29-08-2017, 05:39 | #181 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 28 - Wyjście (34:55) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 34:55; 5 + 180 + 60 min do CH Green 5 Green 4 Laser skończył bezkrwawe zszywanie skóry pacjenta. Została blizna wyglądająca na cienką i płytką świadczącą o robocie chirurga najwyższej klasy. W naczyniu leżał obły, skórzasty kształ ociekający różowym płynem oraz bardziej naturalnymi płynami ustrojowymi człowieka jak krew i osocze. Ostatnim etapem operacji było wybudzenie pacjenta ze śpiączki. Latynos pod maską tlenową zaczął mrugać powiekami, słabo poruszać ustami, dłońmi gdy anestetyk jeszcze był stopniowo neutralizowany by wreszcie samodzielnie zdjąć maskę i usiąść na łóżku. - Udało się? - zapytał żołnierz z Armii patrząc w dół na cienką, bladą kreskę na swoim torsie.Odruchowo dotknął cienkiej kreski która na każdym lekarskim skanie pokazałaby, że pozornie cienka i drobna kreska przecina tkanki całkiem głęboko w głąb ciała ujawniając jak głęboka i poważna była ingerencja chirurga. Przez szybę w ścianie widać było zdawałoby się inny świat. Nieco przytłumiony. Roy znowu siedział przed panelem swojego przerobionego skanera. Pacjentką do prześwietlenia była ta skuta aresztantka. Ale, że dalej była nieprzytomna co biorąc pod uwagę dawkę i środek jaki wstrzyknął jej Horst wcale go nie dziwiło. Właściwie dopiero jakby było na odwrót można by zaliczyć na jakiś ewenement sztuki medycznej. Ponieważ aresztantka z powodu swojego bezwładu stać samodzielnie nie mogła to tych dwóch policjantów przytrzymywało ją po bokach by elektroniczne oko skanera mogło ją przebadać. Miejsce gdzie wcześniej miejscowy lekarz badał Brown 0 było obecnie puste. Nie było ani jej, ani Mahlera. Lekarz zaś akurat jeszcze był ale właśnie korzystając z chwili wolności nalewał sobie wreszcie z butelki do kubka. Musiał skorzystać z okazji, że stróżujący dotąd Hollyard chyba właśnie też zauważył koniec operacji Latynosa bo szedł przez ambulatorium w stronę sali operacyjnej. Przy drzwiach zauważył jeszcze rudowłosą saper. Reszta grupy wcześniej kręcących się po ambulatorium nie była widoczna. Latynos też chyba podobnie zdążył ogarnąć sytuację bo uśmiechnął się i pomachał jej tak wesoło i radośnie jak pewnie tylko zdołał. Czas wciąż uciekał. Green 4 widział na liczniku Obroży jak pierwotny czas jego ostatniego Checkpoint dobiegał końca. Zostało mu jeszcze 3 h na aktualny Checkpoint i 1 h zwyczajowej rezerwy. Zgodnie z obietnicą jaką dał Mayi została mu jeszcze ostatnia operacja owego gliniarza po drugiej stronie szyby. Skupiony na dwóch operacjach pod rząd wyrwało mu z dobre kilkadziesiąt minut z parchowego życiorysu. Normalnie, w szpitalu to byłby błyskawiczny wynik jakim mógł się szczycić każdy lekarz z ostrego dyżuru. Obecnie tu i teraz oznaczało to nieznane zmiany na polu walki poza tym co widać było własnymi zmysłami i podstawowych danych czasu i odległości jakie pokazywał HUD podpięty pod Obrożę. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 34:55; 0 + 45 min do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 34:55; 15 + 60 min do CH Black 2 Brown 0; Black 2, 7 i 8 - Nie bój się nic mu nie będzie. Mówiłem ci, te trepy mają za twarde łby by ich taka tam igiełka zdjęła. Karl z nim zostanie, wiesz on na pewno wszystkiego dopilnuje. - Mahler zerkał co chwila na nieco osowiałą rudowłosą z czarną ósemką na pancerzu która coś dziwnie często wędrowała jej w stronę szyby sali operacyjnej. Brzmiało jakby chciał dodać jej nadziei i otuchy. I odwrócić jej uwagę czymkolwiek. - Okey mi zostało znacznie mniej ammo. To ją sobie wymienie. Ale mogę zostawić ammo. - powiedział marine kładąc na szafkę jaką wcześniej zawaliła bronią i amunicją Black 8. Z uzupełnieniami broni i ammo na miejscu było całkiem nieźle. Ale pod warunkiem, że chodziło o shotguny czy lekki sprzęt na amunicję pistoletową. Zaś z granatami czy amunicją do szturmowej albo ciężkiej broni już właściwie nie było nic. Więc jeśli Mahler rezygnował ze swojej szturmówki to jego magi mogli przejąć inni operatorzy tej broni czyli Black 8 i Patinio. Wszyscy w grupce mieli przeszkolenie wojskowe choćby z samej unitarki Parchów czy marine więc pakowanie się na drogę szło całkiem sprawnie. W końcu tłumek przy szafce rzedniał. Najpierw wyszła Black 2 z Amandą. Amanda działała w schronie jak żywy znak rozpoznawczy i prawie, że przepustka. I dało się zauważyć rosnące w niej napięcie gdy była pewnie boleśnie świadoma, że z każdym krokiem i minutą zbliża się chwila rozstania z jej latynoskim Płomyczkiem. Nerwowość i napięcie właściwie nie było po niej widoczne ale trochę przesadne głośnym śmiechu i kurczowym uścisku jakim łapała to tu, to tam Latynoskę w Obroży. Za nimi jak wielki strażnik czy ochroniarz szedł żywy golem czyli Black 7. W swoim robocim wyglądzie ponad dwumetrowego, dwunożnego mechanoida, obwieszonego ciężką bronią, zestawem do walki wręcz, zapasowymi zdawałoby się niepoliczalnymi pudłami amunicji do swojego ckm i apteczkami zdawał się być stworzeniem z kompletnie innego świata niż ze zwykłego, przyziemnego świata piechurów do jakiego należała reszta grupki. Za pancernym olbrzymem szła druga para czyli Brown 0 i podgolony marine. Oboje czasem oglądali się za siebie czy podąża za nimi Black 8 bo musiała coś sprawdzić czy co. Jakoś jednak dziwnie szło na myśl, że chodzi nie o jakiś sprzęt tylko o kaprala Armii po drugiej stronie szyby operacyjnej który “już zaraz miał być”. Dogoniła ich tuż przy śluzie. Na straży nadal stali ci sami ochroniarze brzydki Karp i jeszcze brzydszy i większy Igor. Tu też musiała ich pożegnać Amanda która zostawała po tej wewnętrznej, bezpieczniejszej stronie. Promyczek ze swoim Płomyczkiem pożegnała się bardzo mokro, gorąco i namiętnie. Na tyle widowiskowo, że dwie całujące i zabawiające się ze sobą dziewczyny przez chwilę pewnie skupiały na sobie uwagę wszystkich obecnych. Przez chwilę łatwo było się dać ponieść emocjom i wrażeniu, zapomnieć gdzie i po co mają iść gdy smukła blondynka owijała się we wpijającą się w nią Latynoskę. Obie ubiorem gdzie jedna wyglądała zwiewnie jak na gwiazdę estrady wypadało a druga miała na sobie szpej rodem z klasycznej, liniowej jednostki piechoty. Przez co wrażenie w stylu scenki “pożegnanie żołnierza” było naturalne i bardzo silne. Amanda jednak okazała się całkiem miłą i dobrą duszą i podeszła ściskając na pożegnanie każdego z członków grupki mającej zaraz wrócić na świat zewnętrzny i powierzchnię. Każdemu życzyła powodzenia o bezpiecznego powrotu. - Widzieliście jaką mam prawilną dupę? - zapytała wręcz pusząca się dumą Chelsey gdy drzwi wewnętrzne śluzy się zamknęły a wraz z nimi machająca im do końca na pożegnanie blondyneczka. Odpowiedziały jej kiwnięcia głową i trochę zmieszane chrząknięcia potwierdzenia. Wraz z zamkniętymi drzwiami gdy rozległ się ostrzegawczy syk odkażającej aparatury musieli się przemienić w Parchy, żołnierzy, marine przemierzających pole bitwy pełne obcego wroga. - Musimy wyjść na parter. Spróbujemy grzecznie schodami. Potem na parter i parking. Zobaczymy czy jest na tyle równo by Falcon mógł wylądować. Jak nie to się zobaczy co da się zrobić. - powiedział marine szczekając metalicznie odbezpieczaną bronią. Zauważalnie jednak bardziej brzmiało to jak propozycja niż polecenie i w dowódczej roli brakowało mu pewności siebie jaką prezentował choćby Hollyard. Chociaż jak ktoś nie miał do czynienia na co dzień z oficerami w polu to pewnie by tego nie wyłapał. Prawie jednocześnie szczęknęły pozostałe lufy. Zaraz potem uniosły się drzwi zewnętrze śluzy. Znów znaleźli się w krótkim korytarzu i widzieli dół schodów. Po nich wyszli na główny poziom “Hell”. Na chwilę bez słowa ustalenia zatrzymali się przy resztkach stołów jakie zdawałoby się wieki temu robiły za rozpaczliwą barykadę. Wtedy rzutem na taśmę ale udało im się. Czy teraz też tak będzie. - Dobra. Ja i Chelsey idziemy pierwsi. Wy pilnujcie reszty. - odezwał się pierwszy Black 7 swoim robocio brzmiącym głosem i bez trudu staranował drewnianą zaporę stołów. Obok niego ruszyła Latynoska. - A dlaczego wy? - zapytał bez zastanowienia marine widząc zachowanie dwójki Parchów. - A chcesz mieć to za plecami? - zapytał metaliczny golem unosząc nieco swój ckm w górę i klepiąc się po zdawałoby się pancernej lufie swojej broni. Black 2 podobnie uniosła w górę swój karabinek z podpiętym miotaczem. Obie bronie miały potężną siłę rażenia i obie do precyzyjnych nie należały. Marine chwilę kontemplował ten mały pokaz i odpowiedź w milczeniu a potem wzruszył ramionami i kiwnął głową na znak zgody. - Mayu idź za nimi. Ja i Asbiel pójdziemy za tobą. - trochę powiedział a trochę zaproponował Mahler. Z całej piątki Brown 0 zdawała się mieć najmniejsze doświadczenie bojowe i w takim szyku jaki trochę wymusiła dwójka Latynosów a jaki proponował marine ten najsłabszy element miał teoretycznie najbezpieczniejszą pozycję w tym szyku. Teoretycznie bo w takim terenie i walkach jakich oczekiwali nie było naprawdę bezpiecznych miejsc. Początkowo zmianę zauważyli jedną ale zasadniczą. Światło padło prawie wszędzie. Widać albo bombardowanie albo xenosy musiały rozwalić coś istotniejszego. Przez co mrok korytarzy i sal wydawał się oblepiać wszystko i wszystkich. Wąskie strugi oświetlenia taktycznego przecinały go śmiało ale zdawałoby się irytująco wąską strugą. Przydatna okazała się praca nad współpracą i zgraniem by każdy fragment był oświetlany chociaż przez jedną latarkę. Pomocne były też noktowizory. Światło i pomieszczeń i uzbrojenia dawały na tyle mocne światło, że noktowizory świetnie się sprawdzały, zwłaszcza na terenie na które padało jakieś światło. - Musiała się spieprzyć jakaś rozdzielnia. Jakbym wiedziała gdzie jest to bym mogła rzucić okiem. Może by udało się przywrócić zasilanie. - powiedziała z zastanowieniem Black 2 widząc, że nie wszędzie światło padło. Niewypowiedziana propozycja zawisła w mrocznym korytarzu. Ze światłem na korytarzach na pewno ludziom sytuacja ewentualnej walki była niesprzyjająca mniej. I zwyczajnie było raźniej. Działały windy i wszelkie udogodnienia chodzące na prąd. Ale szukanie i naprawa rozdzielni była trudna do oszacowania z ilością czasu i trudnościami w relacji do korzyści. - Karl by pewnie wiedział. Oni rozpracowywali tą dziurę. - odpowiedział po paru krokach milczenia marine. Pokonali już cały poziom Hell właściwie bez przeszkód. Szkody poza brakiem światła wydawały się minimalne. Przynajmniej jeśli za standard uznać ten jaki widzieli tutaj ostatnim razem. Zaledwie ze dwa razy trafili na zawaliska czy zablokowane drzwi ale nie były one w stanie zatrzymać ciężkiego ramienia czy buta pancerza wspomaganego na dłużej niż dwa czy trzy ciosy. Nie byli jednak sami. Słyszeli klekoty i szelestu dobiegające z ciemności. Skrzeki i chrząkania obcych. Czasem na pograniczu pola widzenia dostrzegali nawet ruch. Ale dotąd xenos nie atakowały. W opinii Mahlera to były te małe. I widocznie były samopas bez żadnego dużego który by nimi kierował. Albo aż tak ogłupione były od bombardowania. - Kurwa. - burknął Black 7 gdy doszli do sali z barem i bilardem do którego schodziły schody do wyższego poziomu “Haven”. Schody wyglądały na zagruzowane i to solidnie. Zupełnie jakby ściana naprzeciw oberwała czymś i zawaliła się właśnie na te schody. Na pierwszy i nawet drugi rzut oka to nawet pancerz wspomagany miałby więcej niż trochę roboty by przebić drogę na górny poziom. - Falcon 1 do Brown 0. - nagle w słuchawkach całej grupki rozległ się znajomy głos oficera kierującego z powietrza akcją ewakuacyjno - ratunkową. - Jesteś informatykiem. Przy Blackpoint mają kłopoty z rozpoznaniem stanu systemu Guardian. Mogę użyć moich sensorów jako przekaźników ale nie mam tu nikogo kto je na bieżąco przeskanuje i opanuje jeśli trzeba. A te wieżyczki mogą poszatkować i ich i nas. Przesyłam ci skany. Przydałaby nam się twoja pomoc. - Falcon mówił spokojnie choć z wyczuwalnym napięciem. Zupełnie jakby przed oczami miał obraz sytuacyjny i podobny tego co Parchom wyświetlały ich HUD. Jeszcze zanim skończył mówić naręczne multinarzędzie informatyczki rozjaśniło się sygnałem odebranego pakietu danych. Vinogradova wiedziała, że standardowe zabezpieczenia da radę pokonać dzięki swojemu naręcznemu komputerkowi ze specjalistycznym oprogramowaniem prawie w czasie realnym liczonym w sekundach. Ale nie miała pojęcia czy ten system o jakim mówił Falcon 1 jest taki standardowy. No i nawet taki standard potrzebowała chwili spokoju czyli reszta grupy musiałaby ją osłaniać gdy ona by pogrążyła się w swojej robocie. Z drugiej strony schody nadal wyglądały na nieźle zagruzowane. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; 40 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 34:55; 5 + 60 min do CH Black 2 Black 4 i 0 - Przyjąłem Black 4. Najbliższe bezpieczne miejsce do posadzenia taryfy poza potencjalnym zasięgiem wieżyczek to Brownpoint lub droga główna. Oba punkty z pół kilometra od was. - odpowiedział ze stoickim spokojem głos w słuchawkach. Przy zasięgu ognia jaki mogły mieć wieżyczki systemu obronnego laboratorium bezpiecznie można było się czuć w powietrzu jakieś kilometr, dwa lub trzy od lufy. Po linii prostej gdzieś w tej odległości znajdował się budynek klubu “Heaven - Hell” może trochę bliżej. Niewielkie odległości dla latadełek ale dające w kość piechurom. Wspomniane punkty były znacznie bliżej wolne od dżungli by dało się wylądować i poza zasięgiem ognia jeśli przelot byłby na bardzo niskiej wysokości tak by nie wyjść na ewentualne czujniki ocalałych wieżyczek. Dla piechurów w którąkolwiek stronę było to do przebycia z kilkaset metrów dżungli. Dodatkowo pewnie zdewastowanej przez bombardowanie jakby i bez tego była łatwa do przebycia. Ich grupka nawet nie niepokojona przez xenos i wieżyczki musiałaby poświęcić dziesiątki minut na pokonanie takiej odległości w takim terenie. W przeciwieństwie do faceta po drugiej stronie słuchawki grupka cywili między dwoma Parchami zareagowała o wiele mniej stoicko. - Zginiemy. Przez nich wszyscy zginiemy. Trzeba było zostać w schronie i poczekać na prawdziwy ratunek. - mamrotała wyraźnie przestraszona Ana a przez brud i pył na twarzy torowały sobie drogę kanaliki łez. Patrick wydawał się w niewiele lepszym stanie chociaż nie płakał rozglądał się trwożliwie na wszystkie strony. Czwórka dzieci przylgnęła do nich gorączkowo, dwie najmniejsze dziewczynki rozpłakały się. Paramedyk rozglądał się równie nerwowo zupełnie jakby rozważał czy już dać nogę czy jeszcze poczekać. Jedynie Hal i Herzog zdawali się przyzwoicie panować nad emocjami. - Hej, spokojnie, wyjdziemy z tego. Ale teraz musimy iść za nimi. - powiedziała łagodnie ale stanowczo blondynka w blond włosem schowanym pod hełmem egzoszkieletu. - No. Ten tam będzie biegł pierwszy. Jak coś ma kogoś rozwalić to najpierw jego. - odpowiedział jakby na pocieszenie Hal wskazując toporkiem na Black 4. Oboje uzyskali tyle, że grupka uspokoiła się na tyle, by chociaż wyglądać na gotową do biegu naprzód. - Dobra Black 4, tu Falcon 1. Rozpoznanie LZ jest do dupy. Wchodzimy na ostro. Ale musimy wiedzieć gdzie jest LZ. Powtarzam, oznaczcie LZ. Za 30 sekund zaczynamy czyszczenie, za 60 schodzimy. - w słuchawce odezwał się ponownie Falcon 1 mówiąc spokojnym ale zdecydowanym głosem. Zapewne uznał, że potrzebne jest szturmowe wejście i latadełka będą lądować z wielkim hukiem siejąc z czego mają do wszystkiego w co trafią skoro nie mieli potwierdzenia o sytuacji na ziemi. W takim ogniwo - ołowiowym chaosie ważne było wyznaczenie LZ. Same punkciki jakimi pewnie byli na ich mapie świeciły tak samo gdy byli już na LZ, gdy byli przygnieceni ogniem w leju czy gdy zastanawiali się nad dalszymi krokami w parterze budynku. Dopiero oznaczenie LZ było wiadomo jaką strefę trzeba chronić w pierwszej kolejności, gdzie nie walić ogniem i ołowiem i kiedy kropki z mapy są już na miejscu. Oznaczyć LZ mógł tak samo jak oznaczyć cel. Wystarczyło oświetlić wybrany punkt wskaźnikiem celu tyle, że dać znać, tym na górze, że oświetlony numerek to LZ a nie cel do ataku. Za pół minuty szturmowce zaczną swoje przedstawienie a za następne pół minuty Falcon 1 zacznie schodzi by podjąć ekipę z ziemi. Xenox jednak naczekały się już nadto i nie zamierzały mięsu dawać minutę czy nawet pół. Potwierdził to wystrzały z broni Black 0. Zdołał rozwalić z pistoletu jakiegoś małego xenosa który opadł wlokąc trzewia o parę kroków przed nim. Drugi skoczył z bocznego przejścia wprost na grupkę cywilów. Hal wrzeszcząc niemiłosiernie czy ze strachu czy z rozpaczy uderzył swoją siekierą strażacką. Trafił rozłupując od razu małego obcego na pół ale raczej wyglądało na to, że pechowo dla xenosa znalazł się akurat tam gdzie ostrze toporka skończyło swój bieg. Ledwo odzyskana równowaga cywili dzięki zabiegom dwójki z nich posypała się jak domek z kart na wietrze. Inny xenos skoczył na parę starszych opiekunów i czwórkę dzieci. Patrick wrzasnął przeraźliwie tak samo jak Ana ale w przeciwieństwie do niej desperacko zasłonił mu drogę do nich. Zwarł się z małym i zwinnym xenos. Górował nad nim masą więc pewnie i siłą ale zwinny, mały obcy sześcionóg był bardzo trudnym przeciwnikiem do trafienia. - Pierdolę to! - wrzasnął paramedyk skoczył za wyrwę w murze przy okazji sprawiając, że wziąć trzymająca ciężko rannego Toma Herzog straciła równowagę i wraz z nim upadła na zagruzowaną posadzkę. - Wracaj tchórzu! - krzyknął za nim wkurzonym głosem Hal ale nie miał szans zareagować gdyż dopiero wydobywał z właśnie rozchlapanych xenosowych trzewi swoją siekierę. Parchy też nie bardzo mogły. Strzał w uciekające plecy zapewne Obroża potraktowałaby jak atak na człowieka czyli pewnie śmierć na miejscu. Zwłaszcza, że były to plecy 50% składu który mieli ewakuować. Zresztą obydwaj mieli co do roboty. Black 4 też miał swoją porcję xenos do rozwałkowania. Choć pierwszy który wyszedł tam gdzie wcześniej się spodziewał został rozchlapany na ścianie karabinkowymi pociskami to już sunęły następne. Odległości im sprzyjały bo ledwie dostrzeżony cel dawał szansę na góra jedno pociągnięcie spustu. Jeśli nie było celne od razu dochodziło do walki na kły i pazury przeciw kolbom i pięściom. - Oznacz te LZ! Bez tego nas tu rozwalą! - wrzasnął przez zaciśnięte zęby Black 0 biorąc za namiar kolejnego skaczącego na niego stwora.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
03-09-2017, 18:07 | #182 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
09-09-2017, 09:50 | #183 |
Reputacja: 1 | post wspólny z Zombele i MG :)
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
09-09-2017, 13:49 | #184 |
Reputacja: 1 | Kolejny pacjent opuścił stół operacyjny o własnych siłach. Jak na warunki, w których przyszło mu pracować, Horst był zadowolony z tego wyniku. Utracony przez gniewny atak pasożyt, został wymieniony przez obiekt świeżo wyjęty z piersi Patino. Obiekt, który tym razem został od razu zabezpieczony na wypadek gdyby kolejnej osobie przyszło do głowy atakowanie tego jakże cennego obiektu do badań. Badania jednak musiały poczekać, bo w kolejce czekał jeszcze jeden chętny by oddać swe życie w dłonie Jacob’a.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
10-09-2017, 22:37 | #185 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - Mike, Cohen, MG - Czwórka, oznacz tym cipom parking - powiedział Padre strzelając do atakujących jego i czwórkę kosmitów w pierwszej kolejności. - Rozwiń dywan i kurwa kamienie odgarnij. - A reszta niech się nie rozprasza, nie będziemy was szukać. Zaliczą nam zadanie za jedno z was, nie mamy premii za dodatkowych, rozumiemy się. - I po co było tyle pierdolenia, jak i tak zjeby wbijają tu na pałę. - warknął Owain, strzelając do wskakującego xenosa. - Ale chuj, chcą, to proszę bardzo. Dziesiątka, osłaniaj! - przyskoczył do wymachującego toporkiem ciecia, by odgrodzić się nim od atakujących stworów i zaczął namierzać wskaźnikiem to, co zostało z parkingu przed budynkiem. Black 0 okazał się na tyle świetnym refleksem, że mimo iż mały xenos wyskoczył mu zaledwie z parę kroków zdążył wystrzelić i nawet trafić. Mały xenos zaczął syczeć i skwierczeć od ognia smoczej broni. Pozostała część jego planu poszła jednak trochę inaczej niż by sobie życzył. Black 4 próbował strzelać do atakującego grupkę potworka ale ledwo zaczął wodzić za nim lufą ten już wczepiał się we wrzeszczącego Toma który wciąż leżał na podłodze razem z paramedyczką próbując się odpędzić od tego wielokończynowego przeciwnika. Odwrócił się więc do całej sceny plecami i podbiegł do okna by wycelować karabin przez okno. Widział jak znacznik niewielkiego dodatku do broni miga gdy łapie namiar. Widział też plecy uciekającego paramedyka jaki rwał jak szalony przez zasnuty kraterami parking. Pozostałym nie szło lepiej. Dzieci piszczały i płakały zbijając się w rogu pomieszczenia w ciasną gromadkę pod opieką Any. Nie były atakowane w tej chwili ale raczej nie było co liczyć na wsparcie z ich strony w walce. Patrick cofał się pokąsany przez ruchliwego i trudnego do trafienia stwora. Starszy już mężczyzna wyraźnie ustępował xenosowi w walce i bez pomocy rokowania na przetrwanie tego pojedynku nie wyglądały zbyt duże choć obecnie jego obrażenia były dość pobieżne i drobne. Kolejny xenos którego nie sięgnął ogień Parchów zwarł się z Halem. Temu jednak znów udało się trafić przeciwnika swoim toporkiem strażackim rozpłatując go na pół w głośnym chrupnięciu i chlupnięciu. Stworzenie jakie rzuciło się na i tak ciężko rannego i powalonego Toma musiało osiągnąć sukces bo przy tym kłębowisku ciał na podłodze trysnęła czerwona posoka a mężczyzna zawył boleśnie. W sukurs przyszła mu jednak Herzog która zdołała trafić nożem małego xenosa wbijając go w jego bok i zrzucając z zaatakowanego mężczyzny. Przez moment Padre miał okazję złapać obraz walki. Owain stał do niego plecami łapiąc namiar na LZ. Hal właśnie uporał się ze swoim wieloszczetem, podobnie jak Herzog wyzwoliła siebie i swojego pacjenta z napastnika. Patrick cofał się i obrywał od swojego małego xenosa a Ana i dzieci piszczały w rogu przerażone całą sceną. Zauważył, że ci z góry musieli przesłać im stoper do ataku powietrznego. 20 sekund. Wtedy właśnie gdy 1 po dwójce zmieniło się na 0 z zewnątrz doszedł ciężki, miarowy huk ciężkiej broni. Gdzieś całkiem niedaleko strzelała ciężka broń. Ale miał bliższe sercu zmartwienia. Tak jak się spodziewali xenosy zaczęły się interesować ludzkimi turystami. Znów widział wyłaniające się z mroku i dymu pokraczne sylwetki. Z góry gdzieś z piętra, z dołu, z podłogi z jakieś szczeliny, wzdłuż ściany wejściowej i z korytarza z jakiego przybiegli. Black 4 zaś skupiał się na swoim namierniku. Aparatura mrugnęła po raz ostatni i dała sygnał o przesłaniu sygnału do sieci. Obroża zareagowała o razu i na HUD pojawił się dodatkowy punkt oznaczony jako LZ. Gdzieś w tym momencie widział coś czego chyba nie widział nikt w środku. Błyski i huk ognia z wkm. Z dwóch stron. I z lewej, gdzieś od strony rozwalonej bramy i z prawej gdzieś od narożnika gdzie pierwotnie chciał podać miejsce randki z latadełkami z góry. Co najmniej dwie wieżyczki zareagowały na zbiega z budynku. Większość złotych kresek poszła w powietrze szatkując asfalt, wyrwaną ziemię, leje po bombach, płonące wraki a nawet ścianę frontową budynku a odpryski obsypały także i stojącego w tym momencie w oknie zwiadowcę. Paramedyka mogło z tej nawały trafić jakiś niewielki procent z tych pocisków. Ale nawet jakby trafił go jeden to efekt byłby podobny. Zbiega poderwało w pół kroku bez trudu szatkując mu kończyny, odrywając ramię, przecinając ciało na dwie połówki które opadły z kilka kroków dalej na dwóch przeciwległych częściach jednego leja. Zszokowany człowiek był skazany na śmierć ale jeszcze nie umarł. Spojrzał w zdumieniu na swoją skróconą o połowę długość ciała i opadł bez słowa na dno poszarpanej jamy. Czujnik oznaczający jeden z celów do ewakuacji zgasł. Ostatni jaki się świecił był oznaczony wewnątrz budynku pomiędzy dwiema plamkami Parchów z grupy Black. Herzog zaś próbowała podnieść i siebie i Toma nim sięgną ich następne małe kreatury. Z wnętrza budynku nadciągały obcy. Na zewnątrz wieżyczki czyhały na kolejną ofiarę. W powietrzu szykowały się szturmowce do przeorania przedpola ogniem i ołowiem. - Uwaga, Falcon 1, przynajmniej dwie wieżyczki wciąż aktywne, kierunki południowo-zachodni i wschodni! - nadał do taksówki, po czym odwrócił się i wrócił biegiem do Herzog. - Padre, skasowało nam łapiducha! - rzucił na ich kanale, dopadając do blondynki. - Zostaw go i schowaj się za mną! - ryknął, ładując się między nią a typa, którego wcześniej wlokła i strzelając do zbliżających się ku nim xenosów. - Zrozumiałem - odparł także na ich wewnętrznym kanale. Ruszył osłaniać lekarkę stawiając ognistą zaporę na drodze xenosów. - Zrozumiałem Black 4. Nalot za 20 sekund. - w słuchawkach rozległ się spokojny głos Falcon 1 gdy przyjął meldunek od operatorów naziemnych. Z paramedyczką jednak poszło znacznie gorzej. Właściwie to słabo. Graeff dopadł do niej akurat jak zdołała już wstać i podniosła Toma na klęczki, opierając sobie jego ramię za kark by mu pomóc wstać. I wcale jej się nie spodobał manewr Parcha. - Zostaw mnie! Musimy im pomóc! - krzyknęła najpierw zaskoczona a potem rozzłoszczona paramedyk próbując odepchnąć Black 4 by wrócić po Toma. Ten zaskoczony nagłym ruchem zwiadowcy tak samo jak jego opiekunka upadł z powrotem na podłogę opierając się o nią dłońmi by nie upaść. - Zostaw ją! - krzyknął Hal widząc, przepychankę między Herzog a Black 4. Dziewczyna bowiem choć w pierwszej chwili dała się zaskoczyć i puściła pacjenta nie zamierzała widocznie go zostawić. Uderzyła ze złością dłońmi zwiadowcę w plecy próbując go odepchnąć by wrócić po Toma. Wtedy po suficie przedarł się jeden z pomniejszych xenos. Para Parchów wycelowała w niego praktycznie jednocześnie. Zarówno karabinek zwiadowcy jak i pistoletowy miotacz ognia dowódcy plunęły ogniem. Pociski rozłupywały sufitową powierzchnię a płonąca cecz podpalała ją sunąc za i wokół zwinnego i małego celu. Wreszcie płomienie objęły kreaturę i ta skwierczące i piszcząc spadła z sufitu płonąc i wijąc się na podłodze. Hal ruszył by podnieść Toma i udało mu się złapać go i odtruchtać kawałek. Na pomoc im ruszyła też Herzog wymijając obydwu Parchów. Trójka mniejszych obcych była chwilowo powstrzymywana przez płomienie jakie wciąż płonęły na ich towarzyszu. Widać było jednak kolejną trójkę jaka nadbiegała z trzewi budynku. Zdawały się przybiegać z każdego kierunku w pionie i poziomie. Wtedy nagle odezwał się kobiecy głos z ocalałych głośników. - Dzień dobry państwu - kobieta zaczęła tonem w jaki próbowała wlać cały posiadany spokój i otuchę - Mam na imię Maya, kod wywoławczy Brown 0. Pozwoliłam sobie przejąć tymczasowo kontrolę nad systemem bezpieczeństwa obiektu Seres. Za chwilę jednostka ewakuacyjna podejdzie do lądowania. Proszę w trybie pilnym udać się na zewnątrz i bez obaw, nie stanie się państwu krzywda. Steruję ręcznie działami, postaram się pomóc przy eliminacji wrogich jednostek. Prosiłabym również o pośpiech i… przepraszam, że tyle to trwało. Obiecuję... postaram się aby nikt już nie ucierpiał przez… te stwory. - głośniki zamilkły tak samo nagle jak przed chwilą ożyły. - Zrozumiałem Brown 0. Wykonamy próbny przelot. - po jakimś oddechu dał się słyszeć spokojny głos operatora z pokładu Falcon 1. Z góry zaczął dochodzić narastający odgłos silników jakiegoś latacza. Zbliżał się choć jeszcze nic nie było widać. - Łap tę idiotkę, ja osłaniam! - krzyknął, wykorzystując fakt, że ogień zatrzymał chwilowo xenosy, by wycelować i prowadzić oszczędniejszy ostrzał. Przeciągnął strumieniem ognie po czających się xenosach. Dwa z nich ogarnął ogień i zdechły tarzając się po ziemi. Trzeci odskoczył dymiąc tylko z kilku kropli napalmu. - Tak Hal, jebnij czwórce to zabijesz nas wszystkich! - wrzasnął - Jak chcesz się przydać to bierz trupa i biegnij. Dadzą ci medal, pośmiertnie. Od przeżycia dzielą was sekundy. Nie spierdolcie tego. Hal nie odpowiedział. Pewnie dlatego, że po suficie przebiegł i zeskoczył na niego i Toma mały xenos jakiego nie zdążyli zestrzelić dwaj mężczyźni w pancerzach i z bronią. - Bierz go! - krzyknął do Herzog która nie zatrzymywana przez nikogo dobiegła do ich dwójki i złapała ciężko rannego Toma. Wzięła go pod ramię i zaczęła z powrotem truchtać w stronę okien i zdemolowanego parkingu. Podobnie uczyniła Ana która wzięła swoją gromadkę dzieciaków pod swoje skrzydła i skierowała się z nimi przez rozwalone okna na zewnątrz. Za to Patrick zdawał się gonić już ostatkiem sił. Zwłaszcza, że kolejny mały, jamnikowaty xenos o trzech parach kończyn przebiegł między skrajem zasłony z ognia a ścianą i doskoczył do łatwej ofiary już zmagającej się z innym xenos. Black 4 próbował trafić atakującego xenosa ale zanim się wstrzelił tamten już siekał się z Halem który obecnie był najbliżej bariery ognia i miał najdalej do okien i parkingu. Xenos zmusił go do rozpaczliwego wysiłku który nie przyniósł zbyt dużych rezultatów i siekiera strażacka bezskutecznie trafiała w podłogę albo powietrze a nie zwinnego xenos. Ten zaś pociął już pracownika laboratorium udało mu się w końcu jednak rozpłatać skocznego przeciwnika. Black 0 nie zdołał trafić skaczących tym razem na dwóch cywilów małych, zwinnych xenos ale za to posłał płonącą strugę w głąb pomieszczenia przedzielając je od narożnika sali płomieniami. Przy okazji znowu trafił ze dwa biegające przed barierą małe xenos które były zbyt nieporadne lub tchórzliwe by próbować przemknąć się do mięsa za barierą ognia. Zaraz jednak zamek szczęknął pusto oznajmiając koniec magazynka. Podobnie Black 4 usłyszał suchy trzask po ostatnim wystrzelonym naboju. Z zewnątrz doszedł ich wizg potężnych silników gdy nad budynkiem przeleciała jakaś maszyna. Wieżyczki milczały nie otwierając ognia. Owain zaklął, słysząc suchy trzask iglicy uderzającej w powietrze. Puścił karabinek i sięgnął po pistolet. - Padre, spadamy, jest taryfa! - ryknął, przekrzykując grzmot silników, po czym podbiegł do Herzog i złapał ją za ramię. - Ruchy, lalka! - jego szybki krok zmuszał ją do zwiększenia tempa, podczas gdy on rozglądał się uważnie dookoła. Padre złapał karabin wiszący na UCS i jedna ręką strzelił dwa razy. Dwa koślawe siedzące za linią ognia ufoki rozbryzgały się niczym dojrzałe arbuzy. - Nie mnie! Toma złap! - krzyknęła sfrustrowana paramedyczka wskazując głową na mężczyznę którego trzymała za ramię by pomóc mu iść. Zatrzymali się przed parapetem okna bo ciężko ranny Tom miał kłopot z przebrnięciem na drugą stronę. Patrick wciąż chwiał się pod naporem xenos. W sukurs przyszedł mu Hal który zaatakował toporem jednego z małych xenos jakie dotąd atakowały starszego i pulchnego mężczyznę. Ale w obydwu wypadkach xenos okazały swoją wyższość będąc trudnymi, małymi i kąsającymi przeciwnikami które w końcu mogły powalić nawet stworzenie o wiele większe od siebie jak człowiek. Na zewnątrz Anie udało się odbiec przez zdewastowany parking pełen lejów i płonących wraków. Wtedy też wizg silników wrócił i pokazała się podchodząca do lądowania maszyna. Rampa z tyłu była już otwarta i zanim jeszcze dotknęła ziemi wysypały się z niej uzbrojone sylwetki w pancerzach. Czwórce nie chciało się już dyskutować z Herzog, bo najwyraźniej nic do jej blond łba nie trafiało, więc zamiast tego pociągnął ją za sobą, wykorzystując to, że połamany nie mógł przeleźć przez zwały gruzu. Paramedyczka opierała mu się przez chwilę, głównie pewnie dzięki egzoszkieletowi, ale Owain będąc już tak blisko celu, był na nim skupiony niczym laserowo nakierowany pocisk i w tej chwili nie zamierzał pozwolić niczemu, by stanęło mu na przeszkodzie.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
11-09-2017, 08:29 | #186 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 - Czas rezerwowy (35:00) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 45 min do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 60 min do CH Black 2 Brown 0; Black 2, 7 i 8 - No to hop. - powiedział Black 7 biorąc Black 2 i Brown 0 pod pachę. Potem uruchomił silniki w swoich butach i momentalnie całej trójce świat tylko śmignął a powietrze raczej zauważane zwykle jako zapach czy powiew wiatru nagle stanęło gęstym oporem. Przyśpieszenie mocno odcisnęło się niewidzialną pięścią na ludzkich ciałach. Wylądowali dobry kawałek od dziury akurat na jakimś stole który rozpękł się z hukiem pod pancernymi butami Latynosa w pancerzu wspomaganym. - Ja chcę jeszcze raz! - krzyknęła piromanka klaskając z uciechy w dłonie jak mała dziewczynka po jeździe na karuzeli czy większa po pierwszym skoku na bungee. Ciężko było powiedzieć jak zareagował Ortega poza lekkim przekrzywieniem hełmu z lustrzaną szybą. - No dobra to potem. Ale chcę jeszcze raz. - powiedziała Latynoska po chwili krytycznego wpatrywania się w swoje odbicie na szybie zawieszonego nad nią lustra hełmu. Dała znać Brown 0, że będzie ją ubezpieczać i sama wycelowała w przestrzeń dancingu lufę swojego karabinka z doczepianym miotaczem ognia. Black 7 zaś ruszył na dół po kolejną dwójkę. Wylądował na dole z głośnym hukiem jakby pancerna stal jego pancerza miała zamiar zmiażdżyć beton podłogi pod dywanopodobną wykładziną. Machnął ręką zachęcająco na Black 8 i Mahlera. Poczuli dokładnie to samo jak przed chwilą pierwsza dwójka i zaraz tak samo jak oni znaleźli się na parterze budynku w ekspresowym tempie. - O patrzcie, rzuciło do środka furgonetkę. - powiedziała Latynoska wskazując na rzeczony pojazd a w głosie udało jej się zawrzeć lekką nutę zainteresowania. Marine spojrzał na Black 8 uśmiechając się pod nosem. Okazało się, że ta furgonetka jaką “zorganizowali” z zaplecza klubu zdawałoby się wieki temu w innym świecie o dziwo nadal tu stoi. Choć wokół część ścian zawaliła się, jeden narożników był rozsypaną dziurą gdzie widać było unoszące się po bombardowaniu pył, kurz i dym. Widok nawet na niby wolnej przestrzeni był ograniczony jak w gęstej mgle, do klkudziesieciu kroków. No i kto oddychał bezpośrednio czuł drapanie w gardle i często musiał mrużyć łzawiące z podrażnienia zawieszonym pyłem oczy. Wokół pojazdu było mnóstwo gruzu i osuwisk, na niego spadła jakaś belka to sam pojazd wydawał się w miarę w jednym kawałku. - To ta co żeśmy ją wcześniej zorganizowali. - wyjaśnił marine zerkając na pojazd jakby zastanawiał się czy jest w stanie jezdnym. - Zorganizowali? Kudłaty zajebałeś furę? No, no… A! No tak, bujasz się z Casanovą to może da się cię urobić na chłopaka z dzielni. - Latynoska mówiła szybko zmieniając wyraz twarzy od zastanowienia, lekkiego zdziwienia po wreszcie zrozumienie gdy sama znalazła rozwiązanie zagadki. Zaś podglony marine spojrzał na nią a potem i rudowłosego sapera jakby liczył, że może ona skojarzy o czym mówi Black 2. - Brown 0, ty Falcon 1. Jeśli jeszcze kontrolujesz wieżyczki przydałoby nam się ich wsparcie. - w słuchawkach znów usłyszeli głos Svena. Znowu był opanowany choć dało się wyczuć skupienie i napięcie. Gdy Vinogradowa znowu uruchomiła swój panel i weszła w elektroniczne oczy kamer z wieżyczek sytuacja była napięta. Z “4-ki” obraz choć jaśniejszy był mniej przydatny bo większość dotychczasowego perymetru zasłaniał front transportowca z oznaczeniami marine. Ale boczna kamera która miała wgląd na boczne skrzydło budynku ujawniało kolejne małe xenos biegnące przez lejowisko albo wyłażące z okien i ścian. Na razie kilka, może kilkanascie ale na dość pustej przestrzeni sprawiało wrażenie. Z kamer “Z 3” widać było lepiej wnętrze narożnika. Właśnie ostatnie sylwetki ostrzeliwując się i rzucając granaty blokowały drogę pościgowi xenos. Z okien i chodnika, ze ścian parteru buchał dym z płonącej mieszanki jaka oblepiała wszystko na co padła, uciekając powoli na dół wciąż płonąc. Ludzie w pancerzach strzelali wyżej, gdzie po wyższych piętrach zbiegały kolejne małe xenos. Brown 0 mogła wskazać na swoim ekranie a łączę jakie miała dzięki Falcon 1, przekazywało jej polecenia do wieżyczek zupełnie jakby siedziała tam, w sterówce Seres. - Szturmowce nie mogą strzelać póki Falcon jest na ziemi. - powiedział Mahler zerkając na obraz na ekranie Mayi. Dwie ocalałe z zachodniego odcinka ogrodzenia wieżyczki otworzyły ogień do licznych ale zwinnych i drobnych celów. Automatyczni strażnicy też mieli problemy z trafieniem w tak trudny cel. Ale liczebność wroga i zagęszczenie ognia z ciężkiej broni jaką mają skutecznie przerzedzają wroga. Małe pokraki po trafieniu tak mocnym pociskiem jaki potrafił o wiele większy cel jak opancerzony człowiek rozpruć na pół, właściwie znikały w żółtym kleksie wnętrzności. Te mieszały się z rozbryzgami ścian, ziemi i dymów gdy potężne pociski traktowały ścianę budynku jak papier. Dzięki temu wsparciu ludzie na ziemi zyskali potrzebną chwilę wytchnienia, dobiegli do rampy i Falcon 2 zaczął unosić się od razu w powietrze nie tracąc czasu na zamykanie rampy. Jako jedni z ostatnich wbiegło jacyś dwaj żołnierze niosący z bezwładne ciało jakiegoś grubszego faceta w postrzępionej marynarce. Sądząc z bezwładności musiał być nieprzytomny albo martwy. Teraz gdy przedpole był czyste w sukurs działkom Seres sterowanym przez Brown 0 przyszła latająca kanonierka. Posłała w dół salwę rakiet które przeorały całą okolicę podejścia do budynku aż w kamerze był widoczny tylko bezgłośny dym zasłaniający wszystko. Przy okazji dobili “3-jkę” bo urwał się z nią kontakt. Wraz z tą zasłoną jaka opadła nad Seres nie było w tej chwili czego oglądać. - Słuchaj ty chcesz zrobić ten program? - Johan odezwał się kładąc dłoń na ramieniu Mayi. - Może pogadaj z Elenio? To droniarz. Dużo pracuje zdalnie. Może coś ci podpowie. - powiedział marine lekko kiwając głową na naramienny ekran hakerki w którym obecnie widać było tylko dym na wszystkich pasmach. - Wujaszku! Pomóż! - krzyknęła Latina wskazując na belkę jaka wbiła się w karoserię pojazdu. Nie zapomniała przy tym przyjąć i pozy i miny “dziewczyny w potrzebie”. Latynos prychnął z rozbawieniem podszedł do furgonetki i choć pancerz skrzypnął i jęknął to odwalił stalowy dźwigar na bok. - Gdzie na nich czekamy? - zapytał jego mechaniczny głos patrząc z góry na pozostałych członków swojej grupy. Jeśli latadełka tu leciały to te kilka kilometrów powinni pokonać w parę chwil. Gdyby tutaj był pusty teren albo tamci lecieli odpowiednio wysoko już powinni być widoczni. Ale na razie widzieli tylko zielonkawą tarczę gazowego olbrzyma przez szczeliny i dziury w dachu popularnego do niedawna klubu. - Włączę budzik. - powiedział marine. Wrócił do dziury jaką wybił plastik Black 8 i zaczął majstrować z drutem i granatem. Ręce poruszały mu się z wpawą świadczącą o sporej wprawie w ustawianiu takich budzików. Obroże były jednak nieczułe na takie manewry. Zegar tykał. Na zegarze w kolorze czerni wybiła godzina “00:00”. I zaczęło się odliczanie rezerwowych 60 minut. W czasowniku grupy Brown było jeszcze gorzej. Zostało ostatnie 45 minut rezerwy. A odległości od Checkpointów nadal w poziomie nie zmieniły się i wynosiły po jakąś godzinę intensywnego marszu. Właściwie na piechotę by zdążyć mieli jeszcze szansę ale to przy założeniu pustej drogi. Stan budynku i to co widzieli niedawno na ekranie hakerki spod Seres raczej nie skłaniał ku tak optymistycznemu scenariuszowi. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 35:00; 180 + 60 min do CH Green 5 Green 4 Sprawy zaczęły się komplikować. Green 4 nie mógł ot, tak sięgnąć po ten obły kształt bo okazało się, że ta mieszanina obcych i ludzkich tkanek jest zespolona pod spodem o wiele bardziej. W ogóle ten przypadek wydawał się być bardziej zaawansowany w rozwoju pod każdym zauważalnym względem w porównaniu do pozostałych dwóch. Był większy, obca tkanka była bardziej urzutowana w głąb ludzkiego nosiciela i nawet opuchlizny tamci na skórze nie mieli. Choć z medycznego punktu widzenia nie mógł wykluczyć innego, zewnętrznego pochodzenia tej ostatniej. No i tamte były nieruchomymi obiektami podczas ekstrakcji. Ten ostatni element był dość frustrujący. Gdy chirurg unosił kokon by wyzwolić go z ostatnich połączeń z tkankami nosiciela musiał trzymać ekstraktowany obiekt w szczypcach a drugą dłonią operować laserowym skalpelem odcinając tkanki pod spodem. I zarówno widział jak i wyczuwał coraz intensywniejsze ruchy tego organizmu. To już nie mógł być przypadek. Mimo tych komplikacji chirurg nadal panował nad sytuacją. Udało mu się przeciąć ostatnie wiązania gdy stał się świadkiem zapewne dość rzadkiego wydarzenia. Narodzin obcej istoty. Przenosił w szczypcach wyjęte stworzenie gdy otulający ją kokon pękł a stwór wierzgnął na tyle mocno, że w szczypcach było mu go trudno utrzymać. I w tym samym momencie doszedł go wytłumiony przez barierę ścian i drzwi kobiecy krzyk. Pełen bólu i cierpienia krzyk kobiety. Ale jedyną kobietą tutaj była ta wytatuowana Olsen w izolatce. Ale przecież dostała tak silne środki, że nie miała prawa się obudzić, krzyczeć czy robić cokolwiek poza leżeniem z wdzięcznością kłody. - Co tam się dzieje?! - usłyszał zza szyby też wytłumiony głos Latynosa. Nie był pewny czy krzyczy do niej czy kogoś innego. - Nie wiem, zaczęła się drzeć! - odpowiedział w zdenerwowaniu któryś z gliniarzy stojących na straży aresztantki w izolatce. Dr. Horst też miał powód by się denerwować. Stwór w szczypcach, już prawie nad pojemnikiem jaki miał być jego celą rozdarł włóknistą powłokę kokonu i ukazała się mała, murenowata, zębata główka sycząc i skrzecząc w miniaturze ryku dorosłych osobników. Kokon pękł a stwór wierzgając wyślizgał się ze szczypiec. Upadł na krawędź pojemnika wijąc się jak wyrzucona z wody ryba, odbił się od krawędzi pojemnika i spadł na blat szafki rozrzucając część przygotowanych narzędzi. Green 4 miał jeszcze szansę spróbować go złapać. Szczypcami? Na pewno bezpieczniej ale metalowym narzędziem trudniej było gmerać przy tak szaleńczo wierzgającym celu który zaraz mógł spaść na podłogę. Dłońmi? Co prawda miał rękawiczki chirurgiczne ale jednak było to tak sprzeczne z medycznym BHP i tradycją łapać tak podejrzane substancje gołą ręką jak mogło. Chyba, że już nic innego nie było. Ale dłońmi chwyt powinien być pewniejszy. - O kurwa! Zabij to! - Patinio wyraźnie widział przez szybę całą scenę bo w głosie znać było napięcie. - Spalmy tam wszystko. Uruchomię kwarantannę to wypali tam wszystko. - zaproponował Kozlov też stojąc po drugiej stronie szyby i na głos to nagle zdawał się być trzeźwiutki jak po narodzeniu. - Pojebało cię!? - krzyknął na niego armijny kapral w zdenerwowaniu. - No co? Sam mówił, że nie może się “to” stąd wydostać. - odparł z niechęcią równie zdenerwowany lekarz. W tym czasie Green 4 ledwo rejestrował tą nerwową rozmowę. Złapał i przytrzymał dłońmi wierzgającego obcego. Obcy owinął prawie od razu swój biczowaty ogon wokół jego nadgarstka w zaskakująco mocnym uścisku. Pewnie będzie miał pręgę. Ale dzięki temu niejako przywiązał się do dłoni lekarza. Chociaż na moment bo korpus i ta zębata szczęka która wciąż syczała i nawet taka mała pewnie mogła bez trudu rozciąć ludzką skórę i wierzchnie tkanki. To jednak dało lekarzowi czas by sięgnąć po naszykowany pojemnik. Udało mu się wsadzić najpierw korpus stwora i ten zaczął się rozbijać o ścianki pojemnika próbując się wydostać. Stukał przez to opętańczym staccatto szarpiąc nerwy ale dr. Horst już odzyskał panowanie nad sytuacją. Jeszcze musiał tylko wyszarpać “uwiązaną” rękę z ogoniastego uścisku stwora bo drugą musiał przytrzymywać stwora w pojemniku. Tam wciąż trwały zmagania między człowiekiem a bestią tak samo jak kawałek wyżej ogona z nadgarstkiem. Zdecydowała jednak przewaga masy i świadomość sytuacji przeciw instynktowi. Doktorowi udało się wyzwolić ramię, potem jeszcze puścił stwora i zamknął pojemnik. Stwór był zabezpieczony. Jak silny i zdeterminowany mógł być jako dorosły osobnik to było trudne do oszacowania. Zostawało jeszcze sprawdzić co z pacjentem i zaszyć go po operaci. Stwór był ekstraktowany jak miał być. Ale zostawało jeszcze dokończyć operację. Niemniej najtrudniejszy etap powinien mieć właśnie za sobą. Przy okazji stwór wymusił nieco przyspieszenie niektórych czynności operacyjnych ale niechcący dzięki temu operacja powinna trwać trochę krócej. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; pokład Falcon 2 nad Seres Laboratory; 100 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 60 min do CH Black 2 Black 4 i 0 Falcon wylądował. Wszyscy którym udało się dotrzeć na pokład latacza oddychali ciężko jak po biegu. Albo walce. Ale w końcu ci którzy byli na zewnątrz zaliczyli jedno i drugie. Teraz siedzieli przypięci do foteli. Łapali oddech, ocierali pot z czoła, zmieniali puste magi na pełne w swoich karabinach i ładownicach. Maszyna poszła ostrą świecą w górę zaraz przechylając się w wirażu. Zaraz jej miejsce zajęła szturmówka okładając budynek i okolicę ciężkim ogniem z broni o cięższym kalibrze i gabarytach niż ta którą mieli ze sobą jacykolwiek piechociarze. Do ognia szturmowej maszyny dołączyły się również wieżyczki Seres jakie wznowiły nagle ogień prując ściany i parking przed budynkiem. Mimo to atmosfera na pokładzie szturmowego transportowca atmosfera była dość napięta. Głównie z powodu ludzi jakich zabrali na pokład. I tych z Obrożami i bez. A na to wpłynęła zapewne desperacka ewakuacja z ostatnich sekund i minut. Zapewne dlatego dwa Parchy dostały fotele zaraz przy rampie wejściowej. A cywile jakich udało się doprowadzić i ewakuować z Seres na drugim końcu ładowni, zaraz za kabiną pilotów. Między nimi rozciągał się kordon foteli zajętych przez mężczyzn i kobiety w pancerzach o różnej prowidencji. Większość nosiła oznaczenia z Armii. Ale byli też marine z Floty, policjanci nawet jacyś PMC z różnych firm ochroniarskich. Z samego początku ładowni dobiegał histeryczny płacz Any. Trzymała się jakoś póki Herzog nie uświadomiła jej, że Patrick już do nich nie dołączy. Wtedy z trudem utrzymująca dotąd względną równowagę wybuchnęła płaczem wzmacnianym spazmami. Sama paramedyczka zajęła fotel obok i próbowała ją pocieszać. Tom i Hal siedzieli w swoich fotelach obaj żywi. Zwłaszcza Hala udało się uratować w ostatniej chwili tylko dzięki natychmiastowej aplikacji leczącej biochemii. Nawet z urwanych słów jakie słyszeli mundurowi dało się zauważyć, że uratowani cywile obwiniają skazańców w Obrożach o taki przebieg ewakuacji. Dołożyło się to zapewne do tego co mundurowi z ekipy ewakuacyjnej widzieli przed paroma chwilami sami. Na podłodze jako jedyne leżało nieruchome i zakrwawione ciało Patricka. Ktoś na nie narzucił jakąś płachtę by je zasłonić ale i tak wszyscy na pokładzie widzieli jak ono wygląda. --- Seres Lab; kilka chwil wcześniej - Nie! - Herzog której z początku udawało się nie dać złapać albo odpychać Black 4 krzyknęła z furią ale nie dała rady dłużej się opierać. Choć ten nie czuł się orłem w walce na najbliższy dystans i dziewczyna była dla niego przeciwnikiem której opór nie gwarantował mu bezproblemowe i gładkie załatwienie sprawy. Gdyby nadal się stawiała mogło się zrobić trudno. Był już za oknem na parkingu, zdążyli zrobić jakiś krok od okna by biec do transportera, za nimi został rozpaczliwie wyciągający do nich rękę Tom a w ich stronę biegł pierwszy fire team odległy już o kilkanaście kroków. Zasłaniali sobą już Anę i jej gromadkę dzieci których dzieliły ostatnie kroki od rampy. Wtedy to się stało. Znowu. - Ostrzeżenie pierwszego stopnia! - szczeknęła mechanicznym głoem jego Obroża i ciało Parcha ogarnęły wyładowania elektryczne. Przygięło go wpół i poczuł suchość w ustach gdy piekący ból nicował mu ciało. - Ty chamie! - paramedyczka w egzoszkielecie skorzystała z okazji by się wyrwać. Musiała ją ogarnąć furia na Parcha bo gdy jego ciało wyginało się od porażenia prądem z wściekłością trzasnęła go pięścią w szczękę. A potem odwróciła się z powrotem do okna i zaczęła podnosić Toma by pomóc mu przedostać się na zewnątrz. W tym czasie Black 0 był zbyt zajęty nadciągającymi xenos. Były, małe ale szybkie i ta kombinacja bardzo utrudniała trafienie ich czy w walce wręcz czy w strzelaniu. Jednak jemu udało się trafić kolejne dwa małe xenos których zatrzymała zapora ognia. Ta już jednak bez kolejnych dawek mieszanki musiała wkrótce wypalić się. Wówczas ataki xenos osiągnęłyby na tyle przewagi liczebnej by dorwać każdego z nich. Halowi mimo, że krwawił już całkiem obficie bo bez pancerza każde trafienie xenosa oznaczało broczącą krwią ranę. Udało mu się jednak rozgnieść siekierą kolejnego przeciwnika. Xenos jednak też nie próżnował i ten który walczył z Patrickiem w końcu zadał ostateczny cios. Starszy mężczyzna upadł na plecy bezwładnie. Xenos dalej wgryzał się i szatkował w już martwego albo dogorywającego mężczyznę pieczętując jego los. Trzaśnięty przez paramedyczkę w twarz i wciąż oszołomiony po lekcji wychowawczej jaką dała mu Obroża, Black 4 widział jak Ana z dziećmi znika wewnątrz ładowni transportowca. Herzog przewaliła Toma na zewnątrz i znowu podtrzymując go za ramię próbowała z trudem truchtać w stronę lądownika. - Da go pani, ja go wezmę! - powiedział jakiś żołnierz jaki akurat do nich dobiegł. Puścił karabin by mieć wolne ręce i wziął ciężko rannego mężczyznę wracając do transportowca. Herzog pobiegła wyzwolona z tego prawie bezwładnego balastu znacznie sprawniej przez te plączące nogi lejowisko. Pierwsza czwórka mundurowych dobiegła prawie do ściany na tyle blisko by widzieć już samodzielnie co się dzieje wewnątrz. - Free weapon! - krzyknął pewnie dowodzący tym teamem i cztery lufy uniosły się otwierając ogień do tych samych celów co Black 0. Pomieszczenie zagotowało się nie tylko od już dogasającego ognia ale i ołowiu. W efekcie tego jeden z xenos został rozbryzgany w punkcie gdzie stężenie ołowiu w powietrzu znalazło swój punkt zagęszczenia. Zcivicki nie był pewny czy to on go trafił ale prawie na pewno tak. Chociaż mógł mieć połowę zestrzelenia z jakimś mundurowym jak to się w powietrzu czy kosmosie między myśliwcami mówiło. Zaraz jednak magazynek zazgrzytał mu suchym trzaskiem oznajmiając koniec ammo. “Smoczyca” nadal była pusta bo nie miał jej kiedy przeładować. Przez eden krytyczny moment Padre był świadkiem działania Opatrzności. Dwa xenos które dobiły przed chwilą Patricka rozejrzały się po sali wybierając kolejny cel. Wewnątrz już były tylko dwa mięsa do zarżnięcia, walczący siekierą ze swoim xenosem Hal i on sam z właśnie pustymi magazynkami. I obydwa rzuciły się na pracownika laboratorium! Teraz już walczył samotnie z trójką zwinnych xenos i z trójką musiał paść pod ich szponami i szczękami raczej prędzej niż później. Wyglądał jak drzewo podpiłowywane od dołu przez pilarzy, musiało upaść. Musiał zdawać sobie z tego sprawę bo rozpaczliwym zrywem zdołał przynieść jednego a potem zmiażdżyć go trzaskając o ścianę ale pozostałe dwa musiały go zaraz wykończyć. Przez okno wskoczyła czwórka żołnierzy. Dwóch rzuciło się by wesprzeć osaczonego cywila. Dwóch innych wznowiło ogień strzelać do wypełzajacych z każdego fragmentu zadymionej sali za ścianą ognia. Umęczony Hal opadł plecami na plecy ledwo stojąc na nogach. Jeden z żołnierzy został pokąsany przez małego xenos gdy usiłował go trafić kolbą nie mając czasu zmienić broni. Ale nie było krwi więc w przeciwieństwie do Hala czy Patricka którzy już by krwawili żołnierzowi nic się nie stało. Drugi z mundurowych rozgniótł wierzgającego obcego zdzielając go na odlew swoją bronią. - Proszę do nich! Fire in the hole! - krzyknął jeden z tych co strzelali sięgając po granat. Drugi wciąż strzelał. Przy oknie pojawiły się kolejni mundurowi z których dwóch zachęcająco wyciągnęło ręce do środka by przejąć słaniającego się na nogach Hala. Ten sunąc i zostawiając krwawy ślad na ścianie zbliżył się do nich i dał im się złapać. Jeden z żołnierzy syknął gdy oberwał od xenosa, tym razem krwawiąc swoją, czerwoną krwią ale ten zaraz potem został zmiażdżony przez jego kolegę. W tym czasie ogień ze “Smoczycy” wygasł i utrzymująca dotąd w na dystans bariera zniknęły. Z dziesiątka xenos rzuciła się żywą falą kłów i szponów na dwunożne stadko pod oknem. Wtedy wśród nich eksplodował granat grenadiera. [b][i]- Jeszcze raz! Zapalający! - krzyknął dowodzący pierwszą sekcją wskazując na chwilowo oczyszczone z obcych miejsce. Małe ciałka nie miały szans z mocą granatu odłamkowego więc ten porozrzucał je i poszatkował i zabił na miejscu. Ale to przecież nie były wszystkie. - Bierzcie go i zbieramy się! - dodał kapral z Armii wskazując na nieruchome ciało Patricka bezwładnie leżące pod ścianą tam gdzie upadło. Dwóch żołnierzy ruszyło po ciało a trzeci szykował kolejny granat. --- Pokład Falcon 2; obecnie Dlatego po całokształcie sceny z ostatnich paru chwil atmosfera jaka otaczała dwóch skazańców z Obrożami to była daleka od przychylności. Nikt ich tu nie lubił i mundurowi dali im to odczuć. Otaczała ich aura niechęci, pogardy lub obojętności. Zabrali ich na pokład ale poza tym ich los chyba nikogo nie obchodził. Tymczasem przywieszki obydwu Parchów coraz bardziej świeciły pustkami a tam na środku ładowni były skrzynie z amunicją, granatami i podobnym sprzętem. Drugi problem był nawet poważniejszy. Lecieli gdzieś. Z każdą sekundą oddalali się od Seres i położonej gdzieś na jej dachu kapsuły z Blackpoint 2. Dzięki komunikatorom mogli jednak próbować rozmawiać nie tylko z siedzącymi obok żołnierzami. No i właśnie podstawowy czas grupy Black się skończył. Licznik pokazał właśnie “00:00” i zaczął odliczać ostatnie rezerwowe 60 minut.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 11-09-2017 o 10:08. |
16-09-2017, 10:53 | #187 |
Reputacja: 1 | Horst swobodnie mógłby sobie pogratulować, gdyby nie to że operacja wciąż nie została zakończona. Pacjent nadal leżał rozcięty i nieprzytomny. Przynajmniej jednak tkwiący w jego ciele obcy, został wyjęty i zabezpieczony. Green 4 z niechęcią spojrzał na swoje dłonie pokryte chirurgicznymi rękawiczkami, które w chwili obecnej nie nadawały się do kontynuowania pracy przy odkrytej tkance. Bałagan, który zapanował przy okazji próby ucieczki wężowatego stworzenia, także nie budził w lekarzu przyjaznych uczuć. Były i inne, negatywne bodźce, te jednak docierały spoza rejonu sali operacyjnej więc chwilowo postanowił nie zwracać na nie uwagi, tym bardziej że miał ważniejsze sprawy na głowie. Nasłuchiwał jednak jednym uchem i od czasu do czasu zerkał w kierunku szyby żeby całkiem nie stracić kontaktu z pozostałą częścią ambulatorium.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
17-09-2017, 10:37 | #188 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Współwinni zbrodni: Czarneł, Zuzeł i Czitboy
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
17-09-2017, 20:07 | #189 |
Reputacja: 1 | Black 4 i 0 - Musimy na chwilę zahaczyć o dach - powiedział Padre, grzebiąc przy pasie ze sprzętem - Musimy też uzupełnić amunicję i granaty. Wy wracacie do domu, my mamy drugą zmianę. - Tu Falcon 1. Bardzo bym chciał ale jeszcze nie wracamy do domu. - w słuchawce dał się słyszeć znajomy już głos oficera dowodzącego choć żaden z widocznych w ładowni mundurowych nie pasował do tego głosu w słuchawce. - Mamy tu jeszcze parę rzeczy w okolicy do odwiedzenia. Hawki skończą czyścić teren możemy was wyrzucić na dach. Możecie uzupełnić zapasy. Ale nie możemy przedłużać sytuacji więc was tylko wyrzucimy i dalej musicie radzić sobie sami. - odpowiedział oficer w słuchawce obydwu Parchów siedzących w fotelach ładowni. - Może wystarczy przelecieć wystarczająco blisko tego punktu - Padre przesłał koordynaty checkpointu. - Ile możemy zabrać pestek? - Hawki tam sieją, podejście jest zbyt niebezpieczne. Zrobimy koło i podlecicie jak skończą. Brown 0 opanowała wieżyczki więc sugeruję współpracę z nią. Z innym wsparciem na ziemi może być ciężko. - słuchawka znów odezwała się głosem Falcon 1. W żargonie wojskowych “może być ciężko” było właśnie odpowiednikiem tego co mówił przed chwilą czyli, że pewnie na żadne wsparcie nie ma co liczyć. - Weźcie z pestek co wam potrzeba. - odpowiedział na kolejne pytanie Black 0. Padre zaczął ładować magazynki do pełna, wymieniał też w broni na pełne. Podobnie granaty i plastik. - Macie informacje jak to ogólnie wygląda? Jest szansa, że szybko się to skończy czy zadzwonić żeby nie czekali na nas z obiadem na orbicie? - zagadnął. - Sytuacja się wyklaruje jak dym opadnie. Na razie dla skanów jest zbyt mętnie by dać pełny obraz sytuacji. Jedynie rozpoznanie naziemne mogłoby coś tu zdziałać ale nie ma naszych jednostek w tym rejonie. Oprócz was. Hawki skończyły. Zrobimy nawrót i szykujcie się do zejścia. A sytuacja na pewno szybko się nie skończy. - Falcon 1 odpowiedział spokojnie z nutką żołnierskiego pesymizmu. Kadłub maszyny jaką lecieli faktycznie wszedł w przechył choć nie tak ostry jak przy poderwaniu się z ziemi. Black 0 musiał przebalansować ciałem by nie polecieć na niższą obecnie ścianę. Wchodzili w jakiś wiraż, dość długi. W oddali przez dźwięk silników doszły odgłosy kanonady i eksplozji. Przebrzmiały ostatnie ich echa i poza silnikami nie było z zewnątrz nic słychać. - Częstuj się czwórka - powiedział Padre do Owaina wskazując skrzynie z amunicją i granatami. Pojazd wyrównał lot i dało się wyczuć jak silniki zmieniają rytm i maszyna zwalnia. Na żołądek zaczęło działać uczucie podobne do tego jakie towarzyszy szybkiemu zjeżdżaniu windą. Przez boczny wizjer widać było kołdrę dymów, tych brunatno - szarych złożonych z wyrzuconej w górę zawiesiny szczątków powierzchni i tych czarnych gdzie coś się paliło. Gruntu nie widać było nigdzie. Nawet czubków drzew z dżungli która zdawała się być wszechobecna w tej okolicy też nie było widać ponad tą kołdrę. Latadełko zaczęło opuszczać rampę i za nią widać było fragment świata złożonego z dymów i pożarów unoszących się wokół budynku wieżowca Seres Lab o potrzaskanych pociskami artylerii ścianach i dachu. - Stary, podleć te 32m, może zaliczy nam punkt bez wysiadania - powiedział Padre do pilota, znowu majstrując coś w plecaku. - Człowieku to nie jest rower. - rozległ się w słuchawce komunikatora cierpki głos pilota. Przesunął jednak maszynę. Te leciała z trudem na granicy przeciągnięcia nienawykła do przeparkowywania na odległości oscylujące wokół jej długości. - Wyskakujcie. - powiedział pilot zatrzymując maszynę bliżej centrum dachu kilku piętrowego budynku. Dwójka Parchów znalazła się na dachu a Falcon 2 od razu poderwał się w górę zwiększając ciąg silników i unosząc się w górę. Widzieli poszatkowany dach w aż po krawędź po drugiej stronie. Nie widzieli jednak kapsuły. W miejscu gdzie była ziała dziura w dachu. Obroża jednak dalej wykrywała namiar wskazując na odległość 12 m od Checkpoint. Gdy Falcon zniknął w chmurze wzbitego dymu i zaraz potem dźwięk silników zmienił się w oddalający pomruk dał się słyszeć inny dźwięk. Dobrze znany tak dwójce Parchów jak i pewnie każdemu człowiekowi na Yellow 14. Skrzeki i zgrzyty pazurów xenos. Były gdzieś tu chodź jeszcze ich nie widzieli. Pewnie namierzą ich raczej szybciej niż później czasu gdy mogli działać swobodnie wiele nie mieli. - Czwórka, detektor - powiedział Padre omiatając teren karabinem. - Jak jest czysto to schodzimy na dół. Czwórka wydobył detektor i omiótł otoczenie. Coś łaziło po zewnętrznych ścianach. Wewnątrz też, ale na razie ostatnie piętro było czyste. - Schodzimy, osłaniaj mnie - szybko zeskoczył na kapsułę i potem na dół, drzwi z piknięciem się otworzyły. Wszedł do środka i wyszedł przywołując Owaina. Ten powtórzył manewr. - Czego nie potrzebujesz przy pancerzu? - zapytał go Padre. Zanim Owain odpowiedział dało się słyszeć odgłos zbliżających się ufoków. Padre wyjął pistolet i pokrył ogniem wszystkie dostępne wejścia z wyjątkiem tego którym tu weszli, by obcy nie mieli łatwego wejścia. - Zmieniamy lakierki i skaczemy stąd. - Zamknął drzwi kapsuły od środka i szybko wymienił pancerz na identyczny, z jednym wyjątkiem. Nie był już ledwo widoczny, za to miały buty skoków i podskoków. - Doradzam to samo - powiedział do czwórki. Owain uzupełnił amunicję w karabinku i pistolecie oraz wziął zapasowe magazynki z nabojami ekspandującymi do obu broni. Zostawił też napoczętą paczkę plastiku i w jej miejsce wziął granaty odłamkowe. W kapsule, korzystając z okazji podobnie jak Padre, wymienił swój zmaltretowany pancerz na nowy, tym razem ciężki, z tymi samymi modami. |
18-09-2017, 07:04 | #190 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 30 - Nowy cel (35:05) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 35:05; 175 + 60 min do CH Green 5 Green 4 - Pięć minut. Masz pięć minut. I cokolwiek się nie stanie ta zaraza nie opuści tego pomieszczenia. - po zdawałoby się trwającej wiecznie chwili napiętego milczenia z lufą wycelowaną w pojemnik Hollyard w końcu opuścił lufę. Wychodząc z sali operacyjnej rozcapierzył palce wolnej dłoni dając namacalnie wskazując te 5 minut. Schował pistolet do kabury, potem zabrał swoje rzeczy i opuścił blok operacyjny zamykając za sobą drzwi. Green 4 został sam w sali operacyjnej i jeszcze widział jak za szybą policjant zaczyna się ubierać w swój mundur, pancerz i resztę. Krótko ostrzyżony gliniarz wydawał się być na tyle zdeterminowany by zlikwidować te stworzenia. Chciał je zabić. Sam zaś został z tymi dwoma obiektami badań. Obydwa i ten wyjęty wcześniej z Patinio i ten z Hollyarda były zamknięte w pojemnikach. Ten pierwszy jeśli nie liczyć tego rozstrzelanego przez sfrustrowanego marine nadal wydawał się być spokojny, owinięty w ten skórzasty kokon. Ten był nieco mniejszy od ostatniego okazu. Ale nie było wiadomo czy to kwestia przypadku, wcześniejszego stadium czy innego gatunku obcego rodzaju. Drugi zaś niezmordowanie tłukł się o ścianki pojemnika stukając nieprzyjemnie. Wydawał się być w tym niezmordowany jak żywe ucieleśnienie wściekłości. Teraz doktor nauk medycznych stanął przed zagadnieniem: jak to zbadać? Ten w skórzastej błonie był biernym obiektem. Ale nie miał pojęcie jak zareaguje na naruszenie struktury tej błony aby zbadać stworzenie raczej trzeba było to zrobić. Drugi zaś był wciąż w ruchu tak bardzo, że pojemnikiem chwiało przy mocniejszych uderzeniach. Względnie bezpiecznie można było go obserwować przez ścianki pojemnika. Rozsądnym wydawało się podać narkozę by unieruchomić obydwa obiekty badań. Ale lekarzowi brakowało danych o anatomii obcych organizmów. Narkoza dla ludzi podziała jakoś? Wiedział tyle, że stworzenia mogły oddychać powietrzem atmosferycznym. Czyli musiały mieć jakieś płuca. Ale czy da się je uśpić zwykłą narkozą mógł tylko zgadywać. Sporo by mu dało znajomość składu krwi stworzenia. Krew tych stworzeń miała kompletnie inną barwę niż ludzi i większości stworzeń więc nie mogła bazować na hemoglobinie i związkach żelaza. No i zostawał jeszcze sam problem podania ewentualnej narkozy. Pudełka w jakich były zamknięte były szczelne jak klasyczny słoik. Podanie jakiejkolwiek rurki czy przewodu musiało jakoś naruszyć tą szczelność a to groziło ryzykiem wydostania się stworzenia na zewnątrz. Gdzieś mimochodem zarejestrował rozmowę ludzi na zewnątrz szyby. Dwaj mundurowi szykowali się do wyjścia. Patinio nawijał Hollyardowi co się działo przez czas jego operacji i wyglądało na to, że nie zamierzają tu spędzać nadmiaru czasu tylko chcą dołączyć do grupki jaka wyszła wcześniej. - Karl a zajrzysz tutaj? Zobaczysz co z nią? Ona od początku jest jakaś dziwna ale teraz to jej w ogóle odjebało. - odezwał się któryś z tych dwóch strażników aresztantki w izolatce. - Pilnuj go. Doktorze Kozlov proszę za mną. - Raptor przykazał latynoskiemu kapralowi zostać przy sali operacyjnej a ten kiwnął głową. Sam poszedł pewnie sprawdzić jak wygląda sprawa w izolatce wciąż dopinając pancerz i ekwipunek. Zaczął coś mówić pewnie przez komunikator ale Horst już nie słyszał co. Po chwili wahania podreptał za nimi podstarzały doktor o siwych włosach. Jakby na zawołanie stworzenie nagle zesztywniało nieruchomiejąc i zaczęło syczeć unosząc małą ale zębatą paszczę w stronę wieczka. Co w naturalny sposób przypominało wyjącego do księżyca wilka. Zgrało się to z ponownym krzykiem Olsen. Tym razem nieco wyraźniejszym jakby właśnie otwarto drzwi do izolatki. Wraz z nią krzyczeli mężczyźni choć u niej był to opętańczy, bezrozumny wrzask katowanego człowieka jakby obdzierano ją żywcem ze skóry a u nich były to typowe pokrzykiwania ludzi podstawionych w ekstremalnej i zaskakującej sytuacji. Zapewne niezbyt wiedzieli jak zareagować na zdumiewające ataki szału kobiety. Green 4 wiedział, że współczesna sztuka medyczna ludzkości też nie wiedziała jak zareagować na takie ataki. Kobieta musiałaby mieć jakąś rzadką ułomność czy defekt, może nawet mutację która jakoś osłabiała działanie środków farmakologicznych jakie niedawno jej podał. Lub wcześniej być pod wpływem jakichś środków które wpływały na te działanie. Innych możliwości wedle sztuki medycznej właściwie nie było. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 35:05; 0 + 40 min do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 35:05; 0 + 55 min do CH Black 2 Brown 0; Black 2, 7 i 8 - Cześć tu Hollyard. U nas w porządku. Wychodzimy z Patinio na górę ale trochę nam zejdzie. Więc lećcie bez nas jeśli trzeba. Sven na pewno się wszystkim zajmie. My damy znać jak wyjdziemy na powierzchnię. Powodzenia. - w słuchawkach nagle usłyszeli głos Raptora. Gdy go zostawiali ileś tam minut i poziomów temu szykował się do operacji jaką miał przeprowadzić Green 4. Widocznie się udała bo choć głos gliniarza był skupiony to jednak wydawał się brzmieć zdecydowanie jak zwykle. W tym wyścigu gdzie para piechurów musiała przejść pieszo przez cały podziemny schron i potem równie podziemny poziom “The Hell” w porównaniu do nadlatujących kropek widocznych na mapie i już słyszalnych gołym uchem raczej nie miała szans wygrać. A gdyby reszta miała na nich czekać zastopowali by całą grupę. - Ej Latina. Możesz zrobić krzyż tym swoim miotaczem? Będą schodzić do lądowania będzie dobrze widać nawet w dymie. - zaproponował Mahler bo co prawda ruszyli jak naprzód jak mówiła Black 8 ale wizg silników tężał tak szybko co potwierdzały migające kropki, że jasne stało się, że nigdzie sensownie stąd nie zdążą odejść. Detektor Brown 0 nadal świecił pustką a w obrębie ograniczonej widzialności widać było teren przemielony bombami. Wtedy nagle detektor zapikał wykrywając podejrzany ruch. Brown 0 nakierowała go dokładniej na to miejsce. Black 7 synchronicznym ruchem nakierował na ten perymetr swój ckm stając z jednej strony ostatniej ocalałej z grupy Brown. Mahler stanął z drugiej z wycelowanym pm. Po chwili Vinogradowej udało się doprecyzować namiar. Pod ziemią. Metr lub dwa, dość płytko. Kilka celów. Poruszały się słabo jakby dreptały w miejscu. Gdy usiłowała dostrzec własnymi oczami co to mogło być i gdzie najbardziej podejrzanym miejscem był jakiś lej przy drodze. Jeden z wielu jakie poszatkowały okolicę. Piromance aż zaświeciły oczka od propozycji marine i z wyraźną przyjemnością zabrała się za krzyżykowanie terenu. Stali teraz w pobliżu dwóch ścian ognia jaki rozświetlał ich sylwetki i twarze pomarańczową poświatą. - Tu Falcon 1. Najpierw przeleci nad wami eskorta więc spokojnie. Będzie w porządku to lądujemy. - w słuchawkach znowu odezwał się spokojny głos oficera zarządzającego akcją. Zaraz potem nad głowami grupki przed klubem przeleciała jakaś maszyna. Przez dym nie widzieli jaka ale za to słyszeli ten moment kulminacyjny gdy maszyna przeleciała tuż nad nimi i budynkiem a potem zaczęła się oddalać. Przez chwilę dojrzeli nawet cień jakby stali na dnie zbiornika wodnego i obserwowali przepływającego w górze olbrzymiego drapieżnika. Hawk jednak zagłuszył wszelkie inne odgłosy. - Wygląda, że jest czysto. Schodzimy. Dzięki za krzyżyk nawigacyjny. - doszedł ich głos Falcon 1 i znów słyszeli jak wizg silników narasta. Zobaczyli najpierw ciemny, zamazany kształt jaki zbliżał się do nich od strony drogi ale szybko przekształcił się on w wojskowy transportowiec z malowaniami Floty. W górze krążyły inne maszyny co własnymi zmysłami tylko odbierali jako wizg silników. HUD jednak zdradzały pozycję trzech krążących w pobliżu potrzaskanego bombami budynku klubu kropkach. Wreszcie transportowiec z już otwartą tylną rampą usiadł na potrzaskanym parkingu zaledwie kilkanaście metrów od płonącego znaku i czekającej wraz z innymi Black 8. Z rampy wybiegły uzbrojone i opancerzone sylwetki w mundurach Armii, Floty, Policji i paru innych. - Zapraszamy na pokład. - w słuchawkach odezwał się znowu Falcon 1. Tym razem z przyjemnym odcieniem głosu i lekki uśmiech dało się słyszeć w słuchawkach. Brown 0 nadal miała namiar na detektorze który nadal wydawał się dość niemrawy. Przynajmniej nie wydawał się skory do wyjścia ponad poziom leja więc dla ich oczu nadal był niewidoczny a silniki transportowca i krążących wyżej maszyn dość dobrze zagłuszały większość dźwięków. Między sobą dzięki komunikatorom dalej mogli rozmawiać swobodnie. Obroża jednak zakomunikowała zmianę statusu dla grupy Black. Dwójce Blacków przy Seres udało się dotrzeć do kapsuły więc system wyświetlił kolejny Checkpoint. Dotrzeć do pobliskiego lotniska. Zdobyć i utrzymać. Odległość z klubu HH 4550 m w linii prostej. Czas na wykonanie zadania 175 minut + 60 rezerwy. Działali obecnie w rezerwowym czasie dla spóźnialskich więc Obroża już zaczęła odliczanie do kolejnego Checkpoint. Tylko najpierw Black 2, 7 i 8 musieli zaliczyć Blackpoint 2 a tam wciąż mieli ponad 2 km w linii prostej i 55 minut czasu. Xenos też nie próżnowały. Nagle bez żadnego ostrzeżenia dały się słyszeć syczenia, wycia i zawodzenia. Gdzieś z budynku klubu, z dżungli chyba z każdej strony, z głębi podejrzanego leja no zewsząd. Przez moment udało im się zagłuszyć nawet silniki lataczy. Brzmiało to bardzo przerażająco. Black 2 przełknęła nerwowo ślinę, Brown 0 zaczęła rozglądać się nerwowo na wszystkie strony czując ściskającą za serce dłoń strachu. Mahler zbladł nerwowo zaciskając i rozkurczając dłonie na swojej broni. - Zwołują się. Niedługo coś odwalą. - powiedział zaniepokojony marine. Jedynie Black 7 i 8 wśród czekającej do zabrania grupki wydawali się kontrolować swoje emocje. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; Blackpoint 2 w Seres Laboratory; 2750 m do CH Black 3 Czas: dzień 1; g 35:05; 175 + 60 min do CH Black 3 Black 4 i 0 Udało się! Dostali się do kapsuły orbitalnej i Obroża zaliczyła im Checkpoint. Jako pierwszym z grupy Black. A wraz z dostaniem się do kapsuły dostali się do jej zapasów. Wcześniej udało się to tylko Black 6 ale tylko na moment i pewnie nie zdążył nic właściwie zabrać. Teraz po tym bombardowaniu kapsuła leżała przechylona pod dzikim kątem więc poruszanie się w niej było trudne. Sporo sprzętu leżało bezwładnie porozrzucane po podłodze, ścianie i półkach, jakiś uchwyt z karabinami nie wytrzymał i teraz trzeba było brodzić kopiąc te wszystkie pistolety, magazynki, granaty i inny wojskowy szpej bo zdawało się nie być ani kawałka wolnej przestrzeni by dać kroka. Para Parchów w czarnym malowaniu nie tylko musiała dać kroka ale wręcz zmienić i dobrać sprzęt w tej niewygodnej pozycji. Udało im się dostać do kapsuły, Zcivickiemu udało się postawić zaporę ogniową w pobliżu podejścia do kapsuły. Zyskali trochę czasu by zamknąć się w kapsule i dobrać sprzęt. Uzupełniali magazynki, dobierali granaty, zmieniali pancerze, Black 0 ustawił plastik na 10 minut by to wszystko wysadzić w powietrze i gdzieś tutaj kończyły się dobre wiadomości. Obroża zaliczyła im ten Checkpoint więc automatycznie wyznaczyła następny. Pobliskie lotnisko. Miało być punktem zbornym dla ocalałych niedobitków które planowano ewakuować. Grupa Black miała je zdobyć i utrzymać do momentu tej ewakuacji. W linii prostej było obecnie prawie 3 km. Ale sądząc po mapie terenu byłaby to ciężka przeprawa w tej linii prostej bo prawie całość trzeba byłoby pokonać na przełaj przez dżunglę. Łatwiejsza wydawała się droga która co prawda prowadziła jakby złośliwie dookoła ale jednak na pewno była łatwiejsza do pokonania niż przełaj przez dżunglę. Zwłaszcza jakby udało się zorganizować jakiś transport. Czas na wykonanie zadania 3 h i zwyczajowa 1 h rezerwy. Poruszali się dotąd już w czasie rezerwowym dla spóźnialskich więc system już zaczął odliczanie do Blackpoint 3. Tyle, że obecnie mieli inne zmartwienia i ten cel odległy o kilka kilometrów wydawał się jeszcze. Ogniowa zasłona jaką postawił Black 0 wypaliła się i o powierzchnię kapsuły zazgrzytały kły i pazury xenos. Próbowały się przegryźć do smakowitego wnętrza ale były marne szanse, że tym dość małym stworzeniom to się uda. Ale w uszkodzonym poszyciu mogły znaleźć jakąś szczelinę i tu ich niewielkie gabaryty mogły być im sprzymierzeńcem. Wtedy udałoby im się przedostać do środka. Pozostawanie wewnątrz choć pozornie bezpieczne z powodu mnóstwa zapasów i ochronnej roli samej kapsuły to jednak prawie na pewno ściągałoby ku sobie wszelkie xenos jakie tutaj były. Nie miały w końcu innych celów poza dwójką ludzkich kąsków zamkniętych w puszce. Tylko trzeba było się do nich dobrać. No i detonator plastiku tykał choć 10 minut wydawało się teraz odległą przyszłością. Wtedy gdzieś z dołu doszedł ich ryk. Potężny, wściekły ryk równie potężnego stworzenia. Brzmiał cholernie podobnie jak ten co z raz czy dwa słyszeli tutaj już wcześniej. Był co prawda przytłumiony przez te liczne ściany i poziomy dobiegający gdzieś z dołu. Zaraz potem bardziej poczuli niż usłyszeli drgania od uderzeń. Coś tam na dole się waliło, padały mury, pękały ściany jakby to coś próbowało swoją potęgą wypruć trzewia z budynku w jakim byli. Reakcja xenos była natychmiastowa. Zaskrzeczały wyciem odpowiadając na ten zew. Wydawały się ich być całe hordy. Najwyraźniej para Parchów w kapsule słyszała te które ją oblepiły ale były i inne. Bliżej i dalej. A to coś z dołu wyrywało kolejne kęsy z budynku tam na dole jakby chciało wyrżnąć wszystkich ludzi na tym globie. A dwójka z nich w zamkniętej kapsule kilka poziomów wyżej była w pierwszej kolejności do tej przyjemności. Black 4 spojrzał niepewnie na dowódcę przełykając nerwowo ślinę. Ale jego spokój dodały mu odwagi więc wrócił do kompletowania ekwipunku.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |