Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2017, 02:18   #143
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
favelas, dzielnica rozrywkowa
Gęste chmury zasłaniały nocne niebo, kłęby smolistego dymu nadal odcinały światło gwiazd. Noc była stosunkowo chłodna, a w dzielnicy panowała dziwna cisza. Jeszcze kilka godzin temu mimo nadal toczących się gdzieś w oddali walk, nie wiadomo kogo z kim, dzielnica rozpusty, lub dzielnica rozrywkowa, jak też była nazywana, tętniła życiem. Na ulicy stały zmęczone życiem dziwki, nagabując klientów, w klubach szemrane typy sprzedawały dragi, ulicami przechadzali się zarówno zmęczeni pracownicy jak i spragnieni rozrywki wojownicy wszystkich kolorów. No prawie wszystkich... niektóre organizacje i zgrupowania wypadły wyraźnie z łaski i nie pojawiały się już w favelas ani otwarcie, ani pół otwarcie.
Jednak teraz ulicami przechadzali się nieliczni, dziwki pochowały się, a muzyka z klubów brzmiała głucho, jakby poprzez watę. Być może miasto podświadomie wyczuwało poruszające się w cieniach siły. Być może ludzie czuli na karku zbliżającą się konwergencję, jakby statyczne napięcie unoszące się w powietrzu. A może był to jedynie zbieg okoliczności podyktowany późną porą, albo ogólnie panującym strachem przed groźbą eksterminatus...

Z południa szybko zbliżał się konwój kilku pojazdów. Mordax siedzący na jednym z dachów przybliżył obraz. Trzy terenówki i dwie ciężarówki wraz z obstawą składającą się z trochę ponad pół tuzina motocyklów zbliżały się szybko do miejsca spotkania.
Ciekawe. Miasto było w stanie wojennym, nadal ważniejsze okręgi były chronione a co ważniejsze ulice zabezpieczone punktami kontrolnymi. Cantano musiał mieć wtyki lub potrafił omijać patrole i punkty kontrolne. Druga opcja była bardziej prawdopodobna, w slumsach i dzielnicach biedoty obecność sił porządkowych była jedynie symboliczna.
Kolumna ominęła fabrykę traktorów, obecnie opuszczoną i na wpół zawaloną. Jak wiele budynków w tym rejonie, fabryka została uszkodzona w walkach toczących się o pozyskanie kontroli nad miastem. No albo podczas walk ulicznych gangów w tym samym czasie... Mordax nie zdążył przeczytać raportów na ten temat, widział jedynie, że zniszczenia są świeże. Psyker skierował się do zejścia z dachu, chciał być bliżej zajść.
Pojazdy zatrzymały się przed sporym budynkiem oświetlonym licznymi jaskrawo różowymi neonami. Mordax ponownie przywołał dane, klub był pod kuratelą gangu "PCC", czyli Primeiro Comando da Capital. Silny i brutalny, ale nie grający w pierwszej lidze uliczny gang. Dzięki czemu cieszył się pewną renomą neutralnego gruntu, z którego czasem inne gangi korzystały, gdy chciały się dogadać.
Mordax obserwował jak ludzie Cantano wylewają się z ciężarówek, jak motory i dwie z trzech terenówek okrążają budynek, patrolując najbliższą okolicę. Równocześnie odbierał meldunki o poruszających się licznych grupach lokalnych mend. Istwanianie musieli przekupić chyba każdy gang w okolicy. Psyker zastanawiał się, czy Cantano jest świadom, w jakim niebezpieczeństwie się znajduje. Równocześnie cieszył się, że nie wtargnął tutaj od razu z większą liczbą sił porządkowych. Ograniczył się do trzech starannie dobranych oddziałów arbitatorów, skwapliwie skrytych w okolicy. W innym wypadku dawno jego siły zostały by odkryte i istwanianie zaalarmowani.
Z klubu wyszło kilkoro uzbrojonych po zęby mężczyzn, przez chwilę rozmawiali z kimś po stronie ludzi Cantano. Najwidoczniej doszli do porozumienia, gdyż ludzie Cantano uspokoili się nieco a w otwartych drzwiach terenówki pojawiła się para niezwykle zgrabnych nóg. W ślad za nimi z pojazdu kocim ruchem wyślizgnęła się blondyna. Anna Roverti. Gdy dziewczyna poprawiała spódniczkę, Mordax umieścił na jej ubraniu pluskwę. Miał zamiar pójść za nimi, ale jakby coś poszło nie tak, chciał widzieć i słyszeć to co oni.
Z drugiej strony wysiadł sam Valer Cantano. Mordax czuł jego niepewność. Cantano poprawił kołnierzyk a potem ruszył wraz z blondyną w stronę wejścia do klubu. Towarzyszyło im jeszcze czterech uzbrojonych mężczyzn o zawziętych twarzach. Mordax poczuł kuszący zapach kobiecych perfum, gdy grupka przechodziła koło niego. Ruszył za nimi.

W środku jakaś ciężka psychodeliczna muzyka wprawiała w wibrację cały lokal. Mordax czuł nieprzyjemne dźwięki bardziej niż je słyszał. Każda kość, każda śruba jak i wszystkie zęby wibrowały w takt dudniącej muzyki. Panował tutaj zaduch i smród spoconych ciał, jedynie nieco maskowany gryzącym dymem będącego produktem ubocznym spożywania różnego rodzaju środków odurzających.
Kilka dziewcząt o smutnych otumanionych narkotykami spojrzeniach tańczyło na rozstawionych bez planu podświetlonych podwyższeniach. Ludzkie śmiecie tego miasta kłębiły się dookoła nich, wyciągając swe brudne łapska w stronę miękkiego młodego ciała tancerek.
Skąpo ubrane kelnerki z trudem przebijały się przez ciżmę, lawirując z tacami pełnymi różnych trunków. Chrzęszczące pod butami szkło świadczyło o ich licznych porażkach by dojść z kuflami i kieliszkami od baru do stolików i z powrotem.
Mordax nie zaryzykował przebijania się przez tłum. Nawet będąc niewidzialnym i zmuszając umysłem ludzi dookoła by na niego nie wchodzili, nie mógł być pewien, że mimo to ktoś na niego nie wpadnie psując niespodziankę. Wiedział zresztą, gdzie zmierza ta mała procesja.
Zaraz po wejściu przywarł zatem do ściany i dzięki specjalnym zabawką wspiął się na nią, podążając za Cantano i blondyną po suficie. Był wolniejszy od idącego człowieka, ale przepychanie się przez tłum spowolnił grupę na tyle, iż dotarł przed nimi do przeciwległego krańca klubu.
Cantano wraz swym orszakiem oraz prowadzącymi ich gangsterami wspiął się po zardzewiałych schodach do góry, gdzie znajdowały się drzwi do biur na zapleczu klubu. Mordax już tu czekał, wślizgując się wraz z nimi do środka.

Cisza. Tak przyjemna chłodna cisza otuliła ich wszystkich, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi. Stali w czymś na rodzaj poczekalni, przy ścianach stały różne niedopasowane do siebie sofy. Był tu też barek i szklany stolik.
Szklana ściana pozwalała spoglądać na wnętrze klubu. Obok było kilka biur i salka konferencyjna za mleczną szybą. Ktoś był w środku ale nie szło dostrzec szczegółów.
Drzwi salki konferencyjnej uchyliły się i do Cantano wyszedł, a raczej wy turlał się Ben Wagner. Tłusty białas o zwisających ciężkich policzkach, łysince zarośniętej pojedynczą kępką przetłuszczonych włosów oraz o tak paskudnym uśmieszku, że nawet Mordax poczuł obrzydzenie.
- Cantano!- zawołał Wagner przesadnie przyjacielsko. Oboje mężczyźni uściskali sobie ręce. Dłoń Cantano wydawała się znikać wśród tłustych kiełbaskowatych paluchów białego człowieka.
- Jak tam twoja córka Wagner? Dostała się? - zapytał Cantano podtrzymując iluzję przyjaźni i poufałości.
- A jakże inaczej, nie ma za grosz talentu, ale wiesz, jak pogadałem sobie z tym dyrkiem, to dostała się na te studia sztuk pięknych. Choć powiem ci, za cholerę nie wiem, po jakiego huja jej to potrzebne.- Wagner zaśmiał się, aż zatrzęsły się jego obwisłe policzki. Cantano również się uśmiechnął, ale nieco wymuszone to było.
Wagner spojrzał na towarzystwo Cantano, jego cybernetyczne oczy zazgrzytały niezdrowo. Tkanka wokół implantów była czerwona i zaogniona. Implanty były najwidoczniej nie najlepszej jakości.
- Twoi ochraniaże tutaj poczekają - sapnął. - Wchodzisz tylko ty, tak zadecydował ten tam. - grubas wskazał za siebie na postać skrywaną za mleczną szybą.
Potem spojrzał jednak na blondzie. W lewym oku mechanizm chrupnął, gdy taksował anatomiczne szczegóły kobiety. - Anna, kociaczku. - Wagner oblizał swe wargi. Na co blondzia się skrzywiła. - Ty też możesz wejść. - oboje się najwidoczniej znało i nie była to najwidoczniej serdeczna znajomość.
Mordax wyczuł jak tłusty ganger w ostatnim momencie powstrzymał się przed strzeleniem dziewczynie soczystego klapsa gdy ją przepuszczał przodem. Wagner czuł się niesamowicie pewien, co go powstrzymało? Tego Mordax nie wyczuł niestety.

W środku za mahoniowym stołem na skórzanym fotelu siedział wysoki i wręcz niezdrowo chudy jegomość o białych długich włosach okalających zniewieściałą usianą cybernetycznymi wszczepami twarz. Ann "Pistol" we własnej osobie. Mordax, który wślizgnął się do środka korzystając z pozostawianych przez grubasa uchylonych drzwi, zastanawiał się, czy to coś jest kobietą czy mężczyzną. Był pewien, że odgadnie, gdy tylko spotka to coś na żywo... ale musiał stwierdzić... że nie potrafi z pewnością orzec.
Szklane drzwi zamknęły się z cichym klik. Grubas uśmiechnął się - to wy sobie pogadajcie - rzucił, wskazując na Pistol i Cantano. Już chciał usiąść Gdy Ann przemówił zgrzytliwym mechanicznym głosem. - Coś... coś tu jest nie tak. - Ann spojrzał na Cantano a potem skupił się na blondynie.
Mordax zaklął w myślach. Ann był heretekiem, powinien był przewidzieć, że może odkryć sygnał jego pluskwy. Niech to szlag.
Cantano chciał zaoponować ale wstający Pistol, górujący nad nim o trochę ponad głowę i z ciężkimi pistoletami u boku uciszył go unosząc dłoń, równocześnie nie odrywając ani na moment wzroku od kobiety.
- Zbliż się - zazgrzytał Ann. Anna spojrzała niepewnie na swego szefa, który jednak nie wsparł jej żadnym gestem. Przez moment dziewczyna się wahała, potem jednak uniosła nieco głowę i zrobiła krok do przodu.
Mordax z podziwem patrzył na wysportowaną bardzo atrakcyjną kobietę. W ruchach i sposobie bycia było coś drapieżnego i miękkiego zarazem. Była jak przyczajona, gotowa do skoku, blond włosa pantera. A teraz ta pantera rzucała wyzwanie jednemu z najgroźniejszych heretyków tego sektora.
Anna podeszła do Pistol zadzierając głowę do góry, Dzieliło ich może pół metra, nie więcej. Bała się, ale tego nie okazywała, wlepiła wzrok wyzywająco w cybernetyczną szkaradę górującą nad nią.
Mordaxowi było jej szkoda... przez chwilę rozważał, by się ujawnić. Ale nie to było jego planem. Chciał śledzić Pistol do jego suczej pani. Mordax postanowił poświęcić blondynę.
- Wagner. - zawołał Ann.
- ehm. Tak? - grubas był wyraźnie wytrącony z równowagi.
- Przeszukaj tą sukę. - warknął Ann nie odrywając oczu od dziewczyny.
- Wagner, przeszukaj ją - syknął niecierpiącym sprzeciwu głosem.
- Co to ma znaczyć?- warknął wreszcie Cantano.
- To się zaraz okaże. - syknął złowrogo Ann. - Ufasz tej suce? Poręczysz za nią głową? - prowokował Pistol.
- Ehm. - zająknął się Cantano. Anna posłała mu spojrzenie przez ramię. W jej oczach kryła się złość a pod nią, panika.
- Więc milcz i czekaj. - zakończył dyskusję Pistol.
Cantano zagryzł zęby i zacisnął palce na uchwycie walizki. Jego wzrok prześlizgnął się po postaci Ann i na stojące na stole otwarte walizki z uzgodnioną kasą.

Uśmiechnięty grubas podszedł od tyłu do Anny i sapiąc ciężko ukucnął tuż za jej plecami. Blondyna wlepiła kocie oczy w stojącego przed nią Pistol.
Kiełbaskowate paluchy zacisnęły się na jej lewej kostce. Grubas wbrew oczekiwaniom nie zaczął od ciasno opinającej jej ciało spódniczki. Zaczął od nóg, a konkretniej od stup odzianych w wysoko wiązane buty na eleganckich koturnach.
Nieśpiesznie dłonie posapującego i pocącego się gangstera poczęły przesuwać się wyżej po oplecionych paseczkami butów zgrabnej łydce. Anna cierpliwie znosiła to traktowanie, pewna, iż nic nie znajdzie.
Gangster się nie śpieszył, śledził palcami linię wiązań i dotykając miękkie ciało odkryte pomiędzy paseczkami. Wreszcie buty się skończyły a jego palce sunęły po nagiej skórze. Choć oczywiście niczego tam schować nie mogła.
Wagner przesunął dłonie po kolanach, Anna wzdrygnęła się, gdy musną wewnętrznej delikatnej skóry na wnętrzu kolan. Wagner przesunął dłonie powyżej kolan i zaczął dotykać zewnętrznej strony ud blondyny.
Dziewczyna Nadal wpatrywała się w sztuczne oczy hereteka pozostając jakby w pojedynku na spojrzenia niczym mysz wpatrująca się w ślepia kobry. Jedyną wskazówką, że odczuwa dyskomfort była zagryziona dolna warga.
Grubas sapnął i otarł pot z czoła. Jego dłonie zaczęły już bez żadnych zahamowań pieścić uda Anny.
Ann uśmiechnął się z złośliwą satysfakcją, a dziewczyna zrozumiała, że czerpie z jej upokorzenia przyjemność. Długie smukłe palce hereteka czy hereteczki... gładziły czule rękojeści pistoletów.
Wagner spróbował wsunąć swe tłuste paluchy w górę po wewnętrznej stronie ud dziewczyny, a to coś stojące przed dziewczyną wpatrywało się z satysfakcją jak blondyna prubuje zacisnąć uda wiercąc się lekko.
Grubas zrezygnował i wstając przejechał po jej pośladkach. - Jak przyjemnie naprężone. - skomentował.
Anna na chwilę zacisnęła oczy, lecz natychmiast je otwarła. To był pojedynek na wolę, nie mogła okazać słabości. Znów podjęła spojrzenie tego.. tego czegoś. Pistol uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
Wagner położył swoje wielkie dłonie na biodrach dziewczyny. Przylgnął do niej mocno swym wielkim brzuszyskiem
zaczął wolno przesuwać swoje ręce w górę. Nie śpieszył się, dotknął swoimi paluchami brzucha dziewczyny, wywołując u niej lekkie drgnięcie. - Podoba ci się? - sapnął do jej ucha.
Znów zaczął jechać w górę by zatrzymać się na wysokości jej biustu.
Bardzo powoli, jakby dokładnie sprawdzał, czy ma coś ukryte pod ubraniem, przesunął swoje paluchy nieco do przodu i zacisnął je na piersiach Anny. Dziewczyna zagryzła zęby, wbijając spojrzenie w pokrytą wszczepami facjatę Pistol. Jak by chciała powiedzieć, nie złamiesz mnie.
Wagner przesunął lewą rękę nieco w górę by odsunąć blond włosy na bok, chciał widocznie mieć dojście do gładkiej szyi dziewczyny. Jednak nagle zamarł. Jego palce natrafiły na coś. Zdziwiony puścił drugą pierś dziewczyny i podwinął jej kołnierzyk. Znalazł pluskwę.
Anna zareagowała błyskawicznie. Może nie wiedziała skąd to ma, ani kto jej to podrzucił, ale wiedziała, że się z tego nie wygada. Z całej siły nadepnęła obcasem na stopę grubasa a potem zdzieliła go z łokcia w twarz. Buchnęła krew. Blondyna tanecznym krokiem znalazła się za wyjącym tłuściochem, stawiając go między siebie a Pistol. Rzuciła się w stronę drzwi. Ale była za wolna. Cyborg doskoczył do niej nim zrobiła dwa kroki. Trzasnął ją na odlew z taką siłą, że uderzyła o przeciwległą ścianę.
Cantano chciał przywołać swoich ludzi ale wielka lufa pistoletu przyciśnięta do jego twarzy go skutecznie powstrzymała.
- Wiesz coś o tym? - rzekł nad wyraz spokojny Ann wskazując na leżącą na podłodze pluskwę.
Jego zachowanie intrygowało Mordaxa. Tak Ann zakłócał wszystkie pasma, poza swoimi zapewne. Ale czemu grał w tą gierkę? Czemu nie zabrał jeszcze walizki i nie wiał? Czuł się aż tak pewnie? Owszem, jego gangi opanowały okolicę, cyborg zaś był zapewne w stanie pokonać wszystko, co Cantano mógłby przeciw niemu rzucić. Mimo to...
Cantano najwidoczniej zrozumiał, że jego życie zależy od tej jednej odpowiedzi. Jego spojrzenie powędrowało do walizek z kasą. Sporą ilością kasy.
- Dziwka musiała nas sprzedać komuś. - syknął.
Pistol pokiwał powoli głową, a śnieżno białe włosy wpadły mu w twarz. Dookoła roztaczał zapach hydrauliki, smarów i antyseptyków.
- Dobrze. Pokaż zatem walizkę. - rzekł opuszczając pistolet.
Grubas wstał z kolan i poczłapał ciężko w stronę powoli podnoszącej się blondyny. Była nadal oszołomiona. Nim się otrząsnęła, chwycił ją brutalnie za włosy i przycisnął do ściany.
- Posłuchaj suko - zacharczał wściekły przyciągając jej głowę nieco do siebie - Teraz wiesz kto tu rządzi. Mogę robić z tobą wszystko co mi się podoba. A podoba mi się wiele nieprzyjemnych rzeczy. Niepotrzebnie mnie wkurzyłaś. To teraz się tobą pobawimy - Puścił włosy, czując jak blondyna lekko dygocze.
Przyglądając się z chorym zaciekawieniem grubasowi i blondynie, Pistol sprawdzał zawartość teczki. Najwidoczniej Duran odwalił kawał dobrej roboty, gdyż Pistol uśmiechnął się i wskazał na walizki z kasą. - Bierz je. - rzekł do Cantano. - Uważam naszą transakcję za zakończoną sukcesem.
Cantano spojrzał na Ann, przyciskaną do ściany przez Wagnera. Zdawał się przez chwilę zastanawiać, potem jednak sięgną po leżące na stole walizki.
- Nie zostawiaj mnie tu...- dziewczyna starała się, by jej głos nie zdradzał rosnącej w niej paniki, Mordax stwierdził jednak, że kiepsko jej to wyszło. Cantano obrzucił ją przepraszającym spojrzeniem, po czym wyszedł z salki konferencyjnej.
Mordax wahał się... coś w nim nakazywało mu pomóc dziewczynie. Ale misja... misja była ważniejsza. Nie mógł pozwolić, by współczucie zaprzepaściło jego pracę.

Nagle na zewnątrz rozległy się wystrzały. Wpierw nisko kalibrowe, zapewne ulicznych gangów. Jednak natychmiast odpowiedziała im ciężka broń arbitrów. Jego oddziały zostały odkryte.
Pistol zdawał się nie być tym zdziwiony. Wręcz przeciwnie. Na płochliwe spojrzenie Wagnera odparł - Moi zwiadowcy odkryli oddział wroga. Ach, i następnych. - Ann zachichotał. - Złamałem ich szyfrowanie.
Jednak po chwili zmarszczył brwi. - Tu... - urwał, a z jakiegoś ustrojstwa na jego ramieniu wystrzelił czerwony laser skanujący w błyskawicznym tempie otoczenie. Oba pistolety znalazły się natychmiast w jego dłoniach.
Mordax sięgnął ku umysłowi Ann, jednak ten wymykał mu się. A laser szperacz zbliżał się z nieubłaganą prędkością. Mordax sięgnął głębiej. Szron trzeszcząc pokrył szybę, fotele i stół.
Biały snop płynnego ognia uderzył w hereteka. Rozbłysła osłona chroniąca Ann. Wielko kalibrowe pistolety natychmiast skierowały się w stronę niewidocznego kształtu . Huk wystrzałów był ogłuszający. Mordax poleciał do tyłu, rozbijając szklaną ścianę salki konferencyjnej.
Stojący na zewnątrz gangerzy natychmiast otworzyli ogień. Wycofujący się Cantano wraz z swoimi ludźmi również otworzył ogień, ale nie przestał się wycofywać.
Mordax natychmiast poderwał się na nogi. Sięgnął ku osnowie. Poczuł jak moc przepływa przez niego by uderzyć ponownie w Ann. Znów zabłysnęła tarcza. Pistol nie pozostał dłużny i ciężkie pociski rozłupały pancerz psykera.
Huk rozrywanego drewna i ścianek działowych zmusił Mordaxa by zerknął za siebie. Dwa ciężkie bojowe serwitory wyłoniły się z biur na przeciwko salki konferencyjnej. Jeden skierował swoje złowrogie uzbrojone w liczne lufy ramiona w stronę grupki Cantano. Seria z rkmu rozerwała dwoje z ochroniarzy, rozłupując również ścianę za nimi.
Drugi serwitor miał wyraźnie problemy namierzyć Mordaxa. Jego uzbrojone ramiona wodziły po pomieszczeniu nie oddając strzału.
Ann się uśmiechnął szyderczo. Jego laser szperacz odnalazł Mordaxa. Serwitor skorygował ramiona, najwidoczniej odbierając sygnał namierzający od hereteka. W tym momencie ściana za Pistol eksplodowała. Wybuch rzucił Ann do przodu a serwitor otworzył ogień na oślep, rozłupując podłogę dookoła Mordaxa.
Wybuch rzucił też Wagnerem i Anną. Krwawe truchło grubasa przygniotło dziewczynę.
Gdy Ann się podniósł oberwał kolejnym snopem białego ognia. Jego tarcza tym razem zawiodła a promień przetopił jego lewą rękę w łokciu.
Przez wyrwaną wybuchem dziurę do środka wpadli arbitrzy. Odczepiając się od lin, natychmiast otworzyli ogień do Ann i dwóch serwitorów.
Pistol rzucił się do ucieczki. Ktoś rzucił flashbanga. Mordax oberwał z stubbera jednego z serwitorów. Drugi otworzył ogień do arbitrów.
Mordax odskoczył w bok schodząc z linii ostrzału, serwitor miał problem z namierzeniem go, jednak nie przerywał ostrzału zalewając pomieszczenie ołowiem, szatkując przy okazji stojących na linii ognia arbitrów.
Anna wyczołgała się z trudem z pod trupa. Była cała od krwi. Lecz chyba nie swojej. Rozejrzawszy się dookoła, uznała najwidoczniej, iż serwitory skupiają się wystarczająco na arbitrach, i że ma szansę doskoczyć do wyjścia, do schodów w dół do klubu. Była szybka, i zwinna. Mogło się jej udać. Nie była jednak dość szybka. Serwitor obrócił swoje plujące ołowiem ramie w jej stronę. Ściana za nią poczęła eksplodować kule goniły ją. Jeszcze metr i... wtedy Mordax ją pochwycił, stając na drodze ostrzału.
Kule dudniły o jego pancerz, odbijały się o jego tarczę, rozłupały hełm i zerwały część skóry z twarzy. Sztuczna krew rozlała się po karapaksie. Luźno wiszące strzępy ukazywały odsłonięte zęby, siłownik poruszający szczęką oraz lśniące na czerwono cybernetyczne oko. Mordax czuł jak dziewczyna wtula się w niego, skrywając przed uderzającymi wszędzie dookoła kulami.
Pistol uciekał. Mordax widział jak skoczył do szybu windy, który prowadził go na dół do magazynów pod częścią biurową klubu. Nie było czasu do stracenia.
Mordax sięgnął znów bardzo głęboko po osnowę. wywołując ogniste piekło. Z jego oczu, ust i dłoni wystrzeliły ogniste kule, które z ogromną siłą uderzyły w oba serwitory. Każdy ognisty pocisk wyrywał spore kawałki mięsa i metalu z ciał, zwęglając organiczną masę i topiąc żelazo. Okaleczone truchła upadły dymiąc na ziemię w kałuże stopionego metalu. Pomieszczenie zalał straszliwy smród spalonej skóry.
Budynkiem wstrząsnął potężny wybuch. - Kanały zasypane. - zameldował głos poprzez vox. Najwidoczniej znaleziono sposób by przebić się przez zagłuszanie hereteka.
- Zajmijcie się nią kapitanie. - rzekł Mordax do jednego z arbitrów. Równocześnie popchnął blondynę w stronę opancerzonego arbitra.
- Pozostali za mną. - Mordax pobiegł w stronę szybu windy.
Na zewnątrz słychać było zaciekłe walki. Na niebie pojawiły się transportery dostarczające oddziały na miejsce operacji. Z daleka było słychać syreny, a Mordax otrzymywał raporty o zbliżających się z wszystkich stron posiłków.
Mordax wylądował na ugiętych nogach na dole. Dookoła w mroku było mnóstwo skrzyń. Do tego z studzienki nieopodal unosiła się chmura kurzu. W chwilę później pojawił się w niej Ann. Wspinał się bez jednej ręki, co wyglądało dość niezgrabnie. Jego.. jej... białe włosy pokryte było szarym kurzem. A na twarzy malował się wściekły grymas.
Mordax uśmiechnął się. Celnie przewidział, że istwaniania użyją tunelów do ex trakcji po spotkaniu.
Ann przeturlał się i wystrzelił kilka razy w stronę Mordaxa. Psyker skupił się i spory fragment magazynu eksplodował białym płynnym ogniem. Skrzynie dookoła dosłownie wyparowały.
Obok Mordaxa wylądowali arbitrzy. Psyker pobiegł w stronę gdzie ostatnio widział Pistol. Nikt nie mógł tego przeżyć... lecz... Pistol nie było. Mordaxowi mignęła wysoka dymiąca postać w gdzieś z boku. Gdy się obrócił, zniknęła jednak już za skrzyniami. - Niech go szlag.
Arbitrzy rozproszyli się by znaleźć uciekiniera.
Nagle magazynem wstrząsnął ryk silnika. Roztrącając skrzynie, podrasowany Tauros wyrwał się do przodu. Przebił się przez bramę i wyjechał w przeszywaną odgłosami wystrzałów noc.
Mordax pobiegł za nim. Jego cyber nogi pracowały na pełnych obrotach,. Mimo tego nie mógł się równać z prędkością jaką osiągał pojazd. Ale za to miał inny atut. Znał teren, wiedział, kturendy musi pojechać Pistol. Miał szansę. Rzucił się w okno jednego z budynków. Przekoziołkował i natychmiast pobiegł dalej. Nie zatrzymując się staranował drzwi do pokoju, rozłupując je na drobne kawałki. Potem dalej przez czyjąś jadalnię. Odrzucił stół i skupił moc na ścianę na przeciwko. Eksplozja rozerwała ścianę trącając cegłami w wszystkie strony.
Mordax wyskoczył na drogę. Spóźnił się. Tauros już go minął. Zbliżał się do grupki Carabinieri. Ci byli jednak zbyt lekko uzbrojeni by mogli powstrzymać opancerzony pojazd. Mieli jednak granaty. Mordax sięgnął do ich umysłów. Carabinieri zamiast umykać rzucili się na pędzącego na nich Taurosa. Kilka wybuchów szarpnęło pojazdem. Jeden Carabinieri rzucił się w frontową szybę, inny pod prawe koło, pozostali gdzie mogli. Tauros przekoziołkował w chmurze pyłu i odłamków.
Drzwi pojazdu otwarły się, jednak Mordax nikogo nie dostrzegł. Ka muflarz. Ale nie musiał widzieć go fizycznie. Starczyło, że widział jego duszę. Mordax sięgnął do osnowy, ściany dookoła poczęły płakać krwią. Biały snop ognia uderzył Ann. Stopiony metal spływał strużką po jego nodze. Pistol nie pozostał dłużny, zatrzymał się i otworzył ogień. Kule szarpnęły Mordaxa w tył. Coś chrupnęło w jego ramieniu gdy ciężka kula odłupała pancerz.
Kolejny snop ognia uderzył Ann. Tym razem robiąc dziurę na wylot na wysokości jego żołądka. Zagotowany płyn hydrauliczny sycząc chlustał na wszystkie strony. Kolejne kule rąbały o pancerz Mordaxa. Oberwał w kolano i upadł na klęczki. Sięgnął głęboko do osnowy. Podajniki zakazanych substancji zasyczały wstrzykując mu do krwiobiegu rozszerzające jego możliwości substancje. Tym razem snop był oślepiająco biały. Trafił Ann i rozciął go na dwie części przetapiając jego cybernetyczne ciało od krocza aż po czubek głowy. Z ciężkim stukotem obie połówki Ann upadły na ziemię. Krawędzie były rozgrzane do czerwoności, a stopiony metal zbierał się w lśniących kałużach.
Dookoła rozbrzmiał upiorny skowyt i potępieńcze wycie. Demony. Cała masa demonów, przywołana przez Mordaxa rzuciła się na dusze dookoła. Ludzie, po obu stronach walk poczęli się przemieniać, przekształcać. Ci. których demony opętały rzuciły się na tych, którym udało się oprzeć demonicznej woli. Krew polała się strugami, jeszcze gęściej niż przed chwilą. To była cena za tak wielką moc. Oni zapłacą swymi duszami. A ich krew będzie kleiła się jego rąk. Mimo to, warto było zapłacić tą cenę. Ann nie żył.

Cantano został pojmany i zastrzelony. Anna dostała propozycję bliższej współpracy i cichego wsparcia w przejęciu stołka Cantano.
 
Ehran jest offline