Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2017, 22:05   #142
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wróżba nie była pomyślna.

Hedonista

To musiało być ostrzeżenie od Najwyższego względem ich misji. Robili co było trzeba, ale sięgali po wszystkie możliwe środki. Radykalizm. Już dawno byli za “bezpieczną granicą” i nie zanosiło się, aby sytuacja miała się szybko zmienić.
Biorąc pod uwagę ile już to polowanie na wiedźmę sprowadziło śmierci… A zapowiadało się, że planeta po zakończeniu tego wszystkiego spadnie w kwalifikacji. Będzie wyniszczona, nieprzyjazna ludziom… kto wie czy niezdatna do zamieszkania, jeżeli w przypływie desperacji Rathbone sypnie na raz ostatnimi asami z rękawa.

Przynajmniej mieli kolejną część współrzędnych. Cotant omal nie przypłacił akcji życiem. Wiedza jednak, że był w stanie w pojedynkę walczyć z jednym z najmocniejszych agentów Postrzępionego Zapytania była dużym pocieszeniem. Matuzalem nie pamiętał już kiedy ostatni raz cieszył się tak z sukcesu towarzysza, bardziej niż z sukcesów własnych podopiecznych. A ci również spisali się znakomicie. Nadzorczyni Siostra Andariel przejęła inicjatywę i teraz Ministorum było w ich garści, a drużyny Frateris Militia mogły bez trudu odciążyć wojsko i służby porządkowe od walk z maruderami i bandytami, którzy wylęgali się na tyłach lojalistycznych sił. Ponadto akolici nie próżnowali i zdobywali kolejne bojowe doświadczenia gromiąc co bardziej wymagające grupy przeciwników z którymi nie radzili sobie tutejsi.

Spektakl zmierzał ku finałowi.

- Wróg umocnił się na tych pozycjach. Tu znajdują się umocnienia, a tu bunkier dowodzenia. - wskazał oficer poustawiane na wielkiej sztabowej mapie figurki - Nasze siły, oznaczone na zielono, znajdują się tu i tu. Wsparciu orbitalnemu wiemy też o zbliżających się posiłkach wroga.
- Opracowano plan zajęcia się nimi? - zapytał Sejan.
- Tak. Najpierw ostrzelamy formację salwami z artylerii dalekiego zasięgu.
- Ile zajmie im dotarcie do swoich?
- Około cztery godziny od teraz, mój panie, z marginesem plus minus półgodziny.
- Rogue Traderzy zajmują się teraz kwestią stacji orbitalnej - stwierdził Matuzalem - Będziecie potrzebowali kogoś kto poda dokładne koordynaty dla artylerzystów.
- Tak, lordzie, posłaliśmy w teren kilka drużyn zwiadowczych…
- Pozwolicie… - uniósł dłoń Matuzalem - Inkwizytor potrzebuje oczu i uszu na polu bitwy. Wskażcie, która drużyna jest najbardziej doświadczona. Przejmę nad nią dowodzenie i zajmiemy eliminowaniem ważniejszych celów i namierzaniem posiłków wroga.
Oficerowie stali trochę skonsternowani. Zarówno główny techkapłan, mistrz artylerii, komisarz, jak i pułkownik. Jedynie kapelan wydawał się jakiś taki bardziej zadowolony, widząc, że Inkwizytor i jego agenci nie siedzą na tyłkach, a włączają się do akcji.
- Jesteście pewni, mój panie? - zapytał w końcu komisarz - Boimy się o wasze bezpieczeństwo.
- Spokojnie. Nie wątpicie chyba, komisarzu, że mój Przesłuchujący nie potrafi o siebie zadbać? - zapytał uśmiechając się półgębkiem pod maską Sejan.
- Nie. Gdzie by znów. - odparł komisarz - Nie uważam za stosowne posyłanie kogoś wysokiego rangą na zwiad. Ale jeżeli jesteście panie zdecydowani ruszyć pozwólcie, że przydzielę do drużyny jednego z moich podwładnych.
- I ja poślę kogoś od siebie - dodał kapelan.
Po chwili większość oficerów zgodziła się wyselekcjonować dla Matuzalema kilku specjalistów, którzy będą w stanie uformować wzmocnioną drużynę zwiadu. Co prawda taki oddział ad hoc będzie cierpiał na problemy ze zgraniem, jednak Przesłuchujący z góry zastrzegł, że każdy z wybranych wojaków, ma być zdolnym do zniknięcia na polu bitwy. Kadra dowodzenia pokiwała głowami.


Piętnaście minut później przed jednym z baraków ustawił się szereg żołnierzy i auxylariuszy, którzy mieli towarzyszyć w misji Matuzalemowi. Przeszedł się wzdłuż szeregu tylko raz, zczytując powierzchowne myśli ludzi. Szedł miękkim krokiem za nim młodszy komisarz, niejaki Fabiusz Frost. Wydawał się odpowiednią osobą do misji. Jego podkomendni czuli przed nim wyjątkowy rodzaj strachu, bo chociaż Frost nie był nadgorliwy w swoich obowiązkach to ten szczupły absolwent Schola Progenum i kursu komisarskiego miał bardzo paskudny zwyczaj. Poruszał się cicho, nie rzucał się w oczy i zawsze był tam gdzie właśnie ktoś się szykował do złamania regulaminu. Komisarz po kolei przedstawiał kolejnych żołnierzy. Wszyscy co do jednego służyli w PDFie dłuższy czas i wywodzili się z wiosek położonych w dżungli. Ich dowódcą był sierżant Pepe, człowiek o aparycji niewyrośniętego, leśnego dzikusa, którego ktoś ogolił i wcisnął w mundur. Ciężko było cokolwiek o nim powiedzieć, jednak roztaczał wokół siebie tą typową aurę człowieka, który akceptuje los jaki by nie był. Wsparciem dla drużyny miała być też dwójka kapłanów, jeden z oddziału ministorum, a drugi od AdMechu. Padre był dobrze odkarmionym klechą z łysiejącą glacą i gęstym, czarnym wąsem. Ponoć zanim został duchownym był jednym z najlepszych przemytników i nawet w wojsku prowadził pewne interesy. Tryb z kolei nie należał do tutejszych. Był dobrze wyrośnięty, a lekki pancerz wspomagany jeszcze potęgował jego posturę. Miał z nim zintegrowaną magnetyczną uprząż na której wisiała masa drobnego sprzętu przeróżnego zastosowania.
Wszyscy co do jednego ubrani byli w kamo-płaszcze uzupełnione dodatkowo różnym dżunglowym śmieciem. Techkapłan porozdawał wszystkim miniaturowe pudełeczka do przyczepienia przy pasie. Matuzalem znał te urządzenia bardzo dobrze - wyciszacze, generatory aktywnego tłumienia dźwięku. Jednocześnie Padre zmówił modlitwę prosząc o błogosławieństwo dla drużyny.

- Wasz dowódca Pułkownik Raphael, powiedział mi, że jesteście najlepszymi zwiadowcami w jego formacji. Właśnie takich ludzi potrzebujemy, aby zapewnić dla Farcast… dla Imperatora zwycięstwo…a dla Jego wrogów haniebną porażkę. - rzekł swoim starczym, ale mocnym głosem - Nie będę się rozwodził nad powagą naszej misji. Powiem tyle… dzięki nam dzisiaj zginie całe mnóstwo heretyków. I z Jego błogosławieństwem pośród nich będzie też wrogie dowództwo. W drogę. Imperator chroni.



Z zamyśloną miną Generał Bandera przyglądał się prostej holomapie. Bunkier z którego dowodził bitwą był bardzo stary, jednak na szczęście nikt nie wyniósł z niego podstawowego sprzętu. Kilka tygodni pracy zaowocowały przywróceniem go do funkcjonalności. Nie były to cuda, którymi mógł się poszczycić pałac El Comendante, ale wystarczyło w bieżącym starciu. Dzięki pracy kilku technomatów, jego przyboczny techkapłan mógł na bieżąco aktualizować mapę sytuacyjną. Jego oficerowi śledzili tok wydarzeń, podając potrzebne mu informacje. Bandera z chłodnym profesjonalizmem wydawał komendy, które były przekazywane dalej przez oficerów łącznościowych komunikacją kablową na powierzchnię. Zachowywał się nad wyraz spokojnie, jakby wcale na powierzchni nie trwała krwawa bitwa. Stronnicy El Kanga zajęli pozycję, okopali się i nieśmiało przeprowadzali pierwsze ataki. Jedyne co potrzebował teraz zrobić Bandera to trzymać wroga w szachu i poczekać na posiłki. Nie żeby stronnictwo Inkwizytor Rathbone miało ich dużo, jednak każdy dzień był według słów kobiety krokiem bliżej zwycięstwa.
- Lordzie Generale, meldunek od porucznika Huana! - uniósł dłoń jeden z łącznościowców - Stracił jeden z patroli zabezpieczających naszą flankę, w głębi naszego terenu!
- Niech pośle więcej ludzi w teren. Nadaj do operatorów głównego przekaźnika voxa, aby rozpoczęli zagłuszanie wszystkich kanałów. - Bandera zwrócił się do swoich oficerów - Przekazać, że teraz nadajemy meldunki tylko osobiście, przez kurierów lub łączność kablową.
- Infiltratorzy? - zapytał jeden z doradców.
- Bez voxa niczego nie będą mogli przekazać swoim. - wyjaśnił spokojnie Bandera - Znaleźć ich i wyeliminować.



Pierwsza część podróży minęła spokojnie. Ta po terenie kontrolowanym przez lojalistów. Przedzierali się przez dżunglę w zadowalającym tempie. Według cartographa którego miał ze sobą techkapłan przekroczyli front podczas przechodzenia strumienia. Wkrótce też zaczęli natykać się na patrole. Dzięki ślepowidzeniu Matuzalema zdołali wyminąć wszystkie, obejść praktycznie każdą pułapkę i dotrzeć w głąb strefy niepostrzeżenie.
Tylko jednego Przesłuchujący nie przewidział.
W dżungli widoczność jest bardzo ograniczona. Słuch też zawodzi z powodu wszelkich odgłosów. Zasięg zmysłów Astropaty pozwalał mu spokojnie na wyminięcie każdego w dużej odległości.
No chyba, że ten ktoś nie polegał na wzroku, ani na słuchu.
Dopiero kiedy usłyszeli głośne ujadanie, Przesłuchujący zdał sobie sprawę, że na tą ewentualność się nie przygotował. Psy nie tak łatwo było oszukać kamo-płaszczem czy wygłuszarkami. Szybko zastawili zasadzkę i zdołali wyeliminować patrol, jednak kto wiedział czy już nie zameldowali… albo czy nie mieli się zameldować? Tak czy inaczej należało przypuszczać, żę wróg szybko dowie się o ich obecności. Drużyna zadbała tylko o to, aby zakamuflować zwłoki liśćmi i gnijącymi na ziemi resztkami, po czym ruszyli dalej. Godzinę później, kiedy zajmowali pozycję na wzgórzu z którego mieli prowadzić obserwację nadciągającego kontyngentu wroga, techkapłan zameldował o zagłuszeniach na voxie. Przesłuchujący skwitował to krótkim stwierdzeniem, że nie będzie to problemem. Dla wyjaśnienia postukał się po głowie, a co bardziej domyślni zrozumieli o co mu chodziło.
- Słychać ich… i widać. - mruknął jeden z żołnierzy - Tam, na wprost i trochę na prawo.
Rzeczywiście. Ryk silników był donośny. Tryb uniósł do oczu lornetkę i przyjrzał się.
- Pahydermy, parę ciężarówek wypełnionych ludźmi z zaprzęgniętymi działami. - zaczął wyliczać - Jest jedna Chimera. Parę wozów ubezpieczenia. Ale jeszcze jadą.
- Rozpocznij namierzanie. Kiedy dam znać… zaczniesz mówić je głośno i wyraźnie.
Żołnierze zabrali się do roboty, rozłożyli mapę i przy pomocy kompasu i paru innych przyrządów zaczęli wyznaczać pozycję przeciwnika. Tymczasem Matuzalem usiadł spokojnie na ziemi ze skrzyżowanymi nogami pogrążając się w krótkiej medytacji. Stojący nieopodal komisarz przyglądał się jemu odrobinie podejrzliwie, ale nic nie powiedział. Padre za to zagwizdał i zmówił krótko modlitwę, przy czym niektórzy słyszeli, że mówił coś o dobrach, które pozostaną po poległych szubrawcach.



Sejan stał pochylony nad mapą i obserwował przebieg wydarzeń. Z początku niemrawo oddziały PDF oraz MP-F badali wrogie umocniania i pozycje małymi wypadami. Wróg nigdzie nie miał zamiaru się ruszyć. Z resztą. Inkwizytor zdołał przekonać dowódców, że kwestia posiłków wroga jest załatwiona.
I nie mylił się.
W momencie, kiedy układano plan generalnego szturmu do jego myśli ktoś próbował się wedrzeć. Wytrenowane odruchy zadziałały broniąc się przed ingerencją, jednak wyczuł specyficzną prezencję w umyśle. To był Matuzalem.
Przez chwilę Inkwizytor stał oniemiały i drżał, kiedy łączem telepatycznym przesyłano informacje do niego przez Przesłuchującego. Od razu zaczął wypowiadać to co usłyszał.
- Wrogie posiłki są dokładnie w tym miejscu. Dyktuję koordynaty…



Komisarz Frost przykazał sierżantowi Pepe, aby rozstawił swoich ludzi na czujkach. Teraz kiedy stali w miejscu było niebezpieczeństwo, że przeciwnik zdoła ich odnaleźć. Sam zachowywał kamienną twarz, chociaż był nerwowy. Raz z powodu bliskości psykera, dwa z powodu bycia na tyłach wroga. Nie do tego go przyuczano w Scholi. Z drugiej strony nie powinien narzekać. Niewątpliwie z pomocą Imperatora zdołają powrócić, a wtedy za pomoc Inkwizycji z pewnością czeka go awans na pełnoprawnego komisarza. Frost jednak czekał na upragniony świst pocisków artyleryjskich. Po drodze sunęło coraz więcej pojazdów nieprzyjaciela. Jeszcze chwila i będą przejeżdżać po drodze u podnóża wzgórza na którym się znajdowali.
W ryk silników zmotoryzowanej kolumny wkradł się jakiś niepokojący dźwięk. Po chwili okrzyki, ledwie słyszalne… za to ujadanie psów było bardzo wyraziste. Chwilę później do komisarza podbiegł jeden z wojaków.
- Sir! Od strony ich bunkra dowodzenia w naszą stronę zmierza patrol! - zameldował.
- Przygotować się na przejęcie i eliminację… musimy dać cz…
Resztę jego wypowiedzi zagłuszył charakterystyczny wizg. Po chwili podnóże wzgórza zostało zaorane szeregiem eksplozji. Kolejna seria wizgów i znów. Pióropusze eksplozji. Ziemia zaczęła się trząść, a drobiny drzazg i grud ziemi obsypały gęsto wszystkich w koło. Techkapłan w geście satysfakcji zgiął rękę w łokciu i zacisnął pięść. Gdzieś za ich plecami rozległy się jednak zduszone okrzyki przerywane raz po raz przez ryk artyleryjskich pocisków. Po chwili doszły do niego odgłosy wystrzałów broni maszynowej, karabinów i strzelb oraz ujadanie. Po chwili parę eksplozji granatów. Drużyna Matuzalema ostro przywitała nadciągający patrol. Zaraz potem doszedł odgłos cięższego kalibru. Ktoś z kolumny wsparcia zauważył błyski wystrzałów i nie zwracając uwagi na panujące w koło pandemonium skierował na wzgórze ogień ciężkiego stubbera.



Maskę spokoju zdołał zachować, ale w środku aż się gotował. Jednak generał Bandera nie miał zamiaru dawać po sobie tego poznać. Oficerowie w koło już zaczynali panikować, ale jego niewzruszona postawa zdołała ich utrzymać w ryzach.
- Jednostki z prawego skrzydła mają przystąpić do okrążenia wroga. Patrole na naszych tyłach mają odnaleźć infiltratorów. Reszta na linię frontu. - wydał polecenia chłodnym, opanowanym tonem.



Bitwa była bardzo krwawa. Wraz z zagładą kolumny wsparcia siły Imperium rzuciły się na zdrajców z pełną furią. Bandera jednak nie miał zamiaru się wycofywać. Dano mu wyraźnie do zrozumienia jaki los go czeka, jeżeli… “nie zdoła opóźnić marszu Inkwizytora i lojalistów El Kanga”. Może jego podwładni widzieli w tym jakąś żołnierską dumę, jednak on wiedział, że po prostu nie było innego wyjścia. Problemem też była grupa infiltratorów, których nie zdołano osaczyć i wybić. Jakiś żołnierz zdołał zbiec z potyczki i doniósł, że “słyszał głosy”. Bandera podejrzewał, że najprawdopodobniej w skład grupy może wchodzić psyker, a co za tym idzie to nie drużyna żołnierzy, ale inkwizycyjnych. Ale nie było potrzeby uświadamiać podwładnych z kim się będą mierzyć.

Odgłosy wystrzałów i wybuchów niosły się dobre kilka godzin po całej okolicy, zanim zdołały dotrzeć pod samą placówkę, która przypominała już gruzowisko od ciągłego ostrzału artyleryjskiego. Jednak położony głęboko pod ziemią bunkiem wytrzymywał to wszystko bez większego problemu. Wróg w końcu zdołał przebić się przez pojazdy ukryte w dżungli, oddziały, pułapki i zasadzki. PDF wkroczył do ruin i ciężkim sprzętem odgrzebał tunel prowadzący głęboko pod fortyfikacje. Kiedy jasne już były, że droga ucieczki została odcięta zwyczajnie uniósł rękę do jednego ze swoich podwładnych, który rzucił mu bolter wraz z uprzężą taktyczną. Jedyne co wtedy wypowiedział to “Wszyscy walczą, nikt się nie cofa”.

Bandera beznamiętnie spojrzał na rozgrzewające się do czerowności wrota. Ktoś z tamtej strony najwyraźniej z braku odpowiednich środków po prostu przytargał multilaser i walił z niego w pancerną gródź. Gdzieś z tyłu głowy generała utkwiła myśl, że chyba nie mieli żadnego dobrego Tryba pod ręką bo nikt nawet nie próbował zrobić tego drogą technomantów. Brutalna siła. To zawsze było skuteczne.
Ostatnie sił rebelianckich, które schroniły się w sali narad rozstawiły flak-ścianki, broń ciężką i wszystko co tylko zdołali zgarnąć.
- Gotować się! Zaraz się przebiją! - zawołał Generał Bandera wznosząc bolter - Wszyscy walczą! - powtórzył - Nikt się nie cofa!
Żołnierze, od szeregowca po pułkowników trzymali broń w rękach gotowi zablokować korytarz ścianą ołowiu, boltów i laserów.
- Coś słyszę… coś… coś jakby śpiew. - zawołał jeden z żołnierzy schowanych za ścianką

Bandera rozejrzał się. Coraz więcej ludzi słyszało dziwne głosy. On sam je słyszał. Jakby jakieś anielskie głosy wypełniały przestrzeń doniosłym nastrojem. Niektórzy z żołnierzy mieli przy sobie symbole aquili, które zaczęły delikatnie jaśnieć. Imperialny Orzeł nad wejściem wyraźnie jaśniał bladym blaskiem.
Huk.
Nadwrężone i rozhartowane wrota eksplodowały tworząc wyłom. Obrońcy na moment zostali oszołomieni. Było to na tyle dużo czasu, aby ktoś zdołał wrzucić do środka kilka cylindrycznych granatów, które zaraz zaczęły wypuszczać z siebie siwy, gęsty dym. Bandera uśmiechnął się smutno. Wyglądało na to że ich koniec nie będzie chwalebny.

***

Generał zginął jako jeden z pierwszych. Pod osłoną dymu do środka wprowadzono przenośne osłony stworzone naprędce z pancernych płyt wraków pojazdów walających się na powierzchni. Przez zasłonę dymną ogień nie był celny, a osłony robiły swoje. W dodatku żołnierze i oficerowie wydawali się być porażeni obecnością kogoś potężnego. Po sali niosły się słowa z bitewnego katechizmu, wspierane przez ledwie słyszalny niebiański chór. Ogień był niecelny. Wtedy też w dymie pojawiło się złociste światełko, które zamigotało, a po chwili zamieniło się w strumień złotego ognia, który pognał w kierunku generała Bandery. W stronę atakujących posypały się granaty, które zdołały zatrzymać przeciwnika, lecz szkoda została wyrządzona. Generał wrzeszcząc z bólu miotał się po posadzce. Jego żołnierze nie przestawali strzelać jednak było wiadome, że tej bitwy nie można wygrać.
Utwierdziła ich w tym odpowiedź lojalistów, którzy moment po tym jak eksplozje granatów ucichły wbiegli do wnętrza przez chmurę dymu strzelając w każdego kto się ruszał.



Bandera zaczerpnął ostatniego tchu. Ból jaki trawił jego ciało i duszę był nie do opisania. W ostatniej chwili życia widział tylko jak seria pocisków wbija się w ciało pochylającego się nad nim medyka. Potem chwila spokoju i pochylająca się nad nim mroczna postać, która zamiast twarzy miała żelazną czaszkę bez dolnej szczęki.
Generał wyzionął swój ostatni oddech… a wraz z nim swoją duszę.
 
Stalowy jest offline