Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2017, 10:04   #85
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Po chwili wytchnienia, oboje z kochanków wylądowali w łóżku. I choć oddechy mieli już uspokojone, to serca w ich klatkach piersiowych wciąż biły jak dzwony klasztorne.
Tancerka tuliła do siebie mężczyznę, całując go czule w czoło i policzki, głaszcząc i mrucząc, gdy spotykała się z odwzajemnieniem pieszczot.
Jej ciało na pozór przypominało spokojne jezioro, lecz jej myśli wciąż burzyły się pod tą fasadą, nie pozwalając się skupić. Trwając tak w oszołomieniu, nie wypuszczała więc Jarvisa z objęć, swojego dzielnego, mrukliwego i szalonego czarusia.
- Jestem łobuzem… takie śliczne dzieło sztuki zniszczyłem - szeptał czarownik, głaszcząc bardkę po włosach i całując czule jej czoło, gdy miał okazję. Leżał rozleniwiony i rozkoszował się ocierającą się o niego kobietą.
- Takie było jego przeznacznie - wymruczała mu we włosy, muskając wargami jego skórę. - Stworzyłam ją z myślą o tobie.
Kamala zaczęła zmieniać pozycję, chcąc znaleźć się na równi z partnerem. Ich usta łączyły się w drobnych pocałunkach, gdy tawaif objemując dłońmi twarz maga, przysuwała go do swojej niczym złoty kielich z ambrozją.
Aksamitnie miękkie udo, oparło się sugestywnie na jego biodrze, zwiastując rychłą rundę drugą ich miłosnych zapasów.
- Obiecuję, że następnym razem też przygotuję taką… niespodziankę dla ciebie - wymruczał leniwie mężczyzna i całował z pasją miękkie wargi tancerki. Jedną dłonią masował jej pośladek, ale poza tym… pozwalał dziewczynie na inicjatywę, czując coraz twardszy efekt jej starań, poniżej swego pasa.
Kobieta zaśmiała się i momentalnie przejmując kontrolę nad prowadzeniem ich erotycznego tandemu, usiadła zwycięsko na biodrach Smoczego Jeźdźca, przez chwilę rozkoszując się triumfem. Od kipiących uczuć, aż drżała na całym ciele, a jej drobne pieszczoty znajdowały się na granicy bólu.
Ot tu, niczym mała pijaweczka ugryzła go w biceps, to zaraz tam drapnęła zębami okolice sutka. Paznokcie wbijały się w skórę, jak pazurki sennego kotka w kolana swojego właściciela. Całowała go i ssała, znakując ulubione rejony jego ciała różnymi podpisami, niecierpliwie dążąc do pełnej zwartości i gotowości kochanka w najważniejszej części jego organizmu. A gdy już dopięła swego i różdżka wraz ze swoim magiem stali na wysokości zadania…
- Zamęczę cię - wyszeptała wcałowując się w jego gorące wargi. - Wycisnę do ostatniej kropli z życiodajnego soku, którym będę się delektować…

Odpychając się rękoma od materaca, powstała do klęczek, a z nich zaraz na równe nogi.
Choć jej skóra była jasna, a twarz niepodobna prawdziwej… tak ciało wciąż miała swoje. Gładkie, sprężyste i lekko umięśnione.
Piersi, niczym dwie góry, wzbijały się różowiutkimi źrenicami wysoko w powietrze, falując przy złaknionym oddechu nosicielki.
- Twoje ostatnie słowooo - odparła z rozpustnym uśmieszkiem, gdy palce jej prawej stopy nacisnęły delikatnie na skórę klejnotów rodowych towarzysza, bawiąc się nim i drażniąc jego i tak napięte zmyły.
- Kocham… pragnę… - jęknął jej posłusznie, poddając się rozkosznym torturom jej stopy. Zacisnął dłonie na pościeli, by nie zerwać się z niej i nie przeszkodzić w planach kochance.
Palce przesunęły się powoli w górę, łaskocząc po męskości opuszkami palców.
- Zobaczymy… zobaczymy jak długo wytrzymasz w swoim posłuszeństwie - odparła uśmiechając się jak młodziutka demonica, która jeszcze nie zdążyła się nauczyć być groźną.

Chaaya cofnęła się i schyliwszy się do kostek przywoływacza, chwyciła za obie i zgięła mu nogi w kolanach, które następnie docisnęła do jego piersi, tworząc sobie z jego wypiętych pośladków tron.
Coś pyknęło mężczyźnie z biodrze, a kręgosłup napiął się niemiłosiernie. Ciężko mu było oddychać, a zaraz… zaraz bardka na nim usiadła i trzymając za jego kostki zaczęła go ujeżdżać jak w siodle.
Jak, gdzie… kiedy? Nie zdążył zarejestrować. Gdy rudowłosa amazonka, marszcząc nosek w szerokim i dzikim uśmieszku, podskakiwała na nim, bawiąc się z jego pragnieniami. Kontrolując tempo i głębokość z jaką zatapiał się w jej słodkim ciele.
Czerpała z niego przyjemność i zabawiała się nim jak przedmiotem. Swoim ukochanym i ulubionym przedmiotem, od którego nie mogła oderwać spojrzenia.
- Zemszczę… się… - wydyszał z trudem groźbę czarownik, wpatrując się bez gniewu na swoją kochankę i poddając jej kaprysom. Nie żeby miał wybór. Dotykając jego umysłu, czuła jedynie pożądanie i takiej to zemsty się spodziewała, na razie rozkoszując dowodem jego pragnień zanurzającym się w niej… twardym i wypełniającym jej zmysły rozkoszą.

Coraz głośniej i gwałtowniej, niczym żywe srebro tańczyła na jego palu rozkoszy. Nie wstydząc się rozwianych włosów, szalonego spojrzenia, wesoło klaszczących piersi czy dudnienia całej ramy łóżka wraz z jej galopem na swoim rumaku.
- Ach tak? - Zaśmiała się perliście jak to miała w zwyczaju, nieruchomiejąc nagle. Był w niej tylko samym grotem swego ostrza, gdy powoli na niego opadła, przynosząc mu tym najprostszym gestem tyle rozkoszy, że aż dziwnym było, że nie doszedł. - Nie skończyłam z tobą jeszcze.
Wstała, przewalając jego nogi na bok. - Usiądź… proszę i oprzyj się na chwilę z tyłu rękoma.
- Dobrze Kamalo… mój dziki kwiatuszku - mruknął czarownik, dysząc ciężko po niedawnym ujeżdżaniu. Niemniej potulnie wykonał jej polecenie, obiecując rozpalonym spojrzeniem, że gdy przyjdzie jego czas to będzie rozkoszował się sytuacją rozpalając ją do czerwoności.
- Coś ci opowiem, kiedyś od babci dostałam bujanego konika… - Bardka zmieniła nieco ton, choć jej oddech był niespokojny. - Dostałam go na urodziny. Kończyłam 12 pór suchych, czyli na wasze jakieś 6 lat. - Ukucnęła plecami do niego, odnajdując drogę do ich wspólnego połączenia. - Wpasuj we mnie swoje nogi i obejmij mnie… możesz się przytulić. - Potrząsnęła głową, a jej lekko kręcone i puszyste pukle rozsypały się po piegowatych ramionach i łopatkach, gdy sięgnęła palcami do jego stóp, łapiąc za nie i odchylając go trochę do tyłu. - Był z mahoniu i drzewa różanego, ze złotymi zdobieniami i oczami z rubinów. Gdy dostawałam karę za pomylenie kroków w tańcu… siedziałam całymi dniami w pokoju bujając się na nim. - Tancerka zabujała się w piętach, a mag razem z nią, pokazując mu jak odmienny rytm tym razem przybiorą. - Wtedy też nauczyłam się czym jest orgazm… - dodała śmiejąc się cicho.
- Chyba nie każesz mi teraz opowiadać jak ja się nauczyłem, co? Bo to nie będzie ciekawa opowieść - odparł speszony przywoływacz, zaborczo obejmując ją w pasie, gdy bardka rozpoczęła kołysanie. Mając ją w swych ramionach, prawą dłonią powędrował w dół do ich połączenia, by muśnięciami palców dodatkowo rozbudzać jej apetyt, a lewą objął pierś, delikatnie z początku ugniatając tą krągłość Chaai.
- Chciałam ci kazać, byś został moim konikiem… ale spisujesz się doskonale - odparła niskim szeptem, kołysząc się w jego ramionach powolnym rytmem. Jeździec zatapiał się w nią posuwistymi ruchami, tak delikatnie, jakby czynność ta była czymś naturalnym. Jakby ich ciała były jednością od zawsze a oni się tak bujali od wieków. - To jak mam cię teraz wziąć?
- To chyba ja powinienem ciebie… - wymruczał jej do ucha czarownik i cmoknął szyję. - Tak jest dobrze… miło… nie musimy się spieszyć. Możemy się delektować sobą.
- Chcę więcej… - odparła czule, nie zmieniając pozycji. Pozwoliła im dojść w swoich miękkich objęciach, pozostawiając po ich spotkaniu uczucie pozornego nasycenia, ale nie zmęczenia.
- Chcę ciebie… - odpowiedział jej mężczyzna, wodząc palcami po skórze tawaif. - ...pieścić… powolutku, po kawałeczku. Starczy ci cierpliwości?
- Zgodze się pod jednym warunkiem. - Zaśmiała się cicho, odpoczywając rozluźniona na jego kolanach. - Gdy będę już na granicy… weźmiesz mnie, nie zważając na nic.
- Dobrze… połóż się więc na plecach i rozluźnij. Niech niewolnik twojego uśmiechu zajmie się twoimi kaprysami - rzekł żartobliwie Jarvis całując ją policzek.

Zielonooka westchnęła cichutko i nazbyt cierpiętniczo. Odwróciła się do kochanka, by objąć jego twarz dłońmi i pocałować go. Raz, drugi i… trzeci. Dopiero wtedy się położyła, kładąc pod plecy i głowę po poduszce. Nie wiedziała co zrobić z nogami. Pozostawiła więc lewą luźno leżącą, a prawą zgieła. Zaciekawiona obserwowała kompana, starając się rozgryźć co takiego planował jej zrobić i czego powinna się “obawiać”. Czarownik zaś usiadł, klęcząc na swych nogach i pochwyciwszy jej prawą nogę dłońmi, uniósł ją i oparł na swoim torsie. Podsunął się jeszcze bliżej ku niej i przysunąwszy się bardziej począł całować i muskać językiem jej łydkę, dłońmi wodząc po kolanie i skórze uda. Nieśpiesznie muskał jej ciało palcami niczym muzyk grający na wiolonczeli.
Tancerka odetchnęła bezgłośnie, a jej ciało rozluźniło się, zapadając w poduszki jak w miękki piach. Przymknęła oczy, oblizując lekko spierzchnięte usta. Oddawała się powoli pod władanie mężczyzny. Z początku ledwo słyszalnie dla ucha, w głowie jednak układała się w proste i melodyczne smugi, oplatając myśli czarownika. Dając Jarvisowi pełną władzę i jawność jej istnienia. A ten nie spieszył się, wielbiąc językiem te obszary jej ciała, które rzadko były pieszczone. Jego palce czasem zahaczały o kobiece łono, muskając delikatnie, ale… było to raczej droczenie się z jej apetytem niż prawdziwy dotyk mający ją rozpalić. Czarownik się nie spieszył, powoli zmieniając jej nogę z prawej na lewą. Oprócz doznań płynących z jego ust i palców, Chaaya poczuła coś jeszcze… ocierającą się o jej ciało męskość kochanka, niczym mały piesek domagający się uwagi od swej pani. Jarvis budził się coraz bardziej do kolejnego namiętnego połączenia… co zauważyła przypadkiem, gdy jej umysł odcięty był od doznań wzrokowych.

Gdy mag niczym rolnik zasiewał w jej ciele ziarna namiętności, które kiełkowały w jej stopach i niczym winorośla oplatały jej członki, starając się dotrzeć do łona i serca jej umysłu Z każdym dotykiem ich telepatyczne połączenie intensyfikowało się i nabierało kształtów, jakich chciał ich twórca. Spokojna woda, zaczynała powoli zagrzewać się, tworząc na jej powierzchni bąbelki. Wkrótce owe jezioro spokojności wyparuje, a tawaif zajmie się ogniem, uwięziona pod dotykiem swojego ukochanego.
- Mmmm - Kamala powstrzymała się przed pierwszą prośbą, wyciągając dłoń, która opadła o udo tworząc w ten sposób kieszonkę dla Jarvisowego wężyka, w którą mógłby się wślizgnąć, ocierając się o opuszki, zawsze gotowe go wielbić.
Ten dał się pochwycić na taką pokusę, choć… jedynie główka węża ocierała się delikatnie o jej palce. Wystarczyło to jednak, by Chaaya poczuła, że nie tylko w niej powoli narastał żar.
- Jak uważasz… czemu mniej poświęcam uwagi twoim piersiom czy pośladkom? - zapytał nagle żartobliwym tonem.
- Z-zawsze… - zachrypiała i speszona zarumieniła się na policzkach i koniuszku nosa. - Zawsze poświęcasz im wiele uwagi… to przyjemna odmiana, choć myślę, że chcesz mnie obezwładnić - dodała, siląc się na zaczepną nutę. Latorośl pożądania przerzuciła się na rękę dziewczyny, uziemiając ją w ciasnym uścisku. Palce bardki, mimowolnie szukały męskości swego ukochanego, choć nie starczało im długości by pochwycić go w dłoń.
- Okiełznać… tak. Trochę utemperować ten ogień czasami. Delektować się twoją urodą, smakować ją jak krople najlepszego wina. - Tym słowom towarzyszyły muśnięcia języka po jej łydce, powolne i długie. Następnie czarownik rozsunął ukochanej uda szeroko na boki. Pochylił się i musnął kwiat jej kobiecości językiem. Również powoli i delikatnie. Po czym wstał i po chwili klęknął, obejmując jej biodra kolanami, a dłońmi sięgając do piersi, ugniatając i masując powoli i leniwie, jak wynajęty ku takim zadaniom niewolnik. Tyle, że ci nie ośmielali się swymi dłońmi bawić ciałem swej pani i pieścić ją wyuzdanymi ruchami palców.

Tawaif miauknęła przeciągle, a jej brzuch pokryła gęsia skórka, gdy ten trącił jej najczulszy punkt na ciele. Bogowie… dlaczego przestał?
Patrząc tęsknie w oczy swego czciciela, pozwalała, by jej ciało obrosło ogrodem namiętności. Już wkrótce nie miała władzy nad żadnym ze swoich członków. Mogła tylko patrzeć i czekać, tęsknie i wygłodniale w duchocie swoich myśli. Stęsknione spojrzenie coraz częściej schodziło na dolne rejony Jarvisa, gdzie znajdowało się spełnienie jej najskrytszych życzeń.
Ile by dała, by móc go objąć ustami. By namaścić swym językiem, połaskotać po skórze, scałować i zlizać życiodajne soki.
Ile by dała, by mężczyzna zbliżył się do niej, doszedł w jej ustach raz za razem. Spędziłaby całą noc na pieszczeniu go tylko swoimi wargami, jak posłuszne i wytresowane zwierzę, którym teraz była w jego rękach.
Mag przesunął się w górę, więc jego pal rozkoszy znalazł się bliżej ust kochanki. Nie dość blisko, by go dosięgła… przynajmniej nie ustami. Jarvis wsunął węża w tą mięciutką dolinę, pomiędzy wzgórzami krągłych piersi, i masując dłońmi biust, otulał go nimi. Nieświadom jej pragnień, droczył się z apetytem bardki, jednocześnie dostarczając Kamali przyjemnych doznań.
A przecież… wystarczyłoby poprosić… Wyrazić kaprys. Jak zrobila to w podziemnej piwniczce, z pomocą swego kochanka, żądając budzenia się w jego ramionach.
Rudowłosa sapnęła w podnieceniu, wyginając się niespokojnie pod kochankiem. Choć liany pożądania trzymały ją mocno, podświadomie chciała się im wyrwać i… poddać zarazem. Widok umiłowanej twarzy ubranej w kwintesencję żądzy, był zbyt drogi, by mogła z niego teraz zrezygnować, więc choć cierpiała, to leżała nieruchomo dalej. Czując jak ostrze magika rozcina jej piersi pozostawiając w jej ciele pożogę.
Chaaya mimowolnie ścisnęła uda, pocierając nimi o siebie i w ten sposób stymulując swój samotny kwiatuszek.
Czarownik zaś wciąż nieświadomy jej cierpień, wpatrywał się z zachwytem w jej oblicze. Jego biodra poruszały się powoli i sugestywnie, sprawiając, że jego miecz przeszywał ją między piersiami, tak jak powinien przebijać ją niżej.
Twardy…
ciepły…
czuła go wyraźnie ocierającego się o półkule jej biustu.

- Nie… zapomniałeś o czymś? - spytała po chwili z wyraźnym wysiłkiem. Jakby usta nie do końca chciały współgrać z językiem. Drobne dłonie, zaciskały się na narzucie łóżka, jak gdyby to od niej zależało, czy tancerka nie spadnie w przepaść.
- O czym? - droczył się Jarvis, a może rzeczywiście zapomniał się w tej rozkoszy jaką sprawiały krągłe piersi kochanki.
- Pośladki… - wydyszała z siebie, powstrzymując jakiś bliżej nieokreślony spazm swojego ciała. - Zapomniałeś o nich dzisiaj… teraz. - Kobieta miała nadzieję, że nakieruje swojego partnera tam gdzie go teraz najbardziej pragnęła. - Odwrócę się i wypnę, jak bezwstydnica…
- I chcesz być wzięta… jak bezwstydnica? - mruknął zmysłowym tonem czarownik.
Chaaya zaśmiała się nerwowo, szarpiąc za kapę pod sobą. Starała się wyglądać na zdystansowaną, ale jej spojrzenie było pełne błagania i głodu i... o dziwo nic nie odpowiedziała.
Raghag odsunął się od dziewczyny, by stanąć nad nią i przyglądał się jej osobie pod sobą. Jego męskość stała dumnie wraz z nim, unosząc się prowokująco.
Jej kochanek był gotów, by ją posiąść.

Gdy przywoływacz, z każdą chwilą, się oddalał, dziewczyna chciała wyciągnąć dłoń za nim, ale nie miała na to siły. Drżąc jak w febrze podczas tego atletycznego wręcz napięcia, mogła tylko patrzeć.
Przez to, na dwa oddechy, para kochanków mierzyła się spojrzeniami, by po chwili tawaif przekręciła się na brzuch, a następnie podniosła biodra na ugiętych nogach wypinając się w kierunku partnera swoimi rumianymi pośladkami i różowiutką różyczką.
Niczym służebnica, czekała pokornie, aż jej pan się nad nią ulituje i kryjąc twarz w poduszce, by przypadkiem nie wyrwał się z jej ust jęk rozpaczy, gdy chwila udręki przedłużała się w nieskończoność.
Najpierw poczuła zaborcze palce, zaciskające się na jej pośladkach i dumę kochanka, przesuwającą się pomiędzy nimi, a potem zsuwającą na łono. I z powrotem… Jarvis miał dwie bramy rozkoszy do wyboru i wyraźny dylemat.
Ostatecznie, zacisnął dłonie na pośladkach i ostrożnie zaczął zdobywać tą przeznaczoną do bardziej wyuzdanych zabaw. Był przez to delikatny w ruchach, ale i tak… najważniejsze, że bardka poczuła nieustępliwą męskość wypełniającą jej jestestwo, wyrywając z jej warg niesamowicie głośny jęk, który potoczył się po pokoju, gdy Kamala ugościła w swym wnętrzu długo oczekiwanego gościa.
Swą radością i ekstazą przypominała trel kolorowego ptaszka, któremu po długiej batalii udało się w końcu wyrwać z sideł.
Tawaif wygięła się jak kotka, drapiąc i gryząc pod sobą pielesze, gdy ból pomieszany z rozkoszą... pomieszał jej zmysły.
Jezioro, którym była, nie zdążyło wyparować… po prostu stanęło w płomieniach i przywoływacz wiedział, że nie będzie w stanie powstrzymać tej pożogi jeszcze przez długą część nocy.

Jędrna pupa naparła na twardą męskość, jak zachłanna bestia na swoją ofiarę, bo w tej chwili nie liczyło się nic, prócz chęci zaspokojenia dzikiej żądzy.
Czarownik zresztą chyba nie zamierzał jej powstrzymywać. Mocno zacisnął dłonie na biodrach kochanki i będąc pewien stabilności ich małej “układanki cial”, zaczął mocniej napierać na Chaayę przy każdym pchnięciu. Z początku powoli i delikatnie, ale każde kolejne sztychy były coraz silniejsze i coraz gwałtowniejsze.
Władca brał ją w posiadanie, rozkoszując się ciałem swej niewolnicy.
- tak… Tak… TAK! - Jego partnerka przestała się po pewnym czasie hamować, z początku napierając jedynie biodrami na biodra towarzysza, ale kiedy zaczynało jej to nie starczyć, podniosła się chwiejnie na rękach, by z większym impetem nacierać ku spotkaniu z włócznią Raghaga.
Mocniej, szybciej, intensywniej, by przyjemność była bólem, a ból przyjemnością. Nic więcej się nie liczyło, jak ta chwila wspólnego uniesienia, na którą tak długo oboje czekali. Tancerka krzyczała pijana z radości, tracąc przy tym głos i zapewne wnerwiając wielu sąsiadów z okolicy, aż w końcu elektryzująca iskra w jej wnętrzu obezwładniła jej ciało, odcinając ją na chwilę od rzeczywistości. Ruchy bioder kochanka wprowadzały jej ciało w kołysanie. Ten zwierzęcy, niemal… pierwotny w swych korzeniach akt miłosny, oszałamiał nie tylko Chaayę. Gwałtowny w ruchach, stanowczy, ale i czuły Jarvis, oddawał się temu w pełni, aż w końcu i on dotarł na szczyt rozkoszy, oddając trybut swej kochance.
Po czym oboje leżeli wśród pościeli, spoceni i rozdygotani dochodząc do siebie po intensywnych doznaniach.


Natomiast Nveryioth i Godiva po opłaceniu swoich posiłków, udali się na piętro do kwater. Zielonoskrzydły zatrzymał się przy drzwiach do pokoju numer osiem i przy wejściu grzecznie zaczekał, aż smoczyca przyniesie mu jego gekonice.
Co niebieskoskrzydła zresztą zrobiła dość szybko. I trzymając zwierzaka w jego klatce zwróciła się do smoka.
- Twoja kolej… mów - zapytała zaciekawiona.
- Chaaya ma wielką słabość do kobiecych pleców, zwłaszcza łopatek. Uwielbia się do nich przytulać, bo są gładsze od męskich - odparł z jakąś niekrytą rezygnacją, a może niezrozumieniem tematu. - Preferuje bardziej okryte niż zakryte ciało, bo to pobudza jej wyobraźnię. Uwieść ją można spojrzeniem oraz tańcem… tak. Ciało tańczącej kobiety działa na nią… jak afrodyzjak.
Godiva przysłuchiwała się temu w milczeniu przyglądając twarzy Nveryiotha, zapewne próbując ocenić ile prawdy w jego słowach. W końcu jednak podała mu klatkę z jego pupilką.
- Masz… i bądź dla niej dobry. Bo ci ucieknie jak ją zaniedbasz na rzecz jakiejś czaszki - stwierdziła z ironią w głosie.
Gad odebrał klatkę ze skrzydlatą jaszczurką, która zaczęła pipać butnie, jakby się uskarżała, albo… ubliżała. Z jakiegoś powodu białowłosy poczuł się zrugany.
- No już… cii… cii… - odparł ciepłym tonem, gdy gekonica zaczęła czepiać się pręcików i polować na trzymające jej karcerek palce.
- Spytaj się o Anksarę. W końcu to nie Chaaya ją uwiodła, tylko na odwrót. - Skinął kobiecie głową na pożegnanie, po czym przemawiając czule do wciąż rozzłoszczonej drakonicy, oddalił się do swojego pokoju.
Smoczyca zamyśliła się, ale nic nie odpowiedziała zamykając drzwi do swojej komnaty i chowając się w niej.

Nvery zamknął się u siebie. Zapalił świeczkę na biurku i nakarmił wygłodniałą jaszczurkę, która rzucała się na każdą, nawet wychudzoną ciemkę jaką jej podawał. W końcu ukontentowana przestała wydawać złowrogie odgłosy. Zielonołuski nalał jej do poidełka wody, po czym zabrał się za czytanie na głos.
Jasrin długo zgrywała oziębłą, wisząc do góry nogami pod sufitem swojej klatki, ale w końcu dała za wygraną i podchodząc do pręcików, wyglądała ciekawsko za białym palcem, sunącym linijka po linijce zapisanego tekstu.
Wszak albinos starał się czytać codziennie i stało się to ich małym rytuałem, którego nie do końca pojmowała, w większości pogardzała, ale z jakiegoś powodu i wyczekiwała.
Gdy zrobiło się za ciemno na dalszą lekturę oboje z zimnokrwistych poszło spać, nadal nie wiedząc jak przywołać demona.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline