|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-08-2017, 10:05 | #71 |
Reputacja: 1 | Skal westchnęła ciężko. Nie do końca nadal była pewna czemu to ona skończyła jako dowódca. Niby się nie broniła, ale... zerknęła na Brocka i Whiterspoona. |
31-08-2017, 10:44 | #72 |
Reputacja: 1 | Masters uśmiechnął się i rzekł: - Tym razem wywiad się nie spisał. Musicie liczyć się z siłami zdolnymi was pokonać przy frontalnym ataku. Na zewnątrz "satelita" pozwala zauważyć trzech - mówiąc to podał lornetkę. - Zakładnicy są w budynkach, szacujemy ich liczbę na 10 osób. Ale... wywiad może się mylić - znowu uśmiechnął się złośliwie - Uratowanych sprowadźcie tutaj. |
01-09-2017, 20:46 | #73 |
Reputacja: 1 | - Widziałem te hammeroidy w TV, ale poza tym niewiele o nich wiem, zgadyję jednak, że na potrzeby symulacji mamy je rozpracowane. Co potrafią, a czego nie? Słabe strony? Allan Grant podchodził do sprawy metodycznie jak na naukowca przystało. Nagle widać było że zapaliła mu się w głowie lampka. - Wątpię by ktoś im zaprogramował strzelania do żywych istot mniejszych od owczarka. Mogę skoczyć na rekonesans. Oczywiście nie na żywioł, najpierw podrzucilibyśmy im kota. |
01-09-2017, 21:23 | #74 |
Reputacja: 1 | - Wierz mi potrafią to co w TV - odparł wciąż uśmiechnięty Masters - Wielka siła ognia, odporność na uszkodzenia. Szeroki wachlarz broni ofensywnych i defensywnych. Wymontowaliśmy tylko urządzenia do autodestrukcji. To jak są zaprogramowane... sprawdzicie sami. Ale na kota nie liczcie. |
02-09-2017, 09:55 | #75 |
Reputacja: 1 | - Cóż, jest tam dużo elektroniki do wyłączania, a to chyba Twoja działka Labron? Byłbyś w stanie wyłączyć lub w inny sposób unieszkodliwić maszynę śmierci? - Alan zwrócił się do jednego z młodszej części zespołu. |
02-09-2017, 21:45 | #76 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | James "Nitro" Carter - znerwicowany technik Poszatkowane obrazy. Pamięć wracała tak trudno i niepewnie. Boleśnie. Ból. Uderzenie. Kopnięcie. Beton. Mokry, zimny, brudny i twardy. Krew z rozbitych warg na tym betonie. Pomalowanym na biało i żółto. Słup. Parking. Podziemny. Jego krew. Igła. Przejście. Moc! Gniew! Potęga! Szybkość! Pięść miażdżąca twarz tamtego. Kolano w brzuch. Kop. Pękające trzask żeber. Wrzask tłumu. Euforia. Zaślinione szczęki. Doberman. I jeszcze dwa. Kły wbijające się w łydkę. Szrapiące brzuch. I alfa. Skaczący do szyi. Ruch. Wrzask. Ludzkie zęby zaciskające się na psiej krtani. Wyrywające ją w strugach czerwonej posoki. Euforia! Zwycięstwo! Życie! Gniew. Odrzucony ciężar dogorywającej alfy. Trzas psiej czaszki pękającej pod pięścią. Skomlenie ostatniego. Ucieczka. Zwierzyna! Cel! Gonić! Nie ma ucieczki! Kibel. Brudny. Zejście. Drgawki. Poklepywanie po plecach. Zwitek banknotów za wygraną walkę jaki wsadza do kieszeni. Szybko! Zanim Zejście objawi się w pełni! Drzwi do kibla! Umywalki. Złapać się by nie upaść! Jeszcze trochę. Jeszcze kawałek! Drzwi. Wpada a właściwie upada na nie, na klopa wewnątrz. Leży między nim a gipsościanką. Powinien zamknąć drzwi. Ale nie ma sił. Leży. Ciemność. Osłabienie. - Cel namierzony. Wszedł do kibla. Spuść psa. - chłodny głos. Od wejścia. Nie widzi kto. Ale musi być w wejściu do kibla. Jakiego psa? Został jakiś? Coś mu świta gdzieś pod potylicą. Ale nie chce przepchać się do głowy i uformować się w myśl. Myli płynął jak w leguminie. Chyba powinien się zaniepokoić. Przestraszyć? Powinien coś zrobić? Wszystko było takie trudne. Musiał się przespać. Odespać Przejście. Jak zwykle. Spać. Po prostu spać. Szczęki! Szarpią mu nogi i ręce, szczekają tuż przed twarzą! Nie! Zasłania się ale z trudem. Ramiona słabo działają, nie mogą sobie dać rady z psem. I jacyś faceci w kombinezonach! - Mamy go! - mówi jeden z nich jakby komuś meldował. Bez trudu odwracają go aż rant kibla wciska mu się w brzuch. Na nadgarstkach na plecach. Obręcze kajdanek. Twarde i zimne. Prowadzą go we dwóch. Trzeci za nimi. Z wciąż szczekającym psem. Kolumny. Słupy. No tak. Podziemny parking. Samochody. O nie! Biała furgonetka! - Zapiera się! Popieść go! - jeden ze skafandrów krzyczy do drugiego gdy cel nagle zaczął się próbować wyrywać. Wiedzieli z kim mają do czynienia. Widzieli filmy i raporty medyczne swoich poprzedników. Dlatego musieli namierzyć i czekać aż zażyje swoje serum i zaliczy zwałę. Gdy był słaby jak dziecko. Paralizator uderza w ramię skutego i przez chwilę szarpią nim dreszcze. Upada na kolana. Ale mocne ręce nie pozwalają mu upaść na beton parkingu. Słabnie. Nie... Jeszcz dwa samochody. Tylne drzwi otwierają się. Nie! Próbuje się szarpać ale wychodzi tak, ze właściwie nie wychodzi. W drzwiach czeka jeszcze jeden kombinezon. - Dajcie go. Szybko zanim mu zwała przejdzie. - ponagla tą trójkę. Pies dalej szczeka, echo szczekania dudni w uszach. Próg. Zatrzymują się. Próbują wsadzić go do środka. On zapiera sę butami o próg. Kaftan! Łańcuch! Obroża! Niee! Szarpie się znowu. - Kurwa popieść go znowu! Zabraliście mu serum?! Bez serum się nie przemieni! - ponagla znowu ten co czekał. Paralizator. Upadek na podłogę. Złobiona podłoga w rowki antypoślizgowe. Brak tchu. Biała podłoga. Ciemność na obrzeżach. Oddech. Tak mało. Szelest materiału. Kaftan! Brzdęk metalu. Łańcuch! Stukot butów i chybotanie się vana. Białego vana. Gdy skafandry pakują się na kufer. Jeden odwraca się by zamknąć tylne drzwi. Nieee! But wywala tego przy drzwiach na zewnątrz. Krzyki. Strach. Szum w uszach. Cała fala strachu! Zawiozą go! TAM! A TAM... Nie! Niee! Nieeee! Światło. Przejście. Moc! Gniew! Potęga! Szybkość! Wrzask. Cichy trzask metalu. Dłonie łapią głowę skafandra. Kciuki brutalnie wybijają gałki oczne. On też wrzeszczy z bólu i strachu. - Ma przemianę! Ma przemianę! Powtarzam cel ma dziką przemianę bez użycia serum! - drze się jeden ze skafandrów jakby składał komuś meldunek. Pięść wyrywa mu krtań z szyi. Upada charcząc i kurczowo trzymając się za gardło. - Zerwał kajdanki! Ognia! Ognia kurwa ognia! - ciasna przestrzeń kołysze się od gwałtownie przemieszczających się ciał. Strzały. Krzyki. Szczekanie psa. Rany. Krew. Dziury w karoserii. Twarz skafandra wbijająca się w burtę vana tak bardzo, że blacha odkształca się ściśnięta miażdżonymi o siebie chrząstkami, krwią i zebami tak bardzo, że zostawia półkoliste wgłębienie. Upadek. Dwa ciała wypadają przez tylne drzwi. Jedno się podnosi, drugie już nie. Wyrzuca wbitą w udo strzykawkę. Uciec! Schować się! Przetrwać!Przejście słabnie. Strzały. Uderzenie kowadła w plecy rzuca go na samochód. Trzasl przeładowywania shotguna. Bezdech. Coś ciepłego spływającego po gwałtownie poruszających się żebrach i plecach. Śrut. Skumulowana z bliska wiązka. Trzask wracającej łódki. Shotgun przeładowany. Kroki. Drugi. Odwraca się. Ten shotgun już celuje, ten pistolet unosi swoją broń. Warknięcie. Bez zastanowienia wyrywa słupek samochodu i ciska prawie na oślep. Shotgun strzela. Ale śrut trafia w sufit nad celem. Tynk obsypuje się na niego gdy improwizowana dzida wbija się tamtemu w szyję. Ołów z pistoletu trafia go w poszatkowane plecy. Uciec! Ukryć się! Przewala się ciężko na drugą stronę maski. Słup. Krok. Co raz bardziej chwiejny. Światło. Niebo. Wyjście! Van! Jego własny! Jeszcze trochę... Jeszcze kawałek... Kluczyki... Kieszeń... Trafić kluczykami w stacyjkę... Już... Już prawie... Jeszcze trochę... Silnik... Nareszcie! Wyjazd. Minąć. Zahacza o kant, coś pęka. Ale jest na ulicy! Dalej! Byle dalej! Uciec! Ukryć się! Ulica... Ludzie...Latarnie... Slabość... Czołow zasuwajaca latarnia wprost na maskę wozu... Skręcić... Chociaż trochę. Ale ręce nie słuchają. Zderzenie. Trzask szyby i metalu. Kierownica. Ciemność. --- Ryk syren wyrwał wygolonego mężczyznę z pryczy. Usiadł rozglądając się w panice dookoła. Ale nie. To jego kajuta. Znaczy barak. Są jego rzeczy. No tak. To te koszary. Czy co to tam tu budowali. Otarł pot z czoła. Dobrze, że był sam. Po cholerę się tak drą tą syreną? Stało się coś? O rany... Ale go baniak napieprzał... Nie był pewny czy to skutki uboczne Przejścia czy imprezy integracyjnej. Ale sen pomógł. Coś tam w pamięci mu się odetkało z tego co stało się wczoraj rano. Ciekawe co z tego widział i wiedział Coulson jak przyszedł pod jego skraksowaną furgonetkę. Poranek jakoś wcale Nitro nie nastawiał optymstycznie. Jaja se robili? Robić na kacu coś innego niż spać albo szamać śniadanie? Trening? Serio? Popatrzył na grupkę towarzyszy. Aha. Skal. Tak Skal chyba została ich szefem. Chyba, że coś źle zapamiętał z wczoraj. Ale jak miała tą niedźwiedzią, włochatą świnię na posyłki to w sumie aż tak nie chciało mu się sprawdzać jak jest. Na razie mieli problem. Znaczy ta blacha i w ogóle. Ciekawe czy to norma tutaj czy to specjalnie dla nich. A może coś skrewili wczoraj? Na akcji albo po? Cholera tam ich wie. Nie miał jednak ochoty brać się za bary z jakimiś robocimy szturmowcami. Z serum czy bez. Wyglądało na akcję odbijania zakąłdników. Ale widać było tylko baraki z blachy falistej a rozpoznanie było dość ogólne a sytuacja mętna. Bez zakładników pewnie można było poszatkować blachę ścian i sufitow z broni ciężkiej i byłby spokój. Chyba. No ale zakładnicy trochę to utrudniali. Trzeba było wiedzieć co i jak. - Eee... No to tak... - zaczął niepewnie James robiąc krok do przodu i lekko unosząc dłoń do przodu. Właściwie miał nadzieję, że ktoś bardziej "fajterski" zacznie mówić coś konkretnego. - No. Ja myślę, że przydałoby nam się wiedzieć co tam się dzieje zanim coś zrobimy. Mogę coś poradzić. Zbudować drona co tam podleci i się rozejrzy. Albo przerobię trochę szpeja i wyjdzie taki skaner do rozpoznania obrazu za ścianami. No i jak roboty mogę jeszcze zmajstrować ładunek EMP ale jak takie jak na filmach to nie wiem czy to je załatwi. Ale może chociaż ogłupi czy spowolni. Mogę też trochę przerobić granaty. Zrobić taką szybkozastygającą piankę co powinna ich spowolnić, może unieruchomić nawet a zakładnicy będą mogli przez nią oddychać. - im bardziej się skupiał tym bardziej klarowny świat mu się robił. Zaproponował swoje i zerknął na towarzyszy. - Ale na raz to mogę zmajstrowąc tylko jedną z tych rzeczy. - dodał tonem wyjaśnienia zerkając na zniecierpliwioną twarz Mastersa. Coś nie wyglądało na to by miał ochotę testować się z robocią cierpliwością.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-09-2017, 01:42 | #77 |
Reputacja: 1 | Do tego dźwięku nie da się przyzwyczaić. Będzie mu towarzyszył do końca życia. Niezależnie od tego gdzie się znajdzie, albo co będzie robił, zawsze zareaguje tak samo. Syrena alarmowa momentalnie rozbudziła go, rozwiewając resztki snu, które tliły się gdzieś w zakamarkach wzroku. Poderwał się szybko, chociaż zawroty głowy niemalże nie zwaliły go z nóg. W głowie huczało niczym wewnątrz Dzwonu Wolności. Mimo to szybko odnalazł starannie złożony w kostkę ubiór. Nie pamiętał jednak kto go tam ułożył. Wczorajszy wieczór nie należał do najlepszych, ludzie schodzili się powoli i nie byli zbyt chętni do rozmowy. Na plus warto jednak zaliczyć pogodzenie się z Margaret. Na zdecydowany minus próba dotrzymania tempa Yuriemu oraz Skal w piciu bimbru. Efekty odczuwał teraz bardzo wyraźnie. Cholerny Masters to przewidział. Wiedział, że zbudzeni o świcie będą jeszcze wczorajsi, idealny moment by dać im wycisk. "Pieprzone testy" - skwitował w głowie wychodząc na korytarz. "Masters, kurka, uściskałbym cię teraz " - pomyślał osuszając jedną z butelek. Co prawda to głównodowodzący był powodem jego obecnego cierpienia, ale przynajmniej nie był takim skurwysynem na jakiego chciał wyglądać. Gdy Skal skończyła oglądać zabudowania, przejął lornetkę. Szukał jakichś słabych punktów zabudowania w które można by uderzyć albo od strony której można by podejść niezauważonym. - Warto by się skupić na zwiadzie najpierw - powiedział nie odejmując okularów od oczu. - Lepiej jednak dron naziemny zamiast latającego. Nie mamy przeciw sobie tłumoków z jaskiń tylko nafaszerowane sprzętem maszyny do zabijania. Dodatkowo jeżeli mamy zabrać stamtąd prawie tuzin zakładników to przyda się nam także jakiś transport bo na plecach ich nie wyniesiemy. Gdy już rozeznamy się w terenie będzie można spróbować zaplanować ciche podejście albo odwrócenie uwagi i szybką ekstrakcję celów. A do tego ostatniego idealnie nadawałby się Rusek. Pytanie tylko czy nawet on wytrzyma ostrzał, który napędził stracha Iron Manowi.
__________________ you will never walk alone |
04-09-2017, 14:40 | #78 |
Reputacja: 1 | Ekscośtam... Tak Skal była pod wrażeniem i do tego drom. Wspaniale. Westchnęła ciężko przeczesując włosy. Pianka jak na piwie... Ci ludzie byli chorzy skoro ją wybrali. Przyglądała się tej dziwnej ekipie. |
04-09-2017, 14:58 | #79 |
Reputacja: 1 | - Dowództwo nie wtrąca się w działania polowe, dowództwo idzie do centrum dowodzenia na kawę i telewizje z nadzieją ludzkości w roli głównej. - powiedział Masters ruszając w kierunku Głównych budynków bazy. - Komunikatory są na siedzeniu, narzędzia na pace, kluczyki w stacyjce. Nie porysujcie lakieru. |
05-09-2017, 17:44 | #80 |
Reputacja: 1 | Po wczorajszej imprezie Yuri czuł się wyśmienicie. Jak po każdej imprezie. Pojęcie kaca było mu całkowicie obce. Znał je co najwyżej z przekazu osób trzecich i zawsze uważał, że przesadzają. Generalnie to był dziś w nawet dobrym humorze. Co w praktyce oznaczyło, że wszyscy wkurwiali go trochę mniej niż zwykle. Choć musiał przyznać, że się wczoraj postarali. Alkohol był najmniej żałosny, ze wszytych, jakie zdarzyło mu się pić w tym dziwnym kraju. W rzeczy samej, był na tyle dobry, że zasłużył na komplement, objawiający się nie nazwaniem go „amerykańskim gównem”. Jedynie idea wznoszenia toastów była mu trochę obca. W kocu jak mają pic to piją, po co szukać ku temu wyszukanych powodów? Tym niemniej starał się zachować kulturę i przypomniał sobie jeden toast, pochodzący ponoć z rodzinnych stron jego przodków. - PIJ KURWA!!! - Było zacnie a dzisiejsza impreza, choć nieco innego rodzaju, zapowiadał się równie dobrze. No, może poza tymi robotami w roli ofiar. Yuri nie lubił robotów. Nieprzyjemnie chrzęściły mu w zębach a powyrywane przewody zaplątywały mu się w futro. - Potrzebny nam zwiad a potem odwróceni uwagi - rzucił obojętnie obserwując budynki. - Skal, jak twoja... - tutaj Rosjanin dłuższą chwile szukał odpowiedniego słowa -... twój wierzchowce, da rade przenieść jeszcze jednego pasażera, to mogę zapewnić wam to drugie. Potrzebuje tylko transportu, o tam nad ich głowy. - Yuri wyciągał z kożucha pęto kiełbasy i pajdę chleba i zaczął bezceremonialnie konsumować. Nie przerywał przy tym mówienia, w efekcie czego wydobył z siebie angielsko-rosyjski bełkot. To też nie zdawało mu się przeszkadzać. - Kukiełek wolał bym nie przenosić. Z uniesieniem nie będzie problemu, ale możliwości ich łapania mam nieco ograniczone, więc nie gwarantuje, że dotrą w jednym kawałku. Podział na dwie grupy, to dobry pomysł. Chyba nie muszę mówić, do której się zgłaszam. - Yuri uśmiechnął się szeroko, prezentując uzębienie, pełne na wpół przeżutej kiełbasy i chleba, po czym wrócił do jedzenia. Od czasu do czasu, popijał tylko ostatnią flaszeczką wczorajszego bimberku. |