Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2017, 13:05   #41
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Thundertree
Eleint, Śródlecie. Zmierzch

Grupa rozdzieliła się. Tori, Turmalina i Joris zostali w domku czarodzieja. Krasnoludka zasnęła, wymawiając się swoim stanem i potrzebą odnowienia zaklęć.
Przeborka poszła wypatrywać smoka z piętra strażnicy, a Marv z Shavrim usadzili się w domostwie, które kiedyś było gospodą “Brązowy Koń”, najbliżej wieży. Spora ilość spróchniałych ław, beczek i stołów stanowiła dobry zapas opału na planowane przez Marva ognisko. Mężczyźni przywlekli jeszcze trochę w miarę suchych resztek mebli z innych domostw i dzięki temu uzyskali stos jak na - nie przymierzając - dorzynki czy inne wielkie święto.
Przy okazji Shavriemu udało się znaleźć trop niziołka prowadzący w stronę ich obozowiska przy trakcie. Najwyraźniej Trzewiczek dał nogę nie informując przy tym reszty o swoich planach.

Czas mijał, wiatr rozgonił chmury i wyszło słońce, a gdy minęło południe znów zaczęło padać. Oczekiwanie było nudne, nużące i wyczerpujące psychicznie, a suchy prowiant rozdany przez kapłankę Selune nie zaspokoił głodu tak dobrze jak zrobiłyby potrawy przygotowane w kociołku Zenobii. Powoli zapadał wieczór; przez niepogodę i leśny cień wydawało się zresztą, że jest o wiele później niż w rzeczywistości. Marv uznał, że to idealny moment by rozpalić ognisko i wraz z Shavrim zaczęli układać stos drewna na zewnątrz. Nikt nie poddał w wątpliwość faktu czy smok zainteresuje się akurat dymem nad lasem; ot, pomysł dobry jak każdy inny. I na tym zajęciu zastał ich Trzewiczek.

Nie tak łatwo wypatrzeć przedstawiciela niziołczej rasy, zwłaszcza gdy zadziera się głowę, patrząc w niebo, a Trzewiczek w dodatku, zważywszy na ewentualną obecność smoka, poruszał się dość cicho i krył się w zaroślach i za murkami. Jednak to nie przed nimi starał się ukryć. Dojrzeli go w końcu, gdy klucząc wśród krzaków, wyciągał szyje w stronę wieży. Był prawie cały mokry od deszczu, przez co jego włosy poskręcały się jeszcze bardziej. Niziołek zostawił swój fantazyjny kapelusz pod opieką Zenobii, zaś na ramiona narzucił plecak. Bardzo apetycznie pachnący plecak. Kuchnia Zenobii była niczego sobie, a po suchych racjach każde ciepłe danie było rarytasem. Marvowy ogień zdawał się być bardzo na czasie. Bohaterowie, słysząc głos Stimiego, wystawili głowy ze swoich kryjówek.

I tak zastał ich smok. Nie wiadomo, czy przywabiony świeżo rozpalonym ogniem, zapachem jedzenia, czy po prostu wracał na noc do swojego leża. Szum jego skrzydeł najpierw zlał się dźwiękiem deszczu; dopiero po chwili ostrzegawczy gwizd Przeborki sprawił, że wszyscy zadarli głowy, choć w pierwszej chwili nie każdy zdołał wypatrzyć go na tle drzew i pochmurnego nieba. Od łba do ogona miał z pięć, może sześć metrów i w locie poruszał się dużo szybciej niż ktokolwiek oczekiwał.


Wypatrzywszy humanoidalne sylwetki na tle trzaskającego ognia ryknął entuzjastycznie i rzucił się w ich stronę.


 
Sayane jest offline  
Stary 31-08-2017, 08:21   #42
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Shavri nie słyszał nigdy takiego łopotu. A kiedy się obrócił w kierunku źródła dźwięku nogi się po nim nie ugięły tylko i wyłącznie dlatego, że wsparł się na spróchniałej ławie, którą zamierzał dorzucić do ogniska.
Zrobiło mu się zimno ze strachu. Puścił ławę i cofnął się za ognisko, jakby miało go ono zasłonić przed monstrum lecącym ku wieży, jednocześnie nieporadnie próbując ściągnąć łuk z ramienia.
- Sune światłolica… - wychrypiał niemal bezdzwięcznie, ogłupiały ze strachu obrazem bestii, której mokra łuska odbijała się już od blasku płomienia, jaki wzniecili z Marvem. Młody Traffo naciągnął cięciwę zdrętwiałymi palcami. Wszelkie myśli wyszły mu z głowy. Nie rzucił się do ucieczki tylko dlatego, że zawładnął nim paraliżujący lęk. Gdzieś z tyłu głowy dobijały się łowieckie instynkty wpajane przez lata używania, ale na razie Shavriego w posiadanie wziął smok.

Marv gapił się na nadlatujące stworzenie przez krótką chwilę. Nie żył długo, ale nauczył się już, że najpierw trzeba działać, a potem myśleć w takich sytuacjach. - Rusz się, za strażnicę! - pchnął Shavriego, starając się nie unosić jednakże głosu. Jakby tropiciel nadal nie chciał biec, zamierzał go pociągnąć i schować się za ścianą. Była szansa, że ta bestia ich jeszcze nie widziała. Mała, ale jednak. No i ściana tak czy inaczej dawała jakąś ochronę. Kiedy już do niej dotarł, zaczął przytraczać tarczę do ramienia.
- A więc jednak smok - szepnął do siebie. - Musimy uderzyć razem! - dodał głośniej, na użytek tropiciela i barbarzynki. Shavri, który w końcu ochłonął, w czym pchnięcie bardzo mu pomogło, poszedł za jego poleceniem. Nie tylko przeniósł się bliżej strażnicy, ale też wycelował z łuku. Póki co bestia nie atakowała; zataczając krąg nad ruinami osady najwyraźniej starała się wypatrzyć intruzów. Wyrwany ze stuporu Shavri wypuścił w jej stronę strzałę, ale smok najwyraźniej jej nawet nie zauważył; zauważył natomiast płonny atak Jorisa, gdyż ryknął i skierował lot w stronę wieży. Z pewnością nie spodobał mu się człowiek tak blisko jego leża. Przeborka dostrzegła, że Joris zdążył schować się we wnętrzu chaty czarodzieja, lecz ta z pewnością długo nie wytrzyma smoczego oblężenia.
- Marv, jeśli razem, to proponuję teraz! - rzucił, wskazując gryfem łuku kierującą się do wieży bestię. - Przeborka?
Stojąca w drzwiach barbarzynka kiwnęła głową. Tymczasem Trzewiczek przycelował ze swojej magicznej kuszy przez okno strażnicy, a bełt poleciał smętnie w krzaki, nawet nie zbliżywszy się do kołującej gadziny, która nawet go nie zauważyła.
- Czekać! - Marv wysyczał polecenie, podobnie jak w przypadku nieobecności poprzedniego dowódcy, łatwo wpadając w jego rolę. W takiej sytuacji nie zastanawiał się i nie analizował możliwych myśli innych o nim samym. - Nie może nas zauważyć jak będziemy na otwartej przestrzeni! Jak nie zniży zaraz lotu to strzelajcie, może skieruje uwagę na nas. Jak zaatakuje Jorisa i tamtych, to zbliżamy się do nich chowając za krzakami.
Wyłuszczył swój słaby plan, ale nawet on nie potrafił zostawić grupy pracodawcy, niezależnie od tego kim byli. Z drugiej strony bieg tam w tym momencie wydawał się bardzo złym pomysłem, kołujący potwór na pewno ich zauważy. Mogli nie mieć z nim szans tak czy inaczej, lecz warto było przynajmniej zminimalizować straty.
- A miał być tylko wielkości konia - mruknął pod nosem rudowłosy, starając się śledzić wzrokiem smoka.
 
Sayane jest offline  
Stary 31-08-2017, 10:07   #43
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha uparła się by zostać przy śpiącej krasnoludce. Wytłumaczeniem było: ogólne zmartwienie jej stanem zdrowia. Prawda była jednak taka, że nie chciała przebywać w towarzystwie ludzi nią gardzących. Ot… wystarczyło na dziś komplikowania sobie stosunków między drużynowych. Melune postanowiła pokornie wbić wzrok w ziemię pod sobą i robić swoje. Czyli leczyć, chronić, wspierać… i milczeć. W tym była dobra i jeszcze w pielęgnowaniu ogrodu.
Jak to się stało, że aktualnie stała w oknie i wyglądała w pochmurne niebo? Sama do końca półelfka nie była pewna, ale… usłyszała i gwizd i łopot skrzydeł, a później zobaczyła smoka.
- Dobrzy bogowie miejcie nas w swojej opiece jakie to wielkie bydle… - pomyślała, nieświadomie wypowiadając swoje obawy na głos. Cofnęła się o krok od nieszczelnej ramy, blednąc na swym zawsze ciemnym licu.
Co teraz? Co robić? On leci… oni stoją. On jest coraz bliżej… Jakie ma zamiary? Jest zły, czy dobry? Zieje ogniem, czy kwasem?
Przerażona kapłanka podeszła do śpiącej kobiety i zaczęła ją szarpać za ramię, a nawet okładać po twarzy co by prędzej się zbudziła, co też uczyniła, klnąc na czym świat stoi.
Nie byli tu bezpieczni. Musieli się ratować.

- Niech to - jęknął myśliwy widząc, że kolejny ich plan spełzł na niczym. Nie udała się ani pułapka z podłogą, ani zwabienie smoka do wieży, gdyż przyleciał ledwie zaczęli rozpalać “wabiące” ognisko. Joris coraz mocniej się zastanawiał co właściwie może się udać teraz, gdy się rozdzielili. Posłał w kierunku bestii strzałę, ale grubo minął się z wielkim łuskowatym przeciwnikiem, który zaczynał zataczać koło nad wsią niczym sęp nad padliną. I myśliwy naprawdę poczuł strach. Że sprowadził tu siebie, Torikhę i tych wszystkich ludzi na śmierć. Mimo to usilnie starał się nie stracić głowy i wycofał się do ukochanej. Tori dobudzała Turmalinę… I jej widok jakoś podziałał na niego pokrzepiająco.
- Musimy się kryć póki gad gdzieś nie siądzie - rzucił wyglądając przez wąskie okienko domu - I modlić się by bestia nie zaczęła plwać na domy z powietrza.
Niestety gadzina najwyraźniej zauważyła atak Jorisa lub jego ucieczkę, gdyż z rykiem skierowała się w stronę swojego leża i zniknęła myśliwemu z oczu.
Selunitka była w połowie przygotować do walki lub walecznej ucieczki. Cała jej sylwetka lśniła znanym, księżycowym blaskiem tak jak wtedy podczas oczyszczania kopalni z nieumarłych.
- Musimy co? O nie…musimy to uciekać, a nie się chować… widziałeś jaki jest wielki? Te nasze strzały to jak zadry dla niego… choćbyśmy i 300 wypuścili w powietrze to on i tak ich nie zauważy.
Turmalina zamiast gadać zajęła się przygotowywaniem zaklęć. Skoro już zdecydowała się tutaj być to nie miała zamiaru uciekać z podkulonym ogonem. Gdy smok znów znalazł się w zasięgu wzroku uwolniła czar, tworząc potężny bazaltowy walec, który pomknął w stronę młodego smoka uderzając go z pełną siłą. Zaklęcie zraniło gada, lecz nie zdołało zrzucić go na ziemię. Smok wydał z siebie wściekły ryk i przysiadł na szczycie baszty niby kura na grzędzie, chwilę drepcząc po osypujących się kamieniach dla zachowania równowagi. Kolejny wściekły ryk sugerował, że przy okazji dojrzał brak swego legowiska.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 04-09-2017, 15:19   #44
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Awanturnicy tkwili ukryci wśród zabudowań. Mimo szczegółowych planów i burzliwych dyskusji na temat tego co stanie się gdy spotkają smoka chyba nikt na prawdę nie wierzył, że w Thundertree rezyduje przedstawiciel tego rzadkiego gatunku. A nawet gdy już znaleźli skarb i wyraźne ślady bytności gada to mimo wszystko nadal nikt nie potrafił sobie wyobrazić grozy konfrontacji z takim przeciwnikiem. Teraz nikt nie miał ochoty ani rozmawiać z gadem, ani z nim walczyć, skoro jeden niedbały cios pazura mógł rozpłatać człowieka na pół. Choć gdy tak siedział na szczycie wieży maga widać było, że o rozmiarze smoka stanowiły głównie skrzydła i ogon; tułów nie był aż tak wielki. Mimo wszystko stwór nadal był przerażającym przeciwnikiem; no i jakoś się trzeba było do tego tułowia dostać.
- Oszalałaś! - Tori straciła na chwilę zimną krew piejąc zupełnie jak Kurmalina na Turmalinę, która zaatakowała gada. - Ona oszalała! - zawołała do Jorisa i wtedy cofnęła się o krok, zakrywając dłonią usta.
Kapłanka pierwszy raz w życiu tak bardzo się bała o swoich bliskich. Duży udział mógł mieć w tym fakt, że pierwszy raz takowych miała. Pyskata krasnoludka i gadatliwy myśliwy. Byli tu razem z nią… a obok wielka jaszczurka być może planowała na nich zemstę za zniszczenie leża.
Selunitka podeszła do Jorisa i przytuliła go, postanawiając walczyć do utraty sił.
- Musimy znaleźć jego słaby punkt… i tam uderzyć. Gdzieś musi mieć delikatniejszą łuskę, którą łatwo się przebije - odezwała się bardzo cicho, odsuwając od mężczyzny.

Shavri tak jak Przeborka usłuchał Marva i zamarł w miejscu przyczajony. Wszystko w nim jednak wrzeszczało, żeby natychmiast iść towarzyszom w sukurs.
Nie odrywał oczu od smoka. Wydawało mu się to bardzo dziwne i niepokojące, że coś tak wielkiego z taką gracją unosiło się w powietrzu i nawet zaatakowane, zachowało na tyle równowagi, aby się nie uszkodzić. Być może wielkości dodawały mu skrzydła - wciąż widoczne na tle wieczornej szarówki nieba.
Z miejsca, w którym kulił się, widział, jak smok opada na wieżę po silnym ciosie, jaki otrzymał niewiadomo skąd.
- Teraz? - zapytał Marva spokojnie. Zaschło mu w ustach.

Marv pokręcił głową na pytanie Shavriego.
- Nie dostaniemy go kiedy siedzi tam na górze - wyszeptał. Ściskając w dłoni włócznię, nie miał pojęcia co mógłby zrobić. - Jeśli zacznie ziać na tamtych z odległości, musimy go zwabić tutaj. Na otwartej przestrzeni nie mamy z nim szans. Wątpię, by twoje strzały coś pomogły.
Przez przedwczesne zawalenie się wieży, ich możliwości walki z umiejącym latać stworem były bardzo ograniczone. Rudowłosy, w razie gdyby smok nie zamierzał zejść, chciał zwabić go do nich, chowając się za co solidniejszymi budynkami. I tak pozostawała im wtedy tylko ucieczka w rozproszeniu. Ci co ją przetrwają będą mogli pomyśleć nad lepszym planem ściągnięcia bestii na ziemię.
Shavri sapnął. Patowa sytuacja mogła trwać bez końca, ale nie zamierzał działać wbrew Marvowi. Natomiast bez słowa odpiął od pasa róg i pokazał go Hundowi

Tymczasem smok ani myślał schodzić na ziemię, najwyraźniej bardzo wkurzony stanem swojego leża, bo co i rusz zaglądał to do środka, to rozglądał się wokoło, a obsypujące się z muru kamienie nie pozwalały mu się spokojnie usadzić. Za to Turmalina wykorzystując chwilę nieuwagi selunitki wysunęła się przez uchylone drzwi pomiędzy budynkami i przycelowała taranem w smoczy ogon. Kąt uderzenia nie był dobry, ale udało jej się trafić gadzinę, spychając ją z czubka wieży. Smok niezgrabnie załopotał skrzydłami, próbując wznieść się do lotu, po czym runął w krzaki za domkiem. Zorientowawszy się co się stało Tori podbiegła do okna (zostawiając krzyczenie na Turmi na potem) i strzeliła świętym blaskiem w stronię gada - bez większego efektu.
- Teraz! - syknął Marv i pochylony, korzystając z dostępnych osłon, ruszył w stronę wieży, starając się mieć blisko siebie przynajmniej kilka drzewek i krzaków.
Shavri i Przeborka poszli za nim natychmiast jak cienie. Shavri warknął jak ogar spuszczony ze smyczy i całą siłą woli zmusił się, by nie szarżować. Zresztą wśród krzaków i jeżyn i tak nie miałby możliwości.

Trzewiczek, który znalazł się wraz z bohatyrami zupełnie przypadkiem w tym samym pomieszczeniu nie czuł się jakoś na siłach by biec na wielkiego, wściekłego smoka, ale dobrze życzył innym. Do głowy przychodziły mu różne przedmioty, które mógłby stworzyć specjalnie pod walkę ze smokiem, ale na to było już za późno, zresztą ani teraz, ani wcześniej nikt specjalnie nie interesował się tym co ma do zaoferowania. Chyba to nie było miejsce dla niego. Nie zarobi tu wiele, a tylko zginąć można. Stimy ostrożnie wyjrzał przez drzwi, by zobaczyć co tam się dzieje.

Grupa Marva tymczasem dobiegła do gadziny, która stała już prosto na łapach, i ruszyła do ataku. Przeborka cięła potężnym ciosem znad głowy, krzycząc przy tym głośno. Pechowo jednak miecz ześlizgnął się po łuskach, nie czyniąc smokowi krzywdy. Marv cisnął włócznią, która wbiła się w smoczy bark. Rozwścieczony potwór ryknął, nabrał powietrza i zionął na awanturników chmurą kwaśnego oddechu. Stojący najdalej, z łukiem Shavri uniknął trującego oparu, lecz Marv i Przeborka poczuli jak kwas wżera się w ich odzież i skórę, choć efekt nie był tak przerażający jak się tego spodziewali.
- Z kilku stron go! - krzyknął Marv, nie zamierzając marnować drugiej włóczni do rzutu. Zamiast tego zamierzał się zbliżyć i pchnąć swoim najlepszym orężem prosto w szyję bestii. Lub zad, zależnie do kogo się obróci, bowiem rudowłosy ruszył do ataku dokładnie z przeciwnego kierunku co Przeborka. W tej chwili nie myślał nad tym, z czym walczy. Teraz, zasłaniając się tarczą, miał nadzieję po prostu zwyciężyć.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-09-2017 o 15:34.
Sayane jest offline  
Stary 04-09-2017, 17:21   #45
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
rezerwa taktyczna
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 06-09-2017, 09:50   #46
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Thundertree
Eleint, Śródlecie. Zmierzch


Drużyna rzuciła się na młodego smoka, otaczając go ze wszystkich stron - przynajmniej w miarę możliwości, ograniczonych przez budynki i częściowo stratowane krzaki. Na zmianę to pudłując, to zadając celne ciosy awanturnicy flankowali gada, instynktownie zostawiając frontalny atak Przeborce, toteż na niej skupiła się cała wściekłość tego rzadkiego stworzenia. Wystarczył jeden celny atak zębami i pazurami by barbarzynka ledwo trzymała się na nogach. Mimo to walczyła dalej i w końcu ciężko ranny gad poddał tyły. Zmachał skrzydłami i powoli wzniósł się w powietrze, dając humanoidom okazję do kolejnych ciosów. Nawet bezczynnie czający się do tej pory w strażnicy Trzewiczek zdecydował się działać i posłał zaczarowany bełt prosto w lewą łapę wroga.

Teraz smok w niczym nie przypominał tego majestatycznego stworzenia, które ciekawsko kołowało nad Thundertree. Jego lot był niezgrabny, a skrwawione boki ciężko unosiły się i opadały w rytm chrapliwego oddechu. Mimo to gdy już nabrał wysokości zaczął oddalać się zaskakująco szybko; na tyle by broń maluczkich nie mogła go już dosięgnąć. Mimo to Przeborka zebrała resztki sił i z wściekłym wrzaskiem cisnęła za gadem mieczem. I choć wydawało się, że nie ma szans by ciężko ranna barbarzynka zdołała nadać tak ciężkiej broni odpowiedniego pędu, to jednak trafiła! Dwuręczny miecz ze świstem przeciął powietrze i wbił się głęboko w ciało gada. Smok machnął jeszcze kilka razy skrzydłami, po czym runął między drzewa.

Przeborka również upadła, osłabiona od kwasu i licznych ran zadanych zębami i pazurami gada. Zaraz podbiegła do niej Torikha, a dłonie półelfki niemal lśniły od uzdrowicielskiej mocy. Marv również potrzebował pomocy, choć w jego przypadku nie było to tak pilne. Reszta awanturników chwilę jeszcze patrzyła w stronę, gdzie spadł smok, ale w półmroku nic już nie było widać. Tylko Shavriemu wydało się, że gdzieś z oddali słyszy trzask łamanych gałęzi. A może to był tylko trzask dopalającego się ogniska?


 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2017, 17:03   #47
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
To jest niesamowite, jak trudno jest trafić w tak wielkie stworzenie, które się na dodatek z początku gramoli się po upadku na ziemię. Drugi strzał Shavriego frustrował go bardziej od pierwszego. Rozsądek jednak nakazywał stać i celować. Nawet pomimo tego, że naciąganie cięciwy za każdym razem wydawało się niestety skrajną bezradnością w obliczu zielonej bestii, która całą swoją furię wyładowała na Przeborce. Shavri w rozpaczy opuścił łuk, gotów do zmiany broni i biegu na bestię, ale wtedy po ciosie Jorisa i ataku - nieudanym sądząc po stukocie łuski - Marva, smok… rozłożył z łopotem swoje potężne skrzydła.
- Jeszcze czego - szepnął Shavri, naraz czując ulgę, że smok nie pastwi się już nad barbarzynką. Natychmiast podniósł swoją broń, wycelował, unosząc grzbiet łuku w ślad za wznoszącą się bestią i strzelił. Podmuch wiatru ze smoczego skrzydła zniósł strzałę na lewo. Dobrze jednak, że tropiciel wciąż patrzył na smoka, bo gdyby nie widział na własne oczy tego, co wydarzyło się za chwile, nigdy by w to nie uwierzył.

Przeborka ledwo podniosła się po chybionym ciosie; poraniona, poparzona, ze zmęczeniem i krwią zalewającą jej oczy nie miała siły nawet stać, co najwyżej klęknąć. Jak przez mgłę widziała podnoszący się z ziemi olbrzymi kształt; uderzenie wiatru, jaki wywołał smok swoimi skrzydłami, nieomal nie wywróciło jej ponownie na zadeptaną ziemię. Ich przeciwnik odlatywał! Uciekał, nie dając szansy go ścigać, a kto wie, czy nie powróci znów, tym razem silniejszy i bardziej zdeterminowany? Taka walka - to wiedziała - musiała toczyć się do końca. Jej lub wroga.
Zebrała w sobie resztkę sił, napędzając się płonącym wewnątrz gniewem, że oto umyka im możliwość zdobycia chwały pogromców wielkiego gada. Gwałtownie podniosła się z klęczek, niczym żaba skacząca na siedzącą zbyt daleko muchę: korzystając z pędu, jaki nadał jej ten ruch, wyrzuciła przed siebie, potężnym zamachem znad głowy, swój dwuręczny miecz, celując w brzuch majaczącego nad nią smoka - a potem, nie kontrolując już zupełnie przemęczonych mięśni, runęła na twarz jak marionetka, której ktoś nagle odciął sznurki. Oby tylko Ojciec Walki prowadził jej oręż... bo sama efektu rozpaczliwego rzutu nie widziała. Świat pochłonęła czerń i czerwień, głosy towarzyszy gdzieś odpłynęły, a rany zaczęły nagle mocniej boleć i krwawić, jakby wojowniczkę w końcu bezlitośnie dopadło to wszystko, co przyjęła na siebie w walce z gadem.
Marv nie mogąc już dosięgnąć przeciwnika, odrzucił magiczną włócznię i sięgnął za plecy po zwyczajną, gotów cisnąć nią w bestię. Nie zdążył, obserwując w osłupieniu jak brocząca krwią Przeborka z nadzwyczajną siłą ciska mieczem i trafia smoka. Ten zaczął spadać, więc rudowłosy ponownie podniósł swoją broń.
- Dobry rzut - skomentował krótko w stronę kobiety, zanim zwrócił się do Jorisa. - Musimy to wykorzystać.
Stwór mógł nie mieć siły latać, ale ciągle miał także nogi. Ranny i na ziemi stanowił o wiele mniejsze zagrożenie i należało pójść za ciosem. To jednak nie Hund dowodził.
- Chwileczkę… - Tori otarła pot z czoła i oderwała na chwile zmartwione spojrzenie od barbarzynki, skupiając je na młodym wojowniku. - Nie puszczę cie w las z ranami.
Przechodząc przez gruzowisko i zrębowisko krzaków, nałożyła dłonie na rany rudowłosego mężczyzny, które zasklepiły się pod jej świetlistym dotykiem.
- Zostanę tu z nią… - oznajmiła po chwili wskazując na ranną kobietę.
Shavri podszedł do nich już z naręczem 5 pochodni.
- Smokobójczyni - pozdrowił Przeborkę z ukłonem. Po czym zwrócił się do myśliwego: - Jorisie jestem za tym, żebyśmy poszli za nim nawet po ciemku. - powiedział spokojnie. - Obaj wiemy jak się tropi, a wszyscy widzieliśmy w którą stronę leciał. Jest tylko jedno pytanie, czy to bezpieczne zostawiać tu Torikę z ranną Przeborką same nawet na te kilka świec.
- Nie zostaną same - powiedział Trzewiczek, który jak zwykle wyrósł nie wiadomo skąd. W jego głosie rozbrzmiewała duma, wszak przyczynił się właśnie do pokonania smoka. - Możecie być spokojni. Mogę też pomóc w leczeniu - spojrzał na Tori.
Kapłanka uśmiechnęła się do wyznawcy Sune, po czym poklepała się po rękojeści sejmitaru. - Dajże spokój, nie jestem aż tak bezużyteczna… - Nie przerywając pokrzepiającego uśmiechu, wróciła do rannej, by czym prędzej obdarzyć ją cząstką łaski Selune, która miała ukoić jej ból.
- Jeśli ktoś tu będzie w niebezpieczeństwie to nie Rika, a truposze i te drzewołaki - zaśmiał się Joris wyraźnie zmęczony, ale i zadowolony z efektu smoczej potyczki. Co prawda Przeborka, której Phandalin teraz wiele zawdzięczało, mocno broczyła krwią i wyglądała oględnie rzec ujmując źle, ale myśliwy wiedział już, że nie z takich objęć śmierci, kapłanka potrafiła wydrzeć duszę - Idziemy we trójkę za smokiem. Żywo! Bo ten rzut na marne pójdzie…
Co zarządziwszy ruszył z morgenszternem w zarośla. Toporek odzyska później…

Zignorowany przez wszystkich niziołek wzruszył ramionami i wrócił do budynku po plecak. Nie chciał przeszkadzać kapłance. Przy ognisku wyciągnął jego zawartość i postanowił zagotować wodę do obmycia ran, o ile tylko Zenobia mu ją spakowała.
 
Drahini jest offline  
Stary 10-09-2017, 20:18   #48
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Trójka wojowników ruszyła z pochodniami w las by wytropić smoka. “Tropienie” było tu nieco przesadnym stwierdzeniem; smok leciał w linii prostej omijając wszelkie spowalniajace go przeszkody, podczas gdy ludzie musieli przedzierać się przez chaszcze, omijać wiatrołomy i głębokie parowy. Tak na prawdę więc bohaterowie szli w prawdopodobnym kierunku upadku smoka mając nadzieję, że wypatrzą gada w ciemnym lesie. Czy też raczej zwalone przez jego upadek drzewa. Tropicielom szybko zaświtało, że nie bez powodu młody smok wybrał las zamiast gór na swoją siedzibę; zielonkawy kolor pozwalał mu wtopić się w otoczenie. Zwłaszcza w nocy. Pozostawało mieć nadzieję, że spadając gad skręcił kark, nie uciekł i nie będą musieli łazić po nocy bogowie wiedzą jak długo.

Gupa pod wodzą Jorisa ruszyła na północ, prąc ostrożnie przez mroczny las. Jedynymi śladami wycinki prowadzonej przez drwali z Thundertree były gęste krzaki, przez które trudno było przejść i smokobójcy szybko stracili poczucie kierunku, choć chwilami Marv słyszał echo czegoś dużego przedzierającego się przez krzaki. Nadzieja na szybką śmierć gada okazała się więc płonna.
Gdy po dłuższym czasie skręcili w inną stronę ponownie nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. W ciemności nie mogli znaleźć miejsca upadku smoka, mimo że na pewno byli już bliżej, gdyż wszyscy słyszeli trzask łamanych gałęzi. Mimo to smok znacznie wyprzedzał swoich prześladowców i mimo rozmiarów poruszał się szybciej od nich. Gdy wreszcie znaleźli miejsce upadku gada dawno już tam nie było; zostały tylko ślady krwi i pas zniszczonej zieleni. Joris skupił się, spoglądając na kierunek, który obrał smok. Może był to przypadek, ale wydawało mu się, że gad zmierza w stronę zamku Cragmaw.

- Gdzieżby indziej... - mruknął myśliwy spoglądając na szlak przejścia jaki w dzikich zaroślach zostawił po sobie smok.
Wahał się przez chwilę po czym zarządził powrót do pozostałej pod smoczą wieżą reszty drużyny.
- Wracamy.
Shavri kiwnął głową.
Tyle w tym było dobrego, że gad postanowił ruszyć w dzicz, a nie w stronę drogi i ich obozowiska gdzie pozostawili samą mateczkę Zenobię. Co nie zmieniało faktu, że nadal zimny dreszcz, który poczuł wtedy w wieży znów przeszył mu skórę i chłopak otulił się ciaśniej płaszczem.
- Rozumiem, że wiesz gdzie zmierza? - Mav zmierzył tropiciela spojrzeniem. - Przeborka nie będzie zachwycona, nigdzie nie widziałem jej miecza - uśmiechnął się kwaśno.
- Zdaje się, że do zamku Cragmaw - odparł myśliwy - To ruina w środku lasu na wschód stąd. Będzie prawie dwa miesiące jak oczyściliśmy ją z goblinów.
Miecza rzeczywiście on również nigdzie nie zoczył. Ale jeśli brzeszczot magiczny był to gad zapewne go nie wyrzuci.
Myśliwy obejrzał się na nadtrawione kwasem ubranie rudzielca.
- Nie tak to wszystko poszło, jak miało, co?
- Mogło być znacznie gorzej - wzruszył ramionami Marv. - Poszukamy miecza jutro, a moje ubranie na niewiele się już zda, ale większość zatrzymała zbroja. Krasnoludzka robota, nie rozpuści się tak łatwo.
- Może i krasnoludzka - stwierdził Joris - Ale na Zenobię to może być za mało.
Rudowłosy zamrugał zdziwiony, kilka uderzeń serca minęło, zanim pojął o kim Joris mówił.
- A co ona ma do tego? Czemu właściwie ją zabrałeś?
Tak jak w odpowiedzi na pierwsze pytanie myśliwy zaśmiał się zupełnie niewymuszenie, tak na drugie to on tym razem wzruszył ramionami.
- Matka zawsze mówiła, że nigdy nie będzie się na wszystko gotowym. Jakoś… mi się to przypomniało jak ją zobaczyłem. Pewnie dlatego zdała mi się odpowiednia do wyprawy na smoka.
- Przestań - Marv próbował zachować poważną minę. - Teraz mam w głowie sposoby, w jakie mogłaby próbować pokonać smoka swoimi… no wiesz… metodami.
Shavri uśmiechnął się pod nosem, ale nie odezwał się. Znaczył tylko drzewa mieczem, coby rano łatwiej było znaleźć ścieżkę do miejsca, w którym smok spadł z nieba.

 
Sekal jest offline  
Stary 11-09-2017, 15:45   #49
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha odprowadziła wzrokiem mężczyzn, po czym pomogła barbarzynce przenieść się w bardziej osłonięte miejsce. Turmalina podreptała za nimi, sarkając na tchórzliwe gady i jeżyny tragające eleganckie sukienki. Stanie w deszczu na środku gruzowiska w nawiedzonej przez nieumarłych okolicy, nie należało do najlepszych pomysłów, toteż kapłanka poprowadziła je obie do domku maga.
- A ten niziołek gdzie się podział? Znowu go wcięło i nawet nie zauważyłam kiedy zniknął… - Półelfka chciała jakoś rozładować atmosferę, która od ostatniej ich “rozmowy” ścięła powietrze w formę gorzkiego kisielu.
W środku budynku odpaliła pochodnię, którą wetknęła w specjalne ku temu miejsce na ścianie.
Następnie wypakowała wszystkie swoje medykamenty i przybory i zdejmując opancerzone rękawice z karwaszami, zakasała rękawy.

- Pozwól, że cie teraz dokładniej opatrzę i obmyję z kwasu. Te rany nie mogą zbyt długo czekać. - Podchodząc do wojowniczki, zabrała się za skrupulatne odziewanie jej z rynsztunku i strzępów ubrania, obmywając ją wodą, zasypując antyseptycznymi talkami, nacierająć kojącymi maściami i łagodzącymi tonikami, by w końcu obandażować kobietę jak mumię.

Wtedy właśnie Trzewiczek przydreptał z kociołkiem wody, zauważywszy że w zasadzie już po wszystkim westchnął cicho.
- Przyniosłem trochę wody, postoi sobie. - Stimy odstawił jeszcze gorący kociołek i stanął nad mumią. - Będzie żyć? To dobrze. Zajmę się swoimi sprawami, ale jakbym był potrzebny wołaj!

Trzewiczek odbiegł w podskokach, a po chwili wrócił, z plecakiem. Usiadł gdzieś w kąciku i zaczął przeglądać jakieś papiery i gryzmolić węgielkiem.
- Właściwie to może mógłbyś mi pomóc, pozbyć się kwasu z jej zbroi i ubrań? - spytała szpiczasto ucha, pracując wokół Przeborki jak pszczółka przy konwalii.

Niziołek spojrzał znad bliżej nieokreślonych notatek na zabrudzone przedmioty wojowniczki. Uśmiechnął się w trochę dziwny sposób.
- Jasne!

Stimy z początku faktycznie z ochoczą werwą wziął się za czyszczenie, nawet polerowanie i łatanie, choć z ostatnim był trochę problem bo nie miał materiału, ale rozejrzał się po okolicznych chatach w poszukiwaniu prześcieradeł i podobnych rzeczy, by przynajmniej te najgorsze dziury połatać.
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo od jakiego czasu, ale Tori musiała spuścić go z oka na trochę zbyt długo! Gdyby spojrzała nań teraz, zobaczyłaby go z jego charakterystycznymi goglami na nosie i chytrym, acz sympatycznym uśmieszkiem. Stimy przy pomocy dziwnych narzędzi i zakreślając co jakiś czas coś w papierach gmerał z radością przy lewym bucie Przeborki.

Nie tylko niziołek znalazł się we własnym świecie, bo pogrążona w pracy półelfka, zdawała się być niemal całkowicie nieświadoma, co działo się w około. Zupełnie jakby świat ograniczał się teraz do poparzeń i opatrunków.

Tak właśnie zastali ich wyłaniający się na powrót z zarośli Shavri, Marv i Joris. Cała trójka oklejona rzepami, pajęczynami i z minami jasno mówiącymi o efekcie poszukiwań.
- Zwiał - stwierdził Joris co patrząc na nich nie było właściwie potrzebne - Musimy jak najprędzej wydobyć z wieży co się da i wracać do Phandalin.
Tori potaknęła w zadumie, ale nic nie odpowiedziała, ciesząc się jednak, że myśliwemu nic nie było. Mogła w ten sposób zachowaną łaskę, przeznaczyć na doleczenie barbarzynki.

Niziołek spojrzał znad Vigogli, chowając but za plecami.
- Szkoda, mógłbym zrobić z niego kilka przydatnych rzeczy. To idźcie, idźcie odkopać ten wasz skarb. Radzimy tu sobie. Aha! Pamiętajcie, że jakby było tam coś magicznego to mogę odczytać zawartą magię prawie za darmo!
- A ja upewnię się że ani jedno złotko tam nie zostało
- powiedziała Turmi już szykując się do rzucania czarów wykrywających kosztowności. Zasadniczo złoto nigdzie nie uciekło, lecz wygrzebanie go spod kamieni i belek tworzących dawne leże smoka mogło zając kilka godzin.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 11-09-2017, 18:10   #50
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri nie brał udziału w rozmowie Marva z Jorisem, ponieważ wspominał własną, którą przeprowadzili wspólnie z rudowłosym jeszcze zanim nadleciał smok. Nie zdarzyło im się tak rozmawiać w zasadzie nigdy, a bogowie wiedzą, że przepaść między ziała dość spora.
Nim jeszcze wyszli zapalić wspólnie ognisko, wylądowali z Marvem pod jednym dachem w oczekiwaniu na smoka. A Shavri wiedział, że nie zniesie kilku godzin dłużyzny spędzonych w całkowitej ciszy. Nie z Marvem obok. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zadanie, jakie na nich czekało. Była to więc okazja porozmawiać z Hundem, jakiej Shavri nie miał od dawna. Głupio mu było bowiem prosić na osobność do takiej rozmowy, a tak - nadarzyła się okazja ją przeprowadzić. Ponieważ Shavri nie wiedział, jak zacząć, zaczął od jedzenia. Rozwinął jedną rację żywnościową, którą wziął ze sobą z obozu i podzielił ją na pół, po czym jedną z tych połówek zaproponował Marvowi.
- Zdajesz sobie sprawę, że przed walką nie należy jeść? - rudowłosy wziął jedzenie, ale odłamał tylko kawałek, przełykając go. Żeby nie burczało w brzuchu, nie żeby się najeść.
- Szlag wie, kiedy przyleci - Shavri wzruszył ramionami. Nie był wojownikiem, więc ciężko było mu podważać słowa Hunda. Słyszał natomiast o ostatnim posiłku skazańców. Nie krygował się zatem ze swoją połówką, tym bardziej że obiecany przez zleceniodawców poczęstunek był - a jakże, ale pachniał malizną. Tropiciel żuł przez chwile suszone mięso, tak jakby przeżuwał pytanie, które zamierzał zadać. W końcu się na nie zdobył.
- Więęęc - zaczął przeciągle jak gdyby nigdy nic, zerkając przez spróchniałą futrynę w pochmurne niebo - Jak układa ci się z Panią Leną?
Marv zamrugał, nagle zwracając pełną swoją uwagę na tropiciela, który jak gdyby nigdy nic pożerał swoją porcję. Nie skomentował tego, ale na zadane pytanie potrząsnął głową.
- Przecież podróżujesz z nami, widziałeś jak stoją sprawy.
Shavri spojrzał na niego spokojnie, a w duchu westchnął. Ta rozmowa nie zapowiadła się na łatwą. Ale wiedział to już zaczynając ją.
- Widzę tyle co wszyscy - przyznał. - Poza tym chwile jednak nie podróżowaliśmy razem. Ale wiesz, to nie jest tak, że to moja sprawa. Pytam z czystej życzliwości, ponieważ znam cię i cenię.
- Między mną, a Leną… - Marv zastanowił się chwilę nad odpowiedzią - ...jest w porządku, tak sądzę. To po prostu nie takie znowu ciekawe życie - wzruszył ramionami.
- Czasami to jest wszystko, czego trzeba - przyznał Shavri. - U mnie w domu też jest w porządku. Odkąd są w nim dzieci, jest nam lepiej... wszystkim. Tylko gwar duży, uciekać się chce na szlak bardziej.
Shavri urwał. Nie przestawało go zadziwiać, jak w krótkim czasie jego dola kowala wykorzystywanego przez swojego mistrza cechowego zmieniło się w życie najemnika, pełne przygód i złota. Nie zmądrzał od tego ani w swoich, ani w oczach ojca, ale czuł się lepiej ze świadomością, że dzięki niemu nikt już w domu nie chodzi głodny.
- Jesteś szczęśliwy? - zapytał spokojnie, jednak zaskakują tym samego siebie. Część porcji, jaką Shavri zaproponował towarzyszowi, nadal pozostawał nieopodal Hunda, tropiciel nie miał zamiaru jej zabierać.
Rudowłosy nie odpowiedział od razu na to pytanie. Przez chwilę bacznie przyglądał się Shavriemu, zmarszczył brwi, nagle odwracając wzrok w kierunku nieba, na którym wypatrywali smoka. Odezwał się po kilkudziesięciu uderzeniach serca.
- I tak i nie, taka jest najbliższa prawdy odpowiedź. Podoba mi się u Leny, ale to nie jest takie życie, o jakim kiedyś marzyłem. Problem w tym, że nie mam pojęcia jakie to życie powinno być. To co tu robimy teraz jest równie fascynujące co niebezpieczne. A do domu wracać nie zamierzam. Teraz pewnie zabraliby mnie na wojnę.
- Mnie chcieli, ale okazało się, że jestem głównym żywicielem rodziny, a wojna zabrała już moich dwóch braci. Nie czuję się dobrze z tym, że trochę “uciekłem” od wojny w bycie najemnikiem. Moja rodzina nie czuje się z kolei dobrze z tym, że w ogóle robię to, co robie. Bo tak, to jest niebezpieczne. Ale tak samo jak ty wiesz, że nie wrócisz do domu, tak samo ja wiem, że mój fach kowala jest tylko dodatkiem. Nie chce tak zarabiać na życie, bo nigdy nie zagwarantuje mojej rodzinie przyszłości.
Shavri sięgnął do pasa i odpiął od niego róg. Pamiątka była skrajnie brzydka. Nawet pomimo tego, że młody kowal zadbał o nią najlepiej jak umiał. Na rogu wyraźnie widać było kowadło otoczone wieńcem z liści mięty. Gdzie listki udawały kawałki malachitu, choć duża ich część wypadła z oprawy.
- [i]Ród Traffo kiedyś mógłby wysłać na te wojnę cały hufiec - mruknął. - Ale to było dawno i nieprawda…[i]
- Z kolei ja i moja rodzina od zawsze żyliśmy na skraju cywilizacji - powiedział z pewnym rozbawieniem Marv. - Rodzice nie wiedzą co robię. Tylko siostrze powiedziałem o zamiarze wstąpienia do najemników. Niezbyt dobra decyzja, to najemnikowanie, ale co poradzić? Mogłem zostać łuczarzem. Takim, co nie potrafi przetestować swoich wyrobów - parsknął. - Mój najstarszy brat został rycerzem, czy kimś takim. To… - zająknął się. - Wiesz, wtedy patrzą na ciebie w ten specyficzny sposób: "dlaczego ty jeszcze nic nie osiągnąłeś?!".
Shavri przez chwile nie mógł uwierzyć. Popatrzył na Marva i aż zrobiło mu się głupio swojego zaskoczenia.
- Znam to spojrzenie aż nazbyt dobrze - powiedział w końcu. - Wszyscy patrzą tak na mnie. Ale do głowy by mi nie przyszło, że ktokolwiek może tak popatrzeć na ciebie. Ja jestem lekkod… - zawahał się, zaciął na trudniejszym słowie i spróbował z drugiej strony. - Przecież jesteś wojownikiem. Twardo stąpasz po ziemi. Widziałem, jak walczysz włócznią. Ludzie liczą się z twoim zdaniem. O co chodzi twojej rodzinie?
- Jestem najmłodszy, nie licząc mojej siostry, ale ona jest dziewczyną. I jestem rudy - Marv skrzywił się, wcale nie żartując z tym argumentem. - Zresztą, to było przed tym jak dołączyłem do najemników. Wtedy… wtedy jeszcze nie byłem taki. Lena nazywa to doświadczeniem życiowym i coś w tym jest. Poza tym zawód wojownika nie jest dochodowy. W swojej wiosce miałem zostać łuczarzem.
Shvri musiał chwile podumać nad tą odpowiedzią. Marv nie był jedyną rudą osobą, jaką spotkał w życiu, ale pierwszą, którą znał tak długo. I póki co, jeśli rudość włosów oznaczał coś w życiu ich właściciela, to raczej powody do dumy - przynajmniej w oczach Shavriego. Jednak chłopak mówił o tym z wyraźną niechęcią.
Szkoda, że Marv nie ma nikogo, kto za niego mógłby opowiedzieć w jego domu, czego dokonał na ścieżce, którą kroczył. Abishai, którego on i Evan ubili praktycznie we dwóch, miał za pewnie bardzo dużo ludzi na sumieniu…
Traffo chciał jakoś podnieść na duchu kompana. I choć doskonale wiedział, jak średni jest jego autorytet w oczach rudzielca, spróbował ostrożnie.
- Szukaj do skutku, Marv. Z całego serca życzę ci, żebyś znalazł. A póki co nie oglądaj się na tych, którym nie podoba się to, jak żyjesz. Każdy jest kowalem własnego losu… A tymczasem, chyba w rzyć z tym czekaniem - mruknął na koniec, zerkając przez ziejącą pochmurnym niebem dziurę po oknie.
Marv spojrzał ponownie na swojego rozmówcę, w odpowiedzi jednak tylko kiwając nieprzekonująco głową.
 
Drahini jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172