Zaczynał się nowy dzień w La Rasquelle. Całkiem przyjemnie dla Dholianki. I mógł zakończyć się równie przyjemnie wśród ruin starożytnej elfiej świątyni. Bo może nie udać się im z niej wyjść. Ta świątynia miała swój urok. A propo uroków…
Gdy Chaaya mijała niedużą pijalnię, przez moment… dosłownie przez mgnienie oka, widziała w oknie odbicie elfki, nie swoje. Przez ową krótką chwilą owa elfka uśmiechała się do niej ciepło patrząc z odbicia w szybie.
Ale może jej się tylko wydawało? Przecież nie miała na swej szyi owego medalionu. Nie mogła więc jej widzieć…
I nie widziała. Gdy zatrzymała się przed pijalnią wina i spoglądała w szybę to widziała tylko swoją twarz. Nie pozostało więc nic do zrobienia, jak tylko udać się na ów się na targ i kupić ową czekoladę.
Na bardzo głośne i zatłoczone o tej porze
targowisko, wszak karczmarze wysyłali swe sługi na zakupy, gosposie i żony kupowały zaś żywność potrzebną na domowe posiłki. Wśród porannych mgieł niosły się więc krzyki oburzenia na zbyt wysokie ceny. Głośne trajkotanie przekupek i klientek licytujących się na liczby.
Oraz zapachy… od całkiem trywialnych woni marchwi i pietruszki, przez aromaty korzenne i świeżych ryb, po kwiatowe wonności. Pomijając stroje, karnacje, język… Chaaya czuła się jak w domu. Atmosfera targowiska, przypominała targi Zerrikanu i dholiańskich osad i przez to bardka stała się szczupakiem polującym wśród płotek. Jej spojrzeniu nie umknęła żadna okazja, żadna różnica cen, żaden ciekawy towar. Bo trzeba było przyznać że targowisko w La Rasquelle pełne było towarów ze wszystkich krain.
Nawet dholiański słodki
chlebek , można było tu zakupić, choć za horrendalną cenę!
Ale nie przyszła tu dla dholiańskiego chlebka… więc szybko znalazła stragan ze słodkościami z czekolady. “Czekoladowe niebo”, bo tak dumnie nazwał swe stoisko korpulentny kupczyk z twarzą ozdobioną kozią bródką.
Kakao w proszku, kakao w tabliczkach, czekolada we wszelkich odmianach, formach i z wszelkimi dodatkami. Jarvis miał rację. Kakao pochodzące z okolic La Rasquelle było jaśniejsze, miało nieco dziwny… lekko piżmowy zapaszek i… było znacznie tańsze.
Znajome widoki. Księgi wypełniające półki.
Zapach starego papieru i stare skóry. Woń którą również czuć było od właściciela tego przybytku. Nvery chowający się gdzieś między półkami. Choć Chaaya była tu już wiele razy i umieściła tu swego białowłosego “agenta” to jednak podejście antykwariusza do niej nie uległo zmianie. Nadal łypał na nią podejrzliwie spode łba siedząc w środku swego królestwa pełnego starych woluminów, niczym… smok.
W sumie przypominał takiego stetryczałego smoka na górze skarbów. Syczącego gniewnie na widok potencjalnych klientów.
- O co chodzi? - zapytał wprost nawet nie udając przyjaznego. - Czyżbyś znów chciała podkraść mojego… hmmm… obiboka, do jakichś misji? Wam młodym tylko ganianie za skarbami w głowie, zamiast skupić się na rozwoju intelektualnym. Za moich czasów…- zaczął i nagle zamilkł coś rozważając.-... No cóż… No dobra.. z czym przychodzisz dziewczyno?
Przyglądał się jej podejrzliwie, niczym potencjalnej złodziejce.
~ Pompatyczny i arogancki pierdziel.~ skomentował Starzec w jej głowie nie zdając sobie sprawy jak bardzo są do siebie podobni.
Dotarcie do siedziby “Purpurowych Strzał” było o wiele łatwiejsze niż ostatnio. I szybsze też. Chaaya już nie błądziła instynktownie wybierając znane sobie szlaki wśród wodnych kanałów przecinających miasto. Czyżby stawała się częścią La Rasquelle ? Bądź co bądź spędziła w tym mieście trochę czasu i parę miłych chwil. Odwiedziła wiele jego mglistych zaułków i poznawała coraz bardziej jego życie. Bardka powoli robiła się miejscowa.
Nie było to jednak trudne. La Rasquelle było wszak miastem powstałym z trudu osadników i rosło wraz z kolejnymi przybyszami. Było ekscentryczną przez swe korzenie mieszanką różnych kultur i zwyczajów, oraz stylów. A Axamander był tego dowodem. Gdzie indziej tolerowano by takich odmieńców? Diablęcia akurat nie było w samym budynku, ale Chaaya została poinformowana przez przebywających w środku awanturników, gdzie taka miła panienka może Axamandera odnaleźć. W karczmie “Pod rogiem i baryłką.”
A że przybytek ten znajdował się niedaleko to tam właśnie bardka się udała.
Ów przybytek, był podobny do tego w jakim bawiła się z Godivą. Nie było co prawda ringu, ale za to był surowy wystrój. Meble i ściany noszące ślady wielu bójek z użyciem ostrych przedmiotów. Masywne osiłki przypominające z postury półorki a z gęby ogry, byli zarówno wykidajłami jak roznosili zamówione kufelki i posiłki. Za kontuarem zaś siedział brodacz bardziej okrągły niż duży. Wyglądał jak zarośnięta baryłeczka, a ryczaj jak syrena okrętowa.
Ale Chaaya nie przyszła tu nawiązywać nowych znajomości, a odnowić i wykorzystać stare. Na szczęście Axamandera łatwo było można wypatrzyć. Niestety nie był sam, a w towarzystwie kobiety.
Niemniej, sądząc po jej
wyglądzie i minie samego Axamandera rozmowa dotyczyła pewnie interesów. Kobieta bowiem wyglądała na doświadczoną awanturniczkę, która wiele w życiu przeszła, a jej ciało i twarz zdobiła galeria mało estetycznych blizn.