. Powoli przesypał go między palcami, dziwnie delektując się całym aktem.
- To nasza ziemia. Stąd pochodzimy. Wizje które zawdzięczam Świętemu Gajowi utwierdziły mnie co do jednego. Świętą powinnością naszej grupy jest odwet. To my byliśmy latami represjonowani przez Selmę i zmuszeni do ucieczki na pustynię. Jesteś tu obca i choć twoje poczynania są słuszne, to odbierasz nam prawo do celu ku któremu prowadziłem przez lata tych wszystkich ludzi - rozpostarł teatralnie ręce, aby omotać nimi grupę wokół.
“Ja pierdolę i jeszcze czego?” - Arya choć stała spokojna i jak zwykle niewzruszona z facjaty aż się gotowała ze złości. Przyszli tacy “prawie” na gotowe i wyjeżdżają do niej z gadką o powinnościach. Może Ahaba by to wzruszyło, bo ten miał jakiś kościec moralny, jednak Tarocistce los tych ludzi był obojętny. Tak samo jak ich uczucia.
- Nie zrobiliście tego, co ja uczyniłam rok temu, miesiąc, tydzień ani dzień. Nie znacie mnie ani moich pobudek, dlatego nie macie prawa rościć sobie względem mnie jakichkolwiek powinności. - mówiła cicho. Jej głos był pozbawiony agresji, choć czuć w nim było stanowczość - Chcecie odwetu? Proszę bardzo, Selma uciekła na pustynię - łapcie ją. Chcecie tej ziemi - bardzo dobrze, trzeba nią będzie się zająć, gdy meteoryt zostanie zniszczony. Niech wam się nie wydaje, że to, co planuję, to będzie koniec waszej opowieści. Nie... przed wami wiele lat na odwet i... pokutę. - spojrzała znacząco na mężczyznę. - Możesz mi jednak pomóc i jeśli zechcesz, sam podpalisz lont.

Buta w głosie tarocistki najpierw zadziwiła mężczyznę, lecz z czasem zdało się, że nabrał do Iskry respektu. Pozwolił jej skończyć i zbliżył się.
- Selmę dosięgnie sprawiedliwość, nie turbuj się o to. To prawda, że ciebie i nas ukształtowały różne sytuacje. Zdaje się jednak, iż słabo pojmujesz istotę naszej wiary. Nie jest ona bowiem rzeczą logiczną. Codzień przelewaliśmy własną krew, umęczaliśmy ciała oraz dusze. Kiedy człowiek jest bezsilny fizycznie, pozostaje mu tylko modlitwa. Lecz na tym świecie, gdzie wciąż dzieje się tyle krzywd, trzeba krzyczeć naprawdę głośno, aby została ona wysłuchana. I tak też robiliśmy. Nie chcemy, żeby ostatnie wersy naszego pacierza wypowiedziały usta nieznajomej.
Kot spojrzał na Aryę. Jego wzrok zdawał się sugerować zdanie w stylu “on tak naprawdę?”.
Zakonnik kontynuował. Tym razem zmienił jednak ton:
- Chcę, aby mnie zrozumiano, aczkolwiek nie szukam podziałów. W mieście przemoc panowała zbyt długo, zaś w twoich słowach wyczuwam mądrość. Ufam, iż zarówno twoja magia jak i obrazy, które mnie nawiedzają, to odbicia tych samych sił. Z naszego punktu widzenia są odległe, lecz ostatecznie spełniają wspólny cel. Dobrze więc. Pozwól mi pobłogosławić to miejsce oraz same ładunki. Skoro nie da się inaczej, niech to będzie moją oraz tego ludu konkluzją.
Arya przeniosła wzrok z kota na mężczyznę. Przekrzywiła przy tym głowę, jakby starając się zrozumieć o co mu chodzi. W końcu jednak wzruszyła ramionami.
- Niech i tak będzie. Byle szybko. - powiedziała.

Grupa zwarła się jeszcze bardziej, lecz nikt nie naruszył przestrzeni Aryi. Potem otoczono kamień tak ciasno, że przypominał on żywy, ludzki łańcuch. Mężczyzna z opaską wykorzystywał wąską przestrzeń między jego ludźmi, a kamieniem. Podchodził do każdej laski dynamitu, podnosił ją, wreszcie czynił bliżej niesprecyzowane ruchy dłońmi.
- Choć raz upadli, niegdyś wzniesiemy się wszyscy w jednej łasce. Błogosławię temu narzędziu i czynowi, któremu ma służyć.
Wierni zaczęli na powrót nucić swoją mantrę, zaś naczelny pokutnik kontynuował swój obchód.
- Uświęcający ból wskazał nam drogę. Jego moc jest potężniejsza niż miecz i proch.
Uklęknął na jedno kolano i głęboko schylił głowę. Dopiero wtedy wszyscy powoli odstąpili, schodząc na bezpieczną odległość. Spojrzenia rozmodlonych męczenników skupiły się teraz na Iskrze. Guru zabrał głos po raz ostatni. W jego głosie zaszła kolejna zmiana - jak gdyby na początku i końcu rozmowy był inną osobą.
- Byliśmy tutaj i staliśmy się częścią aktu. Wiedz, że mimo dzielących nas różnic oraz oglądów na sprawę, doceniamy, że to nam umożliwiłaś. Wskrześ ogień, kiedy będziesz gotowa.

Tarocistka, która czekała uprzejmie z kotem u boku, teraz tylko skinęła głową i nie czekając dłużej uderzyła krzemieniem o krzemień. W jej oczach odbiły się iskry ognia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline