Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2017, 20:30   #141
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Oto wasze sektory i kierunki przemieszczania się. Rozkaz jest prosty – znaleźć i zlikwidować. Nie obawiajcie się śmierci cywilów – w tej dżungli ich nie ma. Jak widzicie kogoś obcego – strzelajcie aby zabić – Blackhole zrobił pauzę na łyk wody i powiódł wzrokiem po zebranych gwardzistach, którzy chłonęli wzrokiem trójwymiarowy hologram topograficzny wyświetlony na środku sali. W śród nich byli dowódcy drużyn i starsi rangą z Adeptus Arbites, dowódcy z Carabinieri i MP-F.
-Drużyna Alfa – wskazał na Arbites - przeprowadza bezpośredni szturm od południa i zachodu na rezydencję-bazę Ortega. Duża siła ognia, wsparcie z powietrza, wsparcie maszyn bojowych i z głośników niech wali hymn Inkwizycji. Na całą parę. Taki efekt psychologiczny. Ochrona kartelu to banda, nie armia, więc nie spodziewam się wysokiego morale przy ciężkim zmasowanym ataku na kilku frontach. Drużyna Beta, czyli Carabinieri nagania uciekających niedobitków drużynie Gamma, MP-F, którzy kończy imprezę. Chodzi o to, aby dać przeciwnikowi możliwość ucieczki. Niech czują powiew wolności na północy i wschodzie. Ostatnia rzecz, której chcemy, to przeciwnik okopany, naćpany, otoczony i mający świadomość, że to jego ostatnia walka, więc musi dać z siebie wszystko. Ludzie zdesperowani potrafią wzbić się na wyżyny swoich możliwości. Tego unikamy. Działamy mądrze, ograniczając straty własne. Niech kartel Ortega zwiewa. Zastawiajcie pułapki, róbcie potykacze, zawieszajcie drut strunowy na wysokości szyi biegnącego mężczyzny, dodajcie kilka min przeciwpiechotnych. I walcie im w plecy ile dusza zapragnie. Ale niech zawsze, powtarzam, zawsze, mają nadzieję na ucieczkę.
-Przepraszam
– odezwał się jeden z dowódców Arbites – Ale na hologramie widać sporo kanałów. Co jak wróg do nich ucieknie? Walki pod ziemią będą trwały miesiącami.
-Bardzo słuszna uwaga. Widzicie gdzie są wejścia i dzięki skanowi orbitalnemu macie dokładne lokalizacje szybów wentylacyjnych. Zgrajcie te dane na data-slate'y, będą niezbędne przy kończącym uderzeniu. Kiedy wróg będzie w tunelach. Są to doskonałe struktury. Strome szyby prowadzące w dół, potem ostro zakręcające. Można wrzucić siatkę granatów a i tak nie ruszą kogoś ukrytego za zakrętem. Po eksplozji, gdy ktoś będzie schodził w dół, przeciwnik strzeli mu w krocze lub brzuch. Nie zabije, wystarczy mu ranny, wrzeszczący człowiek zaklinowany na wejściu do tunelu. Nawet jak go wciągniemy, to małe szanse, że znajdzie się następny chętny. A kolejne granaty nie zrobią wrażenia z powodów jakie przedyskutowałem.
-Można użyć gazu bojowego
– odezwał się któryś z MP-F.
-Niby można. Ale to nie przyspieszy szturmu. Bo wszyscy będą musieli nosić maski i w tunelach będzie słaba widoczność. Poza tym, gaz nie zadziała na dużym obszarze tuneli. Spójrzcie, widzicie te ostre zejścia w dół, głębokie na kilka metrów, odbijające potem w górę? To miejsca, gdzie tunel schodzi pod powierzchnię wód gruntowych. Korytarz jest zalany, trzeba w nim nurkować. Tamtędy gaz nie przeleci. Można co prawda potraktować gazem wszystkie szyby wentylacyjne, ale obawiam się, że część ma filtry. Poza tym jest lepszy sposób. Biały fosfor.
-Granaty zapalające WP? Chcesz spalić tunele?
-Nie, nie tunele same w sobie. Biały fosfor spala się wydzielając niesamowite ilości energii cieplnej, a do tej reakcji potrzebny jest tlen. Masa tlenu. Potraktujemy szyby wentylacyjne granatami WP i specjalnymi ładunkami z fosforem. To przejara filtry wypali cały tlen w tunelach. Na to nie pomogą żadne maski p-gaz. Potem tylko trzeba przejść się z auspexami i wysondować czy wszyscy zdrajcy zdechli. A jak będą wyłazić... cóż, granaty krak skutecznie sobie z nimi poradzą. Nie ma to jak być zasypanym ziemią i częściami ciał w tunelu, w którym kończy się powietrze. A teraz szczegóły szturmu...



Atak rozpoczął się z powietrza. Rakiety hellstrike uderzyły w baterie pelotek, niekierowane pociski kalibru 89 mm zmiotły gniazda ciężkich stubberów, a tysiącfuntowe bomby o korygowanej trajektorii solidnie naruszyły budynki ochrony. Zaczęło się natarcie. Klan Ortega pozbawiony pomocy heretyckich przyjaciół został sam na placu boju. Walka twarzą w twarz, wojownik przeciwko wojownikowi nie trwała długo. Po kilku godzinach, kartel wykrwawiony uderzeniami z powietrza, atakowany z dwóch stron na lądzie zaczął się wycofywać. Część zmykała do dżungli, gdzie czekały na nich pułapki i naganiacze, część szukała schronienia w tunelach. Pętla się zacisnęła.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 01-09-2017, 22:05   #142
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wróżba nie była pomyślna.

Hedonista

To musiało być ostrzeżenie od Najwyższego względem ich misji. Robili co było trzeba, ale sięgali po wszystkie możliwe środki. Radykalizm. Już dawno byli za “bezpieczną granicą” i nie zanosiło się, aby sytuacja miała się szybko zmienić.
Biorąc pod uwagę ile już to polowanie na wiedźmę sprowadziło śmierci… A zapowiadało się, że planeta po zakończeniu tego wszystkiego spadnie w kwalifikacji. Będzie wyniszczona, nieprzyjazna ludziom… kto wie czy niezdatna do zamieszkania, jeżeli w przypływie desperacji Rathbone sypnie na raz ostatnimi asami z rękawa.

Przynajmniej mieli kolejną część współrzędnych. Cotant omal nie przypłacił akcji życiem. Wiedza jednak, że był w stanie w pojedynkę walczyć z jednym z najmocniejszych agentów Postrzępionego Zapytania była dużym pocieszeniem. Matuzalem nie pamiętał już kiedy ostatni raz cieszył się tak z sukcesu towarzysza, bardziej niż z sukcesów własnych podopiecznych. A ci również spisali się znakomicie. Nadzorczyni Siostra Andariel przejęła inicjatywę i teraz Ministorum było w ich garści, a drużyny Frateris Militia mogły bez trudu odciążyć wojsko i służby porządkowe od walk z maruderami i bandytami, którzy wylęgali się na tyłach lojalistycznych sił. Ponadto akolici nie próżnowali i zdobywali kolejne bojowe doświadczenia gromiąc co bardziej wymagające grupy przeciwników z którymi nie radzili sobie tutejsi.

Spektakl zmierzał ku finałowi.

- Wróg umocnił się na tych pozycjach. Tu znajdują się umocnienia, a tu bunkier dowodzenia. - wskazał oficer poustawiane na wielkiej sztabowej mapie figurki - Nasze siły, oznaczone na zielono, znajdują się tu i tu. Wsparciu orbitalnemu wiemy też o zbliżających się posiłkach wroga.
- Opracowano plan zajęcia się nimi? - zapytał Sejan.
- Tak. Najpierw ostrzelamy formację salwami z artylerii dalekiego zasięgu.
- Ile zajmie im dotarcie do swoich?
- Około cztery godziny od teraz, mój panie, z marginesem plus minus półgodziny.
- Rogue Traderzy zajmują się teraz kwestią stacji orbitalnej - stwierdził Matuzalem - Będziecie potrzebowali kogoś kto poda dokładne koordynaty dla artylerzystów.
- Tak, lordzie, posłaliśmy w teren kilka drużyn zwiadowczych…
- Pozwolicie… - uniósł dłoń Matuzalem - Inkwizytor potrzebuje oczu i uszu na polu bitwy. Wskażcie, która drużyna jest najbardziej doświadczona. Przejmę nad nią dowodzenie i zajmiemy eliminowaniem ważniejszych celów i namierzaniem posiłków wroga.
Oficerowie stali trochę skonsternowani. Zarówno główny techkapłan, mistrz artylerii, komisarz, jak i pułkownik. Jedynie kapelan wydawał się jakiś taki bardziej zadowolony, widząc, że Inkwizytor i jego agenci nie siedzą na tyłkach, a włączają się do akcji.
- Jesteście pewni, mój panie? - zapytał w końcu komisarz - Boimy się o wasze bezpieczeństwo.
- Spokojnie. Nie wątpicie chyba, komisarzu, że mój Przesłuchujący nie potrafi o siebie zadbać? - zapytał uśmiechając się półgębkiem pod maską Sejan.
- Nie. Gdzie by znów. - odparł komisarz - Nie uważam za stosowne posyłanie kogoś wysokiego rangą na zwiad. Ale jeżeli jesteście panie zdecydowani ruszyć pozwólcie, że przydzielę do drużyny jednego z moich podwładnych.
- I ja poślę kogoś od siebie - dodał kapelan.
Po chwili większość oficerów zgodziła się wyselekcjonować dla Matuzalema kilku specjalistów, którzy będą w stanie uformować wzmocnioną drużynę zwiadu. Co prawda taki oddział ad hoc będzie cierpiał na problemy ze zgraniem, jednak Przesłuchujący z góry zastrzegł, że każdy z wybranych wojaków, ma być zdolnym do zniknięcia na polu bitwy. Kadra dowodzenia pokiwała głowami.


Piętnaście minut później przed jednym z baraków ustawił się szereg żołnierzy i auxylariuszy, którzy mieli towarzyszyć w misji Matuzalemowi. Przeszedł się wzdłuż szeregu tylko raz, zczytując powierzchowne myśli ludzi. Szedł miękkim krokiem za nim młodszy komisarz, niejaki Fabiusz Frost. Wydawał się odpowiednią osobą do misji. Jego podkomendni czuli przed nim wyjątkowy rodzaj strachu, bo chociaż Frost nie był nadgorliwy w swoich obowiązkach to ten szczupły absolwent Schola Progenum i kursu komisarskiego miał bardzo paskudny zwyczaj. Poruszał się cicho, nie rzucał się w oczy i zawsze był tam gdzie właśnie ktoś się szykował do złamania regulaminu. Komisarz po kolei przedstawiał kolejnych żołnierzy. Wszyscy co do jednego służyli w PDFie dłuższy czas i wywodzili się z wiosek położonych w dżungli. Ich dowódcą był sierżant Pepe, człowiek o aparycji niewyrośniętego, leśnego dzikusa, którego ktoś ogolił i wcisnął w mundur. Ciężko było cokolwiek o nim powiedzieć, jednak roztaczał wokół siebie tą typową aurę człowieka, który akceptuje los jaki by nie był. Wsparciem dla drużyny miała być też dwójka kapłanów, jeden z oddziału ministorum, a drugi od AdMechu. Padre był dobrze odkarmionym klechą z łysiejącą glacą i gęstym, czarnym wąsem. Ponoć zanim został duchownym był jednym z najlepszych przemytników i nawet w wojsku prowadził pewne interesy. Tryb z kolei nie należał do tutejszych. Był dobrze wyrośnięty, a lekki pancerz wspomagany jeszcze potęgował jego posturę. Miał z nim zintegrowaną magnetyczną uprząż na której wisiała masa drobnego sprzętu przeróżnego zastosowania.
Wszyscy co do jednego ubrani byli w kamo-płaszcze uzupełnione dodatkowo różnym dżunglowym śmieciem. Techkapłan porozdawał wszystkim miniaturowe pudełeczka do przyczepienia przy pasie. Matuzalem znał te urządzenia bardzo dobrze - wyciszacze, generatory aktywnego tłumienia dźwięku. Jednocześnie Padre zmówił modlitwę prosząc o błogosławieństwo dla drużyny.

- Wasz dowódca Pułkownik Raphael, powiedział mi, że jesteście najlepszymi zwiadowcami w jego formacji. Właśnie takich ludzi potrzebujemy, aby zapewnić dla Farcast… dla Imperatora zwycięstwo…a dla Jego wrogów haniebną porażkę. - rzekł swoim starczym, ale mocnym głosem - Nie będę się rozwodził nad powagą naszej misji. Powiem tyle… dzięki nam dzisiaj zginie całe mnóstwo heretyków. I z Jego błogosławieństwem pośród nich będzie też wrogie dowództwo. W drogę. Imperator chroni.



Z zamyśloną miną Generał Bandera przyglądał się prostej holomapie. Bunkier z którego dowodził bitwą był bardzo stary, jednak na szczęście nikt nie wyniósł z niego podstawowego sprzętu. Kilka tygodni pracy zaowocowały przywróceniem go do funkcjonalności. Nie były to cuda, którymi mógł się poszczycić pałac El Comendante, ale wystarczyło w bieżącym starciu. Dzięki pracy kilku technomatów, jego przyboczny techkapłan mógł na bieżąco aktualizować mapę sytuacyjną. Jego oficerowi śledzili tok wydarzeń, podając potrzebne mu informacje. Bandera z chłodnym profesjonalizmem wydawał komendy, które były przekazywane dalej przez oficerów łącznościowych komunikacją kablową na powierzchnię. Zachowywał się nad wyraz spokojnie, jakby wcale na powierzchni nie trwała krwawa bitwa. Stronnicy El Kanga zajęli pozycję, okopali się i nieśmiało przeprowadzali pierwsze ataki. Jedyne co potrzebował teraz zrobić Bandera to trzymać wroga w szachu i poczekać na posiłki. Nie żeby stronnictwo Inkwizytor Rathbone miało ich dużo, jednak każdy dzień był według słów kobiety krokiem bliżej zwycięstwa.
- Lordzie Generale, meldunek od porucznika Huana! - uniósł dłoń jeden z łącznościowców - Stracił jeden z patroli zabezpieczających naszą flankę, w głębi naszego terenu!
- Niech pośle więcej ludzi w teren. Nadaj do operatorów głównego przekaźnika voxa, aby rozpoczęli zagłuszanie wszystkich kanałów. - Bandera zwrócił się do swoich oficerów - Przekazać, że teraz nadajemy meldunki tylko osobiście, przez kurierów lub łączność kablową.
- Infiltratorzy? - zapytał jeden z doradców.
- Bez voxa niczego nie będą mogli przekazać swoim. - wyjaśnił spokojnie Bandera - Znaleźć ich i wyeliminować.



Pierwsza część podróży minęła spokojnie. Ta po terenie kontrolowanym przez lojalistów. Przedzierali się przez dżunglę w zadowalającym tempie. Według cartographa którego miał ze sobą techkapłan przekroczyli front podczas przechodzenia strumienia. Wkrótce też zaczęli natykać się na patrole. Dzięki ślepowidzeniu Matuzalema zdołali wyminąć wszystkie, obejść praktycznie każdą pułapkę i dotrzeć w głąb strefy niepostrzeżenie.
Tylko jednego Przesłuchujący nie przewidział.
W dżungli widoczność jest bardzo ograniczona. Słuch też zawodzi z powodu wszelkich odgłosów. Zasięg zmysłów Astropaty pozwalał mu spokojnie na wyminięcie każdego w dużej odległości.
No chyba, że ten ktoś nie polegał na wzroku, ani na słuchu.
Dopiero kiedy usłyszeli głośne ujadanie, Przesłuchujący zdał sobie sprawę, że na tą ewentualność się nie przygotował. Psy nie tak łatwo było oszukać kamo-płaszczem czy wygłuszarkami. Szybko zastawili zasadzkę i zdołali wyeliminować patrol, jednak kto wiedział czy już nie zameldowali… albo czy nie mieli się zameldować? Tak czy inaczej należało przypuszczać, żę wróg szybko dowie się o ich obecności. Drużyna zadbała tylko o to, aby zakamuflować zwłoki liśćmi i gnijącymi na ziemi resztkami, po czym ruszyli dalej. Godzinę później, kiedy zajmowali pozycję na wzgórzu z którego mieli prowadzić obserwację nadciągającego kontyngentu wroga, techkapłan zameldował o zagłuszeniach na voxie. Przesłuchujący skwitował to krótkim stwierdzeniem, że nie będzie to problemem. Dla wyjaśnienia postukał się po głowie, a co bardziej domyślni zrozumieli o co mu chodziło.
- Słychać ich… i widać. - mruknął jeden z żołnierzy - Tam, na wprost i trochę na prawo.
Rzeczywiście. Ryk silników był donośny. Tryb uniósł do oczu lornetkę i przyjrzał się.
- Pahydermy, parę ciężarówek wypełnionych ludźmi z zaprzęgniętymi działami. - zaczął wyliczać - Jest jedna Chimera. Parę wozów ubezpieczenia. Ale jeszcze jadą.
- Rozpocznij namierzanie. Kiedy dam znać… zaczniesz mówić je głośno i wyraźnie.
Żołnierze zabrali się do roboty, rozłożyli mapę i przy pomocy kompasu i paru innych przyrządów zaczęli wyznaczać pozycję przeciwnika. Tymczasem Matuzalem usiadł spokojnie na ziemi ze skrzyżowanymi nogami pogrążając się w krótkiej medytacji. Stojący nieopodal komisarz przyglądał się jemu odrobinie podejrzliwie, ale nic nie powiedział. Padre za to zagwizdał i zmówił krótko modlitwę, przy czym niektórzy słyszeli, że mówił coś o dobrach, które pozostaną po poległych szubrawcach.



Sejan stał pochylony nad mapą i obserwował przebieg wydarzeń. Z początku niemrawo oddziały PDF oraz MP-F badali wrogie umocniania i pozycje małymi wypadami. Wróg nigdzie nie miał zamiaru się ruszyć. Z resztą. Inkwizytor zdołał przekonać dowódców, że kwestia posiłków wroga jest załatwiona.
I nie mylił się.
W momencie, kiedy układano plan generalnego szturmu do jego myśli ktoś próbował się wedrzeć. Wytrenowane odruchy zadziałały broniąc się przed ingerencją, jednak wyczuł specyficzną prezencję w umyśle. To był Matuzalem.
Przez chwilę Inkwizytor stał oniemiały i drżał, kiedy łączem telepatycznym przesyłano informacje do niego przez Przesłuchującego. Od razu zaczął wypowiadać to co usłyszał.
- Wrogie posiłki są dokładnie w tym miejscu. Dyktuję koordynaty…



Komisarz Frost przykazał sierżantowi Pepe, aby rozstawił swoich ludzi na czujkach. Teraz kiedy stali w miejscu było niebezpieczeństwo, że przeciwnik zdoła ich odnaleźć. Sam zachowywał kamienną twarz, chociaż był nerwowy. Raz z powodu bliskości psykera, dwa z powodu bycia na tyłach wroga. Nie do tego go przyuczano w Scholi. Z drugiej strony nie powinien narzekać. Niewątpliwie z pomocą Imperatora zdołają powrócić, a wtedy za pomoc Inkwizycji z pewnością czeka go awans na pełnoprawnego komisarza. Frost jednak czekał na upragniony świst pocisków artyleryjskich. Po drodze sunęło coraz więcej pojazdów nieprzyjaciela. Jeszcze chwila i będą przejeżdżać po drodze u podnóża wzgórza na którym się znajdowali.
W ryk silników zmotoryzowanej kolumny wkradł się jakiś niepokojący dźwięk. Po chwili okrzyki, ledwie słyszalne… za to ujadanie psów było bardzo wyraziste. Chwilę później do komisarza podbiegł jeden z wojaków.
- Sir! Od strony ich bunkra dowodzenia w naszą stronę zmierza patrol! - zameldował.
- Przygotować się na przejęcie i eliminację… musimy dać cz…
Resztę jego wypowiedzi zagłuszył charakterystyczny wizg. Po chwili podnóże wzgórza zostało zaorane szeregiem eksplozji. Kolejna seria wizgów i znów. Pióropusze eksplozji. Ziemia zaczęła się trząść, a drobiny drzazg i grud ziemi obsypały gęsto wszystkich w koło. Techkapłan w geście satysfakcji zgiął rękę w łokciu i zacisnął pięść. Gdzieś za ich plecami rozległy się jednak zduszone okrzyki przerywane raz po raz przez ryk artyleryjskich pocisków. Po chwili doszły do niego odgłosy wystrzałów broni maszynowej, karabinów i strzelb oraz ujadanie. Po chwili parę eksplozji granatów. Drużyna Matuzalema ostro przywitała nadciągający patrol. Zaraz potem doszedł odgłos cięższego kalibru. Ktoś z kolumny wsparcia zauważył błyski wystrzałów i nie zwracając uwagi na panujące w koło pandemonium skierował na wzgórze ogień ciężkiego stubbera.



Maskę spokoju zdołał zachować, ale w środku aż się gotował. Jednak generał Bandera nie miał zamiaru dawać po sobie tego poznać. Oficerowie w koło już zaczynali panikować, ale jego niewzruszona postawa zdołała ich utrzymać w ryzach.
- Jednostki z prawego skrzydła mają przystąpić do okrążenia wroga. Patrole na naszych tyłach mają odnaleźć infiltratorów. Reszta na linię frontu. - wydał polecenia chłodnym, opanowanym tonem.



Bitwa była bardzo krwawa. Wraz z zagładą kolumny wsparcia siły Imperium rzuciły się na zdrajców z pełną furią. Bandera jednak nie miał zamiaru się wycofywać. Dano mu wyraźnie do zrozumienia jaki los go czeka, jeżeli… “nie zdoła opóźnić marszu Inkwizytora i lojalistów El Kanga”. Może jego podwładni widzieli w tym jakąś żołnierską dumę, jednak on wiedział, że po prostu nie było innego wyjścia. Problemem też była grupa infiltratorów, których nie zdołano osaczyć i wybić. Jakiś żołnierz zdołał zbiec z potyczki i doniósł, że “słyszał głosy”. Bandera podejrzewał, że najprawdopodobniej w skład grupy może wchodzić psyker, a co za tym idzie to nie drużyna żołnierzy, ale inkwizycyjnych. Ale nie było potrzeby uświadamiać podwładnych z kim się będą mierzyć.

Odgłosy wystrzałów i wybuchów niosły się dobre kilka godzin po całej okolicy, zanim zdołały dotrzeć pod samą placówkę, która przypominała już gruzowisko od ciągłego ostrzału artyleryjskiego. Jednak położony głęboko pod ziemią bunkiem wytrzymywał to wszystko bez większego problemu. Wróg w końcu zdołał przebić się przez pojazdy ukryte w dżungli, oddziały, pułapki i zasadzki. PDF wkroczył do ruin i ciężkim sprzętem odgrzebał tunel prowadzący głęboko pod fortyfikacje. Kiedy jasne już były, że droga ucieczki została odcięta zwyczajnie uniósł rękę do jednego ze swoich podwładnych, który rzucił mu bolter wraz z uprzężą taktyczną. Jedyne co wtedy wypowiedział to “Wszyscy walczą, nikt się nie cofa”.

Bandera beznamiętnie spojrzał na rozgrzewające się do czerowności wrota. Ktoś z tamtej strony najwyraźniej z braku odpowiednich środków po prostu przytargał multilaser i walił z niego w pancerną gródź. Gdzieś z tyłu głowy generała utkwiła myśl, że chyba nie mieli żadnego dobrego Tryba pod ręką bo nikt nawet nie próbował zrobić tego drogą technomantów. Brutalna siła. To zawsze było skuteczne.
Ostatnie sił rebelianckich, które schroniły się w sali narad rozstawiły flak-ścianki, broń ciężką i wszystko co tylko zdołali zgarnąć.
- Gotować się! Zaraz się przebiją! - zawołał Generał Bandera wznosząc bolter - Wszyscy walczą! - powtórzył - Nikt się nie cofa!
Żołnierze, od szeregowca po pułkowników trzymali broń w rękach gotowi zablokować korytarz ścianą ołowiu, boltów i laserów.
- Coś słyszę… coś… coś jakby śpiew. - zawołał jeden z żołnierzy schowanych za ścianką

Bandera rozejrzał się. Coraz więcej ludzi słyszało dziwne głosy. On sam je słyszał. Jakby jakieś anielskie głosy wypełniały przestrzeń doniosłym nastrojem. Niektórzy z żołnierzy mieli przy sobie symbole aquili, które zaczęły delikatnie jaśnieć. Imperialny Orzeł nad wejściem wyraźnie jaśniał bladym blaskiem.
Huk.
Nadwrężone i rozhartowane wrota eksplodowały tworząc wyłom. Obrońcy na moment zostali oszołomieni. Było to na tyle dużo czasu, aby ktoś zdołał wrzucić do środka kilka cylindrycznych granatów, które zaraz zaczęły wypuszczać z siebie siwy, gęsty dym. Bandera uśmiechnął się smutno. Wyglądało na to że ich koniec nie będzie chwalebny.

***

Generał zginął jako jeden z pierwszych. Pod osłoną dymu do środka wprowadzono przenośne osłony stworzone naprędce z pancernych płyt wraków pojazdów walających się na powierzchni. Przez zasłonę dymną ogień nie był celny, a osłony robiły swoje. W dodatku żołnierze i oficerowie wydawali się być porażeni obecnością kogoś potężnego. Po sali niosły się słowa z bitewnego katechizmu, wspierane przez ledwie słyszalny niebiański chór. Ogień był niecelny. Wtedy też w dymie pojawiło się złociste światełko, które zamigotało, a po chwili zamieniło się w strumień złotego ognia, który pognał w kierunku generała Bandery. W stronę atakujących posypały się granaty, które zdołały zatrzymać przeciwnika, lecz szkoda została wyrządzona. Generał wrzeszcząc z bólu miotał się po posadzce. Jego żołnierze nie przestawali strzelać jednak było wiadome, że tej bitwy nie można wygrać.
Utwierdziła ich w tym odpowiedź lojalistów, którzy moment po tym jak eksplozje granatów ucichły wbiegli do wnętrza przez chmurę dymu strzelając w każdego kto się ruszał.



Bandera zaczerpnął ostatniego tchu. Ból jaki trawił jego ciało i duszę był nie do opisania. W ostatniej chwili życia widział tylko jak seria pocisków wbija się w ciało pochylającego się nad nim medyka. Potem chwila spokoju i pochylająca się nad nim mroczna postać, która zamiast twarzy miała żelazną czaszkę bez dolnej szczęki.
Generał wyzionął swój ostatni oddech… a wraz z nim swoją duszę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 03-09-2017, 02:18   #143
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
favelas, dzielnica rozrywkowa
Gęste chmury zasłaniały nocne niebo, kłęby smolistego dymu nadal odcinały światło gwiazd. Noc była stosunkowo chłodna, a w dzielnicy panowała dziwna cisza. Jeszcze kilka godzin temu mimo nadal toczących się gdzieś w oddali walk, nie wiadomo kogo z kim, dzielnica rozpusty, lub dzielnica rozrywkowa, jak też była nazywana, tętniła życiem. Na ulicy stały zmęczone życiem dziwki, nagabując klientów, w klubach szemrane typy sprzedawały dragi, ulicami przechadzali się zarówno zmęczeni pracownicy jak i spragnieni rozrywki wojownicy wszystkich kolorów. No prawie wszystkich... niektóre organizacje i zgrupowania wypadły wyraźnie z łaski i nie pojawiały się już w favelas ani otwarcie, ani pół otwarcie.
Jednak teraz ulicami przechadzali się nieliczni, dziwki pochowały się, a muzyka z klubów brzmiała głucho, jakby poprzez watę. Być może miasto podświadomie wyczuwało poruszające się w cieniach siły. Być może ludzie czuli na karku zbliżającą się konwergencję, jakby statyczne napięcie unoszące się w powietrzu. A może był to jedynie zbieg okoliczności podyktowany późną porą, albo ogólnie panującym strachem przed groźbą eksterminatus...

Z południa szybko zbliżał się konwój kilku pojazdów. Mordax siedzący na jednym z dachów przybliżył obraz. Trzy terenówki i dwie ciężarówki wraz z obstawą składającą się z trochę ponad pół tuzina motocyklów zbliżały się szybko do miejsca spotkania.
Ciekawe. Miasto było w stanie wojennym, nadal ważniejsze okręgi były chronione a co ważniejsze ulice zabezpieczone punktami kontrolnymi. Cantano musiał mieć wtyki lub potrafił omijać patrole i punkty kontrolne. Druga opcja była bardziej prawdopodobna, w slumsach i dzielnicach biedoty obecność sił porządkowych była jedynie symboliczna.
Kolumna ominęła fabrykę traktorów, obecnie opuszczoną i na wpół zawaloną. Jak wiele budynków w tym rejonie, fabryka została uszkodzona w walkach toczących się o pozyskanie kontroli nad miastem. No albo podczas walk ulicznych gangów w tym samym czasie... Mordax nie zdążył przeczytać raportów na ten temat, widział jedynie, że zniszczenia są świeże. Psyker skierował się do zejścia z dachu, chciał być bliżej zajść.
Pojazdy zatrzymały się przed sporym budynkiem oświetlonym licznymi jaskrawo różowymi neonami. Mordax ponownie przywołał dane, klub był pod kuratelą gangu "PCC", czyli Primeiro Comando da Capital. Silny i brutalny, ale nie grający w pierwszej lidze uliczny gang. Dzięki czemu cieszył się pewną renomą neutralnego gruntu, z którego czasem inne gangi korzystały, gdy chciały się dogadać.
Mordax obserwował jak ludzie Cantano wylewają się z ciężarówek, jak motory i dwie z trzech terenówek okrążają budynek, patrolując najbliższą okolicę. Równocześnie odbierał meldunki o poruszających się licznych grupach lokalnych mend. Istwanianie musieli przekupić chyba każdy gang w okolicy. Psyker zastanawiał się, czy Cantano jest świadom, w jakim niebezpieczeństwie się znajduje. Równocześnie cieszył się, że nie wtargnął tutaj od razu z większą liczbą sił porządkowych. Ograniczył się do trzech starannie dobranych oddziałów arbitatorów, skwapliwie skrytych w okolicy. W innym wypadku dawno jego siły zostały by odkryte i istwanianie zaalarmowani.
Z klubu wyszło kilkoro uzbrojonych po zęby mężczyzn, przez chwilę rozmawiali z kimś po stronie ludzi Cantano. Najwidoczniej doszli do porozumienia, gdyż ludzie Cantano uspokoili się nieco a w otwartych drzwiach terenówki pojawiła się para niezwykle zgrabnych nóg. W ślad za nimi z pojazdu kocim ruchem wyślizgnęła się blondyna. Anna Roverti. Gdy dziewczyna poprawiała spódniczkę, Mordax umieścił na jej ubraniu pluskwę. Miał zamiar pójść za nimi, ale jakby coś poszło nie tak, chciał widzieć i słyszeć to co oni.
Z drugiej strony wysiadł sam Valer Cantano. Mordax czuł jego niepewność. Cantano poprawił kołnierzyk a potem ruszył wraz z blondyną w stronę wejścia do klubu. Towarzyszyło im jeszcze czterech uzbrojonych mężczyzn o zawziętych twarzach. Mordax poczuł kuszący zapach kobiecych perfum, gdy grupka przechodziła koło niego. Ruszył za nimi.

W środku jakaś ciężka psychodeliczna muzyka wprawiała w wibrację cały lokal. Mordax czuł nieprzyjemne dźwięki bardziej niż je słyszał. Każda kość, każda śruba jak i wszystkie zęby wibrowały w takt dudniącej muzyki. Panował tutaj zaduch i smród spoconych ciał, jedynie nieco maskowany gryzącym dymem będącego produktem ubocznym spożywania różnego rodzaju środków odurzających.
Kilka dziewcząt o smutnych otumanionych narkotykami spojrzeniach tańczyło na rozstawionych bez planu podświetlonych podwyższeniach. Ludzkie śmiecie tego miasta kłębiły się dookoła nich, wyciągając swe brudne łapska w stronę miękkiego młodego ciała tancerek.
Skąpo ubrane kelnerki z trudem przebijały się przez ciżmę, lawirując z tacami pełnymi różnych trunków. Chrzęszczące pod butami szkło świadczyło o ich licznych porażkach by dojść z kuflami i kieliszkami od baru do stolików i z powrotem.
Mordax nie zaryzykował przebijania się przez tłum. Nawet będąc niewidzialnym i zmuszając umysłem ludzi dookoła by na niego nie wchodzili, nie mógł być pewien, że mimo to ktoś na niego nie wpadnie psując niespodziankę. Wiedział zresztą, gdzie zmierza ta mała procesja.
Zaraz po wejściu przywarł zatem do ściany i dzięki specjalnym zabawką wspiął się na nią, podążając za Cantano i blondyną po suficie. Był wolniejszy od idącego człowieka, ale przepychanie się przez tłum spowolnił grupę na tyle, iż dotarł przed nimi do przeciwległego krańca klubu.
Cantano wraz swym orszakiem oraz prowadzącymi ich gangsterami wspiął się po zardzewiałych schodach do góry, gdzie znajdowały się drzwi do biur na zapleczu klubu. Mordax już tu czekał, wślizgując się wraz z nimi do środka.

Cisza. Tak przyjemna chłodna cisza otuliła ich wszystkich, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi. Stali w czymś na rodzaj poczekalni, przy ścianach stały różne niedopasowane do siebie sofy. Był tu też barek i szklany stolik.
Szklana ściana pozwalała spoglądać na wnętrze klubu. Obok było kilka biur i salka konferencyjna za mleczną szybą. Ktoś był w środku ale nie szło dostrzec szczegółów.
Drzwi salki konferencyjnej uchyliły się i do Cantano wyszedł, a raczej wy turlał się Ben Wagner. Tłusty białas o zwisających ciężkich policzkach, łysince zarośniętej pojedynczą kępką przetłuszczonych włosów oraz o tak paskudnym uśmieszku, że nawet Mordax poczuł obrzydzenie.
- Cantano!- zawołał Wagner przesadnie przyjacielsko. Oboje mężczyźni uściskali sobie ręce. Dłoń Cantano wydawała się znikać wśród tłustych kiełbaskowatych paluchów białego człowieka.
- Jak tam twoja córka Wagner? Dostała się? - zapytał Cantano podtrzymując iluzję przyjaźni i poufałości.
- A jakże inaczej, nie ma za grosz talentu, ale wiesz, jak pogadałem sobie z tym dyrkiem, to dostała się na te studia sztuk pięknych. Choć powiem ci, za cholerę nie wiem, po jakiego huja jej to potrzebne.- Wagner zaśmiał się, aż zatrzęsły się jego obwisłe policzki. Cantano również się uśmiechnął, ale nieco wymuszone to było.
Wagner spojrzał na towarzystwo Cantano, jego cybernetyczne oczy zazgrzytały niezdrowo. Tkanka wokół implantów była czerwona i zaogniona. Implanty były najwidoczniej nie najlepszej jakości.
- Twoi ochraniaże tutaj poczekają - sapnął. - Wchodzisz tylko ty, tak zadecydował ten tam. - grubas wskazał za siebie na postać skrywaną za mleczną szybą.
Potem spojrzał jednak na blondzie. W lewym oku mechanizm chrupnął, gdy taksował anatomiczne szczegóły kobiety. - Anna, kociaczku. - Wagner oblizał swe wargi. Na co blondzia się skrzywiła. - Ty też możesz wejść. - oboje się najwidoczniej znało i nie była to najwidoczniej serdeczna znajomość.
Mordax wyczuł jak tłusty ganger w ostatnim momencie powstrzymał się przed strzeleniem dziewczynie soczystego klapsa gdy ją przepuszczał przodem. Wagner czuł się niesamowicie pewien, co go powstrzymało? Tego Mordax nie wyczuł niestety.

W środku za mahoniowym stołem na skórzanym fotelu siedział wysoki i wręcz niezdrowo chudy jegomość o białych długich włosach okalających zniewieściałą usianą cybernetycznymi wszczepami twarz. Ann "Pistol" we własnej osobie. Mordax, który wślizgnął się do środka korzystając z pozostawianych przez grubasa uchylonych drzwi, zastanawiał się, czy to coś jest kobietą czy mężczyzną. Był pewien, że odgadnie, gdy tylko spotka to coś na żywo... ale musiał stwierdzić... że nie potrafi z pewnością orzec.
Szklane drzwi zamknęły się z cichym klik. Grubas uśmiechnął się - to wy sobie pogadajcie - rzucił, wskazując na Pistol i Cantano. Już chciał usiąść Gdy Ann przemówił zgrzytliwym mechanicznym głosem. - Coś... coś tu jest nie tak. - Ann spojrzał na Cantano a potem skupił się na blondynie.
Mordax zaklął w myślach. Ann był heretekiem, powinien był przewidzieć, że może odkryć sygnał jego pluskwy. Niech to szlag.
Cantano chciał zaoponować ale wstający Pistol, górujący nad nim o trochę ponad głowę i z ciężkimi pistoletami u boku uciszył go unosząc dłoń, równocześnie nie odrywając ani na moment wzroku od kobiety.
- Zbliż się - zazgrzytał Ann. Anna spojrzała niepewnie na swego szefa, który jednak nie wsparł jej żadnym gestem. Przez moment dziewczyna się wahała, potem jednak uniosła nieco głowę i zrobiła krok do przodu.
Mordax z podziwem patrzył na wysportowaną bardzo atrakcyjną kobietę. W ruchach i sposobie bycia było coś drapieżnego i miękkiego zarazem. Była jak przyczajona, gotowa do skoku, blond włosa pantera. A teraz ta pantera rzucała wyzwanie jednemu z najgroźniejszych heretyków tego sektora.
Anna podeszła do Pistol zadzierając głowę do góry, Dzieliło ich może pół metra, nie więcej. Bała się, ale tego nie okazywała, wlepiła wzrok wyzywająco w cybernetyczną szkaradę górującą nad nią.
Mordaxowi było jej szkoda... przez chwilę rozważał, by się ujawnić. Ale nie to było jego planem. Chciał śledzić Pistol do jego suczej pani. Mordax postanowił poświęcić blondynę.
- Wagner. - zawołał Ann.
- ehm. Tak? - grubas był wyraźnie wytrącony z równowagi.
- Przeszukaj tą sukę. - warknął Ann nie odrywając oczu od dziewczyny.
- Wagner, przeszukaj ją - syknął niecierpiącym sprzeciwu głosem.
- Co to ma znaczyć?- warknął wreszcie Cantano.
- To się zaraz okaże. - syknął złowrogo Ann. - Ufasz tej suce? Poręczysz za nią głową? - prowokował Pistol.
- Ehm. - zająknął się Cantano. Anna posłała mu spojrzenie przez ramię. W jej oczach kryła się złość a pod nią, panika.
- Więc milcz i czekaj. - zakończył dyskusję Pistol.
Cantano zagryzł zęby i zacisnął palce na uchwycie walizki. Jego wzrok prześlizgnął się po postaci Ann i na stojące na stole otwarte walizki z uzgodnioną kasą.

Uśmiechnięty grubas podszedł od tyłu do Anny i sapiąc ciężko ukucnął tuż za jej plecami. Blondyna wlepiła kocie oczy w stojącego przed nią Pistol.
Kiełbaskowate paluchy zacisnęły się na jej lewej kostce. Grubas wbrew oczekiwaniom nie zaczął od ciasno opinającej jej ciało spódniczki. Zaczął od nóg, a konkretniej od stup odzianych w wysoko wiązane buty na eleganckich koturnach.
Nieśpiesznie dłonie posapującego i pocącego się gangstera poczęły przesuwać się wyżej po oplecionych paseczkami butów zgrabnej łydce. Anna cierpliwie znosiła to traktowanie, pewna, iż nic nie znajdzie.
Gangster się nie śpieszył, śledził palcami linię wiązań i dotykając miękkie ciało odkryte pomiędzy paseczkami. Wreszcie buty się skończyły a jego palce sunęły po nagiej skórze. Choć oczywiście niczego tam schować nie mogła.
Wagner przesunął dłonie po kolanach, Anna wzdrygnęła się, gdy musną wewnętrznej delikatnej skóry na wnętrzu kolan. Wagner przesunął dłonie powyżej kolan i zaczął dotykać zewnętrznej strony ud blondyny.
Dziewczyna Nadal wpatrywała się w sztuczne oczy hereteka pozostając jakby w pojedynku na spojrzenia niczym mysz wpatrująca się w ślepia kobry. Jedyną wskazówką, że odczuwa dyskomfort była zagryziona dolna warga.
Grubas sapnął i otarł pot z czoła. Jego dłonie zaczęły już bez żadnych zahamowań pieścić uda Anny.
Ann uśmiechnął się z złośliwą satysfakcją, a dziewczyna zrozumiała, że czerpie z jej upokorzenia przyjemność. Długie smukłe palce hereteka czy hereteczki... gładziły czule rękojeści pistoletów.
Wagner spróbował wsunąć swe tłuste paluchy w górę po wewnętrznej stronie ud dziewczyny, a to coś stojące przed dziewczyną wpatrywało się z satysfakcją jak blondyna prubuje zacisnąć uda wiercąc się lekko.
Grubas zrezygnował i wstając przejechał po jej pośladkach. - Jak przyjemnie naprężone. - skomentował.
Anna na chwilę zacisnęła oczy, lecz natychmiast je otwarła. To był pojedynek na wolę, nie mogła okazać słabości. Znów podjęła spojrzenie tego.. tego czegoś. Pistol uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
Wagner położył swoje wielkie dłonie na biodrach dziewczyny. Przylgnął do niej mocno swym wielkim brzuszyskiem
zaczął wolno przesuwać swoje ręce w górę. Nie śpieszył się, dotknął swoimi paluchami brzucha dziewczyny, wywołując u niej lekkie drgnięcie. - Podoba ci się? - sapnął do jej ucha.
Znów zaczął jechać w górę by zatrzymać się na wysokości jej biustu.
Bardzo powoli, jakby dokładnie sprawdzał, czy ma coś ukryte pod ubraniem, przesunął swoje paluchy nieco do przodu i zacisnął je na piersiach Anny. Dziewczyna zagryzła zęby, wbijając spojrzenie w pokrytą wszczepami facjatę Pistol. Jak by chciała powiedzieć, nie złamiesz mnie.
Wagner przesunął lewą rękę nieco w górę by odsunąć blond włosy na bok, chciał widocznie mieć dojście do gładkiej szyi dziewczyny. Jednak nagle zamarł. Jego palce natrafiły na coś. Zdziwiony puścił drugą pierś dziewczyny i podwinął jej kołnierzyk. Znalazł pluskwę.
Anna zareagowała błyskawicznie. Może nie wiedziała skąd to ma, ani kto jej to podrzucił, ale wiedziała, że się z tego nie wygada. Z całej siły nadepnęła obcasem na stopę grubasa a potem zdzieliła go z łokcia w twarz. Buchnęła krew. Blondyna tanecznym krokiem znalazła się za wyjącym tłuściochem, stawiając go między siebie a Pistol. Rzuciła się w stronę drzwi. Ale była za wolna. Cyborg doskoczył do niej nim zrobiła dwa kroki. Trzasnął ją na odlew z taką siłą, że uderzyła o przeciwległą ścianę.
Cantano chciał przywołać swoich ludzi ale wielka lufa pistoletu przyciśnięta do jego twarzy go skutecznie powstrzymała.
- Wiesz coś o tym? - rzekł nad wyraz spokojny Ann wskazując na leżącą na podłodze pluskwę.
Jego zachowanie intrygowało Mordaxa. Tak Ann zakłócał wszystkie pasma, poza swoimi zapewne. Ale czemu grał w tą gierkę? Czemu nie zabrał jeszcze walizki i nie wiał? Czuł się aż tak pewnie? Owszem, jego gangi opanowały okolicę, cyborg zaś był zapewne w stanie pokonać wszystko, co Cantano mógłby przeciw niemu rzucić. Mimo to...
Cantano najwidoczniej zrozumiał, że jego życie zależy od tej jednej odpowiedzi. Jego spojrzenie powędrowało do walizek z kasą. Sporą ilością kasy.
- Dziwka musiała nas sprzedać komuś. - syknął.
Pistol pokiwał powoli głową, a śnieżno białe włosy wpadły mu w twarz. Dookoła roztaczał zapach hydrauliki, smarów i antyseptyków.
- Dobrze. Pokaż zatem walizkę. - rzekł opuszczając pistolet.
Grubas wstał z kolan i poczłapał ciężko w stronę powoli podnoszącej się blondyny. Była nadal oszołomiona. Nim się otrząsnęła, chwycił ją brutalnie za włosy i przycisnął do ściany.
- Posłuchaj suko - zacharczał wściekły przyciągając jej głowę nieco do siebie - Teraz wiesz kto tu rządzi. Mogę robić z tobą wszystko co mi się podoba. A podoba mi się wiele nieprzyjemnych rzeczy. Niepotrzebnie mnie wkurzyłaś. To teraz się tobą pobawimy - Puścił włosy, czując jak blondyna lekko dygocze.
Przyglądając się z chorym zaciekawieniem grubasowi i blondynie, Pistol sprawdzał zawartość teczki. Najwidoczniej Duran odwalił kawał dobrej roboty, gdyż Pistol uśmiechnął się i wskazał na walizki z kasą. - Bierz je. - rzekł do Cantano. - Uważam naszą transakcję za zakończoną sukcesem.
Cantano spojrzał na Ann, przyciskaną do ściany przez Wagnera. Zdawał się przez chwilę zastanawiać, potem jednak sięgną po leżące na stole walizki.
- Nie zostawiaj mnie tu...- dziewczyna starała się, by jej głos nie zdradzał rosnącej w niej paniki, Mordax stwierdził jednak, że kiepsko jej to wyszło. Cantano obrzucił ją przepraszającym spojrzeniem, po czym wyszedł z salki konferencyjnej.
Mordax wahał się... coś w nim nakazywało mu pomóc dziewczynie. Ale misja... misja była ważniejsza. Nie mógł pozwolić, by współczucie zaprzepaściło jego pracę.

Nagle na zewnątrz rozległy się wystrzały. Wpierw nisko kalibrowe, zapewne ulicznych gangów. Jednak natychmiast odpowiedziała im ciężka broń arbitrów. Jego oddziały zostały odkryte.
Pistol zdawał się nie być tym zdziwiony. Wręcz przeciwnie. Na płochliwe spojrzenie Wagnera odparł - Moi zwiadowcy odkryli oddział wroga. Ach, i następnych. - Ann zachichotał. - Złamałem ich szyfrowanie.
Jednak po chwili zmarszczył brwi. - Tu... - urwał, a z jakiegoś ustrojstwa na jego ramieniu wystrzelił czerwony laser skanujący w błyskawicznym tempie otoczenie. Oba pistolety znalazły się natychmiast w jego dłoniach.
Mordax sięgnął ku umysłowi Ann, jednak ten wymykał mu się. A laser szperacz zbliżał się z nieubłaganą prędkością. Mordax sięgnął głębiej. Szron trzeszcząc pokrył szybę, fotele i stół.
Biały snop płynnego ognia uderzył w hereteka. Rozbłysła osłona chroniąca Ann. Wielko kalibrowe pistolety natychmiast skierowały się w stronę niewidocznego kształtu . Huk wystrzałów był ogłuszający. Mordax poleciał do tyłu, rozbijając szklaną ścianę salki konferencyjnej.
Stojący na zewnątrz gangerzy natychmiast otworzyli ogień. Wycofujący się Cantano wraz z swoimi ludźmi również otworzył ogień, ale nie przestał się wycofywać.
Mordax natychmiast poderwał się na nogi. Sięgnął ku osnowie. Poczuł jak moc przepływa przez niego by uderzyć ponownie w Ann. Znów zabłysnęła tarcza. Pistol nie pozostał dłużny i ciężkie pociski rozłupały pancerz psykera.
Huk rozrywanego drewna i ścianek działowych zmusił Mordaxa by zerknął za siebie. Dwa ciężkie bojowe serwitory wyłoniły się z biur na przeciwko salki konferencyjnej. Jeden skierował swoje złowrogie uzbrojone w liczne lufy ramiona w stronę grupki Cantano. Seria z rkmu rozerwała dwoje z ochroniarzy, rozłupując również ścianę za nimi.
Drugi serwitor miał wyraźnie problemy namierzyć Mordaxa. Jego uzbrojone ramiona wodziły po pomieszczeniu nie oddając strzału.
Ann się uśmiechnął szyderczo. Jego laser szperacz odnalazł Mordaxa. Serwitor skorygował ramiona, najwidoczniej odbierając sygnał namierzający od hereteka. W tym momencie ściana za Pistol eksplodowała. Wybuch rzucił Ann do przodu a serwitor otworzył ogień na oślep, rozłupując podłogę dookoła Mordaxa.
Wybuch rzucił też Wagnerem i Anną. Krwawe truchło grubasa przygniotło dziewczynę.
Gdy Ann się podniósł oberwał kolejnym snopem białego ognia. Jego tarcza tym razem zawiodła a promień przetopił jego lewą rękę w łokciu.
Przez wyrwaną wybuchem dziurę do środka wpadli arbitrzy. Odczepiając się od lin, natychmiast otworzyli ogień do Ann i dwóch serwitorów.
Pistol rzucił się do ucieczki. Ktoś rzucił flashbanga. Mordax oberwał z stubbera jednego z serwitorów. Drugi otworzył ogień do arbitrów.
Mordax odskoczył w bok schodząc z linii ostrzału, serwitor miał problem z namierzeniem go, jednak nie przerywał ostrzału zalewając pomieszczenie ołowiem, szatkując przy okazji stojących na linii ognia arbitrów.
Anna wyczołgała się z trudem z pod trupa. Była cała od krwi. Lecz chyba nie swojej. Rozejrzawszy się dookoła, uznała najwidoczniej, iż serwitory skupiają się wystarczająco na arbitrach, i że ma szansę doskoczyć do wyjścia, do schodów w dół do klubu. Była szybka, i zwinna. Mogło się jej udać. Nie była jednak dość szybka. Serwitor obrócił swoje plujące ołowiem ramie w jej stronę. Ściana za nią poczęła eksplodować kule goniły ją. Jeszcze metr i... wtedy Mordax ją pochwycił, stając na drodze ostrzału.
Kule dudniły o jego pancerz, odbijały się o jego tarczę, rozłupały hełm i zerwały część skóry z twarzy. Sztuczna krew rozlała się po karapaksie. Luźno wiszące strzępy ukazywały odsłonięte zęby, siłownik poruszający szczęką oraz lśniące na czerwono cybernetyczne oko. Mordax czuł jak dziewczyna wtula się w niego, skrywając przed uderzającymi wszędzie dookoła kulami.
Pistol uciekał. Mordax widział jak skoczył do szybu windy, który prowadził go na dół do magazynów pod częścią biurową klubu. Nie było czasu do stracenia.
Mordax sięgnął znów bardzo głęboko po osnowę. wywołując ogniste piekło. Z jego oczu, ust i dłoni wystrzeliły ogniste kule, które z ogromną siłą uderzyły w oba serwitory. Każdy ognisty pocisk wyrywał spore kawałki mięsa i metalu z ciał, zwęglając organiczną masę i topiąc żelazo. Okaleczone truchła upadły dymiąc na ziemię w kałuże stopionego metalu. Pomieszczenie zalał straszliwy smród spalonej skóry.
Budynkiem wstrząsnął potężny wybuch. - Kanały zasypane. - zameldował głos poprzez vox. Najwidoczniej znaleziono sposób by przebić się przez zagłuszanie hereteka.
- Zajmijcie się nią kapitanie. - rzekł Mordax do jednego z arbitrów. Równocześnie popchnął blondynę w stronę opancerzonego arbitra.
- Pozostali za mną. - Mordax pobiegł w stronę szybu windy.
Na zewnątrz słychać było zaciekłe walki. Na niebie pojawiły się transportery dostarczające oddziały na miejsce operacji. Z daleka było słychać syreny, a Mordax otrzymywał raporty o zbliżających się z wszystkich stron posiłków.
Mordax wylądował na ugiętych nogach na dole. Dookoła w mroku było mnóstwo skrzyń. Do tego z studzienki nieopodal unosiła się chmura kurzu. W chwilę później pojawił się w niej Ann. Wspinał się bez jednej ręki, co wyglądało dość niezgrabnie. Jego.. jej... białe włosy pokryte było szarym kurzem. A na twarzy malował się wściekły grymas.
Mordax uśmiechnął się. Celnie przewidział, że istwaniania użyją tunelów do ex trakcji po spotkaniu.
Ann przeturlał się i wystrzelił kilka razy w stronę Mordaxa. Psyker skupił się i spory fragment magazynu eksplodował białym płynnym ogniem. Skrzynie dookoła dosłownie wyparowały.
Obok Mordaxa wylądowali arbitrzy. Psyker pobiegł w stronę gdzie ostatnio widział Pistol. Nikt nie mógł tego przeżyć... lecz... Pistol nie było. Mordaxowi mignęła wysoka dymiąca postać w gdzieś z boku. Gdy się obrócił, zniknęła jednak już za skrzyniami. - Niech go szlag.
Arbitrzy rozproszyli się by znaleźć uciekiniera.
Nagle magazynem wstrząsnął ryk silnika. Roztrącając skrzynie, podrasowany Tauros wyrwał się do przodu. Przebił się przez bramę i wyjechał w przeszywaną odgłosami wystrzałów noc.
Mordax pobiegł za nim. Jego cyber nogi pracowały na pełnych obrotach,. Mimo tego nie mógł się równać z prędkością jaką osiągał pojazd. Ale za to miał inny atut. Znał teren, wiedział, kturendy musi pojechać Pistol. Miał szansę. Rzucił się w okno jednego z budynków. Przekoziołkował i natychmiast pobiegł dalej. Nie zatrzymując się staranował drzwi do pokoju, rozłupując je na drobne kawałki. Potem dalej przez czyjąś jadalnię. Odrzucił stół i skupił moc na ścianę na przeciwko. Eksplozja rozerwała ścianę trącając cegłami w wszystkie strony.
Mordax wyskoczył na drogę. Spóźnił się. Tauros już go minął. Zbliżał się do grupki Carabinieri. Ci byli jednak zbyt lekko uzbrojeni by mogli powstrzymać opancerzony pojazd. Mieli jednak granaty. Mordax sięgnął do ich umysłów. Carabinieri zamiast umykać rzucili się na pędzącego na nich Taurosa. Kilka wybuchów szarpnęło pojazdem. Jeden Carabinieri rzucił się w frontową szybę, inny pod prawe koło, pozostali gdzie mogli. Tauros przekoziołkował w chmurze pyłu i odłamków.
Drzwi pojazdu otwarły się, jednak Mordax nikogo nie dostrzegł. Ka muflarz. Ale nie musiał widzieć go fizycznie. Starczyło, że widział jego duszę. Mordax sięgnął do osnowy, ściany dookoła poczęły płakać krwią. Biały snop ognia uderzył Ann. Stopiony metal spływał strużką po jego nodze. Pistol nie pozostał dłużny, zatrzymał się i otworzył ogień. Kule szarpnęły Mordaxa w tył. Coś chrupnęło w jego ramieniu gdy ciężka kula odłupała pancerz.
Kolejny snop ognia uderzył Ann. Tym razem robiąc dziurę na wylot na wysokości jego żołądka. Zagotowany płyn hydrauliczny sycząc chlustał na wszystkie strony. Kolejne kule rąbały o pancerz Mordaxa. Oberwał w kolano i upadł na klęczki. Sięgnął głęboko do osnowy. Podajniki zakazanych substancji zasyczały wstrzykując mu do krwiobiegu rozszerzające jego możliwości substancje. Tym razem snop był oślepiająco biały. Trafił Ann i rozciął go na dwie części przetapiając jego cybernetyczne ciało od krocza aż po czubek głowy. Z ciężkim stukotem obie połówki Ann upadły na ziemię. Krawędzie były rozgrzane do czerwoności, a stopiony metal zbierał się w lśniących kałużach.
Dookoła rozbrzmiał upiorny skowyt i potępieńcze wycie. Demony. Cała masa demonów, przywołana przez Mordaxa rzuciła się na dusze dookoła. Ludzie, po obu stronach walk poczęli się przemieniać, przekształcać. Ci. których demony opętały rzuciły się na tych, którym udało się oprzeć demonicznej woli. Krew polała się strugami, jeszcze gęściej niż przed chwilą. To była cena za tak wielką moc. Oni zapłacą swymi duszami. A ich krew będzie kleiła się jego rąk. Mimo to, warto było zapłacić tą cenę. Ann nie żył.

Cantano został pojmany i zastrzelony. Anna dostała propozycję bliższej współpracy i cichego wsparcia w przejęciu stołka Cantano.
 
Ehran jest offline  
Stary 06-09-2017, 19:25   #144
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb

Do not strike until you are ready to crush the enemy utterly, and then attack without mercy, destroy every vestige of resistance, leave no-one to work against you.
- Tactica Imperialis


Konsekwencje

Siódmy tydzień po deklaracji Exterminatus był wybitnie intensywny. Oto bowiem, dzięki wsparciu ze strony niespodziewanych posiłków, Imperium mogło rozpocząć ofensywę. Ostatnią w tej wojnie.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0Yovl9HvpPU[/MEDIA]



Na pierwszy ogień, z racji położenia i prędkości, poszła bitwa na orbicie Farcast. Okazała się być niezwykle krwawa. FAS-F, mimo braku (a może właśnie dlatego) głównodowodzących, dało bardzo poważny odpór siłom Rogue Traders i Bractwa Najemników. Desperackie starcie przedłużało się. Wprawdzie kanonierki i łodzie floty systemowej nie stanowiły żadnego wyzwania dla okrętów RT i zostały szybko zdmuchnięte, to sama stacja, z racji swej solidności, wielkiej załogi (znacząco wzmocnionej w ostatnich tygodniach z prikazu Rathbone) była twardym orzechem do zgryzienia. Za twardym, biorąc pod uwagę fakt, że należało ją zdobyć zamiast zniszczyć. Taki był kontrakt z rządem. Trup ścielił się gęsto po obydwu stronach. Padło wielu oficerów, dowódców, nawet niektórzy członkowie RT-owych entourages. Ostatecznie jednak, dzięki poświęceniu tychże, doborowej klasie napastników i szybkim myśleniu Durrana Morgensterna, stacja wreszcie została zdobyta. Pozostałe okręty systemowe próbowały jeszcze ją odbić oraz kontratakować, jednak kontrola nad makrobronią stacji plus dwa uszkodzone, acz wciąż solidne okręty RT wystarczyły, by zmasakrować pozostałości FAS-F. Resztki flotylli nie zdołały czmychnąć.
Parę dni po zakończeniu batalii, lojaliści przeprowadzili punktowy ostrzał orbitalny pozycji buntowników na powierzchni planety, z paskudnym skutkiem dla nieprzygotowanych zdrajców.

Mniej więcej w tym samym czasie w favelas Imperialnego Miasta doszło do ostrej strzelaniny. W wyniku współpracy Kaarela Cotanta i Anny Roverti narodziła się możliwość oszukania Istvanian i podrzucenia im walizki z fałszywym fragmentem kodu. Heretycy połknęli haczyk. Sprawą zajął się Mordax Lestourgeon przebywający akuratnie w ImpCity. Szybko zorganizował drużyny doborowych Arbitratorów z jednostek egzekucyjnych i wykonał swój ruch. Efekt przekroczył oczekiwania Kadry. Po walizę przybył sam Ann "Pistol", kadrowy heretek Rathbone. W dodatku dał pretekst siłom rządowym do potężnego crackdown, przekupując praktycznie wszystkie pozostałe, liczące się gangi z favelas. Obława, mimo pewnych strat pośród Arbites oraz znacznie większych pośród cywilów i Carabinieri, zakończyła się pełnym sukcesem. Dwulicowy boss półświatka, Valer Cantano, nie żył. Ann "Pistol" została ukarana przez Mordaxa ostateczną sankcją. Ładnych paru gangerów, w tym ważniaków, padło łupem Arbites. Anna Roverti przetrwała i przejęła stery nad tym, co pozostało z "biura" Zimnej Gildii na Farcast.
W późniejszych dniach Arbitratorzy i Carabinieri, wspierani przez kontyngent wojskowy z MP-F, wprowadzili do favelas stan wojenny i systematycznie wysprzątali cały cholerny burdel, kasując praktycznie wszystkie gangi (i nie tylko). Brutalność policji sięgnęła zenitu, jednakże wszyscy przymknęli na to oko. Kto nie był w stanie uciec bądź dobrze ukryć się, tracił życie bądź trafiał na ciężkie lata do naprędce powstających "Rehabilitacyjnych Obozów Patriotycznych". Rządowych łagrów.
Jednakże, rząd i Arbitratorzy nie osiągnęliby takiego sukcesu w kasacji pozostałego niezależnego półświatka, gdyby nie zakulisowa pomoc Kasballiki. Ludzie Barona Kazika, z racji stażu i powiązań z planetarnymi płotkami, byli w stanie przekazać władzy mnóstwo donosów. Co Kasballica dostała w zamian? O to należało się spytać El Kanga bądź Kazika.

W następnych dniach doszło do kolejnych operacji lojalistów, od dawna już przewidywanych i planowanych. Zdrada lojalistów przez kartel Ortega została ukarana nadzwyczaj surowo. Obława i szturm sił rządowych pod nadzorem Christophera Blaine'a. Nikt z ważniaków bądź ludzi opatrzonych nazwiskiem Ortega, w tym padre Eusebio, nie uszedł z życiem. Sadyba, magazyny, zasoby, kryjówki kartelu zostały zrównane z ziemią za konszachty z Istvami. Pojmani członkowie nawet nie trafili do łagrów, tylko na szafot, w pokazowych egzekucjach. Akcja została przeprowadzona szybko, profesjonalnie i dokładnie. Nie było komu uciekać bądź mścić się. Po przejściu Inkwizycji pozostały jedynie śmierć i strach.
Kasacja kartelu Ortega, zmiecenie kartelu Istvanian, wykorzenienie Amarantowego Syndykatu z Paramos de Vaquero, utrata Familii Rodriguez i czystka w stołecznych favelas sprawiły, że jedyną formą przestępczości zorganizowanej na planecie została Kasballica, co z pewnością podobało się jej Baronowi...

Podczas gdy Blackhole mścił się na Ortegach, Kaarel Cotant i Cortez Abaroa prowadzili zgoła inną obławę w głębi Okręgu Centralnego, w prowincji Interior. Starcia o wioskę Rosa w głębi dżungli, korzystając z miszmaszu słabych, lokalnych sił policyjno-milicyjnych oraz wsparcia ze strony najemników były intensywne i krwawe, acz jednostronne. Dobre plany i jeszcze lepsza egzekucja, oraz poprawne reagowanie na poczynania przeciwników poskutkowały osaczeniem i wycięciem w pień pozostałych na Farcast komórek Amarantynowego Syndykatu i Postrzępionego Zapytania. Gdyby te dwie organizacje połączyły siły, choćby tymczasowo, byłyby w stanie zgładzić ofensywę lojalistów... ale tak nie zrobiły. Zgubiły ich bratobójcze walki i zbytni upór przy próbie zdobycia kolejnej walizki z kodem (co tylko potwierdzało, że obydwie heretyckie organizacje znały sprawę Mechanizmów Hyades). Cotant ledwo uszedł z życiem z potyczki ze swoim nemezis, Bodagiem Keynem od Pytajników, ale dał radę wyrwać walizę z jego łap, podczas gdy Abaroa doprowadził anihilację przeciwników do słusznego zakończenia. Niestety, Keynowi udało się - po raz kolejny - uciec i dosłownie rozpłynąć się. Wszelkie próby poszukiwań spełzły na niczym. Ani chybi miał zamiar opuścić planetę (bądź już to zrobił).

W końcowych dniach tygodnia, Imperium przeprowadziło walną ofensywę na pozostałe siły zdrajców, FAP-owców od generała Bandery. Tutaj, dzięki eliminacji ostatnich ognisk oporu na tyłach, zawieszeniu broni z EP, odzyskaniu kontroli nad orbitą, intensywnym ostrzale artyleryjskim i powolnym, dokładnym, bezlitosnym oczyszczaniu kolejnych połaci terenu z wrogów, poszło podobnie. Ludzie Bandery byli twardzi, nie mieli nic do stracenia, byli najlepszymi trepami z PDF. Bronili się długo i zażarcie. Mimo to, sporo z nich poddawało się, wątpiąc w jakikolwiek sens walki. Trafiali do wspomnianych już ROP-ów, rządowych łagrów, gdzie czekali już na nich koledzy z FAS-F, gangerzy i inni frajerzy. Ich los tamże był przesądzony. Ludzie Bandery zasłynęli z okrucieństw na cały Subsektor Malfiański. Niewielu wytrzymało w ROP-ach więcej jak pięć lat, a żaden nie doczekał końca "rehabilitacji".
W wyniku dobrego strategicznego myślenia ze strony Inkwizytora Sejana oraz jeszcze lepszego operacyjnego ze strony Przesłuchującego Matuzalema, generał FAP-F, Juan Antonio Bandera, poległ wraz ze swoim sztabem podczas swego last stand w trzewiach podziemnego bunkra dowodzenia. Pozbawieni efektywnego dowództwa i moralnego spoiwa, zdrajcy rozpadają się na mniejsze grupki i w ciągu następnych kilku dni padają ofiarą sił rządowych.

Ze spraw wywiadowczych: Matuzalem w ostatnich dniach wykrył silny przekaz astropatyczny, dobrze zakodowany, który został wysłany przez Chór z Pałacu Gubernatorskiego. Przyjrzenie się tematowi poskutkowało stwierdzeniem, że został on wysłany kierunkowo, priorytetowo i całkiem daleko, bo na planetę Solomon, ważny świat kopców w subsektorze Marchii Markayn. Był bardzo dobrze zaszyfrowany i długi. Dużo informacji. Ważnych informacji. Cały pakiet danych. Matuzalem, wspólnie z Mordaxem, Durranem i Zordonem mógł go rozszyfrować, jeśli mieliby na to czas i chęci...
Drugim była ekstrapolacja Zordona, iż z zebranych fragmentów kodu wciąż brakowało jednego. Zordon przewidywał z 96% prawdopodobieństwem, że ostatni fragment kodu był w rękach Kadry Rathbone. Z 98% prawdopodobieństwem zaś mógł stwierdzić, że koordynaty wskazywały na... Kantan, znany również jako Facrast IV, czwartą planetę tego systemu gwiezdnego. Gazowego giganta, typ Jowisz. Brak ostatniego fragmentu, jednak, nie pozwalał na dokładne określenie koordynatów. Było wiadomo, że znajdowały się gdzieś w warstwie mezosfery.

Podsumowując, siódmy tydzień od momentu ogłoszenia Exterminatus okazał się być decydującym. Imperium raz jeszcze zwyciężyło nad renegatami, dając odpór ich wściekłym atakom, przechodząc do udanej kontrofensywy i oczyszczając planetę ze zdrajców.

Inkwizytor Olianthe Rathbone utraciła wszystko, co przez ostatnie dziesięciolecia pieczołowicie skonstruowała na Farcast. Nie miała już armii, floty, siatki wywiadowczej, kryjówek i pieniędzy. Jedyne, co jej pozostało, to garść lojalnych agentów, gwardzistów i jeden obiekt wojskowy.

Operacja Starscream weszła w końcową fazę.



+++ Koniec Rozdziału Drugiego +++






Rozdział III

Pericula In Mora

13 Iunius, rok 833.M41
Kryjówka Operacji Starscream, dżungla prowincji Interior, Okręg Centralny
11:17 czasu lokalnego
Farcast, System Facrast, Subsektor Malfiański
Sektor Calixis, Segmentum Obscurus

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gr9zPyA6qjk[/MEDIA]



Od zgładzenia armii zdrajców, przestępczych karteli i grup heretyków minęło raptem kilka dni. Sytuacja na Farcast znacznie się uspokoiła, aczkolwiek planeta wciąż była w ryzach stanu wojennego, a wojna z Istvaanianami wciąż formalnie trwała.

Ostatnie niedobitki tych czy innych grup próbowały stawiać opór w Okręgu Centralnym bądź uciekać. Niektórzy dotarli na subkontynent Kwarantanny. Wszędzie spotkała ich śmierć. W Okręgu i gdzie indziej z rąk lojalistów. Na Kwarantannie... z rąk Dzikich Orków.

Okazało się, że przez ostatnie miesiące totalnego zaniedbania tematu, ekosystem Orkoidów rozwinął się do wystarczającego poziomu. Na subkontynencie kręciły się pokaźne bandy prymitywnych orczych barbarzyńców, którym asystowały stada różnego rodzaju Squigów a także całe rzesze Snotlingów i Gretchinów. Pojawiały się też pierwsze, "oswojone", wielkie bestie zwane Squiggothami. Dzikusy nie "uaktywniły" jeszcze pamięci genetycznej dającej im dostęp do "Orky Tek", niemniej jednak była to kwestia czasu, tym bardziej, że z rąk zmasakrowanych uciekinierów pozyskali całkiem sporo zdobycznej broni. Dość, by zaczęli samemu kombinować nad własną - obecnie jedynie orkowymi, klasycznymi pistoletami typu Slugga.

Zagrożenie ze strony Orków było jak na razie nieduże, acz nieakceptowalne. Pozostawieni samym sobie mogli doprowadzić do zagłady ludzkiej populacji na Farcast i sięgnąć ku gwiazdom. To było niedopuszczalne, toteż Farcastańczycy i pozaświatowcy raz jeszcze zjednoczyli siły, uderzając na walczące ze sobą plemiona Xenos.

Z niebios lał się deszcz kilotonowych makropocisków, wielkich rakiet, głowic typu Atomic, strumień lanc energetycznych i makrolaserów. Stacja orbitalna i okręty Rogue Traders pakowały co miały. Wtórowały im naloty guncutterów, ostrzeliwujące co bardziej nieuchwytne cele i zrzucające im na łby tony bomb, choćby improwizowanych.
Lądem zaś szły pokaźne siły. Całe pozostałe FAP-F, dwieście tysięcy żołnierzy wszystkich branż i służb, ze wsparciem artyleryjskim, rakietowym i pancernym. Wsparte przez rezerwy z MP-F oraz oddziały ochotników z EP. Całą operacją osobiście dowodził Esteban Kang Durante, z wydatnym wsparciem ze strony Corteza Abaroy i Dietera Diesela.
Wróg był twardy i liczny, szybko też się rozwijał i uzupełniał straty, niemniej jednak był podzielony bratobójczymi walkami, głupi i technologicznie zacofany (co było wręcz niedomówieniem - poza "elitarnymi" drużynami wyposażonymi w co paskudniejsze Squigi, Squiggothy, broń zdobyczną i Sluggi, nie był w stanie zadać strat siłom Imperium w sytuacji innej niż zasadzka bądź miażdżąca przewaga liczebna). Kolejna czystka Orkoidów na Farcast była kwestią czasu.

W międzyczasie, siły rządowe i rebelianckie próbowały rozpoznania bojem na terenach okalających starą bazę wojskową, zawłaszczoną przez ostatnich Istvanian w Sektorze Calixis. Nie dawali rady. Straty drużyn zwiadowczych i oddziałów szturmowych sięgały 90%. Wróg korzystał z artylerii, w tym rakietowej, mnóstwa pól minowych, pułapek, topografii terenu, sieci podziemnych tuneli, całej rzeszy zautomatyzowanych działek obronnych oraz bitewnych serwitorów, miał też świetny system multispektralnych sensorów i serwoczaszek zwiadowczych. A za tym stała Rathbone, jej Kadra i pozostali Gwardziści, którzy nie byli w ciemię bici. Powoli tracili te zasoby, warstwy obrony, jednak zajmowało to zdecydowanie zbyt długo, a straty były zbyt wysokie.

Kadra Sejana dysponowała planami bazy, i to aktualnymi. I ze zgryzotą zdawali sobie sprawę, że była to istna cytadela. Automatyczne systemy obronne wysokiej klasy multiplikowały siłę ognia i obsadę garnizonu. System tuneli był zabezpieczony pułapkami oraz solidnymi grodziami. Nie było też tak naprawdę pieszego wejścia do środka - jedynie otwarty (acz zamykany płytą z adamantium i tarczą próżniową) hangar w ścianie góry typu mesa, zaopatrzony w windę, którą łatwo można było uszkodzić bądź odciąć. Hangar oczywiście roił się od wieżyczek i serwitorów. Było jeszcze wyjście na szczyt mesy, gdzie były baterie artyleryjskie, rakietowe i przeciwlotnicze. Wszystko zautomatyzowane. Cała twierdza zaopatrywała się w energię geotermalną, miała też zapasowe generatory na pręty izotopowe. Zapasy amunicji, części zamiennych, żywności i środków medycznych były zbierane, uzupełniane i wymieniane na świeże przez lata i starczyły na równie długo.

Oczywiście, można było próbować ofensywy. Inkwizycja miała do dyspozycji setki tysięcy Milicjantów z MP-F na wojskowym poziomie, dziesiątki tysięcy partyzantów z EP, paroma plutonami Arbitratorów, dwoma batalionami najlepszych najmitów w Sektorze, pozostałościami sił Rogue Traders (aczkolwiek tych to trzeba byłoby przekonywać). Mogli nawet odciągnąć dowolne ilości dział, rakiet, czołgów i lotnictwa od eksterminacji Orkoidów (na czym na pewno by ta czystka ucierpiała). Istvanianie, nawet tak dobrze okopani, nie daliby rady. Byłaby to jednak bardzo kosztowna operacja, tak w sprzęcie, jak i żywotach ludzkich.

Twierdza miała też jedną słabość - brak ogólnej tarczy próżniowej ani makrobroni. Nie była w stanie odeprzeć bombardowania z orbity. Ba, Pax Behemoth mógłby nawet zejść na niską orbitę czy w termosferę/mezosferę i zbombardować mesę całkiem precyzyjnie bez żadnych obaw. Mógłby nawet zrzucić Atomika czy dwa. Ale... pytanie, czy o taki koniec chodziło Sejanowi i jego Kadrze. Anihilując mesę, nie mieliby możliwości dostępu do cogitatorów, zapisków, techu, ostatniego fragmentu kodu czy wreszcie samych ciał zabitych Istv. Paranoiczne umysły członków Inkwizycji podrzucały im wizję, w której Kadra Rathbone, bądź sama Inkwizytorka, uciekłaby z mesy pod osłoną zagłady za pomocą jakiegoś promu, tunelu, pokoju przetrwania czy nawet cholernego Teleportarium.

Jednocześnie, próba ukradkowego podejścia do twierdzy była niezwykle ryzykowna. Systemy i ich właściciele mieli przewagę na każdym stopniu, a startowali z poziomu im równego.

Jakikolwiek plan wydawał się mieć więcej wad, niż zalet. Niemniej jednak... to była sprawa honoru, i nie tylko. Istvanianie musieli zostać zgładzeni. Mechanizm Hyades musiał zostać odnaleziony. Jakikolwiek inny wynik misji byłby porażką, która niosłaby ze sobą surowe konsekwencje nie tylko dla umęczonego Sektora, ale także dla samego Sejana i jego ludzi.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 06-09-2017 o 19:27. Powód: Lokalizacja
Micas jest offline  
Stary 10-09-2017, 22:27   #145
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Farcast. Planeta, która oszalała. Wojna, którą przynieśli heretyccy Istvanianie i wysłannicy Inkwizycji rozprzestrzeniła się lotem błyskawicy pociągając za sobą miliony ofiar. W oczyszczającym ogniu walki padło wielu wrogów Imperium, lecz należało zmiażdżyć łeb tego lewiatana. Dobrać się do Rathbone, wsadzić jej w dupę lufę Hellguna i puścić serię full auto. I pewnej pięknej nocy Blackhole się do tego przymierzał.
Właściwie to noc nie była piękna – było zimno i pizgało złem, ale gwardzista uwielbiał taką pogodę. Bo kto by się spodziewał wtedy ataku? Chris nadzorował połączoną akcję sztabów – piechoty, artylerii i ostrzału orbitalnego, aby zmiękczyć przeciwnika. Sprawić, aby zaczął robić błędy.
-Śmierdziel, jak mnie słyszysz? – wywołał bombardiera z Pax Behemoth na szyfrowanym kanale.
-Głośno i wyraźnie, Czarna Dupo – dało się słyszeć przez szum kodowania binarnego.
-Warchlak, ludzie na pozycjach?
-Gotowi do akcji.
-Pozycja?
-Bez zmian w siłach własnych.
-Przytrzymajcie się czegoś, bo będzie rzucało. Gnojarki, gotowi do ostrzału na wskazane koordynaty?
-Baterie Basilisków w pełnej gotowości bojowej.
-Śmierdziel, wal.

Początkowo nic nie było słychać, jednak na czarnozielonym ekranie pojawiła się migocząca czaszka, symbolizująca strzał z makr odziała. Po pewnym czasie, dało się słyszeć uporczywy świst, który szybko przeszedł w ryczące zawodzenie, jakby wyło tysiące potępionych dusz. Następnie doszło do uderzenia i eksplozji. Jej siła zatrzęsła ziemią przewracając wszystko co nie było solidnie przymocowane do ścian lub podłogi. Blackhole zadowolony zbierał się z ziemi.
-Gnojarki, zgoda na ostrzał skupisk broni ciężkiej.
- Przyjąłem. Rozpoczynam.
Staccato eksplodujących pocisków HE/DP kontynuowało uwerturę rozpoczętą przez burtowe makrodziała. Trwało to kilka minut a potem wystrzały umilkły. Tylko na chwilę, bo przez wyłom zrobiony przez makrodziała i oczyszczony artylerią wdarli się piechurzy atakujący rakietnicami bunkry. Na ekranach w pokoju zajmowanym przez Blackhole’a można było zobaczyć obłoki dymu spowijające teatr działań bojowych i błyski eksplozji. Rozpoczęła się bitwa.
Chris analizował zachowania przeciwników. Podejrzewał, że procedury wojskowe na wypadek ataku będą miały zawsze takie same trzy pierwsze dyrektywy. Póki co, obraz dostarczany z Pax Behemoth sugerował następujący scenariusz: Ocenić siły przeciwnika. Sprawdzić zniszczenia. Wprowadzić własnych ludzi do atakowanego obszaru – najpierw lekką, potem ciężką piechotę. Po godzinie walki, zwolennicy Inkwizycji wycofali się. Nie było sensu, aby atakowali kolejne bunkry z ciężką piechotą. Pora była na ponowne działania zaczepne, tym razem prowadzone z drugiej strony bazy. Ostrzał z orbity. Artyleria. Piechota. Wycofać się, zanim rozpoczną się poważne straty.
Chris analizował co się dzieje. Nie tylko miejsce akcji, ale ruchy serwitorów naprawczych w miejscu z którego dopiero co wycofały się jego siły. I co się dzieje w innych sektorach bazy.
- Gnojarki, ostrzelajcie te koordynaty. Przeciwnicy nie potrzebują tylu naprawionych stanowisk z bronią ciężką. Zmiećmy im jak największą liczbę serwitorów.
-Przyjąłem. Rozpoczynam ostrzał.

Zniszczone stanowiska, serwitory, ostrzelane bunkry i niepewność, gdzie znowu uderzą siły MP-F i EP. Było dobrze. Teraz trzeba było kontynuować to przez trzy doby. Bez przerwy nękać przeciwnika uderzeniami z orbity, artylerią i niespodziewanymi wymianami ognia. Sprawić, aby nikt we wrogiej bazie nie mógł spać. Do tego świetnie sprawdzały się makr odziała. Ich siła sprawiała, że w szerokim promieniu nawet kilku kilometrów drgania ziemi były takie, że wyrzucało śpiących z łóżek. 72 godziny bez snu, w ciągłym zagrożeniu śmiercią. Blackhole zamierzał wywołać syndrom stresu bojowego we wrogich żołnierzach, aby zaczęli popełniać błędy. Sam miał do dyspozycji wystarczająco duże zasoby piechoty, aby robić im zmiany i zadbać o to, aby byli wypoczęci.


- Zordon, jak analiza?
-Gotowa, Blackhole.
– odezwał się z głośników metaliczny głos. Chris poświęcił trochę czasu aby nauczyć VI jak rozpoznawać prawdziwe baterie broni ciężkiej i odróżniać od atrap, które były rozstawione tu i ówdzie w bazie. Niby mało ważne informacje, jednak przywiązywanie wagi do szczegółów było niezwykle ważne w przeprowadzaniu precyzyjnych ataków.
Drugi dzień starcia. Blackhole zaczął zmieniać swoje dotychczasowe metody. Zaczął prowadzić z orbity uderzenia laserami. Niszczył baterie pelotek, aby umożliwić ataki jednostkom latającym. Przeprowadzał ataki pozorowane – według klasycznego scenariusza: makrodziała, artyleria i… nic. Bez działań zaczepnych piechoty. Przeciwnicy i tak musieli stawiać się na zbiórki w bunkrach. Tracić cenny czas, który mogliby poświęcić na siedzenie z zamkniętymi oczami, aby nieco wypocząć. Jednak atak nie następował. Siły przeciwnika sfrustrowane i zdenerwowane bezsensownym i stresującym wyczekiwaniem, zaczęli robić błędy. A to zaczęli ścigać MP-F, kiedy się wycofywali i nacięli się na brutalną kontrę. A to popędzili do złych bunkrów, dając czas EP na podpalenie kilku obiektów i wypełnienie tuneli łączności gryzącym dymem.


Trzeciej doby Chris zaczął wykorzystywać wiedzę o atrapach broni ciężkiej, co pozwoliło zadać siłom Rathbone bolesne straty. Przeciwnikom zaczęły doskwierać też braki w serwitorach naprawczych. Wisienką na torcie było zniszczenie baterii na szczycie, w pobliżu wrót do windy, aby wejście straciło bezpośrednią osłonę. Dokładna uderzenie z działa laserowego zrobiło solidną wyrwę we wrotach. Można było przeprowadzić tamtędy pozorowany, jednak wciąż perfekcyjnie zakamuflowany atak. To nie mogły być doskonale transparentne działania, bo tak przebiegły przeciwnik jak Rathbone z pewnością by się czegoś domyślił.


Wrogie siły zaczęły oddawać terytorium. Po dotkliwych stratach, z wiszącym widmem stresu bojowego, z ograniczonymi zasobami serwitorów Rathbonowcy wysadzali bunkry, składy amunicji, demontowali broń ciężką i przenosili się w głąb bazy, aby tam tworzyć mocniej bronione pozycje. Znacznie skrócili linię frontu i możliwości niespodziewanego ataku. Dzięki systemowi tuneli, szybko przemieszczali swoje siły na atakowane pozycje i dawali zdecydowany odpór siłom inkwizycyjnym. Trzeba było się przygotować do ostatecznego starcia.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 13-09-2017 o 22:43.
Azrael1022 jest offline  
Stary 12-09-2017, 20:51   #146
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Durran obserwował działania zaczepne oczami cherubina. Binarny kant niesiony wolą duchów maszyn po kablu, dekodowany przez jego własne wewnętrzne systemy w obrazy i dźwięki. Tylko poprzez niego wiedział co się działo na zewnątrz jego pracowni. Gdyby tylko Istvaanie wiedzieli co im szykował… pewnie zaraz wysłaliby uderzenia wyprzedzające by go usiec. Ale wtedy by się otworzyli i musieliby zaryzykować śmierć bardzo kompetentnych oddziałów, a Durran… on wierzył w swą własną sieć sensoryczną i serwoczaszki które zarekwirował, zmodyfikował i porozstawiał w taktycznych miejscach.

Teraz powtarzał numer od Machenków. Projekt Magus Daviel Toshiby, ale tym razem wprowadzał własne zmiany. Miał pomysł. Bardzo ciekawy i arogancki. Dokładnie tak jak Durran uwielbiał. Dokładnie taki pomysł jaki niemal wymuszał mu mu na usta okrutny, bezczelny uśmiech. Zakonfiskował uszkodzonego Praetora. Ten mobilny miotacz rakiet miał zniszczony napęd i kokpit, ale po krótkiej naprawie jego uzbrojenie wróciło do sprawności. Teraz pozostało już czekać na moment by to wykorzystać.

Właściwy czas…

Durran nie czynił honorów. On był technologiem. Wsparciem. Zostawił to komuś innemu, gdy sam obserwował efekty z lepszej do tego pozycji. Jego broń została odkamuflowana i przygotowana. Zaczął się właściwy szturm. Pociski i eksplozje zagrały w wojennej serenadzie. Śmierć. Śmierć. Śmierć.

Dowództwo czekało. Na odpowiedni moment. To właśnie dlatego Durran tego nie odpalał. On już by wystrzelił, ale najwyraźniej to nie był optymalny moment. Morgenstern musiał, choć niechętnie, sam przed sobą przyznać, że nawet jego umysł miał pewne dziedziny których jeszcze nie zgłębił. Zbyt wiele czasu spędził zamknięty w pracowniach, zbyt mało na mostku czy w pokoju obrad.

Odpowiedni moment nadszedł. Wśród ostrzału, eksplozji, latających odłamków ciał i umocnień Praetor wystrzelił. Nie miał zamontowanych rakiet. Miał twarde adamantowe pociski balistyczne. Cienkie i ciężkie. Przeleciały przez wyłom w bramie, wywalony przez lancę laserową z orbity. Naprędce wzniesione umocnienia nie miały żadnych szans. Przebiło je na wylot i wbiło się już wewnątrz w zbrojone ściany. Dopiero po kilku sekundach obrońcy dostrzegli, że za każdym ciągnął się gruby, ciężko zbrojony przewód, a u podnóża miała jakieś urządzenie. Durran uśmiechnął się paskudnie, bo wiedział co się teraz dzieje. Generator we wraku Praetora zawarczał, a przewodami (tych pocisków które trafiły do środka) popłynęła olbrzymia moc. Skumulowała się w ogniwach. Wytrzymały ułamek sekundy nim się przepaliły. Eksplozje były dwie. Jedna to zbiorowe przeładowanie kilku ogniw, druga generator w okopach lojalistów. Obie bardzo niewielkie, jak u Machenków. Ale impuls elektromagnecztyny był tylko po stronie zdrajców. Znajomość planu bunkra pozwoliła zaprojektować eksplozję by posłała impuls w najbardziej niszczących kierunkach i otworzyła go na drugą część planu.

Druga salwa. Tym razem cięższych rakiet. Cztery z nich wpadły wprost przez wyrwę w bramie. Obrońcy bezpośrednio tutaj byli już martwi, zabici siłą impulsu, co dalej mieli zniszczoną broń. Dlatego nie byli w stanie sprawnie zatrzymać czterech serwitorów-ogarów niosących w głąb bazy kolejne ładunki. Tym razem dużo słabsze, ale jednak dalej torujące drogą dla właściwej szarży.

 
Arvelus jest offline  
Stary 12-09-2017, 22:21   #147
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
El Komendante doskonale zdawał sobie sprawę, że Inkwizycja postanowiła wykorzystać w pełni, z taktycznego punktu widzenia, położenie wroga. Dla jednym mesa wyglądała na niezdobytą twierdzę. Dla tych znających chociaż podstawy taktyki była to pułapka. Cel do którego po prostu trzeba było tylko strzelać. Bombardowania trwały już od paru dni i jeżeli kryjący się w środku Istvanianie nie posiadali jakiś tajemnych sposobów, aby wymusić na swoich żołnierzach sen… to najprawdopodobniej siła żywa będzie już na skraju wyczerpania. Gorzej z serwitorami i automatycznymi systemami obrony. Bombardowania zdołały przeorać okoliczną ziemię i całą powierzchnię góry. Zaplanowane na moment przed generalnym pozorowanym szturmem bombardowanie artyleryjskie miało być dużo intensywniejsze. El Kang mógł tylko żywić nadzieję, że Imperator dopomoże i nie zginie tak wielu ludzi jak przedstawiały to jego kalkulacje.
Póki co taktyka uderzeń i odwrotów sprawdziła się całkiem skutecznie. Bombardowania pozwoliły oczyścić przedpole i zbić znacząco morale przeciwnika.
Duchy Maszyny były w stanie wytrzymać takie warunki.
Lecz siła żywa, nie…

Ostatnia część planu dużej skali było przeprowadzenie generalnego natarcia. Do jego własnych uszu przekazał informację Przesłuchujący. Wprost przedstawił sytuację i uświadomił Gubernatora, że od mistyfikacji i dywersji będzie zależało jak bardzo zostanie odciążona drużyna, która zostanie przerzucona do wnętrza cytadeli, aby ostatecznie rozprawić się z heretyczką i jej świtą. Poprowadzenie tej części operacji zostało powierzone Estebanowi Kangowi Durante. Był to wyraz wielkiego zaufania wobec gubernatora i wyglądało na to, że Inkwizytor Sejan rzuci do walki wszystkie podlegające mu bezpośrednio siły pozostawiając Kanga bez nadzoru. Osoba, która przekazała mu wiadomość, chociaż przyprawiała swoją obecnością o ciarki na plecach wyrażała się dość… życzliwie. Doniesiono mu, że Przesłuchujący jest starym psykerem, a do tego najwyraźniej asasynem.
- Imperatore protegi, Gubernatorze. - pożegnał Kanga zastępca Inkwizytora - To będzie bitwa, która zakończy cały ten koszmar.

***

Plan zakładał uderzenie z dwóch strony. Miało to zaangażować maksymalną ilość obrońców i rozproszyć ich na różne fronty. Biorąc pod uwagę jak bardzo makropociski i artyleria pozamiatały teren wróg mógł liczyć przede wszystkim na przenośną broń ciężką. Dodatkowo kilka oddziałów miało próbować dostać się do wyrwy i do windy. El Kang nie był pewien co do tego co jeszcze mieli zmajstrować inkwizycyjni. Jak się okazało techkapłan ze świty inkwizytora zdołał przeprowadzić niszczycielski dla automatycznych systemów obrony atak. Gubernator postanowił wykorzystać chwilowy paraliż wroga i przystąpić do szturmu. Rzucił część swoich jednostek nakazując, aby biegły przez leje powstałe podczas bombardowania. Miała to być osłona, poza tym makroeksplozje były gwarantem, że nie było tam min i innych przeszkód. Wkrótce nadleciało też kilka promów, aby zrzucić drużyny przez wrota do windy.

Nie udało się unieszkodliwić wszystkich systemów obrony. Jednak to co się działo zdołało zasiać pewien zamęt. Zdradziecka inkwizytor, obojętnie jak utalentowanym dowódcą by była nie była w stanie pokonać fizycznych ograniczeń swoich żołnierzy. Serwitory to były co innego, jednak wysyłając je na pozycje obronne musiała kogoś innego oddelegować do powstrzymania szturmu mechanicznych ogarów wysłanych przez inkwizytorskiego Tryba.
Tak czy inaczej ze strony góry rozpoczął się dość niemrawy ostrzał przygważdżający. Szybko jednak ucichł pod uderzeniami moździerzy. Farcastiańczycy zbliżali się coraz bardziej do mesy. Istvanianie szybko zaprzestali prób powstrzymania przeciwnika. Najwyraźniej liczyli, że zdołają w wyrżnąć nacierającą armię w tunelach.
Niedoczekanie.
Przygotowane na tą okazję krecie moździerze ze zbrojowni gwardii pałacowej zostały rozstawione przez żołnierzy MP i wycelowane w główne wejścia. Po chwili ziemne torpedy już przebijały się przez glebę i kamień, aby dostać się do wnętrza góry. Kilka eksplozji przygotowało jedną ze ścian góry do łaskawszego przyjęcia nieproszonych gości.

Chaos i zamęt.

Tyle można było o tym powiedzieć.

Tego potrzebował Inkwizytor Sejan i jego kadra, aby wedrzeć się niepostrzeżenie do środka i zadać wrogowi ostateczny cios.

 
Stalowy jest offline  
Stary 16-09-2017, 06:29   #148
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Skok



Kaarel nie do końca miał przekonanie do tego całego skoku w tą bramę. Właściwie to nie miał przekonania. Śmierdziało mu to kuszeniem losu i duszy na pokuszenie jakby coś poszło nie tak. No ale skoro firmował temu jego kumpel Mordax, Sejan przyklepał a jego dawny zwierzchnik, Turbodiesel nie miał obiekcji no to zostawał psalm żarliwości do Imperatora z prośbą o patronat i łaskę. Ale choć rozumiał taktyczne zalety takiego rozwiązania to i tak wolał coś bardziej klasycznego jak jakaś Valkyrie na pewno też byłaby całkiem dobra. No ale rozkaz to rozkaz.

Cotant przełknął ślinę gdy miał dać pierwszego krok w to coś. Ale zmrużył oczy, zacisnął zęby i dał ten krok nie chcąc psuć tej ryzykownej operacji. Odzyskał rezon gdy znaleźli się po drugiej stronie. Jak tylko obmacał się i obejrzał, że nic mu nie brakuje ani nic mu nie wyrosło poczuł niesamowitą ulgę i wdzięczność w mądrość Imperatora jaka przemawiała przez jego kolegów sterujących tą operacją. Z zapałem więc przystąpił więc do wykonywania zadania. Poza tym akurat takie ściany i korytarze do czyszczenia, sale do zdobycia, punkty do utrzymania to akurat było coś co świetnie znał, rozumiał i lubił.

Kaarel razem z Chrisem szli na czujce. Para “uciszaczy” z wytłumioną bronią. Za nimi szła reszta kilkudziesięcioosobowej grupy szturmowej. Szybko jednak podzielili się na dwa pododdziały. Chris i Kaarel trafili do “I-ki” pod wodzą Sejana wspierana przez elitę Brutali. “II-ki” była dowodzona przez Turbodiesla wsparta przez chłopaków i dziewczyny z Lazerhawks. W drugiej grupie podobną do nich rolę spełniał Mordax w swoim kamuflażowym stroju pozwalającym mu “zniknąć”. Na wypadek gdyby Jedyna Słuszna Droga wedle mapy taką się nie okazała dla jednej z grup to była jeszcze druga. Poza tym jak zauważył na odprawie Sejan przepustowość korytarzy była taka, że wszelkie czyszczenia spowalniały i stopowały całą kolumnę więc przy dwóch to ryzyko malało.

Co do odprawy rozkazy Sejana były dość jasne. Chodź cała odprawa zawierała sporo detali, planów, opcji to jednak główny rozkaz był całkiem krótki: “Zdobyć i utrzymać”. Cele były trzy. “Alfa” czyli główna siłownia geotermalna jako główny cel oraz “Beta” i “Gamma” czyli dwa pomocnicze reaktory termojądrowe. Mieli się teleporcić tak blisko głównego celu jak to było tylko możliwe. A po zdobyciu go, przejąć dwa pozostałe. Wadą było to, że choć raczej były spore szanse na wykonanie teleportacyjnego desantu to najpóźniej nawet po pomyślnym zajęciu “Alfy” pozostałe dwa cele… No cóż, renegaci musieliby już prząść cieniej niż się imperialni spodziewali by nie zdołali wysłać poważniejszych sił do kontry.


Początek operacji jednak nie zapowiadał się zbyt różowo. Wyskoczyli w jakimś magazynie. Chyba tym co się spodziewali. Ale wyskoczyli prawie na dwa pracujące techniczne serwitory. Widzieli je przez otwarte drzwi magazynu. Ładowały coś na wózek. Wejście było na tyle odległe od teleportu stworzonego przez Mordaxa, że desantowa grupka lojalistów zdołała zająć miejsca za skrzyniami i pakami zalegającymi w magazynie a serwitory nadal nie zwracały na nich uwagi zajęte swoją pracą. Potrzebowali tylko paru sekund by szturmowy oddział przeskoczył z obozu polowego na powierzchni tutaj, na XIII poziom podziemnej twierdzy. Chcieli przetransportować jak największą grupkę bo potem właściwie nie mieli możliwości powtórzenia tego numeru a więc i dosłania posiłków. Agenci, żołnierze, najemnicy i komandosi wkraczali śmiało w tajemniczą bramę bez wahania do końca. Koniec przyszedł jednak niespodziewanie. Mordax krzyknął, że koniec, dłużej nie utrzyma przejścia ale jeden z Brutali albo już był w trakcie skoku albo miał nadzieję jeszcze zdążyć. Zamykający się portal przyciął go w połowie. Upadł na posadzkę magazynu w fontannie krwi i nagle wypływających wnętrzności gdy przednia część korpusu, głowa, ramiona i jedna noga były już tu a reszta jeszcze gdzie indziej. Zawył rozdzierająco upadając na posadzkę. Upadł, ramię od łokcia do bicepsa razem z nim, kawałka z łokciem brakowało więc połowa ramienia z dłonią wciąż trzymając karabin upadła swobodnie obok korpusu. Koledzy błyskawicznie zakończyli jego mękę wbijając mu nóż który przebił się przez podniebienie i dotarł do mózgu. Ale stało się. Dwa serwitory przerwały pracę i wjechały na swoich podwoziach do magazynu.

- Nie możemy czekać. Dwójka, zlikwidować je. Jedynka, do “Alfy”. - Sejan szybko zareagował na nagłą zmianę sytuacji. Matuzalem kiwnął głową i połączył sie z lokalnymi duchami maszyny. Zamknął drzwi wejściowe by wytłumić odgłosy walki. Turbodiesel dał znać i chłopcy laserowcy otworzyli ogień do obydwu serwitorów. Te nie padały tak łatwo jak zwykły człowiek i gdy wreszcie zlokalizowały źródło hałasu ruszyły by zlikwidować je swoimi technicznymi ramionami z obrotowymi piłami, wiertłami i palnikami. W tym czasie “I-ka” wyszła z magazynu drugimi drzwiami prąc do osiągnięcia zamierzonego celu i zostawiając za sobą cichnące odgłosy walki.


“Alfa”


Wszyscy desantnicy zdawali sobie sprawę, że walczą nie o to czy zostaną wykryci ale o to kiedy. Pierwsze starcie w magazynie chyba nie wywołało zaniepokojenia w systemach bazy. Przynajmniej nie doczekali się żadnej, sensownej reakcji. Grupa “I-sza” przemieszczała się szybko mijając kolejne sale i korytarze. Wyciszone triplety z dwóch luf Chrisa i Kaarela torowały jej drogę, podobnie jak morderczo skuteczny w swojej czapce niewidce Mordax w “II-ce”.

Para byłych Kasrkinów usłyszała ruch za rogiem. Chris się wychylił ostrożnie by rozeznać się w sytuacji. Zaraz wrócił i pokazał partnerowi dwa palce oznaczające dwa cele. Cotant pokiwał głową i uniósł “Natashę” w górę podobnie jak Chris. Kiwnął znowy głową i para Kasrkinów marszem strzeleckim wyszła zza rogu. Cel był kompletnie zaskoczony. Para żołnierzy niosła cieżko ranionego oficera połatanego pobnieżnie jakimiś opatrunkami.

- Spokojnie panie poruczniku, zaraz medyk pana pozszywa, zaraz będziemy na miejscu. - mówił uspokajająco jeden z nich patrząc na ranionego oficera więc miał opóźnione reakcje. Ten drugi patrzył przed siebie dźwigając drugie ramię porucznika więc zdążył wytrzeszczyć oczy ze zdumienia widząc nagle dwie uzbrojone sylwetki komandosów z wycelowanymi w siebie karabinkami. Zaraz padł trafiony tripletem z “Natashy” która trafiła go w szyję. Któryś z wyciszonych pocisków musiał trafić też w kręgi szyjne bo tamtemu głowa odskoczyła w tył i padł z miejsca jak ścięty. Triplet Chrisa trafił tego bardziej rozmownego prosto w czaszkę ignorując ochronną warstwę hełmu. Cała trójka upadła w na posadzkę bo pozbawiony oparcia oficer też upadł na ziemię.

- Skurwysyny… - jęknął porucznik sięgając drżącą ręką do kabury na udzie. Nie miał prawa zdążyć. Para komandosów nie zatrzymując się ani na chwilę trafiła go chrisowym tripletem w głowę roztrzaskując ją na posadzce, Nie zatrzymywali się ani na moment. Liczył się czas. Presja rozkazów i powaga finalnej bitwy w jakiej brali udział pchała ich bezlitośnie naprzód. Naprzód! Ani chwili na postój, naprzód! Zlikwidowaną trójkę minął Sejan i reszta grupy ledwo chwilę później podążając za pierwszą czujką.

Podobnie działo się w “II-ce”. Gniazdo automatycznej broni broniącej podejścia. Mordax dał radę przecisnąć się jakimś tunelem technicznym ale droga była zbyt długa i skomplikowana dla całej grupy. Przeszkoda musiała być zlikwidowana. Matuzalem w swojej niepokojącej masce sprzągł się z duchami maszyny. Wyczuł ich zaniepokojenie i nieufność ale udało mu się zdobyć ich zaufanie i obłaskawić. - Teraz. - powiedział nieobecnym głosem dając znak reszcie. Turbodiesel potwierdził rozkaz, Durran wybiegł zza róg. Duchy maszyny syknęły zaniepokojone bo wodząc przez celowniki podsufitowej wieżyczki widząc na nich ruchomy cel na kursie kolizyjnym. Matuzalem syknął na nie mocniej pacyfikując je na ten ważny moment by Durran zdążył dobiec i zlikwidować zagrożenie. Pociski z wieżyczki nie były w stanie zniszczyć go tak od razu ale mogły zaalarmować okolicę, że wieżyczki mają do czego strzelać. - Gotowe. - Matuzalem dał znać reszcie, że można ruszać. Były komisarz dał znać i grupka ruszyła. Doszli do czekającego Durrana i poszli dalej. Minęli zaszlachtowanych techników. Mordax tędy widać przechodził. Wyszli na bezpośrednie podejście do reaktora. Z “I-ki” też mieli znak, że obstalowali właśnie pozycje wyjściowe do natarcia na przeciwne wejście.

Walka o “Alfę” okazała się zaskakująco łatwa. Głównie dlatego, że wewnątrz była zaledwie garstka techników w sterówce i wedle ekspertyzy Durrana o dość szkieletowej obsadzie. Gorzej, że jeden z nich zdążył wcisnąć jakiś przycisk. - Co się stało? - w głośniku sterówki rozległ się pytający, zdecydowany ale raczej nie zaniepokojony jeszcze głos. Komandosi i szturmani z karabinami w dłoniach popatrzyli na siebie i na ten gadający głośnik. Jasne było, że chyba się tamci jeszcze nie skapnęli, że mają niespodziewaną inspekcję na tyłach. Ale jak się szybko nie zareagują to jednak mogą zrobić się dociekliwi i nerwowi.

- A nic. Siadła nam tachionówka i pomyśleliśmy, że może moglibyście nam podesłać coś od siebie. - Durran płynnie wszedł w rolę zabitego właśnie technika a słysząc go Cotant zastanawiał się co to w ogóle jest ta “tachionówka” i czy tamci się dadzą nabrać.

- Kurwa dzwonicie z taką głupotą?! My tu mamy wojnę! Do magazynu drogi nie znacie?! - fuknął z drugiej strony zdenerwowany nagle głos i się rozłączył. Atmosfera w sterówce wyraźnie zelżała. Cotant nie wytrzymał i się roześmiał klepiąc Durrana przyjacielsko po ramieniu. Ale numer.

- Dobra, “Alfa” opanowana. Ruszajcie dalej. - Sejan wydał znowu kolejne polecenia. Wedle planu on wraz z drużyną “laserowców” będzie bronił głównego celu. Zaś Diesel zgarniając część Agentów Tronu i Brutali miał za zadanie zdobyć i utrzymać dwa poboczne cele.

- Na raz czy osobno? - zapytał Diesel. Mieli z tym dylemat już na odprawie. Pierwszy cel był jasny i oczywisty, atakowali wszystkimi siłami. Jednak potem były dwie zasadnicze opcje. Albo atakują dwa cele na raz albo po kolei. Za pierwszą opcją przemawiał czas reakcji, mieli szansę zająć w tym samym czasie obydwa cele i mieć komplet opanowanych celów. Jednak każdy cel musieliby atakować podzielonymi czyli słabszymi siłami. Druga opcja pozwalała zdobyć przewagę lokalną przy walce o pierwszy z pobocznych celów ale już prawie na pewno zapowiadała zacięte walki o ostatni z celów. Wcześniej liczyli się, że w razie dużych strat we wstępnym etapie walk o podejściu pod cel główny spróbują zdobyć tylko jeden z pobocznych celów. Ale Imperator był im dotąd łaskawy więc siły mieli właściwie nienaruszone. Dlatego odwlekli tą decyzję na ten własnie moment by wiedzieć jak wygląda aktualna sytuacja.

- Imperator nam sprzyja. Atakujemy na raz. - powiedział po chwili zastanowienia dowódca grupy desantowej. Kaarelowi to pasowało. I tak gdyby nawet zdobyli jeden z nuklearnych celów mieliby znowu podzielone jeszcze bardziej siły rozdzielone między siłami do obrony zdobytego celu a atakiem na kolejny.


“Beta”



“Turbodiesel” poprowadził oddział poprzedzony szpicą Mordaxa kierując się na “Betę” zaś Matuzalem znowu ze szpicą obsadzoną przez dwóch byłych kasrkinów na “Gammę”. Sejan wraz z laserowcami budował pozycję obronne umacniając się na właśnie zdobytej Alfie z Durranem jako zarządzającym technicznym szpejem na korzyść wszystkich trzech pododdziałów.

Oba cele poboczne były w podobnej odległości od głównego. Ale “Beta” miała na swojej drodze niespodziewaną przeszkodę. Korytarz który miał być zwykłym korytarzem po rozpoznaniu go przez Mordaxa okazał się jakąś główniejszą osią komunikacyjną. Widać coś się pozmieniało i ciąg ludzi i towarów szedł właśnie tędy a nie tym co się spodziewali na odprawie studiując mapy. Tego nie przewidzieli. Sam Mordax czy pojedyncza grupka mogła przeniknąć na drugą stronę. Ale cała drużyna szturmanów albo ciurkałaby się pojedynczo nie wiadomo jak długo pomiędzy przerwami w tej karawanie ludzi i towarów albo musiałaby zostać zauważona. - Mordax, rób rajd na “Betę”. Masz się bezwzględnie tam przedostać i przygotuj teren pod nasze przybycie. - rozkazał były komisarz. Mordax skinął głową i zniknął za rogiem. Turbodiesel dał mu minutę. Nie mogli czekać zbyt długo bo nie wiadomo było czy kiedykolwiek w realnym czasie te ludki się raczą usunąć z tego korytarza a w każdej chwili ktoś mógł ich nakryć. Albo drugą grupę idącą na “Gammę”. Albo obsadzajacą “Alfę”. A i tak liczyli się przecież, że w końcu jakoś będą musieli dać znać swojej obecności.

Dwójce Brutali udało się przebiec na drugą stronę po Mordaxie. Gdy przebiegała druga para ktoś z techników ich zauważył. - Ej, widziałaś to? Tam ktoś przebiegł. - powiedział do techniczki z jaką dotąd rozmawiał. Ta podniosła wzrok patrząc na pusty obecnie korytarz. - Gdzie? - zapytała a ten wahał się widocznie zastanawiajac się czy chce mu się tam leźć i sprawdzać czy nie. W końcu znalazł złote rozwiązanie. - Tam chyba ktoś był. Może to sprawdźcie? - powiedział do dwóch byłych żołnierzy sił lądowych. Ci popatrzyli na niego z jawną pogardą i niechęcią. Jeden splunął. I ruszyli nieśpiesznie we wskazanym kierunku. Turbodiesel się zdecydował. Gdyby mieli robić rozpoznanie i działać cicho poczekałby. Nie zostali wykryci a tych dwóch pajaców mogli zlikwidować po cichu. Ale czas uciekał. Mordax w pojedynkę mógł zrobić krwawy show ale nie mógł ani zdobyć ani tym bardziej utrzymać wskazanego celu. Czyli atak. Dał znać Brutalom by zajęli pozycję. Ci dwaj doszli akurat do korytarza gdzie wcześniej zniknął Mordax i czwórka Brutali. Pewnie zastanawiali się czy chce im się włazić czy nie. Przecież nikogo tu nie było widać. Wtedy usłyszeli zaskakująco blisko mocny, pełen zdecydowania i agresji krzyk. - Ku chwale Imperatora! Ognia! - drużyna szturmowa lojalistów objawiła swoją obecność ogniem, laserem, ołowiem i stalą. Rozdzielali śmierć, rany i zniszczenie wśród zaskoczonej kolumny transportowej. Nikt wśród zaatakowanych nawet nie zdążył pomyśleć o postawieniu sensownego oporu.

Techniczka z jaką rozmawiał pan spostrzegawczy upadła w fartuchem na piersiach poszarpanym krwawymi ranami. On sam zdołał schować się za wozem dostawczym. Widział śmierć i zniszczenie wśród atakowanej kolumny. Atakowanej przez kogo?! Skąd?! Przecież byli na XIII poziomie tej cholernej góry! Nie wiedział przez kogo ale właściwie to mogli chyba tylko przez tych cholernych lojalistów. Uznał, że jego obowiązkiem jest zaalarmować resztę bazy. No i poza tym to oznaczało, pretekst by udać się czym prędzej w boczny korytarz. Przebiegł przez niego, dopadła do komunikatora bazy. - Halo?! Tu Anderson z kolumny transportowej na XIII! Jesteśmy atakowani! Nie jestem pijany! Nie wiem przez kogo! - krzyczał w zdenerwowaniu wkurzając się na tego idiotę po drugiej stronie gdy nagle poczuł palący ból. Jęknął i spojrzał na swoje trzewia gdzie z brzucha wysunęła mu się ostrze szabli. - Kara za zdradę główną. - usłyszał tuż za sobą wzmocniony voxem głos byłego komisarza gwardii. - Śmierć! - Turbodiesel z ponurym wyrazem twarzy wystrzelił ze swojej handkanony i głowa Andersona rozbryzgła się jak trafiony balon pełen czerwonej farby. Te resztki rozbryzgały się po nim, po ścianie i po panelu łączności. Ci po drugiej stronie już musieli wiedzieć co stało się z Andersonem i kto ich atakuje.

Turbodiesel wrócił do głównych sił swojego oddziału. Zaskoczeni zaopatrzeniowcy i technicy byli dla zawodowych psów wojny z Brutali nie byli żadnym przeciwnikiem. Cała masakra trwała zaledwie parę chwil więc obyło się bez strat. Ale wróg już był ostrzeżony o nieproszonych gościach. Teraz liczył się czas. Zaczął się wyścig kto pierwszy dotrze do celu. - Zbierać się! Za mną! - krzykiem zebrał swoich ludzi i ruszyli ku wyznaczonemu celowi zostawiając zmasakrowaną kolumnę transportową za sobą.


“Gamma”



Nie zatrzymywali się ani na chwilę. Przemierzali korytarze i sale obserwując świat przez perspektywę swoich przyrządów celowniczych. Lufy wodziły po terenie gdy para byłych Kasrkinów sprawdzała kolejne rejony torując drogę reszcie oddziału. Kaarel czyli jak to tutaj się przedstawiał Erik Smith czuł jak ma nerwy napięte jak postronki. Zdawał sobie sprawę, że priorytetem jest pośpiech ale odbywało się to kosztem ostrożności. Nie mieli czasu sprawdzać każdego rejonu i zakamarka przez jaki przechodzili. Rozpoznanie więc nie był pełne. Torowało drogę w najbliższym rejonie ale nie czyściło jego podejść. W końcu coś musiało się spieprzyć. I spieprzyło.

Przeszli właśnie z Chrisem jakiś narożnik. Słyszeli kolejne cele. Sześć. Sporo na dwóch. Raczej na pewno ich zlikwidują ale mieli marne szanse, że całkowicie bezgłośnie. Ale jakie mieli wyjście? Za nimi maszerowała reszta oddziału pod wodzą Matuzalema. Nie było nikogo kto by odwalił robotę za nich. Kaarel dał znać Chrisowi. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy!

Para komandosów z wyciszoną bronią wychynęła się zza rogu jak tyle razy wcześniej w ciągu ostatnich minut i kwadransów. Szóstka idących szybko techników w zasmarowanych kombinezonach rozmawiała ze sobą. Jeden akurat patrzył w mijany korytarz i oczy zdążyły mu się rozszerzyć z zaskoczenia i strachu. Dwa triplety uderzyły w dwa cele niezawodnie trafiając. Dwie sylwetki rozbryzgały się czerwonymi posokami na sąsiednie z trafionych głów. Zaczęły się osuwać bezwładnie na podłogę korytarza. Czwórka pozostałych zaczęła się w zdziwieniu odsuwać, patrzeć w zdziwieniu, zasłaniać przed rozbryzgami twarz i mrużyć oczy gdy za plecami dwóch komandosów szczęknęły drzwi otwieranej windy. Trzy dodatkowe cele. Plecy dwóch strzelców, dwa upadające właśnie po ich trafieniu trupy techników, zaskoczenie pozostałej czwórki mieli jak na dłoni.

Matuzalem podążał śladem pierwszej dwójki. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi jakie właśnie mijali. Otworzyły się i w osłupieniu stanęła w nich dwójka zaopatrzeniowców wpatrzona w grupkę uzbrojonych ludzi z naszywkami najemników z Brutal De Lux. On i Abaroa zareagowali błyskawicznie. Osobnik znany w tym świecie jako Isaac Enoch złapał i wciągnął zaskoczonego logistyka w swoje ramiona i trzasnął nim o ścianę korytarza. Potem wystarczyło jedno uderzenie które wyrwało mu krtań by uciszyć go na dobre. Pancerz wspomagany operowany przez “Miguela Cordobę” złapał drugiego i bez trudu ukręcił mu panzer - ramionami kark jak kurczakowi. Opuścił bezwładne ciało na ziemię w tym samym momencie gdy te bez krtani upadło na kolana krztusząc się i rozpaczliwie próbując złapać ostatniego tchu.

Blaine zareagował błyskawicznie na nowe zagrożenie. Odwrócił się i słał w windę triplet za tripletem pozostawiając oryginalne cele Cotantowi. Słał triplet za tripletem. Pociski rozbijały się o piersi, szyje, ramiona, szyby, ściany, panele zalewając wnętrze windy zduszonymi krzykami, krwawymi rozbryzgami, szkłem, kawałkami plastikowych wykładzin i podziurawionym metalem. Trafił wszystkich ale nie zdążył dobiec do windy. Jeden z umierających zdołał w panice wcisnąć przycisk windy nim skosiły go chrisowe kulei drzwi zaczęły się zamykać i w końcu zamknęły. Winda znów ruszyła na górny poziom. Chris odwrócił się do pierwotnego celu. Z windą i tak nie mógł już nic zrobić. Ale mógł Matuzalem.

Cotant w tym czasie zdołał skosić dwóch. Zostało dwóch ostatnich ale ci mieli już na tyle dużo czasu do reakcji i przestrzeni więcej niż ci w windzie, że zdołali dać te krytyczne dwa kroki by zejść z linii strzału Cadianczyka. Ten rzucił się w bieg za nimi. Wybiegł za róg gdy tamci już dobiegali do kolejnego. Strzelał szybko bez celowania a wierna “Natasha” wypluwała z wyrzutnika kolejne złote łuski. Obrał za cel tego pierwszego, bo zaraz mógł zniknąć z widoku. Trafił go w łopatkę, potężne pociski rozpruły mu żebra i płuca a biegnący cel się zachwiał, stracił płynność ale zdołał znowu dać ten ostatni krok by zniknąć za kolejnym rogiem. Cotant przeniósł niezwłocznie cel na tego drugiego. Ten widząc los towarzysz spanikował i rzucił się w poprzek korytarza w przeciwną stronę. Eryk Smith pobramował go tripletami gdy już by go trafił zamek szczęknął mu pustym magazynkiem. Kurwa mać! Ale wtedy do rogu dobiegł Blaine i wymierzył ze swojej broni. Cadiańczyk ufny w to, że kumpel nie odstrzelił mu plerów i zlikwiduje tego drugiego runął w pościg po korytarzu który ostrzeliwał Chris. Mijał akurat o parę kroków tego technika gdy Chris go akurat trafił. Nie miał czasu zmieniać maga więc biegł dobył swoje monoostrze. Dostrzegł cel akurat gdy tamten oparty ciężko o panel wywoływał bazę pewnie by ostrzec resztę albo wezwać pomoc. Cotant z wściekłością cisnął w niego swoim monoostrzem. Te trafiło go w ramię i tamten upadł. Ale wciąż żył. Próbował wspiąć się do konsolety zostawiając na niej krwawy ślad swojej dłoni. Kasrkin dopadł go jednak pierwsz kopiąc brutalnie w twarz. Tamten upadł z jękiem na ziemię. Eryk Smith wyszarpał z niego swoje monoostrze i przebił mu czaszkę kończąc jego mękę. Spojrzał w zdenerwowaniu na konsoletę. Zdążył?

Matuzalem widząc odjeżdżającą windę wiedział, że jej już nie zatrzymają. Nie ręcznie. Ale on miał jeszcze swoje sztuczki. Brutalnie wyrwał panel i wpiął się w miejscowe duchy. Spieszył się nie mając czasu. Musiał improwizować. Udało mu się nakłonić mechanizmy windy by zatrzymały odjeżdżającą windę. Ta prawie dojechała na wyższy poziom ale jednak nie dojechała. Mechanizmy jednak przepięły się i winda utknęła. Nie mógł jej ściągnąć znowu na dół.

- Spokojnie wszystko pod kontrolą. Nabrudziliście ale udało mi się za was posprzątać. - w słuchawkach obydwu grup rozległ się głos Durrana. Miał trochę roboty. Wiedział, że właściwie walczy za straconą sprawę. W końcu drużyna gospodarzy musiała się skapnąć, że ktoś ich tu rzeza tam i tu. Ale było to ciekawe zadanie dla jego ciekawskiego umysłu. Widział, na konsolecie jak Matuzalem spacyfikował odjeżdżającą windę. Dobrze. To mu odpadło. Zaraz obok z panelu ktoś z gospodarzy próbował nadać sygnał SOS. Ale udało mu się go zagłuszyć a nadawca szybko przerwał nadawanie spacyfikowany przez kogoś z chłopaków. Gorzej było z tym drugim sygnałem z okolic “Bety”. Tam facet zdołał połączyć się z jakąś pomniejsza centralą i nadać alarm. Grał teraz na czas by tamci kupili ściemę choć już byli czujni i podejrzliwi. Mówili, pytali, sprawdzali. Widział, że wysłali sprawdzaczy. Od intensywnej masakry kolumny transportowej przy “Becie” też pojawiało się coraz więcej zapytań, meldunków i zaniepokojenia jakie przedzierało się przez jego zasłonę jaką roztoczył nad tą operacją. Zaraz się połapią, zaraz coś się sypnie ale jeszcze nie. Gra jeszcze trwała choć pewnie już trwały jej ostatnie minuty. W międzyczasie przygotowywał się do bardziej bezpośrednich działań jakie wkrótce pewnie będą potrzebne im wszystkim.


Kontra



W sztabie sektora major Sigvon Umberhair patrzył mrużąc oczy na ekrany konsolet. Coś się działo na XIII poziomie. W samych trzewiach góry na spokojnym zdawałoby się zapleczu. Na górnych rejonach trwała walka i zbieranie się po skutkach ostrzału z orbitalnej makroborni. Na jeszcze niższych rejonach bazy mieli czujki na wypadek gdyby wróg próbował przeniknąć kanałami lub ogólnie “od dołu”. Ale XIII poziom był co prawda jednym z niższych z tej podziemnej twierdzy ale jednak wyżej od tego najbardziej narażonego na atak od dołu. Dlatego tam umieszczono trzy siłownie napędzające główne systemy całej twierdzy. Był więc jednym z najważniejszych sektorów całej twierdzy. I właśnie tam coś się działo.

Technicy obsługujący jednak konsole nie byli co. Wojskowe doświadczenie majora kazało mu wierzyć, że za dużo tych przypadkowych “pomyłek” i “fałszywych alarmów” by to zbagatelizować. - Panie majorze, niech pan spojrzy na to! - powiedział jeden ze strażników przy drzwiach. Majoro Umberhair podszedł do drzwi i tam kierowany wzrokiem przez żołnierza spojrzał na drzwi windy na końcu korytarza. Zebrała się tam już grupka kilku osób z których jeden żołnierz przybiegł ich zaalarmować. Gdy oficer podszedł do drzwi ogarnął sytuację jednym spojrzeniem. Poszatkowane strzałami wnętrze zabryzganej krwią windy i jakaś bezwładnie wystajaca w górę zakrwawiona ręka. Winda utknęła tak, że widać było tylko kawałek przez wystającą szybę ale to co było widać wystarczyło oficerowi by właściwie ocenić sytuację. - Wróg jest w bazie! Ogłosić alarm! Skąd przyjechała ta winda? Sprawdzić! - major szybkim krokiem wracał do centrum dowodzenia sektorem. Czemu to musiało się przydarzyć właśnie w jego sektorze? No ale przydarzyło i trzeba było coś z tym zrobić.


---



Sejan siedział żując kolejnego lizaka i obserwował ze swojego improwizowanego centrum dowodzenia w sterówce “Alfy” przebieg sytuacji. Udało się. Na razie. On razem z chłopcami - laserowcami jak ich nazywał Jaguar 3 utrzymywali się bez większych trudności w głównym celu. Turbodieslowi wspieranemu przez Mordaxa i drużynę Brutali udało się zająć “Betę” a Matuzalemowi “Gammę” Ale zaskoczenie się skończyło i sztuczki Durrana w końcu przestały działać. Tamci wreszcie się połapali.

- Przeprowadziłem symulację. Oblicza, że na 78% szans gros sił przeciwnika w pierwszej kolejności zaatakuje “Gammę”. - odezwał się Morgenstern przerywając rozmyślania dowódcy.

- Dlaczego tak uważasz? Ile mamy czasu? - zapytał lider grupy szturmowej obserwując twarz starca.

- Jest tam najwiecej wind transportowych. Jeśli “Gamma” zwiąże ich walką i zrobi sę korek kolejne w kolejce są wejścia w pobliżu nas. Czas do reakcji to jakieś 5 do 15 minut w zależności do tego jak u nich z przygotowaniem i zdecydowaniem. - odpowiedział starzec zapatrzony wzrokiem umysłu w inny świat niż ten gdzie siedział na siedzeniu i rozmawiał z dowódcą.

- Gamma wedle naszego dziadka atak w pierwszej kolejności spadnie na was. - Sejan ostrzegł swoich szykujących się do obrony reaktora atomowego ludzi.

- Chłopaki. A co tu będziemy stać jak tępe chuje. A przejdźmy się do nich. - zaproponował Smith gdy usłyszał co Sejan i Matuzalem mają im do obwieszczenia. Był zwolennikiem aktywnych działań. I nie leżało mu w smak dać się zamknąć w atomowej puszcze. Poza tym zawsze mogli się tam wycofać nie?



Wyścig o windy



Po zastanowieniu przystali na propozycję Cadiańczyka. Postanowili wybrać się na wycieczkę we trzech: Matuzalem, Blaine i Cotant. Brutali w “Gammie” zostawili pod wodzą Abaroa. Plan był dość prosty. Główną osią transportową między poziomami były windy. Jeśliby udało się je zablokować to powinni zyskać trochę czasu nim tamci zrobią obejście. Ale by je zablokować trzeba było tam się dostać przed przeciwnikiem.

- Kurwa. - mruknął pod nosem Cadiańczyk widząc wrogich żołnierzy obstalujących windy. Zaledwie kilkunastu ale widział, jak szykowali się do obrony. Nie wiedział czy to przysłani z góry czy jacyś lokalni ale widocznie mieli za zadanie utrzymać przyczółek przed przybyciem głównych sił. Nie było co zwlekać. Karabinki, granaty, lasery i ostrza poszły w ruch. Choć tuzin lokalsów nie był zbyt wymagającym wyzwaniem dla trójki wojennych wilków jakimi byli Agenci Tronu to jednak nie sprzedawali tanio swojej skóry. Wyrżnięcie ich zabierało im czas.

- Wykończcie ich ja zablokuje windy! - krzyknął Matuzalem i sam zajął się masakrowaniem pierwszej windy. Para kasrkinów kiwnęła głowami rzucajac granaty i strzelajac z karabinków. Tamci też rzucali swoje granaty. Jeden upadł tuż za plecami pary strzelców i grzechotał tocząc się po podłodze. Chris rzucił się na niego odrzucając go z powrotem. Nie doleciał i eksplodował w powietrzu. Widocznie tamci byli na tyle opanowani, że wyczekali prawie do końca przed rzutem by zminimalizować takie ryzyko.

Nie szło dobrze. Zlikwidowali obrońców a Matuzalemowi udało się zniszczyć większość wind. Przez te ocalałe jednak wyskakiwali kolejne grupki wrogich żołnierzy. Mieli przechlapane bo przy samych windach słabo było z osłonami, było ich w windzie po kilka osób a para Kasrkinów była już nieźle wstrzelana w ten rejon więc likwidowała kolejne cele jak kombajn zboże. Ale nic nie trwa wiecznie. W końcu ktoś tam na górze poszedł po rozum do głowy. Zaczęli zjeżdżać windami synchronicznie więc po otwarciu dwójka strzelców nie miała możliwości zlikwidować wszystkich. Zwłaszcza, że granaty się skończyły. Tamci po otwarciu drzwi rzucali własne, w tym dymne więc widoczność spadła znacznie gdy przedpole wypełnił dym. Coraz więcej wrogich żołnierzy zajmowało improwizowane kryjówki, rzucało granatami, strzelało. Sytuację wyrównał Matuzalem który przerwał niszczenie wind do których wrodzy żołnierze blokowali mu dostęp i wsparł dwóch komandosów. Przez chwilę znów odzyskali przewagę likwidując wroga szybciej niż tamci zdołali nadsyłać kolejnych. Wyglądało, że uda im się zlikwidować wrogi przyczółek i zniszczyć ostatnie dwie windy. Ale nie udało się.

Przełom nastąpił gdy w obydwu windach pojawiły się serwitory. Obładowane ładunkami wybuchowymi, uzbrojonymi w miotacze ognia, obłożone jakimiś blachami w improwizowanej próbie dopancerzenia wytoczyły się jako żywe bomby mające oczyścić przedpole windy. Trójka agentów Trony w lot pojęła niebezpieczeństwo. Nawet we trójkę mogli może zlikwidować wystarczająco szybko jednego ale drugi musiał eksplodować czyszcząc okolicę.

- Cześć chłopaki. Diesel mnie przysłał. Macie gości na zapleczu. Spowolnię ich ale nie zatrzymam. - w słuchawkach nagle usłyszeli spokojny i skupiony głos Mordaxa. Obeszli ich jakoś!

- Spieprzamy! - zdecydował szybko Matuzalem. Byli odcięci od sił głównych a tutaj nie mogli zostać. Trzy sylwetki zerwały się do biegu. Zdążyli zbiec za róg gdy omiotła ich fala eksplodujących serwitorów. Nawet osłabiona za rogiem fala uderzeniowa powaliła ich na ziemię i przewaliła dobre kilkanascie metrów. Gdy zbierali się z podłogi kaszląc i plując z nie tak dalekich wind usłyszeli szczeknięcie drzwi wind. I eksplozje granatów zaraz potem. Tamci widać woleli nie ryzykować i już tu byli.


Okrążeni


Tak jak przewidział Durran kontra przeciwnika nie mogąc z marszu zająć “Gammy” uderzyła z “Bramy nr. 2” jak ją roboczo nazwał starzec prosto na “Alfę”. Broń laserowa rozpalała powietrze podziemnej bazy gdy obrońcy się odstrzeliwali z przygotowanych pozycji obronnych. “Gamma” też walczyła o przetrwanie. Na nią prawdopodobnie spadły główne siły uderzeniowe renegatów. Byli pod ciężkim ogniem przeważających sił ale nadal dowodzeni przez Abaroe trzymali się. Kontakt z czwórką Agentów Tronu jacy operowali w tym rejonie rwał się i wiadomo było tylko tyle, że żyją ale zostali odcięci. Najspokojniej było przy “Becie” bo tam trwało jedynie wstępne macanie i Brutale dowodzeni przez Turbodiesla z łatwością likwidowali czujki przeciwnika. Te jednak wiązały ich na tyle, że było skrajnie ryzykowne odesłać kogokolwiek poza już odesłanym Mordaxem do któregoś z atakowanych punktów. Ostatecznie Sejan uzgodnił z nim, że obsada “Gammy” wycofa się z w końcu drugorzędnego celu i wzmocni obronę “Bety”. Szybko okazało się to potrzebne bowiem Abaroa zameldował, że zostali zmuszeni do wycofania się.

---


Major Sigvon Umberhair pokiwał głową. Straty co prawda rosły. Aż gdyby miał mniej wiary w swoich żołnierzy to nie poddał by ich raporty wątpliwości. Trójka przeciwników zmasakrowała całą czołówkę wysłanych na XIII-kę sił i blokowała akcję w głąb poziomu przez kwadrans? Wydawało mu się to mało prawdopodobne. Ale możliwe. Jeśli była to elita wroga. Ale po prawdzie kogo innego by wysłano do takiej misji? Przecież nie świeżaków po unitarce. Ale znalazł na to sposób wysyłając do czyszczącej misji dwa serwitory. Jego technicy w centrum zmagali się z wrogiem o odzyskanie kontroli nad mechanizmami XIII które jak się okazało są pod kontrola wroga.

Wysłał południowa bramą grupy szturmowe a te jak już się tego spodziewał potwierdziły nawiązanie kontaktu z wrogiem wyposażonym w lasery jaki opanował generator geotermalny. Czujki nawiązały kontakt z podobna grupą w obydwu zapasowych reaktorach nuklearnych. Sam widząc jak długo zajmuje zdobycie wschodniego wejścia do wind kazał wyrwać dziurę między poziomami i przez nią zaczęli atakować grupki szturmowców. Doszli do zajętego reaktora i podjęli atak przy okazji odcinając tą czujkę jaka dotąd blokowała windy. Walka była zażarta jak słyszał po ciągłych żądaniach z oddziałów szturmowych o amunicję granaty, paliwo do miotaczy i serwitory w roli żywych torped. Jak widział kolejnych wysłanych na XIII ekipy sanitariuszy do opieki nad kolejnymi ciężko rannymi żołnierzami. Ale opłacało się. Reaktor został odbity. Teraz postanowił skoncentrować się na odbiciu głównej siłowni do drugiego reaktora zostawiając jedynie siły osłony. Sądząc po działaniach wroga nie mógł być on zbyt liczebny a do tego rozproszony na trzy punkty których niezbyt mógł opuścić. To pozwalało majorowi pokierować siły tak, że mógł likwidować je kolejno osiągając miażdżącą przewagę liczebną a wróg mógł jedynie czekać na cios nie mając pewnie żadnych rezerw. Plan śmiały w opinii majora i zaskakujący ale nie mający w dłuższej perspektywie szans przetrwać regularny atak głównych sił sektora jakim zarządzał. Widział z satysfakcją jak jeden z reaktorów świecił się przyjemnym błękitem własnych jednostek, drugi wciąż pulsował wrogą czerwienią ale niebieskie linie sunęły od północnego wschodu ku czerwieni głównej siłowni obramowanej już błękitną linią od południa. To już nie mogło potrwać zbyt długo.


---


Cofali się. Przenikali lub przebijali się. Zaczekali na czujki od wind i przywitali ich ogniem z karabinków dając im znać, że nie pójdzie im łatwo. Dwójka ex kasrkinów cycofała się biegiem do kolejnego narożnika gdy Matuzalem osłaniał ich odwrót. Potem zmiana. We dwóch rżnęli wroga z karabinków gdy on biegł w ich stronę. Tamci jednak mieli zbyt dużo ciężkie broni. Bez żenady rozpoznawali teren z granatników, granatów ręcznych i miotaczy ognia. Stawianie jakiegokolwiek oporu było skrajnie ryzykowne. Musieli zasłaniać się w zamykanych pomieszczeniach, czekać aż przebrzmią granaty i otwierali drzwi gdy na zewnątrz szalały płomienie albo skradali się obrońcy. Wtedy ich szatkowali ołowiem. Szybki atak, zamknięcie drzwi i bieg do kolejnych drzwi. Cofali się jednak pomieszczenie za pomieszczeniem coraz bliżej “Gammy”.

- Kontakt! - krzyknął nagle Chris gdy razem z Cotantem dobiegli właśnie do kolejnego narożnika a Matuzalem jeszcze osłaniał ich od przeciwnika. Pierwszych trzech wrogich żołnierzy zlikwidowali od razu. Ale byli kolejni. Matuzalem do nich dobiegł i czmychnęli w boczny korytarz urywając się jeszcze raz chociaż na chwilę.

Mordaxa spotkali prawie, że przypadkiem. Też cofał się już od jakiegoś czasu bawiąc się i w berka i w chowanego szarpanego z siłami przybyłymi jakoś inaczej niż przez windy. Stawiał im odpór samotnie już dłuższy czas ale jednak też musiał bezustannie być w ruchu i cofać się w stronę “Gammy”. No to byli we czterech. A wszędzie wokół byli wrodzy żołnierze. Mordaxowi udało się też przez moment nawiązać łączność ze sztabem w “Alfie” więc przyniósł hiobową wieść. “Gamma” została stracona, Abaroa przebijał się w ciężkich walkach do Diesla w “Becie” by tam wzmocnić jego siły. Nagle więc okazało się, że ich czwórka musi się przedostać nie tylko do “Gammy” która była już całkiem blisko ale do “Alfy” albo “Bety”.

- A chuja! - warknął w końcu rozzłoszczony Cotant. - Odbijemy ją. - powiedział patrząc na trójkę towarzyszy. Wydawało się to szaleństwem. Ale we czwórkę mogli jednak nieźle namieszać wznawiając walki o “Gammę”. Nawet jakby im się nie udało to mogli spowolnić natarcia wroga na dwa pozostałe punkty oporu. Poza tym rozkaz na odprawie brzmiał: “Zdobyć i utrzymać!”


---



Poziom XIII



- Hej! Hej wy! Macie tam jeszcze jakichś złamasów? Bo wiecie, ci których tu przysłaliście to się nam skończyli. - głośniki w całym sektorze rozległy się nagle bezczelnie wesołym głosem Cadiańczyka o kodzie wywoławczym “Jaguar 3”. Prawie czuć było jak się do tego bezczelnie uśmiecha do tego mikrofonu. Sejan i Durran podnieśli głowy w kwaterze dowodzenia obleganej “Alfy”. Turbodiesel uśmiechnął się pod nosem słysząc przez głośnik dawnego podwładnego. Żołnierze z Brutali i Laserków pokręcili z zadowolenie i niedowierzania głowami ale zaraz przez szeregi obrońców przeszła fala radosnych okrzyków i gwizdów. Odmiennie zareagował major Sigvon Umberhair gdy usłyszał tak jak i jego sztab głos obcego dobiegający z centrali jednego z reaktorów. Tego który właśnie zmienił barwę z niebieskiego znów na czerwony. Właśnie tłumaczył centrali, że co prawda wróg jakoś wdarł się na XIII i opanował kluczowe instalacje ale sytuacja się normuje a zlikwidowanie ognisk oporu to tylko kwestia czasu. Jak właśnie zlikwidowali opór w “dwójce”. Podobnie maszerujący pod “Alfę” żołnierze rozglądali się w zaskoczeniu po ścianach słysząc bezczelny głos jednego z wrogich żołnierzy jaki dobiegał z pozycji jaką właśnie zdobyli. Mieli się cofnąć i zdobywać ją jeszcze raz? Cortez wysłał od razu zapytanie do Sejana. Wracać dalej do “Bety” czy wracać do “Gammy” by wesprzeć czwórkę Agentów Tronu?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-09-2017 o 15:33.
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 17-09-2017, 00:36   #149
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Arrow

If you are strong feign weakness. If weak, pretend strength. Whatever your position, conceal it from the enemy, and he will waste his armies fighting his own phantoms.
- Tactica Imperialis

Twierdza

Plan, mimo iż układany "na kolanie", we mgle, oparty na niesprawdzonych informacjach dotyczących bazy Istvanian, wyciągniętych z torturowanych głów, okazał się być dobry. Wystarczająco dobry.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=94p8A8I-ZdA[/MEDIA]



Dzięki potężnemu wsparciu ogniowemu i przygotowaniu artyleryjskiemu ze strony dział, rakiet i moździerzy Farcastańczyków oraz makrobroni Rogue Traders i stacji orbitalnej udało się osłabić wroga, zmiękczyć go, skruszyć jego potężne i dobrze przygotowane linie obrony. Pozbawić go większości broni p.lot., co wystawiło go na naloty bombowe i zaczepne - co tylko pogłębiało jego trudną sytuację. Pozorowane szturmy ze strony MP-F i FAP-F niosły ze sobą spore straty dla atakujących, jednak kolejne reduty padały, kolejne serwitory były niszczone, tak samo stanowiska broni ciężkiej i wieżyczki automatyczne, a wyczerpani Istvanianie cofali się coraz bliżej do mesy. Ich systemy obronne padały łupem nietypowych rozwiązań Durrana. Ich umysły i ciała nie mogły zaznać wytchnienia od niekończącej się batalii.

Wreszcie, nadszedł czas. Na zewnątrz zrzucono wszystko, co wybuchało, paliło i dezintegrowało. Zaraz potem nadeszły hordy żołnierzy, atakujące wszelkie możliwe punkty i umocnienia. Generalny szturm. Dywersja.

W międzyczasie, Mordax Lestourgeon, wspierany w mocy psychicznej przez Durrana i Matuzalema, przerzucił znaczące, doborowe siły prosto w trzewia wrażej fortecy. To, co nastąpiło później, było można tylko nazwać świetnym fortelem... ale także intensywną, krwawą przepychanką. Tym razem jednak, dzięki Bogu, nie tak kosztowną dla lojalistów, jak przedtem.

Generator energii geotermalnej, magazyny, windy, obydwa zapasowe reaktory izotopowe, akumulatory - wszystko to zostało zdobyte (bądź zniszczone w toku walk, co i tak było na rękę zdobywcom). Przeciwnicy, mimo wykorzystania znacznych sił, serwitorów i automatów, nie byli w stanie ani utrzymać ani trwale odbić poziomu XIII. Sigvon Umberhair, były major IG a obecny w siłach Rathbone, nie był w stanie odpowiedzieć na ten fortel.

Durran zdobył kontrolę nad systemami. Nie mógł wyłączyć reaktorów, lecz mógł odciąć od prądu praktycznie całą bazę. Serwitory wciąż działały, ale broń automatyczna już nie. Tak samo światła, wentylacja, monitory, kamery, namierzanie i inne systemy. Tak w mesie, jak i poza nią.

Szturm zaczął się na dobre. Pozostałe siły z batalionów Lazerhawks i Brutal Deluxe dołączyły do ataku i wdarły się do hangaru oraz poprzez dach. Za nimi coraz to większe ilości Farcastańczyków. Istvanianie byli skończeni, ale bronili się zażarcie. Każdy korytarz, zaułek, pomieszczenie i zakręt były okupione krwią obrońców i napastników.

Nigdzie nie było widać Kadry Rathbone. Czy też tego, co z niej zostało. To nie wróżyło dobrze...

Mniej więcej pod koniec pierwszej godziny natarcia, Morgenstern wykrył jakieś intensywne zużycie mocy. Kable przesyłu energii, wmontowane w pancerne, ukryte tuby, ciągnące się od jednego z zapasowych reaktorów izotopowych aż po rejony blisko centrum dowodzenia. Nie mógł ich odciąć - wiązałoby się to z próbą mechanicznego odcięcia reaktora od kabli... Wykonalne, acz nie do przeżycia, nawet dla Durrana i innych cyborgów z Ordo Sicarius. Fluktuacje mocy były dziwne, nietypowe. Wreszcie, Malatek zrozumiał, dlaczego. Było to aktywne, dobrze skalibrowane, pracujące pełną parą Teleportarium.

Istvanianie uciekali.

Czym prędzej cała Kadra Agentów Tronu zebrała się i ruszyła, zostawiając najmitów do trzymania warty w Generatorium. Wspięli się po zmasakrowanych szybach windowych, ledwo omijając uszkodzenia, pożary, wyładowania energii. Dotarli na poziom dowodzenia. Tam natknęli się na wciąż aktywne, pracujące na spiętych akumulatorach systemy zabezpieczeń, serwitory i tych paru ocalałych technomatów oraz gwardzistów nie zajętych próbami odbicia reaktorów lub powstrzymaniem nadciągających sił szturmowych.

Agenci OSS przecięli ich jak piłotopór przez tuszę w rzeźni. Szybko, efektywnie i krwawo. To nie wystarczyło. Spóźnili się.

Kiedy przerzynali się przez sztab twierdzy, w błyskach laserów, bolterów i kulomiotów, przy wtórze pękających granatów, bzyczących pocisków i snopów iskier z rozwalonych cogitatorów, otoczeni śmiercią, salę dalej Rathbone i jej Kadra właśnie przekroczyła bramę teleportera, na dobre znikając z twierdzy... z Farcast. Za nimi szli inni. Tragarze i obstawa, noszący skrzynie z bezcennymi przedmiotami. Istvaniańskimi narzędziami wojny.

Poświęcenie majora Umberhaira nie poszło na marne. On i jego sztabowcy przytrzymali Sejana i jego Kadrę dość długo. Zginęli, ale wypełnili rozkaz. Kiedy prawowierni sforsowali bramy komnaty Teleportarium za pomocą ładunku wybuchowego, prawie cały ekwipunek został przetransportowany. Oprócz paru skrzyń. Bardzo ważnych skrzyń.

Przyjebali najprecyzyjniej i najboleśniej, jak mogli. W ciągu pięciu sekund wszyscy pozostali pachołkowie heretyczki byli martwi. Niestety, jeden z nich zdążył szarpnąć za jakąś wajchę. Teleportarium natychmiast zgasło. Brutalnie. Kombinacja siły kinetycznej, wyładowań elektrycznych i minimalnego rozbłysku sił Osnowy powstałych z nanosekundowego rozdarcia Zasłony powaliły wszystkich, porozbijały pancerne skrzynie, poraniły ludzi Imperatora... ale ich nie ubiły.

A w skrzyniach bezcenne rzeczy, rzeczywiście. Przenośny cogitator i całe stosy datakryształów. Oraz jakieś... buławy. Wyglądały na nieco bardziej wyszukane pałki szokowe, acz nie przypominały żadnego znanego wzorca. Kilka skrzyń... razem trzydzieści sztuk. Świeża produkcja. Droga produkcja.

Teleportarium było usmażone. Tego typu technologia źle znosiła "awaryjne odcięcie prądu". Reperacja mogła potrwać miesiące, a wątpliwe było, by nawet obecni w systemie RT mieli na podorędziu ezoteryczne części zamienne niezbędne do wykonania takich napraw.

Bez Rathbone, jej Kadry i majora Umberhaira, pozostało już tylko zabezpieczyć resztę fortecy, zbadać ją... zdecydować co dalej.

I trzeba było decydować się bardzo szybko. Mniej więcej dziesięć minut od zdobycia sztabu, Sejan otrzymał komunikat od Brutali. Z jednym z reaktorów izotopowych, tym samym, który wcześniej zasilał Teleportarium... coś się stało. Durran szybko tam zlazł i ocenił sytuację. Otóż wajcha służyła nie tylko do awaryjnego odcięcia mocy od teleportera, ale także do... uruchomienia bardzo cwanego systemu autodestrukcji. Ani chybi zaprojektowanego przez istvowych hereteków. Dość rzec, że był to cichy, zamknięty, odcięty obieg mechaniczny, którego dezaktywacja wiązała się z pruciem ścian, skał i pancernych tub, potem z wykorzystaniem nadludzkiej siły by powstrzymać proces... a przy okazji nie spłonąć żywcem od kosmicznej dawki radów.

Krytyczny błąd reaktora spowoduje jego eksplozję. Ułamki sekundy później nastąpi reakcja łańcuchowa z pozostałymi generatorami oraz zgromadzonym paliwem. Za czterdzieści pięć minut cała mesa miała stać się miejscem eksplozji nuklearnej o sile dwudziestu megaton.

A wszędzie wokół, w polu rażenia, wewnątrz samej mesy, mnóstwo lojalistów. Wielu z nich wciąż próbowało wygryźć pozostałości tej istvaniańskiej hołoty.

Na domiar złego, do Kadry dotarł przekaz z orbity. Zza Farcast wyłonił się statek. Gwiezdny jacht klasy Noblesse. Stosunkowo słabo uzbrojony, delikatny, raczej koszmarnie kosztowna zabawka dla znudzonych arystokratów aniżeli okręt o realnej wartości bojowej... ale cholernie szybki, zwrotny. I dobrze wyposażony, choćby w maskujący system "opoki empyreańskiej". Do tej pory musiał utrzymywać geostacjonarną pozycję niedaleko Kwarantanny na tak zwanym "cichym biegu". Ani stacja ani RT nie wykryli go... aż do teraz. To musiał być statek Rathbone.
Nie próżnował. Natychmiast posłał do walki promy w ataku typu "hit & run", który narobił niezłych szkód na (już i tak ledwo trzymającej się) Ostatniej Szansie. Z dziobowej makrobaterii laserów poważnie ugodził zaś w Pax Behemoth. Nie szukał jednak dalszej zwady, chciał uciec.

Cholerni Istvanianie uciekali. A lojalistom zostawili wybuchową niespodziankę.

Tutaj trzeba było szybkich, twardych, jasnych decyzji. Inkwizytor Sejan miał swoje pięć minut. Nikt nie mógł go w tym wyręczyć. Właśnie teraz brzemię dowodzenia spadło na jego barki z całą siłą.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 17-09-2017, 19:45   #150
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Jethro Sejan obserwował ze stoickim spokojem jak jego towarzysze planują i rozdzielają poszczególne zadania. Komputer przed nim wyrzucał coraz to nowe informacje, ale choć wzrok Inkwizytora był w jego stronę skierowany, to tak naprawdę nie przyglądał się danym. Jego głowę zaprzątały dość istotne problemy. Na tą chwilę dwa główne. Wojna domowa na Farcast oraz Kasballica.

W pierwszy problem uwikłał się również Kościół, który poprosił Sejana o mediację. Pomijając fakt, że Sejan nienawidził polityki i nie chciał brać w niej udziału, to jakiekolwiek opcje rozwiązania tego problemu prowadziły do jednego. Likwidacji zarówno El Kanga jak i Eguzkine. Na taki ruch nie mógł sobie za bardzo pozwolić. Sejan przeglądał informacje dotyczące obu tych osób, i choć ich dossier nie było pełne to powoli widział pewne rozwiązanie. Wymagało to jednak zmian. Dość sporych zmian, lecz były one z pewnością do zaakceptowania. Zaczął powoli pisać oratio, jakie zamierzał po powrocie wygłosić.

Z uwagi na obecną sytuację, która ma miejsce na Farcast, potrzebne są odpowiednie zmiany. Głębokie ale potrzebne. Obecny rodzaj sprawowania władzy pokazał, że władza w ręku jednego człowieka nie zawsze pozwala na [...]
Dlatego proponuję stworzyć radę składającą się z czterech osób, których mądrość, oddanie Imperium, wiedza będą służyć rozwojowi Farcast i prowadzeniu jej ku chwale Boga-Imperatora. To oni będą wspólnie jednomyślnym głosem prowadzić kraj oraz lud ku lepszemu jutru. Na stanowiskach seniorów widzę Gubernatora El Kanga, Cecillię Eguzkine, przedstawiciela Eklezjarchii oraz Sędziego Traggata Loege


Nie dokończył bowiem, chciał mieć chociaż szkic planu, który dostrzegł oczami duszy.

Drugi problem był właściwie banalny, bowiem Sejana nie martwiło to, że Kasballica rozszerzała swe wpływy. Póki Siemion "Szlug" Kazik był oddanym agentem, dla Ordo Sicarius był po prostu użytecznym narzędziem. Zamierzał jednak, przez Matuzalema, przekazać wiadomość Kazikowi. Jeśli dojdą go słuchy, że odwrócił się od “wiary” a jego czyny sprzeniewierzają się kodeksowi, on Sejan znajdzie go i wpakuje mu kulę w głowę. A tak, niech Kazik poszerza swoje wpływy. Być może, kiedyś przydadzą się.


Atak był szybki i prawie całkowicie skuteczny. Nie spodziewał się, że w tym podejściu schwytają Rathborne. Sejan dawno przestał wierzyć w bajki i szczęśliwe zakończenia. A jakby nie patrzeć, Olianthe już nie jednokrotnie pokazała, że jest dobrze przygotowana. Jedyne co go zaskoczyło to opcja autodestrukcji, oraz skrzynie a właściwie to ich zawartość. Matryce Apostazji, były tech-heretyckim sprzętem. Buławy szokowe, potrafiące zabrać celowi całą wiarę, pogrążając ją w odmętach depresji i odmętów. Taki ktoś staje się po prostu warzywem, nie mającym celu by żyć. Kolejny wybór, którego musiał dokonać. Spojrzał się po swoich ludziach, i przez chwilę zastanawiał się, czy wybór którego chce dokonać, nie rozdzieli zespołu. Nie stworzy podziałów między jego członkami. Wyjął ostatnie cygaro jakie miał przy sobie i zapalił.
Zawartość skrzyni komplikowała sytuację.
- Skrzynie zabieramy, zarówno cogicatory, datakryształy i buławy. Potem zdecydujemy co z nimi zrobimy - powiedział, choć okłamał ich. Na razie jednak nie miał czasu na dyskusje, a sądził, że albo Matuzalem albo Cotant będą mieli inne zdanie niż on. Chciał by Durran zbadał tą technologię, a potem włączyć do swojego arsenału. Ostatnie wydarzenia pokazały, że ich przeciwnicy rośli w siłę. Sięgali po nowe środki, i choć Imperator chroni, to jednak nie zamierzał patrzeć biernie jak giną jego ludzie. Jeżeli Durran stwierdzi, że ich posiadanie może grozić “zwątpieniem” zniszczy ją, ale póki była tylko zagrożeniem dla ich przeciwników, nie widział powodu by nie wykorzystać jej potencjału.

-Mamy pół godziny do ewakuacji. Zostało nam parę poziomów do przejrzenia. Nie rozdzielamy się. Idziemy razem - rzucił do swoich towarzyszy, a potem przełączył się na kanał vox, by móc połączyć się z innymi załogami.

-Tu Inkwizytor Sejan. Macie pół godziny by opuścić to miejsce. Jeśli jakieś grupy chcą się poddać, macie ich aresztować i zabrać ze sobą. Ci, którzy stawiają opór.. - zamilkł na chwilę -albo zlikwidować, albo zostawić. Całe to miejsce za 45 minut zamieni się w piekło. Niech Bóg-Imperator was strzeże - zakończył komunikat, bowiem wiedział, że nie wszyscy zdołają uciec.

Spojrzał się na Matuzalema i Durrana, a potem na resztę jego zespołu.
-Ruszajmy..Pół godziny a potem spierdalamy na Valkirie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172