Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2017, 18:07   #182
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Paranoja. Regularna i pełnowymiarowa paranoja. Głupota, idiotyzm i deficyt mózgu. Pewnie chodziło o niedawne perturbacje z gnidami, ciężki rany, ubytek krwi i zbyt dużą ilość razy, gdy Nash oberwała po durnym łbie. Poprzestawiały się jej klepki, zaś resztki szarych komórek wydały podczas zawieruchy w windzie ostatnie agonalne tchnienie, nim w końcu umarły, zostawiając rudy łeb równie pusty, co przywieszki po granatach na kombinezonie. Tego co wyprawiała nie dało się wytłumaczyć, nie w logiczny sposób. Postradała rozum, zgłupiała. Odpierdoliło jej na starość, ewentualnie za długo przebywała z Młodą i udzieliło się saper naiwne, pogodne podejście do życia, ludzi. Nadzieja… jasne kurwa - ona akurat nie miała prawa bytu. Nic nie skończy się dobrze, nie w przypadku Parcha o kodzie wywoławczym Black 8. Po jaką cholerę więc trwoniła czas na bezsensowną motaninę, skoro mogła wykorzystać te cenne minuty na coś produktywnego? Do tego jeszcze Mahler, trujący za piegowatymi uszami, próbujący… chyba pocieszyć, jakby potrzebowała pocieszenia. Na samą myśl kwaśna mina pogłębiła się kobiecie o dwa poziomy, a pecyna flegmy po charknięciu wylądowała na białych płytkach ambulatoryjnej podłogi. Nie martwiła się, nie ma mowy… a na pewno nie o tego kaktusiego przygłupa. Sprawdzała po prostu, czy nada się do dalszej walki i wspomoże Hollyarda oraz Zielonego…

Sprawdzanie przeciągało się, pozostali opuścili ambulatorium, a ona trwała na swoim miejscu pod ścianą, pozwalającym na obserwację tego co działo się za przeszkloną taflą. Tam gdzie stół operacyjny i ostatnie szwy zakładane przez lekarza w Obroży. Dopiero gdy zabieg się skończył, a przeklęty Meks pomachał łapą, przemogła się aby do niego podejść. Powoli, zgrzytając przy tym zębami i ze wszystkich sił próbując nie pokazać jak jej ulżyło.
- Żyjesz. Dobrze. Coś ty taki drętwy? - lektor wyraził na głos to, co chodziło Parchowi po głowie. Chciała być miła, rzucić coś lekkiego, powiedzieć… cokolwiek. Jednak nim socjalna część upośledzonego mózgu zdołała się rozbudzić, zadziałał odruch - Wyglądasz jakby cię ktoś zagonił do legalnej roboty. Próbował przynajmniej. Co widziałeś po drugiej stronie? Tunel ze światłem pośredniaka na końcu? - do przekazu werbalnego dołączył cyniczny uśmiech.

- No. I jeszcze jakaś stara prukwa z Opieki Społecznej mnie goniła. I wszystkie kołpaki i radia musiałem oddać. Mówię ci nic dobrego by tam się spieszyć. - Latynos pokręcił głową i miał tak niewyraźny wyraz twarzy, że aż wydawał się być śmiertelnie poważny i mówić jak najbardziej serio. Do tego na koniec jeszcze potakująco pokiwał krótko ostrzyżoną, ciemnowłosą głową by podbić jak bardzo tam po drugiej stronie jest źle i jak nie poleca się tam znaleźć.

Kwadratowy, kanciasty śmiech Ósemki odbił się od ścian, pokręciła głową słuchając gorzkich, złodziejskich żali. Gadał, silił się na żart, czyli nie było z nim źle i dochodził do siebie.
- Tak. Nic dobrego. Bo buty robocze trzeba nosić i chodzić do pracy pn-pt od 8 do 16- prychnęła przez nos, opierając dłoń na łóżku przez co zawisła nad trepem niczym śmierć nad grzeszną duszą - I jeszcze żadnych domów do ojebania. Samochody w których mieści się tylko pięciu pasażerów. Bez osłów. A kurczaki są jedynie w KFC. Teraz już wiesz. I się tam nie spiesz. Padlinio - przybrała grobową minę, walcząc z chęcią aby przejechać dłonią po czarnych kudłach.
- Nie spiesz się tam kurwa. - powtórzyła Obrożą - Inaczej kto będzie podpierdalał mydło jak nikt nie widzi?

- A właśnie. Nie widziałaś gdzie jest może te moje mydło? No chyba mi ktoś zajebał…
- Latynos wciąż dzielnie zachowywał poważny wyraz twarzy i zmarszczył brwi rozglądając się po kieszeniach i łóżku na jakim się obudził jakby na równie poważnie szukał owego kosmetyku. Póki Black 8 mówiła uprzejme i z wolna kiwał głową potwierdzając jak tam jest źle, i terror i w ogóle świetlista prawość co musiało mu kompletnie nie leżeć albo przynajmniej świetnie się wpasowywał w taki schemat.

- Mydło dałam Mahlerowi. Żeby ci oddał jak się obudzisz. Możecie trochę wspólnie zużyć, nie obrażę się - Parch wyklepała z szyderczym uśmiechem, ale ledwo zapadła cisza, przez parchate ciało przeszedł dreszcz. Złapała się na tym, że mogłaby tak stać i pieprzyć głupoty jeszcze długo… tego niestety nie mogła zrobić, choć chciała. Cholernie chciała tu siedzieć, i nie zostawiać go.
- Muszę iść - wystukała, a syntezator udźwiękowił rząd literek na ekranie - Inni już poszli. Czekałam i. A weź się pierdol - prychnęła i pochyliwszy się, pocałowała żołnierza - Nie zdechnij. Uważaj i żyj. Ok? Nie wpadaj do szybów, ani gnidom po łapy. Będę daleko, nie dam rady cię wyciągnąć - zakończyła mrużąc złote ślepia.

- Oddałaś mu mydło jakie zajebałem dla ciebie gdy nikt nie patrzył? - Latynos zrobił tak wielkie oczka, że aż mógłby w tej chwili robić do plakatu czy modela skrzywdzonej niewinności. Położył nawet sobie dłonie na piersi by było wiadomo, że chodzi o jego krwawicę. Przestał się dopiero wydurniać jak Parch go pocałowała. Wówczas objął ją i złapał i oddał pocałunek zaskakująco mocno i przytomnie. Pozbawione opancerzenia ciało Black 8 czuła zaś dobitnie wyraźnie pod swoimi dłońmi i ustami. - No! Nie myśl, że tak masz już wolne! Ja się tu zaraz pozbieram i cię tam na górze znajdę! - powiedział buńczucznie jakby rzucał jej pogróżkę. Gdy odwróciła się by odejść prawie na pewno specjalnie rzucił niby do operującego go przed chwilą lekarza ale tak by saper też mogła jeszcze go usłyszeć. - Widziałeś doktorku? Mówiłem od początku, ze focza na mnie leci. To przez tą bliznę. No i urok osobisty oczywiście. - powiedział przesadnie dumnie pusząc się i kiwając swoją ciemnowłosą głową zerkając na Green 4.

Słysząc bezczelną nawijkę za plecami, Black 8 aż sapnęła. Co za zjebany łeb. Że niby to ona na niego leciała?! Niedoczekanie. Mijając szafkę przy drzwiach chwyciła za paczkę gazikowych opatrunków. Co prawda obok stał ciężki mikroskop, wolała jednak nie uszkadzać kaktusowi i tak uszkodzonej mózgownicy.
- Mam dzień dobroci dla zwierząt - warknęła, celując w ciemnowłosy baniak gdzieś w progu. Warknęła na odchodne i wydostawszy się na korytarz, puściła się biegiem za pozostałymi Parchami.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline