Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2017, 19:32   #48
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
- Jest nas... Czworo do walki. Jeśli większość z nich jest podobnie sprawna jak ci co na nas się wcześniej zasadzili to może, może mielibyśmy szansę. Nie podoba mi się jednak ich przywódca. Co robimy?

- Wypada po pięciu na łebka - Iskall ruszył swoimi krzaczastymi brwiami. - Może więcej, jeśli herszt jest naprawdę dobry. Frontalny atak raczej nie wchodzi w grę, posiekają nas jak dorodne wieprze.

Pokręcił głową, myśląc o perspektywie bycia posiekanym.

- Zostaje zasadzić się - zawyrokował. - Jeśli byli w konszachtach z wiedźmą, znaczy, że nie przyjmą jej śmierci dobrze. Prędzej czy później zaczną się rozglądać. Jeśli dobrze ich dostaniemy, możemy nieco wyrównać szanse. Poczekajmy, przycupnijmy. I uderzmy.

W innej sytuacji Hektor weselej przyjąłby możliwość sprawdzenia się w walce i pogonienia kilku bandytów. Teraz jednak czuł wciąż ciężar na duszy.
- Wyzwę go na pojhgredynek - rzekł cicho. - myślicie że przyjmie?

Gveir pokręcił głową.
- Nie przyjmie. Byłby głupi, jakby przyjął. A nawet jak przyjmie, to co zrobimy z pozostałymi?

- Pogonimy - powiedział rycerz jakby było to coś łatwego. - Bez dowódcy morale upadnie. Myślicie że chghrcieliby się mścić? Patrzcie jak chętnie się tu garną. Niemal czghruć smród z ich rajtuzów.

- Wieeeedźmoo! - dotarło do uszu zebranych. Ristoff spojrzał na wojów z gniewną miną.
- Zdecydujcie się albo ja to za was zrobię..! - syknął przez zaciśnięte zęby.*

- A to wyzywaj go sobie - rzekł z uśmiechem Gveir, ciekawy rozwoju wypadków.

- Przygotujcie się do walki z resztą bandytów, gdyby sytuacja nie potoczyła się po mojej myśli - mruknął - Zajghrmę tego przywódcę.
Hektor założył hełm i skierował się do wyjścia by stanąć wyprostowany w drzwiach. Obie dłonie trzymał na rękojeści miecza wspartego nagim ostrzem o ziemię. Na razie się nie odzywał.

- Będę was ubezpieczał z okien. Są odsłonięci, łatwo będzie trafić jeśli coś pójdzie nie tak - stwierdził Esmond który, już z łukiem w ręku, skierował się w stronę schodów prowadzących na piętro.

Gveir przyczaił się przy wyjściu tak, by móc obserwować utopca. Spodziewał się walki, więc wyciągnął miecz i czekał, obserwując sytuację.

Pośród bandytów zrobiło się poruszenie. Ich grupa zafalowały widząc wychodzącego rycerza. Część od razu podniosła kusze lecz przywódca powstrzymał ich gestem.
- Wiedźmo? Bawisz się z nami? - zapytał niepewnie. Któryś z bandytów coś powiedział i herszt przekrzywił głowę patrząc na rycerza.
- Ooo… ktoś ty?

Istniało kilka możliwości rozwiązania tej sytuacji. Hektor rozważał przez dłuższą chwilę każdą z nich. Na szczęście hełm zasłaniał jego zamyśloną twarz.
- Wiedźma żąda pojedynku - odpowiedział w końcu. - Ty i ja. Na ubitej ziemi.
W zasadzie nie było to do końca kłamstwo. Któż wie czego by chciała wiedźma gdyby żyła? Może w istocie chciałaby ich wynająć by uporali się z potępionym?
Przypomniał sobie o Lily i spochmurniał jeszcze bardziej.

- Co kurwa? - powiedział wyraźnie zaskoczony herszt. Popatrzył po swoich a potem się zaśmiał. Wyciągnął miecz i szarpnął swojego warga, że ten aż pisnął. Widać przyjął wyzwanie. Nie znał tylko rycerskiego kodu, bo ruszył na swoim wierzchowcu wprost na rycerza. Co miał zamiar zrobić kiedy jego przeciwnik stał w drzwiach? Ciężko było powiedzieć.*

Nagła reakcja herszta zaskoczyła Hektor, ale nie czekał biernie na szarżę.
- Rybożer! - warknął - Do mnie!
Stanął bokiem przed wejściem do domu by przepuścić warga obok siebie i zręcznie na niego wskoczyć łapiąc się siodła.
Skierował nos psa w kierunku wroga i mimowolnie uśmiechnął się do siebie.
Jeśli bandyci nie zaczną strzelać będzie to jak potyczka turniejowa. Bardziej krwawa lecz równie pasjonująca.

Rzucili się na siebie. Herszt i rycerz na swoich wierzchowcach. Rybożer mając mniej rozbiegu uległ wargowi przeciwnika zostając zepchniętym w bok na wóz. Hektor ledwo utrzymał się w siodle kiedy przeciwnik zamachnął się swoim dwurakiem. Klingi zadźwięczały.
- To ty zarżnąłeś moich co? - powiedział zmuszając rycerza do siłowania się na miecze.
W tym czasie Hebald stojący obok Gveira szepnął blednąc.
- Oni mają elementalistę

- Kolejnego maga? - zapytał Gveir, nigdy do końca nie będąc pewny spraw magii. - Postuluję skosić resztę, kiedy utopiec jest zajęty zabawą z hersztem. Możemy zacząć od elementalisty.

W tym czasie łowca dotarł na piętro i zajął pozycję w częściowo zabitym deskami oknie. Pozostając w ukryciu, kątem oka obserwował walkę toczącą się między rycerzami, większość uwagi zwracał jednak na główną grupę, szukając potencjalnie niebezpiecznych jednostek- kuszników, łuczników, a może i magów.

- Sami zghgrotowali sobie ten los - wygulgotał Hektor przedłużając zwarcie, próbując wyczuć jaką siłą dysponuje przeciwnik. Miał obok siebie wóz i zamierzał to wykorzystać. Naparł na klingę mocniej, by opętaniec również się napiął, a potem płynnym ruchem, zmniejszając nacisk skierował wrogie ostrze w ścianę wozu za sobą.

Miecze zgrzytnęły poraz kolejny i broń przeciwnika zaczęła się zsuwać. Czubek wbił się w ścianę z głuchym stuknięciem. Herszt nie zdał się wybity tym zajściem. Puścił swoje ostrze i złapał za te które miał utopiec uśmiechając się brzydko. Wtedy też Rybożer szarpnął się ostatecznie rozłączając walczących.

- To nie mag - szepnął Ristoff - Oni się tacy rodzą. Żywioły odpowiadają na ich wezwanie lecz nie zawsze mają nad tym kontrolę.

Esmond widział ruchy w szeregach bandytów. Wypuścili jednego przed siebie. Popychali go jakby pospieszając aby coś zrobił. No i wyciągnął ręce do rycerza i herszta.*

Gveir wsparł swoje ręce na głowni miecza, milcząc. Czekał. W tym momencie niewiele potrafił zrobić. Wyjście przed dwudziestu ludźi, z których także dobra ich część posiadała kusze, nie jawiło mu się jako najmądrzejszy pomysł. Postanowił pozwolić utopcowi dokończyć swój plan - jakikolwiek by on nie był. Problem polegał na tym, że w grupie stanowili siłę. Gdyby tylko w jakiś sposób ich rozproszyć, był pewien, że jego miecz potrafiłby pozbawić głowy niejeden kark.

- Jesteś magiem - rzekł najemnik. - Znasz sztuczki. Przydałaby się taka, co rozbiłaby tę ich grupę.

Gveir oczywiście nie miał pojęcia, do czego zdolny był Ristoff. Z każdą kolejną chwilą pojedynek zdawał mu się coraz to gorszym pomysłem. Czy nie miało więcej sensu zwabić ich do dworu, a potem pozabijać ich, jeden po drugim?*

Esmond obserwował całość z góry, jego uwagę przykuł mężczyzna wypychany przed szereg. Gdy ten uniósł dłonie, łowca przeklął pod nosem domyślając się, że ma przed sobą kolejnego czarownika. Płynnym ruchem napiął cięciwę i wycelował w postać. Czekał na najdrobniejszy gest lub ruch ust, sugerujący rzucanie zaklęcia. Nie zamierzał strzelać pierwszy, prowokowanie reszty bandytów do ataku było złym pomysłem.

Satysfakcja zalała zimne serce utopca. Ten jednak nie pozwolił sobie na przedwczesną radość. Przeciwnik, nawet bez oręża, jeszcze nie leżał u jego stóp błagając o litość.
Nie skorzystał z okazji od razu. Przez kilka uderzeń serca obserwował herszta uważnie śledząc jego spojrzenie próbując przewidzieć jego następny manewr.
Trzymając się siodła, opuścił miecz i nachylił się do przodu dając Rybożerowi do zrozumienia by szykował się do skoku. W końcu spiął zwierzę piętami skacząc tam gdzie według niego bandyta chciałby uskoczyć. Do ostatniego momentu miecz trzymał tak, aby był poza ewentualnym zasięgiem opętanego, w razie gdyby ten zrobił coś nieprzewidzianego. Dopiero wtedy, gdy już nie będzie mógł zareagować, zamierzał wyprowadzić cios, lecz tak by nie trafić wierzchowca.
 
Jaracz jest offline