Stanęło na tym, że zaatakują Strażników stojących we wrotach wiodących do świątyni i tam spróbują szczęścia w poszukiwaniu śladów legionisty. Cedmon odprowadził psa na bok i uwiązał go do parkanu, przy jakiejś ruderze, nieopodal placu. Wszyscy przygotowali broń i umysły na czekające ich starcie z kapłanami, o których nie wiedzieli jakimi są wojownikami i czy posiadają jakieś tajemne zdolności, które będą mogli wykorzystać w walce.
I gdy stali przy schodach wiodących do wrót, planując wejść na górę i zaatakować znienacka kapłanów, wówczas dzwon rozbrzmiał po raz wtóry. Tym razem głośniej i donośniej, a z wnętrza budynku dał się słyszeć miarowy, jednostajny zaśpiew. Obaj pilnujący wrót strażnicy zwrócili swoje zamaskowane głowy na grupę awanturników, a potem bez słowa cofnęli się i naparli na masywne skrzydła wrót, które z cichym jękiem ustąpiły.
Kłąb dymu buchnął przez drzwi i spowił całe wejście i schody. W obłoku dymu pojawiły się zamaskowane postaci. Dzwon uderzył po raz trzeci. W akompaniamencie narastającego zaśpiewu kapłani wychodzili dwoma kolumnami przed świątynię. Wszyscy byli jednakowo odziani w czarne stroje i turbany, różniły ich tylko maski. Większość miała osłony twarzy wykonane ze stali. Kilku kapłanów miało złote i srebrne maski. Na samym przodzie procesji dwóch akolitów niosło brązowe kadzielnice, które buchały kłębami dymu. Za nimi, niesiona na marach spoczywała bogato odziana mumia, przyozdobiona złotem i malachitem. Następnie kapłani nieśli kilka urn z organami wewnętrznymi zmarłego, a procesję zamykał pochód intonujących pieśń kapłanów.
W tym samym czasie na placu pojawił się orszak żałobny, składający się z bliskich zmarłego. Odziani w białe stroje żałobnicy zbliżali się przez plac ku świątyni, zawodząc i lamentując. Prym w hałasowaniu wiodły kobiety - prawdopodobnie żony i córki zmarłego. Ów orszak zatrzymał się przed schodami, czekając aż kapłani zejdą na dół i skierują się ku bramie wiodącej do katakumb.