Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2017, 19:37   #49
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Esmond dostrzegł z góry, że śnieg się zapada wokół walczących. Tamten wypchnięty jednak się nie ruszył. Tylko jego mina wyglądała jakby bardzo się starał koncentrować. Łowca połączył fakty i strzelił. Mężczyzna krzyknął raniony. Strzała zerwała mu kaptur rozcinając dotkliwie skroń.

Ristoff wyjrzał przez okno.
- Lily… Lily mogła ich łatwo rozproszyć. Ja nie praktykuję iluzji. - powiedział niezadowolony. Zaraz spojrzał w głąb pokoju za nimi.
- Mogę coś na nich zrzucić. Mogę ciebie i twojego wierzchowca przenieść na ich tyły. Będziemy mogli razem walczyć. Mogę cię wzmocnić. Albo sprawić abyś szybciej się ruszał. Ewentualnie jestem w stanie któregoś rozbroić...
Okazja sama się pojawiła. Jeden z bandytów krzyknął raniony. Złapał się za zranioną skroń i coś ponownie krzyknął. Reszta bandytów zaczęła uciekać.

Hektor spiął Rybożera. Warg posłusznie skoczył. Gdy spadał zamiast śniegu napotkał jednak śliskią ziemię. Łapy nie złapały oporu i oboje minęli herszta zbyt daleko aby go trafić. Nagle któryś z bandytów krzyknął raniony. Zaraz potem z jego ust wyrwało się krótkie “nie!” i cała reszta zaczęła biec. Herszt też zrobił zaskoczoną minę i sam zeskoczył z na ziemię odgradzając się swoim wargiem od bandyty.

To w żadnym razie nie wyglądało na fortel. Natychmiast spiął Rybożera i skoczył w kierunku wozu, by odgrodzić się nim od bandyty.

- Karhu, rusz dupę, robota czeka - Gveir skinął na niedźwiedzicę. - No dobra, czarodzieju, czaruj. Ten plan z przeniesieniem mnie na tyły brzmi najmniej głupio. Dajesz.

Najemnik przygotował się, kiedy Karhu przyszła. Zamierzał zajść bandytów z flanki i zacząć swoją część pracy.

Łowca posłał kolejną strzałę w kierunku zranionego bandyty, biorąc poprawkę przy celowaniu. Nie patrząc na efekt, przebiegł w kierunku następnego okna skąd wystrzelił celując w co bliżej znajdujących się mężczyzn. Po zwolniniu cięciwy powtórzył proces, chcąc zmylić bandytów i przekonać ich, że wewnątrz domostwa znajduje sie więcej nieprzyjaciół.

Wiele się na raz zdarzyło. Ponad okrzyki ostrzeliwywanych bandytów wybiło się głośnie “buch”. Ten jeden trafiony strzałą w prost w gardło napęczniał i pękł jak bąbel gotującej się wody ochlapując wrzątkiem najbliższą okolicę. Warg hersza zapiszczał poparzony.
- Au, au, ała. Łapy mnie szczypią! - zajęczał Rybożer unosząc na przemian łapy ze śniegu bezpiecznie schowany z rycerzem za wozem.
Dopiero gdy bandyci się pochowali zza nich, jakby z powietrza, pojawił się Gveir na swojej niedźwiedzicy i Hebald. Herszt zaryczał wściekle widząc tę sytuację. Skóra wokół jego oczu pociemniała, a same tęczówki zabłysły żółcią.
- Pozabijam was wszystkich!!!*

Iskall walczył zbyt wiele razy, żeby ulec emocjom w sytuacjach takich, jak ta. Spokojnie, jak tylko na to może pozwolić walka, przetrzebiał tłum, a Karhu dodała swoje trzy grosze.

- Ta zabawka wygląda, jakbyś mógł komuś nią zrobić krzywdę - mruknął, zamachując się swoim ostrzem w gardło jednego z otaczających go bandytów. - Zatańczymy?

Pomimo elementu zaskoczenia, wiedział, że ich przewaga może stopnieć nader szybko. Wypatrzył parę miejsc, gdzie mógł wycofać się szybko w razie, gdyby postanowili się przegrupować. W końcu, pierwszym krokiem było rozbicie grupy, dopiero potem konsekwentne jej zniszczenie.

- Więc trzeba je rozruszać! Dalej Rybożer! - rzucił rycer. - Do ataku!
Wyskoczył zza wozu nisko pochylony na wargu z mieczem nastawionym na sztorc. Tym razem zamierzał przejść do ofensywy. Nie chciał zatrzymywać się przy opętanym. Po jednym mocnym cięciu wolał wykonać kilka najazdów.

Najemnik ścierał się z bandytami. Pojedynczo nie sprawiali wielkiego oporu, lecz chwila zaskoczenia minęła. Przeciwnicy nie zamierzali walczyć czysto. Ci co byli dalej bez skrupułów strzelali z kusz do człowieka i jego wierzchowca. Część bełtów nie trafiała po krótkim słowie maga, lecz kilka trafiło celu. Bark został nacięty, puklerz obronił nadgarstek, policzek krwawił. Z niedźwiedzicy sterczało kilka bełów nie przeszkadzając jej w zamykaniu szczęk na powalonym bandycie. Gdzieś dalej Ristoff chował się za drzewami i oślepiał kuszników śniegiem. Ten zaś zabarwił się krwią martwych i rannych. Kilku padło pod strzałami Esmonda, kilku pod mieczem najemnika i zębami Karhu.

Hersz krzyknął na szarżującego Rybożera i w niespodziewanym przejawie szybkości złapał za jego uzdę. Siłą swoich mięśni wygiął jego kark tak, że warg musiał się pochylić, aż po prostu zarył pyskiem w śnieg i ziemię wysadzając rycerza z siodła. Hektor poleciał i z hurkotem zwalił się na ziemię.
- NIE LUBIĘ! JAK! MI! SIĘ! PRZESZKADZA! - ryknął herszta a jego oczy pociemniały przybierają krwisty kolor. Twarz jego miała teraz jakby krwawą plamę zamiast oczu.
- Kurrrwaaaa szef się wkurwiiił! - zakrzyknął któryś z bandytów i Esmond oraz Gveir zobaczyli jak wszyscy zaczęli się chować w krzaki.

- Ghrlaaa! - krzyknął zaskoczony Hektor padając na ziemię.
Potrząsnął głową otrząsając się i zaczął się podnosić. Przeciwnik ewidentnie należał do tych, których nie można lekceważyć. Rycerz jednak nie dał się zastraszyć wybuchowi gniewu, chociaż nienaturalnie zabarwiona twarz wzbudzała niepokój.
- Jesteś cały? - krzyknął do wierzchowca.
- Taaak - jęknął oszołomiony warg.
'To dobrze’ pomyślał rycerz wstając na równe nogi i pewniej chwytając miecz. Jego wróg był opętany gniewem. Bezpośrednie siłowanie się było skazane na porażkę, ale utopiec wiedział co zrobić. Najpierw...
- Hej ty! - krzyknął do opętanego. - Kaprawooki! Ktoś ci nasikał do płatków tego poranka, żeś taki narwany?
… Rozjuszyć.
 
Santorine jest offline