Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2017, 21:24   #315
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
KONIEC ŚWIATA


- Ryszard Kocięba. - powiedział ten drugi bimbromanta wysłuchawszy całej przypowieści opowiadanej od tysięcy lat przy trunkach wyswys (wysokoprocentowych wyskokowych). Jego głos brzmiał trochę dziwnie, ale Ryszard nie zdołał zorientować się o co z tym chodziło.
- Pozostań chwilę i posłuchaj. - przemówił i ciągnął dalej - Nie wszystko tutaj jest takie na jakie wygląda. Rezydencja znajduje się na prawdziwym zadupiu zwanym również końcem świata, a przynajmniej prawie końcem świata, no bo do końca świata jest jeszcze sporo kilometrów (jak się jest w Sieradzu to trzeba jechać na Charłupię Wielką, potem Rowy, Kliczków Wielki, Kliczków Mały, Bukowiec, Brąszewice, Kuźniczka, Czajków, Muchy, Głuszyna i dopiero jest Koniec Świata!). - zanim Kocięba przypomniał sobie swe bimbromanckie wiedzy tajemne na temat Końca Świata istotnie leżącego gdzieś tam jak Łódź to już drugi bimbromanta odchrząknął i kontynuował - W tym miejscu jest skrzyżowanie różnych światów. Trzeźwości i pijaństwa. Dobra i zła. Porządku i chaosu, a nawet wódki i wina. Tutaj można uzyskać wyzwolenie, ale może to być cena wielkiej niewoli.

Do Bimbromanty powoli docierało, że ten drugi po prostu gra na czas. Mówi frazesy znane od wieków, ale hej suczki nie ze mną takie sztuczki. Ryszard Kocięba zajrzał do gotującej się w garze cieczy, a ta spojrzała w niego. Zrozumiał, że wtuleni we wciąż sączącą się muzykę lat 90. odwiedzali miejsca dostępne jedynie dla najbardziej napierdolonych ludzi tego świata. Powoli zresztą i umysł Ryszarda Kocięba zaczął pływać po nieskończonym morzu wódki.

-------------------------------------------------------------

I tyle widział i podsłuchał William Praudmoore wciąż stojący na korytarzu. Zapach jaki docierał do jego nozdrzy nie był aż tak potężny jak do stojącego nad garem Bimbromanty (no, z tym drugim bimbromantą, który wciąż nie przedstawił się, więc nazywajmy go... jakkolwiek, bimbromanta z małej litery?). Jednocześnie do Praudmoora podszedł jakiś człowiek szafa z jakimiś dresiarskim przydupasami. Typ wskazał Praudmoora palcem zapytał dość nieprzyjemnym tonem "kim kurwa jesteś i co tu robisz?"

-------------------------------------------------------------

A z kolei tego co działo się z Holiłudem nie widział i nie słyszał Ryszard Kocięba, choć przecież daleko go nie było. Przynajmniej ciałem, bo duchem i umysłem to trochę oddalił się. Muzyka przesłoniła wszystko, a i ten drugi bimbromanta zaczął śmiać się w dość hienowaty sposób.
- Nie pamiętasz mnie? - zapytał, ale jego głos był jakby oddalony. Prawda była taka, że Bimbromanta rzeczywiście nie pamiętał go. Nie wiedział kto to jest, a przecież wiedza bimbromandzka powinna zapewniać takie informacje. Kto jest kim i w ogóle. No, ale tym razem trzeba było wytężyć mózgownicę i przygotować się na falę totalnego złojenia się alkoholową falą.
 
Anonim jest offline