Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2017, 11:44   #86
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Gozreh… już wrócił. Ale to nic pilnego - wyszeptał w końcu cicho czarownik.
Bardka leżała nieruchomo, dysząc ciężko. Twarz ukrytą miała w poduszkach, ale chyba była zbyt zmęczona, by się ułożyć wygodniej. Dopiero dźwięk głosu maga, tchnął w nią trochę energii, którą wykorzystała na przekręcenie się na bok, twarzą w kierunku umiłowanego.
Objęła go rękoma i nogami, jak czepliwe zwierzątko. Wolna dłoń spoczęła na różdżce, która faktycznie potrafiła czarować, muskając ją delikatnie opuszkami.
- Możesz go odesłać na odległość? Czy nie sprawi mu kłopotu poczekanie w jakiejś mało ruchliwej alejce? - spytała z niską chrypką w głosie.
- Nie ma problemu. Jemu się nie spieszy… jemu nigdy się nie spieszy - mruknął mężczyzna, całując w odpowiedzi jej usta. Delikatnie i czule, jakby była figurką z delikatnej porcelany.
Odpowiedziało mu leniwe mruczenie i senny uśmieszek na ustach, a następnie poprawienie uścisku.
- Gdzie go właściwie odsyłasz? - zaciekawiła się, podnosząc jedną powiekę, by popatrzeć zielonym oczkiem na profil kochanka.
- Tego do końca nie wiem. On to nazywa światem… planem idei. Miejscem gdzie istnieją myśli, splątane i pokręcone. Gdzie życie nie istnieje i istnieje zarazem. Gdzie nic nie ma formy i jedno przechodzi w drugie. Tak przynajmniej to opisywał. - Zamyślił się nad tym przywoływacz. - Ale równie dobrze mógł się ze mnie nabijać. Ma naturę kota, a te mają swe tajemnice.
- A… dobrze mu tam? - Palce tancerki zataczały szlaczki na klindze miecza rozmówcy, mając plany wobec niego w niedalekiej przyszłości. - Mam czasem wrażenie, że nie lubi tu być… a czasem, że świetnie się tu bawi i nie chce wracać.
- Tak szczerze. To nie wiem. - Zaśmiał się cicho czarownik, czując palce dziewczyny muskające jego ciało. I choć wydawało się to niemożliwe, to jednak swym dotykiem powoli budziła go do życia. - Gozreh lubi udawać niezainteresowanego… stojącego powyżej zwykłych śmiertelników i ich problemów. Ale to tylko poza. Na pewno nie boi się tam wracać, bo nigdy nie narzekał gdy go odsyłałem. Ani nigdy też nie błagał bym to robił. Jest dość flegmatyczny z natury, ale dba o mnie jak… ojciec.
Chaaya uważnie słuchała, powoli zmieniając pozycję. Niczym cielsko jakiegoś gada, zsuwała się powoli w dół, by nie tylko palce głaskały męskość kochanka, ale i jej usta i język. Była przy tym delikatna, lekko ospała, ale sumienna i dokładna. Leżąc do męskiego ciała w poprzek, stopniowo budziła do życia swój mały instrument, którego tak często trzymała w ustach.

~ Czy mogłabym mu jakoś podziękować, za włożony trud dzisiejszego dnia? Czy on coś lubi? Jakiś smakołyk, dobre słowo? ~ kontynuowała rozmowę poprzez telepatię.
~ Hmmm… utrzymuje, że lubi mleko z rozpuszczoną w nim czekoladą ~ wyjaśnił jej partner, przyglądając się kochance i jej pieszczotom, gdy masowała jego organ miłości muśnięciami swego języczka. ~ A ja… też mógłbym zająć się twoim… kwiatuszkiem.
~ Droga jest u was czekolada lub kakao? ~ Bardka przysunęła się biodrami do jego ramion i przełożyła nogę nad torsem przywoływacza, pokazując przed nim swoje apetyczne wdzięki. Opuściła nieco biodra, gdy zsynchronizowała pieszczotę ust z palcami.
Wziąwszy Jarvisa do gardła, naciskała opuszkami na pachwiny oraz rozmasowywała dwie kule pod działem magika, z coraz większym pietyzmem i pomrukiem zadowolenia.
~ Nie… miejscowa nie jest droga ~ mruknął czarownik telepatycznie i objął czule kobiece pośladki dłońmi, sięgając językiem ku płatkom jej kwiatu. Leniwymi muśnięciami delektował się smakiem bardki, a Chaaya z zadowoleniem podziwiała rosnący efekt swoich pieszczot.
Było w tym coś uzależniającego. Ta brutalność przeplatana najczulszą delikatnością. Kamala znała tę grę, gdyż grała ją wiele lat temu.
Chaaya Nimfetka, Chaaya Umrao, Chaaya Deewani oraz dwie inne, którym nie udało się nadać przydomków, wróciły właścicielce czułość, pasję, szał, oddanie i współczucie.
Pięć szeroko zakrojonych emocji, na pięć odrębnych masek, wyrwanych z piersi kobiety, która miała obdarowywać miłością, ale samej nigdy nie pozostać kochaną.
Teraz to się zmieniło. Teraz nie płacono jej złotem, a uczuciem, którego była spragniona i którego pragnienie napędzało jej czyny.
Odciągając delikatną skórę na męskości kochanka, łaskotała językiem jego „śmiertelnie” ostry, a zarazem życiodajny, grot. Muskała podbrzusze pocałunkami spierzchniętych warg, łaskotała oddechem pachwiny, trącała nosem gładką i napiętą rękojeść. Całowała z czcią i pasją, szepcząc miłosne zaklęcia wprost w ustnik czarodziejskiego fletu, aż w końcu Jarvis powstał.

„Mm haaai…” czarownik usłyszał głosy w swej głowie. Wszystkie należały do kobiety, która brała go teraz w posiadanie, a jednak brzmiały odrębnie. Słyszał je bardzo dobrze, choć przebijały się przez wysokie ściany ognia jaki wesoło tańczył we wnętrzu tancerki. Ona sama nie zwróciła na nie uwagi, zbyt pochłonięta braniem go całego w swoje usta, pieszcząc językiem i palcami to, co nie zmieściło się w jej wnętrzu.
Ragagh zaś nie trącał tych indywidualnych nut, wiedząc, że Kamala jest zazdrosna. Nawet o siebie. Pozwalał bardce na zabawę swą męskością i na takie pieszczoty jakie chciała mu sprawić, czując zresztą rozkosz z nich płynącą. Sam, językiem, smakował wrażliwy kwiat kochanki, wodząc nim leniwie i tylko czasem znienacka intensyfikując ruchy, by nie znudzić dziewczyny jednostajnością doznań. Był pewien, że gdy Chaaya poczuje apetyt na gwałtowniejsze figle to da mu znać, albo swym ciałem, albo swym głosem. Bo dlaczegóż on miałby protestować przeciw obecnej sytuacji, czując miękkie usta tawaif z oddaniem wielbiące jego dumnie stojący organ, dowód jej kunsztu miłosnego?
Kobieca głowa unosiła się rytmicznie w górę i dół, a drobna igraszka stała się pełnoprawnym stosunkiem. Nienajedzona i przez nikogo niepohamowana Dholianka, bawiła się jak wybredna kotka swoją ofiarą, pozwalając sobie na coraz śmielsze poczynania. Najwyraźniej świetnie się przy tym bawiła, gdy trącała językiem w salutującego żołnierzyka, a ten odchylał się do tyłu, by powrócić z pacnięciem wprost w ułożone jak do pocałunku usta bardki, albo gdy kreśliła na nim szlaczki jak dziecko bawiące się farbami, lub ssała go niczym rurkę z kremem, całkiem głośno wyrażając aprobatę co do smaku jej “nadzienia”.
W końcu zaczęła sprawdzać jak długo kochanek wytrzyma pod dotykiem jej zwinnych palców, przeprowadzając na miłosnym obiekcie doświadczalnym coraz to różnych technik, aż czara słodyczy się nie przelała, ochlapując zarumieniony policzek rozchichotanej panny.

~ Nie jestem z kamienia. A nawet gdybym był, to twoje usteczka zmiękczyłyby mnie do gliny kształtowanej przez twe paluszki ~ odezwał się czarownik mentalnie, bowiem jego usta nadal całowały podbrzusze bardki, a język wił się leniwie w jej kwiatuszku. Podobnie jak pszczoła zgarniająca nektar, tak Jarvis zgarniał wilgoć swej kochanki, smakując ów nektar z równym zapałem.
A i jego dłonie masowały jej pośladki stanowczymi i silnymi ruchami.
~ Dobrze się bawisz? ~ Ta zapytała trzpiotnie, prostując się i stając na czworaka nad czarownikiem. Popatrzyła na niego do góry nogami, oblizując policzek z głośnym mlaśnięciem, po czym roześmiała się wesoło. ~ Mam ci nie przeszkadzać? ~ Zakręciła tyłeczkiem, jakby merdała ogonkiem, ale nie jak radosny piesek… a dostojny kocur.
~ A masz ochotę poprzeszkadzać? ~ zapytał Jarvis, tym razem skupiając muśnięcia czubkiem języka na punkcie ciała Chaai najbardziej wrażliwym na dotyk. Pocierał powoli, mocno i prowokująco. ~ Bo bawię się wyśmienicie. A ty?
~ Droczysz się ze mną? ~ rozbawiona ugryzła go w biodro, mrucząc przy tym wesoło. Rozsiadła się wygodniej, by mag mógł bez wysiłku bawić się jej ciałem, a sama położyła mu głowę na podbrzuszu, przytulając się do jego bioder jak do poduszki.
~ Troszeczkę. ~ Nie przerywając trącania językiem jej guziczka rozkoszy, sięgnął palcami w głąb jej kwiatu dodając do zabawy silniejsze doznania i mocnymi ruchami pobudzał jej zmysły.
Gdy przywoływacz wystosował przeciw niej najcięższą z artylerii, ciało dziewczyny napieło się spazmatycznie, a następnie błogo rozluźniło, przestając walczyć z doznawaną przyjemnością. Wtuliwszy się nosem w pępek maga, delikatnie lizała i podgryzała jego skórę, wzdychając cicho i przeciągle, gdy jego smukłe palce zakradły się w głąb jej kielicha. Była blisko spełnienia, jeszcze ze dwa lub trzy trącenia języka i tancerka uniesie się na fali rozkoszy.
Jarvis to wiedział, stanowczymi ruchami palców dorzucając do ognia i precyzyjnymi muśnięciami wprawiając jej ciało w drżenie, aż rozkosz rozlała się gwałtownym doznaniem, wzbudzając w ustach bardki urywane jęki. Zerkając wyżej, dostrzegała pierwsze oznaki wracającego u kochanka podniecenia w postaci lekkich drżeń “trąbki słonika”.

Przekręciwszy się na bok, Kamala zeszła z męskiego ciała, choć jej głowa dalej spoczywała na jego brzuchu. Puszyste włosy przykryły kołderką przebudzającego się towarzysza, a jej zielone oczy, wpatrywały się w twarz przed sobą.
- Gdzie można kupić to kakao? - wróciła do dawnego tematu ich rozmowy, na czas przegrupowywania sił u nich obojga.
- Chyba na targu jeśli chcesz świeże. - Zamyślił się Jarvis. - Te miejscowe nie jest cenione przez modnisiów. Ma ponoć gorszy smak, ale ja jakoś nigdy nie narzekałem.
Powoli głaskał ją po włosach uśmiechając się ciepło.
- Chodź do mnie… chcę cię przytulić - zadecydował.
Chaaya uśmiechnęła się z błyskiem w zielonych źrenicach, po czym powoli wsunęła się w przygotowane dla niej objęcia. Wymościła się jak przepióreczka w gnieździe, tuląc się rękomą i jedną nogą do czarownika.
- I co teraz? Kto wpuści Gozreha? Ja się stąd nie ruszam i ciebie też nie wypuszczę. - Tancerka najwyraźniej chciała załatwić sprawę szpiegowania. Jej plan jednak pokrzyżował kaprys ukochanego, który dość szybko i jej przypadł do gustu.
- Gozreh ma mackę… może wejść wszędzie - przypomniał czarownik, tuląc do siebie kochankę i całując czule jej policzek. - Nie potrzebuje naszej pomocy z drzwiami i oknami.
- W takim razie niech wejdzie oknem, chce popatrzeć jak to robi, dobrze? - Bardka była wyraźnie zaintrygowana umiejętnościami cienistego chowańca.
- No dobrze. - Jarvis odparł po chwili milczenia, którą wykorzystywał na pieszczotę twarzy bardki muśnięciami ust. Wkrótce sama Chaaya dostrzegła cień za oknem. Duży cień kocura. Ten starając się utrzymać na parapecie okiennym, podważył wąską macką zapadkę przy oknie i otworzył je. Po czym wskoczył do środka pokoju z naturalną kocią gracją.
- Doprawdy… jeszcze zróbcie ze mnie zwierzątko cyrkowe. Bo czemu się ograniczać? - stwierdził z beznamiętną ironią w tonie głosu. Nie wydawał się jednak zagniewany z powodu stawianego mu wyzwania, a raczej lekko rozbawiony.

Zafascynowana tancerka usiadła, przypatrując się poczynaniom zwierzęcia, wydając ciche “waaaah” gdy tak jak opisywał przywoływacz, stworzenie posłużyło się swoją macką i weszło do środka pokoju. Nie zauważyła kiedy jej inkantacja ostatecznie się rozwiała. Rude włosy straciły na pierzastym usposobieniu, na powrót zamieniając się w ciężkie, czekoladowe pukle, opadające na karmelowo złote ramiona. Żywa zieleń oczu, odmieniły się ciepłym orzechem tęczówek, a różowe sutki jej piersi, jak dwie cynamonowe pralinki, zawadiacko zapraszały do degustacji.
- Musiałam… musiałam zobaczyć na własne oczy, czy faktycznie jesteś tak utalentowany za jakiego się podajesz - odparła na swoje usprawiedliwienie, a może i nie, bo zaraz pokazała kocurowi język. - I tak uważam, że jesteś starym zboczeńcem. - Poklepała miejsce na łóżku, zapraszając czworonoga do przyłączenia się w wylegiwaniu.
- Nie mam w zasadzie płci, a i moje ciało jest cieniste - wyjaśnił uprzejmie Gozreh, wskakując na wybrane przez tawaif miejsce i zwijając się w kłębek jak prawdziwy kocur. - Trudno mi być zboczeńcem, skoro pojęcie seksu jest dla mnie abstrakcją.

~ Tak twierdzi, ale nie jest taki konsekwentny w swych wypowiedziach… więc trudno zgadnąć kiedy mówi prawdę, a kiedy sobie żartuje ~ dodał telepatycznie czarownik, gdy stwór podparł swój podbródek macką, przyglądając się im obojgu.
- I kto tu jest zboczeńcem. Ja jestem bardziej ubrany od was.
Kobieta oglądała się to na jednego, to na drugiego, gdy tak do niej mówili. W końcu wróciła do objęć kochanka, ale pozostała w półsiedzącej pozycji.
- Oczywiście, że ty… - żachnęła się na prowokacje cieniokota. - Jesteś ubrany w to samo co my… czyli tak jak nas natura stworzyła. - Uśmiechnęła się jednak i już bardziej nieśmiało dodała. - Udało ci się dostać do komnaty, gdzie odbywał rozmowę Dartun?
- Mam więcej futerka - przypomniał jej uśmiechając się bardzo po ludzku. W ogóle mimo kociego pyska jego mimika była typowo humanoidalna. - Dostałem się. Dartun nieźle się napocił tłumacząc ze swej porażki. Zabawny widok, ale niewiele wnoszący… ciekawsze rzeczy ukrywane są poza oczywistymi widokami.
- Bo ja się swojego pozbyłam… - mruknęła pod nosem, myśląc o “futerku”, niby to urażona tancerka, wtulając się w czarownika. Martwił ją stan wróża. - Rozbawiał z kobietą czy mężczyzną?
- Z mężczyzną. Marionetką, która udaje ważniejszą niż jest. Wiecie kto przebywa w siedzibie Sangwelottiego? Hyrkaliańscy oficerowie i żołnierze. - Uśmiechnął się szeroko kocur, odsłaniając zestaw ostrych zębów. - Znalazłem w szafach mundury wojskowe.
Na Chaai owa rewelacja nie wywarła jakiegoś większego wrażenia, ale tawaif zmarszczyła czoło, zastanawiając się co te karaluchy mają wspólnego z wisiorkiem zakochanego elfa. Nie widziała żadnych powiązań, ale też nie dziwiło ją to zbytnio, wszak nie wiedziała o wielu aspektach i nie mogła odpowiednio połączyć faktów.
- Uwierzył mu? - zapytała po chwili milczenia.
- Tak. Uwierzył. Zrobił dokładny rysopis złodziei - wyjaśnił cień wzruszając po ludzku ramionami. - I zgodził się nie drążyć sprawy. Dartun nie powiedział mu co to za dwie ofiary zgubiły skarb.
To ostatnie zdanie, wyraźnie przybiło Dholiankę, którą ponownie dopadły wyrzuty sumienia. Zawsze tak miała… najpierw coś robiła, a później zbierała tego plony. Zazwyczaj cierpkie i bolesne.
Czasem potrzeba bycia “zachłanną” była jednak trudna do opanowania. Zachłanną, bo za taką się uważała… za nie znającą umiaru, rozpieszczoną dziwkę.

- Pytanie czy nasz Marcelo… przekona swoich “przyjaciół” do historii jaką sprzedaliśmy wróżbicie…
- Nie wiem. W każdym razie, Dartun spieszył się do kolejnego zleceniodawcy, więc rozmowa była dość krótka i skupiła się na kilku konkretach - dodał Gozreh spokojnie, rozglądając się. - Zaś Marcelo… myślę, że ów wisiorek nie był ich głównym celem. A jedynie jednym z kawałków układanki.
- Hyrkalianie nie lubią czarodziejów. Dziwne więc, że zainteresowali się miastem w którym jest ich całkiem sporo. - Zamyślił się Jarvis, wodząc opuszkami palców po skórze kochanki.
- Oni są jak robactwo, wszędzie ich pełno… - odparła mu na to dziewczyna, ale bez większego przekonania. Mruknęła w niezadowoleniu, gdy zaczęła narastać w niej frustracja od ciągłego myślenia.
Za dużo niewiadomych. Kamala czuła, że zaczyna ją to przytłaczać i irytować w pewnym sensie.
Rzuciła więc rozmyślania w cholere.
- Dziękuję ci za pomoc Gozrehu. - Choć wprowadził w jej umysł tylko większy zamęt.
- Od tego tu jestem. Ktoś musi wam pomagać i was pilnować - stwierdził spokojnie stwór i zsunął się z łóżka, by wślizgnąć się pod nie. Tymczasem czarownik czule przytulił tancerkę do siebie i głaszcząc ją po włosach spytał cicho.
- Coś cię martwi?
- Nie chce teraz o tym rozmawiać… - mruknęła zła na samą siebie. - Później… - dodała, gładząc Jarvisa po policzku, po czym go pocałowała, zjeżdżając dłonią na biodro.
- Dobrze… a co chcesz? - zapytał, odwzajemniając pieszczotę a później całując namiętnie usta dziewczyny raz po raz, coraz bardziej zachłannie.
- C-chcę… chcę… - szeptała mu w przerwach między pieszczotami. - Odeślij go… i mnie bierz... aż do utraty naszych sił - poprosiła go, oddając pocałunki z coraz większą pasją.
- Pod warunkiem, że… wybierzesz w jaki sposób mam cię brać - mruknął czarownik, wodząc palcami po skórze dziewczyny.
- Nie trudźcie się - odezwał się kocur spod łóżka. Wyszedł spod niego i wskoczył na parapet otwartego okna. - Nie trzeba mnie wypraszać, sam wychodzę tam gdzie jestem niechciany.
Kamalasundari oblała się rumieńcem zawstydzenia i popatrzyła z wyrzutem w oczy Smoczego Jeźdźca. - Wielkie dzięki… - przebąknęła pod nosem, krzywiąc usta w smutną podkówkę. - Przez ciebie wyszłam na jeszcze większą zołze, niż za którą mnie bierze…
- Och… - Zachichotał kocur już na parterze okna i spojrzał na bardkę z uśmiechem. - Nie przejmuj się tak. Rozumiem, że nie lubisz widowni podczas figli. Będę… w pobliżu budynku.

~ Nie martw się. Nie myśli tak o tobie. Lubi dramatyzować w ten sposób. ~ Usłyszała myśl maga w głowie.
Na które pokiwała głową, na znak, że rozumie, albo stara się je zrozumieć. Speszenie jednak nie schodziło z jej twarzy, jeszcze długo po zniknięciu chowańca w mrokach miasta.
Opadając na poduszki, westchnęła ciężko i przetarła oczy wierzchem dłoni.
- Nie martw się tak. Nie ma czym. - Teraz to przywoływacz nachylił się na bardką, a jego usta muskały delikatnie jej piersi, zaś język wodził pieszczotliwie po skórze. Jakby chciał ją tymi pieszczotami przeprosić.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie i poczochrała Jarvisa po włosach.
- No, no… gdzie się podział twój pazur? - wymruczała prężąc się pod doykiem. - Czyżbyś się już zmęczył? - Mówiąc to zadarła jedną nogę i trąciła nią plecy kochanka.
Jarvis pochwycił dłoń dziewczyny i nakierował ją na swój “pazur”, który naprężył się pod opuszkami jej palców.
- Czy ja wyglądam na zmęczonego? - zapytał zadziornie i cmoknął czule usta dziewczyny. - Po prostu chcę cię doprowadzić do wrzenia, patrzeć jak wijesz się niczym żmijka i… sprawić ci jak najwięcej przyjemności.
- Taaak… lubisz jak się wiję? - spytała lubieżnie, badając rękojeść w swojej dłoni. Coraz twardszą i zapewne nieustępliwie rozkoszą. Chaai zdecydowanie się podobało to co wymacała, choć starała się z tym kryć, grając bardziej nieprzystępną.
- Tak… lubię… podobnie jak twój uśmiech, twoje usta, piersi, nogi, pupę… wszystko… jak ci błyszczą oczy. Jak marszczysz zabawnie nosek, gdy się obrażasz… choć nie lubię sprawiać ci przykrości. - Zadrżał pod jej dotykiem, jego oddech przyspieszył, gdy palcami sama rozpalała kochanka. Ale panował nad sobą. Jeszcze.
- Ja też… coś w tobie lubię - odparła mu z dziecięcą szczerością, która nawet ją samą zaskoczyła. - Nie wiem… czy to jest to samo lubienie o którym ty… czy inni mówią, ale czuje się inaczej gdy przyciskasz mnie do ściany, gdy uderzam o nią plecami, za każdym razem gdy mnie zdobywasz… - Jarvis miał wrażenie, jakby zdradzała mu jakiś sekret. Jakby te słowa miały pozostać nigdy niewypowiedziane, ukryte gdzieś głęboko na dnie duszy. Jakby… mówienie o tym otwarcie było czymś nieodpowiednim lub nawet zakazanym.
Zawstydzona uciekła spojrzeniem gdzieś w bok, choć jej palce nie opuszczały swojego miejsca na męskości, bawiąc się nią nienachalnie, niczym piórem podczas pisania listu.
- Są różne rodzaje miłości Kamalo, różne rodzaje… lubienia kogoś za coś - szepnął jej do ucha mężczyzna, cmokając je czule. - Czy chcesz żebym cię tak gwałtownie posiadł? Opartą o ścianę?
Uśmiechnął się i musnął jej szyję pocałunkiem. - Nie będzie to poświęcenie z mej strony jeśli pofiglujemy w ten sposób. Tak też czuję olbrzymią przyjemność… bo dzielę ją z tobą.

Nawet jeśli miała ochotę, to zaprzeczyła potrząsając głową, wciąż zbyt wstydliwa, by spojrzeć na rozmówcę.
- To jest troszeczkę głupie jak teraz o tym myśle… ale nie czuje tego, gdy mnie tak bierzesz… na przykład z zaskoczenia. - Kolejne speszenie oblało czerwienią nie tylko jej policzki ale i szyję.
Uścisk na jego włóczni, zyskał na sile. Wyglądało na to, że będą się kochać… tradycyjnie, gdy nagle tancerka otworzyła szerzej oczy i popatrzyła z ukosa na czarownika. - Jak to marszczę nos podczas niezadowolenia? - zwęziła orzechowe ślepka jak rozgniewane zwierzątko i… zmarszczyła czoło a wraz z nim owy nos.
- Tak to… bardzo uroczo. - Uśmiechnął się mag czule i zaczął ów nos delikatnie całować. - Po prostu urokliwy z ciebie skorpionik, tak jak niemrawe mi zwierzątko wypadło. Sowa.
- Widziałeś kiedyś oskubaną sowę? - Nie był pewien czy było to pytanie, czy może groźba, gdy tak starała się unikać jego ust, ale z mizernym skutkiem. W końcu rozzłoszczona, oplotła go nogami i rękoma łącząc ich usta w silnym pocałunku, który miał chyba wyrażać jakąś wrogość lub pogardę wobec celu w którym zmierzała ta dyskusja. Jarvis zachłannie odpowiedział na ten pocałunek, chwytając za pośladki i próbując nakierować swój pazur na chętny jego obecności kwiat kobiecości kochanki, która nie zamierzała mu tego ani utrudniać, ale też i… ułatwiać. Zbyt bardzo pochłonięta, owijaniem się wokół ciała partnera, nie za bardzo zważała na jego dążenia, ku ich zespoleniu, kiedy wartki język mężczyzny rzucił wyzwanie jej językowi.
Niemniej Jarvisowi oplecionemu Chaayą, szło to kiepsko.. choć się starał, nie mógł trafić. Za to jego ocieranie się i starania, dodawały dodatkowych przyjemnych dreszczy ich pocałunkom, których jej kochanek był równie spragniony co ona.

Miłosna batalia trwała na wielu płaszczyznach i dotyczyła wielu rejonów. Skupiając się na jednej, partnerzy przegrywali na drugiej. Po jakimś czasie, gdy tancerka nie mogła wywalczyć na swych ustach czegoś więcej niż remisu, rozdrażniona ugryzła kochanka w język w tym samym momencie zwalniając uścisk ud na jego biodrach, spadając pupą na dłonie mężczyzny, przytwierdzając je do materaca.
- Gdybyś nie był tak zachłanny - wycedziła przez ząbki, uśmiechając się wyniośle i zakręciła pośladkami jak kura kuperkiem na grzędzie. - ...to już dawno byś mnie miał. - Prychnęła z wyższością, rozsuwając nogi i podciągając kolana lekko w górę, przez co wyglądała jak… żabka wywrócona na plecy, ale za to z jakim dostępem do swojego słodkiego tulipana.
- Chodź do mnie… stęskniłam się - te słowa wypowiedziane już były z czułością, jakże przewrotną u jej osoby, gdy z pragnieniem ponownie wcałowała się w męskie wargi.
- Jak mogę nie być… zachłanny… wobec takiego skarbu - szepnął czarownik całując bardkę i łącząc się z nią powolnym ruchem, by kolejnymi silnymi pchnięciami posmakować jej rozkoszy mocniej i intensywniej. I sprawić, by ona się poczuła tak przeszywana jego pożądaniem jak i przyszpilana do łóżka żarem namiętności kochanka.
Odpowiadała mu pocałunkami w bark, szyję i ucho, czasem drapiąc go zębami po odstającej kości ramiennej, lub paznokciami po pośladku i plecach. Nie była także cicha, wznosząc rzewne jęki pod sufit, gdy coraz silniej kumulowała się w niej przyjemność.
- Rozwal to łóżko… za taką cene powinno być wygodniejsze - wydyszała mu w przypływie świadomości, zanim ponownie osunęła się stan upojenia.
- Tak.. tak… tak… - Całował na oślep twarz, szyję, obojczyki. Ale tam gdzie bardka czuła go przeszywająco, zawsze trafiał, zawsze wypełniał jej zmysły swą obecnością. I powoli budował rozkoszne napięcie. Zmienili się w jeden, dziki organizm, wijący się zmysłowo i energicznie ocierający się o siebie samego. Rozpalony w dążeniu do spełnienia, które zbliżało się szybko i niczym śnieżna lawina przywaliła ich ciała, wyrywając z ich piersi niemal zwycięskie krzyki.
Kolejny czuły triumf osiągnięty w tym bolesnym tańcu, naznaczonym czerwonymi śladami na ich skórze po przebytej namiętności, powoli wykwitały drapnięciami lub wybroczynami.
Kamala wdychała ze świstem powietrze, opierając się czołem o biceps czarownika. - Prawie… umarłam… - przyznała zziajana. - Taką śmiercią chce umrzeć… - Zaśmiała się po tych słowach, opadając bez sił na materac.
- Przyznaję, że ma ona swój urok - mruknął czarownik, kładąc głowę na piersi dziewczyny i łapiąc oddech.
- Kocham cię Kamalo - rzekł cicho. I jak się okazało tej nocy… powtarzał te słowa wiele razy, różnym tonem.


Sen przybył nagle.
Chaaya nie zdążyła zarejestrować nawet kiedy. W jednej chwili leżała u boku Jarvisa, zastanawiając się, czy tym razem dane jej będzie odpocząć, by zaraz ze zdziwieniem stwierdzić, że właśnie śniła. Tawaif leżała nieruchomo w pozycji jakiej zastały ją objęcia Morfeusza, była to jedna z tych umiejętności, której nauczyła się podczas niewoli. Gdy rozpięta łańcuchami pod ścianą, znajdowała dogodną pozycję na odpoczynek, korzystała z niej… póki mogła, nie ruszając się choćby o milimetr.
Wyjątkowo nie miała koszmarów, którymi były najczęściej sny o czarnej pustce dookoła. Wypoczywała. Jej obolałe miejsca intymne od zbyt zuchwałego przedawkowania miłosnych uciech miały czas na regeneracje, choć bez leczniczych okładów i maści się nie obejdzie. To jednak mogło poczekać, bo sen był wyjątkowo słodki i bardka nie chciała go przerywać, dopóki nie będzie konieczne. Ale niestety… ktoś miał na ten temat inne zdanie i próbował wyrwać ją ze snu, muskając jej szyję czubkiem języka, a pupę dłonią.
Kobieta z początku ignorowała pieszczoty wpierw w ogóle ich nie odczuwając, a następnie opatrznie odbierając przez uśpiony umysł. W końcu łaskotki, od czułych pocałunków kochanka, wstrząsnęły ciałem tancerki, która otrząsnęła się i z niskim pomrukiem wtuliła się w męską klatkę piersiową, zarzucając przy okazji czarownikowi, nogę na uda.
- Jeszcze chwilę - poprosiła, moszcząc się wygodnie w nadziei, że sen powróci.
- Zgoda… - Cmoknął ją delikatnie w ucho czarownik. - … zgodnie z życzeniem moja księżniczko.
I rzeczywiście przestał próbować ją budzić, jedynie głaskał po włosach czule.

Ale tawaif nie udało się już zasnąć. Po dwóch kwadransach wsłuchiwania się w bicie serca osoby obok. Orzechowo oka ponownie zamruczała, odchylając głowę do tyłu by popatrzeć w sufit.
Choć psychicznie czuła się całkiem wypoczęta to cieleśnie wciąż styrana… może nawet bardziej niż przed ich wielogodzinnym seksem.
- To łóżko powinnam spalić, by nikt więcej nie musiał się na nim męczyć… - Kamala przywitała Smoczego Jeźdźca z uśmiechem.
- Nie jest nasze - mruknął cicho Jarvis, całując czoło przytulonej kochanki. A potem szyję. Delikatnie i czule. Również nie do końca wypoczęty, mag nie planował co prawda figlów, ale nie mógł się powstrzymać przed okazywaniem bardce czułości. O czym Chaaya dobrze wiedziała.
- Wynajmowanie takiego rupiecia powinno być karalne - odparła, nie przykładając jednak większej wagi, ani do mebla, ani do tematu ich rozmowy.
Pogładziła przywoływacza po policzku, zbierając mu niesforne kosmyki włosów za ucho.
- Dzień dobry - wyszeptała z uczuciem, składając na ustach kochanka delikatny pocałunek.
- Dzień dobry… - szepnął w odpowiedzi także całując usta dziewczyny. - Smoki będą wściekłe, że na tak długo im zniknęliśmy.
- Szpiegowanie się przedłużyło… Gozreh to potwierdzi. - Zaśmiała się z lekkością tancerka. - Poleżałabym… ale wbija mi się sprężyna w biodro, pewnie będe mieć siniaka po niej… Chodźmy na targ i śniadanie.
- A co po śniadaniu? Będę musiał w końcu zajrzeć do Dartuna, ale… mogę to zrobić sam. - Przywoływacz zamruczał niczym kocur (a może Gozreh?) i położył się na plecach. - No… kładź się na mnie. Nie musimy się spieszyć. I tak jesteśmy spóźnieni, o dzień?
Dholianka wdrapała się na tors mężczyzny, przytulając się do niego jak do wielkiej przytulanki, przebierając nogami w powietrzu.
- Muszę udać się do kilku miejsc. Porozmawiać, poczytać, pozwiedzać. W pojedynkę będzie mi nawet łatwiej wtopić się w tłum - odpowiedziała rezolutnie. - Po co chcesz iść do Dartuna? W sprawie nowego zadania, czy będziesz się usprawiedliwiać jak to się stało, że wpadłeś pod pantofel? - Zachichotała Kamala, dziobiąc go palcem w pierś.
- Dowiedzieć się jak mu poszło. Może nam załatwić nowe zadanie. A nuż znajdziemy parę kolczyków do twojego naszyjnika? - zażartował jej kochanek. I zamyśliwszy sie dodał. - Może też Dartun będzie wiedział coś o pobliskich pęknięciach planarnych. Jeśli chcemy uwolnić Starca z ciebie, to wycieczka na inny plan egzystencji może być w tym pomocna.
- Aćća… jakiś wygadany. - Cmoknęła tawaif, opierając brodę na rączce i wbijając łokieć w mostek czarownika. - Nie będzie to zbyt ryzykowne iść tam do niego teraz? Co jeśli Hyrkalianie go obserwują? - Chaaya nie do końca wiedziała, dlaczego mieliby to robić, ale wolała dmuchać na zimne. Stawka była zbyt wysoka, a może tylko przesadzała?
Zamyślona oparła głowę ponownie o pierś Jarvisa, zanim ten odczuł ból jej ciężaru. - Starzec chce ciało demona… chcesz iść do otchłani? Bo tam chyba najprędzej spotkamy “rozwiązanie” naszego problemu.
- Jeśli będą chcieli nas znaleźć… to pewnie znajdą. - Zamyślił się mężczyzna, głaszcząc ją leniwie po włosach. - I pewnie przepytają w kwestii złodziei. Nie unikniemy tego. Więc lepiej nie dawać im podejrzeń co do naszych intencji.
- Zrobisz jak uważasz - odpowiedziała w końcu, wzruszając ramionami, po czym klepnęła rozmówcę w ramię. - Nie wiem ile ci to zajmie, ale ja pewnie przez większość dnia będę zajęta. - Wstała siadając okrakiem na biodrach przywoływacza i spojrzała na niego z góry, przecierając lekko napuchnięte oczy. Ziewnęła przeciągle, przeciągając się, po czym rozejrzała się po pokoju w celu zlokalizowania swojego ubioru.
- To może nie powinienem cię wypuszczać z łóżka, co? - Dłonie kochanka spoczęły zaborczo na biodrach Chaai, po czym mężczyzna pieszczotliwie zaczął wodzić palcami po jej udach.
Kobieta obejrzała się na niego z mieszaniną niedowierzania, przerażenia i podziwu. Długo milczała, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Jeśli mam zostać uwięziona… to w łóżku wygodniejszym od tego, w pokoju z widokiem na miasto, a nie ruiny - postawiła swoje warunki z błędnym uśmieszkiem na wargach. - Chodź, chcę kupić kakao i zrobić napój dla twojego chowańca.
- Nie dam ci znowu spać wieczorem - postraszył ją Jarvis błądząc spojrzeniem po krągłościach jej ciała tak urokliwie podkreślanych przez światło poranka.
- Ach tak? - Bardka uśmiechnęła się łobuzersko. - W takim razie ucieknę do Nveryiotha - odgryzła sie z dziecięcą błazenadą, schodząc z kochanka i wstając z łóżka. Faktycznie miała siniaka od sprężyny. Wykwitł jej lekko z boku pod lewym pośladkiem.
- To ciebie wykradnę. Godiva uwiedzie Nverego… cóż, będzie uwodzić, a ja ciebie zabiorę - zażartował czarownik leniwie przeciągając się na łóżku i z tej pozycji obserwując każdy ruch i każdy gest tancerki.
- Myślę, że ma za bujne kształty jak na jego gusta… chyba zdążyłeś zauważyć, że lubi… śmiertelnie wychodzone. - Zachichotała pod nosem, podchodząc do drzwi, gdzie leżała sterta jej odmienionych ubrań. Zaczęła ubierać się w biały kombinezon, pod którym o dziwo nie miała bielizny. - Ale nie powiem, przyjemnie byłoby popatrzeć… i się pośmiać, jak próbuje mu się podlizać - dodała zamyślona, zapinając ostatnie sznurowania, po czym zaczęła cicho nucić układając czar.
- Obawiam się że Godiva nie bardzo rozumie koncepcję podlizywania się. To znaczy… wie kiedy jej się podlizują, ale sama jest zbyt dumna na to. - Zamyślił się mag, po czym wstał i zaczął się ubierać. - Gdzie cię szukać po południu?
Chaaya odpowiedziała, gdy okryła swe ciało misterną iluzją na powrót stając się rudowłosą panienką.
- W którejś ze świątyń. Elfickich. Możemy się umówić na konkretną.
- W tej co ostatnio… naszej świątyni? Nie przećwiczyliśmy wszystkich pozycji z rzeźb - zażartował Jarvis, a kobieta uśmiechnęła się lisio.
- Oczywiście. Jeśli staniesz na wysokości zadania.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline