Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2017, 21:45   #76
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
James "Nitro" Carter - znerwicowany technik



Poszatkowane obrazy. Pamięć wracała tak trudno i niepewnie. Boleśnie. Ból. Uderzenie. Kopnięcie. Beton. Mokry, zimny, brudny i twardy. Krew z rozbitych warg na tym betonie. Pomalowanym na biało i żółto. Słup. Parking. Podziemny. Jego krew. Igła. Przejście. Moc! Gniew! Potęga! Szybkość! Pięść miażdżąca twarz tamtego. Kolano w brzuch. Kop. Pękające trzask żeber. Wrzask tłumu. Euforia. Zaślinione szczęki. Doberman. I jeszcze dwa. Kły wbijające się w łydkę. Szrapiące brzuch. I alfa. Skaczący do szyi. Ruch. Wrzask. Ludzkie zęby zaciskające się na psiej krtani. Wyrywające ją w strugach czerwonej posoki. Euforia! Zwycięstwo! Życie! Gniew. Odrzucony ciężar dogorywającej alfy. Trzas psiej czaszki pękającej pod pięścią. Skomlenie ostatniego. Ucieczka. Zwierzyna! Cel! Gonić! Nie ma ucieczki!

Kibel. Brudny. Zejście. Drgawki. Poklepywanie po plecach. Zwitek banknotów za wygraną walkę jaki wsadza do kieszeni. Szybko! Zanim Zejście objawi się w pełni! Drzwi do kibla! Umywalki. Złapać się by nie upaść! Jeszcze trochę. Jeszcze kawałek! Drzwi. Wpada a właściwie upada na nie, na klopa wewnątrz. Leży między nim a gipsościanką. Powinien zamknąć drzwi. Ale nie ma sił. Leży. Ciemność. Osłabienie.

- Cel namierzony. Wszedł do kibla. Spuść psa. -
chłodny głos. Od wejścia. Nie widzi kto. Ale musi być w wejściu do kibla. Jakiego psa? Został jakiś? Coś mu świta gdzieś pod potylicą. Ale nie chce przepchać się do głowy i uformować się w myśl. Myli płynął jak w leguminie. Chyba powinien się zaniepokoić. Przestraszyć? Powinien coś zrobić? Wszystko było takie trudne. Musiał się przespać. Odespać Przejście. Jak zwykle. Spać. Po prostu spać.

Szczęki! Szarpią mu nogi i ręce, szczekają tuż przed twarzą! Nie! Zasłania się ale z trudem. Ramiona słabo działają, nie mogą sobie dać rady z psem. I jacyś faceci w kombinezonach! - Mamy go! - mówi jeden z nich jakby komuś meldował. Bez trudu odwracają go aż rant kibla wciska mu się w brzuch. Na nadgarstkach na plecach. Obręcze kajdanek. Twarde i zimne. Prowadzą go we dwóch. Trzeci za nimi. Z wciąż szczekającym psem. Kolumny. Słupy. No tak. Podziemny parking. Samochody. O nie! Biała furgonetka!

- Zapiera się! Popieść go! - jeden ze skafandrów krzyczy do drugiego gdy cel nagle zaczął się próbować wyrywać. Wiedzieli z kim mają do czynienia. Widzieli filmy i raporty medyczne swoich poprzedników. Dlatego musieli namierzyć i czekać aż zażyje swoje serum i zaliczy zwałę. Gdy był słaby jak dziecko. Paralizator uderza w ramię skutego i przez chwilę szarpią nim dreszcze. Upada na kolana. Ale mocne ręce nie pozwalają mu upaść na beton parkingu. Słabnie. Nie... Jeszcz dwa samochody. Tylne drzwi otwierają się. Nie! Próbuje się szarpać ale wychodzi tak, ze właściwie nie wychodzi. W drzwiach czeka jeszcze jeden kombinezon. - Dajcie go. Szybko zanim mu zwała przejdzie. - ponagla tą trójkę. Pies dalej szczeka, echo szczekania dudni w uszach. Próg. Zatrzymują się. Próbują wsadzić go do środka. On zapiera sę butami o próg. Kaftan! Łańcuch! Obroża! Niee! Szarpie się znowu.

- Kurwa popieść go znowu! Zabraliście mu serum?! Bez serum się nie przemieni! - ponagla znowu ten co czekał. Paralizator. Upadek na podłogę. Złobiona podłoga w rowki antypoślizgowe. Brak tchu. Biała podłoga. Ciemność na obrzeżach. Oddech. Tak mało. Szelest materiału. Kaftan! Brzdęk metalu. Łańcuch! Stukot butów i chybotanie się vana. Białego vana. Gdy skafandry pakują się na kufer. Jeden odwraca się by zamknąć tylne drzwi. Nieee!

But wywala tego przy drzwiach na zewnątrz. Krzyki. Strach. Szum w uszach. Cała fala strachu! Zawiozą go! TAM! A TAM... Nie! Niee! Nieeee! Światło. Przejście. Moc! Gniew! Potęga! Szybkość! Wrzask. Cichy trzask metalu. Dłonie łapią głowę skafandra. Kciuki brutalnie wybijają gałki oczne. On też wrzeszczy z bólu i strachu.

- Ma przemianę! Ma przemianę! Powtarzam cel ma dziką przemianę bez użycia serum! - drze się jeden ze skafandrów jakby składał komuś meldunek. Pięść wyrywa mu krtań z szyi. Upada charcząc i kurczowo trzymając się za gardło.

- Zerwał kajdanki! Ognia! Ognia kurwa ognia! - ciasna przestrzeń kołysze się od gwałtownie przemieszczających się ciał. Strzały. Krzyki. Szczekanie psa. Rany. Krew. Dziury w karoserii. Twarz skafandra wbijająca się w burtę vana tak bardzo, że blacha odkształca się ściśnięta miażdżonymi o siebie chrząstkami, krwią i zebami tak bardzo, że zostawia półkoliste wgłębienie. Upadek. Dwa ciała wypadają przez tylne drzwi. Jedno się podnosi, drugie już nie. Wyrzuca wbitą w udo strzykawkę. Uciec! Schować się! Przetrwać!Przejście słabnie. Strzały. Uderzenie kowadła w plecy rzuca go na samochód. Trzasl przeładowywania shotguna. Bezdech. Coś ciepłego spływającego po gwałtownie poruszających się żebrach i plecach. Śrut. Skumulowana z bliska wiązka. Trzask wracającej łódki. Shotgun przeładowany.

Kroki. Drugi. Odwraca się. Ten shotgun już celuje, ten pistolet unosi swoją broń. Warknięcie. Bez zastanowienia wyrywa słupek samochodu i ciska prawie na oślep. Shotgun strzela. Ale śrut trafia w sufit nad celem. Tynk obsypuje się na niego gdy improwizowana dzida wbija się tamtemu w szyję. Ołów z pistoletu trafia go w poszatkowane plecy. Uciec! Ukryć się! Przewala się ciężko na drugą stronę maski. Słup. Krok. Co raz bardziej chwiejny. Światło. Niebo. Wyjście! Van! Jego własny! Jeszcze trochę... Jeszcze kawałek... Kluczyki... Kieszeń... Trafić kluczykami w stacyjkę... Już... Już prawie... Jeszcze trochę... Silnik... Nareszcie! Wyjazd. Minąć. Zahacza o kant, coś pęka. Ale jest na ulicy! Dalej! Byle dalej! Uciec! Ukryć się! Ulica... Ludzie...Latarnie... Slabość... Czołow zasuwajaca latarnia wprost na maskę wozu... Skręcić... Chociaż trochę. Ale ręce nie słuchają. Zderzenie. Trzask szyby i metalu. Kierownica. Ciemność.


---


Ryk syren wyrwał wygolonego mężczyznę z pryczy. Usiadł rozglądając się w panice dookoła. Ale nie. To jego kajuta. Znaczy barak. Są jego rzeczy. No tak. To te koszary. Czy co to tam tu budowali. Otarł pot z czoła. Dobrze, że był sam. Po cholerę się tak drą tą syreną? Stało się coś? O rany... Ale go baniak napieprzał... Nie był pewny czy to skutki uboczne Przejścia czy imprezy integracyjnej. Ale sen pomógł. Coś tam w pamięci mu się odetkało z tego co stało się wczoraj rano. Ciekawe co z tego widział i wiedział Coulson jak przyszedł pod jego skraksowaną furgonetkę.

Poranek jakoś wcale Nitro nie nastawiał optymstycznie. Jaja se robili? Robić na kacu coś innego niż spać albo szamać śniadanie? Trening? Serio? Popatrzył na grupkę towarzyszy. Aha. Skal. Tak Skal chyba została ich szefem. Chyba, że coś źle zapamiętał z wczoraj. Ale jak miała tą niedźwiedzią, włochatą świnię na posyłki to w sumie aż tak nie chciało mu się sprawdzać jak jest. Na razie mieli problem. Znaczy ta blacha i w ogóle. Ciekawe czy to norma tutaj czy to specjalnie dla nich. A może coś skrewili wczoraj? Na akcji albo po? Cholera tam ich wie.

Nie miał jednak ochoty brać się za bary z jakimiś robocimy szturmowcami. Z serum czy bez. Wyglądało na akcję odbijania zakąłdników. Ale widać było tylko baraki z blachy falistej a rozpoznanie było dość ogólne a sytuacja mętna. Bez zakładników pewnie można było poszatkować blachę ścian i sufitow z broni ciężkiej i byłby spokój. Chyba. No ale zakładnicy trochę to utrudniali. Trzeba było wiedzieć co i jak.

- Eee... No to tak... - zaczął niepewnie James robiąc krok do przodu i lekko unosząc dłoń do przodu. Właściwie miał nadzieję, że ktoś bardziej "fajterski" zacznie mówić coś konkretnego. - No. Ja myślę, że przydałoby nam się wiedzieć co tam się dzieje zanim coś zrobimy. Mogę coś poradzić. Zbudować drona co tam podleci i się rozejrzy. Albo przerobię trochę szpeja i wyjdzie taki skaner do rozpoznania obrazu za ścianami. No i jak roboty mogę jeszcze zmajstrować ładunek EMP ale jak takie jak na filmach to nie wiem czy to je załatwi. Ale może chociaż ogłupi czy spowolni. Mogę też trochę przerobić granaty. Zrobić taką szybkozastygającą piankę co powinna ich spowolnić, może unieruchomić nawet a zakładnicy będą mogli przez nią oddychać. - im bardziej się skupiał tym bardziej klarowny świat mu się robił. Zaproponował swoje i zerknął na towarzyszy. - Ale na raz to mogę zmajstrowąc tylko jedną z tych rzeczy. - dodał tonem wyjaśnienia zerkając na zniecierpliwioną twarz Mastersa. Coś nie wyglądało na to by miał ochotę testować się z robocią cierpliwością.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline