31-08-2017, 08:21
|
#42 |
| Shavri nie słyszał nigdy takiego łopotu. A kiedy się obrócił w kierunku źródła dźwięku nogi się po nim nie ugięły tylko i wyłącznie dlatego, że wsparł się na spróchniałej ławie, którą zamierzał dorzucić do ogniska. Zrobiło mu się zimno ze strachu. Puścił ławę i cofnął się za ognisko, jakby miało go ono zasłonić przed monstrum lecącym ku wieży, jednocześnie nieporadnie próbując ściągnąć łuk z ramienia. - Sune światłolica… - wychrypiał niemal bezdzwięcznie, ogłupiały ze strachu obrazem bestii, której mokra łuska odbijała się już od blasku płomienia, jaki wzniecili z Marvem. Młody Traffo naciągnął cięciwę zdrętwiałymi palcami. Wszelkie myśli wyszły mu z głowy. Nie rzucił się do ucieczki tylko dlatego, że zawładnął nim paraliżujący lęk. Gdzieś z tyłu głowy dobijały się łowieckie instynkty wpajane przez lata używania, ale na razie Shavriego w posiadanie wziął smok. Marv gapił się na nadlatujące stworzenie przez krótką chwilę. Nie żył długo, ale nauczył się już, że najpierw trzeba działać, a potem myśleć w takich sytuacjach. - Rusz się, za strażnicę! - pchnął Shavriego, starając się nie unosić jednakże głosu. Jakby tropiciel nadal nie chciał biec, zamierzał go pociągnąć i schować się za ścianą. Była szansa, że ta bestia ich jeszcze nie widziała. Mała, ale jednak. No i ściana tak czy inaczej dawała jakąś ochronę. Kiedy już do niej dotarł, zaczął przytraczać tarczę do ramienia. - A więc jednak smok - szepnął do siebie. - Musimy uderzyć razem! - dodał głośniej, na użytek tropiciela i barbarzynki. Shavri, który w końcu ochłonął, w czym pchnięcie bardzo mu pomogło, poszedł za jego poleceniem. Nie tylko przeniósł się bliżej strażnicy, ale też wycelował z łuku. Póki co bestia nie atakowała; zataczając krąg nad ruinami osady najwyraźniej starała się wypatrzyć intruzów. Wyrwany ze stuporu Shavri wypuścił w jej stronę strzałę, ale smok najwyraźniej jej nawet nie zauważył; zauważył natomiast płonny atak Jorisa, gdyż ryknął i skierował lot w stronę wieży. Z pewnością nie spodobał mu się człowiek tak blisko jego leża. Przeborka dostrzegła, że Joris zdążył schować się we wnętrzu chaty czarodzieja, lecz ta z pewnością długo nie wytrzyma smoczego oblężenia. - Marv, jeśli razem, to proponuję teraz! - rzucił, wskazując gryfem łuku kierującą się do wieży bestię. - Przeborka? Stojąca w drzwiach barbarzynka kiwnęła głową. Tymczasem Trzewiczek przycelował ze swojej magicznej kuszy przez okno strażnicy, a bełt poleciał smętnie w krzaki, nawet nie zbliżywszy się do kołującej gadziny, która nawet go nie zauważyła. - Czekać! - Marv wysyczał polecenie, podobnie jak w przypadku nieobecności poprzedniego dowódcy, łatwo wpadając w jego rolę. W takiej sytuacji nie zastanawiał się i nie analizował możliwych myśli innych o nim samym. - Nie może nas zauważyć jak będziemy na otwartej przestrzeni! Jak nie zniży zaraz lotu to strzelajcie, może skieruje uwagę na nas. Jak zaatakuje Jorisa i tamtych, to zbliżamy się do nich chowając za krzakami. Wyłuszczył swój słaby plan, ale nawet on nie potrafił zostawić grupy pracodawcy, niezależnie od tego kim byli. Z drugiej strony bieg tam w tym momencie wydawał się bardzo złym pomysłem, kołujący potwór na pewno ich zauważy. Mogli nie mieć z nim szans tak czy inaczej, lecz warto było przynajmniej zminimalizować straty. - A miał być tylko wielkości konia - mruknął pod nosem rudowłosy, starając się śledzić wzrokiem smoka. |
| |